Skocz do zawartości
Nerwica.com

Bajkoterapia? Co o tym sądzicie?


przemiana1

Rekomendowane odpowiedzi

Podczas ostatniej długiej zimy żona z córką napisały kilka opowiadań. Poniżej jedno z nich. Jak Wam się podoba?

 

„O Misiu, który wyjadł tort”.

 

 

Bruno obudził się bardzo późno. Zajęcia poranne w cyrku już się dawno zaczęły. Wszystkie zwierzątka oprócz sowy Zuzy i Bruna były po śniadaniu, po porannej toalecie, a teraz ćwiczyły swoje popisowe numery cyrkowe. Bruno przetarł zaspane oczy, spojrzał na budzik stojący na jego szafce nocnej. Była 11.30.

 

- Ojej jak późno- jęknął – Pan Teodor znów za to, że się spóźniłem będzie mi kazał zrobić więcej ćwiczeń niż zwykle. Ale co ja takiego wczoraj robiłem?- próbował sobie przypomnieć- Dlaczego mam takie klejące łapy i słodki smak w ustach?

 

Myślał i myślał idąc do łazienki, by umyć mordkę i zęby, a także ma się rozumieć łapy. Nagle przypomniało mu się wszystko, gdy spojrzał do lustra w swoje zaspane oczy.

 

- No tak oczy zawsze powiedzą prawdę – szepnął, przypominając sobie słowa Pana Teodora. Jego oczy były ciemne i smutne, tak, jakby czegoś żałowały.

 

- Ja, ja ...ja zjadłem tort urodzinowy! Co ja najlepszego zrobiłem? Co ja powiem mamie i tacie? Co się ze mną teraz stanie? Jak to się wyda, że zjadłem ten tort...Przecież wyrzucą mnie z cyrku...O ja biedny.

 

Bruno stracił całą ochotę na poranne śniadanie. Usiadł w fotelu przed kominkiem, zamyślił się i zaczął cichutko płakać. Podkulił nóżki, jakby się czegoś bał. Rozmyślał o tym, że już za jeden dzień w Zwierzaczkowie miała odbyć się wielka uroczystość, z okazji 5 urodzin cyrku. Na tą uroczystość zaproszony był burmistrz miasteczka Zwierzaczkowa, rodziny zwierząt pracujących w cyrku, a także honorowi mieszkańcy miasta, tacy jak na przykład stuletnia krowa Józefina, małpy, które w zeszłym roku wylądowały na księżycu i mały pelikan Grześ , który uratował kurczęta z pożaru kurnika. Bruno płakał coraz mocniej i stawał się przeraźliwie smutny, im więcej o tym wszystkim myślał.

 

- Przecież ten tort miał być główną atrakcją urodzin. Urodziny bez tortu?! To niemożliwe! Co mnie podkusiło, żebym go zjadł?

 

Kiedy zadał sobie to pytanie, odpowiedź przyszła natychmiast. Wiedział, że złamał trzy zakazy, o których często mówiła mu mama, a także tata, no i oczywiście Pan Teodor. Po pierwsze uciekł z zajęć rytmiki i włóczył się po kuchni. Po drugie nie zjadł obiadu (akurat w ten dzień była brukselka, której nie cierpiał). Po trzecie wszedł o spiżarni, do której nie wolno było wchodzić dzieciom. A po czwarte....wtedy wszystko już potoczyło się jakby z górki. Tort stał na środku spiżarni, Misiowi burczało w brzuchu, a tort był tak blisko i słodko pachniał, kusił go czekoladą. Po prostu chciał wziąć tylko jeden kawałek, ale skończyło się na tym, że wyżarł potężną dziurę.

 

Bruno zwiesił smętnie głowę.

 

- Nie idę dziś na zajęcia – postanowił. Będę tu siedział do końca świata – pomyślał i zrobiło mu się jeszcze bardziej smutno.

 

***

Mama Bruna –niedźwiedzica Kasia szukała swojego synka od dwóch godzin. Była pewna, że jest na zajęciach rytmiki z wszystkimi dziećmi. Ale gdy poszła do sali lekcyjnej zapytać panią żabę, okazało się, że Bruna nie ma. Zastanawiała się, co się stało. Zawsze gdy zostawiali go rano w domu, wychodząc wcześnie do pracy radził sobie sam – mył się, ubierał, zjadał śniadanko. Miał już przecież 11 lat. Był samodzielny i odpowiedzialny. Ona i jej mąż niedźwiedź Jacek mogli spokojnie pracować. A mieli ważną pracę, jak każde zwierzę w cyrku. Zajmowali się akurat ogrodem i terenem wokół cyrku. Można powiedzieć – byli ogrodnikami i kochali tą pracę. Jednak teraz niedźwiedzia mama musiała porzucić grabienie liści z powodu zaginięcia synka. Matczyne serce Kasi podpowiadało jej, że Bruno ma kłopoty, jeśli nie dotarł na poranne zajęcia. Szybkim niedźwiedzim krokiem powędrowała do domu, który mieścił się w starej jaskini niedaleko stawu.

