Skocz do zawartości
Nerwica.com

MalaMi1001

Użytkownik
  • Postów

    1 935
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez MalaMi1001

  1. Tak, moklobemidu. To najlepszy lek pod słońcem, ale przytyłam po nim znacznie, dopiero z pół roku pod odstawieniu będąc non-stop na diecie zaczynam powoli chudnąć. Oprócz tego żadnych innych skutków ubocznych, dla mnie idealny lek, no ale niestety....
  2. Ja od dziś testuję preparat z laktulozą. Podobno można go przyjmować przewlekle, stosowany jest u ludzi z encefalopatią wątrobową. Trzeba sobie tylko ustalić dawki, które nie będą powodowały biegunek, bo przewlekłe biegunki też nie są dobre jak wiadomo. No zobaczymy. A ja coś dzisiaj czuję lekkie pogorszenie psychiczne, jakby mniej pewności siebie, jakieś niepokoje lekkie. Mam nadzieję, ze to przejdzie.
  3. To chyba nie jest kwestia metabolizmu tylko perystaltyki jelit. Trawić i wchłaniać możesz doskonale ale jak jelitka nie mają ochoty wydalać to wszystko się w środku gromadzi, gromadzi i gromadzi... sama już nie wiem na jakiej zasadzie to działa. Jakiś wpływ na neurologię czy cuś, nie mam pojęcia. Takie cuś znalazłam na ten temat http://www.farmacjaija.pl/zdrowie/obserwatorium-gastrologiczne/zaparcia-po-lekach-antydepresyjnych.html
  4. Jak znajdziesz na nie jakiś sposób daj znać. Colosan w moim wypadku nie daje rezultatu oprócz tego, że brzuchol jest na maxa wzdęty i boli. Znowu skończyło się na duclobisie Cholera nie chciałabym rezygnować z wenli bo dobrze na niej funkcjonuję, ale jeśli się to wszystko nie unormuje chyba odstawię, sama już nie wiem ale to na maksa męczące Te wszystkie błonniki i inne bzdury to sobie można brać chyba tylko jak się nie bierze tego typu leków. -- 29 kwi 2015, 21:26 -- Nie sądzę. To nie jest lek, który można zażywać tylko w warunkach szpitalnych, więc skoro nie ma go komercyjnie nie ma go też w szpitalach. Z resztą patrząc na poziom wiedzy naszych polskich lekarzy psychiatrów obawiam się, ze spora większość nawet nie wie, że coś takiego jak deswenlafaksyna istnieje
  5. A ja to mam w ogóle fajnie. Od czasu gdy zajadałam się moklobemidem i mi się przez niego przytyło chłonę tłuszcz z powietrza. Nie ważne ile jem, a mogę nawet nie jeść wcale waga ani drgnie. I tak, robiłam badania hormonów, wszystko gra, a ja chłonę zwyczajnie tłuszcz. Ćwiczę, przeszłam na racjonalną dietę i ani grama w dół. Tak więc w moim wypadku jedzenie czy nie jedzenie odniesie ten sam efekt, tak mnie pięknie załatwił moklo. Najlepsze jest to, że w ogóle nie jadam słodyczy. Jedyną słodką rzeczą jaką spożywam jest cukier do herbaty. Zwyczajnie nie mam ochoty na slodycze. Ale i tak to niczego nie zmienia, przytyłam i nic z tym mogę zrobić. Nie trzeba więc nadmiernie się objadać żeby waga szła w górę, przynajmniej macie z tego jakąś przyjemność, bo jedzenie smacznych rzeczy jest przyjemne.
  6. szaraczek kasa, kasa i jeszcze raz kasa. Jeśli można na czymś zarobić wchodzi to do obrotu. Dziwne tylko, że w PL tego nie ma i firma nie walczy żeby weszło do całej Europy, potencjalnie to przecież duży rynek zbytu.
