Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mam już dość ciągłego kłamania na temat mojej sytuacji. Zaczynam przez to unikać ludzi


robertina

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Moja syuacja jest w skrócie taka: mam ciężką nerwicę od przeszkola, która zawsze wymuszała na mnie izolację - od dokuczania w szkole, po pierwszym ataku paniki w klasie po tyły w zasadach uprzejmości w dorosłym życiu, które sprawiają, że ludzie bardzo źle o mnie myślą. Na szczęście, jakieś 90% z tego da się obejść poprzez kontakty internetowe, które staram się zawierać już od 8 lat. Nie są to w większości pełnowartościowe relacje, ale choć są JAKIEŚ, bo w realnym życiu nie mam szans na żadne. Problem polega na tym, że jestem zmuszona tych wszystkich ludzi okłamywać. Dopóki nie rzuciłam szkoły przez nerwicę, było łatwo - uczę się, nie lubię podróżować, normalne, że mieszkam z rodzicami. Potem też nie było trudno - mogłam kłamać, że studiuję i to różne rzeczy, co mi do kogo pasowało. Ale problem się zaczął, kiedy już osiągnęłam wiek, kiedy zazwyczaj się już nie studiuje. I się zaczęło - raz wymyślałam sobie pracę, innym razem udawałam, że jestem na studiach podyplomowych, czasem grałam bezrobotną, itd. Teraz dyżurnym kłamstwem jest choroba przewlekła - ale to działa jeszcze gorzej, niż tamte kłamstwa. Każdy pyta mnie od razu co za choroba i znajomości się kończą, kiedy nie chcę o tym mówić. Coraz częściej też sama je kończę, kiedy ktoś chce się spotkać. No nie spotkam się, nie jestem w stanie tego zrobić. NIE WYOBRAŻAM SOBIE powiedzieć prawdy o mojej sytuacji, ja nawet tutaj całej prawdy nie powiedziałam - i nawet moje dwie, prawdziwe przyaciółki jej nie znają, choć znamy się 12 lat. Dla mnie "mów prawdę" oznacza "nie zawieraj znajomości". I teraz właśnie coraz częściej odpuszczam. Ale to boli, samotność jest straszna... co mi radzicie?

Edytowane przez robertina

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@robertina Rozumiem, dlaczego uciekasz się do kłamstw – to forma ochrony, która przez lata pomagała Ci przetrwać i unikać konfrontacji, na które nie byłaś gotowa. Ale każde kolejne kłamstwo to jak kolejna warstwa muru, który oddziela Cię od ludzi. I choć wydaje się, że chroni, to tak naprawdę jeszcze bardziej pogłębia samotność.

W Ewangelii Jana pada zdanie: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8,32). Ono nie oznacza, że nagle wszystko stanie się łatwe. Ale mówi o tym, że prawda, choć trudna, daje wolność – przede wszystkim wewnętrzną. Bo przestajesz udawać, przestajesz się chować. Zaczynasz istnieć naprawdę – ze swoją historią, swoją wrażliwością, swoimi ograniczeniami. Brnięcie w kolejne kłamstwa może wydawać się bezpieczne, ale to życie w wiecznym napięciu i strachu, że coś się wyda. To odbiera spokój, zamiast go dawać. Może spróbuj małymi krokami – nie od razu wszystko, nie każdemu, ale w jednej relacji. Sprawdź, czy naprawdę jest tak, że „mówienie prawdy = bycie odrzuconą”. Może nie wszyscy odejdą. Może ktoś zostanie – właśnie dlatego, że zobaczy w Tobie kogoś prawdziwego a nie fikcyjną postać, która nie istnieje. Masz prawo bać się bliskości. Masz prawo czuć się inaczej. Ale nie odbieraj sobie prawa do szczerości – to z niej mogą zacząć się prawdziwe, spokojne relacje w których będzie miejsce na zrozumienie. Trzymam kciuki, żebyś znalazła w sobie odwagę, by przestać się ukrywać. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

24 minuty temu, Dryagan napisał(a):

@robertina Rozumiem, dlaczego uciekasz się do kłamstw – to forma ochrony, która przez lata pomagała Ci przetrwać i unikać konfrontacji, na które nie byłaś gotowa. Ale każde kolejne kłamstwo to jak kolejna warstwa muru, który oddziela Cię od ludzi. I choć wydaje się, że chroni, to tak naprawdę jeszcze bardziej pogłębia samotność.

