Skocz do zawartości
Nerwica.com

MalaMi1001

Użytkownik
  • Postów

    1 935
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez MalaMi1001

  1. Ale mnie poskładało. Wystrzeliło mnie jak dobra działka fety za młodu. Serducho waliło mi chyba ze 200, chciałam się położyć ale nic z tego - RUCH, RUCH I JESZCZE RAZ RUCH! Musiałam pojechać do siorki, najpierw pojeździłam po mieście, czułam przemożną chęć gadania i robienia czegoś, w domu nie było z kim gadać więc padło na siostrę Jak mnie zobaczyła stwierdziła, ze mam obłęd w oczach. Już mi trochę przeszło, ale teraz mam właśnie ochotę sprzątać, coś porobić, w życiu mnie tak lek nie porobił. I teraz nie wiem czy brać jutro z rana połówkę czy sobie darować, bo boje się, że coś odwalę... Zrobić dzień przerwy?
  2. Czemu pierwsza tableta wenli mnie tak zawsze czochra? Spałam może ze 2 godziny i to pomimo zopiklonu, który bez wenli zapewnia spokojny, mocny sen, łapy mi się trzęsą jak paralitykowi, w żołądku czuję dziwny ciężar pomimo że przezornie wzięłam pół 75mg
  3. No to chlup w ten głupi dziób. Przyjęłam właśnie jakieś 30mg, odsypałam sobie kulki żeby się znowu nie porzygać (jak to było za pierwszym razem). Tyle z mojej wytrwałości bez leków
  4. MalaMi1001

    Ciągła żonglerka lekami

    Podaję hasło: WYPIERDALAJ A ja jadłam: 1. Z antydepów: - wenlafaksyna - escitalopram - fluoksetyna - sertralina - reboksetyna - mianseryna - moklobemid Z powyższych pierwsza była wenla, wyciagnęła mnie szybko z mega bagna, równie szybko przestała działać. Fajny był miks fluoksetyna + sertralina, taka spokojna na nim byłam, co dziwniejsze, że na samej fluoksetynie byłam okropnie agresywna. Sertralina solo wykończyła mnie psychicznie i po kilku miesiącach jej zażywania trafiłam do psychiatryka po próbie S. Miks sertralina, reboksetyna, mianseryna antydepresyjnie nie działał, za to był mistrzem w zamulaniu. Najlepszy z tych wszystkich jest dla mnie moklobemid, aktywizował, działał antydepresyjnie, nie zamulał, motywował. Polecam tym, którzy są już zmęczeni SSRIGównem. Z pozostałych prochów łykałam zolpidem, zopiklon, hydroksyzyne i chlorprotiksen. Generalnie stanowczo najlepiej czuję się po odstawieniu wszystkich leków. Miesiąc po odstawce czuję się jak młody bóg i śmieje się sama z siebie, ze mogłam mieć takie problemy, wydaje się to wręcz nierealne. Ale niestety średnio po pół roku cały syf wraca i zabawa zaczyna się od nowa. Dwa razy już odstawiałam i dwa razy było identycznie. Teraz właśnie minęło gdzieś pół roku jak sobie policzyłam i tradycyjnie zaczyna się syf w głowie. Póki co postaram się bez prochów, ale nie powiem, ze nie miewam momentów załamania.
  5. A ja mam generalnie w poważaniu słowo "przepraszam". Ono zazwyczaj nic nie znaczy, ludzie mówią je bo widzą, że tego od nich oczekujemy, a w nich samych nic się nie zmienia. Nie oczekuję zatem przeprosin, nigdy w związku z przeprosinami nie odczułam szczerego żalu, nie widziałam żadnych zmian. Generalnie wychodzę z założenia, że jeśli ktoś coś robi to tego chce, ma to dla niego jakiś cel, więc za co ma przepraszać? Za swoje poglądy, myśli i uczucia? Są tacy oczywiście, którzy potrafią czuć szczery żal, zrozumieli że krzywdzą i ranią, ale ich jest garstka. Zazwyczaj "żałować" mamy czegoś, co nie mieści w czyichś ramach pojmowania i za to żąda przeprosin. Ale czy to ma sens? Przed sądem skazany też żarliwie przeprasza ale zazwyczaj tylko po to, żeby złagodzić nieuchronną karę....
