Skocz do zawartości
Nerwica.com

Huśtawka, atak emocji a potem emocjonalny kac


Cognac

Rekomendowane odpowiedzi

Napiszę tutaj, może ktoś coś mądrego doradzi.

 

Nie wiem, co ja mam z tym zrobić. Jestem na jakiejś cholernej emocjonalnej huśtawce. Ani dnia spokoju, całość (po względnej przerwie) nasiliła się od lutego. Opiszę Wam np. ostatnie dni.

Piątek - paniczny strach przed weekendem (bo znowu bede tyle dni sama), sobota, niedziela - smętny nastrój, głuche uczucie samotności; poniedzialek - wreszcie praca, głowa szaleje, jestem nakęcona, słucham żywej muzyki, skupiam się na maxa, robię nadgodziny, jestem w koncu z siebie zadowolona. Niestety - wracam do domu - ogarniaja mnie nagle absurdalne uczucia porzucenia, samotnosci, przekonanie ze partner mnie nie kocha i nie chce. Mecze sie tak cala noc, z natłokiem myśli, którego nie mogę powstrzymać, płaczę, nie śpię. W końcu slucham muzyki (requiem, hehe), nagle dostaje takiego jakby olsnienia pieknem, harmonią dźwięków, mistyczne doznanie, po głowie wędrują wzniosłe myśli, że oto jest sens życia - sztuka. W koncu uspokajam się, udaje sie zasnac o 5:30. Rano wstaje do pracy i czuje sie jakby to, co dzialo sie ze mna w nocy, cala ta panika i emocjonalna "bomba", a co gorsza, wszystkie te dziwaczne myśli - jakby to byl jakis koszmar, jakbym "myslala nie moje mysli". Zmęczenie, wycieńczenie, i uczucie takiego jakby emocjonalnego kaca, wstydu.

I to się powtarza, co jakiś czas, te "uniesienia" wzmacniane przez sztukę (za które potem "na trzeźwo" mi głupio) lub po prostu ataki absurdalnych uczuć (głównie że jestem samotna albo że sobie nie radzę z problemami, myśli że chcę umrzeć, że jestem nieszczęśliwa - jeden wielki irracjonalny skowyt).

 

Nie biorę żadnych leków, jestem w terapii behawioralnej - terapeutka zastrzegła sobie, że nie mogę chodzić do nikogo innego, w tym do psychiatrów (hm?), ale nie przemawia do mnie ta terapia, bo nie widzę żadnych logicznych, bezpośrednich powodów swoich uczuć (a na tym przecież opiera się ABCD) oraz od czasu gdy w marcu ją rozpoczęłam, zamiast być lepiej, jest coraz gorzej. Mam dużo w tym roku na głowie a nie umiem wziąć sie w garść i zacząć działać bo wciąż się "mażę". Suplementuję się 5-htp (bo kiedyś kupiłam;)), magnezem, żelazem (miewam niedobory), witaminą D (miewam niedobory).

 

Kurcze, mam tego dość, w 2014 miałam podobny dołek (spowodowany przez problemy na uczelni), miałam nadzieję, że już się z niego wygrzebałam, a tu fiasko. Smutno mi, bo mocno nad sobą pracowałam i właśnie cała ta praca została zaprzepaszczona. Teraz znowu mam problemy na uczelni, ale litości, poza szkołą mam przecież jeszcze inne sprawy, samą uczelnią sie jakos specjalnie nie przejmuje (a moze to wyparłam) - co ten mózg się tak zafiksował na tym punkcie? A może to co innego? Każdy człowiek ma jakieś problemy, a są w stanie stawiać im czoła i żyć, po prostu normalnie żyć - nie rozumiem, dlaczego u mnie problemy powodują takie chore jazdy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dodam jeszcze, że terapeutka zachęca do "praktyki uważności", co też do mnie nie przemawia. Fajnie, jestem w stanie obserwować "z zewnątrz" co się ze mną dzieje. I **** za przeproszeniem, bo to wszystko dalej się dzieje. Wolałabym, żeby się nie działo. Wolałabym być po prostu spokojna i umieć skupić się na pracy i na studiach (i na setce innych spraw, które mi się w tym roku niestety skumulowały). Ale nie da się, bo wciąż te emocjonalne jazdy, których nie umiem "wyłączyć". Owa "uważność" wręcz przyczyniła się do tego, że przyglądam się samej sobie, jak psychiatra pacjentowi. Dezintegracja. Na co mi to teraz? Wolałabym czuć się spójna...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Cognac,

 

przyznam Ci się, że już od kilku dni chciałam napisać do Ciebie posta. Nie wiem od czego zacząć - może od uważności? Strasznie mnie zdziwiło mnie Twoje odczucie uważności - mi zawsze się kojarzyła z chwilą wytchnienia, odpoczynkiem w ciągu dnia, jakąś drobną przyjemnością... a Ty wspominasz o dezintegracji. :shock: Co za metody uważności podsunęła Ci terapuetka, bo wow, to naprawdę dziwnie brzmi! :shock: No i jeszcze dziwniejsze jest, że terapeutka wymyśliła sobie jakiś zakaz chodzenia gdzie indziej... czy to znaczy, że nie możesz się z nikim skonsultować? Z jakimś lekarzem czy coś? No już dawno takich głupot nie słyszałam, jakby mi tak terapeuta powiedział... to bym go chyba wyśmiała. :roll:

 

Myślę, że powinnaś poszukać kogoś innego do terapii... uczęszczanie na nią od marca daje już w sumie dużo czasu na ocenę, czy działa, czy nie... a skoro sama czujesz, że coś jest nie tak, to dlaczego miałabyś się na siłę męczyć?

