Skocz do zawartości
Nerwica.com

Schwarzi

Użytkownik
  • Postów

    414
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Schwarzi

  1. Ej ale tak na poważnie to kolega poruszył dość ciekawą kwestię w ostatnim zdaniu swojej wypowiedzi. Nie zastanawia was fenomen ludzi agresywnych lub po prostu wrednych? Dlaczego się takich ludzi lubi? I nie mam tu na myśli psycholi,którzy udają kochanych,życzliwych, do rany przyłóż,a potem wbijają nóż w plecy,tylko takich no wiecie, wrednych od początku do końca. Ja np. takich ludzi nie znoszę, wywołują we mnie złość, zgodnie ze schematem agresja rodzi agresję ale wiem,że takie osobniki ZAWSZE mają popleczników i nigdy nie są same i ludzie jakoś ich lubią. Może są tu jakieś osoby zafascynowane na co dzień takimi ludźmi i się wypowiedzą? Ja wiem, że jest to niestety prawda, w swoim życiu miałam okres,że też byłam nadmiernie agresywna (liceum), biłam nawet ludzi czy im groziłam i nie dość, że oni sami do mnie podchodzili i zagadywali, miałam przyjaciół (o czym mogłam pomarzyć wcześniej) to jeszcze jak np. komuś przywaliłam za nic to ta osoba po pewnym czasie SAMA mnie przepraszała, jakby to ona coś złego zrobiła-kilka razy miałam takie sytuacje... Ktoś może mi to wyjaśnić? Czy ludzie naprawdę lubią być traktowani jak śmiecie? Dla mnie przez cały czas to jest fenomen, nie rozumiem tego, zwłaszcza,że u mnie osoby,które wrzeszczą, rządzą się i przeklinają wywołują negatywne emocje i jedyna sytuacja,kiedy podchodzę do kogoś takiego to wtedy,gdy już wytrzymać nie mogę i chcę mu nagadać. Dodam,że nie chodzi mi o osoby przebojowe i asertywne, o tych też autor pisał ale w ich przypadku to raczej zrozumiałe jest, dlaczego ludzie do nich garną. Ale agresywnych nie rozumiem...
  2. WeronikaW Ja Cię akurat doskonale rozumiem. Też mam taki problem. Jestem zazdrosna o udane życie moich siostrzeńców,z którymi mieszkam, o to,że albo mają od początku wszystko w tyłku i balują przy czym wychodzą na tym na dobre, albo,że idą spokojnie przez ścieżkę życia tak jak teoretycznie każdy powinien iść ale wielu rzeczywistość na to nie pozwala. Prawda jest taka,że człowieka bardziej irytują sukcesy osiągane przez tzw. szczęście, urodę, czy plecy niż ciężką pracę. Przykładowo-moja siostrzenica ma szanse studiować za darmo w Stanach. Teraz wszystko sobie łatwi i wgl. Nie zazdroszczę jej tego, bo wiem,że sobie zasłużyła w pełni. Jest zapaloną biegaczka z wieloma sukcesami na koncie, więc ciężka praca i trud przyniosły zasłużone efekty. Jednak już np. mojemu siostrzeńcowi (którego ogólnie bardzo lubię) cholernie zazdroszczę tego,że przez całe życie był z niego taki szkolny obibok, że opuszczał zajęcia, wagarował, nie uczył się i ogólnie miał wszystko w tyłku, można powiedzieć,ze żył sobie tak jak chciał. Nie chciał iść na matmę? Spoko nie poszedł, taki miał kaprys. Wolał upić się z kolegami niż przygotować na sprawdzian? Czemu nie? Śmieszne jest to,że póki co doskonale na tym wychodzi. Nie dość,że przez całe życie żył jak chciał (no bo nie oszukujmy się, kto z własnej woli lubi chodzić do szkoły?) to jeszcze teraz ma dobrze płatną pracę w Holandii tylko dlatego,że ma plecy. Mój szwagier mu załatwił pracę w zawodzie i teraz chłystek bez szkoły, bez doświadczenia (ponoć się w tej pracy obija), bez większych ambicji zarabia tyle,co jego ojciec,który spokojnie utrzymuje z jednej wypłaty swój pobyt i mieszkanie w Holandii,a także nasz dom i życie 6 osobowej rodziny wliczając w to oczywiście również potrzeby "drugiej kategorii", rozrywki, prezenty itp. Tyle,że siostrzeniec jest sam. Sam jeden ma tyle kasy. Ja studiuję, nigdy nie żyłam tak jak chciałam, bo trzeba było patrzeć w przód. I są duże szanse, że o takich pieniądzach będę tylko słyszeć między jednym obiadkiem w domu,a kolacją. Mogę się mylić ale kontaktów nie mam, pomysłów na siebie też nie bardzo no i szczęście zazwyczaj mnie unika.. Niech ktoś mi tylko powie,że to jest sprawiedliwe.. Nie wiem co Ci poradzić, bo jak widzisz mam podobnie. Czasem mnie nachodzi natchnienie,że być może coś kiedyś osiągnę i tym się karmię. Oraz oczywiście robię swoje, czyli studiuję. Co dalej, zobaczymy.