  6. A ja jestem taka jak Wy. Z tym, że ja się nie muszę doszukiwać w ludziach krytycznych postaw wobec mnie, to widać gołym okiem, że ludzie mnie lekceważą, nie lubią i mają gdzieś moje zdanie. Zwłaszcza w pracy. Ale w pracy się dziwie, kiedy ma się do czynienia z głąbem ludzie przestają mieć cię za cokolwiek, a mają za nic. W życiu prywatnym nie mam znajomych. Serio, żadnych, lista osób do których mogę zadzwonić kiedy jest ze mną bardzo źle jest w niektórych wypadkach zerowa. Nie mam też z kim wyjść nawet na głupie piwo. Toteż nie wychodzę nigdzie. W dodatku z niewiadomych przyczyn przytyło mi się ostatnio znacznie, więc nie dość, że jestem głupia to teraz jeszcze gruba. Nic już chyba nigdy nie zmieni mojej postawy wobec siebie (i nikt). Mam dokładnie tak samo. Z tym, że nie czuję jakby były we mnie dwie osoby, jest jedna, za to bezdennie głupia i zawsze zależna od ocen innych. Ale tak już nas wychowano. Nie wierzę, że da się to zmienić, nie wierzę, że da się zmienić taki sposób myślenia, te ch//owe uczucia zawsze będą towarzyszyły w pewnych sytuacjach, nawet jeśli po 10 latach terapii uda się nam nauczyć reagować inaczej, to te uczucia zawsze będą się pojawiały. To jest wrośnięte w człowieka.
  7. Wkurza mnie to, że nie mam co robić w pracy (NIC się nie dzieje) i to, że kiedy już przyłażę z tej pracy na maksa zmęczona (jak nic nie robienie psychicznie wykańcza ) i kładę się spać to śni mi się ... PRACA!
  8. No nie, szklanka melisy, nawet dwie czy pięć w niczym nie pomoże (przetestowałam). Nie pomoże też świadomość tego, że trzeba zmienić sposób myślenia, bo trzeba, ale nie zawsze się da. A nawet jeśli się da to kosztuje to całą masę wysiłku i pracy nad sobą, niekiedy długoletniej. Ja sama nie wierzyłam w skuteczność terapii, a jednak dała mi ona więcej niż wszystkie prochy razem wzięte. Chodziłam na nią rok, pewnie gdybym chodziła dłużej za kilka lat byłabym w miarę normalnym człowiekiem. Nie byłabym całkowicie normalnym, bo nie da się zapomnieć, no nie da się i nikt mi nie wmówi, że da się w 100% wyeliminować stare nawyki i siedzące w głowie przyzwyczajenia. Ja się w tej chwili czuję jak za dawnych czasów w podstawówce, w głowie to samo bagno tylko obiekt inny. I co z tego, ze ja to wiem, jak nie da się z tym walczyć słowem. Tzn. może się da, ale nie jestem w stanie znów zmieniać wszystkiego, poza tym nie chcę. Dlatego po robocie idę po wenlafaksynę. Kurde sama siebie przekonałam właśnie. Tak jak czytam Twoje posty to wypisz wymaluj nie depresja, a dystymia. Jest źle, ale nie jest tak źle żebyś załamał ręce i wył do księżyca. Z doświadczenia wiem, że żaden lek w niczym tutaj nie pomoże. Gdybyś się zdecydował na terapię pamiętaj, ze to nie będzie kilka wizyt, ani nawet kilkanaście. I nie tygodnie, ale lata. Ale da się, tylko trzeba mieć całą masę samozaparcia. Też mi się wydawało, że terapia to jedno wielkie badziewie, ale nie wiedzieć czemu czasami wychodząc z niej i wracając do domu nie byłam w stanie prowadzić samochodu, bo zanosiłam się od płaczu. I nie mogłam sobie uświadomić, co się tak naprawdę stało. Po paru dniach dopiero do mnie docierało, że faktycznie, rozmawialiśmy o tym i o tym, terapeuta powiedział jedno zdanie, które ruszyło wewnętrzną lawinę. Jest lepiej, ale za krótko chodziłam, no i nie byłam na 100% szczera. Teraz tego żałuję.