W Ewangelii Jana pada zdanie: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8,32). Ono nie oznacza, że nagle wszystko stanie się łatwe. Ale mówi o tym, że prawda, choć trudna, daje wolność – przede wszystkim wewnętrzną. Bo przestajesz udawać, przestajesz się chować. Zaczynasz istnieć naprawdę – ze swoją historią, swoją wrażliwością, swoimi ograniczeniami. Brnięcie w kolejne kłamstwa może wydawać się bezpieczne, ale to życie w wiecznym napięciu i strachu, że coś się wyda. To odbiera spokój, zamiast go dawać. Może spróbuj małymi krokami – nie od razu wszystko, nie każdemu, ale w jednej relacji. Sprawdź, czy naprawdę jest tak, że „mówienie prawdy = bycie odrzuconą”. Może nie wszyscy odejdą. Może ktoś zostanie – właśnie dlatego, że zobaczy w Tobie kogoś prawdziwego a nie fikcyjną postać, która nie istnieje. Masz prawo bać się bliskości. Masz prawo czuć się inaczej. Ale nie odbieraj sobie prawa do szczerości – to z niej mogą zacząć się prawdziwe, spokojne relacje w których będzie miejsce na zrozumienie. Trzymam kciuki, żebyś znalazła w sobie odwagę, by przestać się ukrywać. 

 

Mądre słowa od początku do końca. 

 

Chociaż ja też rozumiem problem czasem coś co jest niedopuszczalne dla innych trzeba ukrywać by w spokoju żyć. Jednakże to męczy. O ile osób nie traktujesz poważnie jakoś można na tych kłamstwa żyć, ale ukrywając swoją, prawdziwą naturę, grając przed wszystkimi zabijasz swoją własną osobowość. Kiedyś nawet w internecie na takich forach psychologicznych nie byłam w stanie  ujawnić prawdy o sobie, gdy to zrobiłam i jeszcze śmiali to pokazać mojej niby rodzinie, domownikom od razu mimo wszystko poczułam się lepiej, niech wiedzą co tak naprawdę od lat myślę, robię, kim jestem. Albo będę z tym akceptowana, albo przez to terroryzowana, ale ja swoje prawa i zdanie mam. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

15 minut temu, Dryagan napisał(a):

W Ewangelii Jana pada zdanie: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8,32).

Bullshit, prawda nie wyzwala - gdybyśmy poznali prawdę, to byśmy wszyscy żyć nie mogli. Prawda to ogrom cierpienia, którego żadna obietnica i żadna radość nie równoważy. Wszyscy, którzy jako tako egzystują, robią to dlatego, że przed prawdą się chronią - w mniejszym bądź większym stopniu. Np. czytasz o czyjejś śmierci, lub nawet śmierci tysięcy niewinnych osób, dzieci czy kogokolwiek - jeśli miałbyś wziąć na siebie całe to cierpienie liczone w tysiącach tysięcy, przeżyć je zgodnie z doniosłością tego, czego dotyczy, musiałbyś żyć niemalże wiecznie i każdego dnia od rana do nocy, bez wytchnienia przeżywać żałobę, nie pozwalając sobie ani na odrobinę choćby najmniejszej radości. 

"Zdrowi" ludzie posiadają mechanizmy psychologiczne, które ich chronią - cierpienie zaczyna powszednieć, przechodzimy nad pewnymi faktami do porządku dziennego. I to wcale nie dlatego, że owe fakty stały się mniej ważne, czy mniej doniosłe - robimy tak, by przetrwać. Możnaby by więc powiedzieć, że ewolucja wyposażyła nad w mechanizm, który stara się, by z prawdy za dużo nie doświadczyć. A ci, którzy chcieliby owej prawdzie życie poświęcić, bez terapii ulgowej, nie patrząc na konsekwencje po sami są skazani na cierpienie lub wręcz wycofanie się że świata, do własnego wnętrza. 

Sorry za offtop trochę, ale ten cytat był kiedyś dla mnie bardzo ważny i trochę się striggerowałem. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Mic43 mam wrażenie, że odczytałeś słowa „poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” zupełnie inaczej, niż były one użyte w kontekście sytuacji Robertiny. Tu nie chodziło o „poznanie całej prawdy świata i całego cierpienia ludzkości”, tylko o osobistą prawdę o sobie samym, którą ktoś ukrywa przed innymi i przed sobą – z lęku, wstydu, poczucia odrzucenia. Robertina napisała bardzo poruszająco o tym, że całe jej życie to ciągłe udawanie, zmyślanie, uciekanie w fikcję, żeby nie stracić choćby cienia relacji z ludźmi. I właśnie w tym kontekście pojawiło się to zdanie – że może prawda o własnej historii, o własnych ograniczeniach, może być trudna, ale daje szansę na autentyczne relacje i wewnętrzny spokój. Nie chodzi o wielką metafizyczną prawdę, która przytłacza, tylko o tę cichą, osobistą – że „to jestem ja, taka jaka jestem, bez zmyśleń”.

