Skocz do zawartości
Nerwica.com

Przeżycia mistyczne pod wpływem stresu


InqSiJu

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć,

 

zastanawiam się czy ktoś przeżył coś podobnego.

 

Preludium do tego co się wydarzyło rozpoczęło się jakieś 7-8 lat temu. Zaczęło mnie co jakiś czas nachodzić pewien stan, który spróbuję opisać, chociaż nie potrafię.

 

Najbliżej temu było do przerażenia. Ale ta odmiana przerażenia była zupełnie innego rodzaju niż cokolwiek innego co potrafiłbym nazwać. Pod wieloma względami te uczucie było niezwykle łagodne. W ciele w zasadzie nie było czuć nic (a zwykłe lęki, zdenerwowania itp miału u mnie zawsze mocny somatyczny komponent). Nie było ono nakierowane na nic konkretnego.

Tak jakby to przerażenie obejmowało sobą wszystko w równym stopniu. W tym sensie nie było od niego ucieczki. Cokolwiek by się zdarzyło, to i tak byłoby to najgorsze. Nie ma różnicy między rzeczami najgorszymi i najlepszymi.

Ale również jak pisałem wyżej to przerażenie było puste jeśli chodzi o jakiś taki czysto odczuwalny komponent. W zasadzie chciałbym nawet powiedzieć, że wydawałoby się jakby to przerażenie było na zewnątrz. To jest jakbym je widział oczami we wszystkim co da się zobaczyć.

 

No i z pewnością nie potrafię wyobrazić sobie niczego straszniejszego niż to coś co starałem się powyżej opisać. A doświadczyłem wielu bardzo trudnych rzeczy i każda z nich była lepsza niż to coś.

 

To przerażenie odegrało ogólnie pewną pozytywną rolę w moim życiu, bo dokonałem wielu pozytywnych zmian z jego powodu. Bo kiedy je przeżywałem, to naprawdę byłem w stanie zrobić wszystko, aby chociaż oszukać samego siebie, że ono zniknie albo mogłem zrobić cokolwiek, aby chociaż na chwilę o nim zapomnieć (tak więc robiłem i negatywne rzeczy jeżeli miałem nadzieję, że ono minie).

 

Potem minęło, czasami wracało. Natomiast zawsze kiedy tylko czułem, że gdzieś się ono może czaić, to domyślacie się, że był to duży czynnik motywujący, bo nic nie było straszne w porównaniu z tym przerażeniem.

 

Jakiś, już dłuższy, czas temu to przerażenie wróciło, i znowu podejmowałem wysiłki (zdrowe i niezdrowe), aby przed nim uciec. Tym razem jednak wydarzyło się coś innego, bo moje próby zawiodły. Doszedłem do momentu kiedy przerażenie osiągnęło swój przerażający poziom, a moje ucieczkowe strategie (dobre i niedobre) zawiodły, i już nie miałem siły. I kiedy przestałem się bronić, to jakby to przerażenie, które odczuwałem jako będące na zewnątrz weszło do środka. Wtedy w końcu poczułem coś bardziej somatycznego, tak jakby otchłań, która rozrywa moją klatkę piersiową. Tylko odczuwanie tej pustki/otchłani było przyjemne.

 

Później jeszcze przez długi czas czułem tę dziurę w sobie ale postrzegałem ją tylko pozytywnie. Nie chce mi się opisywać szczegółów późniejszych wydarzeń. Ale ogólnie pozbyłem się wielu lęków, zacząłem być bardziej towarzyski. Zacząłem stawiać granice tam, gdzie wcześniej bałem się to robić. Zacząłem cieszyć się małymi rzeczami.