  7. Że mnie na jakieś warsztaty chcą wysłać o czym informują niecały tydzień przed Nigdzie ku/wa nie jade
  8. A ja kocham ptaki. Takie ze skrzydłam of course.
  9. MalaMi1001

    Dystymia - pomoc

    Kluczem do szczęścia u dystymika, a takowe mam rozpoznanie od kilku lat, jest zaakceptowanie swojego stanu i swoich "faz". Ja dopóki próbowałam walczyć z tym dziadostwem każda walka była przegrana, odkąd niejako zaprzyjaźniłam się ze swoimi objawami i za każdym razem próbuje dociec ich psychologicznych przyczyn i źródeł czuję się znacznie lepiej. Dalej mam nawroty, biorę leki, miewam koszmarne dni bądź nawet tygodnie, ale nie walczę ze sobą, nie mam już do siebie i do całego świata pretensji, że taka jestem i muszę z tym walczyć i żyć, czyli niejako musiałam walczyć ze sobą. Siebie trzeba akceptować, a nie walczyć, chociaż akceptacja to bardzo długi proces, ale to moim zdaniem klucz do szczęścia u ludzi widzących świat w szarych barwach. Mój sposób widzenia świata jest mój i tylko mój, nie potrzebuje się porównywać do innych, którzy wyglądają na szczęśliwych czy posiadają cechy, których kiedyś im zazdrościłam i które uważałam za przepustkę do szczęścia. Mówiłam, kurde gdybym taka była byłabym szczęśliwa, mogłabym mieć wszystko i zrobić wszystko ze swoim życiem. Co zabawniejsze w dzieciństwie obserwując innych często zastanawiałam się czy wszyscy mają tak jak ja, czy wszyscy mają w głowie taki kocioł 1000 myśli, wyobrażają sobie różne scenariusze, snują marzenia i się w nich pogrążają i zatracają. Odkąd postawiono mi w karcie rozpoznanie dystymii i zaczęłam się leczyć zaczęłam wszystko bardziej przeżywać, że jestem gorsza, wybrakowana, nienormalna, że coś poszło nie tak i teraz się męczę sama ze sobą i przy okazji męczę innych, że nigdy nie będę szczęśliwa i takie tam. Ale od chwili, w której zaakceptowałam to że jestem inna i że inni nie muszą tego akceptować i rozumieć, że nie jestem zależna od ich opinii na mój temat jest zupełnie inaczej. Będę się dalej leczyć, upadać i podnosić i wszystko widzieć "ciemniej" niż inni, ale kurde, to JA i koniec kropka :)
  10. A ja do ludzi nic nie mam. Dopóki się do mnie nie przypier/alają i nie próbują na siłę rozmawiać i utrzymywać ze mną sztuczny kontakt polegający na wymuszonych rozmowach nie przeszkadzają mi. Jest wąskie grono osób, z którymi mam ochotę utrzymywać kontakt i rozmowa z nimi przynosi jakieś korzyści i zwyczajnie jest przyjemna i owocna, coś wnosi do życia, cenię tych ludzi za określone rzeczy, reszta jest zwyczajnie dla mnie tłem. Nie znoszę gadania o pogodzie, sztucznego podtrzymywania rozmowy na zasadzie "milczenie jest krępujące". Ja w zasadzie 100% swojego czasu żyję w swoim wewnętrznym świecie, nie czuję krępującego milczenia, mam to gdzieś, że ktoś czuje potrzebę zabicia tego milczenia, kurde no nie rozumiem tej potrzeby. W pracy wkurza mnie, ze kiedy siedzę sobie w kuchni i spożywam śniadanko