 

- Bruno, Bruno otwórz! Jesteś tam? – zawołała Kasia pukając łapą w drzwi jaskini.

 

Ale odpowiedziała jej cisza. Zaniepokojona Kasia zajrzała przez okno do pokoju. Zdziwiona zobaczyła, że mały Bruno śpi na kanapie w salonie zwinięty w kulkę i przykryty kołdrą po głowę.

 

- Pewnie się rozchorował mały nieborak – przypuszczała Kasia wchodząc do salonu.

 

- Brunuś synku, co się stało? Obudź się, już dwunasta w południe. Wszędzie Cię szukałam. Jak Ty się czujesz? Pokaż masz gorączkę? – zapytała Kasia kładąc synowi łapę na czole.

 

Bruno nic nie odpowiedział, nie licząc jednego cichutkiego mruknięcia, które wydobyło się spod kołdry. Jego serduszko jednak biło szybciej, a myśli biegały po głowie – Co robić? Przyznać się czy nie? A jak się i tak wyda, że zjadłem ten tort? A jak mama i tata przez to stracą pracę w cyrku? Pan Teodor będzie zły i wyrzuci ich z cyrku. Lepiej nie mówić.- Tak nie powiem nic – zdecydował i wystawił głowę spod kołdry.

 

- Brunuś no wstawaj? Czemu nie poszedłeś na rytmikę? Wydaje mi się, że nie masz gorączki, ale może coś Cię boli – zapytała z troską Kasia.

 

- Mamo, ja ja skręciłem nogę – skłamał Bruno jąkając się.

 

- No to pokaż jak ona wygląda. Prawa czy lewa? A jak to było synku? – Kasia musiała o wszystko wypytać Bruna.

 

- Poszedłem rano do łazienki i poślizgnąłem się na mokrej podłodze i tak stanąłem na nogę, że się wykręciła, coś w niej gruchnęło i teraz boli – wystękał Bruno.

 

- Ojej biedaku, to w takim razie musimy iść do pana doktora lisa. Zrobi Ci prześwietlenie, założy bandaż elastyczny i zostaniesz w domu parę dni. Jaka szkoda ominie Cię wielka uroczystość – urodziny Cyrku. Pamiętasz, że to już jutro? – dopytywała Kasia.

 

Bruno zamyślił się – No tak, kłamstwo pociągało za sobą następne trudności. Musiał iść do lekarza i udawać chorego, nie mógł iść na uroczystość. Będzie musiał teraz przez swoje głupiutkie zachowanie zostać w domu i się nudzić. No ale trudno i tak wolał skłamać, niż pozbawić rodziców pracy. Bo przecież, gdyby się wydało, że wyżarł dziurę w torcie, Pan Teodor na pewno wyrzuciłby jego rodzinę z cyrku.

 

- Mamo bardzo boli mnie ta noga – wyszeptał Bruno.

 

- W takim razie musimy iść do pana lisa. Ubieraj się, ja Ci pomogę – powiedziała Kasia i podała Brunowi łapkę – Będziesz musiał opierać się na moim ramieniu.

 

***

 

Pan lis badał właśnie skunksika Tomka, gdy pielęgniarka kotka zobaczyła wchodzących do poczekalni Kasię i Bruna.

 

- Oho panie doktorze, mamy pacjenta – stwierdziła kotka Lena – wygląda, że jest problem z nogą.

 

- Zobaczymy, zbadamy, poradzimy – powiedział doktor lis i uśmiechnął się do Tomka – No smyku, zabieg wykonany, ale na drugi raz nie pakuj niczego twardego do uszek, bo znów będzie bolało. Tomek bowiem tego ranka powkładał sobie do obu uszu szklane kuleczki.

 

- Dobzie panie dochtorze – wyseplenił 3-letni Tomek – i jego mama pani skunksowa zaczęła ubierać synka.

 

Gdy pani skunksowa z Tomkiem wyszli z gabinetu, pielęgniarka Lena zawołała panią misiową i Bruna.

 

- No co tam się stało Bruno – zapytał pan doktor lis i kazał usiąść Brunowi na kozetce – Jakieś kłopoty z nogą?

 

- Yyyy..eee tak boli mnie, o tu w kostce...- Bruno wskazał na tylną łapę i poczerwieniał.

 

Pani Leno, proszę zrobić prześwietlenie. Bruno cały się napiął - I co teraz będzie, gdy prześwietlenie nic nie wykaże? To już po mnie. To koniec – zacisnął z całej siły łapki na poręczy krzesła.

 

Prześwietlenie odbyło się sprawnie. Zdjęcie było gotowe w 5 minut. Doktor lis oglądał ze wszystkich stron zdjęcie, jakby czegoś szukał.

