Skocz do zawartości
Nerwica.com

[proza] Psychoterapia.


shinobi

Rekomendowane odpowiedzi

Psychoterapia

 

Chorowała od zawsze, ona, istota wiecznie drążąca, odsłaniająca kolejne karty – od wtedy, do wstecz – tego dziewięciomiesięcznego kalendarza fazy prenatalnej swego nikczemnego trwania w poszukiwaniu traumy niezidentyfikowanej, a jak uparcie wierzyła dla przeszłych, teraźniejszych jak również przyszłych faz życia, swego tego jedynego, i na wieki wieków, kluczowych. Nawet podczas rozprasowywania kartonów po mleku, snując przy tym wizję zbawiania ciemiężonej postępującą industrializacją, też intelektualną i emocjonalną atrofią człowieka, ziemi, czuła stale towarzyszący jej lęk przed nieznanym doświadczeniem, które zdeterminowało jej byt, a które każdej nocy nawiedzało ją w powracających pod wpływem obsesji koszmarach. Spędzane głównie w domowych pieleszach życie przerywane było jedynie akcydentalnymi erupcjami szaleńczej wiary w siebie, kiedy to po niewinnym preludium pod postacią mizdrzenia się topless do lustra osiągała apoteozę samoakceptacji wybrzmiewającą w pełnych euforii, a bywało, że i skandalizująco bluźnierczych okrzykach „Jesteś do zerżnięcia, suko!”; po czym wychodziła do ludzi, co i tak zawsze kończyło się porażką, bo oni tak jakoś na nią patrzyli, tak krzywo. Zapętlona w cyklach ruminacji, odseparowana od siebie i świata, jeszcze w trzydziestym trzecim roku życia sądziła, że nawet żołądź jest owłosiony. Ten stan trwał lata, w końcu utyła.

„Boże, co za zapuszczone dziewczę...” – pomyślała Pani Doktór, gdy zobaczyła nową pacjentkę.

Po standardowych wstępie, ustaleniu personaliów, może wypełnieniu jakiegoś druczka, a może nie, rozwiązaniu kilku nic nie wnoszących testów, oglądaniu jakichś plam i tak dalej, chora spróbowała ustalić źródło swoich problemów:

- Próbowałam już psychodynamicznej, behawioralno-poznawczej, systemowej, ale ciągle nie mogę doświadczyć pełni siebie celem poszerzenia do optymalnych rozmiarów, obwarowanych tylko przypisaną mi w genach zdolnością absorpcyjną mojego bezczasowego „ja”, samoświadomości jednostkowego, wyodrębnionego istnienia. Sprzężenia zwrotne drgające swobodnie pomiędzy Id a Ego powodują, że tracę kontakt z wyższą świadomością, co powoduje, że nasuwają mi się kolejne, wciąż pozbawione klucza, wizje zgrzytów w podsystemach, do których należę, i to nie tylko dlatego, że nie mogę wejść do tego, co przede mną zamknięte, nie bardziej niż wyjść z tego, co przede mną otwarte, ale i dlatego, że nie mogę już pragnąć bardziej niż chcę, a nie chcę bardziej niż mogę brnąć ślepo po tej kamienistej, ciernistej drodze ku samoświadomości w szczególe, a świadomości ludzkiego bytu w ogóle, dochodząc przy tym z pewnością i nieuniknienie do wniosku, że wszelkie działania są zbędne, niszczące, wybory pozorne, bo i tak niosą ze sobą jedynie cierpienie związane z niewiadomą co do kształtującej mnie, a traumatycznej empirii z fazy prenatalnej. Myśli pani, że to ma sens? – prawie wyszlochała ostatnie zdanie.

- Myślę, że tak. – skłamała, myśląc, że nie, a starała przy tym otrząsnąć się już zupełnie ze słodkiego letargu pełnego i włoskich kalafiorów po dwa dziewięćdziesiąt dziewięć w promocji, i pachnących słońcem, różowych malinówek, i oliwy z ryżem na niej skwierczącym, a oprószonym lekko kurkumą, osypanym pachnącymi listkami bazylii, które on zerwał dla...

- ...damy radę, prawda? – pacjentka wbiła się w kluczowy fragment resztki podskórnych rozważań psycholożki akcentując pytanie otarciem jednorazową chusteczką perlącej się w kąciku oka łzy, a cofając przy tym, jakby chciała je wtopić w piersi, swoje liczne brody, i pierwszą, i drugą, też trzecią, która również mogła uchodzić za wole.

- Może jedynie...

