Skocz do zawartości
Nerwica.com

nieprzenikniona

Użytkownik
  • Postów

    1 192
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez nieprzenikniona

  1. Hmm nie ma możliwości odcięcia się od emocji a nawet jeśli przez jakiś czas to się udaje to później uderza ze zdwojoną siłą z tej lub innej strony (np. poprzez problemy somatyczne) Na Twoim miejscu raczej przyglądałabym się temu, dlaczego dane zdarzenia/ działania innych wzbudzają w Tobie aż tak silne emocje, że ciężko Ci sobie z nimi poradzić...
  2. @ZielonyListek możliwe że to kwestia wszystkich tych rzeczy na raz... Ja właśnie zastanawiam się jak to jest ze mną, mam wrażenie, że w wielu kwestiach nie mam problemu ze stawianiem innym granic, zwłaszcza jeśli relacja z nimi jest mi dość obojętna, natomiast w relacjach bliskich (których z własnego wyboru tworzę niewiele) mam z tym duży problem, przynajmniej w niektórych obszarach, czasem nawet odnoszę wrażenie, że wolę danej granicy nawet nie próbować stawiać aby nie sprawdzać co dana osoba z tym zrobi...
  3. Leżę na leżaku, słucham muzyki i zastanawiam się czy w weekend umyć okna czy jednak dać sobie spokój
  4. nieprzenikniona

