
eleniq
Znachor-
Postów
2 586 -
Dołączył
Treść opublikowana przez eleniq
-
Dobrze powiedziane, jakbym czytał o sobie Właśnie tak jest, że pewnych ran nie da się już uleczyć, bo trzeba z nimi żyć. Ja jestem po jednej psychoterapii bardzo zdruzgotany, że nie da się nic poradzić i trzeba to pogodzić. Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że każdy ma jakieś tam problemy, ale niestety nie każdy ma dobry ten instynkt samozachowawczy, jest słaby psychicznie i wszystko bierze do siebie, co powoduje, że jego problemy są tysiąc razy większe niż powinny, niestety... Bo jak ktoś ledwo co wyszedł w jednym kawałku z takiego domu, bez tego koniecznego zaspokojenia poczucia bezpieczeństwa, akceptacji i wsparcia, no i potem jeszcze musi zderzać się z tą zewnętrzną pozadomową rzeczywistością, to taki człowiek nie mając wykształconych mechanizmów obronnych może sobie z tym zwyczajnie nie poradzić, przeleje się ta czara goryczy, no i koniec...
-
Witaj Posłuchaj, przeczytałem wszystko i doskonale cię rozumiem, bo miałem bardzo podobnie... Postaram ci opisać mój problem i spróbować cię jakoś wesprzeć Z tym, że u mnie był to problem z mamą. Odkąd pamiętam moja mama była osobą strasznie wycofaną, była bardzo wyciszona, też było jej wszystko obojętne wokół, mówiła bardzo cichutko, udawała niewiniątko, bywała płaczliwa, przez co wszyscy się nad nią litowali, jednak nie była taka absorbująca jak twój ojciec, wręcz odwrotnie, była bardzo nieobecna. Cały czas siedziała w domu i jedyne czym się zajmowała to siedzeniem dosłownie przez cały dzień na kanapie i graniem w pasjansa i tylko pasjansa na laptopie, no i oczywiście telewizor włączony cały czas, kapcie wyjebane w kąt, łachy rozrzucone po kątach, zostawiała na kanapie i parapecie sól, krakersy i opakowania po jogurtach. Jednak była w stanie ugotować obiad, bo mój tata nie umiał, to ktoś musiał gotować. Nie chodziła do pracy, zwolniła się jakieś 4 lata temu, zaczęła pić po tym i tak się raz upiła, że doznała mikro-udaru przez który doznała później lekkiego niedowładu i pojechała do szpitala, do tego zdiagnozowali u niej nadciśnienie i stany depresyjne, dostała leki na nadciśnienie i na depresję, choć na depresję leczyła się już bardzo długo. Podejrzewam że przez te leki antydepresyjne ją zamulały, była odcięta od emocji, tylko siedziała i była w swoim świecie, nie dało rady z nią porozmawiać. Mało tego, ona nie potrafiła rozmawiać z ludźmi, dzwonili do niej rodzina czy znajomi, to opowiadała tylko o innych, np. wyjawiła znajomym, że ja byłem w psychiatryku, że jestem gejem itd strasznie mnie to denerwowało, nie potrafiła o sobie opowiadać, o pogodzie itd tylko o innych, nawet jak ktoś jej pytania zadawał przez telefon to mówiła tylko "tak" lub "nie", no i do tego też niewyraźnie mówiła przez ten niby udar. Nawet były sytuacje, że nie miała co robić i śledziła mojego facebooka i pocztę, nie wiem po jakiego /cenzura/a, w ogóle jak coś wyczaiła to kablowała tacie, że umawiam się z jakimiś dziwnymi ludźmi przez internet, takie tam... Sama nie potrafiła w ogóle wziąć spraw w swoje ręce, we wszystkim trzeba było jej pomagać, do tego mój tata jej strasznie ulegał. Jedyne co potrafiła sama robić to brać te pieprzone leki. Jeśli chodzi o mycie, to raczej się myła chociaż często chodziła w jednych leginsach czy bluzce. Moja mama akurat miała stwierdzone tylko zaburzenia