Skocz do zawartości
Nerwica.com

cynthia


cynthia

Rekomendowane odpowiedzi

W dniu 28.01.2022 o 16:40, poszkodowany napisał:

@cynthia Jakie leki aktualnie przyjmujesz i jakie leki miałaś wcześniej? Zastrzyki czy tabletki (i dawki o ile można wiedzieć). Ogólnie jak się czujesz i jak wyglądała twoja historia choroby.

 Dziękuję wszystkim za odzew :)

 

Jeśli chodzi o leki, to w tej chwili biorę klozapol, rispolept, fluoksetynę i lamitrin w tabletkach. W dawkach kolejno: 350 mg, 6mg, 20mg, a lamitrinu nie pamiętam xD

Czuję się stabilniej i... spokojnej? Nie mam tak częstych napadów lękowych (a mogę nawet powiedzieć, że nie mam żadnych) terapia mi dużo dała, ale to dopiero początek i nie chcę się nastawiać i dużo obiecywać samej sobie, ale chcę terapię kontynuować i dojść do siebie na tyle, bym mogła w końcu zacząć dalszą edukację. Moja historia choroby jest długa, powiem tylko, że od 2016 roku leczę się na schizofrenię paranoidalną i zaburzenia osobowości schizoidalne. (to ostatnie mi teraz zdiagnozowano).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem, żyję sobie, tworzę, czytam, oglądam. Brakuje tylko regularnego wychodzenia z domu, spacerów. Zamykam się w swoim pokoju, tak, jak robiłam to dawniej i powielam stare schematy, bo odcinam się od każdego. Coraz bardziej jestem przekonana, że nie potrzebuję ludzi wokół siebie, nie potrzebuję przyjaźni, adoracji, rozmów - chociażby o niczym. Zerwałam kontakt z większą ilością osób (które i tak toczyły się internetowo) bo założyłam sobie, że muszę przestać żyć internetem, a zacząć realnym życiem. Może to okrutne, wiem, ale po prostu chyba tego potrzebowałam. Wchodzę tutaj poklepać w klawiaturę co tam u mnie, chociaż wiem, że nikogo to nie interesuje. Chyba po prostu mam ochotę gdzieś wylać z siebie to, co leży mi na sercu i nawet, jeśli nikt nie zareaguje to cieszę się z samego faktu, że gdzieś w internecie mam swój kąt, którego nikt mi nie zabierze (no chyba że szanowna administracja stwierdzi, że łamię regulamin). ;)


Terapia daje jakieś skutki i powoli próbuję ułożyć te sprzeczności które mnie nawiedzają, jakoś sensownie, w to, co nazywa się osobowością. Nie mam się w ogóle, ale może kiedyś, może za rok, dwa, pięćdziesiąt będę w stanie powiedzieć jak żyć, by życie nie przeżyć, a chłonąć garściami każdą chwilę.
Taka chciałabym być.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, cynthia napisał:

Może to okrutne

 

 

Okrutne to jest, że zazwyczaj znajomość internetowa i tak się prędzej czy później rozpadnie, jeśli nie zamieni się w tradycyjną. Ponadto jeśli masz zdiagnozowane schizoidalne zaburzenie osobowości, to prędzej czy później dana znajomość jest dla Ciebie bardziej męcząca, niż przynosząca jakieś korzyści.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro nie odczuwasz wyrzutów sumienia, to dlaczego uważasz, że to może być okrutne? Zrywanie znajomości nie jest bardziej okrutne od niepozwalania komuś odejść.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety z tą dominacją w rodzinie to u mnie był i właściwie jest podobny problem. Prawda jest taka, że problem będzie występował tak długo dopóki dajemy sobie wejść na "łeb" lub tak długo dopóki mieszkamy z rodzicami. Niektórzy rodzice kierują się pewnymi myślami jakimi są "dopóki jesteś na moim utrzymaniu to będziesz robił/a tak jak ja Ci zagram". Ja co prawda nie jestem na ich utrzymaniu, bo mam pracę i potrafię sam sobie wszystko kupić, ale wiadomo jakie mamy czasy, dom czy mieszkanie, nawet wynajem nie jest do końca na wyciągniecie ręki mieszkając na wiosce.  Z tym zabranianiem chodzenia na randki czy spotykaniem to myślę, że rodzice powinni udać się do psychologa, bo to nazywa się nadopiekuńczość. Inaczej jest w przypadku, gdy mówią Ci bliscy tak jak wiele razy ja to usłyszałem "nie nadajesz się na związek", "po co Ci dziewczyna", "daj sobie spokój, z takimi problemami nikogo nie znajdziesz", "jesteś beznadziejny". 