  3. To wbrew pozorom nie jest takie proste jak tu się ludziom wydaje. Zależy przez co masz problem z zasypaniem, bo może tu chodzi o coś grubszego,a nie tylko o forum. Ja np. mam tak, że kładę się spać około 3-4 nad ranem (tak, nawet w trakcie studiów, pracy czy praktyk), a wstaję (jak mam wolne oczywiście) około 15. Czuję się okropnie, mam poczucie winy i deprechę,że dzień zmarnowałam, jednocześnie nie potrafię tego zmienić z prostej przyczyny- dzień nic mi nie oferuje. Ucząc się, pracując, czy wypełniając obowiązki traktuję to jak zło konieczne, obowiązki i tyle. Poza tym, w czasie wolnym siedzę przed kompem. Ładna pogoda, świeci słonko, cieplutko,a ja marnuje dzień przed komputerem ze świadomością, że inni zaje*iście się bawią ze znajomymi,których ja nie mam. Gdy budzę się rano, to nachodzą mnie taki właśnie myśli plus zryty nastrój więc kładę się dalej i pieprzę ten dzień. W nocy oczywiście też siedzę przed komputerem ale nie wiąże się to ani z poczuciem winy,ani z obniżonym nastrojem, bo noc sama przez się jest porą dnia,w której specjalnie nie ma się czym zająć, więc siedzenie przed kompem jest niejako usprawiedliwione. Po prostu noc wygląda u mnie tak samo jak dzień z tą różnicą,że nocą nie czuję się zestresowana,ani jakbym zrobiła coś złego. Funkcjonuję tak od zawsze praktycznie, próbowałam to zmienić ale każdy dzień był równie zryty, często robiłam sobie drzemki w środku dnia, bo nudy, często ryczałam, bo wszyscy gdzieś wychodzili,a ja dzień po dniu włóczyłam się sama po mieście ze świadomością,że inni dobrze się bawią. Nie,dziękuję. Dla mnie noc to dzień,a dzień to noc i tyle, Dlatego uważam,że uniwersalne rady nie zawsze pomagają jeśli nie dotrze się do przyczyny. Jeśli ktoś nie ma po co wstawać, to żadne zmienianie zegara biologicznego nic nie da.
  4. Ja uważam, że każdy może mieć sposób myślenia jaki chce i nie ma tego konkretnego, lepszego podchodzenia do rzeczywistości. Tak naprawdę zarówno romantycy jak i intelektualiści dużo zyskują i dużo też tracą odcinając się od przeciwstawnego odbioru rzeczywistości. Negowanie wartości uczuć może też mieć swoje negatywne konsekwencje, w końcu po to te uczucia są,żeby były,a pojawiły się przed tak rozwiniętym intelektem jaki posiada dzisiejszy człowiek. Podam może dwa przykłady tego,co może się stać,jeśli będziesz posługiwał się tylko rozumem. 1. Spotykasz super laskę i zakochujesz się ale jednocześnie starasz się panować nad tym i nie pozwalasz sobie na spontan, na "unoszenie się", jesteś raczej spokojny, zrównoważony i zaplanowany. Nie każda laska lubi takich facetów, wiele związków się rozpada, bo ktoś tam był tzw. "chłodnią". 2. Bardzo często spotykany i niestety jest on skutkiem naszej socjalizacji,a właściwie tego elementu,który każe nam oceniać ludzi wyłącznie zdroworozsądkowo. Mianowicie, wyobraź sobie,że idziesz ulicą i podchodzi do Ciebie jakiś typek i pyta się o drogę do najbliższego sklepu, prosi przy tym, żebyś go zaprowadził. Ty odczuwasz dziwny niepokój w środku i nie ufasz temu człowiekowi ale jako człowiek rozumny szybko wypierasz te "niedorzeczne" myśli, bo przecież ten człowiek nic nie robi tak właściwie, tylko pyta o drogę. Postanawiasz go zaprowadzić,a ten przykłada Ci nóż do szyi i żąda pieniędzy. To skrajny przykład ale wiele ofiar przestępstw czuło,że z napastnikiem coś jest nie tak zanim zaatakował, natomiast nie posłuchali intuicji bo od dziecka uczy się nas, że po pozorach się nie ocenia, że nie wolno być niegrzecznym, że trzeba być zawsze poważnym, nie ulegać histerii itp. To takie przykłady, oczywiście Ty sam wybierasz jak chcesz żyć. Ludzie unoszący się emocjami też łatwo nie mają, włączając w to problemy osobiste i zawodowe.
