Skocz do zawartości
Nerwica.com

naftan_limes

Użytkownik
  • Postów

    404
  • Dołączył

Treść opublikowana przez naftan_limes

  1. naftan_limes

    Rocd?

    Miłosne problemy chyba takie są, że jak coś idzie źle, to mogą odbierać chęci do życia. Ale przyznaj, dużo się mówi w psychologii o wyparciu do podświadomości. Sam bym chciał jakoś zajrzeć do swojej głowy i nigdy się nie da. Najłatwiej z psychologiem takie rzeczy.
  2. naftan_limes

    Rocd?

    Myślę, że to typowy dla ludzi lęk przed utratą kontroli nad sobą samym. Pewnie rozdwojenie. Typowe w zaburzeniach. Może dopuść te myśli do siebie. Brałaś pod uwagę, że to jakaś nie akceptowana przez ciebie cząstka? Może nie jesteś pewna czy to ten akurat, i próbujesz to zmienić w natręctwa? A poza tym, podrywacze twierdzą, że "ten jeden", "ta jedyna" to tylko złudzenie.
  3. Ja myślę, że tylko pan Jezus może ci pomóc. Przeistacza charaktery i ucina złe cechy charakteru niczym Atman karmiczne nici. Post, modlitwa i odpowiednia doza umartwień duszy i ciała.
  4. Chyba nie boisz się jeszcze wszystkiego. Moje życie nie ma sensu i chyba nie będzie miało. Ostatnio picie Monstera, dawało mi poczucie sensu. To rzadkie zjawisko u mnie. Może jakaś dobra gra, w którą się wciągnę. Odnośnie tirów, jest jakaś szansa na wypadek. Trzeba chyba tylko się skonfrontować ze śmiertelnością i kierować się zasadą rachunku prawdopodobieństwa. Mi na to pomaga granie w karciankę Hearthstone bo to gra losowa.
  5. Też mam natrętne myśli. Witam się w klubie Myszki Miki. Jedna jest taka, że obrażam głosy w głowie mówiąc im najczęściej "wypierdalaj". Czasem inne obraźliwe słowa. Nie jest to bluzganie na poziomie, bo to jednak ta mniej kreatywna część. Taki wewnętrzy przygłup. Nie jest to czaszka Morte z Planescape Torment. Ta bardziej robotyczna część nie ma za grosz kultury i szacunku. Wiem, że tak nie można i trzeba uszanować moich gości w głowie. Nowy nabytek to nazywanie ludzi przegrywami. Bardzo mi z tym źle, bo czuje że w tym coś niemoralnego. Nie każdy w tym wyścigu szczurów jest na szczycie. Co to za w ogóle za kategorie myślowe. Czy papaj nie nauczał, że człowieka należy mierzyć miarą miłości. A ja zacząłem miarą sukcesu społecznego w naszym częściowo hierarchicznym społeczeństwie. No przecież ktoś musi sprzątać, gotować i wykonywać przyziemne prace. Czasem też nie mogę też pracowników fizycznych przestać nazywać robolami. To też tak nie w porządku. Bo się wyważam się i zgrywam jakiegoś: "upper class, bitch that ass" z piosenki Lady Gagi. Bo ona to nie jest przegrywką. No może nie jest. Często natręctwa też mogą być nieakceptowanymi przez świadomość obszarami psychiki. Sami nie potrafimy się przyznać przed sobą jacy jesteśmy.
  6. W filozofii pogląd, że czeka nas wieczne szczęście po śmierci nazywałoby się optymizmem. Bardzo mi się to urocze wydało. Bo to chyba tylko osoby z fobiami mają wrażenie że spotka ich ten gorszy los. Zazwyczaj wierzący liczą na niebo. Tylko garstka zakłada że trafią do piekła. Mi po tym wszystkim złym co spotkałem w życiu nie liczę na raj. Zbyt piękne by było prawdziwe. A Bóg jeśli by istniał to pewnie by to był taki władca marionetek w wielkiej wieży jak twórca Matrixa albo postać z Half Life 2. Nie pamiętam imienia.