ktoś przyłazi też zjeść lub zrobić sobie coś do picia i musi zburzać mój spokój, gadać o byle czym, potrafi ktoś wytłumaczyć po co to ludzie robią? Przychodzę do roboty po to żeby pracować, kontakty ze współpracownikami poza bardzo nielicznymi wyjątkami są czysto służbowe i ograniczone do niezbędnego minimum, nie rozumiem tej potrzeby socjalizacji. Z drugiej strony rozumiem, że ktoś może takie potrzeby czuć, ale nie rozumiem tego, że ludzie nie widzą, że ja nie mam na to ochoty Generalnie nie przepadam za typowymi ekstrawertykami, którzy są dla mnie mega męczący i nieco ograniczeni, ponieważ nie rozumieją tego, że jeśli ktoś milczy, zupełnie nie angażuje się w rozmowę i wręcz celowo unika kontaktu wzrokowego sygnalizując "nie mam ochoty na konwersację" to znaczy, że ma gdzieś to co ma do powiedzenia ten drugi człowiek i nie chce tego słuchać. Poza tym typowi ekstrawertycy rzadko mają cokolwiek ciekawego do powiedzenia, gadają, bo czują potrzebę werbalnego uzewnętrznienia swojego świata, co mnie słabo interesuje. Dlatego ogólnie ludzie mnie nie drażnią dopóki nie naruszają mojej przestrzeni. A jeśli już tak się zdarzy zwyczajnie wchodzę w tryb uniku takich delikwentów i sprawa załatwiona. Generalnie jestem samotnikiem, pogodziłam się z tym i polubiłam ten stan/fakt całą swoją duszą i umysłem, traktuję to jako nieodzowną część swojego życia i "miejsce" gdzie czuję się dobrze, bezpiecznie i komfortowo. A najlepsze jest to, że nie obchodzi mnie co myślą o mnie ludzie, kiedyś to było nie do pomyślenia, w zasadzie swój własny odbiór siebie uzależniałam od tego jak odbierają mnie inni. Teraz mam to gdzieś, jestem sobą i tyle.
  11. Deswenlafaksyna jest czynnym metabolitem wenlafaksyny, masz ją zapewne w organizmie jeśli przyjmujesz wenlę. I kiedyś ktoś wpadł na pomysł, że po co brać wenlę skoro można brać deswenlę i tak powstał kolejny lek. W sumie nie natknęłam się nigdy na żadne kliniczne porównanie skuteczności jednego i drugiego leku, może ktoś coś czytał?
  12. Kupiłam sobie Colosan czy jakoś tak, działa tak samo Colon, a jest tańszy. No mam nadzieję, że po regularnym zażywaniu zadziała. Najbardziej mnie denerwuje, że trzeba to pić, a później jeszcze popić dodatkowo. Generalnie nie wiem jak bardzo musiałabym się zmęczyć, żeby na raz wypić 1,5 szklanki napoju, więc wmuszam w siebie to picie W każdym razie pani w aptece na stwierdzenie, że szukam czegoś na zaparcia po antydepresantach od razu poradziła mi ten Colosan ze stwierdzeniem, że wie o co chodzi , może sama zażywa antydepy, więc wie jakie to wk/rwiające. A na mnie dawka 75mg na razie działa dobrze, nie zamierzam zwiększać póki co. I oby tak zostało.
  13. Za pierwszym razem brałam ją zdaje się ok półtora roku, może dwa lata, nie pamiętam. Za to pamiętam uderzenie tego proszka, w zasadzie w ciągu dwóch dni postawił mnie psychicznie na nogi - nie żartuję. Teraz biorę z półtora miesiąca, nie więcej.