depresyjne, lęków nie miała, choć jak musiała zadzwonić do lekarza albo coś formalnego załatwić, to coś ją tam chyba lekko łapało, w każdym razie lęków silnych raczej nie miała. No i najgorsze, że mój tata jej podlegał, bo pamiętam raz była sytuacja, że zostałem zaproszony na 18-stkę koleżanki i rodzice też byli zaproszeni bo to było na takiej sali to przyjęcie, to ona jak tam weszła to chciała już po 5 minutach wychodzić, bo muzyka jej za głośno grała, ona była dość bojaźliwa i nadwrażliwa czasem, no to tata oczywiście musiał ją odwieźć, ja oczywiście zostałem na imprezce, ale po prostu nie rozumiem jak można odwalać takie dziwne akcje... przychodzisz na imprezę do kogoś, to już trzeba zostać... Moja mama też mało o siebie dbała ogółem, nie przejmowała się zdrowiem, nie leczyła się na serce, nie robiła badań kontrolnych, bo były teleporady wygodniejsze no i nagle zmarła mi w lutym na ulicy. No cóż, trzeba było odprawić pogrzeb, co mnie denerwowało, bo z jakiej racji taki pogrzeb się jej należał, nagle trzeba było to znajomym opowiadać, choć wcześniej ona się nimi nie interesowała... Aż ja się zastanawiałem co by było gdybym to ja samobójstwo popełnił, bo chciałem to zrobić dawno przed jej śmiercią, to czy wtedy ktoś by mnie tak opłakiwał... No niestety coś było nie tak w relacji z mamą, przez co miałem do niej tyle negatywnych uczuć, po prostu nie interesowała się mną, mam takie wrażenie i nawet nie mogłem przyjąć do wiadomości tego że tak nagle zmarła, bo nie mogę znieść tego, że wszystko miała zapewnione i wszyscy się tak o nią martwili, bo nie pamiętam, żeby ona się kiedykolwiek martwiła o mnie, bo była momentami bez uczuć... To niesprawiedliwe i ja przez to coraz bardziej myślę o samobójstwie... Nie mogę tego po prostu znieść, że moja mama, która miała wszystko gdzieś tak po prostu odeszła, czuję się bezradny, bo nie mogę teraz nic z tym zrobić, choćby odbudować tej relacji czy może powiedzieć jej co o niej szczerze myślałem, że nie powinna mieć dzieci itd... Podsumowując moja mama nie interesowała się moim rozwojem, była za delikatna dla mnie czasem, nie umiała mnie wychować, w ogóle nie nadawała się na rodzica, ciągle mi jakieś pierdoły gadała, że jestem grzeczny, wrażliwy itd bo ona też taka była, a co mnie to obchodziło, psychika dziecka i tak jest dość wrażliwa i trzeba uważać, mam jakąś traumę przez mamę, której nie mogę teraz przepracować zbytnio, bo mi zmarła ehhh, pcha mnie to jeszcze bardziej do samobójstwa... Co do Twojego ojca to faktycznie może mieć teraz tą depresyjną fazę. Poza tym twój ojciec jest jakiś dziecinny, bo ciągle się o wszystko pyta, domaga się uwagi itd... zawsze taki był? Bo aż się zastanawiam czy zrobił się taki na skutek choroby czy po prostu taki jest. Tak z ciekawości chciałem spytać, jaki był przed chorobą, kiedy miał ten pierwszy epizod, bo teraz to już chyba trochę latek ma... Wiesz tak nawiązując do mojej mamy to ci powiem, że nie da się nic poradzić, jeśli dana osoba nie będzie miała tej wewnętrznej motywacji do zmiany swojego zachowania. Nie zmienisz drugiego człowieka, jedyne co to możesz zmienić stosunek do niego, by móc z nim jakoś żyć. Bo podejrzewam, że przy takim dziecinnym zachowaniu twój tata chyba nawet nie jest świadomy do końca tego jaką krzywdę wam wyrządza. Wiesz psycholog czy psychoterapeuta też może bardzo niewiele zdziałać jeśli twój tata