Masz rację, że ludzie chronią się przed prawdą, że filtrują ją, że nie jesteśmy w stanie udźwignąć całego cierpienia świata. Ale czasem wystarczy udźwignąć swoją własną prawdę – i już to może być wyzwalające. Nie od cierpienia, ale od ciągłego lęku, że ktoś nas „zdemaskuje”. Więc nie, to nie był „bullshit” – to była próba dodania odwagi komuś, kto od lat żyje w przebraniu i coraz bardziej się z tego powodu dusi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, Dryagan napisał(a):

@Mic43 mam wrażenie, że odczytałeś słowa „poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” zupełnie inaczej, niż były one użyte w kontekście sytuacji Robertiny. Tu nie chodziło o „poznanie całej prawdy świata i całego cierpienia ludzkości”, tylko o osobistą prawdę o sobie samym, którą ktoś ukrywa przed innymi i przed sobą – z lęku, wstydu, poczucia odrzucenia. Robertina napisała bardzo poruszająco o tym, że całe jej życie to ciągłe udawanie, zmyślanie, uciekanie w fikcję, żeby nie stracić choćby cienia relacji z ludźmi. I właśnie w tym kontekście pojawiło się to zdanie – że może prawda o własnej historii, o własnych ograniczeniach, może być trudna, ale daje szansę na autentyczne relacje i wewnętrzny spokój. Nie chodzi o wielką metafizyczną prawdę, która przytłacza, tylko o tę cichą, osobistą – że „to jestem ja, taka jaka jestem, bez zmyśleń”.

Masz rację, że ludzie chronią się przed prawdą, że filtrują ją, że nie jesteśmy w stanie udźwignąć całego cierpienia świata. Ale czasem wystarczy udźwignąć swoją własną prawdę – i już to może być wyzwalające. Nie od cierpienia, ale od ciągłego lęku, że ktoś nas „zdemaskuje”. Więc nie, to nie był „bullshit” – to była próba dodania odwagi komuś, kto od lat żyje w przebraniu i coraz bardziej się z tego powodu dusi.

Wiem, dlatego napisałem, że to trochę offtop, sorry za to.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest w ogóle ciekawy temat, gdyż wiele osób się z tym zmaga i ich to męczy. Teraz w świecie gdzie kłamstwa są wszechobecne szczególnie. Niektórzy nawet nie rozumieją, nie czują że kłamią. 

Tak jak napisałam najważniejsze żyć w zgodzie ze swoją naturą. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Dryagan Ok, czyli sugerujecie, że mam każdej randomowej osobie w internecie, z którą nigdy się nie spotkam, bo  nerwica nie daje mi wyjść z domu i nigdy nie będę mieć żadnej więzi, bo to jest oczywiste pisać "hej no ja nie pracuje, bo mam problemy z głową"? No to już wolę odpuścić to pisanie. Wy nie rozumiecie, w jakiej mnie to stawia dziwnej i skrajnie niekomfortowej sytuacji?! Ja innych znajomości nie mam i nigdy nie będę miała, więc to cała historia.

Edytowane przez robertina

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli ktoś Cię zapyta to pisz, mów, prawdę. Czy nie pracować jest zbrodnią, czy jest to w jakiś sposób ośmieszające czy poniżające? Raczej nie, wiele osób nie pracuje z różnych powodów i to nie jest powód do wstydu. Jeśli ktoś zapewnił by Ci pracę, np. w domu, jeżeli nie chcesz do ludzi wychodzić i Ty byś się jej nie podjęła, bo nie chce Ci się nic robić, to wtedy tak. 

Jeżeli jesteś ścigana z tego powodu przez jakieś urzędy i oni ci jakąś pracę chcą dać, to jeśli spełnia Twoje kryteria, powinnaś ją przyjąć, a jeśli nie, to nie musisz. Nie ma takiego prawa, które by ci nakazywało, przymuszało Cię pracować w miejscu w którym nie chcesz, chyba że popełniłabyś przestępstwo i nałożyli by Ci jakieś prace społeczne lub coś tego typu. 

 

 

 

Edytowane przez You know nothing, Jon Snow

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sensie, że jak? Ja nie jestem w stanie pracować nawet z domu, to nie chodzi o ludzi. Ale nie o tym mowa. W kontaktach internetowych to inaczej wygląda. Pytanie "gdzie pracujesz" pada w KAZDEJ rozmowie jako trzecie pytanie. I, kiedy mówię, że nie pracuje, pada "a dlaczego?" i zaczyna się jeszcze gorszy problem. Wiesz, ja chcę, żeby Ci ludzie mnie mieli za interesującego człowieka a nie przedmiot do ciśnięcia beki. 95% tych znajomości po usłyszeniu prawdy by się zakończyło a reszta zadawałaby tylko dziwne pytania. A mi rozmawianie o nerwicy bardzo ją pogarsza. A, gdybym to powiedziała 90% rozmów byłoby o nerwicy. I zaraz bym znowu wylądowała na lekach, bo bym musiała na okrągło o niej myśleć. Pytania typu "jak twoja nerwica dzisiaj" to jest chyba główny powód, dla którego chcę uniknąć tego tematu, bo ZAWSZE po takim pytaniu mam zaostrzenie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@robertina nikt tu nie sugerował, żebyś każdej przypadkowej osobie z Internetu pisała w pierwszym zdaniu „mam problemy z głową”. To nie o to chodzi. To raczej pytanie, czy da się gdzieś między pełnym udawaniem a brutalną szczerością znaleźć coś prawdziwego i lżejszego jednocześnie – coś, co nie będzie wymagało ani zmyślania całego życia, ani całkowitego obnażenia. Rozumiem, że dla Ciebie kontakty internetowe to wszystko, co masz – i że bardzo chcesz je utrzymać. Ale właśnie dlatego warto zadać sobie pytanie: czy budowanie relacji na kłamstwach, nawet drobnych, naprawdę daje Ci coś trwałego? Czy to przypadkiem nie pogłębia poczucia, że i tak jesteś "niewidzialna", bo przecież nikt nie zna prawdziwej Ciebie? Nie chodzi o to, żeby się przed kimkolwiek tłumaczyć. Można przecież napisać coś neutralnego – „jestem teraz poza pracą”, „mam swoje powody, że nie wychodzę z domu”, „nie chcę rozmawiać o prywatnych sprawach”. To nie jest kłamstwo, a jednocześnie nie wymaga obnażania się.