  9. Patryk29, każdy ma swój sposób na osiągnięcie szczęścia. Nie chce mówić, że nic Ci nie jest, ale jeśli chodzisz do pracy naprawdę nie jest tak źle. Są tacy, którzy choćby chcieliby iść do roboty to nie są w stanie. Od razu mówię, że nie uważam, że nie masz depresji, żeby nie było, ale weź pod uwagę, że bez leczenia być może siedziałbyś teraz zas/any i zas/kany w 4 ścianach i byłoby Ci naprawdę wszystko jedno. Ja wiem, że to być może marne pocieszenie, że zawsze może być gorzej, ale kurde to jest fakt, może być gorzej i być może jest tak, że tylko dzięki lekom masz szanse wstać do tej zafajdanej roboty i nie musisz być na łasce/niełasce opieki społecznej. W szpitalu widziałam ludzi, którzy na co dzień mieszkają w domach opieki i wiesz co? To jest masakra. Ładują im w doopsko haloperidol i mają serdecznie w poważaniu, że ich wykręca (widziałam na własne oczy - straszne!), że nie mają pieniędzy, ze nie ma ich kto odwiedzić i nie rzadko nie ma kto tyłka podetrzeć.. Podleczą, upodlą i wysyłają z powrotem do DPSu. W tej chwili to dla Ciebie marne pocieszenie, że są ludzie, którzy mają gorzej, ale wierz mi, choroba psychiczna potrafi z człowieka zrobić zaj/biste goowno. My mamy to szczęście, ze jeszcze jesteśmy w stanie rano wstać i jakoś przebiedować, chociaż jest źle. Nie wiem czy to dzięki lekom czy dzięki instynktowi samozachowawczemu, ale jeszcze nie robimy pod siebie. A tak poza tym. Czy ktoś może brał wenlę po dłuuugiej przerwie? Wenla to był mój pierwszy lek, jakieś 5 lat temu, brałam długo, dopóki nie przestał działać. Skoro przestał działać kiedyś ma szanse zadziałać teraz? Dodam, ze od pół roku nic nie biorę. I mam receptę i nie wiem czy wykupić i brać, skoro działał, przestał działać ...
  10. Patryk29, kolega pewnie w tej chwili ma dobry nastrój, stąd takie filozofie życiowe. Ja jakiś czas temu też taką miałam, wydawało mi się, że wszystko jest w moich rękach. Ale w pewnych kwestiach Ewgf ma rację, wiele rzeczy sobie wmawiamy, m.in. to, że nad swoim życiem mamy pełnię władztwa. Goowno prawda.
  11. Ja również do pracy chodzę, bo muszę. Zwłaszcza do tej nowej, która miała być spełnieniem wszystkich marzeń, a tak naprawdę trafiłam z deszczu pod rynnę. Gdyby nie to, że muszę spłacać kredyt i tak naprawdę nie ma odwrotu od decyzji generalnie zmiany pracy wzięłabym zwyczajnie długie zwolnienie i lała na wszystko. No ale życie kosztuje, są zobowiązania itp. Ja w tej chwili np. nigdzie nie wychodzę, nawet do sklepu, staram się jeść cokolwiek, co aktualnie jest pod ręką, więc nie jesteś w takiej sytuacji sam. Generalnie to nic mi się nie chce, a krąg rzeczy i spraw na których mi zależy systematycznie się zmniejsza. Ja sobie niczego nie muszę wmawiać, widzę. Próbowałam, wiele się zmieniło, uwolniłam się od wielu rzeczy, które niszczyły mnie z dnia na dzień. Nie da się jednak całkowicie zmienić człowieka, nie łudź się. Jak już raz odklei się jakaś klepka można ją załatać, ale to wciąż będzie tylko łata.
  12. Będzie chodził, tylko musi się podnieść w miarę przy pomocy leków. Ja na początku mojej drogi z leczeniem nawet nie myślałam o jakimkolwiek "pierdu pierdu" na terapii, chciałam jedynie choć na chwilę przestać myśleć. Nic mnie nie interesowało, tylko tyle, żeby przestać myśleć. Terapia by mi tego nie dała, a przynajmniej sobie tego nie wyobrażam, żeby słowa miały jakąkolwiek moc sprawczą w takiej sytuacji, jedynie leki. Po 3 latach leczenia zdecydowałam się cokolwiek w tym kierunku zacząć, a na właściwą terapię trafiłam dopiero po 4. Więc droga była długa i kręta. Jeżeli jednak ktoś sądzi, że całe życie przebieduje na proszkach, no to raczej srogo się zawiedzie, prędzej zabraknie literek na tablicy Mendelejewa do testowania. Taka prawda, zwłaszcza, że prędzej czy później lek działający przestanie działać, a inny nie zadziała na ten przykład wcale. Koło się zamyka i wciąż jest czarna pupa.
