Skocz do zawartości
Nerwica.com

MalaMi1001

Użytkownik
  • Postów

    1 935
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez MalaMi1001

  1. Szczerze mówiąc żadna chęć niesienia pomocy czy to prób "ratowania" kogoś bliskiego bądź kogokolwiek nie usprawiedliwia wtrącania się w cudze życie tak na siłę i po chamsku, a tym było "doniesienie" o jej prywatnych sprawach i problemach, tak bardzo zresztą intymnych i osobistych jej bratu. Dla mnie obrzydliwie i raczej ona ci za to nie podziękuje, zwłaszcza, że mogła nawet lecząc się nie chcieć aby brat czy ktokolwiek z rodziny o tym wiedział. Kto dal ci prawo decydowania o takich sprawach? I to było uzewnętrznieniem twojego czystego egoizmu - zrobiłeś to nie dla niej, tylko dla siebie żeby poczuć ulgę. To była jej decyzja kiedy i czy w ogóle zamierza porozmawiać z rodziną. Śmieszne są te twoje twierdzenia. O pomoc trzeba chcieć poprosić i mieć zaufanie do danej osoby. Nie zyjesz w jej rodzinie non-stop i nie masz pojęcia co się tam tak naprawdę dzieje. Są takie błędy bliskich, które przekreślają wszystko i czego nie można naprawić. To, że ktoś jest dobry to twój punkt widzenia, niekoniecznie musi być taki sam dla innej osoby. W ogóle to co zrobiłeś dla mnie wydaje się skrajnym egoizmem. Nie zrobiłeś tego dla niej, tylko dla siebie żeby zdjąć z siebie ciężar. Zrobisz dziewczynie piekło, na które ona w tym momencie może nie być gotowa tak samo jak alkoholik, który dla świętego spokoju idzie na leczenie pod naciskiem rodziny, ale tego tak naprawdę nie chce i tak będzie pił. Dopiero jak sam poczuję potrzebę leczenia może to przynieść jakiś skutek. Ale za późno, egoistycznie skazałeś ją na tą presję.
  2. Widzisz, ja nie zamierzam sobie niczego wlewać. Zwyczajnie biorę to na klatę i tyle, co mam z tym zrobić? Nie sądzę, że to brak witamin, to z pewnością nie jest taka prozaiczna sprawa, bo mam tak odkąd pamiętam czyli od wczesnego dzieciństwa. Pamiętam też że byłam kiedyś uśmiechniętym, rozbrykanym i wszędobylskim dzieciakiem, a później nagle się to wszystko urywa i jest jak jest. I nie przypominam sobie żadnego wydarzenia, które mogłoby coś takiego spowodować. Uważam też, że ludzie nadużywają słowa trauma, podobnie jak nadużywają określenia depresja. Myślę, że baaaardzo niewielu z nas tutaj miało prawdziwą, kliniczną depresję. Tacy ludzie raczej nie przesiadują na forach bo nie są w stanie pójść nawet do kibla, a co dopiero użalać się na forum. Nie wiem, kiedyś jako dzieciak dużo chorowałam, brałam często zastrzyki, może jakieś wirusisko coś popieprzyło, nie mam pojęcia, ale wiem, że to co mnie zawsze gnębiło mam jako tako przerobione na terapii. Ja zwyczajnie nie lubię kiedy się strasznie dużo dzieje i jest strasznie dużo ludzi wokół mnie. Na spotkania towarzyskie w większym lub mniejszym gronie chodzę kiedy to ja mam na to ochotę, teraz natomiast jestem niejako zmuszona do przebywania wśród dużej liczby ludzi (praca, uliczny gwar wielkiego miasta) i to mnie bardzo męczy i wysysa energię. Nic więc dziwnego, że po przyjściu do domu nie chce mi się kompletnie nic. Od jakiegoś pół roku zabieram się za namalowanie obrazu, ale lubię to robić w kompletnej samotności, w swoim własnym świecie i fakt, że nie mieszkam sama skutecznie mnie to tego zniechęca. Generalnie mieszkając z kimś nie czuję się w pełni swobodnie. Może się do tego przyzwyczaję, a może nie. Lubię po prostu swój własny wewnętrzny świat, a teraz nie mogę się nim w pełni cieszyć.