Masz prawo się chronić. Masz prawo mówić: „nie chcę o tym pisać”. Wcale nie musisz budować postaci, która nie istnieje. Bo wtedy każdy kontakt przypomina grę, a nie relację – i to męczy. Strasznie męczy. Też tak próbowałem - nawet w początkach mojej bytności na Forum (2014), chciałem być postrzegany jako inna, lepsza osoba - skończyło się generalnie wielką wtopą - i zacząłem być postrzegany jako oszust. Nie polecam.

Nie chcę Cię przekonywać, że masz się zmienić. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że autentyczność nie musi oznaczać totalnego odsłonięcia. Ale że nawet mały krok w stronę bycia bliżej siebie może z czasem przynieść ulgę. A czasem – kogoś, kto zostanie z Tobą, tą prawdziwą, a nie wymyśloną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

18 godzin temu, robertina napisał(a):

jestem zmuszona tych wszystkich ludzi okłamywać

Nie jesteś.

 

Uświadomienie sobie tego było dla mnie bardzo ważnym krokiem w odczarowaniu wstydu. Jako dziecko, nastolatek, młody dorosły, byłem święcie przekonany, że tylko ja mam takie problemy, jakie mam, i że nikt by mnie nie zaakceptował, gdyby się o nich dowiedział. To był mój najgłębiej skrywany sekret.

 

Choć nadal się ich wstydzę i nadal czasem (szczególnie gdy przychodzi atak / flashback, lub gdy czegoś nie mogę przez to zrobić) nienawidzę siebie z całego serca, to jednak prawda okazała się inna. Są ludzie, którzy wiedzą, a mimo tego nie odeszli. Co więcej, sprawiło to, że i oni w jakimś stopniu otworzyli się przede mną, co utorowało drogę do bardziej prawdziwych relacji. Bo z maską nie da się stworzyć relacji.

28 minut temu, robertina napisał(a):

A mi rozmawianie o nerwicy bardzo ją pogarsza.

To powiedz to osobie, która zadaje pytanie. To normalne, że pytamy o coś w rozmowie, ale też normalne, że stawiamy grzecznie granicę i nie chcemy rozwijać danego tematu. Normalna osoba to uszanuje. A jak nie uszanuje, to problem jest z nią, a nie z tobą.

BTW, w większości moich znajomości internetowych nigdy nie padło pytanie, czy pracuję i gdzie.

Edytowane przez Cień latającej wiewiórki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, Dryagan napisał(a):

@robertina nikt tu nie sugerował, żebyś każdej przypadkowej osobie z Internetu pisała w pierwszym zdaniu „mam problemy z głową”. To nie o to chodzi. To raczej pytanie, czy da się gdzieś między pełnym udawaniem a brutalną szczerością znaleźć coś prawdziwego i lżejszego jednocześnie – coś, co nie będzie wymagało ani zmyślania całego życia, ani całkowitego obnażenia. Rozumiem, że dla Ciebie kontakty internetowe to wszystko, co masz – i że bardzo chcesz je utrzymać. Ale właśnie dlatego warto zadać sobie pytanie: czy budowanie relacji na kłamstwach, nawet drobnych, naprawdę daje Ci coś trwałego? Czy to przypadkiem nie pogłębia poczucia, że i tak jesteś "niewidzialna", bo przecież nikt nie zna prawdziwej Ciebie? Nie chodzi o to, żeby się przed kimkolwiek tłumaczyć. Można przecież napisać coś neutralnego – „jestem teraz poza pracą”, „mam swoje powody, że nie wychodzę z domu”, „nie chcę rozmawiać o prywatnych sprawach”. To nie jest kłamstwo, a jednocześnie nie wymaga obnażania się.

Masz prawo się chronić. Masz prawo mówić: „nie chcę o tym pisać”. Wcale nie musisz budować postaci, która nie istnieje. Bo wtedy każdy kontakt przypomina grę, a nie relację – i to męczy. Strasznie męczy. Też tak próbowałem - nawet w początkach mojej bytności na Forum (2014), chciałem być postrzegany jako inna, lepsza osoba - skończyło się generalnie wielką wtopą - i zacząłem być postrzegany jako oszust. Nie polecam.

