Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pawlito

Użytkownik
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Pawlito

  1. Pawlito

    Tez tak masz?

    Strasznie mnie to zżera, mam straszną nerwicę bo mam no własnie "depresję" i koło się zamyka. Jestem też hipochondrykiem i nie wiem na ile teraz sam sobie wmawiam depresję.
  2. Pawlito

    Tez tak masz?

    A mógłby ktoś z wykształceniem medycznym wypowiedzieć się czy nerwica o podłożu depresyjnym (tak powiedział psychiatra) jest depresją?
  3. Pawlito

    Tez tak masz?

    Zgodzę się , że psychoterapia na pewno pomaga, natomiast mój lęk przed depresją jest tak duży, że psycholog sobie nie może dać z tym rady. Lęk jest przed tym , że z tego się nie wychodzi, ludzie popełniają samobójstwa itd., że już nigdy nie będę szczęsliwy, takie mam niestety myśli. O dziwo jedyny plus tej całej sytuacji jest taki, że teraz codziennie zakładam słuchawki i biegam po lesie, żeby na chwilę dać odpocząć umysłowi. Wcześniej tylko wieczorki przy TV, w życiu nie chciałoby mi się tyłka ruszyć :))), ale tęsknię za tym stanem spokoju ducha. Czy według Was w tej chwili paroxetyna jest najlepszym lekiem?
  4. Pawlito

    Tez tak masz?

    No i jeszcze pytanie czy te leki cały czas leczą stopniowo czy po prostu to co już zrobiły to wszystko i teraz tylko podtrzymują?
  5. Pawlito

    Tez tak masz?

    Seroxat biorę 3 miesiąc. Ja poszedłem po miesiącu do psychiatry gdzie i tak teraz sobie pluję w twarz, ze nie wcześniej tzn. np po tygodniu czy dwóch. Byłem w takim stanie, że nawet samochodów bałem się wyprzedzać, lęki miałem straszne. Ale oczywiście sądziłem , że się uspokoję, czas leczy rany a tu klops. 3-4 miesiące temu temat depresji czy stanów depresyjnych kompletnie mnie nie interesował, było to dla mnie fikcją. Przez ten cholerny wypadek wszystko mi się pomieszało. Mam tylko nadzieję, że mam więcej nerwicy niż depresji ale to tylko gdybanie. Może jest jakiś test psychologiczny, który określi stopień depresji albo rodzaj? Jeśli jest to jeszcze pytanie czy to ma sens jak się bierze antydepresanty.
  6. Pawlito

    Tez tak masz?

    Wrócę jeszcze do pytań z pierwszego postu. Czy można w jakiś sposób określić stopień depresji i jej zarys, rodzaj na moim przykładzie? Chodzę do pracy, jem normalnie, biegam wieczorami ale w głowie śmietnik, którego nie mogę się pozbyć. Oczywiście jak coś przeczytam niezbyt ciekawego to oblewają mnie poty. Wiem, że wypowiadają się tu na forum ludzie, którzy doskonale znają się na tych sprawach. Być może ktoś będzie mógł w fachowy sposób określić mój stan "umysłu". Tak jak pisałem jeden lekarz mówił nerwica o podłożu depresyjnym, inny zaburzenia lękowo-depresyjne, inna znowu zaburzenia lękowe, czy to by się zgadzało? W jaki sposób to leczyć poza farmakologią i psychoterapią?, jest jakaś niekonwencjonalna metoda na to dziadostwo? Po prostu chciałbym przestać myśleć o depresji a nie całymi dniami o niej rozmyślać. Dziękuję za odpowiedzi. P.s ...szkoda, że nie ma leku na zapominanie. Mam nadzieję, że już wkrótce coś lepszego wynajdą w USA.
  7. Pawlito

    Tez tak masz?

    Warto dodać, że moja dieta głównie składała się z piwa i papierosów.
  8. Pawlito

    Tez tak masz?

    Co masz Monapayne na myśli "zmień dietę"? Czy uważasz , ze ma to duży wpływ na poprawę stanu psychicznego? Czytałem już parę artykułów na ten temat i różnie ludzie piszą( akademiawitalnosci.pl/depresja-nie-to-tylko-brak-witamin/ )Czy Ty masz jakieś dobre doświadczenia z zastosowaniem diety? Mnie po prostu przeraża to co się ze mną stało i paranoja , że się powtórzy. Żyję już trochę na tym świecie ale czegoś tak strasznego nie przeżyłem. Te ataki paniki z poprzednich lat to powiedziałbym , że pikuś z tym co mnie teraz dopadło. Ten niesamowity dół i lęk, że to nigdy nie przejdzie. Czasami miałem wrażenie, że żyję w jakimś matrixie, że się obudzę z tego koszmarnego snu. Melisę piję, scull cap i jakieś zioła od zielarza na poprawę stanu jelit. To piwko to tylko w weekend nie więcej jak dwa bo się boję, ze z rana może być gorzej. Dziękuje za odpowiedź.
  9. Pawlito

    Tez tak masz?