 

Ja mam już niedługo 29 lat, pracuje, mam szkołę, zarabiam wcale nie tak źle, a wciąż nie mam dziewczyny 😎

Dlatego uważam, że jeśli któryś rodzic ma zrytą banię, to nie wiadomo jaka będziesz w życiu, zawsze będą mieli jakieś "ale" 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chciałabym trochę uporządkować fakty i mój proces leczenia i dochodzenia do siebie przez te wszystkie 4 lata mojego stażu na forum. 
Bywało, że znikałam i to na długo, ale zawsze jakoś wracałam, ponieważ forum bardzo szanuję i lubię. Poznałam tutaj przede wszystkim osobę, która stała się moją przyjaciółką, która mnie rozumie i nie obraża się, jak bez słów uciekam, by trochę odetchnąć od społeczeństwa (nawet tego internetowego). 
Ale zawsze wracam, jak syn marnotrawny i cieszę się, że jest osoba, która to rozumie.
@utrapienie, to o Tobie mowa.

Moją przygodę z terapią zaczęłam w październiku 2021 roku. Będąc zmęczona walką z wiatrakami i trafiłam na oddział, na którym poznałam wiele wartościowych osób. Ale jak to bywa w takich szpitalach - obiecuje się kontakt i przyjaźń aż po grób, a i tak nic z tego nie wychodzi. Przerabiałam to już wiele razy i obojętnie jaka to była osoba, kończyło się tak samo.

Terapia małymi kroczkami sprawiała, że zaczęłam do siebie dochodzić, rozumieć schematy jakie powielam, pozwoliła zawalczyć z tak dobrze znanym Wewnętrznym Krytykiem.
Chciałam tylko tutaj zaznaczyć i powiedzieć, przede wszystkim "świeżakom", że terapia to długi i powolny proces, który zazwyczaj trwa latami. I tutaj moja rada - nie zniechęcajcie się po dwóch miesiącach, bądźcie cierpliwi i wyrozumiali dla siebie samych.
Moja terapia trwa już dwa lata (albo dopiero tyle). Niestety, z powodów finansowych jestem raczej zmuszona zrezygnować z niej. Niemniej - na szczęście jestem jeszcze pod okiem psychologa, którego MOPS mi przydzielił na NFZ. Terapia ta o tyle jest fajna, że psycholog przychodzi do mnie do domu i w tych warunkach jest przeprowadzana sesja. Raz nawet przeszłam terapię z mamą i podczas niej wiele zrozumiałyśmy i od tego czasu nasza relacja się poprawiła.

Wracając do poprzednich moich postów w tym temacie zdaję sobie sprawę jakie zmiany we mnie zaszły. Przede wszystkim bardziej zrozumiałam siebie (a byłam tak zagubiona, że nawet nie potrafiłam do końca określić mojej osobowości).

Jak na ironię, to diagnoza o osobowości schiozidalnej dała mi na to odpowiedź. Wtedy wszystkie puzzle zostały dopasowane. Może to kolejne piętno - to znaczy na pewno. Ale mi pomogło. Nie będę kłamać.

Uśmiecham się. Przez łzy, ale uśmiecham.

