Skocz do zawartości
Nerwica.com

naftan_limes

Użytkownik
  • Postów

    317
  • Dołączył

Treść opublikowana przez naftan_limes

  1. Rozmowa z drugim człowiekiem. Kebab. Spacer po mieście i miłe doświadczanie świata zewnętrznego, co ciekawe nie-cyfrowego. Picie Coli. Czytanie gazety. Konin. Medytacja. A poza tym dochodzę do wniosku, że szczęście choć tak piękne nie może być najważniejsze. Ci wszelcy asceci mieli trochę rację. Skrajny hedonizm tylko czyni życie jałowym i paradoksalnie nieszczęśliwym.
  2. A taki fajny kącik religijny się zrobił. Wspieranie się, spory. Mój kontakt z Bogiem jest zdeterminowany przez schizofrenię. Im więcej mam kontakt z Jezusem tym bardziej chcę budować własną niepodległość. Ostatnio zabronił mi grać w gry z przemocą. Dla chrześcijan tylko Tetris. Poza tym ciągle się wywyższa, wysyła do piekła. Trzeba go ciągle czcić i się na nim koncentrować. Kiedy mnie ktoś będzie czcił, nie żebym miał taką potrzebę. Ale mi marzy się demokratyczna mistyczna religia, a nie taka o budowie piramidy. Bo w tej religii człowiek zawsze spotyka się z nieskończonością Boga, zawsze pozostając marnością. Tego się nie da znieść. Jak wy chrześcijanie znosicie tą największą niesprawiedliwość świata, że Bóg jest wszystkim, a człowiek marnością? Da się z tym piętnem grzechu, upadku i owieczkowo-gołąbkowej tożsamości żyć? Ja bym nie potrafił.
  3. Co może pomóc na fobię społeczną? -zdobywać umiejętności towarzyskie, spotykać się z ludźmi -zdobyć pewność siebie, samoakceptację i szacunek dla siebie -być humanistą, spróbować zrozumieć kim jest człowiek, można nawet czytać memy, bo tam jest dużo o życiu -otworzyć się na świat, umieć wyrażać siebie, może być jakaś ekspresja artystyczna -mieć coś do powiedzenia, znać się na wielu tematach, wtedy jest o czym rozmawiać -sądzę, że medytacja też może pomóc, bo daje obecność jakąś spontaniczność, jakąś siłę -no i chyba jedno z ważniejszych to empatia, rozumieć co mogą czuć i myśleć inni wtedy dobrze nam się będzie przebywać z nimi, a im z nami
  4. Takie tworzenie własnego raju? Brzmi dobrze. Tylko czy będziemy potrafili go stworzyć. Czy nie wejdziemy w jakieś złe relacje. Czy nie zostaniemy skrzywdzeni. I czy przeszłe cierpienie nie będzie ciągle ciągnąć nas w dół. I zawsze mam tą filozoficzną myśl, że trzeba szukać w sobie. Mądrości w sobie i szczęścia też. Jakaś taka samowystarczalność.
  5. Chciałbym wierzyć, że nie ma złych emocji. To jest ta idealistyczna i zarazem jakaś cyniczna filozofia, że zło nie istnieje. Że wszystko jest dobre takie jakie jest. Niestety często ranimy innych ludzi pod wpływem emocji. Może się pojawić jakaś pogarda, złośliwość, gniew. Często też ranimy samych siebie pogrążając się w tym co negatywne. Lepiej być tym szczęśliwym człowiekiem pełnym pasji życia, czy zdziadziałym narzekaczem. I może te emocje mają swoją przyczynę, swoje miejsce. Coś nam się nie podoba, czujemy awersje może słuszcznie. Tylko czy nie da się lepiej? Może da się wyzwolić z negatywnych uczuć i zawsze patrzeć w dobrą stronę. To jest istotny temat, bo porusza wątek dobra i zła.
  6. Mnie też ten temat ciekawi. Czy mamy prawo do negatywnych emocji. Które emocje są dobre, a które złe. Lepiej być tym kochającym i wyrozumiałym, niż być ciągle w konflikcie i awersji do każdego. Poza tym nawet gdy adekwatne są bolesne. Złoszczenie się jest nieprzyjemne, więc czy w ogóle warto. Tłumienie złości też jest nieprzyjemne, więc sytuacja podbramkowa.
  7. Jaki pozytywny wpis. To fajnie. Oby tylko nie stało się to źródłem cierpień, tęsknoty i zranionych uczuć, jak u połowy ludzi na tym forum.