  14. To zależy. Ostatnio zaczynam spać coraz lepiej, nie wybudzam się, ale moim zdaniem wenla zaczyna się wyrównywać. Znowu zaczyna się tryb, że przychodzę z pracy i padam na łóżko, w nocy też śpię bez problemu. Ale były momenty nawet bez wenli na samym zolpidemie, że nie przespałam normalnie kilkanaście nocy pod rząd, wybudzałam się, albo czuwałam w takim półśnie. Generalnie lek jest dobry na samo zaśnięcie, ale ani nie wydłuża snu ani nie poprawia jego jakości. Najlepsza na długi, spokojny sen była miansa, ale dupa po niej rośnie. triticco też kiedyś brałam, ale ani nie poprawiał zasypiania ani jego jakości za to całymi dniami chodziłam jak zombiak, nie zrobił na mnie większego wrażenia. Chlorprotiksen to też był jakiś śmieszny wymysł, ani mnie nie zamulał, ani po nim specjalnie nie miałam ochoty zasnąć, jakbym łykała cukierki. Tylko widzicie panowie, mnie się chyba podoba takie zrównoważone działanie wenli o stopniowym uwalnianiu. Pamiętam, że wersji o natychmiastowym super czułam się do południa, był power, humor itp., później pomimo zażycia kolejnej dawki zamulenie i senność pozostawało do samego wieczora. Teraz mimo, że jestem senna i zmęczona zaczynam mieć ochote na cokolwiek, nawet zaczęłam ćwiczyć, więc chyba lek się stabilizuje. Jakoś inaczej muszę walczyć z tymi zaparciami.
  15. Pierwsza wersja jaką brałam była właśnie o natychmiastowym uwalnianiu ale nie pamiętam jak to było. A ja myślałam że to właśnie te kulki się wolniej rozpuszczają i dlatego substancja jest dłużej uwalniana, a nie dlatego, że jest w kapsułce. Sądziłam, że kapsułka jest po to, żeby te kulki spakować w jedno, ale mogę się mylić.
  16. Ehh, ja ostatnio prawie w ogóle nie jem mięsa, dużo warzyw, pieczywo chrupkie, piję dużo więcej płynów niż zazwyczaj i generalnie jak się nie przeczyszczę duclobisem nie ma szans iść do kibelka. I do tego bóle brzucha po dużej porcji warzyw. Najlepiej jest jak codziennie wieczorem walnę sobie lampkę wina, ale niestety z innym lekiem, który biorę alkohol często odpada no i wiadomo, że codziennym piciem można się na cacy załatwić. Poeksperymentuję z tym błonnikiem trochę, może na to potrzeba kilka dni żeby się uregulowało, a jak nie to będę jeść zgniłe owoce. Podejrzewam, że ta uregulowała Ci się bo ostawiłeś wenlę, moja jak to się mówi perystaltyka wraca do normy zawsze po ostawieniu SSRI/SNRI już po kilku dniach bez proszków. Chociaż pewnie płatki i śliwki też swoje robią, a na pewno nie szkodzą.
  17. Jeżeli dla ciebie trzymanie się "czystych" relacji i nie wikłanie się w te, które w dużym stopniu zagrażają emocjonalnemu spokojowi to myślenie stereotypami to wybacz, ale dalsza dyskusja jest bez sensu. Sama autorka zatytułowała temat "Spotykam się" z zajętym facetem, więc nie ja jadę po stereotypach, tylko ty dopowiadasz sobie historyjkę i teorie do czegoś, co nie zostało powiedziane. Nie zamierzam gdybać jaka jest relacja między owym panem, a jego dziewczyną/kochanką/sex koleżanką, oceniam tylko to, co napisała autorka o jego stosunku DO NIEJ. Może powinieneś prześledzić wątek jeszcze raz i wtedy dojdziesz do jakichś wniosków bez snucia domysłów. Niestety, nie wikłania w skomplikowane, niejasne układy zanim zawładną naszymi emocjami trzeba się nauczyć, wszystko przed autorką. Chyba, że odpowiadają jej takie układy, to inna sprawa, ale z tego, co tutaj napisała wynika coś zupełnie innego.
