eleniq
Znachor-
Postów
2 667 -
Dołączył
Treść opublikowana przez eleniq
-
Skoro już chcemy ciekawostki, to ja coś dodam od siebie. Pewnie @Dryagan jako historyk się przy okazji ucieszy Więc... Jak dowodzą badania współczesnych demografów, śmierć dziecka była w Europie XVI-XVIII w. częstym doświadczeniem rodzin: co najmniej 1/4 dzieci nie dożywała pierwszego roku życia. Z powodu chorób tego okresu (odra, ospa, szkarlatyna, koklusz) i "chorób brudnych rąk" co drugie dziecko umierało przed piątym rokiem życia. Powszechność śmierci dzieci powodowała w niektórych krajach Europy Zachodniej zobojętnienie. Francuski filozof tamtego okresu, Michel de Montaigne (1533-1592), pisał: "I traciłem dzieci, ale w wieku niemowlęcym, dwoje lub troje, jeśli nie bez żalu, to bez przykrości". Na tle naszych czasów widać ogromną rozbieżność. Dlatego masz rację @Dryagan. Nie przesadzajmy! Martwmy się i odpowiadajmy za siebie samych. Po prostu! Po co sobie zaprzątać głowę takimi zmartwieniami. Trzeba słuchać swojego ciała, obserwować, a nie dopowiadać sobie kolejne choroby do paru pospolitych objawów i się coraz bardziej nakręcać jak spirala.
-
W depresji psychoterapia nieraz może pogorszyć stan psychiczny. Wyciąganie swoich brudów z głowy to nie jest łatwa rzecz, jest to obarczone koniecznością konfrontacji ze swoimi ukrytymi traumami, lękami, winami. Żeby to robić trzeba mieć otwarte zasoby choćby łączenia pewnych rzeczy ze swoimi emocjami itd. Stąd mogą pojawiać się kryzysy emocjonalne na terapii, one mają absolutne prawo bytu. Możesz doświadczać nie tylko nawału tych emocji ale też odcięcia od nich. Też ważne byś w trakcie przechodzenia tych kryzysów wyłapywała narzędzia, dzięki którym będziesz sobie radziła z tymi kryzysami. To również nie jest łatwe i też wymaga zasobów. Oczywiście każdy logicznie myślący człowiek ma te zasoby. Terapeuta powinien umieć je tobie wskazać i nazwać, on od tego jest. Terapeuta ma za zadanie dawać ci takie drogowskazy, które powinny ci służyć w przyszłości. Choroba psychiczna przykrywa te zasoby, dlatego tu ważne jest leczenie farmakologiczne wspomagające psychoterapię. Musisz być na to gotowa. Na spokojnie, bez pośpiechu. Kryzys czy choroba musi minąć, a na przepracowanie emocji przyjdzie czas. Też wybierz odpowiedni nurt, ponieważ nie dla każdego każdy będzie dobry. Też pamiętaj, że od razu po terapii nie będziesz taka jakby "oczyszczona" czy wyzwolona, bo to co odkryjesz na terapii jeszcze będzie wychodzić w praniu. Terapia służy poznaniu swoich nieadaptacyjnych schematów i odkryciu możliwości radzenia sobie z nimi. Pewne rzeczy nie znikną, nie wpadną w czarną dziurę, bo przeszłości nie zmienimy, ale możemy zmienić myślenie o niej i sposoby radzenia sobie z nią. No ale przeszłość przeszłością. I tak najważniejsze jest bycie "tu i teraz".
-
Nagłe zgony u młodych ludzi zasadniczo nie są traktowane jako "normalne" i tym samym nie na tyle istotne, by się nimi jakoś mocno przejmować. Ale jeśli już, to najczęściej mogą być spowodowane powikłanym nadciśnieniem, ciężką hipercholesterolemią rodzinną (co może prowadzić choćby do zawału serca czy udaru mózgu), zaburzeniami rytmu serca. Czynnikami zwiększającymi ryzyko wystąpienia powyższych stanów są w dużej mierze cukrzyca i otyłość (szczególnie otyłość typu brzusznego/wisceralnego). Jeżeli czujesz jakieś niepokojące sygnały z Twojego ciała, które mogłyby sugerować którąś z tych rzeczy, to zgłoś się do swojego lekarza POZ w celu diagnostyki. Jednak patrząc na to bardziej z boku, to rzeczywiście wydaje mi się, że możesz mieć objawy hipochondryczne. Mówisz o lęku, ciągłej kontroli, trzymaniu się "na baczność". Im bardziej będziesz się skupiał na swoich objawach, tym bardziej będziesz je czuł. Pokażę ci jedno fajne ćwiczenie, żeby ci to zobrazować: 1. Pomyśl o swoim dużym palcu prawej stopy. 2. Myśl o nim mocno... 3. Coraz mocniej... 4. I mocniej... 5. I przestań! 6. Czujesz ten palec dalej? Mimo, że przestałeś o nim nagle myśleć? To ci powinno pokazać, jakie znaczenie ma myślenie o czymś i skupianie na tym sporej uwagi.