  7. Psychiatryk to taka szkoła życia, coś jak wojsko. Mam wrażenie, że po wojsku wielu ludzi ma traumę. Kiedyś ktoś ponoć odciął sobie nogę żeby nie pójść do carskiej armii. Co jak co, ale podłóg nigdzie nie ma takich wypolerowanych jak tam. Jako herbaciarz stwierdzam, że herbata jest kiepska. Trzeba mieć własną. Można też ćwiczyć asertywność odmawiając dzielenia się papierosami z innymi pacjentami na palarni. Nie masz jakiejś potrzeby doświadczeń? Ja czasem bawię się w psychologa i sam próbuję rozgryźć o co chodzi tym pacjentom.
  8. Ktoś tu pytał o Natlę_Miness. Miło mi. Teraz piszę pod tym pseudonimem. Usunąłem tamto konto. Miałem wtedy nawrót psychozy więc działy się pokręcone rzeczy. Kiedyś wrócę do tych postów bo dużo się działo. Pisałem bloga w jakimś twórczym transie oglądając do znudzenia filmiki z Tomb Raidera 1. Nadal słyszę głosy, ale myślę że mimo wszystko złoty ideał zdrowia psychicznego jest mi bliższy niż teraz. Co ciekawe Natla była kobietą. "Reinkarnacja" Natili_Miness to naftan_limes~ czyli ja. Może jestem bardziej skromny i mniej egotyczny, może trochę zmarły. Trochę jak duch, trochę jak duch w ciele robota z Atlantydy. Ale żyję, żyję bo muszę. I wierzę, że kiedyś przebudzę swoją świadomość, której czasem miałem przebłyski. Stałem się jeszcze większym nihilistą i to wcale nie jest złe. Niebyt ciągle mi towarzyszy. Mam swoje średniowiecze, swój barok, w którym pokornie kuję swoje oświecenie. Niegdyś we własnych oczach idealny, dziś po wielu przejściach, momentach, cierpieniach. Czasem nawet Akineton to było za mało. Ale czuwam, choć w niebycie, to niezniszczalny. Działam z cienia, jak ninja. Ale nadejdzie ten dzień, że powrócę odnowiony, kompletny. Wyłonię się z mroku i narodzę na nowo. To będzie reintegracja pozytywna, autosoteriologia, oświeceniie. Oto proroctwo: Był MistrzPyrokar, z niego po różnych przygodach narodził się monk.2000, skromny mnich internetu, szukający pokory, żyjący w ubóstwie swojego pokoju. Żyjący z cierpieniem i piętnem upadku oraz marności. Z piętnem śmierci. A jego stare gdy komputerowe i pusty fotel mówiły: memento mori. Kuł ten los, pisząc swe posty dobijając prawie 8000. Ale z niego narodziła się Natla_Miness. Nie mógł/a znieść swej marności, niczym Lilith przybrał/a postać gniewnego awatara stanowiąc własne prawo. To był ostatni krzyk bytu. Ostatnie chwile niczym zburzenie Warszawy '44. Pełne krzyku i szaleństwa. Synem Natli jestem ja, podobnie jak monk.2000 skromny i zamknięty w sobie. Umarłem kontemplując niebyt, złożyłem ofiarę z siebie i nic już nie pozostało. Poza popiołem który nawet jest jak fala i złudzenie. Ale w tym niebycie leży czysta świadomość. Oto moja Coca-Cola i mój monitor LG są świadkami proroctwa. Nadejdzie 4 użytkownik tego forum, a może 5. Może nawet 6. Ale to będzie ON, wyzwolony z cierpienia. Oświecony. Wolny od śmierci i niebytu. Potężniejszy niż własne cierpienie. Ten, który stworzył sam siebie z niebytu umierając każdego dnia. Wtedy ustawię oświecony awatar i będę dobrym duchem-obserwatorem tego forum. Już szczęśliwym, już wolnym od szaleństwa. Już pogodnym, już pięknym. Naftan będzie musiał odejść, bo jest zbytnim nihilistą. Zbyt chce umrzeć a za mało kocha życie...