  3. Mój terapeuta twierdził, że senność i zmęczenie to reakcja obronna organizmu, nie pamiętam jednak jak dokładnie to rozwinął. W każdym razie nie przeżyłam w życiu żadnej poważnej traumy jak wypadek, gwałt, pożar czy nagła smierć kogoś bliskiego w nietypowych okolicznościach. Wszystko pozornie było dobrze, fakt, że byłam uzależniona emocjonalnie od matki i mając liczną rodzinę wychowywałam się "sama", ale nie przeżyłam żadnej traumy. Ja po prostu jestem samotnikiem, potrzebuję sporo ciszy i spokoju, najlepiej pracuje mi się w pojedynkę, teraz natomiast nie mam nawet chwili dla siebie, w samotności, w spokoju, wciąż otaczają mnie ludzie i to powoduje, że czuję się fizycznie i psychicznie coraz gorzej. Jeśli chodzi chodzi o ciagłą senność stawiam na jakieś organiczne zaburzenie czegoś tam w moim ciele, póki co nie zostalo to zdiagnozowane, to co pada na pierwszy plan czyli tarczyca w normie.
  4. A co ma jedno z drugim wspólnego? Jestem nadwrażliwa, to prawda, ale co ma to wspólnego z brakiem energii? Nie rozumiem. Może podam przykład, odkąd przeprowadziłam się do wielkiego miasta, pracuje w miejscu, w którym zamiast biura na 5 osób jest 50 osobowy openspace, nie mieszkam sama czuję się o wiele bardziej zmęczona niż zwykle. Za dużo tego wszystkiego, za duży gwar, ciągle ktoś coś chce, nie można posiedzieć zamkniętym w swoim świecie, w domu też jest jakaś interakcja z drugim człowiekiem, jest więcej obowiązków - jest bardzo dużo bodźców, co mnie niezwykle męczy i powoli wykańcza. Nie mam więc energii do niczego, pewnie wielu osobom podobałby się taki styl życia, ale ja jako typowy patologiczny samotnik i właśnie nadwrażliwiec czuję się uwięziona jak w jakimś nieznanym dla siebie świecie. Dlatego dla mnie za dużo bodźców = wyssanie resztek sił witalnych i energii. Zatem wszelkie siły jakie tylko mam zostają wyssane do reszty, że nie mam już żadnej energii na nic poza snem, który również nie daje mi wytchnienia przez przymus porannego wstawania. Taka już jestem i tego nie zmienię. Więc nawet jeśli nagle zaczęłabym narzekać, że inni mogą sobie pojechać na drogie wakacje w hotelu ***** i tak nic z tym nie zrobię, bo nie chce mi się przez brak sił. Ale na szczęście nie grozi mi to, bo ani ze mnie podróżnik ani nie mam ochoty pracować więcej niż to konieczne. A co to znaczy, że jestem straumatyzowana? Nie przeżywam żadnej traumy, a przynajmniej sobie nie przypominam.
  5. Ja niestety nie mogłam sobie pozwolić na zwolnienie w czasie swojej najgorszego epizodu. Byłam wtedy na stażu, początek pracy w ogóle w moim życiu więc zakładałam codziennie maskę, zaciskałam zęby i lazłam do tej roboty. Jak sobie to dzisiaj przypomnę to aż mnie rzuca. W sumie będąc 3 dni w psychuszce zrezygnowałam ze zwolnienia i wzięłam szybko urlop. Zawsze chodziłam do pracy. Nawet jak było bardzo źle. Bałam się, że albo ktoś się dowie albo za długie zwolnienie spowoduje, że mnie wywalą. Zawsze wszystko inne było ważniejsze niż moje zdrowie i samopoczucie. W sumie teraz też tak jest, czuję się potwornie zmęczona i wyczerpana, ale łażę do tej roboty bo za coś trzeba jeść. Takie zamknięte koło. Szkoda, że nie ma leku specjalnie dla osób czujących ogólnożyciową demotywację i chroniczne zmęczenie. Dzisiaj powinnam np. iść na pocztę po pracy ale tak mi się nie chce, że aż mnie trafia szlag, nie chce mi się w ogóle pokazywać ludziom na oczy.
