-
Postów
643 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Catriona
-
Przede wszystkim kolega ocenia coś z czym nie ma doświadczenia, żadnego. Dwa czy trzy spotkania w ramach oddziału nie są jeszcze terapią i daleko im do tego. Nie spodobała mu się reakcja pani terapeutki, z którą miał PRZELOTNY kontakt i wrzucił wszystko i wszystkich do jednego worka. Ja bym mogła na takiej samej zasadzie teraz mówić, że psychiatria jest be i w ogóle, bo zanim trafiłam do obecnej lekarki, byłam u totalnie odklejonego lekarza. A dwa, nie jest tajemnicą że leki stosowane w psychiatrii niczego nie leczą, jedynie tłumią objawy, ale nie działają na przyczyny. TO DOPIERO MANIPULACJA STULECIA. To czemu @Przemek_Leniak się leczysz psychotropami? Antybiotyki działają na przyczynę - zabijają bakterie wywołującą objawy. Leki stosowane w onkologii - niszczą komórki nowotworowe i blokują namnażanie się nowych. Psychotropy - tylko maskują i tłumią objawy. Nie robią nic poza tym. Na szczęście opinie @Przemek_Leniak jakie by nie były nie są faktami. A mamy potwierdzone dowody naukowe, że psychoterapia jest skuteczną formą terapii. Postawić jakąś tezę i znaleźć szurowskie artykuły żeby ją potwierdzić każdy potrafi. To jest częste zjawisko przy nerwicach. Jak leżałam na oddziale terapeutycznym to co druga osoba bała się schizofrenii i myślała, że ma jej początki, miała wrażenie, że wariuje. W sumie kiedyś zapytam kogoś mądrzejszego czemu akurat osoby z zab. lękowymi sobie schizo ubzdurały, bo na razie tylko się domyślam.
-
Słabo. Infekcja się rozkręciła i trochę zdycham łeb mnie napierbandala głównie i ogólnie zdechła jestem.
-
Samej śmierci się nie boję, chyba. Bardziej boję się samego umierania i tego, że będzie się ono przedłużać, będę cierpieć, będę zależna od innych. Nawet mam jeden, konkretny sposób, w który na pewno nie chciałabym umierać - z powodu niewydolności serca. Za dużo takich pacjentów widziałam, którzy umierali przez np. 3 miesiące cierpiąc i jest to dla mnie najgorszy sposób na umieranie, którego się boję.
-
No i wychodzi, że nie znasz podstawowego pojęcia. Psychopatologię na odpierdal dałoby się przerobić nawet w 20h. 138h to całkiem sporo jak na tylko ten dział. U mnie na studiach na psychiatrii kobieta powiedziała, że owszem, mamy przeczytać skrypt z psychopatologii, ale nawet nie będzie tego omawiać, bo i tak nikt finalnie nie zapamięta. Przykład zagadnień z psychopatologii: Podział zaburzeń świadomości: ilościowe i jakościowe Ilościowe: przymglenie, letarg, stupor, półśpiączka, śpiączka Jakościowe: delirium, splątanie, zespół zamroczniowy. Tak - psychopatologia jest klasyfikacją wszystkich objawów, niczym poza tym. Jest to część do wykucia na pamięć, obszerna, bo obszerna, ale na zasadzie pamięciówki. Ile wg Ciebie powinno się omawiać rzecz, której trzeba się i tak nauczyć na pamięć? Po raz kolejny powtórzę, oceniasz coś o czym nie masz pojęcia. I o ile ktoś nie pracuje po studiach psychologicznych w poradni psychologiczno-pedagogicznej czy nie bawi się w diagnozy/ nie jest biegłym sądowym - ta klasyfikacja jest takiej osobie totalnie nieprzydatna w pracy. A jeszcze dodam, że np. do zaburzeń świadomości ilościowych istnieje skala, która od razu powie jakie to zab. świadomości. Nauczenie się jej zajmuje max 5 minut i mówi ewidentnie o tym z czym mamy do czynienia.