  9. Rozmowa z drugim człowiekiem. Kebab. Spacer po mieście i miłe doświadczanie świata zewnętrznego, co ciekawe nie-cyfrowego. Picie Coli. Czytanie gazety. Konin. Medytacja. A poza tym dochodzę do wniosku, że szczęście choć tak piękne nie może być najważniejsze. Ci wszelcy asceci mieli trochę rację. Skrajny hedonizm tylko czyni życie jałowym i paradoksalnie nieszczęśliwym.
  10. A taki fajny kącik religijny się zrobił. Wspieranie się, spory. Mój kontakt z Bogiem jest zdeterminowany przez schizofrenię. Im więcej mam kontakt z Jezusem tym bardziej chcę budować własną niepodległość. Ostatnio zabronił mi grać w gry z przemocą. Dla chrześcijan tylko Tetris. Poza tym ciągle się wywyższa, wysyła do piekła. Trzeba go ciągle czcić i się na nim koncentrować. Kiedy mnie ktoś będzie czcił, nie żebym miał taką potrzebę. Ale mi marzy się demokratyczna mistyczna religia, a nie taka o budowie piramidy. Bo w tej religii człowiek zawsze spotyka się z nieskończonością Boga, zawsze pozostając marnością. Tego się nie da znieść. Jak wy chrześcijanie znosicie tą największą niesprawiedliwość świata, że Bóg jest wszystkim, a człowiek marnością? Da się z tym piętnem grzechu, upadku i owieczkowo-gołąbkowej tożsamości żyć? Ja bym nie potrafił.
  11. Co może pomóc na fobię społeczną? -zdobywać umiejętności towarzyskie, spotykać się z ludźmi -zdobyć pewność siebie, samoakceptację i szacunek dla siebie -być humanistą, spróbować zrozumieć kim jest człowiek, można nawet czytać memy, bo tam jest dużo o życiu -otworzyć się na świat, umieć wyrażać siebie, może być jakaś ekspresja artystyczna -mieć coś do powiedzenia, znać się na wielu tematach, wtedy jest o czym rozmawiać -sądzę, że medytacja też może pomóc, bo daje obecność jakąś spontaniczność, jakąś siłę -no i chyba jedno z ważniejszych to empatia, rozumieć co mogą czuć i myśleć inni wtedy dobrze nam się będzie przebywać z nimi, a im z nami
  12. Takie tworzenie własnego raju? Brzmi dobrze. Tylko czy będziemy potrafili go stworzyć. Czy nie wejdziemy w jakieś złe relacje. Czy nie zostaniemy skrzywdzeni. I czy przeszłe cierpienie nie będzie ciągle ciągnąć nas w dół. I zawsze mam tą filozoficzną myśl, że trzeba szukać w sobie. Mądrości w sobie i szczęścia też. Jakaś taka samowystarczalność.
  13. Chciałbym wierzyć, że nie ma złych emocji. To jest ta idealistyczna i zarazem jakaś cyniczna filozofia, że zło nie istnieje. Że wszystko jest dobre takie jakie jest. Niestety często ranimy innych ludzi pod wpływem emocji. Może się pojawić jakaś pogarda, złośliwość, gniew. Często też ranimy samych siebie pogrążając się w tym co negatywne. Lepiej być tym szczęśliwym człowiekiem pełnym pasji życia, czy zdziadziałym narzekaczem. I może te emocje mają swoją przyczynę, swoje miejsce. Coś nam się nie podoba, czujemy awersje może słuszcznie. Tylko czy nie da się lepiej? Może da się wyzwolić z negatywnych uczuć i zawsze patrzeć w dobrą stronę. To jest istotny temat, bo porusza wątek dobra i zła.