  6. Ja się do wszystkiego zmuszam. Zmuszanie się generalnie wynika z pewnego logicznego bilansu - trzeba pracować, bo trzeba mieć co jeść, za co opłacić mieszkanie, nie liczę na nic więcej zarabiając pieniądze, nie mam żadnych ambicji wynikających z posiadania pieniędzy, nie mam ochoty podróżować, kupować ciuchów w ekskluzywnych sklepach, chodzić do drogich restauracji, poza życiem codziennym pieniądze nie są mi do niczego potrzebne, zatem jest to czyste zmuszanie się do wysiłku jakim jest codzienne wstawanie wcześnie do pracy. Dodatkowo nienawidzę swojej pracy i zawodu, gdybym wiedziała, że tak będzie wyglądało moje życie zawodowe wybrałabym inaczej, ale to inna sprawa. Uczyć mi się już nie chce i ponieważ nie widzę żadnych dodatnich korzyści z dodatkowego kształcenia żadna siła na niebie i ziemi nie zmusi mnie do dalszej nauki czy doskonalenia zawodowego. Muszę codziennie ćwiczyć, żeby nie stać się trzydrzwiową szafą. Muszę gotować co jakiś czas ciepły posiłek bo żołądek odmawia mi posłuszeństwa, muszę się myć, żeby nie śmierdzieć, wszystko MUSZĘ. Nie robię w swoim życiu nic więcej poza tym co muszę. Idealnym dla mnie środowiskiem do życia byłoby ciepłe mieszkanie, komputer z internetem i wygodnym łóżkiem. W zasadzie jestem tak zmęczona i senna przez całe życie, że niczego więcej poza wymienionym do szczęścia mi nie potrzeba. Ale niestety tak się nie da. Nie mam żadnych ambicji, żadnych motywacji, niewiele rzeczy poza snem sprawia mi przyjemność, więc do niczego nie dążę. Sądzę też, że to zmuszanie się do wszystkiego powoduje u mnie właśnie to ciągłe zmęczenie i senność, zmuszanie się do każdej czynności po prostu fizycznie i psychicznie męczy. Nie uważam, żeby to było lenistwo, ja nigdy nie miałam żadnych ambicji, nigdy za wiele nie oczekiwałam od życia, niewiele rzeczy mnie zachwycało czy sprawiało przyjemność, a skoro nic nie sprawia przyjemności, nie ma też planów czy działań mogących doprowadzić do osiągnięcia tej przyjemności - nie ma motywacji.
  7. Nie wiem jak z lękami i niepokojem, bo ja tego nigdy nie miałam nawet w chorobie, natomiast jadłowstręt Ci przejdzie za jakiś tydzień, max dwa, z bezsennością walczyłam jakiś miesiąc też biorąc nasenniki nie mogłam się wyspać. Co do osłabienia zwyczajnie chyba za mało jesz, organizm nagle dostaje szoku, nie dość, że lek to jeszcze go głodzisz, ja wiem, że nie specjalnie ale powinnaś zmuszać się do jedzenia. Może póki co jedz mało ale kalorycznie skoro tak silnie odrzuca Cię od jedzenia?