    zadajesz pytanie

    Nigdy, cenię punktualność i dobrą organizację czasu Co najbardziej w sobie lubisz?
  5. Ostatnio wkurzają mnie ludzie w pracy (niektórzy), zastanawiam się już nawet czy za wiele od nich nie wymagam ale mam bardzo silne poczucie obowiązku i nie bardzo rozumiem jak inni mogą go nie mieć
  6. Ja po fluo co prawda już teraz sporadycznie miewam koszmary ale za to praktycznie codziennie mam bardzo żywe sny, czasem na tyle, że do końca nie jestem pewna czy dana rzecz wydarzyła się na prawdę czy była snem (na szczęście chodzi tu raczej o pierdoły, typu wysłany/ niewysłany mail w pracy etc)
  7. @ZielonyListek @Illi mam bardzo podobnie...U mnie też nie chodzi o typowe cięcie się etc. Ale właśnie o to, że każde moje działanie nacechowane jest autoagresją, co gorsze? zdaję sobie sprawę, że to lubię i że jest to w pewnym sensie u mnie siłą napędową do życia...teraz też temat ten przewija się na terapii ale właściwie nie wiem czy jest to coś z czego jestem w stanie zrezygnować...na chwilę obecną nie widzę niczego czym mogłabym to zastąpić...
  8. Ale w sumie życie i tak się kiedyś skończy, a może jednak wydarzy się jeszcze coś co sprawi radość ...mi pomaga trochę myśl, że gdybym zdecydowała się na samobójstwo 14 lat temu (wtedy zamknęłam się w szpitalu żeby jednak coś zmienić) to jednak nie przeżyłabym później wielu na prawdę fantastycznych chwil...i mimo, że większość mojego życia zmagam się z moim "umysłem" to jednak nie mogę uznać, że cały ten okres był jednakowo beznadziejny...po prostu chyba zamiast walczyć o jakieś wielkie poczucie spełnienia i szczęścia lepiej skupić się na drobnych przyjemnościach i po prostu z nich korzystać póki można
  9. Chyba jest sens bo prędzej czy później mijają... U mnie obecnie zero ale wkurza mnie to, że biorą mnie z zaskoczenia i coraz ciężej mi się im przeciwstawić...obawiam się, że kiedyś mogę po prostu nie dać rady ehhh
  10. Kiedyś byłam już przez to w szpitalu i przeszłam kilka wywiadów psychiatrycznych więc akurat z tym tematem nie mam problemów...tzn z mówieniem o nim, a raczej o tym, że takie myśli się pojawiają w mojej głowie...natomiast jeśli faktycznie chciałabym myśl wprowadzić w czyn to na pewno jej ani nikogo nie powiadomię wcześniej...zresztą w razie "w" będzie to raczej czyn spontaniczny, tzn. Kiedy nie uda mi się w końcu nad sobą zapanować...
  11. Ja wczoraj omawiłam moje na terapii (w sumie temat wypłynął przy okazji)...chyba najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie uważam aby jakiekolwiek inne życie/ zmiany w życiu spowodowałyby odczuwanie, że faktycznie jestem na swoim miejscu...dlatego albo pozostaje mi wytrwać w tym co stworzyłam albo po prostu to zakończyć.
  12. Niestety znowu obecne, żałuję, że zdecydowałam się na założenie rodziny- nie miałabym teraz oporów przed podjęciem decyzji...
  13. No to faktycznie kiepsko...U mnie psychiatra przyjmuje normalnie (chodzę na nfz), do poz w sumie nie chodzę więc nawet nie wiem (tzn. korzystam z prywatnej opieki zdrowotnej i tam nie ma żadnych problemów z dostaniem się do specjalisty stacjonarnie, w sumie od początku pandemii nie było problemów...oczywiście jest to mega chore bo nagle Ci sami lekarze w poz nie mogą przyjąć a w placówkach typu luxmed, medicover jak najbardziej...)
  14. A nie masz takiej możliwości? Ja w sumie na 90% wizyt chodzę stacjonarnie, chyba że faktycznie potrzebuję np. tylko receptę na przedłużenie leków to wtedy wybieram teleporadę u internisty (tzn. Jak mi się rozjedzie termin wizyty u psychiatry z końcem tabletek)
  15. Piorę zimowe ubrania i wreszcie wypiłam kawę na tarasie (tzn. wreszcie jest na tyle ciepło, że można to zrobić bez przymarzania )
  16. U mnie spokój pod tym względem...w sumie i tak boli mnie praktycznie całe ciało więc można uznać, że "autopokotuję" sobie niezależnie od czynów...
  17. Uwielbiam puzzle , chociaż aktualnie brak mi siły nawet na to.... Aktualnie zalegam pod kocem na kanapie, może zjem śniadanie, wypiję kawę i pójdę spać dalej...
  18. No ja się z tym samopoczuciem bujam od ok 1,5 roku i w sumie do tej pory nic nie wyszło. Teraz czekam jeszcze na wynik ana3, boreliozy i poziomu wit d (ale akurat tą suplementuje od dawna), jak wszystko wyjdzie ok to diagnozujemy się w kierunku fibromialgii właśnie... @Eve19 depresji akurat nie mam, jestem od lat pod opieką psychiatry i na lekach antydepresyjnych (chociaż nie na depresję stricte). Właśnie dlatego jakoś nie jestem pewna tej fibromialgii, głównie dlatego, że fluoksetyna powinna na nią pomagać jak coś, dodatkowo rozrzedza krew więc tym bardziej dziwne moje objawy z naczyniami obwodowymi...
  19. Tak, kilkanaście badań miałam w grudniu min tarczycę (pełen profil) i cukier i wszystko w idealnych normach
  20. Ja w sumie nie wiem czy to hipochondria bo nie czuję przerażenia z powodu ewentualnej choroby ale generalnie czuje się coraz gorzej "somatycznie", wstaję rano po 10h snu, siedzę 2h ledwo żywa i znowu kładę się spać, budzę się i nadal czuję zmęczenie i tak w kółko...do tego ból calego ciała, głównie stawów, po nocy to już kompletny dramat (tzn zanim się rozruszam boli dużo bardziej). Do tego dochodzi "mgła umysłowa", coś jakby lekka derealizacja a z przedziwnych objawów somatycznych wzmożona siność siatkowata na kończynach, pomimo wyższych temperatur na dworze kilka razy dziennie łapię się na tym, że całe moje ręce pokrywa fioletowa siatka plam... Tydzień temu byłam u reumatologa ale póki co czekam na wyniki badań chociaż jak tylko spojrzała na moje dłonie to od razu zauważyła objaw Raynauda i wspomniala coś o zakrzepach w drobnych naczyniach...w grudniu byłam na badaniach krwi i u kardiologa i wszystko niby ok, może to faktycznie fibromialgia (taka diagnoza min padła u reumatologa) ale jak na mój gust to kolejna choroba która w sumie "nie istnieje" bo nie ma jak zweryfikować badaniami...no i wiąże się z psychiką, którą niby leczę przecież od kilkunastu już lat...jak widać mało skutecznie...
  21. Jeszcze nie...muszę chyba dojść do tego co w tym wszystkim sprawia mi konkretnie przyjemność i daje poczucie siły oraz w zastępstwie czego to się pojawia...bo podejrzewam, że to kompensacja czegoś innego, ale nie umiem jeszcze wychwycić czego konkretnie
  22. No może faktycznie zabrzmiało słabo ale pisałam to tylko i wyłącznie w odniesieniu do siebie... Wiadomo autoagresja z żadnej strony i w żadnym wydaniu nie jest dobra w takim racjonalnym ludzkim rozumieniu... Tylko tak jak opisałam to gdzieś wyżej i w dziale psychologia...ja "lubię" swoją autoagresję, po takich zachowaniach czuję się silniejsza, nie mam wyrzutów sumienia, odczuwam wręcz satysfakcję ...i właściwie to jest w tej chwili mój główny problem...
  23. Oczywiście, że zdaję sobie z tego sprawę ale mnie te konsekwencje za mocno nie powstrzymują...tzn o tyle np. że nawalenie się w środku tygodnia będzie miało po prostu takie konsekwencje, że następnego dnia pojadę do pracy z kacem, będę tam zdychać i mogę popełnić wiele błędów (pomijam prowadzenie auta na kacu co może być niebezpieczne nie tylko dla mnie samej ale również dla innych) a jak ciachnę sobie kawałek skóry to poleci krew i tyle - następnego dnia będę funkcjonować całkiem normalnie etc ... Bardziej miałam tu na myśli takie "życiowe" konsekwencje bo cięcia robię w jednym niewidocznym miejscu i po prostu nawet jeśli już kiedyś ktokolwiek to zauważy (chociaż jest to miejsce mało widoczne i łatwe do zakrycia) to po prostu zobaczy jedną bliznę/ ranę, która mogła powstać przypadkiem i którą będę e stanie wytłumaczyć dość łatwo...
×