nie będzie widział u siebie problemu. Niestety mam też takie doświadczenia, że psycholog doszukuje się problemów u innych członków rodziny i szuka drugiego dna tam gdzie go nie ma, oni też mogą to źle zinterpretować i wam nawrzucać np. że to wasza wina itd. Jednak ja sądzę po swoich doświadczeniach, że problem jest tylko u ojca, bo wy robicie wszystko dla niego i to jest godne pochwały, że tak wytrzymujecie. Co do tej choroby dwubiegunowej na którą cierpi ojciec, to z tego co wiem, ta choroba niestety bywa ciężka w leczeniu, cięższa momentami nawet od schizofrenii. Czasem jeden lek może nie wystarczyć przy leczeniu chadu, czasem trzeba je łączyć, no i jak pacjent nie może sobie poradzić z chorobą wyłącznie lekami to można dołączyć psychoterapię, ale wtedy on musi wyrazić chęć. Pogadaj z lekarzem o tym, czy dało by się jakoś uskutecznić to leczenie, dobry lekarz powinien ci coś dobrego poradzić, może zalecić dołączenie kolejnych leków czy psychoedukację albo nawet przymusowy pobyt w szpitalu psychiatrycznym w celu lepszej diagnozy i lepszego dopasowania leków. Są i takie możliwości Bardzo ci współczuję, bo to jest po prostu jeden wielki krzyż pański, co teraz z nim masz... Pamiętaj też, że nie musisz się zajmować swoim tatą 24h/d, zawsze możesz się wyprowadzić do kogoś z rodziny albo dobrego znajomego. Bo wiesz też osoby chore psychicznie jak już nie dają rady ze swoją chorobą niestety stają się coraz bardziej zależne od innych. Twój tata zawsze może trafić do domu opieki w takiej sytuacji, jak sam nie jest zdolny do życia, bo to bardzo mocno widać... Trzymaj się, życzę ci wszystkiego dobrego, jesteś silny!!! Pozdrawiam, Marek.
-
Też uważam, że piękne wiersze napisałeś
-
To prawda duloksetyna bardzo szybko się rozkręca, szybko niweluje lęki i myśli samobójcze, wyrównuje nastrój. Tylko czasem są przy niej problemy gastryczne. Podejrzewam, że duloksetyna jest bardzo dobra wtedy kiedy SSRI albo wenlafaksyna nie zadziała za dobrze... Co do sulpirydu to idźcie do wątku o sulpirydzie, bo zaraz was admin stąd zmiecie
-
Ja tak miałem, kiedy powiedziałem terapeutce, że nie daję rady u niej na terapii. I to wcale nie było miłe... i powiem jeszcze, że tak mnie jej zachowanie wtedy rozzłościło bardziej niż kiedykolwiek... Nawet wysłałem jej SMS-a, opisałem jej co się działo ze mną po ostatniej sesji, oczywiście nie pisałem, że przez nią to było... to ona jeszcze taka mądra mi odpisała, że to przez ostatnie zmiany w życiu mogę się tak zachowywać... Nie no co to w ogóle za tanie wytłumaczenia... Oczekiwałem, że zmięknie i zaproponuje choćby omówienie tego czy coś, a ona zamyka temat takim wytłumaczeniem. Aż nie wiem czy to ja bardziej wtedy zgłupiałem czy ona... Nawet jak jej zwierzyłem się, że w szpitalu psychiatrycznym miałem zamiar popełnić samobójstwo, to ona stwierdziła, że to przez to, że za dużo ludzi jest w szpitalu... I znowu wytłumaczenie takie, że o dupę potłuc. Nie zapytała się dlaczego, co się stało itd, nie umiała dotrzeć do mnie, sam do siebie musiałem docierać, grzebać, prowadzić analizę... Wobec tego powiedzcie mi: Czy pacjent rzeczywiście sam musi do siebie cały czas docierać sam? Po co się przychodzi do terapeuty? Chyba po to, żeby móc do siebie dotrzeć przy specjaliście, a nie po to by słuchać jakichś idiotycznych wytłumaczeń i mieć niby zamknięty temat... Ale też może jestem zbyt dociekliwy...
