Skocz do zawartości
Nerwica.com

MalaMi1001

Użytkownik
  • Postów

    1 935
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez MalaMi1001

  1. Ja uciekłam jakiś czas temu i to było dla mnie jak zbawienie. Po całym dniu uczestniczenia w życiu społecznym, w którym muszę zmagać ze swoją innością i samotnictwem wracam do domu i czuję, że to moje miejsce na ziemi, gdzie jest taki błogi spokój. Mam coś swojego. Coś co dzieje się w tych 4 ścianach i jest tylko moje. Polecam.
  2. Pierwszy dzień odstawki - rano poszło 50mg ze 100mg sertry i 6mg z 8 reboksetyny. Pozostaje czekać na obezwładniające ciało i mózg "prady"
  3. owcełę, Psychologa na badaniach do woja da się oszukać, ale nie jest to proste. Testy jak dobrze pogrzebie się w sieci można znaleźć, ale w sumie niewiele to daje ponieważ w dużej mierze są nastawione na specyficzne cechy charakterystyczne dla tej profesji, które są pożądane, poza tym w ichni wojskowy sposób są układane pod kątem ewentualnych "zdolności" kręcenia, kłamstwa, skłonności do ujawniania tajemnic i takie tam. Ogólnie nie jest to badanie, które ma za zadanie stwierdzić czy delikwent cierpi na jakieś zaburzenia tylko czy jest zdolny do służby wojskowej. Poza tym jest jeszcze kwestia tego, że badanie psychologiczne to tylko jeden ze żmudnych etapów, jest jeszcze psychiatra i to jego zadaniem jest wyhaczenie czy człowiek ma jakieś problemy ze sobą czy nie. Nie sądzę zatem, że w ogóle Twój chłopak mógł się dostać do woja mając jakiekolwiek zaburzenia ciężkiego kalibru. To o czym piszesz to byłby mega ciężki kaliber i to raczej nie psycholog czy nawet psychiatra na kilku wizytach by coś zauważył, ale prędzej koledzy czy przełożeni. Może Twój chłopak "gubił się w zeznaniach" mówiąc na jakiś tam temat i stąd stwierdzenie że ma rozdwojenie jaźni Albo żart psychologa, oni też mają poczucie humoru. Poza tym nie napisałaś jednej ważnej rzeczy: to było za czasów kiedy była jeszcze zasadnicza służba czy startował na zawodowego albo może do słynnych NSR? Co to znaczy wyszedł z wojska? Bo jeśli był w zasadniczej to to musiało być ładnych parę lat temu więc dziwne, ze teraz nagle mu się przypomniało?
  4. że gwałcenie nie może trwać wieczność
  5. No dobra chłopaki, w takim razie cieszę się z mojego zajebiaszczego humoru i w bardzo najbliższym czasie zamierzam zejść z leków. Może reboksetynkę sobie zostawię dla większego powera Dark Passenger, no masz rację w sumie z tym namieszaniem, fizjologicznie po odstawieniu wszystkich prochów rok temu nigdy nie czułam się lepiej. Ale ja swoje, a mój mózg swoje tym bardziej, że w pewnej mądrej książce napisali, że procent dystymików z remisją do końca życia to jakieś 15% A co do rogów to jeszcze ujdzie, gorzej jakby Ci dodatkowy ogon urósł maniek123321, o proszę, kolejny dystymik Oczywiście, że piję alkohol z lekami, nie zauważam jakiegoś negatywnego wpływu na samopoczucie ani w trakcie, ani po picu, więc nie uważam, że powinnam sobie odmawiać Moja wątroba ma zapewne odmienne zdanie, ale to szczegół taki W każdym razie ja nie czuję jakoś specjalnie zbawiennego wpływu miksu alkohol+leki, jest normalnie. Kiedyś za to w fazie głębokiej paranoi depresyjnej alkohol robił ze mnie warzywko na parę dni, dół, płacz, zadręczanie się itp. Od pewnego czasu mi to przeszło.
  6. Dark Passenger, wiesz, to nie jest właśnie taka typowa mania czy hipomania jak w CHAD, ale takiego nastroju "na trzeźwo" nie miałam nigdy w swoim życiu. Coś więc musi być na rzeczy. Miewałam masakryczne doły gdzie mogłam nie wstawać z łóżka, ale nigdy nie była to typowa depresja, bo chodziłam do szkoły, pracy, jakaś tam aktywność była. Miałam za to permanentnie obniżony nastrój, mogłam płakać godzinami bez powodu w sumie, do tego chroniczne wyczerpanie fizycznie, stąd diagnoza dystymia. Ale nastrój dobry, jak np. po hipnozie też miałam, ale czegoś takiego jeszcze nigdy.Po prostu radość z życia? Normalni ludzie też czegoś takiego nie mają chyba, do takiej radości potrzebny jest dobry powód (a przynajmniej tak wynika z moim obserwacji Typowa hipomania czy mania jak CHAD też nigdy u mnie nie występowała, aczkolwiek dostawałam parę razy w życiu coś w rodzaju "powera", że wydawało mi się, że całe moje życie jest w moich rękach, na gwałt szukałam pracy żeby zmieniać obecną, ale jakoś to wszystko było robione bez przekonania dlatego nic z tego nigdy nie wyszło Stawiam za to na leki, może przedobrzyłam z miskami albo cuś?
  7. CórkaNocy, ja też nie powiem, żeby mi się to nie podobało, jednak kiedyś te leki trzeba będzie odstawić i co wtedy? Pamiętam jak po hipnozie super się czułam, pojechałam na szkolenie i zapomniałam leków, uznałam, że to w sumie dobry omen i odstawiłam. Super nastrój trwał pół roku, później z wiadomego powodu znowu zjazd. Myślę,że teraz w trakcie terapii i po tym co już wiem o sobie takiego zjazdu nie będzie, o to się nie martwię. Powstaje jednak problem tego, że teraz mój mózg fizycznie może pokazać co potrafi i nie musi to mieć żadnego związku z umysłem
  8. MalaMi1001

