Skocz do zawartości
Nerwica.com

żałosne wywody uzależnionej z zaburzoną osobowością


bad habits

Rekomendowane odpowiedzi

Miałam spory dylemat, czy pisać w tym dziale, czy w dziale uzależnienia. Jedno i drugie mnie dotyczy. Wiem, że inaczej odebrana zostanę przez czytających ten dział, a inaczej byłabym odbierana przez uzależnionych.

 

Sama nie wiem od czego zacząć. Jestem zmęczona, potwornie zmęczona.

Zawsze wracam na forum, gdy coś złego się dzieje i tak jest tym razem. Za każdym razem czuję się jednak coraz bardziej wypruta z sił. Coraz starsza, coraz bardziej tym wszystkim zmęczona.

 

Leczę się od 10 lat najpierw na zaburzenia osobowości typu chwiejnego emocjonalnie. Potem okazało się, że jestem też alkoholiczką i, być może, lekomanką. Musiałam więc przerwać psychoterapię i pójść na odwyk. Trochę nie piłam, potem znowu do tego wróciłam. Ostatecznie jestem trzeźwa od ponad roku. Długo zajęło mi dojście do tego, że mój humor był zepsuty nie tylko przez zaburzenia osobowości, ale też przez picie. Przekonałam się do tej teorii na tyle, że uwierzyłam, że jedynym moim problemem jest uzależnienie.

 

Twardym lądowaniem na dupsko było uświadomienie sobie, że wygrzebanie się z uzależnienia to nie wszystko. Muszę wrócić na terapię, na której byłam przed odwykiem. Mam ochotę wpier*lić wszystkim terapeutom uzależnień, którzy wmawiali mi, że nie mam żadnych zaburzeń osobowości tylko uzależnienie. W kółko wszystko tłumaczyli uzależnieniem. A teraz słyszę, że to dobrze, że ogarnęłam picie, bo w końcu mogę zająć się zaburzeniami osobowości.

 

Ej ja naprawdę zrobiłam sobie nadzieję, że w końcu dołączę do grona normalnych! Że będę się cieszyła pełnią życia jak ci podejrzanie szczęśliwi ludzie z AA. A tu taki zonk. Będę uzależniona do końca życia = nigdy nie będę normalna. Zaburzenia osobowości miały się gdzieś rozpłynąć w powietrzu, a ja czuję się przed kilkoma laty, gdy to, że próbowałam się zabić było tłumaczone alkoholem. Nie wiem czy do końca życia będę na psychotropach, dzięki którym ciągle słyszę pytanie: dlaczego się nie uśmiecham?

 

Teoretycznie jestem tyle lat w "branży", ponad pół życia nieszczęśliwa, że powinnam to już zaakceptować. I tak postępem jest, że czasem ratuje mnie świadomość, że to wszystko dzieje się tylko w mojej głowie. Wiecie, bo ja naprawdę nie mam na co narzekać. Teoretycznie mam wszystko, czego potrzeba do życia. Jest mi ogromnie wstyd, że narzekam na swoje życie. Przy ludziach, których poznałam na terapiach i AA jestem tylko małym rozpuszczonym bachorem, któremu należy się mocny kopniak w dupę. Jacyś chętni? Pięknie podziękuję za mocnego kopa.

 

Sama nie wiem, czego od was oczekuję i po co to piszę. Myślę, że to klasyczny akt desperacji. Z każdym nawrotem depresji, czy jak to nazwać, mówię sobie, że tym razem nie dam już rady. mam żal do siebie, że jednak daję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też padłem ofiarą, braku profesjonalnego podejścia od znachorów uzależnień. Po skończeniu terapii depresja wróciła z potrójną siłą i leki nic nie pomagają. Co najlepsze, wielokrotnie im wspominałem o tym, ze to mi nie pomaga, ze problem leży gdzie indziej, to oczywiście dostawałem w zwrocie te ich terapeutyczny bełkot, ze najpierw to potem tamto, wiadomo wrzucanie wszystkich do jednego worka. Pieniądze wydane, próba podjęta, wysiłek włożony, szansa wykorzystana, teraz się można chociaż z czystym sumieniem odjebać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na szczęście kasę do tej pory wydałam tylko na psychotropy. Chociaż przez te kilka ładnych lat tyle się ich ołykałam, że miałabym za ten hajs niezłe wakacje.

Po całkiem spokojnym roku trzeźwości, gdy już zaczynasz nieśmiało wierzyć, że najgorsze minęło, że trzeźwość i dobrze dobrane leki to klucz do spokoju, oh jak bardzo boli, że to wszystko to była tylko ułuda!

Ktoś sobie ze mnie nieźle zażartował.

Moja starsza od 10 lat siostra powiedziała mi ostatnio, że nie chce już żyć, że nigdy jej się nie chciało. Przecież ja mówię to samo. To takie smutne, że to samo powiem też za 10 lat.

Ostatnio coraz częściej nie mogę sobie darować, że nie zabiłam się gdy piłam, przecież prawie się udało, co za porażka. Na trzeźwo nie umim.

Jestem tak wszystkim zawiedziona.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też na psychotropy, ale dojazdy, 2 miesiące w mieście ja mieszkam po za nim i cały ten lament.... Ja zaznaczałem na początku, że mam problem z ekspozycja jestem skryty i mam depresje przez co udaje, ze jest ok, przy większej liczbie osób. Każdy kto był na terapii wie jak jest, wszyscy mówią o alko i o tym jak leją dzieci po pijaku, ale nikt, prze nikt, nie przyzna się do tego, że ma depresje. Schematy wrzucanie wszystkich pod jeden wzorzec, brak indywidualnego podejścia. Chociaż tyle że trochę wiedzy można zaczerpnąć, robi to niezły burdel.

Pierwszego dnia dziewczyna powiedziała, że ktoś tam brał tramal, na przerwie dostała wrzuty, ktoś ja chyba nawet opluł i tacy są trzeźwiejący alkoholicy. Chciaz miejscami bywało dobrze, można sobie ciekawe analogie zachowań wynieść. Tylko co z tego jak nie zajmujesz się całym tym gównem które siedzi w tobie, przy którym alkohol to takie tam igraszki, bo kontrolować siebie to przy kontrolowaniu alkoholu dopiero wyzwanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×