  18. A ja mam problemy z zaparciami przy każdym możliwym leku z kręgu SSRI/SNRI, nie ma tutaj reguły. Generalnie prawidłowość jest taka, że im częstsze zaparcia tym trudniej jest utrzymać prawidłową wagę, widzę to sama po sobie. Chociaż nie do konca ta teoria się zgadza, bo na moklobemidzie przytyłam 6kg, a biegunkę miałam non-stop. Sama nie wiem od czego to zależy. Na SSRI/SNRI nie przytyłam ani grama, czasami nawet chudłam, moklobemid wszystko rozregulował na maksa, już nigdy nie wróciłam do swojej poprzedniej wagi, teraz trochę walczę dietą i ćwiczeniami, ale coś czuję, że będę miała z tym już problemy do śmierci. A nigdy w życiu swoim nie miałam problemów z utrzymaniem wagi, zawsze trzymała się na jednym poziomie Teraz z zaparciami walczę blonnikiem w proszku, ale rezultatów brak
  19. NN4V, wybacz, ale strasznie pieprzysz. Całowała się z facetem, który ma dziewczynę. Czy to wg Ciebie nie stanowi żadnego logicznego tabu? Ja rozumiem, że każdy musi się nauczyć życia na własnych błędach, bo to co nam mówią inni często na nas nie działa. W sensie wiemy bądź dopuszczamy taką myśl, że rzeczywiście inni może mają rację, ale i tak robimy swoje. I pewnie autorka nauczy się (oby raz, a dobrze), że "walczenie" o człowieka, który nie jest tego wart to strata naszej cennej energii życiowej i czasu, którego nie da się cofnąć. Ja wiem, że to takie fajne i łaskoczące ego przekonanie, że jeśli będzie ze mną, to pewnie jestem lepsza od tamtej. Ale do diabła czy instynkt samozachowawczy nie podpowiada jednak, że autorka też kiedyś może znaleźć się na miejscu tej oszukiwanej przez kochasia dziewczyny? Czy dla niej oszustwo nie jest obrzydliwe i dyskredytujące człowieka? Uczucia, uczuciami, one rzadko są proste i przyjemne do strawienia. Po co takiemu człowiekowi, który najwyraźniej bawi się i jedną i drugą mówić o tym, co się czuje? Nie sądzę, że ktoś, kto oszukuje jest w stanie zrozumieć znaczenie takiego wyznania. Więc po co? Ale jak widać autorka jedyny jaki ma dylemat to kompromitacja w oczach gościa, który ciągnie dwie sroki za ogon. Szkoda sobie strzępić języka, jak widać i tak robi wszystko wbrew złemu rozsądkowi. W każdym razie pretensje będzie mogła mieć tylko do siebie jeśli kiedyś obudzi się z ręką w nocniku.
  20. Ja też byłam kiedyś choleryczką i histeryczką, o dziwo tylko i wyłącznie w związku z moim ex, z którym spędziłam (zmarnowałam) 5 lat swojego życia. Miałam gigantyczne problemy z samooceną, kontrolującą i rządzącą moim życiem matkę, od której nie byłam w stanie się uwolnić, bo nie znałam innego życia i faceta, któremu nie zależało na mnie tylko na tym jak inni odbierają go przez pryzmat mojej osoby. Kupując mi jakieś gówniane prezenty chciał żeby wszyscy dookoła wiedzieli, że coś dostałam, żeby myśleli jaki jest super idealny, jaki ma gest i w ogóle. Zabierał mnie w różne miejsca dokładnie z tego samego powodu. Ponieważ moja rodzina wiedziała o co chodzi szczerze go nienawidzili, on nienawidził ich, ale zależało mu żebym im pokazać jak się bardzo mylą, bo on jest taki zajebisty. I ja byłam pośrodku tej wojny usiłując wszelkimi sposobami sprawić, żeby obie strony się zaakceptowały, kosztem siebie. Powodowało to niekontrolowane wybuchy, szczera nienawiść do niego i do mojej rodziny, agresję z mojej strony, a jedyne co w związku z tym słyszałam to że powinnam się leczyć, iść do psychiatry, bo inaczej nie da się uratować naszego "związku". Po 5 latach zostałam zostawiona dla panienki z internetu, załamałam się, nie wiedziałam co się dzieje, dlaczego, po co i jak. W dodatku w taki sposób (zdrada). I faktycznie uwierzyłam w to, że jestem "chora" i potrzebuję pomocy. Poczucie winy, radość mojej rodziny z tego powodu, że już go nigdy nie zobaczą spowodowali, że faktycznie u kresu sił trafiłam do psychiatry. Dopiero dziś po terapii i długich godzinach spędzonych na myśleniu wiem dlaczego taka byłam i że faktycznie wcześniej powinnam poszukac wtedy pomocy, ale żeby ratować siebie, a nie jakiś tam "związek". Takie zachowanie nie powtórzylo sie już nigdy w moim życiu, a wtedy pewnie zostałabym zdiagnozowana jako border albo chad.
