Skocz do zawartości
Nerwica.com

Tez tak masz


Pawlito

Rekomendowane odpowiedzi

Witam serdecznie.

Mam na imię Paweł i pochodzę z Gliwic.

Chciałbym po krótce opisać mój problem. Z nerwicą lękową spotkałem się pierwszy raz na studiach czyli jakieś 15 lat temu. Trochę krwi mi popsuła, trochę relanium zjadłem ale wybrnąłem z niej i za wyjątkiem ataków u dentysty i fryzjera to prawie o niej zapomniałem. Życie toczyło się w miarę normalnie, wziąłem ślub, wybudowałem dom i byłem szczęśliwym człowiekiem. Oczywiście skłonności nerwicowe dawały się cały czas we znaki m.in kalkulowanie czy żonie mam samochód postawić tak czy siak (obawa przed wypadkiem), czy na rowerach mamy jechać w prawo czy lewo, kończenie wchodzenia po schodach zawsze prawą nogą itd... plus hipochondria. No ale dało się z tym żyć. Mój problem pojawił się 3 miesiące temu. Wracając od rodziny byłem świadkiem wypadku samochodowego. Chciałem pomóc poszkodowanym ale oczywiście lęk przed tym , że mogę jeszcze pogorszyć sytuację spowodował, że nie dałem rady i odjechałem. Przez 2 dni nie mogłem dojść do siebie,, nerwica maksymalna (może ktoś przeze mnie zginął bo nie udzieliłem pomocy lub doszło do pożaru a mnie już tam nie było). Jak szwagier powiedział mi po dwóch dniach, że nikt nie zginął to emocje opadły, ale dodał, że mieliśmy szczęście bo chwilę później był wypadek śmiertelny na tej samej trasie. No więc skalkulowałem to sobie tak, że gdybym pozostał przy pierwszym wypadku to drugi by się nie wydarzył bo ja pierwszy odjechałem i pewnie po mnie następni i tak oto wpłynąłem na natężenie ruchu. Dodatkowo tydzień później nie zatrzymałem pijanego kierowcy (przyjechał do pracy we wsi). No więc zacząłem obarczać się za śmierć osoby w wypadku przy którym nie miałem udziału plus lęk, ze kierowca ze wsi w końcu kogoś zabije.

Poczucie winy i lęk po miesiącu doprowadziły mnie na skraj załamania nerwowego. Walczyłem z myślami chodząc na siłownię itp, ale dół postępował wraz z nerwicą. Walczyłem do końca, bałem się psychiatry ale byłem w takim dole , że myślałem, ze wariuję. Lekarz powiedział nerwica o podłożu depresyjnym, nie wie czy pomoże i w ogóle pytał się mnie o myśli samobójcze itd. Po tej wizycie już nawet lorafen 1mg kompletnie na mnie nie działał. Rozsypałem się całkowicie bo przecież podłoże depresyjne to depresja i z tego się nie wychodzi. Do tego ataki lęku powróciły i wszystko się kompletnie zawaliło. Między czasie zaliczyłem kolejnych psychiatrów, diagnozy zaburzenia lękowe, lękowo depresyjne itd. Psychoterapeuta mówił, ze to nie kliniczna depresja, że więcej lęku i nerwicy ale ja już sobie tak wbiłem depresję w głowę, że żadne słowa mnie nie pocieszają. Żadnych badań się nie da zrobić potwierdzających stan depresji, lekka, średnia, ciężka. Leki tj. 40mg parogenu (póxniej kazałem zmienić na seroxat-oryginał) zaczęły działać po 5 tygodniach a miały po dwóch. Przez te 5 tygodni myślałem, ze się skończę, nadzieja uciekała. W końcu coś zaczęło się dziać, pętla w żołądku popuściła, nadzieja powróciła. Biorę już 11 tydzień plus 10 larivonu na noc. Oczywiście jest lepiej ale nie śmieję się jak głupi do sera. Czasem jest lepiej czasem gorzej. W głowie mam cały czas depresję i nie potrafię żyć normalnie. Pani psycholog mówiła, że jak się będę dobrze czuł to nie będę myślał o depresji. Można powiedzieć, ze popadłem w paranoję, czytam już o chirurgii -wszczepianie urządzeń typu "rozruszniki" mózgu, elektrowstrząsach itd. Najchętniej wymazałbym 3 miesiące z życia, żeby zapomnieć pierwszą wizytę u psychiatry gdzie stwierdził podłożę depresyjne. Oczywiście mógłby skłamać i powiedzieć tylko o nerwicy, wtedy po prostu łatwiej byłoby z nią walczyć. No ale mleko się rozlało i teraz mam depresję bo mam depresję...katastrofa. Do tego zacząłem myśleć skoro raz coś sobie przypisałem nie ze swojej winy i doprowadziłem się do takiego stanu do dlaczego nie miałoby się to stać ponownie przy pierwszej lepszej okazji. Zaczęła mnie przerażać sama istota myślenia w ten sposób. Ostatnio zmarła pewna znajoma i już zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem nie przeze mnie bo ją częstowałem papierosami lub był wypadek na trasie którą jechałem i znowu myśli o winie. Nawet już przestałem wyrzucać "kiepy" przez okno samochodu bo a nóż coś się stanie w tym miejscu i coś sobie dopiszę.

No i tak w miarę z normalnego faceta od trzech miesięcy stałem się jakimś paranoikiem.

W pracy już tylko czytam o dziwnych metodach leczenia depresji, czyli skalpel, elektrowstrząsy, niacyna (witaminki B), o badaniach EEG (ponoć nic nie dają w określeniu stanu depresji), nawet już do szamana i na hipnozę się wybierałem.

Czy ktoś z Was może ma podobne schizy i dolegliwości jak ja? Czy jest jakaś metoda diagnozy depresji lub nawet bardzo droga metoda leczenia tego zaburzenia?

Czy można z tego wyjść? (boje się czytać po forach bo można dodatkowego doła załapać, samobójstwa itd). Najlepiej byłoby usunąć z pamięci ostatnie 3 miesiące przez elektrowstrząsy i byłoby gitara ,ale tak się nie da ..a szkoda, a może jednak?

Z góry dziękuję za odpowiedzi i przepraszam, jeśli ten wątek poruszyłem nie w tym miejscu (ewentualna prośba do moderatora o przekierowanie).

Zapomniałbym jeszcze wspomnieć, ze obok zaburzeń depresyjnych mam stwierdzony lęk przed lękiem czyli reasumując lęk przed lękiem, depresja w depresji, lęk przed kolejną depresją ........... takie tam :)

Czy już na zawsze będę uwiązany do seroxatu??? Teraz popijam skull cap (mam nadzieje, że nie koliduje z lekami)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×