    prosze o pomoc

    Ale Ty się jej nie pytaj w żadnym wypadku co zrobiłaś źle! W żadnym wypadku! To błąd popełniany przeze mnie przez 27 lat w stosunku do mojej matki. Ona to wykorzystuje i będzie wykorzystywać nadal. Karmi się waszym poczuciem winy i nakręca tym samym samą siebie. Nie powinnaś jej jednak olać bo się zagłodzi na śmierć i wtedy będziesz miała poczucie winy takie realne i solidne. Zadzwoń może do najbliższego szpitala psychiatrycznego i powiedz jaka jest sytuacja, że stanowi zagrożenie dla samej siebie, w takiej sytuacji wymagana jest hospitalizacja. Twoja matka to chora osoba i nic z tego nie jest Twoją winą. Chorym się pomaga choćby nie wiem jaki to był koszt z naszej strony. Zrobisz to, co powinna zrobić córka i możesz się od niej odciąć. Ale nie daj sobie wkręcać poczucia winy, bo to, ze ona jest chora nie jest Twoją winą.
  9. A słuchajcie można przedobrzyć z tymi lekami? W sensie wpadać w nastrój mega samopoczucia bez powodu? Ja mam tak ostatnio, był jeden dzień gorszej formy ale tak poza tym trwa nastrojowy high constans. Kiedy powinno się leki odstawiać? Bo boję się, że jak teraz odstawię to będzie zjazd w dół, bo tak mi prochy pomieszały w mózgu
  10. Znów masz rację, jednak nie wszystkie zmiany proponowane nam przez partnera są dla nas do zaakceptowania. I często osoba, która robi coś wbrew swojej woli czuję się z tego powodu nieszczęśliwa i zaczyna o wszystko obwiniać siebie. Ja tak miałam. Moje zachowanie typu idę na imprezę, wypijam dwa piwa i siedzę do rana ze znajomymi na korytarzu w akademiku zawsze spotykało się z karczemną awanturą. Ja nic złego nie robiłam, nic złego w tym nie widziałam, jednak uważałam, że powinnam się zmienić. On nie chciał ze mną chodzić, bo nie lubił tego towarzystwa, nie lubił zapachu alkoholu kiedy sam nie pił. Zaczęłam więc unikać wychodzenia gdziekolwiek i skończyło się to tak, że w pewnym momencie zostałam się sama jak palec.Trzeba pamiętać, że pewne wymagania mogą nas za bardzo ograniczać i ta praca nad sobą w związku to równia pochyła dla psychiki. No w końcu nie bez powodu trafiłam do psychiatry Czasami nie watro "nad sobą pracować", nawet jeśli zależy nam na związku. I tu się wkrada pełen egoizm, już nie zdrowy. A można znaleźć kompromis, który będzie wymagał wyrzeczeń po obu stronach.
  11. MalaMi1001