-
Ja się zgadzam z @bei, że kolega się nakręcił nie wiadomo na co niczym szczerbaty na suchary i wypowiada się o czymś o czym nie ma pojęcia. Jak w każdym zawodzie będą i świetni specjaliści i osoby beznadziejne. Uogólnianie i wrzucanie wszystkich do jednego worka nie ma ani sensu, tym bardziej że jest to robione na podstawie tego co się koledze wydaje, bo 2 czy 3 przelotne spotkania z terapeutą nie są terapią.
-
Nie muszą, ale te uznane szkoły psychoterapii też jednak wymagają coraz częściej ich posiadania lub kierunków pokrewnych (np. kognitywistyki) czy medycznych.
-
Ja podbiłam sobie wenlafaksynę do dawki, do której pierwotnie dążył lekarz iiiiii dam jeszcze z 2 dni tej wyższej dawce, ale już widzę, ze to nie to. Brałam już 150mg ileś lat temu przez ponad miesiąc i czułam się gorzej niż bez, tu widzę, że znowu będzie tak samo i chyba nie ma sensu czekać czy coś się zmieni, tylko wrócić do 75, na których było dobrze
-
Nie, to nie jest negacja choroby. Ja wręcz swoje leczenie psychiatryczne zakończyłam w lutym, wróciłam do jednego leku miesiąc temu bo okres jesienno-zimowy zawsze był dla mnie trudny i uznałyśmy, że dla bezpieczeństwa wrzućmy małą dawkę leku podtrzymująco. Mam taki okres w pracy i w życiu, że nie mogę sobie pozwolić na zawalanie czegoś przez złe samopoczucie. Ja po ponad 10 latach chorowania, nauczyłam się rozróżniać kiedy moje pogorszenie ma swoje źródło w psychice, a kiedy należy szukać gdzie indziej. I wiele razy moja lekarka przez te lata wręcz chciała zwiększyć np. dawki leków, ale ja prosiłam o wstrzymanie się bo nie byłam przekonana co do sensowności tego posunięcia - w 90% przypadków miałam rację. Obywało się bez modyfikacji farmakoterapii. Z tym, że mój lekarz zna mnie na tyle, że ja wchodząc do gabinetu nie muszę nic mówić, a już wie jaka mniej więcej będzie odpowiedź na pytanie o samopoczucie. Na pewnym etapie miałam 3 "eFki" zdiagnozowane. Dzisiaj dwóch z nich nie spełniam kryteriów. Uzyskałam pełną remisję, która trwa już ponad 2 lata w przypadku jednej, drugiej ciężko stwierdzić ile, bo to nawet nie była działka psychiatry, tylko psychoterapeuty. Zostało tylko F33.
-
Masz totalnie prehistoryczne wyobrażenie o pielęgniarkach skoro sprowadzasz je tylko do podawania tabletek czy tam zastrzyków
- 21 odpowiedzi
-
- pielęgniarka
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Moje kursy nie kosztują 1000zł. Przeważnie ok 5k. Teraz za 2 tyg. zaczynam kolejny, który kosztował 4tys. zł. Specjalizacja też kosztowała +/- 5 tys. (nie wiem dokładnie ile bo ja nie płaciłam ani złotówki, bo finansowało ją Ministerstwo Zdrowia). Ze swojej kieszeni musiałam zapłacić tylko 170zł za egzamin. A kursów w trakcie obecnej pracy zrobiłam 4, w tym specjalizację. Plus nie liczę konferencji, bo jedną sfinansował rzeczywiście pracodawca, ale ona dosłownie grosze kosztowała. Jedna na której miałam być 21.10. kosztowała 300zł, ale z niej musiałam zrezygnować.