  5. NN4V No dobrze ale dlaczego w takim razie potrafili odpuścić innym osobom, gdy te raz się sprzeciwiły,a ja musiałam stosować przeróżne sposoby i dopiero te drastyczne przyniosły efekt? Tak, jak dla mnie asertywność to mit. Jak osoba słabsza (w jakimkolwiek znaczeniu) ma asertywnie bronić się przed silniejszym? Przykładowo, powiedzmy,że chcę ukraść rower jakiemuś 12 letniemu dziecku. Naprawdę myślisz, że przy tak dużej różnicy siły obchodziłoby mnie, co ten dzieciak ma do powiedzenia w kwestii swoich praw? Jeszcze w ryj by dostał za "pyskowanie". To oczywiście przykład, bo nie kradnę rowerów małym dzieciom ale sama widzisz,że taka osoba na obronę nie ma praktycznie żadnych szans. Albo jak ktoś jest gnojony przez grupkę osób, to tylko jego asertywność jest kolejną pożywką dla żartów i wzbudza większy śmiech. Sorry, zbulwersowałam się trochę ale drażni mnie kiedy ludzie błędnie zrzucają winy za wszelkie zło jakie spada na ofiarę za brak asertywności, podczas gdy tak naprawdę niewielu jest ludzi,którzy grzecznie i potulnie znoszą złe, chamskie czy dziwaczne (jak to w temacie) zachowania, zdecydowana większość się broni i co z tego ma? Gówno wielkie, nie powiesz mi,że są mało asertywni,bo to po prostu śmieszne. Odnośnie samego tematu to ja wątpię,że autorka nic nie robiła z tym i jak widzisz ta koleżanka ma ją totalnie w dupie, ją i jej asertywność. Założę się,że gdyby ktoś inny, bardziej przez nią szanowany, respektowany powiedziałby stanowcze nie, to tylko raz wystarczyłoby,żeby przestała się tak zachowywać i tyle.
  6. Myślenie kategoriami darwinowskimi to zdecydowanie chłodne,racjonalne spojrzenie na świat. Skoro w to wierzysz, to powinieneś liczyć się z konsekwencjami takich poglądów. Widać nie umiesz się z tym pogodzić ale jak dla mnie wynika to raczej z błędnie rozumianej (zresztą przez wielu) teorii Darwina, który de facto nie byłby dumny z tego, co niektórzy poprzez jego teorie rozumieją. Przede wszystkim należy rozgraniczyć świat ludzi i zwierząt, bo my chcąc nie chcąc jesteśmy trochę innym bytem, pewne instynkty podstawowe mamy ostro stłumione. Po pierwsze, nie jest tak,że silniejsi wygrywają,a słabsi giną,to bzdura totalna mająca na celu usprawiedliwiać wszelkie formy przemocy. Wygrywają najlepiej przystosowani, a to określenie nie zawiera w sobie opisu konkretnych cech czy zachowań danego osobnika. Podam Ci przykład na zwierzętach może. Mam w domu 3 koty ale skupię się na dwóch, gdyż są one całkowitym przeciwieństwem jeśli chodzi o charakter i zachowanie. Jeden kot (młodszy) jest wyjątkowo agresywny, śmiały i odważny. Już jako kociak budził postrach wśród pozostałej dwójki dorosłych kotów, zwłaszcza nie chciały jeść,kiedy on był w pobliżu, bo atakował. Można powiedzieć, że jest to typowy samiec alfa, że wydaje się mieć wszystkie pożądane cechy takie jak: odwaga, pewność siebie, umiejętność walki o swoje itp. Z kolei drugi kot jest skrajnie strachliwy, u nas w domu mówimy na niego "ciota", bo się zachowuje jak przysłowiowa baba, ucieka jak ktoś krzywo spojrzy i notorycznie marudzi (tzn, ciągle miauczy, nie wiadomo o co mu chodzi), taki typowy koci maminsynek. Jak myślisz, którego kota preferuje ewolucja? Dam sobie rękę uciąć ( i mam na to żywe dowody w postaci ran po bójkach), że bardziej strachliwego, bo szybciej dostrzeże zagrożenie, nie jest zbyt ufny ani lekkomyślny w przeciwieństwie do "twardziela". Jest po prostu lepiej przystosowany. Identycznie jest wśród ludzi. Zauważ, że osobniki,które krzywdzą innych nie dość, że same mają problemy psychiczne ze sobą to jeszcze często mają problemy z pracą, nierzadko nieukończone szkoły, mają niski poziom inteligencji (nie zawsze ale często tak jest) i ogólnie są raczej uważane za penerów i odpady społeczne przez większość społeczeństwa. A przecież są silne, odważne (przynajmniej kreują się na takich), budzą strach, są dominujące i mają cechy samców alfa. Tyle,że te cechy są w naszym społeczeństwie gówno warte tak jak tacy ludzie, bo nikt nie chce egoistów, którzy sami nic nie dadzą,a jeszcze tobie zabiorą. To taki przykład, tak samo z tymi związkami. Związki są różne, ja jakoś znam pary różnorodne pod każdym względem i sama nie za bardzo skupiam się na zamożności partnera. Ostatnio do mnie jeden zagadał, bardzo zamożny i z wyglądu uszedł, był też ambitny, studiował prawo i jakieś tam nawet osiągnięcia w konkursach miał ale nie podszedł mi,bo irytował mnie jego charakter i podejście do kobiet. Fakt jest taki, że ludzie najczęściej łączą się z podobnymi do siebie pod względem wyglądu,zamożności, pozycji społecznej, wykształcenia,wieku itp. Jak dla mnie to masz po prostu zawyżone poczucie własnej wartości, jednocześnie jesteś tego świadomy i łatwiej jest Ci spojrzeć na to z innej perspektywy co skutkuje tym,że po prostu nie możesz znieść tego,że nie jesteś na szczycie, że nie będziesz miał najładniejszej laski, tylko ewentualnie "paszczura". Faktycznie trochę narcyzmem zajeżdża.. Nie wiem co Ci poradzić, jak dla mnie tylko i wyłącznie terapia, bo potem będziesz sobie rył psychę innymi głupotami.