  13. Potwierdzam. Zawsze po odstawieniu (a odstawiałam już 2 razy całkowicie wszystko) sielanka trwała jakieś pół roku. Powiem więcej, jakiś miesiąc do półtora kiedy organizm zaczyna się oczyszczać z tej chemii jest wręcz rewelacyjnie. Fizycznie człowiek czuje się lepiej, a przez to i samopoczucie leci w górę. Poza tym w większości te leki robią z człowieka debila, jest jak robot, więc kiedy bez leków to wszystko zaczyna się normować wydaje się, że wreszcie wszystko wróciło do normy. A tu doopa! Mija jakiś czas (w moim wypadku zawsze ok pół roku) i całe to dobre samopoczucie ulatuje jak powietrze z balona - wracamy do punktu wyjścia. Terapia jest fajna, ale nie wszystko jest w stanie załatwić. Na wiele rzeczy nie mamy wpływu i należałoby na tą terapię chodzić do śmierci, żeby ze wszystkim sobie radzić, niektórzy jak ja są nieodwracalnymi społecznymi imbecylami, których nie da się już uratować. Sama w sobie wenlafaksyna to był początek mojej drogi z prochami, nie powiem, ale wyciągnęła mnie z niezłego bagna, działała jednak krótko, na dawce wtedy maksymalnej 225mg czułam fizycznie jak niedorozwój, musiałam zmienić.
  14. Ja to chyba kompletnie nie kumam tego całego szumu związanego z tym panem, bo jak dla mnie jest nikim więcej jak podstarzałym frustratem, który zaczyna zdawać sobie sprawę, że do śmierci coraz bliżej, a tak naprawdę to gówno w życiu osiągnął. Sieje więc zamęt i patologiczne teorie żeby zwrócić na siebie uwagę. Ty widzisz w tym wszystkim dowcip? Jaki koorva dowcip, polityka to konkurs recytatorski że mam się dopatrywać "drugiego dna" w wypowiedziach POLITYKA? Jak chce mówić wierszem niech zatrudni się w teatrze. Polityk mam mówić jasno i klarownie, bo inaczej z ludzi robi się debili, stosując kabareciarskie zagrywki zwyczajnie olewa wyborców, bo przyszłość każdego z nas nie jest powodem do żartów, zwłaszcza w tym kraju. Ja nie zamierzam dopatrywać się "drugiego dna" ani w wypowiedziach tego pana ani żadnego innego polityka, to co każdy z tych baranów ma do powiedzenia ma powiedzieć JASNO, żeby byle debil zrozumiał co gość ma na myśli, a tworzenie jakiejś wyimaginowanej "elity" nie idiotów, która zacznie czytać między wierszami socjopatycznych teorii jest co najmniej śmieszne. Taki tok myślenia to można sobie uprawiać przy flaszce wódki z kumplami z osiedla, a nie w tak poważnych tematach jak polityka. Już dość było takich baranów i teraz to wszystko wygląda jak wygląda.
  15. Ja się z tym nie zgodzę, ja chodziłam wiecznie zaspana i zmęczona przez cały okres leczenia, na każdej dawce włączając w to dawkę maksymalną. Teraz jest dziwnie, bo jak fluoksetyna mnie usypiała na maksa tak teraz biorąc ją w kombo w sertraliną 100mg funkcjonuję normalnie cały dzień, wieczorem melatonina i do przodu.
  16. miko84, no nie ukrywam, że wkoorwia mnie łażenie po lekarzach, pilnowanie kiedy leki się kończą, pracuję i muszę zawsze umawiać się popłudniami na wizytę a z terminami w NFZ wiadomo jak jest. A poza tym po co to żreć? Nie czuję się przez to zdrowsza, wręcz przeciwnie.
  17. Marian_Paździoch, mocniejsza nie mocniejsza, nie ma to znaczenia, sertra trzyma się krótko i szybko jest zjazd, a chodzi o to, żeby oszukać baniak, że coś tam tej chemii jednak jeszcze dostaje.