"Porzućcie wszelką nadzieję wy, którzy tu wchodzicie." tak na początku powinien brzmieć tytuł mojego wątku.
A teraz powinien się zmienić na: "Dziś ty, który tu wchodzisz uśmiechnij się i pomyśl o nadziei".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, cynthia napisał(a):

Chciałabym trochę uporządkować fakty i mój proces leczenia i dochodzenia do siebie przez te wszystkie 4 lata mojego stażu na forum. 
Bywało, że znikałam i to na długo, ale zawsze jakoś wracałam, ponieważ forum bardzo szanuję i lubię. Poznałam tutaj przede wszystkim osobę, która stała się moją przyjaciółką, która mnie rozumie i nie obraża się, jak bez słów uciekam, by trochę odetchnąć od społeczeństwa (nawet tego internetowego). 
Ale zawsze wracam, jak syn marnotrawny i cieszę się, że jest osoba, która to rozumie.
@utrapienie, to o Tobie mowa.

Moją przygodę z terapią zaczęłam w październiku 2021 roku. Będąc zmęczona walką z wiatrakami i trafiłam na oddział, na którym poznałam wiele wartościowych osób. Ale jak to bywa w takich szpitalach - obiecuje się kontakt i przyjaźń aż po grób, a i tak nic z tego nie wychodzi. Przerabiałam to już wiele razy i obojętnie jaka to była osoba, kończyło się tak samo.

Terapia małymi kroczkami sprawiała, że zaczęłam do siebie dochodzić, rozumieć schematy jakie powielam, pozwoliła zawalczyć z tak dobrze znanym Wewnętrznym Krytykiem.
Chciałam tylko tutaj zaznaczyć i powiedzieć, przede wszystkim "świeżakom", że terapia to długi i powolny proces, który zazwyczaj trwa latami. I tutaj moja rada - nie zniechęcajcie się po dwóch miesiącach, bądźcie cierpliwi i wyrozumiali dla siebie samych.
Moja terapia trwa już dwa lata (albo dopiero tyle). Niestety, z powodów finansowych jestem raczej zmuszona zrezygnować z niej. Niemniej - na szczęście jestem jeszcze pod okiem psychologa, którego MOPS mi przydzielił na NFZ. Terapia ta o tyle jest fajna, że psycholog przychodzi do mnie do domu i w tych warunkach jest przeprowadzana sesja. Raz nawet przeszłam terapię z mamą i podczas niej wiele zrozumiałyśmy i od tego czasu nasza relacja się poprawiła.

Wracając do poprzednich moich postów w tym temacie zdaję sobie sprawę jakie zmiany we mnie zaszły. Przede wszystkim bardziej zrozumiałam siebie (a byłam tak zagubiona, że nawet nie potrafiłam do końca określić mojej osobowości).

Jak na ironię, to diagnoza o osobowości schiozidalnej dała mi na to odpowiedź. Wtedy wszystkie puzzle zostały dopasowane. Może to kolejne piętno - to znaczy na pewno. Ale mi pomogło. Nie będę kłamać.

Uśmiecham się. Przez łzy, ale uśmiecham.

"Porzućcie wszelką nadzieję wy, którzy tu wchodzicie." tak na początku powinien brzmieć tytuł mojego wątku.
A teraz powinien się zmienić na: "Dziś ty, który tu wchodzisz uśmiechnij się i pomyśl o nadziei".

Z której części Polski jesteś? 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Postanowiłam, że coś tutaj napiszę, no bo przecież to skrawek mojego miejsca na tym forum.


Spędziłam 3 miesiące na terapii w Gnieźnie. Byłam już tam drugi raz (za pierwszym razem pół roku). Wtedy wyszłam podbudowana, miałam wiele energii jednak znów wszystko zaczęło się sypać i postanowiłam ponownie spróbować. Była to dobra decyzja, wyszłam 14 maja i czuję, że mam więcej siły, że chcę, mam motywację... Mam z tyłu głowi taki głosik, który mówi "nie dasz rady, znów się załamiesz i wrócisz do punktu wyjścia". Ale muszę się trzymać, szczególnie teraz, ponieważ moja mama przeszła już radioterapię, a w tym miesiącu ma operację... Nie mogę się załamać, muszę być dla niej oparciem.
Nieraz mam ochotę to wszystko rzucić w piz... i się powiesić. Jestem już zmęczona swoim nędznym życiem i chorobą. Ale mam jakąś nadzieję, że wszystko się ułoży. Jestem teraz na dobrej drodze, mam osobę, która mnie kocha i docenia. To mnie naprawdę buduje.