    Wolalbym może nazwisk nie podawać. W gliwicach byłem u trzech i w zabrzu u jednego. Masz może jakiegoś sprawdzonego co dobrze zna się na zaburzeniach lękowo depresyjnych?
  10. Pawlito

    Tez tak masz

    Witam serdecznie. Mam na imię Paweł i pochodzę z Gliwic. Chciałbym po krótce opisać mój problem. Z nerwicą lękową spotkałem się pierwszy raz na studiach czyli jakieś 15 lat temu. Trochę krwi mi popsuła, trochę relanium zjadłem ale wybrnąłem z niej i za wyjątkiem ataków u dentysty i fryzjera to prawie o niej zapomniałem. Życie toczyło się w miarę normalnie, wziąłem ślub, wybudowałem dom i byłem szczęśliwym człowiekiem. Oczywiście skłonności nerwicowe dawały się cały czas we znaki m.in kalkulowanie czy żonie mam samochód postawić tak czy siak (obawa przed wypadkiem), czy na rowerach mamy jechać w prawo czy lewo, kończenie wchodzenia po schodach zawsze prawą nogą itd... plus hipochondria. No ale dało się z tym żyć. Mój problem pojawił się 3 miesiące temu. Wracając od rodziny byłem świadkiem wypadku samochodowego. Chciałem pomóc poszkodowanym ale oczywiście lęk przed tym , że mogę jeszcze pogorszyć sytuację spowodował, że nie dałem rady i odjechałem. Przez 2 dni nie mogłem dojść do siebie,, nerwica maksymalna (może ktoś przeze mnie zginął bo nie udzieliłem pomocy lub doszło do pożaru a mnie już tam nie było). Jak szwagier powiedział mi po dwóch dniach, że nikt nie zginął to emocje opadły, ale dodał, że mieliśmy szczęście bo chwilę później był wypadek śmiertelny na tej samej trasie. No więc skalkulowałem to sobie tak, że gdybym pozostał przy pierwszym wypadku to drugi by się nie wydarzył bo ja pierwszy odjechałem i pewnie po mnie następni i tak oto wpłynąłem na natężenie ruchu. Dodatkowo tydzień później nie zatrzymałem pijanego kierowcy (przyjechał do pracy we wsi). No więc zacząłem obarczać się za śmierć osoby w wypadku przy którym nie miałem udziału plus lęk, ze kierowca ze wsi w końcu kogoś zabije. Poczucie winy i lęk po miesiącu doprowadziły mnie na skraj załamania nerwowego. Walczyłem z myślami chodząc na siłownię itp, ale dół postępował wraz z nerwicą. Walczyłem do końca, bałem się psychiatry ale byłem w takim dole , że myślałem, ze wariuję. Lekarz powiedział nerwica o podłożu depresyjnym, nie wie czy pomoże i w ogóle pytał się mnie o myśli samobójcze itd. Po tej wizycie już nawet lorafen 1mg kompletnie na mnie nie działał. Rozsypałem się całkowicie bo przecież podłoże depresyjne to depresja i z tego się nie wychodzi. Do tego ataki lęku powróciły i wszystko się kompletnie zawaliło. Między czasie zaliczyłem kolejnych psychiatrów, diagnozy zaburzenia lękowe, lękowo depresyjne itd. Psychoterapeuta mówił, ze to nie kliniczna depresja, że więcej lęku i nerwicy ale ja już sobie tak wbiłem depresję w głowę, że żadne słowa mnie nie pocieszają. Żadnych badań się nie da zrobić potwierdzających stan depresji, lekka, średnia, ciężka. Leki tj. 40mg parogenu (póxniej kazałem zmienić na seroxat-oryginał) zaczęły działać po 5 tygodniach a miały po dwóch. Przez te 5 tygodni myślałem, ze się skończę, nadzieja uciekała. W końcu coś zaczęło się dziać, pętla w żołądku popuściła, nadzieja powróciła. Biorę już 11 tydzień plus 10 larivonu na noc. Oczywiście jest lepiej ale nie śmieję się jak głupi do sera. Czasem jest lepiej czasem gorzej. W głowie mam cały czas depresję i nie potrafię żyć normalnie. Pani psycholog mówiła, że jak się będę dobrze czuł to nie będę myślał o depresji. Można powiedzieć, ze popadłem w paranoję, czytam już o chirurgii -wszczepianie urządzeń typu "rozruszniki" mózgu, elektrowstrząsach itd. Najchętniej wymazałbym 3 miesiące z życia, żeby zapomnieć pierwszą wizytę u psychiatry gdzie stwierdził podłożę depresyjne. Oczywiście mógłby skłamać i powiedzieć tylko o nerwicy, wtedy po prostu łatwiej byłoby z nią walczyć. No ale mleko się rozlało i teraz mam depresję bo mam depresję...katastrofa. Do tego zacząłem myśleć skoro raz coś sobie przypisałem nie ze swojej winy i doprowadziłem się do takiego stanu do dlaczego nie miałoby się to stać ponownie przy pierwszej lepszej okazji. Zaczęła mnie przerażać sama istota myślenia w ten sposób. Ostatnio zmarła pewna znajoma i już zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem nie przeze mnie bo ją częstowałem papierosami lub był wypadek na trasie którą jechałem i znowu myśli o winie. Nawet już przestałem wyrzucać "kiepy" przez okno samochodu bo a nóż coś się stanie w tym miejscu i coś sobie dopiszę. No i tak w miarę z normalnego faceta od trzech miesięcy stałem się jakimś paranoikiem. W pracy już tylko czytam o dziwnych metodach leczenia depresji, czyli skalpel, elektrowstrząsy, niacyna (witaminki B), o badaniach EEG (ponoć nic nie dają w określeniu stanu depresji), nawet już do szamana i na hipnozę się wybierałem. Czy ktoś z Was może ma podobne schizy i dolegliwości jak ja? Czy jest jakaś metoda diagnozy depresji lub nawet bardzo droga metoda leczenia tego zaburzenia? Czy można z tego wyjść? (boje się czytać po forach bo można dodatkowego doła załapać, samobójstwa itd). Najlepiej byłoby usunąć z pamięci ostatnie 3 miesiące przez elektrowstrząsy i byłoby gitara ,ale tak się nie da ..a szkoda, a może jednak? Z góry dziękuję za odpowiedzi i przepraszam, jeśli ten wątek poruszyłem nie w tym miejscu (ewentualna prośba do moderatora o przekierowanie). Zapomniałbym jeszcze wspomnieć, ze obok zaburzeń depresyjnych mam stwierdzony lęk przed lękiem czyli reasumując lęk przed lękiem, depresja w depresji, lęk przed kolejną depresją ........... takie tam :) Czy już na zawsze będę uwiązany do seroxatu??? Teraz popijam skull cap (mam nadzieje, że nie koliduje z lekami)
  11. Pawlito