Nie chcę Cię przekonywać, że masz się zmienić. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że autentyczność nie musi oznaczać totalnego odsłonięcia. Ale że nawet mały krok w stronę bycia bliżej siebie może z czasem przynieść ulgę. A czasem – kogoś, kto zostanie z Tobą, tą prawdziwą, a nie wymyśloną.

 

Tyle, że ja już próbowałam odmawiać na jakiś temat rozmowy - i każda znajomość, w której to robiłam ni e przetrwała długo. Ludzie nie rozumieli, co jest złego w pracy czy w stanie zdrowia, że nie można o tym mówić. Był taki moment, że się przez to otwarcie z kimś pokłóciłam, bo on uznał, że buduję mur wokół siebie i, że znajomość nie ma sensu, bo do mnie nie dotrze.

 

A, powiem teraz bardzo ważna rzecz PRAWDZIWA JA TO NIE JEST NERWICA. Ona nie jest mną a prawdziwa ja to jest to, co istnieje oprócz niej. I właśnie przede wszystkim dlatego kłamie- bo chcę, żeby ludzie znali mnie naprawdę a nie oceniali przez pryzmat mojej sytuacji. Chcę, choć w internecie być tym, kim byłabym bez nerwicy.

12 minut temu, Cień latającej wiewiórki napisał(a):

Nie jesteś.

 

Uświadomienie sobie tego było dla mnie bardzo ważnym krokiem w odczarowaniu wstydu. Jako dziecko, nastolatek, młody dorosły, byłem święcie przekonany, że tylko ja mam takie problemy, jakie mam, i że nikt by mnie nie zaakceptował, gdyby się o nich dowiedział. To był mój najgłębiej skrywany sekret.

 

Choć nadal się ich wstydzę i nadal czasem (szczególnie gdy przychodzi atak / flashback, lub gdy czegoś nie mogę przez to zrobić) nienawidzę siebie z całego serca, to jednak prawda okazała się inna. Są ludzie, którzy wiedzą, a mimo tego nie odeszli. Co więcej, sprawiło to, że i oni w jakimś stopniu otworzyli się przede mną, co utorowało drogę do bardziej prawdziwych relacji. Bo z maską nie da się stworzyć relacji.

To powiedz to osobie, która zadaje pytanie. To normalne, że pytamy o coś w rozmowie, ale też normalne, że stawiamy grzecznie granicę i nie chcemy rozwijać danego tematu. Normalna osoba to uszanuje. A jak nie uszanuje, to problem jest z nią, a nie z tobą.

BTW, w większości moich znajomości internetowych nigdy nie padło pytanie, czy pracuję i gdzie.

 

99% osób zadaje pytanie o pracę w 3 wiadomości. I to nie chodzi o wstyd, ale o to, że chciałabym, by widzieli we mnie człowieka a nie moje problemy. Nie nienawidzę siebie - nienawidzę osoby, jaką robi ze mnie nerwica. No i, to takie "otwarcie się" byłoby dla mnie koszmarem, bo ludzie przestaliby widzieć prawdziwa mnie a zaczęli osobę, przez którą jestem nienawidzona w prawdziwym życiu. A to przeniesienie do internetu, było po to, by choć na chwilę być sobą. Nie chcę tego stracić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@robertina to, co napisałaś, jest bardzo ważne – i rozumiem, że chcesz być postrzegana jako ktoś więcej niż nerwica. I masz absolutną rację: nerwica to nie Ty, tylko coś, z czym się zmagasz. Też nie chciałbym być definiowany przez pryzmat mojej choroby. To nie jest Twoja tożsamość. Ale tu właśnie pojawia się pewien paradoks – bo jeśli ukrywasz wszystko, co z tą sytuacją związane, i budujesz zupełnie fikcyjny obraz siebie, to... ludzie poznają nie Ciebie bez nerwicy, tylko zupełnie kogoś innego. Prawdziwa Ty to także Twoja wrażliwość, poczucie humoru, sposób, w jaki się z kimś rozmawia, Twoje zainteresowania – to wszystko można pokazać bez opowiadania szczegółów o pracy czy zdrowiu. Nikt nie mówi, że musisz się tłumaczyć. Nie musisz mówić: „mam nerwicę” ani opowiadać całej historii życia. Czasem wystarczy powiedzieć „nie chcę o tym rozmawiać” i przekierować temat gdzie indziej. Nie każdy rozmówca to wytrzyma – i to okej. Ale też nie każdy odejdzie. Mam wrażenie, że sama trochę wpadłaś w pułapkę „albo wszystko, albo nic” – że jak nie chcesz być oceniana przez pryzmat nerwicy, to musisz zmyślać alternatywną wersję siebie. A przecież można iść środkiem: być sobą, ale bez wchodzenia w drażliwe tematy.