-
Mówię, wszystko zależy od polityki firmy i pracodawcy. Jeśli jest to rzecz, która nie przydałaby mi się do niczego w obecnej pracy, to ja bym nie pytała, bo z drugiej strony czemu pracodawca miałby mi finansować moje widzi mi się. Ale może dzięki temu nie mam problemu jak robię jakiś kurs, nawet nie związany z stricte z pracą i potrzebuję wolne żeby zrobić np. staże czy cokolwiek. Nie biorę wtedy urlopu, bo u mnie nie ma jako takich urlopów, tylko po prostu dostaje wolne ale mam za to zapłacone normalnie tak jakbym była w pracy. Nie muszę też przynosić jakichś potwierdzeń, że rzeczywiście byłam na czymś związanym z kursem. Tak samo nie mam problemów z wyjściem do lekarza 1-2-3h wcześniej i nie muszę tego w żaden sposób odpracowywać, a np. w przyszłym tyg. 2 dni pod rząd takie mam: w środę spóźnię się pewnie ok 1,5h do pracy bo mam lekarza, w czwartek w trakcie pracy będę musiała wyjść na godzinę na badanie i po badaniu wrócę jeszcze do pracy (ale tylko dlatego, że badanie mam w budynku przez płot z moim miejscem pracy, gdyby było dalej to już bym nie wracała). A za 1,5 tyg. znowu będę musiała wyjść prawie 2h wcześniej, ale o tym szefowa jeszcze nie wie Ja wolę mieć pewną elastyczność w godzinach pracy, bo to jest mi częściej potrzebne, niż to żeby ktoś mi finansował kursy.
-
Zależy czy pracodawca wymaga znajomości danego języka i czy w ogóle finansuje takie kursy pracownikom. U mnie finansuje tylko te rzeczywiście przydatne i potrzebne, widzimisię nie uznaje i w zależności od jego ceny czasami wymaga podpisania lojalki. Ja akurat nie korzystałam z finansowania przez pracodawcę, bo załapałam się na finansowane z MZ lub UE i nie płaciłam nic. Zresztą ja nie lubię zobowiązań pt. zapłacimy Ci, ale musisz u nas przepracować X lat i w życiu bym na takie coś nie poszła.
-
@little angel ja jeśli choruję to szybko max 2 dni i jestem zdrowa. Ostatnią infekcję, taką która mnie rzeczywiście poskładała na kilka dni do łóżka to miałam 5 lat temu. Przeważnie są to przeziębienia zwykłe. No na przełomie maja/czerwca miałam zapalenie krtani pierwszy raz w życiu, ale chorowaniem bym tego nie nazwała, bo poza utratą głosu na +/-4 dni, nic mi nie było. A bazę wirusów mam na bieżąco aktualizowaną bo pracuje z dziećmi i mam z tymi wszystkimi fruwającymi infekcjami do czynienia na co dzień.
-
Nie dzieje się aktualnie nic, co by wykluczało bieganie. Nie mam gorączki, jedyne co to czuję, że mam gardło zawalone i nic poza tym. Jak trening nie będzie szedł to i tak go przerwę
-
Jakaś infekcja mnie dopadła, na razie tylko się tli, a że na dworze nie jest przesadnie zimno zastanawiam się czy mimo wszystko nie wyjść pobiegać
-
Nie, nie postawiłam nikogo ani wyżej, ani niżej. To są 2 zupełnie różne i odrębne zawody. I tak jak dowolny psychoterapeuta nie poradziłby sobie w moim zawodzie, tak samo ja nie poradziłabym sobie w jego roli. Tak samo jak lekarz nie jest ani wyżej, ani niżej niż pielęgniarka, bo też są to 2 odrębne zawody, które ze sobą współpracują, mają powiedzmy wspólny cel, ale mają zupełnie różne zadania.