Chciałabym w końcu zacząć żyć i wierzę, że uda mi się to osiągnąć. Jak nie teraz, to później. Poczekam. Będę działać.
Wy też działajcie... nawet, jak czujecie, że nie  ma wyjścia z sytuacji. Jest ono zawsze, tylko trzeba powalczyć... Po prostu tym wpisem chciałam jakoś podbudować innych. Nie wiem, czy mi się to uda. Ale będę wierzyć, że tak. 🙂

Trzymajcie się wszyscy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 5.06.2024 o 13:34, cynthia napisał(a):

Nieraz mam ochotę to wszystko rzucić w piz... i się powiesić. Jestem już zmęczona swoim nędznym życiem i chorobą

Chyba w "notting hill" jest scena licytowania się kto ma gorzej mega pozytywna wbrew pozorom i we friendsach chyba też😉 ostatnio chodzi mi po głowie z jakiegoś kawałka tekst że komedia to nic innego jak dramat plus czas. Jesteśmy sumą doświadczeń bez tych ciemnych o kolorze nieprzespanej w nocy szłoby się porzygać tęczą. Gdyby nie te twoje nie miałabyś mocy dawania postów które służą w konstruktywny sposób Myślę że niekoniecznie tylko mi

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Słuchajcie, bo mnie to dręczy i męczy.

Jak wspominałam, próbowałam się zabić w psychozie.

No i miałam chłopaka.

Który zostawił mnie gdy po próbie trafiłam do szpitala.

Dosłownie, tydzień później xD

no i pytanie... nie ruszyło mnie to.

Nie tak, jak powinno. 

Powinnam mieć wyrzuty sumienia? Bo kurde, spotykaliśmy się od roku.

A żeby było śmiesznie on sam choruje na schizo. I nie wiem, jego mamusia powiedziała, że jestem niebezpieczna xDDD

 

psychopatka, która cię zabije, poćwiartuje i zje. 

 

No i ja nie mam wyrzutów sumienia, chociaż może powinnam. I tak czasami sobie myślę, wracam do tego i mówię sobie że powinnam być załamana. 

A może bardziej mnie złamać się nie dało w tamtej chwili.

 

Piszę to tutaj, bo nie wiem gdzie indziej, nie wiem do kogo gębę otworzyć i tak tutaj sobie poskrobię w klawiaturę.

Miłe komentarze kto bardziej jebnięty: ja, czy on. 

Pozdrawiam i smacznej kawusi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

46 minut temu, cynthia napisał(a):

Słuchajcie, bo mnie to dręczy i męczy.

Jak wspominałam, próbowałam się zabić w psychozie.

No i miałam chłopaka.

Który zostawił mnie gdy po próbie trafiłam do szpitala.

Dosłownie, tydzień później xD

no i pytanie... nie ruszyło mnie to.

Nie tak, jak powinno. 

Powinnam mieć wyrzuty sumienia? Bo kurde, spotykaliśmy się od roku.

A żeby było śmiesznie on sam choruje na schizo. I nie wiem, jego mamusia powiedziała, że jestem niebezpieczna xDDD

 

psychopatka, która cię zabije, poćwiartuje i zje. 

 

No i ja nie mam wyrzutów sumienia, chociaż może powinnam. I tak czasami sobie myślę, wracam do tego i mówię sobie że powinnam być załamana. 

A może bardziej mnie złamać się nie dało w tamtej chwili.

 

Piszę to tutaj, bo nie wiem gdzie indziej, nie wiem do kogo gębę otworzyć i tak tutaj sobie poskrobię w klawiaturę.

Miłe komentarze kto bardziej jebnięty: ja, czy on. 

Pozdrawiam i smacznej kawusi.

A kiedy to było?