-
Nic mi się nie chce - Apatia, Anhedonia, Abulia, Nuda
eleniq odpowiedział(a) na Dżoker temat w Depresja i CHAD
Ja mam apatię i anhedonię potworną momentami. Do tego mam też strasznie słaby apetyt, jakąś taką lekką bezsenność i brak libido przy tej apatii/anhedonii. Jestem wtedy też odcięty od emocji, nic nie czuję, w głowie jakaś taka niby pustka, ale jedyne konkretne myśli jakie wtedy mam to oczywiście takie rezygnacyjne i samobójcze, nieraz z leciutkimi tendencjami tzn. pisaniem listu, szykowaniem akcesoriów, jednak jak na razie bez działań destrukcyjnych... -
@johnn oj ale żeś zrobił "spis zażaleń"... jednak z tego co piszesz, to chyba chcesz powiedzieć, że terapia albo terapie jakie miałeś nie pasowały ci po prostu. No zdarza się i tak, nie każdy potrafi z psychoterapii korzystać, nie każdy ma do tego głowę, bo coś może go ograniczać np. brak tego myślenia abstrakcyjnego o którym @acherontia styx ci powiedziała... W psychoterapii nie tylko ten monolog czy dialog terapeutyczny ma znaczenie (zwykła wymiana zdań), czyli doświadczanie emocji na terapii i przy tym próba ich nazwania, wyłapania, przeżycia... to jest właśnie mentalizacja. Oczywiście rozumiem problem, bo wiem też, że niektórzy po prostu na skutek pewnych zaburzeń psychicznych mają problemy z odczuwaniem emocji i przez to nie mogą normalnie funkcjonować... ale to da się leczyć, pod warunkiem, że pacjent będzie chciał poznać swoje emocje Ja właśnie do tego doszedłem ostatnio, bo na mojej terapii była właśnie tylko taka wymiana zdań, nic więcej... szkoda, że dopiero po tych 2,5 latach dowiedziałem się jaki ja byłem wyprany z emocji, nie okazywałem ich w ogóle, tylko ciągle dusiłem w sobie, a potem oczywiście płaciłem za to stanami lękowymi... Bo też mi się teraz zaczęło wydawać, że to właśnie lęk zastępował u mnie emocje. Ale kiedy leki zniosły mi lęki, to z kolei wróciła mi ta cała depresja, apatia, anhedonia itd, bo jak czułem jakieś emocje to tylko te negatywne.
-
To co jeszcze chciałem zauważyć, to że nie każdy terapeuta ma doświadczenie w prowadzeniu psychoterapii u osób z zaburzeniami. Wiadomo, że nie da rady każdego wyleczyć, ale też trzeba wiedzieć, jak postępować z osobą zaburzoną. Bo też jest tak, że niektórzy chodzą sobie na psychoterapię tak bardziej "dla siebie", żeby sobie umysł odświeżyć przed jakimś wydarzeniem np. będą na jakimś wysokim stanowisku i chcą zwiększyć swoją odporność na stres, to są też tzw. treningi czy jakoś tak. Ale do terapeuty głównie przychodzą ludzie zagubieni w sobie, stłamszeni lękiem, no ogółem na zakrętach życiowych. I błąd też jest taki, że osobie zaburzonej nie raz dają takie dziwne wytłumaczenia jak zwykłej osobie np. że zła pogoda to dlatego złe samopoczucie. No takie wytłumaczenia to mi może każdy sprzedać, ale terapeuta powinien tak zadawać pytania, żeby nakierować na problem np. "z czym pan wiąże ten zły nastrój" albo "czy coś się dzieje w pana/pani głowie niedobrego" no takie coś... Niestety ja miałem okazję spotkać się właśnie z takimi prozaicznymi wytłumaczeniami, w ogóle to jest bez sensu dla osoby zaburzonej psychicznie, ja tak uważam. W końcu płacimy tym terapeutom nie mało za 1h albo nawet jeszcze mniej bo 45-50min. sesji i cóż... różnie to wypada. Bo wiadomo, pacjent na terapii stara się na tyle, na ile może, na ile mu pozwala nastrój, na ile mu pozwala jego sposób myślenia, który też chciałby pewnie poszerzyć... Może i troszkę za dużo wymagam, ale kurde ja tylko chcę zostać nakierowany na problem, a nie zbywany jakimiś głupimi tłumaczeniami. Gdyby takie tłumaczenia miały sens, to nikt by nie chodził załamany.