  7. To nie jest brak asertywności, nie słuchaj takiego gadania.... Ja miałam z jedną laską podobnie (ona była lesbijką i się z tym nie kryła ale mimo to miała swoją dziewczynę), tyle,że chyba nie dochodziło do dotykania (przynajmniej sobie nie przypominam) ale były obsceniczne gesty jak np. oblizywanie warg albo takie pozy seksualne czy coś. I powiem Wam,że brak asertywności nie ma tu za dużo do rzeczy, bo miałam z nią takie zagrania,że próbowałam rozmawiać, potem jak nie pomagało to bardziej stanowczo jej mówiłam,że sobie tego nie życzę no i na koniec doszło do bójki (wprawdzie bójka nie była z tego powodu ale jako wymówkę podałam właśnie to jej zachowanie),a mimo to koleżanka dalej swoje.. Jak dla mnie to takie osoby (bez względu na orientację) to po prostu takie typy ludzi i już. Mają taką manierę w zachowaniu,która nie wszystkim pasuje (inne osoby mogłyby to odebrać jako żart). Ja np. nie lubię za bardzo przebywać w towarzystwie ludzi,którzy w jakiś tam sposób, nieświadomie przynoszą wstyd np. drąc się na całe miasto podczas rozmowy, zagadując dosłownie każdego obcego człowieka, nawet gdy ten nie bardzo chce z nimi rozmawiać, czy zachowując się pozersko. Ale tacy ludzie mają po prostu takie nawyki i tyle, jednym to przeszkadza, innym nie. Uważam,że jeśli to taki problem dla Ciebie,a koleżanka mimo próśb nie chce się zmienić to zerwij kontakt i już, bo tylko źle się będziesz czuła. A odnośnie asertywności jeszcze... Nie sądzicie, że jej brak nie jest wytłumaczeniem większości problemów? No bo prawda jest taka,że są ludzie, którzy będą zbierać cięgi nawet,kiedy się temu sprzeciwiają i walczą o swoje, inni wystarczy,że powiedzą słowo i już agresor da im spokój,jeszcze innych wgl. się nie krzywdzi. Wydaje mi się,że to nie wina braku asertywności tylko raczej braku szacunku do danej osoby, jednych się szanuje innych nie. Mnie jak gnębili to nie pomagała asertywność w żadnej postaci, często była wręcz pożywką dla nich (zgodnie z zasadą, że "takie coś" będzie mi podskakiwać), byłam dla nich nikim, więc walka o moje prawa też była tutaj gówno warta, wręcz śmiech powodowała, bo co ja tak naprawdę mogłam im zrobić? Nakrzyczeć? Pogrozić palcem? Dopiero prawo pięści mi pomogło....
  8. Z ludźmi to sprawa jest skomplikowana... U mnie wygląda to tak,że nie mam nikogo, zwłaszcza na studiach i tutaj nie ma żartów, nie mam z kim się spotkać nawet, codziennie wszystko robię sama. Moje kontakty są przedmiotowe ale przez złośliwość,raczej jest to wynik tego,że nie wierzę,że ktokolwiek chciałby nawiązać ze mną więź i często dostaje sygnały,że chyba faktycznie tak jest. Jednak wkurza mnie ta samotność, czuję się jak debil i nieudacznik, bo przez calutkie życie tak mam i mam wrażenie,że jest ono niepełne, że czegoś w nim brakuje, jak się zestarzeje i dalej będę sama no to mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że kawał życia straciłam. Inna sprawa,że bez ludzi jest zwyczajnie nudno. No bo co można robić samemu np. latem w piękną pogodę? Od zawsze z każdej rozrywki korzystam w samotności np. sama chodzę do kina i co to za frajda? Równie dobrze mogę gnić przed kompem cały dzień, bo obejrzenie filmu w kinie samemu to takie same emocje jak wtedy, gdy oglądam go na kompie.. Beznadzieja.. A dzisiaj do mnie jeszcze dotarło,że ciągle gnębię telefonami moją siostrę, praktycznie codziennie, bo nie mam do kogo gęby otworzyć i chyba faktycznie skończę jak stara panna,która ma kontakty tylko z rodziną (a rodzinka z kolei ma jej dosyć i wcale mnie to nie dziwi).