 

Wiem, o czym mówisz, bo sama tak się czuję - po prostu nie zawsze daję radę spisać wszystkie nastroje w moim dzienniczku; inaczej blog wyglądałby jakby pisały go dwie osoby.... Przyszło mi do głowy, iż możliwe, że masz zakodowany w podświadomości jakiś kod, który uaktywnia się, gdy tylko zobaczysz cienia problemów.... Wiesz, Ty świadomie uważasz, że to nie są jakieś wielkie problemy, ale Twoja podświadomość kojarzy to z wcześniejszymi doświadczeniami, więc uruchamia wszystkie uczucia i nastroje jakie wtedy czułaś... Myślę, że powinnaś dać sobie trochę oddechu i tak siebie nie besztać, nie porównywać się do innych, nie obarczać rozgoryczeniem... ;) w końcu to Ci nie pomoże, a wprowadzi jeszcze większą frustrację, prawda?

 

A podświadomość... cóż, może faktycznie byłoby warto się zająć tym, co siedzi głębiej w Tobie? :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość Piotrek1996

Ciężki post napisałaś, ale spróbuję coś tam dodać od siebie, ale nie mam pojęcia czy to coś pomoże.

Jak napisała poprzedniczka zacznij od zmiany terapeuty, bo widać, że ma tylko papierek, a wiedzy w tym zawodzie zbytnio nie skoro ględzi takie bzdury. Niestety takich pseudo-fachowców jest sporo w różnych zawodach.

 

Skoro masz niedobory to dobrze, że zaczynasz brać suplementy. Najwięcej wit D ma słońce, więc dopóki teraz jest ciepło to wychodź sporo w wolnych chwilach na dwór tym bardziej, jeśli masz pracę w biurze czy coś w ten gust. Ryby też jej mają sporo.

 

Fakt, że muzyka ma niesamowitą moc. Jestem uzależniony od niej, także sam coś o tym wiem.

Odnośnie takiej zmiany nastroju, napadów smutku to hm... pracuj nad tym. Może staraj się myśleć optymistycznie więcej, rób po pracy więcej zajęć, które sprawiają Ci przyjemność, przestań porównywać się z innymi? W końcu mamy tylko jedno życie, także czy warto spędzić je na smuceniu się? Jakby partner Ciebie nie kochał to by Cię już dawno porzucił, więc głowa do góry.

Sam dużo przeszedłem w życiu(ojciec alkoholik, sporo kłótni z innymi członkami rodziny, próby samobójcze, stany depresyjne, fałszywi przyjaciele...) A mimo wszystko zmieniłem się strasznie na lepsze. Co prawda do 100 procentowym optimistą nie jestem, lecz jest duża poprawa, lecz już kończę, bo to nie jest temat o mnie.

 

Pozdrawiam ciepło. :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co za metody uważności podsunęła Ci terapuetka, bo wow, to naprawdę dziwnie brzmi! :shock: No i jeszcze dziwniejsze jest, że terapeutka wymyśliła sobie jakiś zakaz chodzenia gdzie indziej... czy to znaczy, że nie możesz się z nikim skonsultować? Z jakimś lekarzem czy coś?

No w sumie żadnych metod, raczej ogólne trele-morele, że mam się skupiać na tym co teraz i łapać swoje emocje, no fajnie, tylko że ćwiczyłam to intuicyjnie juz dużo wcześniej i właśnie takie przyglądanie się sobie z zewnątrz wzmacnia moje przekonanie że jest ze mną coś mocno nie tak. Widocznie nie rozumiem, o co chodzi i jak to robić i robię źle.

Bardzo ciekawa koncepcja z tym kodem w podświadomości:) W sumie to często tak jest, drobna pierdoła uruchamia u mnie lawinę bzdurnych i katastrofalnych myśli i odczuć, głównie auto-agresywnych... Już zaczęłam myśleć, że to wszystko po mojej matce, która czasem zachowuje się jak typ impulsywny :( Byle drobiazg uruchamia u niej nieproporcjonalny gniew, potrafi obrzucić wszystkich łajnem, wyzwać od najgorszych, zaszantażować emocjonalnie, a po godzinie stwierdzić, że nic takiego nie miało miejsca. Faktycznie, mechanizm ten sam... Widocznie podpatrzyłam to u niej i u mnie też występuje, co za dramat... :/ :/ :/

 

Piotrek1996,

No tak, pracę mam taką, że siedze cały dzień w biurze, ma to plusy, ma minusy, na głowę jakoś specjalnie fajnie nie działa, ale zawodu nie zmienię, bo go lubię :) Wciąż szukam rzeczy, które mnie cieszą, niestety męczę jeszcze studia i trochę się na tym punkcie zafiksowałam... Wiem że to minie, o ile w końcu uda mi się obronić, pozostaje uzbroić się w cierpliwość... I zabrać za robotę... Trudno to wszystko pogodzić, no ale trzeba.

Ogólnie bardzo optymistyczny Twój post, daje nadzieję że pomimo przeciwności, z problemami można sobie poradzić :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×