Skocz do zawartości
Nerwica.com

Proszę o pomoc..


studentka89

Rekomendowane odpowiedzi

Na początek chciałabym się ze wszystkimi przywitać. Nie wiem czy ktoś to w ogóle przeczyta, bo podejrzewam, że będzie to bardzo długa historia. Moja historia. Postaram się ją w miarę chronologicznie i do kupy poukładać.

Mam 21 lat…

Zacznę od dzieciństwa, którego po części nie miałam ( tak mi się wydaje).

Niby jak byłam mała to miałam dużo koleżanek i kolegów. W przedszkolu czy na podwórku dobrze się bawiłam, ale na podwórku zawsze w cieniu mojej siostry, która zawsze dominowała wszędzie. W domu byłam córeczką tatusia, ale że nie było go w domu (jeździ na Tirach) zawsze uczepiona spódnicy mamusi. Ojciec jak był w domu to dużo pił, były awantury, mama chodziło z podbitymi oczami, ciężko mi się do tego wraca, pamiętam wszystko tak jakby to było wczoraj. Co tydzień na weekend jeździliśmy na wieś do dziadków. W sobotę to już była „tradycja” pękała flaszka, czasem dwie.. z biegiem lat picie się nasilało. A ja pamiętam jak rysowałam z nudów stół – a na nim butelka wódki. Pamiętam też jak dziadek po pijanemu zawsze mówił, że wszystko należy się mojej siostrze i kuzynce bo one są pierworodne, a mi i kuzynowi nic bo ci drudzy nie maja prawa do jego gospodarki. Nie rozumiałam jak byłam w wieku 6-7 lat, teraz rozumiem, aż za dobrze. Zawsze na wsi u dziadków byłam ta gorsza, siostra miała wszystko, ja nie miałam nic. Na urodziny D. dostała bobasa, który płakał, śmiał się i mówił mama. Pamiętam jak jej zazdrościła, jak płakałam, że ja tez chce. Babcia obiecała. Nie dotrzymała słowa. Trzy miesiące później miałam urodziny i co ? i NIC! Mama żeby mi nie było przykro kupiła mi jakąś lalkę, z której D. śmiała się, że to nie dziecko takie jak jej. Mama wygrzebała gdzieś swoją lalkę, którą dostała jak miała dwa latka, to była moja ukochana lala. Mam ją do tej pory. Ale ból niechcianej pozostał do tej pory, bo co chwilę się to przejawia.