 

Mnie facet zostawił dla innej. Potem trafiłam do szpitala. On twierdził, że chce mieć ze mną kontakt. Nie odwiedzil mnie w szpitalu. Może dlatego, że go Pospieszalam a on nie miał.czasu. potem rzadko się odzywał aż gdy w przypływie gniewu źle go potraktowałam wiadomościami. Zablokował mnie. Ryczałam całą noc. Także to w dużej części moja wina. Ogólnie nasza relacja była skomplikowana. A co najśmieszniejsze jego matka trafiła do szpitala. Na nerwice. I była ze mną na sali xd i bardzo się polubilysmy. Chodzilyśmy na papierosy do palarni, rozśmieszałam ją jak i cała nasza sale. To dobrze wspominam. Psychoza przyszła gdy już jego mama została przeniesiona do innego szpitala. Ja odstawiłam leki. Wysypywałam je do swojego wielkiego kubka i w pewnym momencie... Pyk. Psychoza.. najpierw myślałam że jestem w domu czarownic i każdy z nas jest uczniem magii. Potem że jestem w Krainie Grzybów. Może kojarzysz tę serię na YouTubie. No ale dobra. Myślałam że szpital spłonie. Zadzwoniłam na policję że zaraz będzie pożar i że chcą mnie zabic. Zapieli mnie w pasy. Jakaś durna baba mi groziła że mnie pobije. Jak wyszłam z pasów to uciekała przede mną bo tak naprawdę to się mnie bała xd no a potem... W pasach byłam około pół doby. Cała noc. Rano wypuścili. I wiesz... Dali zastrzyk który pomógł błyskawicznie. Rano czułam się dobrze. Potem zmiana leków. Dostałam zyprazydon który coś tam pomagał ale byłam mega rozdrażniona i niektórym pacjentom się obrywało ode mnie. Zaczęłam czytać i robić kurs przez telefon. Z towarzyskiej dziewczyny w manii stałam się depresyjna ale jeszcze miałam siłę na czytanie więc nie było źle. Wyszłam po 3 miesiącach chciałam brać lit i lekarka się zgodziła. Długo był ustawiany dlatego tak długo tak byłam plus ten atak psychozy. Gdy wyszłam to odetchnęłam że mogę odpocząć od tego gwaru i chorych ludzi. Doceniam teraz swój pokój, dom, pracę .nie mam przyjaciół. Znajomych bardzo mało.. nigdzie nie wychodzę z nikim. Chyba że z moją mamą albo sama spaceruje. Nie jestem antyspołeczna ale jakoś nie potrafie znaleźć nikogo do głębszej relacji czy to miłosnej czy przyjacielskiej.

 

Pozdrawiam 💗

Fajnie, że się tym podzielilas

Edytowane przez Verinia

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Verinia napisał(a):

A kiedy to było?

W październiku. 10 października trafiłam do szpitala po próbie rzucenia się pod pociąg, w psychozie. Za pierwszym razem byłam w pasach 3 dni, których w ogóle nie pamiętam. Jakieś przebłyski jak mnie w końcu wypuścili - kolejny tydzień dziura w mózgu. Pamiętam tylko, że się okaleczałam, krzyczałam, że się powieszę i pyk, kolejny dzień w pasach. Ustabilizowałam się po miesiącu. Siedziałam tam do 5 grudnia. 

Kilka razy mnie odwiedził, po czym mamusia mu zabroniła do mnie przyjeżdżać. Rzucił mnie, przez whats app. 

Próbował mnie wkręcić w friendzona, ale nie mogłam sobie pozwolić, by jego matka mnie obrażała i uważała za psychopatkę. W dupę niech sobie tę przyjaźń wsadzi. Zostawił mnie w najgorszym momencie życia, które chciałam zakończyć. W najgorszym momencie, gdzie potrzebowałam go przy sobie, a on nawet nie zadzwonił by pogadać, tylko przez komunikator oznajmił że mnie rzuca. xD

 

Przykro  mi z twojego powodu. To była twoja pierwsza/jedyna psychoza? Ja to już tyle razy nabroiłam, że nikt nie ma do mnie zaufania. 😅

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, cynthia napisał(a):

W październiku. 10 października trafiłam do szpitala po próbie rzucenia się pod pociąg, w psychozie. Za pierwszym razem byłam w pasach 3 dni, których w ogóle nie pamiętam. Jakieś przebłyski jak mnie w końcu wypuścili - kolejny tydzień dziura w mózgu. Pamiętam tylko, że się okaleczałam, krzyczałam, że się powieszę i pyk, kolejny dzień w pasach. Ustabilizowałam się po miesiącu. Siedziałam tam do 5 grudnia. 