    Tez tak masz?

    Chciałbym jeszcze dodać, ze popijam scull cap (mam nadzieję, ze nie koliduje z lekami) i w weekendy piwko...na pewno nie koliduje :) Czy ktoś ewentualnie poda namiary na dobrego psychoterapeutę w okolicach Gliwic bo ciągle zmieniam i nie mogę trafić na "swojego" Czy jestem już na zawsze uwiązany do seroxatu?
  12. Pawlito

    Tez tak masz?

    Witam serdecznie. Mam na imię Paweł i pochodzę z Gliwic. Chciałbym po krótce opisać mój problem. Z nerwicą lękową spotkałem się pierwszy raz na studiach czyli jakieś 15 lat temu. Trochę krwi mi popsuła, trochę relanium zjadłem ale wybrnąłem z niej i za wyjątkiem ataków u dentysty i fryzjera to prawie o niej zapomniałem. Życie toczyło się w miarę normalnie, wziąłem ślub, wybudowałem dom i byłem szczęśliwym człowiekiem. Oczywiście skłonności nerwicowe dawały się cały czas we znaki m.in kalkulowanie czy żonie mam samochód postawić tak czy siak (obawa przed wypadkiem), czy na rowerach mamy jechać w prawo czy lewo, kończenie wchodzenia po schodach zawsze prawą nogą itd... plus hipochondria. No ale dało się z tym żyć. Mój problem pojawił się 3 miesiące temu. Wracając od rodziny byłem świadkiem wypadku samochodowego. Chciałem pomóc poszkodowanym ale oczywiście lęk przed tym , że mogę jeszcze pogorszyć sytuację spowodował, że nie dałem rady i odjechałem. Przez 2 dni nie mogłem dojść do siebie,, nerwica maksymalna (może ktoś przeze mnie zginął bo nie udzieliłem pomocy lub doszło do pożaru a mnie już tam nie było). Jak szwagier powiedział mi po dwóch dniach, że nikt nie zginął to emocje opadły, ale dodał, że mieliśmy szczęście bo chwilę później był wypadek śmiertelny na tej samej trasie. No więc skalkulowałem to sobie tak, że gdybym pozostał przy pierwszym wypadku to drugi by się nie wydarzył bo ja pierwszy odjechałem i pewnie po mnie następni i tak oto wpłynąłem na natężenie ruchu. Dodatkowo tydzień później nie zatrzymałem pijanego kierowcy (przyjechał do pracy we wsi). No więc zacząłem obarczać się za śmierć osoby w wypadku przy którym nie miałem udziału plus lęk, ze kierowca ze wsi w końcu kogoś zabije. Poczucie winy i lęk po miesiącu doprowadziły mnie na skraj załamania nerwowego. Walczyłem z myślami chodząc na siłownię itp, ale dół postępował wraz z nerwicą. Walczyłem do końca, bałem się psychiatry ale byłem w takim dole , że myślałem, ze wariuję. Lekarz powiedział nerwica o podłożu depresyjnym, nie wie czy pomoże i w ogóle pytał się mnie o myśli samobójcze itd. Po tej wizycie już nawet lorafen 1mg kompletnie na mnie nie działał. Rozsypałem się całkowicie bo przecież podłoże depresyjne to depresja i z tego się nie wychodzi. Do tego ataki lęku powróciły i wszystko się kompletnie zawaliło. Między czasie zaliczyłem kolejnych psychiatrów, diagnozy zaburzenia lękowe, lękowo depresyjne itd. Psychoterapeuta mówił, ze to nie