- 21 odpowiedzi
-
- pielęgniarka
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
@Przemek_Leniak zapraszam, połóż się kiedyś na oddział psychiatryczny, spotkasz tam masę pielęgniarek ze specjalizacją psychiatryczną - zobaczysz co robi przy pacjencie ta wysoko wykwalifikowana pielęgniarka xDDDD żyjesz jakąś bajeczką, która ma niewiele wspólnego z rzeczywistością na chwilę obecną. Nie obrażam tu pielęgniarek ze specjalizacją psychiatryczną, żeby nie było, bo dla mnie, do tej pracy trzeba się nadawać i ja bym w życiu nie poszła pracować na psychiatrię. Nie mam tyle cierpliwości i zanudziłabym się na śmierć. Wolę bardziej zabiegowe dziedziny, a praca na psychiatrii mocno uwstecznia pod takim względem, że po pracy kilka lat na psychiatrii, przechodząc na oddział zabiegowy jesteś jak dziecko we mgle i takim pielęgniarkom ciężko się odnaleźć na zwykłym oddziale zabiegowym bo nagle obsługa najprostszej pompy infuzyjnej staje się czarną magią, gdzie inni robią to prawie z zamkniętymi oczami. Rozpuszczanie leków? Czujesz się jak na studiach bo nie pamiętasz, bo na psychiatrii się tego nie robi, a jak jeszcze dochodzi przeliczenie dawki? Z tym całkiem sporo pielęgniarek ma problem, mimo że pracują na co dzień bardziej zabiegowo. Widziałam już takie przypadki, także nie mówię tu tylko o teorii, bo jak pracowałam na kardiologii inwazyjnej przyszła do nas dziewczyna, która wcześniej pracowała x lat na psychiatrii - wytrzymała miesiąc. Odeszła sama, nikt jej nie wyrzucił. Zejdź na ziemię. To, że ktoś ma tytuł specjalisty, wcale nie oznacza, że jest od razu super dobrym w swojej dziedzinie, bo z każdej specjalizacji przykładów mogłabym mnożyć na pęczki po ponad 10 latach w tym zawodzie i pracy w różnych miejscach.
- 21 odpowiedzi
-
- pielęgniarka
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
A pielęgniarka na psychiatrii ma 320h godzin praktyk w toku kształcenia xD Staże na specjalizacji? Dobre sobie. Robiłam co prawda inną specjalizację i chcesz wiedzieć ile godzin staży miałam rozpisanych a na ile czasu spędziłam w rzeczywistości na tych stażach? xD i tak, wygląda to podobnie na każdej specjalizacji, bez względu na dziedzinę Wyobraź sobie, że moja specjalizacja miała rozpisanych 350h stażowych w 16 różnych ośrodkach. Ile zajęło mi czasu rzeczywiste bycie na stażu? Nie więcej niż 5h xD 90% opiekunów stażu nawet na oczy nie widziałam. A egzamin specjalizacyjny zdałam na 93%. Jeśli nadal uważasz że specjalizacja pielęgniarki czegoś odkrywczego uczy, to pora pozbyć się złudzeń. Owszem, poszerza wiele tematów, ale tylko w teorii.