    prosze o pomoc

    osoba, przede wszystkim Twoja matka potrzebuje dobrego psychiatry. Skoro sama za żadne skarby nie uda się do takiego specjalisty powinnaś Ty umówić wizytę domową. Zorientuj się jak to wygląda w przychodniach w Twojej miejscowości, u mnie np. lekarze przyjeżdżają do "trudnych" pacjentów za jakieś tam grosze (pewnie zwrot kosztów paliwa). To co wyprawia Twoja matka zdarza się niestety, upokarzanie, wyzywanie, głodzenie się, to jest tylko objaw skrajnego nieszczęścia jakie odczuwa. Może nie chciała tak naprawdę wychodzić za Twojego tatę, może kiedy zobaczyła swoje ciało po ciąży załamała się dlatego gnębi Ciebie, a może zwyczajnie było dla niej za wcześnie na prowadzenie "dorosłego" życia, a może po urodzeniu Ciebie cierpiała na depresję poporodową, ale nikt tego nie zauważył i ten stan ciągnie się permanentnie.. Nie powinnaś w żadnym wypadku obwiniać za to siebie, to nie jest Twoja wina, że matka tak się czuje, tak postępuje. Musisz zrozumieć, ze ludzie czasami chorują i niestety odbija się to na najbliższych. Ja się cieszę, że moja matka miała do mnie cierpliwość, choć mój ówczesny stan to głównie jej wina. Rozumiem Cię doskonale, ze najbliższa rodzina potrafi człowieka zniszczyć, jednak widać, że jesteś dobrą osobą, skoro zainteresowałaś się pomocą matce, a nie tylko obwinianiem jej. Tak jak mówię, powinnaś zorientować się w najbliższej przychodni jak wygląda sprawa wizyt domowych, poza tym Twoja matka się głodzi więc stanowi dla siebie zagrożenie i zdaje się jest to podstawa do przymusowej hospitalizacji w szpitalu psychiatrycznym. Więcej myślę, ze nie zrobisz w tej sprawie, bo nie masz mocy superboga, ale uważam, że robiąc to będziesz miała świadomość, że zrobiłaś wszystko żeby jakoś jej pomóc.
  12. Zgadzam się z Tobą, jednak jeśli trafimy na osobę, która też nie godzi się na takie czy takie zachowania powstaje problem, bo nie da się wypracować kompromisu. A jednak związek kompromisów wymaga. I wtedy zazwyczaj mówi się, że to "niezgodność charakterów". Nie ma czegoś takiego wg mnie, bo jeśli ludzie, którzy coś w sobie widzieli musieli wiedzieć, że są pewne cechy w tym człowieku, których się zmienić nie da. Coś na zasadzie ona się zmieni/on się zmieni. A tu się okazuję, że żadne się nie zmieni, bo każde miało w głowie jakieś tam wyobrażenia co do przyszłości, które nijak miały się do rzeczywistości. I wtedy też często pada zdanie zmieniłaś się/zmieniłeś się. A guzik, ten człowiek pozostaje wciąż taki sam tylko nie wpasowuje się w nasze wyimaginowane oczekiwania. Ja zdaję sobie sprawę z tego, że patrzenie z dużą dozą rozsądku na partnera to trudna sztuka, jednak kiedy już zaczyna dochodzić do zgrzytów powinno się umieć wypracować jakiś kompromis, który nie naruszy odrębności danego człowieka w znacznym stopniu. No ale jeśli myślimy, że ja się na to nie godzę, mnie to nie pasuje i basta trudno o jakiekolwiek porozumienie. Więc to jest temat taki dość płynny, bo ciężko jest wyczuć gdzie jest ta granica pomiędzy zdrowym JA a egoizmem.
  13. zwiazki na cale zycie istnieja.. mnostwo kobet i mezczyzn tkwi w zwiazkach... ale szczesliwe zwiazki na cale zycie to juz rzadkosc, Nie no pewnie, że są takie związki, ale wtedy ja już bym tego nie nazwała związkiem. Raczej milczącym układem - ja nie mówię, ze mi źle, ty nie mówisz, ze ci źle i oboje udajemy, ze jest przynajmniej neutralnie. Dla mnie to nie do pomyślenia teraz, ale podobnie jak ci ludzie ja też kiedyś bałam się samotności, bo chyba tylko strach jest motorem napędowym takiej relacji. Teraz kiedy juz do niej przywykłam i polubiłam nie wyobrażam sobie się męczyć z kimś, kto jest mi obojętny albo mnie krzywdzi. Ale, co kto lubi i jakie ma priorytety...