 

- Hm, hm, tu nic nie ma...Bruno chłopcze – jak mi to wyjaśnisz, co? – Ból nogi po skręceniu, a na zdjęciu nie ma żadnej rysy, noga nie ma opuchlizny.. No co się stało ?- Doktor spojrzał misiowi głęboko w oczy.

 

- Ja..ja..bo ja chcę coś powiedzieć- wyszeptał cichutko Bruno patrząc z lękiem to na mamę, to na doktora lisa.

 

I gdy już nabrał powietrza w płuca, by wreszcie to z siebie wyrzucić, że zjadł połowę urodzinowego tortu, do gabinetu doktora lisa wpadł słonik Piotrek, który zajmował się odsłanianiem kurtyny podczas występów. Piotrek zaczął krzyczeć:

 

- Nieszczęście, nieszczęście!!!! Ktoś wyjadł połowę tortu urodzinowego!!! Co teraz będzie przecież jutro są urodziny cyrku?

 

W tym samym momencie Bruno zemdlał i przewrócił się na swoje futrzane plecy. Mama misiowa przestraszona zerwała się na nogi. Doktor lis rzucił się do Bruna, a pielęgniarka kotka otworzyła okno i polała nos Bruna zimną wodą.

 

***

 

Bruno ocknął się po kilku godzinach. Zdumiony zobaczył, że nie jest w swoim domu, tyko w gabinecie Pana Dyrektora Szympansa Teodora. Przestraszył się.

 

- Dlaczego tu jestem? Co zrobi ze mną Pan Dyrektor? Muszę uciekać i to prędko.

 

Jednak Pan Teodor był szybszy. Usiadł przy łóżku Bruna, złapał go za łapkę i łagodnym głosem powiedział:

 

- Bruno, misiu musimy porozmawiać. Opowiesz mi wszystko, co się stało, a ja obiecuje Ci, że nie wyrzucę ani Ciebie, ani Twoich rodziców z cyrku, ani też nie ukarzę Cię. Tylko powiedz mi prawdę.

 

- A skąd Pan wie, że boję się, że wyrzuci Pan z cyrku mnie i moich rodziców? - zdumiał się Bruno – Przecież nikomu o tym nie mówiłem.

 

- To dlatego, że krzyczałeś przez sen słowa: „Nie wyrzucajcie nas z cyrku! Pozwólcie nam zostać- ja odkupię ten tort!” Powiedz mi proszę co się stało. To wszystko zostanie między nami – obiecał Pan Teodor.

 

Miś rozluźnił się i zaczął swoją smutną historię. Opowiedział Panu Dyrektorowi, o tym, że na obiad była brukselka, której nie zjadł. Potem chodził głodny i zły, bo burczało mu w brzuszku. Nie poszedł na zajęcia z rytmiki, bo było mu słabo, a potem poczuł zapach czekolady, który zaprowadził go do spiżarni i tam znalazł na stole tort. Wtedy chciał tylko spróbować jeden kawałek, ale tort był taki pyszny, że nie mógł przestać jeść. Kiedy Miś skończył opowiadać, Pan Teodor spokojnie oznajmił Misiowi:

 

- Słuchaj Bruno, ja rozumiem, że zjadłeś tort, który nie był Twój. Zrobiłeś źle. A wszystko zaczęło się od tego, że nie zjadłeś brukselki na śniadanie. Możesz nie lubić brukselki, ale trzeba było poprosić, żeby panie kucharka kurka Dorotka dała Ci drożdżówkę. Wtedy nie miał byś tych wszystkich problemów. Umówmy się, że zrobisz tak na drugi raz – zawsze będzie prosił o drożdżówkę lub kanapkę, gdy coś nie będzie Ci smakowało. A druga sprawa jest taka: ponieważ przyznałeś się po jakimś czasie do kłamstwa i tego, co złego zrobiłeś w nagrodę za to będziesz zdmuchiwał świeczki w kształcie Ciebie i innych zwierzątek podczas jutrzejszej uroczystości.

 

- Ale przecież nie ma już całego tortu, bo go zjadłem. Co ja mam zdmuchiwać na torcie, którego nie ma???- zdumiał się Bruno.

 

- Nie martw się. Powiem za chwilkę kucharce kurce Dorotce, by jeszcze dziś zrobiła nowy tort. Ma przecież przepis. Pomogą jej w tym kaczka Weronika i jeżyk Wacek. A teraz zmykaj do Mamy i Taty, bo masz przecież zdrową nóżkę, prawda?

 

Miś Bruno był przeszczęśliwy. Skoczył do góry, a później uściskał Pana Teodora i zaklaskał w łapki.

 

- Hura! – krzyknął – Dziękuję Panu. Nie spodziewałem się, że to ja będę zdmuchiwał świeczki. Jestem taki dumny i szczęśliwy. Muszę iść wyprasować swój elegancki garniturek na jutrzejszą uroczystość. Dziękuję Panie Dyrektorze! - wykrzyknął miś i już go nie było.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×