  9. Schwarzi

    Przestępczość.

    Padłam ofiarą przestępstw, zwłaszcza pobić. Przed akademcem ostatnio jakieś leszcze mnie zaczepiały i zaczęły bić -__- Ale mam podobnie jak carlosbueno i też mi taki strach jest obcy. Co dziwne, nie boję się bójek ale adrenaliny w kontrolowanych warunkach (rollercoastery) już tak. A co myślę o przestępstwach? Nic. Bo sama święta nie jestem. Mam nieco inny pogląd na te sprawy, jak dla mnie przestępstwa były,są i będą, a problemu nie stanowią sami przestępcy (bo człowiek jak ma przyzwolenie to i zabić może) tylko ludzie, którzy nie reagują. Trzeba się samemu bronić, na policję można liczyć, tylko w określonych sytuacjach. Dotychczas swoje sprawy załatwiałam sama i dobrze na tym wychodziłam.
  10. inbvo Mógłbyś więcej napisać o tej borderce? Mnie również zastanawia to zaburzenie i z chęcią dowiedziałabym się czegoś więcej, najlepiej z pierwszej ręki :) Czy te jak to nazwałeś "wbijanie szpil" polegało na tym, że taka osoba ze słodkim uśmieszkiem mówiła Ci np. że jesteś żałosny,a godzinę później łasiła się do Ciebie, bo nagle jej się przypomniało,że czegoś chce? Czy używała wobec Ciebie przemocy fizycznej? I jak zachowywała się w stosunku do innych ludzi (bo to też ważne)? Bo szczerze to przeraża mnie to co piszesz, jeśli to prawda to serio współczuję Ci bardzo. Ja właśnie nienawidzę ludzi, którzy bez powodu, niby w żartach raz na jakiś czas uderzą w słaby punkt,albo po prostu w coś, co według nich wydaje się być słabym punktem (a często się mylą i jedyne co im się udaje to odsłonić swoją prawdziwą osobowość), a potem normalnie z człowiekiem dyskutują jakby nic się nie stało. Brr... słabo odczytuję aluzje i wszelkie sarkazmy, więc nie wiem, kiedy osoba żartuje,a kiedy przekracza granice. Wgl. zastanawia mnie jeszcze jedna sprawa, może ktoś wie. Tyle się mówi, że ludzie z zaburzeniami osobowości mieli trudne dzieciństwo, toksycznych rodziców, różnego rodzaju traumy itp. No ale czy takie osoby zachowują się tak skrajnie również w stosunku do osób, które je krzywdziły i przez które zachorowały? No bo często jest tak, że jak np. jakieś dziecko jest bite regularnie w domu to zachowuje się tam ulegle,a agresje przenosi na zewnątrz, do szkoły czy w dorosłości na osoby z którymi nawiązuje relacje. Czy tak samo jest w przypadku zaburzeń osobowości? Czy borderzy (np.) mogą znienawidzonej matce splunąć w twarz i robić jej awantury, czy raczej do mamusi zachowują się potulnie, przenosząc z kolei agresję na inne bliskie osoby, mniej zagrażające?
  11. Kurde aż muszę się wypowiedzieć o.o Nie znam Twojej mamy, informacje czerpię jedynie z Twojego opisu,a zgadza się on w jakiś 90% z moim zachowaniem serio. Z tego co piszesz, to jestem bardzo podobna do Twojej mamy. Ja mam zdiagnozowany zespół Aspergera i zaburzenia koncentracji uwagi,a samego Aspergera miałam różnicowanego z ADHD. Nie sugeruj się tym jednak, gdyż jak mówiłam- nie znam Twojej mamy, poza tym sama w swoją diagnozę do końca nie wierzę (w Aspergera,bo problemy z koncentracją na pewno mam), gdyż jak już ktoś napisał- takie zachowanie bardziej pasuje do zaburzeń osobowości, niż do zaburzeń rozwoju. Wątpię, żeby osoba z Aspergerem wdawała się niepotrzebnie w jakieś kłótnie, raczej odeszłaby, nie mówiąc już o tym, że rzadko też spędzałaby czas z innymi ludźmi. Kurde, może opiszę to ze swojej perspektywy, może to coś da. Opiszę tylko te zachowania, które posiadam i jak ja je rozumiem. - zdecydowana większość rodzinnych dyskusji na różnego rodzaju domowych imprezach (święta, imieniny itp.) sprowadzają się do negatywnych rzeczy obgadywanie sąsiadów, ludzi z pracy, o ciężkim życiu, o problemach ludzi z alkoholem itp. Często ludzie,którzy są bardzo niezadowoleni z życia, mają skłonność do porównywania się z innymi i zazdroszczenia im, wyładowują negatywne emocje w ten sposób. Też każda moja rozmowa z przyjaciółmi i rodziną kończy się kłótnią, bo notorycznie po kimś jeżdżę lub rozmawiam o tzw. problemach życiowych i nie potrafię wyluzować. Też powodem mogą być jakieś