-
Zaburzenia dysocjacyjne polegają na niespodziewanym i niezależnym od chorego odczuwaniu dwóch nietypowych stanów psychicznych: Depersonalizacja polega na poczuciu niespójności "wewnętrznego ja" z "zewnętrznym ja". Powoduje to uczucie bycia nie w swoim ciele lub bycia nie-sobą w swoim własnym ciele. W stanie depersonalizacji przeżycia i zachowania dana osoba traktuje jako nie swoje, obce, odmienione. Derealizacja polega z kolei na poczuciu niespójności wewnętrznego odbioru świata z zewnętrznym odbiorem świata. Powoduje to uczucie postrzegania otaczającego świata jako innego, obcego, sztucznego. Odbiór świata może przypominać np. oglądanie teatrzyku. Oba stany mogą występować odrębnie bądź być ze sobą połączone. Zwykle mijają samoistnie w przeciągu jednego do kilku kwadransów. Mogą jednak utrzymywać się nawet do kilku dni. Z racji, że taki stan może z czasem powodować duży lęk, można go złagodzić doraźnie hydroksyzyną bądź nawet małymi dawkami benzodiazepin. W zaburzeniach dysocjacyjnych osoba cały czas ma zachowany PEŁEN krytycyzm odnośnie swoich objawów. Nie występują w nich rzeczywiste objawy paranoidalne jak urojenia czy omamy. Jeśli jednak zaczynają się pojawiać takie objawy i krytycyzm chorego słabnie, to może to oznaczać np. wejście w trans. Wówczas niezbędne jest podanie leku doraźnie i krótkotrwale hamującego nadmierne pobudzenie komórek nerwowych - benzodiazepin (często w wyższych dawkach niż w przypadku zaburzeń dysocjacyjnych). Należy się zgłosić do lekarza, kiedy takie stany przybierają na sile bądź częstotliwości w stopniu utrudniającym danej osobie normalne funkcjonowanie w celu przeprowadzenia odpowiedniej diagnostyki i wdrożenia właściwego leczenia. Bardzo ważne jest również wykrycie przyczyny danych stanów psychicznych, ponieważ to w nich zwykle tkwi klucz do ich najskuteczniejszego leczenia, czyli leczenia przyczynowego.
-
Osobowość schizotypowa (schizotypia)
eleniq odpowiedział(a) na Pomidorek12345698 temat w Zaburzenia osobowości
@out5ider Cześć! Miło nam, że podzieliłeś się z nami odrobinkę swoim życiorysem. Najbardziej rzuciły mi się w oczy Twoje myśli paranoiczne, czyli te w których twój umysł coś ci tam próbował gdzieś z boku nasunąć, dopowiedzieć. Rozumiem to i wiem, jakie to potrafi być męczące. Ja też mam diagnozę zaburzenia schizotypowego, jednak od jakichś 2-3 tygodni mam jakiś nawrót objawów depresji, nic mnie nie rusza, jestem odcięty, pustka. Nawet myślę o samobójstwie, bo jest mi ciężko samemu ze sobą w takim stanie. Mimo to, jestem zdolny do pracy i nauki, całe szczęście. Jednak i tak boję się o swoją przyszłość, mimo że jestem w trakcie dobrych studiów i ojciec mi bardzo pomaga. Tylko ta pustka jest momentami straszna, nieznośna. Nie wybierałem sobie tego, a przeżyłem już wiele, jak na 24 lata. -
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
eleniq odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
Czuję totalne odcięcie od emocji, ludzi, ogółem tego co dzieje się wokół mnie, nic mnie nie interesuje (nawet seks), dawno się tak nie czułem i niepokoi mnie to... Boję się o to, że w przyszłości też będę taki dziwny i wycofany i całe moje dalsze życie będzie takie smutne i nudne Ale też wiem, że nie pozostaje mi nic innego, jak czekać, aż wrócę na oddział albo do pracy, bo nie daję rady z tym walczyć, po prostu... -
Jak to za młoda? Jesteś dorosła, to masz prawo brać leki dla osób dorosłych. Twój lekarz to chyba jakaś fujara za przeproszeniem. Wybrał bycie lekarzem, to niech się wykaże. A jak nie umie cię leczyć, to weź go zmień! Nie pozwól robić z siebie idiotki. Przepraszam, że tak dobitnie się wyrażam, ale po prostu szlag mnie trafia jak widzę, jacy nieudolni potrafią być lekarze. Tak to jest jak ktoś se kupuje dyplom na bazarze. Jeśli chodzi o terapię to tutaj już musisz sama wybrać terapeutę. Takiego z którym będziesz miała od początku wspólny język. Wiesz, nie uważam, że jesteś "beznadziejnym" przypadkiem. Jesteś WYMAGAJĄCYM przypadkiem, lub po prostu trudniejszym w leczeniu. Po prostu możesz wymagać bardziej poszerzonej diagnostyki, bardziej indywidualnego podejścia. To nie Twoja wina, że poziom wiedzy jakiegoś tam lekarza jest taki, a nie inny. Każdy lekarz w czym innym może się lepiej znać. Nie da się wszystkiego wiedzieć, wszystkiego umieć, nawet w obrębie jednej dziedziny. Myślę, że da się Tobie pomóc! Ja mogę ci powiedzieć, że też nie byłem łatwym pacjentem. Zobacz jakie silne leki biorę (w podpisie) i one działają na mnie super! Diagnozę też w końcu mam trafną! W razie jakbyś chciała więcej pogadać, to zapraszam cię na priv. Pozdrawiam Cię i dużo zdrowia życzę! Marek