Później była szkoła. Życie wywróciło mi się do góry nogami. Nie pamiętam za bardzo okresu 1-3 podstawówki. Chyba musiało być wtedy dobrze. Trauma zaczęła się później, jak rozdzielili naszą paczkową klasę. Niby ci sami ludzie byli ale jacyś inni. D. Zawsze byłam pulchna, i tak mi zostało mimo, że robiłam z tym dużo. Zaczęły się w szóstej klasie podstawówki i do końca gimnazjum problemy. Kilku chłopaków uwzięło się na mnie, znaleźli sobie kozła ofiarnego. Ile ja nocy przepłakałam, nikt nie wie co ja wtedy czułam, ciężko mi to do tej pory opisać. Ile żalu, bólu, nienawiści do nich i do samej siebie czułam. Czułam się gorsza i wytykana palami przez wszystkich. Raz nawet w twarz dostałam od niego. To przelało szalę goryczy. Zaczęłam inaczej patrzeć na to wszystko. Teraz górowałam bo w wieku 14 lat już jeździłam na imprezy i miałam chłopaka. To taka moja pierwsza miłość, której tata nie akceptował, bo za stary, a to niby tylko trzy lata były. Wtedy było dużo znajomych, czat naszego miejscowego radia kwitł, dużo spotkań, nowi ludzie, nowe przyjaźnie i jedna, która później zamieniła się w „miłość”. Byliśmy ze sobą rok, dla nas było to wiele szczęścia, euforii i fascynacji. I znowu nowi ludzie. A przy tym problemu. Wtedy zaczęłam ustępować, wtedy miałam pierwsze myśli samobójcze. Na szczęście tylko myśli. Wszystko zaczęło się od tego, że mamy małe mieszkanie a jako 16 i 17 latki chciałyśmy mieć prywatność dla siebie. Ja miałam chłopaka D. nie. Ja chciałam siedzieć w pokoju z Nim a ona tego nie akceptowała. I zaczęły się awantury, wyzwiska, bicie. Mam blizny na rękach bo D. jak mnie trzymała za ręce to wbijała mi paznokcie. Wtedy ją znienawidziłam. Ale to był dopiero początek. Ona królowała na parkiecie, wśród znajomych, w oczach których zrobiła ze mnie potwora i wszyscy mnie znielubili. Tylko on mi został i moje nowe towarzystwo, z którym mogłam się widywać. Tak mogłam, bo nie mogłam nawet na imprezę jechać jak z Nim byłam. Teraz to widzę jak mnie odizolował od wszystkich. P. traktował mnie jak swoją własność. No i stało się zdradziłam Go na jakiejś imprezie, na którą się postawiłam i poszłam. Ale miałam wyrzuty sumienia i mu powiedziałam. Wybaczył i byliśmy ze sobą kolejne pół roku. I wtedy zaczęły mi przeszkadzać coraz bardziej te wszystkie awantury z D. o pokój, o rację, bo ona ją niby zawsze miała i nie dało się jej przegadać w niczym. Dużo wtedy płakałam, miałam napady zadyszki, kołatania serca, paniki, ból brzucha. Skończyłam swój związek bo stwierdziłam, że to jednak nie ma sensu. P. wyjechał do Irlandii. Pisaliśmy ze sobą meile, długo dopóki nie dowiedziałam się, że on mnie znienawidził i pisała do mnie jakaś lafirynda. No cóż zdarza się. Nie bolało mnie to już tak bardzo, bo odkąd nie byliśmy razem moje życie towarzyskie bardzo się rozwinęło. Hmm… było nawet ciekawie, miałam wtedy niecałe 16 lat. To był czerwiec. (W sierpniu się urodziłam) Zaczęłam smakować życia na imprezach, wyluzowałam. Skończyły się moje nerwice i napady agresji. Potrafiłam na imprezach bawić się z kilkoma facetami na raz i nie miałam wyrzutów sumienia kiedy któryś widział mnie już z innym, a przed chwila całowałam jego. Wisiało mi to. Żyłam. Dopóki nie poznałam M. Nikt nigdy nie zawładnął tak mną, moją duszą, umysłem sercem tak jak On. To taka miłość od pierwszego wejrzenia, na której myśl w tym momencie zbiera mi się na mdłości, ból i płacz. Kocham nadal. Ale już nie tak jak wtedy. Spędzaliśmy ze sobą całe noce. Nie, nie straciłam z Nim dziewictwa, choć mało brakło. A on mnie tak perfidnie zostawił, i utonęłam w otchłani rozpaczy, a w mojej pamięci zostały tylko jego oczy i jak pierwszy raz powiedział „kocham”. Nie mogłam się długo pozbierać po tym wszystkim, płakała, byłam nieobecna, nie chciało mi się wstawać, uczyć, chodzić do szkoły, wszystko robiłam mechanicznie. Ciężko było mi na nowo nawiązać stare kontakty, zacząć żyć. Po kilku miesiącach letargu w końcu wyszłam do ludzi. Poznałam Jego. Może to nie była taka miłość od pierwszego wejrzenia, bo przecież tak kocha się tylko raz. Ja już ten swój raz przeżyłam wcześniej. A jednak Mu zaufałam. S. okazał się czułym i kochającym facetem. To z nim przeżyłam swój pierwszy raz, to jemu mówiłam o wszystkim. To z nim mogłam śmiać się i płakać. Tak mi z Nim dobrze. No i znowu się zaczęły awantury w domu z D. znowu o to samo. Olałam, jak zwykle odpuściłam. Chciałam być mądrzejsza choć D. gnoiła mnie na każdym kroku. I do tego jeszcze mama popadła w alkoholizm, nie chce się leczyć do tej pory. Stałam się na nowo zamkniętą w sobie małą dziewczynką, której azylem do płakania i żalu jest łazienka. Tak, właśnie tam jest najwięcej moich łez i żalu do świata.