  8. To trochę przykre, że nie mamy wpływu na to jak nas ktoś traktuje. No bo jak zasłużyć na miłość rodziców? A potem ludzie stają się nieszczęśliwi. Można kochać samego siebie ale to zawsze jest jakieś lekko narcystyczne. Nie wystarcza. Dla takich to tylko chyba Bóg został.
  9. Problem jest taki, że wiesz że niepotrzebnie się przejmujesz, ale nie możesz nic z tym zrobić? Może spróbuj wyciągnąć nauczkę. Ja czasem nie jestem pewien czy zamknąłem drzwi, ale to wina "autopilota". Jakiegoś braku obecności. Czasem już byłem mądrzejszy i przy wychodzeniu sprawdzałem że drzwi zamknięte i nie musiałem wracać. Bo poczucie winy zakłada że miałeś wpływ na to co zrobiłeś.
  10. U mnie raczej przyjemność, ale to zawsze działa. Picie herbaty.
  11. Może ten bardziej inteligentny zaczyna oglądać fraktale na youtubie, zgłębiać tajemnice matematyki wyższej i zagadki kosmosu. Traci tym samym grunt pod nogami nie mogąc odnaleźć się w przyziemnych realiach "trzepania kasy". Ma jakieś intelektualne wartości. Często może być studentem filozofii, ale po tym nie ma pracy, więc ląduje gdzieś na najniższej krajowej. Jedyna nadzieja dla niego to może być technologia, bo tutaj wymagane jest myślenie i zarobki całkiem dobre. Nie bez powodu najbogatsi ludzie tego świata pracują w przemyśle. To trochę stereotypy, ale takie jest moje wyjaśnienie.
  12. Popieram tezy poprzedników. Choroba zaburza naturalny ład i z głowy niczym z przebitej szpilką komórki wylatują różne organelle. Między innymi śmiertelność. Wtedy trzeba przywrócić równowagę za pomocą tej czy innej terapii. Można też liczyć na samoczynną remisję, ale jednak lepiej wziąć sprawy w swoje ręce. To że życiu możemy nadać samemu sens nie jest takie głupie. Wtedy jesteśmy trochę kowalami własnego losu. Pytanie, czy tylko wspomniany subiektywny sens wystarczy. Bo co to może być? Zbieranie znaczków, walka z piractwem komputerowym, podróże? Nie ma tego tak dużo i wszystko jest trochę przyziemne. Chyba że ktoś chce zostać świętym, ale nie każdy uznaje religie. A to nawet fajny sens. Co ciekawe filozofia egzystencjalna jako główną tezę uznająca absurd ludzkiego życia wynika z zanegowania wartości chrześcijańskich. Trochę to rozumiem. Ktoś najpierw dostaje gotowy sens w religii, przywiązuje się do tych idei. Zaczyna utożsamiać sens z religią. Potem zabierz mu religię to sens również zniknie. Taki pies Pawłowa wyższego rzędu. Co nie oznacza, że sensu trzeba szukać w religii. Nie każdy wierzący zdaje się to rozumieć. Filozofia spokojnie może wystarczyć ateiście jako źródło sensu. Można też uznać że życie w obliczu bezsensowności jest pewnego rodzaju walką, a to już jakiś sens. Jakiś heroizm. Kiedyś zaskoczył mi egzystencjalizm i czułem się tak jak sobie tych ludzi wyobrażałem. Straszna udręka. Szybko wróciłem do medytacji. Sens jest potrzebny. Nie oszukujmy się.
  13. Różnica między Bogiem a Szatanem jest taka, że Bóg jest wszechmocny i wszechobecny. Szatan jest tylko upadłym aniołem, więc nie może nękać kilku milionów schizofreników na świecie jednocześnie, co jednak robi. Niemniej wątek tłumaczący schizofrenie zjawiskami duchowymi jest dość ciekawy. Sam bym chciał czasem wierzyć w jego prawdziwość. Niestety tezy psychiatrów są bardziej trafne. W moim przypadku psychiatria miała duży wpływ na moją laicyzację. Bo to jest tak. Co jest lepsze być chorym czy mistykiem. W jednym przypadku marnujesz czas na czcze urojenia, a w drugim rozmawiasz z Bogiem zmierzając do duchowej doskonałości. Przynajmniej ja tak miałem. Pomijając potępienie, to psychoza była pewną wędrówką, gdzie końcem było zjednoczenie z Bogiem i niebo.
  14. Jak masz problem, żeby się ruszyć, można też pomyśleć o oddziale rehabilitacji psychiatrycznej, albo jakiejś terapii zajęciowej. Wtedy jest się zmuszonym do jakiś aktywności i można wyrwać się z przymusu nic nie robienia.