  14. Mnie też ten temat ciekawi. Czy mamy prawo do negatywnych emocji. Które emocje są dobre, a które złe. Lepiej być tym kochającym i wyrozumiałym, niż być ciągle w konflikcie i awersji do każdego. Poza tym nawet gdy adekwatne są bolesne. Złoszczenie się jest nieprzyjemne, więc czy w ogóle warto. Tłumienie złości też jest nieprzyjemne, więc sytuacja podbramkowa.
  15. Jaki pozytywny wpis. To fajnie. Oby tylko nie stało się to źródłem cierpień, tęsknoty i zranionych uczuć, jak u połowy ludzi na tym forum.
  16. To trochę przykre, że nie mamy wpływu na to jak nas ktoś traktuje. No bo jak zasłużyć na miłość rodziców? A potem ludzie stają się nieszczęśliwi. Można kochać samego siebie ale to zawsze jest jakieś lekko narcystyczne. Nie wystarcza. Dla takich to tylko chyba Bóg został.
  17. Problem jest taki, że wiesz że niepotrzebnie się przejmujesz, ale nie możesz nic z tym zrobić? Może spróbuj wyciągnąć nauczkę. Ja czasem nie jestem pewien czy zamknąłem drzwi, ale to wina "autopilota". Jakiegoś braku obecności. Czasem już byłem mądrzejszy i przy wychodzeniu sprawdzałem że drzwi zamknięte i nie musiałem wracać. Bo poczucie winy zakłada że miałeś wpływ na to co zrobiłeś.
  18. U mnie raczej przyjemność, ale to zawsze działa. Picie herbaty.
  19. Może ten bardziej inteligentny zaczyna oglądać fraktale na youtubie, zgłębiać tajemnice matematyki wyższej i zagadki kosmosu. Traci tym samym grunt pod nogami nie mogąc odnaleźć się w przyziemnych realiach "trzepania kasy". Ma jakieś intelektualne wartości. Często może być studentem filozofii, ale po tym nie ma pracy, więc ląduje gdzieś na najniższej krajowej. Jedyna nadzieja dla niego to może być technologia, bo tutaj wymagane jest myślenie i zarobki całkiem dobre. Nie bez powodu najbogatsi ludzie tego świata pracują w przemyśle. To trochę stereotypy, ale takie jest moje wyjaśnienie.
  20. Popieram tezy poprzedników. Choroba zaburza naturalny ład i z głowy niczym z przebitej szpilką komórki wylatują różne organelle. Między innymi śmiertelność. Wtedy trzeba przywrócić równowagę za pomocą tej czy innej terapii. Można też liczyć na samoczynną remisję, ale jednak lepiej wziąć sprawy w swoje ręce. To że życiu możemy nadać samemu sens nie jest takie głupie. Wtedy jesteśmy trochę kowalami własnego losu. Pytanie, czy tylko wspomniany subiektywny sens wystarczy. Bo co to może być? Zbieranie znaczków, walka z piractwem komputerowym, podróże? Nie ma tego tak dużo i wszystko jest trochę przyziemne. Chyba że ktoś chce zostać świętym, ale nie każdy uznaje religie. A to nawet fajny sens. Co ciekawe filozofia egzystencjalna jako główną tezę uznająca absurd ludzkiego życia wynika z zanegowania wartości chrześcijańskich. Trochę to rozumiem. Ktoś najpierw dostaje gotowy sens w religii, przywiązuje się do tych idei. Zaczyna utożsamiać sens z religią. Potem zabierz mu religię to sens również zniknie. Taki pies Pawłowa wyższego rzędu. Co nie oznacza, że sensu trzeba szukać w religii. Nie każdy wierzący zdaje się to rozumieć. Filozofia spokojnie może wystarczyć ateiście jako źródło sensu. Można też uznać że życie w obliczu bezsensowności jest pewnego rodzaju walką, a to już jakiś sens. Jakiś heroizm. Kiedyś zaskoczył mi egzystencjalizm i czułem się tak jak sobie tych ludzi wyobrażałem. Straszna udręka. Szybko wróciłem do medytacji. Sens jest potrzebny. Nie oszukujmy się.