  18. Ja nie wiem jak to jest, że pierwsze leki odstawiłam i wszystko grało, a teraz są takie jaja. Tak masakryczny dół i to po zaledwie dwóch dniach od zmniejszenia dawki o połowę. Samo zejście z prochów nie byłoby najgorsze, skutki odstawienia typu prądy, senność, rozdrażnienie byłabym w stanie znieść, ale takie samopoczucie jest irracjonalne. Najlepsze jest to, że ja doskonale wiem co przepracowałam na terapii, w głowie mam poukładane to wszystko, wiem, że tak jest, ale mózg sam steruje myślami i doprowadza do mimowolnego doła. Nawet nie chce mi się płakać, bo na chwilę obecną nie mam powodu, ale koorva łzy lecą same Jakieś krzywe jazdy mi się wkręcają mimo, że w głębi wiem, że to nieprawda. Co to ma być? Sertralina to jednak zajebista kosa wśród SSRI Odstawiałam wenlafaksynę, escitalopram i wszystko było ok, a teraz? W związku z powyższym co powiecie na zmianę sertraliny na fluoksetynę, której zostało mi parę opakowań? Fluo można odstawić z dnia na dzień i nic sie nie dzieje, bo długo działa, ważne żeby zagłuszyć zejście z sertry.
  19. Pytanie do speców. Ponieważ od dwóch dni jestem na dawce połowę mniejszej wszystkiego co w podpisie i czuję maksymalnego wku..rwa o wszystko, nastrój w dół, no nie podoba mi się to. Kończy mi się Edronax i oczywiście zgodnie z przewidywaniami chodzę jak neptyk, nie mam szans dostać się do lekarza w najbliższym czasie i teraz pytanie: czy mogę setki sertraliny i trazodonu dodać sobie z 75mg wenlafaksyny? Nie przedobrze? Noradrenalina to moja najlepsza przyjaciółka....
  20. Znowu sobie nawkręcałam Ale plusem jest chociaż to, że "zjazd" na ziemie nie spowodował załamania, więc jest stanowczo lepiej. Co nie zmienia faktu, że temat moich wkrętów już mnie wkur....wia Ile można? Sen miałam dzisiaj również "tematyczny"! Ile można? Jeżeli to broszka mojej podświadomości jak mówi terapeuta to ta moja podświadomość cała jest pyebana
  21. To, że zbyt dużo biorę na siebie
  22. owcełę, prawdę mówiąc ja szczerze wątpię, że taka choroba w ogóle istnieje. Owiana tajemnicą choroba, która fajnie wygląda w amerykańskich filmach klasy średniej. Nie jestem w prawdzie ekspertem w tej dziedzinie, ale tak jak napisał Dark Passenger, duża większość lekarzy psychiatrów uważa, że nie ma takiego schorzenia. Poza tym patrząc na poziom wiedzy naszych lekarzy psychiatrów i terapeutów, którzy zwykłej depresji nie potrafią leczyć szczerze wątpię, żeby ktokolwiek wpadł na tak idiotyczny pomysł i zdiagnozował taką chorobę. A nawet jeśli nie odpuściłby sobie leczenia takiego "przypadku", bo byłoby czym pochwalić się przed kolegami. Może przesadzam, ale w świecie polskiego psycho byłoby to wydarzenie prawie jak przeszczep twarzy tylko, że mało medialne. Poza tym dziwny sobie moment wybrał na takie zwierzenia, akurat po pijaku i akurat w momencie kiedy byłaś zła za skopany wieczór. Jak jest taki cwaniak zażądaj papierka od psychiatry czy jakiegoś wypisu z karty choroby, żeby Ci udowodnił, że jest na coś chory. Może chciał Cię wziąć na litość i wymyślił sobie chorobę, która strasznie brzmi. A nawet gdyby, w życiu nie przeszedłby ponownie testów psychologicznych i psychiatrycznych mając w aktach ze służby zasadniczej taką diagnozę. Nawet nie chcieliby z nim rozmawiać, zapewniam. Więc coś tu ewidentnie śmierdzi, zwłaszcza że nikt nic nie zauważył tylko jakiś psycholog X lat temu. Pogadaj z gościem w co pogrywa, bo widać, ze się martwisz, a skoro poszło "tylko" o alkohol pomyśl co wymyśli jak przyjdą gorsze problemy.
×