I jeszcze jedno – serio, nie wszyscy ciągną rozmowę w stronę pracy, studiów, CV. Często to tylko jakiś wstęp, który można spokojnie zignorować albo obrócić w żart. Jeśli w rozmowie dajesz coś z siebie – ciepło, uwagę, normalność – to wiele osób przestaje się interesować „statusami społecznymi”. Możesz wyznaczyć granice. To Ty decydujesz, o czym rozmawiasz. I to wcale nie musi być mur.

Mam też takie przemyślenie – z własnych doświadczeń: Czasem, żeby zbudować z kimś nić porozumienia, nie trzeba wiele mówić o sobie. W relacjach ważniejsze niż przedstawianie się w jak najlepszym świetle, jest uważne słuchanie drugiej osoby. Zainteresowanie tym, co ona czuje, co przeżywa, co ją bawi czy martwi. To tworzy prawdziwe połączenie.
Nie trzeba imponować, wymyślać, upiększać. Czasem wystarczy dać komuś przestrzeń i być po prostu życzliwym człowiekiem. I wtedy – paradoksalnie – to właśnie Ty zostajesz zapamiętana jako wartościowa osoba. Nie przez to, kim jesteś w opisie, tylko jak się obok Ciebie ktoś czuł.

Masz prawo chronić swoją prywatność – tylko nie zapominaj, że ta prawdziwa Ty już w Tobie jest. Nie musisz jej wymyślać od nowa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Dryagan napisał(a):

@robertina to, co napisałaś, jest bardzo ważne – i rozumiem, że chcesz być postrzegana jako ktoś więcej niż nerwica. I masz absolutną rację: nerwica to nie Ty, tylko coś, z czym się zmagasz. Też nie chciałbym być definiowany przez pryzmat mojej choroby. To nie jest Twoja tożsamość. Ale tu właśnie pojawia się pewien paradoks – bo jeśli ukrywasz wszystko, co z tą sytuacją związane, i budujesz zupełnie fikcyjny obraz siebie, to... ludzie poznają nie Ciebie bez nerwicy, tylko zupełnie kogoś innego. Prawdziwa Ty to także Twoja wrażliwość, poczucie humoru, sposób, w jaki się z kimś rozmawia, Twoje zainteresowania – to wszystko można pokazać bez opowiadania szczegółów o pracy czy zdrowiu. Nikt nie mówi, że musisz się tłumaczyć. Nie musisz mówić: „mam nerwicę” ani opowiadać całej historii życia. Czasem wystarczy powiedzieć „nie chcę o tym rozmawiać” i przekierować temat gdzie indziej. Nie każdy rozmówca to wytrzyma – i to okej. Ale też nie każdy odejdzie. Mam wrażenie, że sama trochę wpadłaś w pułapkę „albo wszystko, albo nic” – że jak nie chcesz być oceniana przez pryzmat nerwicy, to musisz zmyślać alternatywną wersję siebie. A przecież można iść środkiem: być sobą, ale bez wchodzenia w drażliwe tematy.

I jeszcze jedno – serio, nie wszyscy ciągną rozmowę w stronę pracy, studiów, CV. Często to tylko jakiś wstęp, który można spokojnie zignorować albo obrócić w żart. Jeśli w rozmowie dajesz coś z siebie – ciepło, uwagę, normalność – to wiele osób przestaje się interesować „statusami społecznymi”. Możesz wyznaczyć granice. To Ty decydujesz, o czym rozmawiasz. I to wcale nie musi być mur.

Mam też takie przemyślenie – z własnych doświadczeń: Czasem, żeby zbudować z kimś nić porozumienia, nie trzeba wiele mówić o sobie. W relacjach ważniejsze niż przedstawianie się w jak najlepszym świetle, jest uważne słuchanie drugiej osoby. Zainteresowanie tym, co ona czuje, co przeżywa, co ją bawi czy martwi. To tworzy prawdziwe połączenie.
Nie trzeba imponować, wymyślać, upiększać. Czasem wystarczy dać komuś przestrzeń i być po prostu życzliwym człowiekiem. I wtedy – paradoksalnie – to właśnie Ty zostajesz zapamiętana jako wartościowa osoba. Nie przez to, kim jesteś w opisie, tylko jak się obok Ciebie ktoś czuł.

Masz prawo chronić swoją prywatność – tylko nie zapominaj, że ta prawdziwa Ty już w Tobie jest. Nie musisz jej wymyślać od nowa.

 

Już się zaczęło. Nowa znajomość, powiedziałam, że choruję - odpowiedź "opowiedz mi o tym więcej". Dlugo ta znajomość nie potrwa... wczorajsze dwie - druga wiadomość "gdzie pracujesz", kolejna - propozycja spotkania w 6 wiadomości. Zaczynam tracić wiarę w sens tego wszystkiego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@robertina rozumiem Twoje zniechęcenie, ale mam wrażenie, że trochę sama wchodzisz w pułapkę, której można spróbować uniknąć. Piszesz, że od razu mówisz o chorobie – i właśnie wtedy zaczynają się te niewygodne pytania. To naturalne, że jeśli ktoś słyszy: „choruję”, to chce zapytać więcej – nie złośliwie, tylko z ciekawości, troski albo po prostu braku wyczucia. Ale to Ty decydujesz, czy ten temat się rozwinie. Możesz napisać po prostu "choruję, ale nie chcę tego rozwijać. Porozmawiajmy o czymś innym". Może też zamiast od razu wspominać o swojej sytuacji, spróbuj najpierw po prostu porozmawiać o czymś neutralnym – zainteresowaniach, rzeczach codziennych, filmach, pogodzie, memach, cokolwiek. Nie chodzi o to, żeby udawać kogoś innego, tylko żeby nie otwierać od razu najwrażliwszej części siebie, zanim w ogóle pojawi się zaufanie. To jak z zostawianiem klucza do mieszkania komuś, kogo się dopiero spotkało – za wcześnie.