 

Zmieniłem też swój stosunek do siebie. To co wcześniej widziałem jako wady i słabości, które uzasadniają moją bezwartościowość, stały się pewnymi cechami mnie, które w żaden sposób nie są w stanie umniejszyć mojej wartości, która jest maksymalna. Więc i praca na tymi wadami stała się łatwiejsza, bo zacząłem je obserwować ze spokojem. I nawet jeżeli jest coś wadliwego we mnie, czego nie potrafię zmienić, to nie mam teraz do siebie o to wyrzutów. Akceptuję to, bo wiem, że nic nie jest w stanie umniejszyć (ani zwiększyć) godności, która mi przysługuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może tak miało własnie być. Jestem zdania, że nie ma przypadków. Niektórzy doświadczają duchowych stanów. Ja kiedyś już daaaawno miałam wizję, będąc w Medjugorje. Moja mama i inni ludzi widzieli też, ale coś innego.

WIerzę, że to znak dla mnie, bo wszystko mi się układa w całość. Nie chodzi o to, żę ja jestem teraz katoliczką. To wxale nie musiały być wizje religijne. Niesamowite przeżycie.

 

A tak to.... podczas każdej manii/psychozy moja osobowość się zmienia. Każdy pobyt w szpitalu doświadcza mnie. Poznaję ludzi i ich problemy. A szaleństwo czasem, bywa przyjemne, ale bardzo ryzykowne. NIe chcę być szalona, ale istnieje ryzyko, że coś się wydarzy. 

 

Miałam w całym swoim życiu "dziwnych" wydarzeń. Lekko mistycznych doznań. (nie bądąc wtedy w psychozie)

 

Każdą psychozę maniakalną traktuje jako część, która muszę przepracować. Rozkładam ją na czynniki pierwsze, mam flashbaki. 


Wolę ofkors już NIGDY tego nie doświadczyć.

 

 

No ale co do takich "mistycznych" odczuć, to ja tak postrzegam swoją derealizację/depersonalizację. Oswieceni dązą do takiego stranu, więc mogę sobie o sobie tak myśleć xD

 

 

Nie wiem, czy pomogłam, ale podzielić się chciałam tym co u mnie było/jest,

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, InqSiJu napisał(a):

zastanawiam się czy ktoś przeżył coś podobnego

To, co opisałeś, do złudzenia przypomina mi momenty, w których całkowicie odcięłam się od ego, a jednocześnie czułam to przerażenie. Czy moje ja wróci? Czy już zawsze będę się tak czuła, nie czując nic, jakby nic nie miało znaczenia, przyjmując wszystko, co ma się tylko wydarzyć, bez mojego udziału, bo mnie już... nie ma?

Kompletna pustka, ale też akceptacja. Wszystko i nic. Utrata ego jest przerażająca, bo nagle cała budowla domku z kart się wali. Nie cierpię tego stanu i cieszę się, że wróciłAM na swoje miejsce, ale jednak z tyłu głowy zostaje to, co się przeżyło, inaczej potem odbiera się świat.

 

16 godzin temu, InqSiJu napisał(a):

Później jeszcze przez długi czas czułem tę dziurę w sobie ale postrzegałem ją tylko pozytywnie. Nie chce mi się opisywać szczegółów późniejszych wydarzeń. Ale ogólnie pozbyłem się wielu lęków, zacząłem być bardziej towarzyski. Zacząłem stawiać granice tam, gdzie wcześniej bałem się to robić. Zacząłem cieszyć się małymi rzeczami.

 

Zmieniłem też swój stosunek do siebie. To co wcześniej widziałem jako wady i słabości, które uzasadniają moją bezwartościowość, stały się pewnymi cechami mnie, które w żaden sposób nie są w stanie umniejszyć mojej wartości, która jest maksymalna. Więc i praca na tymi wadami stała się łatwiejsza, bo zacząłem je obserwować ze spokojem. I nawet jeżeli jest coś wadliwego we mnie, czego nie potrafię zmienić, to nie mam teraz do siebie o to wyrzutów. Akceptuję to, bo wiem, że nic nie jest w stanie umniejszyć (ani zwiększyć) godności, która mi przysługuje.

Tak, takie doznania powodują zmiany. Wszedłeś na wyższy poziom tej gry :great:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×