-
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
eleniq odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
Czuję się przez ostatnie tygodnie naprawdę strasznie. Miałem zamiar nawet jednego wieczoru w końcu ze sobą skończyć, połknąłem aspirynę na rozrzedzenie krwi, ale jednak wziąłem lek na sen i zasnąłem spokojnie, potem rano znowu coś mi odwaliło i też zażyłem tą pieprzoną aspirynę, ale spokojnie to nie były duże ilości i nic mi nie było... Taką miałem ochotę pociągnąć ostrze po sobie, odwaga powolutku mi wzrastała, ale w emocjach byłem to też za bardzo się nie dałem, myślałem o tacie co on by przeżywał, bo teraz tylko on mi został z rodziny... Ostatnio też NIC nie sprawia mi przyjemności, nawet te rzeczy które wcześniej ją sprawiały przestały ją sprawiać, jedyne co to patrzę na ten cały świat z taką przerażającą obojętnością, wrogością, brakiem nadziei na cokolwiek dobrego. Czuję się czasami bezradny wręcz, jestem bardzo zły na siebie, że nie znam swoich uczuć i tłumię je całe życie, co bardzo odbiło się na tym, co mam teraz, czyli zero kontaktów, w ogóle brak konkretnego wykształcenia, tylko matura i teraz będę musiał pójść do pracy, a potem jak ochłonę to może się zdecyduję na jakąś szkołę, ale mam ogromny problem wybrać co bym chciał w życiu robić. Życie nie jest dla mnie, skoro nie umiem nim kierować, tracę nad nim kontrolę. Mam dosyć, nawet z samym sobą już nie daję rady! Przez to nic nie mogę osiągnąć, wszystko mi się nie podoba. Niestety też było tak, że moja mama była taka, że nic jej wiecznie nie pasowało, ciągle zalękniona, zero kontaktów, masakra! Teraz jeszcze mi zmarła, bo przestała o siebie dbać i nie chciała się leczyć na serce. Jeśli ja mam taki być, to serdecznie dziękuję za takie życie, bo co to za życie. W samotności człowiek niestety z lekka też wariuje, przestaje się orientować w świecie, ja tego nie chcę! Mam nawet dosyć psychoterapii, bo nawet ona mnie przerosła w pewnym momencie. Mam 22 lata, a takie spustoszenie w głowie że masakra. Nie wiem jak ja to odbuduję, teraz muszę samemu, bo już dorosły jestem... Jednak jeszcze nie mogę się z tym światem żegnać, bo niedawno mamę stracił mój tata i wiecie... trochę za dużo tego. Jeszcze nadzieja zostaje w lekach, idę do lekarza pojutrze, żeby coś poradził na mój stan. Farmakologia w tym momencie to moja jedyna nadzieja na jakąś tam poprawę... -
Czy ktoś z was miał tak, że biorąc 60mg duloksetyny miał coś w rodzaju biegunek i "rzadkich kupek" oraz kłucie pod żebrami jakby wątroba i czy to komuś może przeszło po jakimś czasie? Bo ja tak miałem, ale brałem duloksetynę tylko przez 2 tygodnie, ale jestem ciekaw czy może te przykre objawy ustępują czy raczej trzeba by się z nimi męczyć non stop
-
METYLOFENIDAT (Concerta, Medikinet, Medikinet CR)
eleniq odpowiedział(a) na Badziak temat w Stymulanty
Wiesz, nie wiem czy samymi lekami da się komuś podnieść motywację, słyszałem że dopamina najmocniej podnosi u niektórych ludzi motywację, jeszcze innym noradrenalina, aż w końcu nawet serotonina potrafi pobudzić do działania co po niektórych. Różnie to bywa z lekami. Próbowałeś może amisulprydu w małych dawkach? No nie wiem co z twoją tarczycą, nie jestem lekarzem, po prostu poczekaj te 3 tygodnie, ale na pewno nie umrzesz, spokojnie, cierpliwości -
METYLOFENIDAT (Concerta, Medikinet, Medikinet CR)
eleniq odpowiedział(a) na Badziak temat w Stymulanty