Tu zaczyna się mój problem…

Wpadłam w nerwice, na sam widok D. bolał mnie brzuch, paraliżował płacz. Bałam się odezwać. Uciekałam do S. To u niego odkryłam co to jest spokój, tylko co mi z tego, mimo że przesypiałam noce, w końcu. Ale w dzień musiałam wrócić do domu. Starałam się to olać nawet mi się to czasem udawało, bo przecież nie zawsze jest źle, nie zawsze płaczę. Często nawet się śmieje. Ale zaczęły się problemy z tym co dzieje się u mnie w środku, jak moja dusza krzyczy DOŚĆ!! Bo ileż można patrzeć na matkę, która leży pijana, na ojca który wraca z trasy i awanturuje się z nią a później sam pije, ale tłumaczy się tym, że on przynajmniej na siebie zarabia, a ona nie pracuje. Teraz już prawie codziennie zaczęłam jeździć na noc do S. Pracuje co drugi dzień, ale w pracy jestem codziennie, moja współpracownica, stała się moim powiernikiem, drugim po S. Po części mnie rozumie bo jej ojciec też pije, jej rodzice się przez to rozwiedli. Zaczęłam mieć napady agresji, kiedy mama piła, albo D. wywyższała się, rozstawiała mnie po kątach co to ona nie jest zawsze uciekałam. Traciłam na ułamki sekund świadomość, przed oczami miałam wtedy wizję, że ją zabijam, albo bije. Tak mi z tym wszystkim ciężko. Teraz zdarza się to częściej. I ona zawsze powtarza, że to ja musze zrozumieć ją, że to też jest jej pokój, że mama pije przeze mnie bo ja się stawiam, itp. Itd. Nawet nie jestem w stanie przytoczyć fragmentów tych awantur w takiej furii wtedy jestem, cała się trzęsę i płaczę, mam ochotę czymś rzucić albo kogoś pobić. Znowu wróciły myśli samobójcze, które mnie dręczą już bardzo długi czas, ale nie mam odwagi. Raz po grillu u znajomych wzięłam żyletkę bo S. powiedział to słowo, którego nie chciałabym nigdy od niego usłyszeć „A. zrozum ja po ciężkiej pracy też musze się zrelaksować.” Czy coś. ZROZUM to było to słowo. A czy ja do jasnej ***** musze wszystko rozumieć i wszystkich, czy ktoś mi kiedyś za coś podziękował? Nie! Czy ktoś kiedyś zapytał jak się czuję? Co myślę? Co mi jest? Czemu płaczę? Nie! Więc czemu ja mam zawsze rozumieć, czemu ja mam zawsze ustępować i czuć się we wszystkim winna?? Dlaczego?? D. jeszcze mnie dołuje tym (BO NIE ROZUMIE), że ja nie ludzie wychodzić do ludzi, że jak mam to tylko 3 przyjaciółki z którymi mogę góry przenosić i S. który mnie kocha a ja jego i nie wiem jak on ze mną jeszcze wytrzymuje i też czuję się z tego powodu winna. A D. cały czas mnie poniża, przy swoich znajomych pomiata. Nie powiem, że ja stoję i nic na to nie mówię, też się odszczeknę, dostała w ryj kiedyś, kiedyś do niej skoczyłam i gdyby nie mama to by się roztrzasła na ścianie. Jak mnie tak poniża mam ochotę ją zabić a później siebie, albo tylko siebie. Żeby już nie czuć, żeby już nie bolało, nie męczyło, nie rozrywało mnie od środka w tak nieopisanym bólu mojego istnienia, poniżenia i mojej tak niskiej samooceny, że czołga się po ziemi. W nerwach moje mięśnie i kończyny tracą poczucie tego, że muszą iść, stać, siedzieć, ja po prostu lecę na ziemię i nie umiem tego zatrzymać, nie mam na to siły..

Pomóżcie..

Jeśli ktoś w ogóle tak długi post przeczyta…

A.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam Twój post. Widzę, że masz masę negatywnych doświadczeń i złych emocji nagromadzonych w sobie, wszystko powiązane jest ze złą sytuacją w domu. Jesteś świadoma tego, co czujesz i to jest już jakiś plus sytuacji, ale moim zdaniem powinnaś iść na terapię, aby dalej poznawać siebie, swoje potrzeby i umieć się bronić przed złym wpływem innych. Masz wokół siebie cennych ludzi i na pewno nie zostawią Cię, warto żebyś nauczyła się jak poprawnie budować relacje i z nimi, bo czasem nieświadomie przenosimy złe nawyki, które wpojono nam w domu na nowe relacje. Skoro piszesz o myślach samobójczych, może i leki okażą się potrzebne. Ale mam wrażenie, że najwięcej pomóc może terapia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ps.

A jeszcze totalny brak ochoty na seks.. oddalamy się od siebie, a ja się obwiniam bo to przeze mnie, czasem robię to na siłę, boli kiedy się kochamy z S. nawet nie z przymusu. Jeśli to przymus to wybieram taka pozycję żeby nie widział mojej twarzy, powiedziałam mu o tym, ale nadal mam poczucie winy ze swojej strony..

 

[Dodane po edycji:]

 

nie wiem nawet do kogo się zgłosić u nas nie ma dobrych psychologów..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

z Wielunia jestem. a studiuje we Wrocławiu, tylko jak znaleźć takiego specjalistę gdzie nie wyrzucę kasy w błoto... przecież wiem, że niektórzy tylko odbębnią wizytę i wychodzą skołowani gorzej niż byli, czytałam trochę, aczkolwiek nie znalazłam nic konkretnego..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×