  8. Jak czasami czytam o tych waszych jazdach na benzo zaczynam się zastanawiac co ze mną nie tak, bo ja benzo jem jak cukierki. Nie czuję żadnego działania. Kiedyś dostałam od szamanki afobam na zjazd przy odstawianiu wenli i przy wchodzeniu na esci. W sumie nie było żadnego zjazdu ale zapodałam sobie kilka razy ten afobam i nic. Zupełnie nic. Może za małe dawki, nie wiem, ile wy tego jecie że aż euforia się pojawia? U mnie lepiej, ale to może też dzięki temu, ze w weekend trochę się wyspałam. Poranne wstawanie mnie powoli, systematycznie zabija....Szkoda, ze mało pracy w moim zawodzie na drugą czy trzecią zmianę
  9. emilk poczekam, chociaż w tej chwili czuję jakbym łykała cukierki. Kiedyś przynajmniej mogłam spać w dzień i nie miało to wpływu na wieczorne zasypianie, na wenli natomiast spanie w dzień wychodzi mi super, a spanie w nocy ... no cóż. Można powiedzieć, że mogłabym przetrzymać i nie kłaść się w dzień, ale nie dość, że moja aktywność polega na tym, że generalnie mogłabym się gapić wtedy przed siebie to mam tak nudne życie, że już wolę iść spać niż tak siedzieć bez celu. Chociaż to fakt, w kontaktach społecznych jest ok, jak na mnie nawet zbyt ok i czuję się z tym trochę nieswojo. Takie to wydaje mi się takie "nie moje", może się przyzwyczaję.
  10. A ja się czuję paskudnie od paru dni. Wracają stare "pracowe" lęki i już nerwowo zaczynam przeglądać ogłoszenia zanim się skompromituję w obecnej pracy, a najchętniej bym tam więcej nie poszła i schowała się do mysiej dziury. Ogólnie za dużo bodźców ostatnio do mnie dociera, zrobiłam się bardzo nerwowa, rozdrażniona, fizycznie zmęczona, mogę siedzieć i się gapić przed siebie i chyba tyle by mi wystarczyło. Jednym słowem lipa. Myślę o odstawieniu leku, sama już nie wiem czy tego chcę czy nie.
  11. To, że każdemu wydaje się, że jeśli mnie o coś poprosi to ja się z marszu zgodzę i to, że jeszcze nie do końca potrafię asertywnie odmawiać ;/
  12. Co Ci mogę powiedzieć, ja też nie robię nic więcej oprócz tego co koniecznie muszę. Na początku też było fajnie, miałam masę energii, chciało mi się czymś zająć, porobić coś spoza codziennych obowiązków, teraz również nic mi się nie chce. Może stan czuwania trochę mi się poprawił, nie jestem tak śpiąca jak to całe życie mam w zwyczaju, ale nie jest to to co na początku. Generalnie cieszę się, że nastrój mi się ustabilizował. W każdym razie jest jeszcze jedna rzecz, która zniechęca mnie do aktywności, ale to już moja broszka i to ja muszę się z tym zmierzyć, nie lek.
  13. Nie przejmuj się. Ja po wenlafaksynie jak ją brałam pierwszy raz zarzygałam sobie cały samochód, miałam rozmazane widzenie, zawroty głowy i lekkie drgawki jak już bez sił opadłam na łóżko. Bez obaw. Z każdą kolejną tabletką było już lepiej, wenlę później brałam prawie 1,5 roku.
  14. Więc siedź sobie na tej wsi i nie korzystaj z technologii, które w 99% zostały wynalezione w miastach. Nie korzystaj z prądu, z internetu, z tv, zapomnij o traktorach i maszynach, kup sobie konia i uprawiaj ziemię, hoduj kurczaki, które radośnie będą ci srały pod nogi, wypasaj sobie krowy na dziewiczych łąkach i módl się żeby zaraza nie zniszczyła twoich plonów, bo środki ochrony roślin to szatański wynalazek miastowych chemików (cholerne wykształciuchy!), postaw sobie kapliczkę pod oknem i nie narzekaj, że zimą jak coś pójdzie nie tak nie będziesz miał co żreć. Matka Boska cię uratuje! Wiesz dlaczego jest taki podział na Polskę Wschodnią i Zachodnią? Bo w Polsce Zachodniej ludzie zakasają rękawy i idą do roboty, stąd jest im lepiej i nie uważają, że zmiana władzy na modlącą się wepchnie w ich kieszenie pieniądze, natomiast Polska Wschodnia jest tak przywiązana do tradycji, że zamiast na siebie liczą na władzę, ot cała tajemnica! W moje robocie (woj. w którym wygrał Dudek) ludzie siedzą w jednej robocie po kilka-kilkanaście lat i jedyne na co ich stać to pier/olenie jak jest im strasznie źle, jaka ta praca jest beznadziejna, że mało płacą, że nie ma podwyżek i że generalnie to wszyscy są winni, a nie oni! Bo władza jest do dupy! A ja jakoś nie patrzyłam na władzę, zakasałam rękawy, bo w poprzedniej robocie płacili mi goowno i wyjechałam ze swojego zadupia po lepsze jutro. Dziś nie narzekam, no może na nudną robotę, ale taki zawód, który sama sobie wybrałam i nikogo nie zamierzam o to oskarżać. Jeśli się chce to można, no ale prościej wyciągnąć łapy po kasę, do której również dokładają się miejskie wieśniaki, które nie potrafią już wypasać krów.