Wydzielanie hormonów tarczycy jest regulowane przez noradrenalinę i dopaminę. Tak mówi wikipedia. Ale zawsze najlepiej spytać lekarza, albo przeczytać ulotkę Apropo zmęczenia: "Nie należy stosować metylofenidatu w celu zapobiegania lub leczenia normalnych stanów zmęczenia." - tak mówi ulotka -
Witajcie! Wątek kieruję nie tylko do osób chorujących na nerwicę lękową, ale też zdrowych czy też wyleczonych z nerwicy lękowej. Chciałem się zapytać, czy cierpicie na jakieś parasomnie, czyli: - koszmary senne - paraliże przysenne - lęki nocne - somnambulizm (lunatykowanie) I jak często wam się zdarzają, jak sobie z nimi radzicie, czy psychoterapia na nie pomaga, czy jakieś leki wam je łagodzą bądź co gorsza nasilają, oraz jakiej są natury, jak mniej więcej wyglądają... Bo też jak pytam znajomych to okazuje się, że osobom nienarażonym zbytnio na stres i zaburzenia psychiczne parasomnie zdarzają się bardzo rzadko, a nawet wręcz w ogóle nie występują, zaś w przypadku osób chorych psychicznie (ChAD, schizofrenia), z zaburzeniami osobowości czy też depresyjnymi, lękowymi parasomnie zdarzają się znacznie częściej i różnie na nich wpływają. Jedni radzą sobie lepiej, drudzy niestety gorzej... MÓJ PRZYPADEK: Ja mam zaburzenia lękowo-depresyjne (F41.2) oraz samoistne nadciśnienie tętniczne i moją zmorą nocną bywają koszmary senne, wybudzenia w środku nocy z lękiem i kołataniami serca oraz paraliż przysenny 1 raz mi się zdarzył do tej pory. Jak narazie biorę leki: Ludiomil 75mg, Ketrel 200mg i Nebilenin 5mg. Też jak brałem Ketrel w połączeniu z SSRI/SNRI to miałem wyjątkowo mocno nasilone koszmary senne, które bardzo mnie przerażały i pogarszały samopoczucie za dnia, pamiętałem te sny, nie mogłem się skupić momentami, miałem myśli samobójcze z nich powodu... Teraz jest oczywiście lepiej na tym zestawie leków co napisałem Jednak dalej coś tam się czasem pojawia i będę to próbował leczyć psychoterapią. A u Was jak?
-
No fakt, twoja sytuacja nie jest zbyt lekka, bo masz 5-letnią córkę oraz sam do tego wzmagasz się z problemami ze zdrowiem psychicznym. Często się zdarza, że nerwica współwystępuje z depresją czy stanami depresyjnymi, takimi jak myśli samobójcze. Ale jedno jest pewne - to się da leczyć!!! Tylko trzeba chcieć. Ja z kolei mam raptem 22 lata na karku i z zaburzeniami depresyjno-lękowymi wzmagam się już blisko 10 lat, nie miałem łatwego dzieciństwa, przyjmuję leki i uczęszczałem wiele razy na różne psychoterapie, też mam pewne problemy z tym związane, bo mam też nadciśnienie i tachykardię. Dokucza mi też potworna samotność, izoluję się od ludzi przez chorobę. Mam też inną orientację seksualną, więc trudniej mi o partnera, szczególnie przy zaburzeniach psychicznych... Powiem Ci, że ja chyba nigdy nie zaszedłbym tak daleko jak ty - 32 lata, 5-letnia córka, narzeczeństwo... Wiesz ile ludzi takich jak my pragnie tego co ty masz? Musisz o siebie teraz zawalczyć, zapisz się na jakąś psychoterapię, otwórz się ze swoim problemem przed specjalistą, bo przecież masz córkę i nie możesz jej zostawić... I podejrzewam, że pewnie i narzeczoną masz, czy nie? W twoim przypadku samobójstwo czy nawet któraś już z kolei próba samobójcza pogorszy tylko sprawę o tysiąckroć... Zawsze możesz też udać się do psychiatry i poprosić o skierowanie na terapię nerwic na psychiatrycznym oddziale dziennym - to taka bardzo intensywna, codzienna psychoterapia zapewniająca przy okazji wsparcie grupowe oraz różnego rodzaju zajęcia jak rysunek, muzykoterapia, które pozwalają okiełznać stres. Powodzenia!