-
Witajcie Kochani! Chciałbym z Wami wspólnie poruszyć temat wyrażania i przeżywania emocji. Na terapii dziennej zauważyłem bardzo wyraźnie, że mam dużą skłonność do wybitnie wewnętrznego przeżywania emocji. Nie potrafię ich wyrażać, mam z tym bardzo duży kłopot. Bardzo wiele ludzi mi mówi, że "nie może sobie mnie wyobrazić złego". No właśnie... Złość, gniew, furia to bardzo silne emocje, które wymagają dużej siły, a nawet one nie wychodzą ze mnie, albo bardzo rzadko to się dzieje. W zasadzie od przedszkola miałem trudność w wyrażaniu emocji, nawet pamiętam wiele sytuacji, kiedy ktoś mnie obraża, wyzywa, szturcha, przekracza moje cielesne granice, a ja nic, dosłownie NIC!!! Nie potrafię tego zrozumieć, a może nie muszę, bo po prostu taki jestem. Skrajnym przypadkiem w jakim przeżywałem coś bardzo wewnętrznie była sytuacja jaka miała miejsce jakieś 2 dni po odczytaniu życiorysu emocjonalnego na grupie terapeutycznej. U każdej osoby jaka czytała swój życiorys na terapii zauważałem jakieś emocje, a ja zrobiłem to "na sucho", po prostu przewertowałem dzielnie życiorys. Ale kilka dni po tym jadąc autobusem doświadczyłem stanu, który opisywałem tutaj: Tego dnia spotkałem się z kolegą u niego w domu. Kolega zauważył, że jestem bardzo spięty i faktycznie byłem strasznie spięty, ręce trzymałem mocno przy sobie. Miałem pewną trudność w skupieniu uwagi na czymś innym niż moje myśli. Próbowałem się od nich oderwać, ale nie dawało rady. Niestety wizyta u kolegi nie pozwoliła mi w ulżelniu temu jakby napięciu. Wsiadłem do autobusu i trochę to pochłonięcie myślami mi się nasiliło, próbowałem skupić uwagę na rozmowach ludzi w autobusie, ale nic nie dawałem rady wyłapać, mówili dla mnie dziwnie szybko. Potem moją uwagę mocno przykuły mrygające przyciski STOP, wydawały się mrygać bardzo wściekle, jakby chciały mi coś przekazać. Potem wysiadłem z autobusu i zwróciłem uwagę na migające światła w samochodach na parkingu, wszedłem do sklepu po żelki, nie wiedziałem przez jakiś czas, po co wszedłem do sklepu. Wróciłem do domu, jechałem windą i tam był kolejny "znak" - porysowana ściana. Przekroczyłem próg mieszkania i starałem się tłumaczyć sobie, że już jestem bezpieczny. Niestety to pochłonięcie czymś tam (w ogóle nie wiem jak to nazwać) narastało. Wziąłem leki i próbowałem spokojnie zasnąć, ale kompletnie nie dało rady, i teraz UWAGA - zaczynałem mieć zwidy, zauważyłem odkształcenia na poduszce przypominające twarz, słyszałem jakieś dźwięki chodząc po pokoju i te zwidy były na tyle mocne, że już nie dawałem rady pomyśleć, że są niemożliwe, swoje zwidy wzrokowe miałem ochotę dotykać aż! Przy tym ciało cały czas miałem dość spięte. Chciałem dzwonić na pogotowie, bo robiło się bardzo nieciekawie, ale też przypomniałem sobie, że mam nitrazepam, który mógłby mnie z tego wyratować. Zasnąłem. Spało mi się bardzo dobrze, obudziłem się cały i zdrowy, wszystko jak ręką odjął. Jeszcze chciałem dopowiedzieć, że nie czułem wówczas ani lęku, ani jakichś depresyjnych myśli, tylko odczuwałem to jako mocno niekomfortowe i wymęczające. Opowiedziałem o tym zdarzeniu lekarzowi na oddziale, to stwierdziła, że to wynikało z przeładowania mózgu bodźcami, mózg miał trudność w porządkowaniu i prawidłowym odbieraniu bodźców i też nie mógł sam się wyregulować, dlatego to wszystko narosło do takich objawów paranoidalnych. Dlatego ten nitrazepam zadziałał tutaj jak taki "bezpiecznik", który pomógł mojemu mózgowi przestawić się na ten właściwy tryb czuwania. Także mimo tego, że brałem cały czas kwetiapinę 300mg i lamotryginę 200mg, to jednak to przebodźcowanie musiało być naprawdę bardzo silne, nawet jeśli tylko jakiś tam stres to spowodował. Też się cieszę, że mam ten nitrazepam, bo poprzedni temazepam mógłby być chyba za słaby na to. Uff! A jak jest u Was?