  15. Nieudacznik to termin trochę z kultury. Nadaje się do opisu postaci w komedii w programie telewizyjnym. Jim Carrey nadaje się do roli nieudacznika. Grał takiego w filmie "Bruce Wszechmogący". No i żarty w stylu przewrócić się na skórce od banana. Dlatego nieudacznik to termin dobry na różne komedie potrzebujące wyrazistych bohaterów. Tam los i umiejętności nigdy nie sprzyjają. W prawdziwym życiu trudniej być nieudacznikiem. Prosta definicja to ktoś kto próbuje, ale nigdy mu nie wychodzi. Może to pech, może niezaradność, może źli inni. Przypomniała mi się bajka "Sąsiedzi". Ci to byli dopiero nieudacznicy budownictwa i techniki.
  16. Pomysł wydaje mi się ciekawy. Odcięcie od świata może dać spokój, ale łatwo może przerodzić się w emeryturę. Ja aktualnie siedzę na rencie i niestety popadłem w letarg. Brak bodźców zewnętrznych i rozleniwienie gotowe. Mimo wszystko leczę się i może nauczę się mądrze tą dużą ilość czasu wykorzystywać. Wszystko kwestia wyleczenia się z depresji. Z własnego przypadku dodam, że wolność jest miła, ale też więcej na naszej głowie. Nie masz żadnego przełożonego i każda decyzja musi wypływać z własnej motywacji. To jak z nauką, nie każdy nada się na samokształcenie. Niestety ten nauczyciel nadzorca bywa przydatny.
  17. Dezintegracja osobowości to chyba trochę coś takiego jak depersonalizacja. W moim przypadku tak to wygląda. Jakby człowiek przestał być całością, a rozpadł się na jakieś konkurujące ze sobą obozy. Nie pamiętam jak to było gdy byłem zdrowy, czy miałem wrażenie jakiejś całości i tego że każda rzecz którą robię to jestem ja? Od kiedy uprawiam medytację to rozdwojenie tylko się nasiliło. A odnośnie tematu. To może jak z lustrem, raz zbite i potem zawsze będą pęknięcia, nawet jak poskładane w całość. Mówię na swoim przypadku.
  18. Raczej trudno coś zrobić. Można się nie przejmować. Nie kontrolujemy innych. Póki nie ma rękoczynów to wystarczy nie dać się wciągnąć gierki i przepychanki. Dla mnie ojczym jest niemiły. Staram się nie przejmować, nie każdy musi mnie lubić. Co nie zmienia sprawy, że gdyby mnie lubił w domu było by o wiele lepiej. Wymagaj minimum szacunku. Można też zrobić tak, co sam stosuję. Problemem nie jest problem tylko nasz stosunek do niego. Czyli nie przejmuj się tym co powiedzą, tylko jak sobie z tym poradzisz. A radzić sobie możesz nie zaogniając konfliktu. Wiem jak to jest gdy walczysz o swoje prawa a ludzie obracają kota ogonem. Odpuść sobie, a przyjaciół znajdź gdzie indziej. Póki nie ma jakiejś patologii, że cię zamykają w piwnicy czy jakieś inne sytuacje rodem z seriali paradokumentalnych.
  19. Czasem brak nagrody to już trochę kara. Nie dostać prezentu na gwiazdkę to raczej by była kara dla dziecka. Już widzę tę wrogość w stosunku do św. Mikołaja. Słyszałem że lepszą motywacją jest nagroda. Myślę, że to prawda. Jak myślę o pracy przez pryzmat śmierci z głodu i bezdomności to raczej wpadam w panikę, beznadzieję i złość że życie może sprowadzać się to walki o przetrwanie. Kiedy jednak pomyślę o pozytywach pracy: tożsamości i roli w społeczeństwie, przydatności, zarobionych pieniądzach, poczuciu że ktoś mi organizuje czas i mogę odetchnąć od towarzyszącej mi ciągle samoistności, o tym że praca może być czymś ciekawym, daje spełnienie itd. Wtedy jednak pozytywna motywacja jest lepsza, nie działa tak destruktywnie na mnie. Prędzej zbudujemy dom na skale pozytywnych uczuć niż na piasku negatywnych. To jak ze strachem i szacunkiem. Rodzic może budzić strach, może też szacunek. Na szczęście niektórzy ludzie są na tyle rozumni, że wiedzą że czasem coś zwyczajnie "trzeba" i nie ma obowiązku ich zmuszać. Na motywacje może pomóc też zrozumienie sytuacji. Gdy widzi się sens w tym co się robi łatwiej się zmotywować. Gdy byłem zmuszany do edukacji nie widząc pożytku ani przyjemności z przedmiotów moja motywacja była słaba, niedojrzała. Coś jak mentalność niewolnika. Niby pracuje ale gdyby zwolnić kajdany zaraz by czmychnął i tyle by się go widziało. Najlepsza motywacja to budowana na dojrzałości i zrozumieniu. Tresura to tani zamiennik. Co jednak z tego jak nawet nasze ciało poddaje nas tresurze. Zjedz, to przestanie cię boleć żołądek. Podrap się to przestanie swędzieć. Połóż się to odpoczniesz. Serio. Nasze ciało nas tresuje.