-
Potwierdzam. W wielu przypadkach wystarczy jeden dobrze dobrany lek przeciwpsychotyczny, najlepiej atypowy Schizofrenia mimo, że jest ciężka to jest mocno podatna na leczenie farmakologiczne. Ale fakt, przyczyn schizofrenii nie da rady wyleczyć, jedynie można tłumić objawy wytwórcze i zaleczać te negatywne objawy schizofrenii, bo te osiowe objawy niestety w dużej mierze zostają do końca życia...
-
No tak bo neuroleptyki są przeznaczone głównie do leczenia schizofrenii i choroby dwubiegunowej. W zaburzeniach lękowo-depresyjnych są już stosowane w ostateczności, np. kiedy występują silne skłonności samobójcze albo upośledzenie funkcji poznawczych. Niektóre z nich mają też działanie stabilizujące nastrój w depresji, kiedy stosowanie samych leków przeciwdepresyjnych nie wystarcza. Nerwicę lękową leczy się głównie psychoterapią albo psychoterapią połączoną z farmakoterapią, kiedy pacjentowi ciężko się skupić na samej psychoterapii. @PiotrekLondon Odradzam ci absolutnie stosowanie neuroleptyków wyłącznie do leczenia zaburzeń lękowych, bo neuroleptyki mogą wywołać nawet depresję u niektórych osób, bo blokują receptory dopaminowe. Z neuroleptyków działających przeciwdepresyjnie można próbować małe dawki sulpirydu albo amisulprydu bo w mniejszych dawkach blokują presynaptyczne receptory dopaminowe przez co lekko odhamowują uwalnianie dopaminy. Neuroleptyki stosuje się tak czy siak w bardziej złożonych zaburzeniach lękowych przebiegających bardziej przy depresji, bo przy takich zwykłych psychonerwicowych nie powinno się ich stosować bo podobno mogą nasilać tego rodzaju lęki.
-
Zastanawiam się na ile to może być spowodowane lekami, które biorę: Ludiomil 75mg, Ketrel 200mg i Nebilenin 5mg. Właśnie biorę też beta-bloker na serce i słyszałem, że te leki mogą zaburzać sen. Idę do lekarza 30 czerwca. W ogóle mam też straszne myśli samobójcze ostatnimi czasy, może to też spowodowało ten paraliż, po prostu nerwy... Dzięki za info
-
Witaj To bardzo ładnie ale też odważnie z twojej strony, że zdołałaś opowiedzieć swoją historię leczenia. Powiem Ci, że ja bym się na takie coś chyba nie zebrał. Co prawda dałbym radę bardziej opowiedzieć o sobie i swoich przeżyciach niż o swoim głębokim wzmaganiu się z problemem na psychoterapii. Akurat jestem zdania, że cała psychoterapia powinna być mimo wszystko przestrzenią dobrą dla pacjenta, co by się nie działo. Psychoterapeuta musi zawrzeć z pacjentem tzw. przymierze terapeutyczne, które zobowiązuje go m.in. do powstrzymania się od oceniania, o którym pisałaś. Psychoterapeuta nie powinien także szufladkować czy tworzyć jakichś swoich teorii na temat pacjenta. Bardzo ci współczuję, bo musiałaś wyjść z tego całego procesu terapeutycznego naprawdę zagubiona i rozczarowana... Rozumiem to, bo sam tak teraz poniekąd mam, przez ostatnią psychoterapię, czuję też pewną bezsilność i bezradność. Ale zdaję sobie sprawę, że nie mogę się poddać i próbować dalej... Ja też spotkałem różnych psychologów, psychiatrów czy nawet pielęgniarki bez serc, którzy straszyli mnie choćby domami opieki... No ale cóż, życie toczy się dalej i nie ma co wiecznie się rozczulać... Trzymaj się, jesteś bardzo silna!!!