-
Tu jest odpowiedź na pytanie, które sama sobie poniżej zadałaś pod koniec wypowiedzi... Po Twojej wypowiedzi widać wyraźnie, że sama się nakręcasz - panicznie boisz się nie tylko tego, co cię czasem gdzieś tam spotka na zewnątrz, ale nawet tego, co sama sobie wyobrazisz, co sama sobie pomyślisz. Jesteś bardzo wyczulona na każdy bodziec, przewrażliwiona, wszystko starasz się podciągnąć pod chorobę, bo Twoją podstawową emocją jest lęk, który cię tak nakręca. Doskonale wiesz, co myślisz i co robisz za każdym razem, jednak nie umiesz nad tym zapanować - a to bez wątpienia jest dla mnie nerwica. Większość problemów zaczyna się w głowie. Nie tylko Ty tak masz. Dlatego opracowano skuteczne metody leczenia takich zaburzeń lękowych. Dlatego proponuję Ci następujące rozwiązania - zgłoś się najpierw do lekarza psychiatry, który cię zdiagnozuje i zadecyduje o odpowiednim dla ciebie leczeniu. Może to być w pierwszej kolejności farmakoterapia, która pomoże ci wyciszyć niektóre dezorganizujące myśli, byś mogła skupić się na bardziej życiowych sprawach, bo też przypuszczam, że nie możesz zapanować nad tym lękiem. Po tym jak leki odpowiednio stonują Twój lęk, to będziesz mogła podjąć psychoterapię (w odpowiednim dla ciebie nurcie), która pomoże Ci odnaleźć w sobie narzędzia do radzenia sobie z tym lękiem, który zawładnął Twoim życiem. Trudne emocje bywają ciężkie do okiełznania dla każdego z nas. Jednak kiedy są w nadmiarze, to niektórych z nas potrafią one wpędzić w nerwicę. Dlatego trzeba nauczyć się sobie z nimi radzić. Trudne emocje po coś są, to nie jest tak, że dano je nam bez powodu. One pomagają nam wyznaczać granice, ostrzegają nas przed zagrożeniem, sygnalizują nam pewne potrzeby. Jak widzisz, są cenne, tylko trzeba umieć z nimi żyć, podejmować z nimi dyskusję, a nie spychać je czy tłumić. Bo właśnie wtedy rodzi się nerwica.
-
Dla mnie przy znajdowaniu odpowiedniego lekarza bądź terapeuty kieruję się pierwszym wrażeniem, pierwszymi dobrymi odniesieniami do stanu, który opisuję już na pierwszej wizycie. Jeśli tego nie ma, to daruję sobie zwykle już po pierwszym razie. Po prostu cenię sobie wspólny język z jakimś specjalistą. Lubię specjalistów, którzy wypowiadają się rzeczowo, nie wypytują o "głupoty", robią swoje, wnoszą coś istotnego, są skoncentrowani na "tu i teraz". Nie lubię zaś specjalistów niekomunikatywnych, siedzących jak słupy, kiedy coś do nich mówię, czekający na jakieś moje niechybne odniesienia, skupiający się zbyt mocno na starych sprawach. Każdy ma inne preferencje. Jedni lubią spokojniejszych i analizujących ludzi, drudzy wolą bardziej żywych i konkretnych. To odnośnie charakteru... Zaś jeśli chodzi o czyjąś specyfikę pracy z pacjentem, to koniecznie dowiedz się w jakim nurcie pracuje, w jakich zaburzeniach ma największe doświadczenie. Nie każdy specjalista (czy to lekarz, czy to terapeuta, czy to farmaceuta) zna się na wszystkim ze swojej dziedziny. Każdy ma granice. Psychiatra powinien polecić ci odpowiedni nurt pracy terapeutycznej. Zwykle najlepiej preferowanym jest nurt poznawczo-behawioralny.