Kilka razy mnie odwiedził, po czym mamusia mu zabroniła do mnie przyjeżdżać. Rzucił mnie, przez whats app. 

Próbował mnie wkręcić w friendzona, ale nie mogłam sobie pozwolić, by jego matka mnie obrażała i uważała za psychopatkę. W dupę niech sobie tę przyjaźń wsadzi. Zostawił mnie w najgorszym momencie życia, które chciałam zakończyć. W najgorszym momencie, gdzie potrzebowałam go przy sobie, a on nawet nie zadzwonił by pogadać, tylko przez komunikator oznajmił że mnie rzuca. xD

 

Przykro  mi z twojego powodu. To była twoja pierwsza/jedyna psychoza? Ja to już tyle razy nabroiłam, że nikt nie ma do mnie zaufania. 😅

Tez mi przykro z Twojego powodu. Ja nigdy nie miałam próby samobójczej. Bardziej gdy moja mania już się zwiększała robiłam bardzo ryzykowne rzeczy. Spotkania z obcymi. Policja mnie szukała. Podano mi dopalacze i szpital. To było tego roku wiosna. Wtedy byłam w innym mieście. Psychoz miałam chyba 5.

To naprawdę historia na książkę, to co się działo w całym moim życiu 🙈 u Ciebie chyba podobnie. Masz ChaD?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Verinia no to napisz książkę. Fajna forma autoterapii. Z chęcią przeczytam 🙂 masz talent, piszesz, fajnie się wypowiadasz dlaczego by nie spróbować? 

Sama piszę czasem opowiadania. To znaczy zaczynam pisać i je porzucam. Ale mam temat na kolejne, ale chciałabym je napisać od początku do końca. Jest na podstawie mojego snu, a raczej koszmaru. Jak przestałam brać leki to miałam bezsenność, a jak już zasnęłam to dręczyły mnie bardzo intensywne i realne koszmary. I szczególnie jeden nie daje mi spokoju. 

Nie, ja nie mam CHADu tylko schizofrenię paranoidalną.  Ale w manii takie ryzykowne działania są chyba "normalne" (że się tak wyrażę). 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, cynthia napisał(a):

Miłe komentarze kto bardziej jebnięty: ja, czy on. 

matka

 

 

Właśnie gdzieś przeczytałam że miałaś próbę s. Ale nie odpisałam! Straszne przykro mi;/// odstawiłaś silne leki i to kilka nie takie dziwne że dostałaś psychozy

Nigdy więcej żadnych prób i myśli!!!

Zobacz ile czasu Cię nie było tu A ja nieraz myślałam sobie że pamiętam taka cyntię, że byłaś modem, i miałaś avka taka dziewczyna z irokezem czarno biala 

Jesteś ważnym i potrzebnym elementem na tej machinie swiata 

💓💓💓

A chłopak może jeszcze się ogarnie, a jeśli nie to że tak powiem on jakiś nie ma swojego zdania to niech lepiej z matką siedzi xD

Bez urazy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Dalila_ dziękuję Ci za te słowa. Tak, matka jebnięta, wiecznie na mnie gadała, a zapominała, że jej synek też ma schizofrenię. I nie jest idealny. 

Nie wiem jak to będzie z moim życiem. Szczególnie jak mamy zabraknie.

Jest ciężko chora, ma raka trzustki i płuc. We wrześniu miała operację usunięcia płata płuca. Była 2 tygodnie na OIOMie. Lekarze kazali nam przygotować się na najgorsze... a ona żyje. W tym czasie trafiłam do szpitala. Chyba też nie dałam sobie rady ze stresem, z tą całą sytuacją w jakiej mama się znalazła. Chciałam umrzeć, bo nie wyobrażałam sobie świata bez niej. I ja wiem, jestem pewna, że jak jej zabraknie, to i mnie również. 