-
Dziś w nocy ogarnęło mnie coś dziwnego. Chodzi o to, że miałem sen, którego treści nie pamiętam, jednak pod koniec tego snu, "coś" mnie złapało jakby za gardło i podduszało, dusiłem się, serce mi bardzo mocno kołatało i nie mogłem otworzyć oczu, starałem się, ale nie mogłem. Do tego podczas tego podduszania słyszałem dosłownie jakieś dyszenie, oddychanie i stukanie czy coś takiego. Ale jestem święcie przekonany, że to słyszałem. Minęło to po jakichś paru-parunastu minutach, otworzyłem oczy, ogarnął mnie lęk, jedyne czego chciałem to zasnąć... Zasnąłem po pewnym czasie i obudziłem się z lekkim lękiem jak zwykle i depresyjnymi myślami... Towarzyszyły mi silne depresyjno-lękowe myśli po tym zdarzeniu przez dzisiejszy dzień... Zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę nikogo nie było w tamtym momencie przy mnie, że tylko tak mi się zdawało, ale kurde takie nocne lęki nie są przyjemne. Jak myślicie czy to wina nerwicy czy może leki, które biorę powodują takie dziwne rzeczy??? Ktoś miał podobnie?
-
I to jest godne pochwały Ja nie odpuszczę dopóki się z nią nie spotkam, teraz niby ma za dużo pacjentów, ale powinna znaleźć choć jedną godzinkę...
-
Ja jak swoją poinformowałem o tym, że nie mogę już dłużej przychodzić na jej psychoterapię, to mi zaczęła wytykać, że nie potrafię korzystać z psychoterapii i mało tego skomentowała moje zaburzenia psychiczne, że i tak mogę sobie nie dać z nimi rady, takie tam... No po tym co mi powiedziała, to mało nie popełniłem samobójstwa, jednak jeszcze się trzymam... Jednak będę musiał z nią jeszcze sobie wyjaśnić parę rzeczy i spotkać się jeszcze raz, żeby podsumować do czego doszedłem i dlaczego faktycznie nie mogę do niej chodzić, bo wtedy obeszło się bez mojego wyjaśnienia. Ale też wiem jedno, że terapeucie nie wolno pacjenta diagnozować i szufladkować, bo terapeuta ma obowiązek patrzeć na pacjenta podmiotowo, a nie jako kogoś ograniczonego umysłowo przez swoje zaburzenie psychiczne.
-
Na początku rzeczywiście była u mnie ulga, że uwolniłem się od niektórych stanów psychicznych jakie psychoterapia powodowała, jednak niestety w moim przypadku okazało się, że jeszcze terapia będzie mi potrzebna i zaczęło pojawiać się jakieś uczucie bezradności, obniżonego nastroju, braku oparcia, trochę zaczęły wracać lęki niestety... A w takim przypadku było by wskazane wrócić na terapię, albo rozpocząć nową, skoro na poprzedniej nie czułem się bezpiecznie.
-
Wiesz, to co prezentujesz w swojej wypowiedzi może przypominać takie myślenie magiczno-życzeniowe. Jest ono charakterystyczne nie tylko dla schizofrenii ale także dla schizotypowego zaburzenia osobowości albo dla nerwicy natręctw myślowych Widzisz jest wiele koncepcji. Jak mówiłem... porozmawiaj o tym z lekarzem czy może nawet psychologiem, bo też myślę, że twój problem może nadawać się na psychoterapię, skoro cię niepokoi. Lekarz ewentualnie po przeprowadzeniu diagnozy mógłby dobrać leki w razie potrzeby, jednak chcę cię przestrzec, że leki stosuje się, kiedy pacjent już naprawdę nie daje rady normalnie funkcjonować. Ja ci powiem, że mam zaburzenia lękowo-depresyjne i u mnie podstawą leczenia jest psychoterapia, a leki biorę jedynie po to, żeby wyrównać wahania nastroju i wspomóc zwalczanie myśli samobójczych. Bo niestety u mnie oprócz lęku występują jeszcze okresowo nasilające się myśli samobójcze, nawet niestety obmyślam plany... Teraz muszę czekać na psychoterapię od września/października będę miał termin, bo ostatnia psychoterapia nie pomogła mi...