-
Choroba psychiczna, w szerokim rozumieniu, może mieć bardzo różny przebieg, różną dynamikę danych objawów, różny rozwój. Zwykle ważna jest obserwacja objawów, które najbardziej dają się we znaki, które są najbardziej specyficzne, które mają największą dynamikę, najszybszy rozwój. To one w dużej mierze decydują o diagnozie i wyboru metody leczenia. To tak w dużym skrócie...
-
Mam już diagnozę, ale co Wy o tym sądzicie?
eleniq odpowiedział(a) na matrix0606 temat w Nerwica lękowa
Podpisuję się! Jesteśmy na forum psychologicznym, gdzie każdy ma prawo się wypowiadać, dopóki nie szkodzi innym. Zawartość tego forum podlega regularnej weryfikacji i moderacji. -
Kwetiapina o przedłużonym uwalnianiu wchłania się 5h po podaniu doustnym. W przypadku kwetiapiny XR wskazane jest branie przynajmniej 1h przed posiłkiem. Wobec tego może powinieneś spróbować brać kwetiapinę w okolicach godz. 17-18 przed wieczornym posiłkiem, by uniknąć tej niepożądanej sedacji po przebudzeniu w godzinach porannych. Jakby to nie pomogło, to może trzeba będzie zamienić kwetiapinę o przedłużonym uwalnianiu na kwetiapinę o zwykłym uwalnianiu, którą będziesz mógł brać 1-1,5h przed udaniem się na spoczynek nocny i która teoretycznie z uwagi na swoją farmakokinetykę powoduje znacznie mniejsze prawdopodobieństwo wystąpienia niepożądanej sedacji po przebudzeniu. Rzeczywiście leki o silnym działaniu na receptor histaminowy H1 (w tym kwetiapina) mogą (ale nie muszą) upośledzać zdolność obsługi maszyn. Też to niepożądane sedacyjne działanie przeciwhistaminowe takich leków stopniowo się zmniejsza, jeśli są przyjmowane przewlekle.
-
Ciężko powiedzieć. To wymaga obserwacji. Może ci to minąć po paru dniach, albo też miesiącach dopiero. Może też w ogóle nie minąć czy nawet się nasilić. Organizm potrzebuje czasu, żeby oswoić się z danym lekiem. Jednak skoro w twoim subiektywnym odczuciu tak dobrze na ciebie działa, to uzbrój się w cierpliwość maksymalnie do 3-4 miesięcy. Kwetiapina rzeczywiście może powodować suchość w ustach, co w konsekwencji może zwiększać podatność na choroby jamy ustnej. Zawsze można wprowadzić tutaj nawyk (nawet na pewien czas, niekoniecznie na stałe) częstszego mycia zębów, stosowania nawilżających pastylek/sprayów, częstszego picia wody. U mnie kwetiapina nigdy nie powodowała na tyle poważnej suchości w ustach, żebym musiał z tym coś robić.
-
Otóż to! Leki neuroleptyczne i normotymiczne wykazują działanie lecznicze tylko u ludzi chorych. Kwetiapina sama w sobie nie jest lękiem uzależniającym. Jednak też odstawienie neuroleptyku na pewno nie jest niczym przyjemnym, bo kiedy mózg jest wysycony jakimś lekiem przez długi czas, to zmianie ulegają jego zdolności adaptacyjne. Dlatego przy odstawianiu takiego leku mózg zostaje wystawiony na próbę i stara się sam sobie poradzić z wyregulowaniem tych wszystkich funkcji, jakie wcześniej pomagał mu regulować jakiś lek. To troszkę jak zostawienie naszego mózgu samego na środku pękającego lodu.