- Ma pani rację, może jedynie w umysłowo upośledzonych, niezdolnych do zamykania swojego „ja” w cyklach wyświechtanych póz, są jeszcze jakieś resztki prawdy wynikające z braku pretensji do bycia kimś więcej, niż pohukująca, zarośnięta małpa? – roztargniona gubiła się w myślach skacząc swobodnie pomiędzy strumieniami trosk splątanymi w jej głowie.

- Chciałabyś być niepełnosprawna umysłowo?

- Nie, ale może brak kończyny, nogi, najlepiej obu nóg, nadałby mojej marnej egzystencji wciąż zgłaszającej pretensje do bycia jeśli nawet nie kimś, to chociaż czymś, czymś więcej niż tłuste zero, jakieś realne, odarte z przerostu ambicji ramy?

- Może... – zastanawiała się, przemykała też dyskretnym spojrzeniem po butach pacjentki, zauważając: „Boże, może sobie pozwolić na kaprys łażenia w zdezelowanych tenisówkach, bo i tak wszyscy wiedzę, że w domu ma i adidasy, i najki.” – ...może opowiem ci o pewnym człowieku. Gdy go poznałam, karłem był już zupełnie zdezelowanym. Wszędzie są tacy ludzie, niedostosowani menele, których przeznaczeniem jest pełznąć przez życie bez celu, wysysać ból ze szpiku własnych kości aż do końca, aż świadomość zgaśnie. Rodzą się słabi, a życie trzaska ich po pysku, i zmiękcza jeszcze bardziej. Niektórzy z nich, w tej swojej wszechogarniającej brzydocie ciała, w tej biedzie, w braku perspektyw i obycia, mają jedną przerażającą wadę, inteligencję, a może wrażliwość, które – choć sukcesywnie obumierające – bywa, że budzą się do życia pod wpływem chwili, kiedy to oni, menele, gdzieś pomiędzy tym jednym a drugim pociągnięciem parchatymi usty łyka z brudnej flaszki, obserwują może słońce gasnące w szybach ciepłych domostw, co objawia im jakiś przedziwnie ulotny sens istnienia, życia, a może kruchą wizję szczęścia. Wtedy próbują znaleźć odpowiedź na prastare pytanie: „Co by było gdyby?”

- Ale co to ma do rzeczy? Ja cierpię, rozumie pani, mam nierozwiązane sytuacje z fazy... z różnych faz, ale głównie z tej fazy, i... i też zadaję sobie różne pytania, o miłość, o bankructwo wszelkich idei, o konające wieloryby, i o to, że może Pan Jezus przeganiając kupczyków ze świątyni osiągnął sukces tylko krótkotrwały, ponieważ dzisiaj, po dwu tysiącach lat, to nie Bóg jest istotą, a pieniądz jest Bogiem, co powoduje, że pierwiastek ludzki wtapiany niegdyś w ziemski krajobraz traci swój sens, bo...

- Dręczy mnie jedno pytanie, naprawdę mnie dręczy.

- Może odnośnie tej fazy prenatalnej?

- Nie, nie... zastanawiam się tylko, jak ci to powiedzieć.

- Myśli pani, że też jestem zdezelowaną karlicą? - westchnęła.

- Nie, myślę, że jesteś gruba i zapuszczona. Zastanawiam się co by było, gdybyś schudła, znalazła sobie chłopa, mnie przestała zadręczać sobą, a siebie pierdołami.

 

 

 

 

----------------

Oczywiście jest też na blogu, to można sobie przeczytać wyjustowane. ;)

 

-- 01 cze 2012, 18:14 --

 

Poprawiłem kilka błędów, być może są jeszcze jakieś, wersja poprawna tu:

http://shinobi-mysli-zesrane.blogspot.com/2012/06/psychoterapia.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

halenore,

Ja kofciam Kleksa jego piegi na kwasie i sok z makówki hihi, często sobie na you tube wrzucam akademie i oglądam świetny film, tak samo jak podróże , ksiazki też fajne.

 

-- 03 cze 2012, 14:26 --

 

shinobi,

ja tam lubię Musierowicz ma fajny klimat, jak mogłeś nie wiedzieć?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli mam być szczera, mnie ani Dr. Dollitle ani Ania z Zielonego Wzgórza nie zauroczyly...

A Przygody Tomka jak najbardziej, uwielbialam te książki Szklarskiego! całą serię mialam, którą kilka lat temu oddałam małej kuzynce :))

Akademię Pana Kleksa w jedną noc przeczytałam!!! :D:D to byl świat :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×