nierozwiązane problemy w przeszłości i brak wsparcia,gdy się pojawiały. Teraz osoba chce wyrzucić wszystko z nawiązką, dlatego może w kółko o tym samym rozmawiać. Tak ja to przynajmniej rozumiem. Nie mam pojęcia jaka jest na to recepta, mnie kiedyś drażniły zakochane pary (bo im zazdrościłam) i notorycznie wyśmiewałam zakochanych, życzyłam im jak najgorzej,miałam taką jakby obsesje na tym punkcie ale po roku zainteresowanie zakochanymi i potrzeby miłości (żeby kogoś mieć) same zniknęły i teraz mnie to nie rusza. Jednak na ich miejsce pojawiły się inne, więc sądzę, że trzeba co innego wymyślić. - ma problemy z prowadzeniem auta, ciągle nie może zapalić, gaśnie jej lub nie może ruszyć, miała parę niegroźnych wypadków Też nie mam predyspozycji do samochodów i nie zdałam prawka. Ale to akurat chyba nie problem, bo nie każdy musi umieć jeździć. - nie potrafi wytrzymać bez dokuczania tacie, jeśli brak jest tematów do kłótni to zaczyna po prostu przedrzeźniać, pokazywać język, szturchać itp. - jeśli tata nie reaguje, to bardzo szybko zmienia nastrój i zaczyna go o coś opieprzać - jeśli tata się zezłości, to mówi nam: “patrzcie jaki jest tata”, “patrzcie jakie to wściekle” itp. Tak się zachowuję w każdym towarzystwie, które przekracza 2 osoby łącznie ze mną. W moim przypadku jest to chęć zwrócenia na siebie uwagi, lub prowokowanie odrzucenia. Może Twoja mama nie wierzy, że tata potrafi ją pokochać taką jaka jest? A może zachowuje się tak, bo chce się podświadomie ukarać (odrzuceniem, przykrymi emocjami) za to, że tak źle go traktuje? Albo jest też inny powód- być może Twoja mama nie potrafi komunikować się z ludźmi bez prowokowania kłótni (dlatego sytuacje spokoju ją nużą) ale to też ma swoje głębsze korzenie (może przez większość życia była zmuszona kłócić się z ludźmi,wychowywała się w głośnym, agresywnym otoczeniu lub po prostu czuje się stale zagrożona,dlatego w ten sposób się broni). Na to też nie mam rady. Jedyne co przychodzi mi do głowy to wizyta u specjalisty, bo z tego co czytam to mama nie jest raczej świadoma swoich zachowań. - mama nienawidzi rodziny ojca. Uważa, że jej nie szanują, szydzą z niej i się śmieją. Tak naprawdę to żartują z każdego, ale mama takie rzeczy bierze bardzo na poważnie. Bardzo źle reaguje jak tata pozwalał sobie na jakiś żart o mamie przy innych. Często bierze takie żarty dosłownie. Nie rozumie ironii. Często twierdzi, że w obecności rodziny taty widzi tylko żartobliwe uśmieszki i spojrzenia, że traktują ją jak od siebie gorszą itp. Nie musi to świadczyć o Aspergerze. Sama mam podobnie z moją rodziną,z którą mieszkam. U nas jest tak,że jedyny styl komunikacji jaki oni znają to rozmowa poprzez naśmiewanie się, czasem wulgarne. Np. mój siostrzeniec zamiast spytać, czy zrobię mu herbatę, jest w stanie powiedzieć: "ch*ju zrób mi herbatę, bo ci w*jebię". Oczywiście w żartach, bo tak każdy do każdego się tutaj odzywa. Jest jednak jeden minus- ze mnie przez całe życie naśmiewali się rówieśnicy, rodzince czasem też zdarzy się naśmiewać w sposób nie żartobliwy ale poważny i to mnie dekoncentruje, nie potrafię zgadnąć, kiedy się śmieją naprawdę, a kiedy żartują, dlatego im nie ufam. Może Twoja mama ma podobnie. Może w przeszłości spotykała się z wyśmiewaniem ze strony innych ludzi i teraz brak jej dystansu do siebie preferuje raczej normalne, poważne rozmowy. Może to być też znowu co innego, np. projekcja. Twoja mama może przerzucać na innych swoje wrogie myśli na temat ludzi i zachowania. Przykładowo-sama nie szanuje nikogo, wyjątkowo gardzi ludźmi,to teraz każde zachowanie drugiego człowieka odbiera jakby ten człowiek również z niej szydził i nią gardził. Tak jak w tym powiedzeniu, że "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia", u Twojej mamy być może świat jest zniekształcony na skutek jej negatywnych stanów uczuciowych, boi się ludzi, nie szanuje ich i wydaje jej się, że inni również się tak zachowują w stosunku do niej, nie potrafi spojrzeć na świat z ich perspektywy. Na to też nie mam rady, mi właśnie