-
Przyjmuje się, że w przedziale 150-300mg. W takich dawkach kwetiapina dodatkowo hamuje wychwyt zwrotny noradrenaliny i wykazuje częściowy agonizm względem receptorów 5-HT1A oraz antagonizm względem receptorów 5-HT2C. To prawdopodobnie odpowiada za jej działanie przeciwdepresyjne (i przy okazji przeciwlękowe), co jest wyjątkową właściwością wśród neuroleptyków atypowych. Żaden inny neuroleptyk atypowy nie ma tak wyraźnego, udowodnionego działania przeciwdepresyjnego. Kwetiapina jest neuroleptykiem i ma pełne prawo powodować spore zamulenie. Teoretycznie jest szansa, że ta kwetiapina o przedłużonym uwalnianiu mogła by na ciebie działać w sposób bardziej zrównoważony od tej o zwykłym uwalnianiu. Ja biorę w chwili obecnej 300mg kwetiapiny o zwykłym uwalnianiu i czuję się normalnie, jakbym żarł ją jak witaminę C. Na dodatek zachodzi u mnie konieczność zwiększenia jej do 600mg. W szpitalu ładowali we mnie kwetiapinę o przedłużonym uwalnianiu i źle się po niej czułem. Musiałem wrócić do zwykłej. Co do innych leków działających przeciwdepresyjnie, przeciwlękowo i uspokajająco to powinieneś może celować w zwykłe antydepresanty, bo z neuroleptyków to tylko kwetiapina ma taką komponentę (wyjaśniałem wyżej). Możesz też brać kwetiapinę w celu potencjalizacji leczenia lekiem przeciwdepresyjnym. A jakby kwetiapina cię muliła przy tym, to można zamienić ją na lamotryginę. Jeśli mówisz o możliwości stosowania kwetiapiny w MONOTERAPII ciężkich zaburzeń depresyjnych albo zaburzeń depresyjnych nawracających to robiono pewne takie badania, które wykazały jej skuteczność. Tu jest króciutka notatka z tego badania: https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/21154393/ W Polsce jednak jest to wskazanie off-label. Wszystko jest tutaj - https://celonpharma.com/wp-content/uploads/2020/07/KOMPENDIUM-WIEDZY-O-KWETIAPNIE-I-NIE-TYLKO-TOM-II-PW-MARCIN-SIWIEK.pdf Olanzapina znajduje zastosowanie w leczeniu depresji, ale tej w przebiegu zaburzenia afektywnego dwubiegunowego i tylko w połączeniu z fluoksetyną. W przypadku arypiprazolu, jego stosowanie w tym wskazaniu jest wciąż mocno niepewne, nawet w połączeniu z lekami z grupy SSRI/SNRI. Jednak jego młodszy brat - brekspiprazol - został zarejestrowany do leczenia ciężkiego zaburzenia depresyjnego, tylko w połączeniu z lekami z grupy SSRI/SNRI. Brekspiprazol jednak nie jest dostępny w Polsce.
-
Nurt poznawczo-behawioralny a psychodynamiczny - własne porównanie
eleniq opublikował(a) temat w Psychoterapia
Witajcie Kochani! Chciałbym Was zachęcić do dyskusji na temat tego, który nurt psychoterapeutyczny - poznawczo-behawioralny czy psychodynamiczny okazuje się być tym lepszym nurtem dla Was oraz jak widzicie dane nurty w odniesieniu do swoich bądź czyichś doświadczeń. Chciałbym też Wam spróbować udowodnić, że psychoterapia w złym nurcie może zaszkodzić i tym samym, że nie każdy nurt jest dla każdego. Zacznę od siebie... Miałem okazję przechodzić terapię zarówno w nurcie psychodynamicznym, jak i w nurcie poznawczo-behawioralnym. Pierwszą moją psychoterapią była psychoterapia indywidualna w nurcie psychodynamicznym, w której wytrwałem 2,5 roku. Nie określałem sobie jasnych celów przed przystąpieniem do terapii. Miałem zaledwie 20 lat, kiedy ją rozpocząłem. Terapię miałem poleconą przez prowadzącą mnie ówcześnie Panią Doktor, do której chodziłem 7 lat. Początki tej psychoterapii wydawały się dość obiecujące. Były w tej terapii dość duże regresje i progresje. Ogółem byłem niezwykle zaciekły w niej, jednak przez bardzo silny lęk i zaburzenia myślenia często popadałem w stany, które momentami poważnie mi utrudniały tę psychoterapię. Wiele razy doświadczałem w trakcie tej terapii lub po wyjściu z gabinetu silnych stanów odrealnienia. Pod koniec psychoterapii były one wyjątkowo nasilone, myśli samobójcze bardzo się nasilały, nie dawałem rady utrzymać się w terapii. Po 2,5 latach terapii nie widziałem w sobie satysfakcjonujących zmian - ani w sposobie myślenia, ani w sposobie reagowania. Żadne emocje nie zostały tak naprawdę przepracowane. Terapia w zasadzie wyglądała tak, że na sesjach miałem całkowicie wolną rękę, terapeuta nie odnosił się prawie w ogóle do moich wypowiedzi, jakby kazał mi je samemu interpretować, rozmawiałem bardzo dużo o swojej przeszłości, bo też nie wiedziałem o czym mam do końca rozmawiać na takiej terapii, po prostu gadałem co chciałem, a podobno założeniem psychoterapii psychodynamicznej jest m.in. to, że wszelkie problemy mają podłoże w dzieciństwie. Choć kiedy próbował mi coś tam wytłumaczyć, to słyszałem często jakieś dziwne i nieco ogólnikowe odniesienia typu: "mam nauczyć się budować sobie życie na tych