- 21 odpowiedzi
-
- pielęgniarka
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
No nie, aktywność fizyczna jest sprawą fizjoterapeutów/rehabilitantów, nie pielęgniarek i żadna pielęgniarka nie ma kwalifikacji do prowadzenia jakiejkolwiek formy ćwiczeń. Co do skal: skala Barthel jest najczęściej skalą kwalifikującą pacjentów do DPS/ZOLu itp. i tam jest regularnie przeprowadzana - jest to skala stosowana z neurologii, geriatrii, opiece paliatywnej/długoterminowej - w psychiatrii na co dzień, praktycznie nieprzydatna (może jedynie w ZOLach psychiatrycznych). MMSE -skala służąca do diagnozy otępienia. Głównie w neurologii, mniej przydatna w psychiatrii, służy głównie jako przesiewowy test w kierunku Alzhaimera. Skala Hamiltona - jedyna stosowana w psychiatrii rzeczywiście, ale nie tylko. Również głównie przeprowadzana przez lekarzy jeśli już. Ze wszystkich skal które wymieniłeś, jedynie skala Barthel jest skalą pielęgniarską. Co do teorii pielęgnowania Orem, Henderson, Peplau i kilku innych (jest ich dużo). Stricte pod psychiatrię nastawiona była teoria Hildegardy Peplau z tego co pamiętam. W praktyce - relikt przeszłości. Owszem, nadal ich uczą w toku kształcenia pielęgniarek, ale jest to na zasadzie wykuć, zdać, zapomnieć. Na studiach pisze się setki procesów pielęgnowania pod każdą z teorii i na tym koniec. W pracy? W teorii "tworzy" się plan opieki, ALE nie ma on nic wspólnego z tymi powiązanymi z teoriami pielęgnowania. Same idee teorii pielęgnowania może i ładnie brzmią i na swoje czasy może i były przełomowe i odkrywcze, ale współczesne pielęgniarstwo jest już o wiele dalej niż te teorie. Oczywiście nadal zawiera w sobie elementy każdej z teorii i z nich się wywodzi. Co do samej specjalizacji jeśli chodzi o pielęgniarstwo psychiatryczne się nie wypowiem, bo takowej nie robiłam, efektów kształcenia nie chce mi się szukać i sprawdzać. Na pewno daje uprawnienia do prowadzenia interwencji kryzysowej, treningów umiejętności społecznych, dawania wsparcia, prowadzenia grup Balinta (chociaż one akurat dot. bardziej osób pracujących w zawodach pomocowych, niż pacjenta) etc. jednak to nigdy nie zastąpi prawdziwej psychoterapii. Stanowi jedynie wsparcie leczenia. Pomijam kwestie edukacji i profilaktyki bo to należy do zadań każdej pielęgniarki, bez względu na rodzaj posiadanej specjalizacji.
- 21 odpowiedzi
-
- pielęgniarka
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
No tak, ale ile jest tu osób, które narzekają na ciągłe zmęczenie, brak motywacji/chęci do robienia czegokolwiek? Ile osób zamiast od razu zmieniać antydepresant bo to na pewno wina depresji, zrobiło podstawowe badania: morfologia, żelazo, ferrytyna, wit. B12, wit. D3, TSH i reszta? Założę się że przynajmniej u części wyszły by spore niedobory. I tak, wbrew pozorom za niska ferrytyna może dawać takie objawy, przy wolnym żelazie w granicach normy. U mnie jak poziom ferrytyny leci już poniżej 20, czyli niedobór nawet wg normy laboratoryjnej to owszem, mogłabym zwalać na zab. depresyjne, bo łatwiej i taniej, ale wiem, ze chociaż przerobiłabym wszystkie dostępne antydepresanty na rynku, nie zlikwidują one objawów, bo nie w zab. depresyjnych jest problem, tylko w ferrytynie i wystarczy, że 2 tyg. pobiorę żelazo i już czuje różnicę w samopoczuciu. Oczywiście podnoszenie ferrytyny trwa o wiele dłużej niż 2 tyg., a jeszcze przy moim poziomie aktywności i bieganiu ona łatwo ucieka, ale u mnie nawet psychiatra każe najpierw zrobić podstawowe badania i dopiero jak one pokazują, że to nie w tym problem to może coś kombinować z lekami. Zresztą zawsze pierwsze pytanie psychiatry to jakie miałam ostatnio TSH (mam niedoczynność tarczycy). Zadbajmy o podstawy, a dopiero jak one są w normie, to szukajmy innych przyczyn.
-
Ja dodałabym tylko dla tych co wspominają o badaniach niedoborów witamin etc. To, że macie "w normie" laboratoryjnej wcale nie oznacza, że nie macie niedoboru. Normy laboratoryjne to jedno, a normy funkcjonalne to co innego. Niestety wielu lekarzy też ma jeszcze klapki na oczach i patrzą na widełki podane przez laboratorium, jak wynik jest w normie to twierdzą, że nie ma niedoboru. A później idzie człowiek do lekarza z wynikami, ferrytyna ledwo 30., a lekarz stwierdza, że no przecież w normie. G*wno prawda xD