I jeszcze jedno: gdzie szukasz znajomości? Jeśli to są miejsca ogólne – typu aplikacje randkowe albo czaty losowe – to pytania w stylu „czym się zajmujesz” czy „spotkajmy się” naprawdę są normą. Ludzie nie wiedzą, z kim piszą, więc trzymają się schematów. Ale może warto spróbować na jakichś forach tematycznych, gdzie ludzie łączy wspólna pasja albo konkretne doświadczenie? W takich miejscach rozmowy często zaczynają się zupełnie inaczej i mają szansę rozwinąć się w coś spokojniejszego. Nie musisz się od razu tłumaczyć. Nie musisz też rezygnować. Może trzeba tylko trochę inaczej ustawić punkt wyjścia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, kokeshi napisał(a):

Cześć, a gdzie Ty zawierasz owe znajomości?

To jest całkiem ciekawe pytanie, bo na tyle osób, które znam z Internetu, w zasadzie większość nie wie, jaki mam zawód (bo nie pytali), a nawet jeśli wiedzą, bo gdzieś w rozmowie wyszło, to nikt nie wie, gdzie pracuję (bo trzymam to dla siebie z powodu prywatności). Gębę też mało kto widział.

 

4 godziny temu, robertina napisał(a):

to takie "otwarcie się" byłoby dla mnie koszmarem, bo ludzie przestaliby widzieć prawdziwa mnie a zaczęli osobę, przez którą jestem nienawidzona w prawdziwym życiu

Teraz też nie widzą prawdziwej ciebie. Widzą maskę. Z maską nie da się budować relacji.

 

3 godziny temu, robertina napisał(a):

Już się zaczęło. Nowa znajomość, powiedziałam, że choruję - odpowiedź "opowiedz mi o tym więcej". Dlugo ta znajomość nie potrwa... wczorajsze dwie - druga wiadomość "gdzie pracujesz", kolejna - propozycja spotkania w 6 wiadomości. Zaczynam tracić wiarę w sens tego wszystkiego...

No to moje propozycje odpowiedzi i to, jak wyobrażam sobie dalszy tok rozmowy.

 

– Choruję

– Opowiedz mi o tym więcej

– Wiesz co, na razie nie chcę o tym mówić. Może kiedyś

 

– Gdzie pracujesz?

– Nie pracuję nigdzie

– Dlaczego?

– Długo by opowiadać, może kiedyś ci powiem

– Mam czas…

– Na razie nie chcę o tym mówić, OK?

 

– Spotkajmy się

– Tak szybko? 🙂 Chcę cię najpierw lepiej poznać

 

– Spotkajmy się

– Na razie dobrze mi przez Internet

 

– Spotkajmy się

– Czemu chcesz się spotkać?

– Bo chcę cię lepiej poznać

– Myślisz że nie da się poznać kogoś przez Internet?

– Myślę że nie tak jak na żywo

– Przekonaj się!

 

Jeśli ktoś po czymś takim będzie naciskał to jest to problem z nim i z jego nierespektowaniem granic. Choć oczywiście do kontynuowania znajomości nikt nikogo nie zmusi.

Edytowane przez Cień latającej wiewiórki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Dryagan napisał(a):

@robertina rozumiem Twoje zniechęcenie, ale mam wrażenie, że trochę sama wchodzisz w pułapkę, której można spróbować uniknąć. Piszesz, że od razu mówisz o chorobie – i właśnie wtedy zaczynają się te niewygodne pytania. To naturalne, że jeśli ktoś słyszy: „choruję”, to chce zapytać więcej – nie złośliwie, tylko z ciekawości, troski albo po prostu braku wyczucia. Ale to Ty decydujesz, czy ten temat się rozwinie. Możesz napisać po prostu "choruję, ale nie chcę tego rozwijać. Porozmawiajmy o czymś innym". Może też zamiast od razu wspominać o swojej sytuacji, spróbuj najpierw po prostu porozmawiać o czymś neutralnym – zainteresowaniach, rzeczach codziennych, filmach, pogodzie, memach, cokolwiek. Nie chodzi o to, żeby udawać kogoś innego, tylko żeby nie otwierać od razu najwrażliwszej części siebie, zanim w ogóle pojawi się zaufanie. To jak z zostawianiem klucza do mieszkania komuś, kogo się dopiero spotkało – za wcześnie.