przez to stwierdzili Aspergera na 1 spotkaniu mimo iż nie zdążyłam opisać w jakim kontekście nie wyczuwam ironii i żartów (powiedziałam tylko, że mam z tym kłopot i tyle), także sceptycznie radzę podchodzić do takich diagnoz. Ludzie z Aspergerem raczej są troszkę naiwni i łatwowierni i ich słabe wyczucie ironii i żartów będzie skutkowało raczej przysłowiowym robieniem z siebie durnia (np. ktoś będzie sztucznie udawał przyjaźń,a Aspie w to uwierzy) niż złością, wietrzeniem spisku i robieniem wszystkim zarzutów. - Ciągle się spieszy i zawsze nie może się wyrobić, jej działaniom towarzyszy wszechobecny chaos Czy Twoja mama ma tak, że nie potrafi się jakby "ogarnąć"? Tzn. chodzi o to, że nie potrafi nawet najmniejszych spraw doprowadzić od początku do końca? Mam tu na myśli zachowanie w stylu: Jesteś na studiach lub w szkole i musisz nauczyć się na egzamin. Wiesz, że zrobienie solidnych notatek przed egzaminem, poszukanie materiałów i ułożenie ich w kolejności poskutkuje dobrze zorganizowanym czasem pracy, lepszymi warunkami nauki,a mimo to, gdy zaczynasz zabierać się za porządkowanie głupich papierów to już na początku odczuwasz silną frustrację, nie jesteś w stanie tego zrobić w konsekwencji uczysz się byle jak, chaotycznie, z tego co Ci akurat pod rękę wpadnie. Czy Twoja mama ma tak samo? Może być to widoczne w tzw. robieniu wszystkiego po łebkach? Np. jak ma w domu zrobić coś dokładnie,to często na samym starcie się zniechęca? Jeśli tak, to może mieć problemy z koncentracją uwagi lub z motywacją. Zresztą to o tych ubraniach, w następnym myślniku może to trochę nawet potwierdzać. Być może nie ma siły zabrać się za porządki i już samo wyjęcie ubrań z szafy wprowadziłoby ją w silne zniechęcenie i irytację. - Bardzo często, szczególnie podczas sporów lub ustalania jakich rzeczy w domu traci kontrolę nad emocjami. Wpada w szaleńczą złość. Wytrzeszczone oczy, żyły na szyi, czerwona twarz. Wygaduje bzdury, przekrzykuje i nie daje dojść do słowa. Szybko milknie i się wycisza. Następuje po tym dłuższa cisza, tak jakby była obrażona. Po kilku godzinach, czasami po 2-3 dniach wszystko wraca do normy tak jakby nic się nie wydarzyło i dalej jest przekonana o słuszności swojej racji. Może boi się utraty kontroli nad sytuacją, tego, że tym razem kto inny (np. Twój tata) podejmie decyzję. Tutaj ciężko mi stwierdzić, naprawdę. - Na poparcie swoich racji przytacza różne opowieści z przeszłości. Bardzo często jest trudno zrozumieć sens tych historii i związki przyczynowo - skutkowe. Wydaje mi się, że większość tych historii to mocno zniekształcony obraz tego co się na prawdę wydarzyło. Nie wiem, co to za historie i czego dotyczyły, niemniej jednak ludzie mają skłonność do zniekształcania rzeczywistości pod siebie. Jeśli Twoja mama jest nadmiernie przeczulona na swoim punkcie, wszędzie wietrzy spisek i czuje się zagrożona, to normalne, że dla niej np. sąsiad, który parę lat temu wyprowadził się z domu, bo np. dobrze mu się powodziło i znalazł coś lepszego, w jej mniemaniu i zniekształconym postrzeganiu świata sąsiad zrobił to, bo np. nie chciał z nią przebywać, miał do niej jakiś problem itp. W postrzeganiu takiej osoby ludzie są źli, śmieją się z niej i chcą krzywdzić,więc dla niej nie istnieją racjonalne argumenty, gdyż uważa ona, że wszystko kręci się wokół niej i skoro ona była w pobliżu to na pewno sąsiad jej nie lubił. To taki przykład, jak już powiedziałam- nie wiem jak naprawdę jest. - ma napady “głupowatego” śmiechu. Trudno jest jest zrozumieć z czego żartuje. Robi głupie miny, tańczy i udaje jakieś dźwięki. Często tym zachowaniem próbuje zirytować ojca. I to jest objaw, który mnie najbardziej interesuje. Powiedz, czy dziwaczne zachowania Twojej mamy wyglądają mniej więcej tak: Siedzi sobie mama w kuchni w normalnym nastroju, nagle zaczyna praktycznie bez powodu zachowywać się dziecinnie, jest wyjątkowo pobudzona (jak właśnie w ADHD), nadmiernie ruchliwa, nie może usiedzieć w miejscu i wydaje właśnie dziwne dźwięki w stylu- buczenia, piszczenia, naśladowania