  21. Różnica między Bogiem a Szatanem jest taka, że Bóg jest wszechmocny i wszechobecny. Szatan jest tylko upadłym aniołem, więc nie może nękać kilku milionów schizofreników na świecie jednocześnie, co jednak robi. Niemniej wątek tłumaczący schizofrenie zjawiskami duchowymi jest dość ciekawy. Sam bym chciał czasem wierzyć w jego prawdziwość. Niestety tezy psychiatrów są bardziej trafne. W moim przypadku psychiatria miała duży wpływ na moją laicyzację. Bo to jest tak. Co jest lepsze być chorym czy mistykiem. W jednym przypadku marnujesz czas na czcze urojenia, a w drugim rozmawiasz z Bogiem zmierzając do duchowej doskonałości. Przynajmniej ja tak miałem. Pomijając potępienie, to psychoza była pewną wędrówką, gdzie końcem było zjednoczenie z Bogiem i niebo.
  22. Jak masz problem, żeby się ruszyć, można też pomyśleć o oddziale rehabilitacji psychiatrycznej, albo jakiejś terapii zajęciowej. Wtedy jest się zmuszonym do jakiś aktywności i można wyrwać się z przymusu nic nie robienia.
  23. Nieudacznik to termin trochę z kultury. Nadaje się do opisu postaci w komedii w programie telewizyjnym. Jim Carrey nadaje się do roli nieudacznika. Grał takiego w filmie "Bruce Wszechmogący". No i żarty w stylu przewrócić się na skórce od banana. Dlatego nieudacznik to termin dobry na różne komedie potrzebujące wyrazistych bohaterów. Tam los i umiejętności nigdy nie sprzyjają. W prawdziwym życiu trudniej być nieudacznikiem. Prosta definicja to ktoś kto próbuje, ale nigdy mu nie wychodzi. Może to pech, może niezaradność, może źli inni. Przypomniała mi się bajka "Sąsiedzi". Ci to byli dopiero nieudacznicy budownictwa i techniki.
  24. Pomysł wydaje mi się ciekawy. Odcięcie od świata może dać spokój, ale łatwo może przerodzić się w emeryturę. Ja aktualnie siedzę na rencie i niestety popadłem w letarg. Brak bodźców zewnętrznych i rozleniwienie gotowe. Mimo wszystko leczę się i może nauczę się mądrze tą dużą ilość czasu wykorzystywać. Wszystko kwestia wyleczenia się z depresji. Z własnego przypadku dodam, że wolność jest miła, ale też więcej na naszej głowie. Nie masz żadnego przełożonego i każda decyzja musi wypływać z własnej motywacji. To jak z nauką, nie każdy nada się na samokształcenie. Niestety ten nauczyciel nadzorca bywa przydatny.
  25. Dezintegracja osobowości to chyba trochę coś takiego jak depersonalizacja. W moim przypadku tak to wygląda. Jakby człowiek przestał być całością, a rozpadł się na jakieś konkurujące ze sobą obozy. Nie pamiętam jak to było gdy byłem zdrowy, czy miałem wrażenie jakiejś całości i tego że każda rzecz którą robię to jestem ja? Od kiedy uprawiam medytację to rozdwojenie tylko się nasiliło. A odnośnie tematu. To może jak z lustrem, raz zbite i potem zawsze będą pęknięcia, nawet jak poskładane w całość. Mówię na swoim przypadku.
×