  21. Ja zażywałam jednocześnie fluoksetynę, moklobemd i cynaryzynę przez ok 3 dni. Żyję, nie miałam żadnych objawów ZS, za to miałam wzmożone skutki uboczne wszystkich 3 leków. Zarzuciłam taką kurację, bo wykończyłabym się fizycznie na takim zestawie. A mnie się kiedyś obiło o uszy (erowid czy cuś, że nie je się jednocześnie SSRI z MDMA, bo MDMA wtedy nie działa i szkoda towaru
  22. A nie może mieć swoich planów na weekend? Ma jakiś dziwny obowiązek spędzania każdej wolnej chwili z Tobą? Ty nie czujesz czasami potrzeby odizolowania się od świata czy zwyczajnie nie masz ochoty spędzić czasu inaczej?
  23. Z tego co widzę wasza relacja jest bardzo niedojrzała. I nie tylko ona jest głównym problemem, ale również TY. Dajesz jej wiele RZECZY(słowo klucz), wyjazdy, wyjścia i oczekujesz od niej wdzięczności i tego, że będzie taka jak właśnie Ty chcesz. O niczym innym nie mówisz tylko o tym jaka jest zła i ile to dla niej nie robisz w sensie materialnym oczywiście. Przeczytaj to co napisałeś tak, jakbyś czytał o obcej osobie. I co myślisz? Bo ja myślę, że oboje jesteście toksyczni. Ty chcesz, żeby ona była dokładanie taka jak Ty chcesz, Ty chcesz wszystko kontrolować, bo masz do tego środki. Jest cała masa takich chorych związków. Ona natomiast nie radzi sobie ze swoją emocjonalnością i nawet nie jest w stanie Ci powiedzieć dlaczego i co się wtedy z nią dzieje (a może też nie chce Ci tego mówić). W sumie niewiele o niej wiesz, bo w zasadzie niewiele o niej piszesz. Chcesz rozwiązania problemu, ale jedyne co opisujesz to jej, widziane tylko z Twojej perspektywy zachowanie, ubarwione oczywiście tym ile jej dajesz w sensie materialnym, oczekując w zamian czegoś w rodzaju dozgonnej wdzięczności i posłuszeństwa. Albo się kogoś kocha i chce mu coś dać i się tego nie wypomina, albo się tego nie daje. Co ona właściwie robi na co dzień? Gdzie mieszka i z kim? Jakie ma plany na przyszłość? Wiesz w ogóle takie rzeczy? Związek nie polega na tym, że płaci się rachunki, razem mieszka, wychodzi do pracy, ale trzeba sobie dawać wsparcie również w sensie psychicznym i emocjonalnym. Nie odpowiedziałeś na ani jedno pytanie, które zadałam w poście wyżej. Nie znasz odpowiedzi na te pytania? Może zatem faktycznie powinieneś dać sobie spokój z dziewczyną, oboje najwyraźniej nie dojrzeliście jeszcze do wspólnego życia, a wspólne mieszkanie czy plany ślubu to są już bardzo poważne decyzje dotyczące swojego i czyjegoś życia.
×