kliniczna depresja, że więcej lęku i nerwicy ale ja już sobie tak wbiłem depresję w głowę, że żadne słowa mnie nie pocieszają. Żadnych badań się nie da zrobić potwierdzających stan depresji, lekka, średnia, ciężka. Leki tj. 40mg parogenu (póxniej kazałem zmienić na seroxat-oryginał) zaczęły działać po 5 tygodniach a miały po dwóch. Przez te 5 tygodni myślałem, ze się skończę, nadzieja uciekała. W końcu coś zaczęło się dziać, pętla w żołądku popuściła, nadzieja powróciła. Biorę już 11 tydzień plus 10 larivonu na noc. Oczywiście jest lepiej ale nie śmieję się jak głupi do sera. Czasem jest lepiej czasem gorzej. W głowie mam cały czas depresję i nie potrafię żyć normalnie. Pani psycholog mówiła, że jak się będę dobrze czuł to nie będę myślał o depresji. Można powiedzieć, ze popadłem w paranoję, czytam już o chirurgii -wszczepianie urządzeń typu "rozruszniki" mózgu, elektrowstrząsach itd. Najchętniej wymazałbym 3 miesiące z życia, żeby zapomnieć pierwszą wizytę u psychiatry gdzie stwierdził podłożę depresyjne. Oczywiście mógłby skłamać i powiedzieć tylko o nerwicy, wtedy po prostu łatwiej byłoby z nią walczyć. No ale mleko się rozlało i teraz mam depresję bo mam depresję...katastrofa. Do tego zacząłem myśleć skoro raz coś sobie przypisałem nie ze swojej winy i doprowadziłem się do takiego stanu do dlaczego nie miałoby się to stać ponownie przy pierwszej lepszej okazji. Zaczęła mnie przerażać sama istota myślenia w ten sposób. Ostatnio zmarła pewna znajoma i już zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem nie przeze mnie bo ją częstowałem papierosami lub był wypadek na trasie którą jechałem i znowu myśli o winie. Nawet już przestałem wyrzucać "kiepy" przez okno samochodu bo a nóż coś się stanie w tym miejscu i coś sobie dopiszę. No i tak w miarę z normalnego faceta od trzech miesięcy stałem się jakimś paranoikiem. W pracy już tylko czytam o dziwnych metodach leczenia depresji, czyli skalpel, elektrowstrząsy, niacyna (witaminki B), o badaniach EEG (ponoć nic nie dają w określeniu stanu depresji), nawet już do szamana i na hipnozę się wybierałem. Czy ktoś z Was może ma podobne schizy i dolegliwości jak ja? Czy jest jakaś metoda diagnozy depresji lub nawet bardzo droga metoda leczenia tego zaburzenia? Czy można z tego wyjść? (boje się czytać po forach bo można dodatkowego doła załapać). Najlepiej byłoby usunąć z pamięci ostatnie 3 miesiące przez elektrowstrząsy i byłoby gitara , ale tak se ne da Panie Hawranek...a szkoda, a może jednak? Z góry dziękuję za odpowiedzi i przepraszam, jeśli ten wątek poruszyłem nie w tym miejscu (ewentualna prośba do moderatora o przekierowanie). Zapomniałbym jeszcze wspomnieć, ze obok zaburzeń depresyjnych mam stwierdzony lęk przed lękiem czyli reasumując lęk przed lękiem, depresja w depresji, lęk przed kolejną depresją ........... takie tam :)
×