I jeszcze jedno: gdzie szukasz znajomości? Jeśli to są miejsca ogólne – typu aplikacje randkowe albo czaty losowe – to pytania w stylu „czym się zajmujesz” czy „spotkajmy się” naprawdę są normą. Ludzie nie wiedzą, z kim piszą, więc trzymają się schematów. Ale może warto spróbować na jakichś forach tematycznych, gdzie ludzie łączy wspólna pasja albo konkretne doświadczenie? W takich miejscach rozmowy często zaczynają się zupełnie inaczej i mają szansę rozwinąć się w coś spokojniejszego. Nie musisz się od razu tłumaczyć. Nie musisz też rezygnować. Może trzeba tylko trochę inaczej ustawić punkt wyjścia.

 

Ta strona to jest apka do nauki języków. Mam czas to staram się ich uczyć, żeby choć trochę zająć głowę. Problem jest taki, że ja nie mam hobby ani zainteresowań - przez większość dnia po prostu scrolluję i nie ma takiego forum tematycznego, gdzie mogłabym dołączyć i zbudować jakąś więź. Pomijając, że przez brak zainteresowań się potwornie nudzę cały dzień. Jakiś czas próbowałam poszukać sobie hobby - ale nie udało się, większością rzeczy zajmowałam się tylko kilka dni i zaczynały mnie nudzić. Takie ogólne miejsca są więc jedynymi, w jakich mogę kogoś szukać do rozmowy.

 

3 godziny temu, Cień latającej wiewiórki napisał(a):

To jest całkiem ciekawe pytanie, bo na tyle osób, które znam z Internetu, w zasadzie większość nie wie, jaki mam zawód (bo nie pytali), a nawet jeśli wiedzą, bo gdzieś w rozmowie wyszło, to nikt nie wie, gdzie pracuję (bo trzymam to dla siebie z powodu prywatności). Gębę też mało kto widział.

 

Teraz też nie widzą prawdziwej ciebie. Widzą maskę. Z maską nie da się budować relacji.

 

No to moje propozycje odpowiedzi i to, jak wyobrażam sobie dalszy tok rozmowy.

 

– Choruję

– Opowiedz mi o tym więcej

– Wiesz co, na razie nie chcę o tym mówić. Może kiedyś

 

– Gdzie pracujesz?

– Nie pracuję nigdzie

– Dlaczego?

– Długo by opowiadać, może kiedyś ci powiem

– Mam czas…

– Na razie nie chcę o tym mówić, OK?

 

– Spotkajmy się

– Tak szybko? 🙂 Chcę cię najpierw lepiej poznać

 

– Spotkajmy się

– Na razie dobrze mi przez Internet

 

– Spotkajmy się

– Czemu chcesz się spotkać?

– Bo chcę cię lepiej poznać

– Myślisz że nie da się poznać kogoś przez Internet?

– Myślę że nie tak jak na żywo

– Przekonaj się!

 

Jeśli ktoś po czymś takim będzie naciskał to jest to problem z nim i z jego nierespektowaniem granic. Choć oczywiście do kontynuowania znajomości nikt nikogo nie zmusi.

 

Czyli brak szacunku do granic jest przerażająco powszechny. 90% z tych ludzi by naciskało. Ja czasem piszę już drukowanymi literami NIE CHCĘ - to pytają czemu jestem zła, bo nie mieli na myśli nic złego. Coraz bardziej zastanawiam się, czy takie znajomości nie są dla mnie szkodliwe.

Edytowane przez robertina

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@robertina Skoro uczysz się języków, to zawsze można zacząć rozmowę od tego – zapytać drugą osobę dlaczego akurat tego języka się uczy, co jej sprawia trudność, co lubi. To już daje jakiś punkt zaczepienia, bez wchodzenia w tematy osobiste.

Z tym brakiem hobby – rozumiem, że możesz tak to odczuwać, ale serio: w dzisiejszym świecie można się zainteresować praktycznie czymkolwiek. Nie trzeba od razu mieć „pasji życia”. Czasem to drobiazgi – oglądanie filmów jednego gatunku, czytanie książek, uczenie się ciekawostek o jakimś kraju, próba stworzenia prostego rysunku, czytanie o historii jakiegoś miasta. Niektóre rzeczy z pozoru nudne robią się wciągające, jak się w nie trochę zagłębić.

Nie bardzo potrafię doradzić, jak walczyć z nudą, bo szczerze mówiąc – nie znam tego uczucia. Nie pamiętam, żebym mógł kiedykolwiek powiedzieć, że się nudziłem, nawet jako dziecko. Ale myślę, że nudę najczęściej zabija zaangażowanie, nawet jeśli na początku jest ono sztuczne. Spróbuj robić coś nie dlatego, że Cię „kręci”, tylko dlatego, że chcesz sprawdzić, co się stanie, jak zrobisz to przez 7 dni z rzędu. Czasem dopiero wtedy coś zaczyna się rozkręcać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×