problemach, które mam" albo "jest pan introwertykiem i wśród ludzi może mieć pan myśli samobójcze", albo "musi pan nauczyć się z tym żyć" albo "jest pan po przeżyciach, to może pan pracować w szatni". Także widzicie... Wolne interpretacje nie były dobrą drogą dla mnie. Kiedy już był pewien punkt kulminacyjny, w którym odczułem zupełny brak sensu kontynuowania tej terapii i wyraziłem delikatnie swoje wątpliwości odnośnie sposobu prowadzenia tej terapii swojemu psychoterapeucie, to usłyszałem, że "to wyłącznie moja wina, że nie umiem korzystać z psychoterapii, a nurt psychodynamiczny nie jest dla pana, bo nie umie pan przyjmować innych interpretacji czegoś, no i wiem też od pana lekarza, że ma pan zespół aspergera, więc pretensję, może mieć pan tylko do siebie". No cóż... Szkoda, że nie usłyszałem tego jakieś 2,5 roku wcześniej. Eh... Było mi bardzo smutno z tego powodu. Bałem się o siebie, nie wiedziałem co mam począć, skoro usłyszałem, że nie nadaję się do terapii. Też wziąłem to mocno do siebie, bo moje poczucie wartości było cały czas w opłakanym stanie, jak przed terapią, tak i po terapii. Mówię wam... Chyba nie ma nic gorszego niż zostać zupełnie samemu z ciągle rozpadającą się psychiką! Po tej terapii nabrałem niezwykle krytycznego stosunku do psychoterapii jako metody leczenia. Myślałem, że już nigdy się do terapii nie przekonam. Swoją wiarę we wyzdrowienie podłożyłem na pewien czas tylko w leki, które całe szczęście mnie bardzo podniosły. Na tyle mocno mnie podniosły, że dały mi taką sporą prowizoryczną wiarę w siebie, która ułatwiła mi podjęcie się dobrej pracy. Dostałem wymarzoną pracę w wymarzonym miejscu. Ludzie w niej bardzo mnie podbudowali, sam też odkrywałem swoje mocne strony w tej pracy, bo była bardzo mocno powiązana z moimi zainteresowaniami i predyspozycjami osobowościowymi. Liczyła się w tej pracy duża wiedza medyczno-chemiczna, spokój, opanowanie, wysoka kultura osobista. To dokładnie JA!!! Przez 6 miesięcy tej pracy wykonałem ogrom pracy nad sobą. Efekt zauważyłem dopiero po czasie. To mi podbudowało moje poczucie wartości, które leżało i kwiczało z bólu przez wiele, wiele lat. Ten etap nazywam PRACĄ WŁASNĄ. Przy okazji leki, które cały wówczas brałem, miałem dobrze dobrane przez nowego lekarza. Leki bardzo mi poprawiły myślenie, stonowały wszechogarniający lęk i zlikwidowały niemal do zera myśli samobójcze. Po tej pracy własnej odzyskałem na nowo wiarę w swoje możliwości. Dało mi to podstawę do rozpoczęcia kolejnej poważnej psychoterapii. Tym razem zdecydowałem się na psychoterapię w nurcie poznawczo-behawioralnym na oddziale dziennym w grupie młodych dorosłych 18-26. Przed wejściem w terapię miałem bardzo dobrze ustawione leczenie farmakologiczne, które ułatwiało mi bardzo mentalizację, co było niezwykle ważne na tej terapii. Miałem okazję trafić na bardzo fajną, zgraną i aktywną grupę terapeutyczną. Dzięki pracy terapeutycznej w grupie miałem ochotę nie tylko posłuchać odniesień ale też spojrzeć na problemy innych z różnych perspektyw, ponieważ odnosiliśmy się do każdego w różny sposób. Nasze odniesienia były zgrabnie podsumowywane przez terapeutów, bardzo jasno i rzeczowo. Nauczyłem się nazywać swoje emocje, podejmować dyskusję z własnymi myślami, patrzeć na pewne sprawy z innych perspektyw, odkryłem swoje narzędzia do radzenia sobie z przykrymi myślami i emocjami, przy czym nie rozpracowywałem za mocno przeszłości. Poradzenie sobie z przeszłością to jedno, zaś odkrycie w sobie narzędzi do RADZENIA sobie ze swoimi przykrymi emocjami czy myślami. Nie żyję z nimi, bo ŻYCIE jest moje, a nie moich problemów. Czyli założenia poprzedniej terapii zostały jakby obalone. Często żeby coś osiągnąć trzeba trafić na odpowiednich ludzi, bo też ze wszystkim człowiek sam sobie nie poradzi. To na razie tyle ode mnie. Jestem bardzo ciekaw Waszych odniesień oraz doświadczeń. Też jeżeli będziecie chcieli, żebym o czymś więcej opowiedział, to również oznaczajcie mnie, to odpowiem jak najszybciej Pozdrawiam ciepło! -
Zgadzam się. Ale po kolei. Leki mogą na samym początku pomóc odzyskać siły i jasność umysłu, które są niezbędne przy realizacji celów życiowych i żeby móc w pełni uczestniczyć w psychoterapii. Psychoterapia pomaga odnajdywać sposoby do radzenia sobie z trudnymi myślami/emocjami oraz też ewentualnie poukładać sobie przeszłość, jeśli przejmuje ona nad nami pewną kontrolę. Ale nie wolno tutaj zapominać o PRACY WŁASNEJ, czyli samodzielnym podejmowaniu działań, które pomogą nam wykorzystać nasze odkryte zasoby, by rozwijać się dalej i budować nowe życie na nowych fundamentach. Może to być praca, nauka, sport, spotkania z ludźmi. Trzeba czymś żyć.