  15. A ja uważam, że życie po lekach jest cudowne. Organizm odpoczywa od chemii, którą w siebie ładujemy, odżywa wątroba, nerki, serce, układ wydalniczy, skóra i co najważniejsze - nasz mózg. Wracają emocję, o których dawno zapomnieliśmy. I wszystko jest naprawdę pięknie do czasu aż ten właśnie mózg nie upomni się o swoją dawkę tej chemii i koło się zamyka. To jest do doopy. Ja nie żałuję, że weszłam w leki. W sumie mogę sobie tak do śmierci brać, robić przerwy, brać, co mi szkodzi. Żałuję tylko, że psychuszka, która przepisywała mi pierwszy lek nie powiedziała, że tak to właśnie będzie wyglądać, że to goowno prawda, że po ulotkowym leczeniu podtrzymującym i psychoterapii choćbyśmy nie wiem jak byli "naprawieni" kupa w mózgu zrobi się jeszcze większa i nie ważne co człowiek by robił będzie musiał żreć lek, żeby mściwy mózg nas nie samounicestwił. Może to brzmi psychotycznie, ale właśnie uważam, że mózg zwyczajnie się mści (nie dosłownie rzecz jasna) za to, że prochami grzebie się w jego delikatnej strukturze. Nikt tak naprawdę nie wie co w tym mózgu kiedy się dzieje, a podaje się ludziom leki, które mają naprawiać jakiś mechanizm, który kiedyś ktoś sobie wymyślił nie mając na to w zasadzie żadnych dowodów. Dlatego przeraża mnie przepisywanie ludziom leków na jesienną chandrę czy stres w pracy. Ale tak jest łatwiej, prościej i przyjemeniej... Do czasu.
  16. Nie zawsze. Czasami ta desperacka chęć zmiany potrafi nas wepchnąć w niezłe bagno Z tymi zmianami w czasie trwania dochodzenia do siebie to trzeba uważać, coś o tym wiem.
  17. A ja się czuję doskonale i jak wcześniej miałam odwagę po przebytej terapii mówić NIE, tak teraz mówię to NIE znacznie szybciej ( w sensie potrzebuję znacznie mniej czasu na przemyślenie). Tzn. mam wyj/bane, wiem też że zrobiłam się agresywniejsza, ale pasuje mi to. Ogólnie mam wszystko w pupie, zwłaszcza to co cicho uważałam za złe dla siebie, teraz mniej boję się temu przeciwstawiać. A to tylko 75mg
  18. Ehh, żal mi tych, którzy myśleli, że leki są cudownym panaceum na lata wrytych w mózg schematów, wg których podążaliście całe życie zmieniając je w koszmar. I później narzekanie, że leki nie działają, że szkodzą, że nie rozwiązują problemów. No wyobraźcie sobie, że nie rozwiązują....
  19. Można wspierać rodzinę nie afiszując się z tym. Nawet nie wiesz ilu jest ludzi pomagających innym, ale nie wiesz o tym, bo nie robią tego dla poklasku i popularności ale z dobroci serca. Taka jest dla mnie różnica między prawdziwym wsparciem, a robieniem tego pod publikę. Ja nie robię z niej winnej chociaż dla mnie jest głupiutka, że się na to zgodziła, jeśli tutaj jest ktoś winien to ojciec, że w imię dobrania się do władzy jak na talerzu podaje hienom swoją rodzinę. Tak samo jak winien jest wspomniany przez Ciebie gwałciciel.
×