  14. A mnie się wydaje, że nie ma czegoś takiego jak związek na całe życie. Nie w tych czasach. Wszędzie seks, pęd ku zaspokajaniu własnych żądzy, promocja "zdrowego egoizmu", który stał się całkowitym egoizmem, uczucia innych przestały się liczyć. Wszędzie tylko zdrady, rozwody, walka o dzieci, kasę i publiczne pranie brudów. Ja już zaakceptowałam fakt, że nie dożyję jak moi rodzice czy dziadkowie spokojnej starości u boku tego jedynego. Z resztą ludzie się zmieniają, a nie zawsze partner potrafi, ale może też nie chcieć podążać za tymi zmianami. I tak drogi się rozchodzą. No i oczywiście trzeba tu wspomnieć, że coraz więcej ludzi w społeczeństwie ma cechy socjopatyczne, kiedyś człowiek będąc w związku czuł się choć trochę odpowiedzialny za tego drugiego człowieka, dzisiaj liczy się tylko "JA".
  15. No, nie powiem, że też tak bym chciała. Ja najbardziej obawiam się tego, że kiedy załóżmy się roztyję (ciążą, choroba, hormony, itp) to dziarka popęka i się rozleje, widziałam takie obrazki na własne oczy i często jest tak, że już nie ma za bardzo co poprawiać Nie zdzierżyłabym czegoś takiego patrząc w lustro, a najwazniejsze to czuć się dobrze z samym sobą. Stąd moje obawy przed tatuażami w miejscach gdzie skóra "dobrze" się rozciąga
  16. Rebelia, masz rację, jednak nawet będąc siwą staruszką nie zamierzam latem chodzić w długim rękawie tylko po to, żeby zakryć nienajświeżej wyglądające już dziary. No nie ma się co oszukiwać, że stare tatuaże średnio wyglądają, a ich poprawianie co kilkanaście lat też nie zawsze wychodzi tak, jakby się chciało. Co do wspomnień, to masz rację, mój pierwszy tatuaż będzie mi do śmierci przypominał pewne wydarzenia, których choćbym chciała z głowy nie wymarzę. Z czasem wspomnienia pewnie wyblaknął, jak tatuaż zresztą, ale sam fakt w głowie pozostanie na zawsze, podobnie jak dziarka Widziałam już kiedyś to zdjęcie, jeśli jest autentykiem to przywraca mi wiarę w życie.
  17. Kestrel, pewnie, że do wytrzymania, w sumie nie jestem aż tak wrażliwa na ból, język dałam sobie przekłuć to i dziarę w bolesnym miejscu sobie dam zrobić Kurcze przed wyskrobaniem całego ramienia łącznie z barkiem powstrzymuje mnie tylko świadomość jak to będzie wyglądać za te 20-30 lat Faceci mają lepiej bo ich skóra nie wygląda aż tak źle na starość, natomiast u kobiet przedstawia się to znacznie gorzej
  18. Przyjemny ból No mnie w prawdzie na szyi nie bolało jakoś specjalnie, ale słyszałam kilka opinii, że na przegubie ręki z deczka boli, więc z tegoż powodu odkładam nowe dzieło z tygodnia na tydzień
  19. zujzuj, też myślę, że się nie dowiemy. Autor pewnie siedzi sobie przed monitorkiem i ma bekę z zastanawiających się WTF?
  20. zujzuj, jakoś ta Twoja teoria cierpiącego drania, który zdradził nie pasuje mi do wyrywania panienek. W końcu chodzi o zdradę, a nie o śmierć ukochanej w nieszczęśliwym wypadku. Generalnie nie wiem o co mogło chodzić, bo autor przepadł jak kamień w wodę.
  21. Porównując skuteczność miansy i trazodonu muszę przyznać, że oprócz żarłoczności po miansie i jej braku po trazodonie działanie obu powyższych dla mnie się nie różni. Brałam 20-30mg miansy dziennie, teraz jestem na 50mg trazodonu. No może po miansie nieco szybciej się zasypia, a poza tym dla mnie wsio rawno. Obawiałam się senności po trazodonie w ciągu dnia, ale nie jest najgorzej. Może to wynika z faktu, że trazodon brałam wcześniej razem z esci i ta mieszanka robiła ze mnie zombie. Mix, który mam w podpisie działa jak należy
  22. Ja się ciebie czepiam? To już wyrazić swojej opinii nie można? A ja myślałam, że jestem na forum dyskusyjnym. Zdania mieć innego też nie można? No to chyba ty powinnaś przerobić na terapii twój stosunek do odmiennego zdania i krytyki wobec siebie. Nie wkręcaj ludziom jakiś jazd że to matka, ojciec, dziadek czy stryjek, od tego jest TERAPEUTA.
  23. Strasznie dużo, u mnie w mieście gdzie generalnie prywatne wizyty u jakiegokolwiek specjalisty to kwota od 70zł za wizytę, to jednak terapeuci prywatnie biorą 50zł/45min. Chyba nie masz co przepłacać, no chyba, że to jakiś magik, ale to też mi się wydaje, że za dużo
×