-
Olanzapina sama w sobie nie ma działania przeciwlękowego, jak już to ma pewne uboczne działanie uspokajające. Tak wynika z jej charakterystyki. Trzeba też wiedzieć, że jest ona neuroleptykiem, więc na takie z pozoru zdrowe osoby może działać nawet odwrotnie. Na zaburzenia nerwicowe związane z trudami dnia codziennego nie ma specjalnych leków. Teoretycznie może pomagać na bezsenność, jednak może też powodować dotkliwe skutki uboczne - przyrost masy ciała, hiperprolaktynemia, obniżone libido, odchylenia w lipidogramie i poziomie glukozy we krwi. Działa też silnie antycholinergicznie. Na bezsenność są znacznie bezpieczniejsze leki, powodujące znacznie mniejsze spustoszenie w organizmie - choćby mianseryna, którą już lekarze POZ wypisują na bezsenność nawet osobom od 12. roku życia. Jest ona pozbawiona działania antycholinergicznego. Można ewentualnie próbować jeszcze hydroksyzyny, opipramolu, trazodonu do 50mg. Jeżeli natomiast potrzebujesz czegoś przeciwlękowego z neuroleptyków, to możesz próbować kwetiapiny. Ona ma klinicznie udowodnione to działanie wraz z działaniem przeciwdepresyjnym.
-
Mi ostatnio daje się to we znaki i z lekka psoci w moim życiu. Tak zauważam, że mnie zdarza się to okresowo, kilka dni jest super, kilka dni jest do bani z moją koncentracją. Leki mi na to bardzo pomagają. Też mam świadomość, że wynikać to może poniekąd z nerwów (jak u każdego zdrowego człowieka z resztą), ale ja jednak podejrzewam, że to bardziej idzie ze środka. Dbam o siebie, śpię normalnie, jem normalnie (ZERO!!! kawy, herbaty, używek, energetyków, przetworzonej żywności), regularnie chodzę na basen 3x w tygodniu. Nawet Pani Doktor chce mi ostatnio zwiększyć jeden lek, który biorę już dość długo. A lek, który na to biorę, to już taki dość zaawansowany w leczeniu takich rzeczy. Nie mam żadnych objawów anhedonii ani niczego podobnego, do tego co napisałaś dalej. Ogółem kojarzenie i pamięć mam naprawdę dobrą, jedynie koncentracja jest fatalna przy tym wszystkim. Jeszcze dodam, że mam przy tym wszystkim takie dziwne odczucie, że to co pomyślałem zostało powiedziane "w mojej głowie" czy zostało uzewnętrznione. Jakbym nie odróżniał co myślę, a co przeżywam. Na razie mam to pod kontrolą, choć wygląda to niepokojąco wg mnie. Dobrze, że jestem na oddziale dziennym. Uf!
-
No 2h to wg mnie troszkę za długo by się wchłaniała, bo jej całkowite działanie powinno być widoczne maksymalnie po 1h. Możliwe, że masz tu genetycznie spowolniony metabolizm. Hydroksyzyna jest metabolizowana przez dehydrogenazę alkoholową i enzymy CYP3A4 i CYP3A5. Jeżeli te szlaki są spowolnione, to dochodzi do spowolnionego wchłaniania/metabolizowania hydroksyzyny i tym samym pewnego zwiększenia jej spodziewanego stężenia w osoczu i przez to także zwiększenia/spotęgowania jej działania na organizm. Można próbować zmniejszyć dawkę. Te 5mg to już byłaby możliwie najmniejsza dawka.
-
Ja ze swojej strony stanowczo odradzam branie olanzapiny na inne wskazania niż schiza albo ChAD. Ja po dawce 5mg mało nie dostałem zaklinowania kału. Ta olanzapina to istna atomowa bomba antycholinergiczna i podawana osobom wrażliwym na takie działanie może zafundować pobyt na szpitalnym oddziale ratunkowym. Prędzej z neuroleptyków na zaburzenia snu polecałbym kwetiapinę, choć nawet i jej trzeba unikać w tego typu wskazaniach wg mnie. Jest wiele innych dużo bezpieczniejszych leków na bezsenność - choćby mianseryna albo hydroksyzyna, które bez obaw można podawać dzieciom i osobom starszym bo nie mają tego niepożądanego działania antycholinergicznego.