  20. Chaos w głowie, jak w jakiejś dżungli. Tyle, że to nie jest pełna życia kraina, raczej jakaś postapokalipsa.
  21. Jakoś średnio wierzę w te rodzinne teorie o tym jak to relacje rodzinne determinują całe życie. To jest jakaś nadinterpretacja. Dla mnie człowiek chodzi, myśli, czuje, patrzy, itd. Nie ma tego tak dużo. Może to ja jestem prymitywny i nie widzę głębi, nie wiem. Kiedyś zainteresowany psychologią próbowałem obudzić w sobie męskość i wiele to nie dało. Bazowało na jakiś prostych schematach. Chciałbym wierzyć, że człowiek to coś więcej niż zaawansowane zwierzę czy biologiczny robot, ale póki co się nie zapowiada. W tekście doi spodobał mi się fragment o sile. Nie mówi się dużo o sile a myślę, że to ważna cecha. Taki wewnętrzny komandos i samuraj. Jest pełno momentów w życiu gdzie trzeba być twardym. Połowa psychicznych zaburzeń to nic innego jak przewrażliwienie. Pomijam schizofrenię, bo to bardziej mózg. Chciałbym też pogratulować autorce wątku. Na prawdę dobrze napisany tekst. Jakby czytało się jakąś książkę. Opis bardzo szczegółowy, konkretny, przedstawia dużą ilość treści. Mogłabyś być tym copywriterem. Miło się czytało. Przykro mi że nie potrafię pomóc. Od kiedy ćwiczę medytację życie stało się prostsze. Nie wydaje mi się, żeby skomplikowane teorie się sprawdzały. Może mogłabyś zdefiniować z czym kojarzy ci się zdrowa kobiecość, próbować do niej dążyć. A relacje z innymi to głównie chyba umiejętności społeczne, asertywność i takie tam. Tak samo to się tyczy osób różnej płci czy zwyczajnej relacji na ulicy gdy ktoś pyta o drogę czy zaczepia nas pijak i prosi o poratowanie 2zł.
  22. Gry lepsze od alkoholu bo chociaż nie zepsujesz sobie wątroby. No i masz jakiś kontakt z kulturą współczesną. Mnie dziwi dlaczego gry wydają się być jak lepszy świat, skoro tam jest tyle zła i przemocy. Jakoś ciągnie człowieka do tego. Nawet szczur i nietoperz chcą cię zabić a taka niby kraina ucieczki. Może zmień gry. Weź takie które wykorzystują myślenie. Jakieś logiczne np. Ostatnio grałem na smartfonie w Larę Croft Go i to była dobra gra łamigłówka. Polecam.
  23. Pociesz się, że masz typowe objawy nerwicy natręctw. Łatwiej o diagnozę i leczenie. To dość powszechne zaburzenie więc zapewne są już fachowcy, którzy mają z tym doświadczenie i w dodatku rozumieją jak to działa i co z tym zrobić. Jak ktoś ma lęki przed śmiercią i ciężką chorobą to polecam zazwyczaj, żeby pogodził się z nieuniknionym losem człowieka czyli śmiercią. Czasem pomaga religia. Mi akurat to nie przeszkadza żebym nie istniał.
  24. -ładna pogoda na dworze -dobra miętowa herbata -telefon znajomej -udana medytacja -podstawy mojej filozofii polegającej na akceptacji rzeczywistości, głównie to
  25. Brzmi jak jakieś fatum. Prawie jak jakieś zjawisko paranormalne. Tym bardziej że jak sama twierdzisz nie masz cech, które mogłyby przyciągać oprawców. Czytałem kiedyś o człowieku, którego bardzo często raziły pioruny. Też mało prawdopodobne. Tylko tutaj działa rachunek prawdopodobieństwa. Czytałem gdzieś o prawie przyciągania, ale nie wierze w takie teorie. Mógłby być jakiś typ urody, który przyciąga agresorów, tylko nie wiem jakby miał on wyglądać, więc chyba odpada. Jestem ciekaw co inni napiszą. Dodam, że ja nie mam ochoty robić tobie krzywdy. Trzeba sprawdzić co by było gdybym spotkał cię w realu. Wtedy można by przeanalizować mój stosunek do ciebie w laboratoryjnych warunkach.
×