 

Zdałam sobie sprawę, że chcę się zająć w tym momencie sobą i mamą. Nie chcę mieć innego świata. Mam może dwie osoby, z którymi mogłabym umówić się niezobowiązująco na kawę. Ale tak to odcinam się od środowiska, w którym żyłam przed tą całą sytuacją. Nawet nie chcę by "się ogarnął". Jest dla mnie skończony.

 

Tak, mama jebnięta, on jeszcze bardziej. Ale to ja jestem tą najgorszą lol 

 

Tak, haha, kochana Pani Admin dała mi szansę, ale jej nie wykorzystałam bo odcięłam się od forum. Chwilę działałam ale nie dałam rady z zawirowaniami życiowymi. Ja tak mam. Jestem chwilę, a dłuższą chwilę mnie nie ma. Ale zawsze tutaj wracam, bo was lubię. Ja Ciebie też bardzo dobrze wspominam i kojarzę, ten awatar z Harley Quinn jedyny w swoim rodzaju. 🙂

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, cynthia napisał(a):

@Dalila_ dziękuję Ci za te słowa. Tak, matka jebnięta, wiecznie na mnie gadała, a zapominała, że jej synek też ma schizofrenię. I nie jest idealny. 

Nie wiem jak to będzie z moim życiem. Szczególnie jak mamy zabraknie.

Jest ciężko chora, ma raka trzustki i płuc. We wrześniu miała operację usunięcia płata płuca. Była 2 tygodnie na OIOMie. Lekarze kazali nam przygotować się na najgorsze... a ona żyje. W tym czasie trafiłam do szpitala. Chyba też nie dałam sobie rady ze stresem, z tą całą sytuacją w jakiej mama się znalazła. Chciałam umrzeć, bo nie wyobrażałam sobie świata bez niej. I ja wiem, jestem pewna, że jak jej zabraknie, to i mnie również. 

 

Zdałam sobie sprawę, że chcę się zająć w tym momencie sobą i mamą. Nie chcę mieć innego świata. Mam może dwie osoby, z którymi mogłabym umówić się niezobowiązująco na kawę. Ale tak to odcinam się od środowiska, w którym żyłam przed tą całą sytuacją. Nawet nie chcę by "się ogarnął". Jest dla mnie skończony.

 

Tak, mama jebnięta, on jeszcze bardziej. Ale to ja jestem tą najgorszą lol 

 

Tak, haha, kochana Pani Admin dała mi szansę, ale jej nie wykorzystałam bo odcięłam się od forum. Chwilę działałam ale nie dałam rady z zawirowaniami życiowymi. Ja tak mam. Jestem chwilę, a dłuższą chwilę mnie nie ma. Ale zawsze tutaj wracam, bo was lubię. Ja Ciebie też bardzo dobrze wspominam i kojarzę, ten awatar z Harley Quinn jedyny w swoim rodzaju. 🙂

 

Bardzo bardzo współczuję tobie i mamie... mama taka silna. Niesamowite. Pamiętaj, kiedy jej zabraknie, będzie czuwać nad Tobą z góry! Jestem pewna! I tego że każdego dnia stajesz się dużo silniejsza też jestem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Dalila_ dziękuję za te słowa. Ale ja naprawdę nie chcę żyć jak mamy zabraknie. Co ja wtedy zrobię? Ja nie mogę mieszkać sama. Mam niezdolność do samodzielnej egzystencji i jakbym sióstr nie miała to bym do DPSów trafiła. Już rodzina za moimi plecami postanowiła, że jak mamy zabraknie to mnie siostra do siebie, do Irlandii weźmie.

Ja nie mam żadnego zdania w kwestii mojego życia.

Nie chcę tak żyć. Być na łasce innych. Nigdy nie będę szczęśliwa, nigdy nie zamieszkam z partnerem, czy partnerką, nigdy tak naprawdę się nie zakocham, nie stworzę rodziny (chociażby takiej z kotem...). Serio ktoś chciałby tak żyć? Wolę się zabić. Tylko mama trzyma mnie przy życiu. Widzę, że wychodzi z najgorszego i dlatego uczepiłam się jej spódnicy, bo ona daje mi jakąkolwiek wolę życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×