jakiś odgłosów lub innych ludzi? I czy taki napad trwa krótko (tzn. parę minut lub godzin ale nie dłużej niż jeden dzień)? Jeśli tak, to jest to samo, co ja mam i przez co miałam wstępną diagnozę ADHD. Nie mam pojęcia co to jest, sama bym się z chęcią dowiedziała,gdyż dla mnie to nie jest normalne, a mam problem z zapanowaniem nad tym. To wszystko co mi przyszło do głowy po przeczytaniu o Twojej mamie. Ale z góry zaznaczam, żebyś nie brał tego jako prawdę objawioną czy diagnozowanie, gdyż nie znam Twojej mamy, objawy ma podobne do mnie ale to nic nie znaczy, może się tak zachowywać z całkiem innych powodów niż ja. Także radzę porozmawiać z nią o wizycie u psychiatry na spokojnie, wytłumaczyć jaki ma wpływ na rodzinę i ewentualnie jeśli się nie zgodzi, to samemu się bronić. Pozdrawiam :)
  12. Chada No i spoko. Jakaś tam teoria już jest. Właśnie o to mi chodziło :) scarlett33 Zastanawiam się z ciekawości, z nudy i ogólnie. Zdrada zawsze była uważana za coś złego, z kolei znam wielu ludzi, którzy regularnie zdradzają i czasem ich partnerzy to akceptują. Dlatego chciałam dowiedzieć się jak to naprawdę jest z tymi zdradami, z czystej ciekawości. To nie mój problem, podobnie jak depresja, o której jednak często zdarza mi się czytać.
  13. scarlett33 Powiedz może co Ci dokładnie nie pasuje,bo ja tym bardziej nie wiem. Nie byłam ale to nie ma nic do rzeczy. Gdybym była, to pewnie nie zadałabym tego pytania, a tak to zastanawia mnie ta kwestia. Kto pyta nie błądzi.
  14. Jak wyżej. Skąd to się bierze? Dlaczego niektóre osoby na legalu notorycznie zdradzają partnera? Skoro im nie pasi, to po co z nim są? Znam też ludzi, którzy mają kilka partnerek/partnerów na raz (nie chodzi tu tylko o seks ale sa w związkach z kilkoma osobami), przy czym większość z tych partnerów o sobie wie (czy jest im smutno? Trudno powiedzieć, może nie,a może boją się wyznać prawdy), jak takie coś rozumieć? Dodam, że nigdy nie byłam w związku ale ta kwestia mnie zastanawia, bo im starsza jestem i muszę chcąc nie chcąc przebywać w towarzystwie ludzi z tzw. łapanki, tym coraz poważniej zaczynam zastanawiać się, czy zdrada,albo posiadanie wielu partnerów na raz naprawdę jest takim złym i niemoralnym zachowaniem za jakie się je uważa. Czytałam se na necie różne wypowiedzi, to dochodziło do tego, że tych, którzy notorycznie zdradzają uważano za osoby pozbawione uczuć ale czy aby na pewno tak jest? Jak mam być szczera, to zdradzanie i puszczanie się jest dość częste. Przynajmniej wśród ludzi, których ja miałam (nie)przyjemność poznać. Poza zdradzaniem i ambiwalentnym traktowaniem płci przeciwnej te osoby niczym się nie wyróżniały. Znam laski, które w każdym poznanym facecie widzą potencjalnego partnera (także seksualnego) i oceniają wszystkich mężczyzn, nawet przypadkowych pod kątem "związku", np. idzie sobie facet i niechcący popchnie taką laskę, to ta zaraz zacznie mi pisać rozprawkę na temat jego wad i zalet w wyglądzie zewnętrznym, tego jak się rzekomo na nią spojrzał, że chciał ją "zgwałcić" wzrokiem itp, Albo studia- kolega pożyczy notatki to mi jęczy jedna z drugą, że ów kolega już od dłuższego czasu na nią się lampi i taką analizę przeprowadza na każdym napotkanym typie. Skąd to się bierze? I czy wkurza was takie zachowanie? Wgl. niech ktoś mi wytłumaczy,co ono ma wspólnego z moralnością, bo ja nie wiem. Z tego co widzę, to perfidnie bawić się drugim człowiekiem jest ciężko, natomiast zdrady małżeńskie przychodzą ludziom jakoś łatwiej. Całość podsumuję cytatem mojej "koleżanki", którym zarzuciła podczas pewnej "poważnej" rozmowy na temat posiadania przez nią 5 chłopaków na raz (sama chciała o tym pogadać). Wyraziłam wtedy swoją opinię i powiedziałam jej,że ona chyba nie wie,co to miłość,skoro nie może się powstrzymać i z każdym idzie do łóżka. Na to ona :" Jak ja mogę nie wiedzieć co to miłość? Przecież kocham aż 5 facetów!"
  15. Ferdynand k O to też mi chodziło. Nie bedę tutaj porównywac Polski do zachodu, bo nie mam doswiadczenia zadnego z obca kultura ;p
×