Skocz do zawartości
Nerwica.com

Shad

Użytkownik
  • Postów

    124
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Shad

  1. Nie za bardzo rozumiem, jak to się odnosi do tego, co napisałam. Nie ukrywam, że czuję się też trochę zaatakowana całą twoją wypowiedzią. Zdenerwowałam cię? Jeśli tak, to przepraszam, nie było to moim zamiarem. Jedyne co miałam na myśli to tyle, że są różni pacjenci i różne nurty, co oznacza, że można wybierać. Nie dla każdego pacjenta będzie dobry nurt psychodynamiczny, analityczny, cbt, mieszany, gestalt czy jakikolwiek tam inny. Terapeuci są też różni, w cbt będą bardziej aktywni w psychodynamicznym mniej. Na mnie psychodynamiczny nie działałby, tobie pomaga i tego nie neguję. Tylko tyle miałam na myśli. Zresztą zgodziłam się, że nie ma co uogólniać. Co się tyczy mojej karuzeli to ja się z nią z nikim nie dzielę, tworzę ją w milczeniu i nawet gdyby t się zapytała, czemu milczę, to nie powiedziałabym o co chodzi tylko powiedziała krótko coś innego, chociaż zgodnego z prawdą. Im dłużej milczenie trwa, tym gorzej dla mnie. W jednym nurcie terapeuta nie za wiele by zrobił, w moim moja t dowiedziała się ode mnie, że myśli wywołują jakąś reakcje, dopytała o parę rzeczy i nauczyła mnie te myśli interpretować, dała ćwiczenia, na nich pracowałyśmy, tak było mi łatwiej i wiem, że moje myśli nie są faktem, przez co teraz coraz łatwiej jest mi się otworzyć i mówić co myślę, też jestem spokojniejsza wśród ludzi. Moja żadnych wniosków nie wysuwa i nie wiem, skąd nawet takie przypuszczenie. Nie mówi dużo o mnie, ale co najwyżej robi mi mini wykład i tłumaczy jakieś zagadnienie, daje przykład i stara się ze mną go omówić, albo gdy jestem bardziej gadatliwa to dopytuje się. Póki jej czegoś nie powiem, to ona tego nie wie i wie o mnie tyle, ile jej powiedziałam lub co widzi (łatwo jest zauważyć człowieka, który mało mówi i ma skłonność do milczenia). Nie powiedziała mi nigdy, że jestem taka i owaka, że cierpię na to i na to, nie wysnuwa wniosków o moim życiu, co najwyżej się spyta czy ma rację. Tyle. Mam nadzieję, że teraz wyjaśniłam.
  2. Nie ma co uogólniać, ale w tym wątku chyba chodzi o to, że pacjent jest aktywny a terapeuta milczący, więc jednak to milczenie jest problemem. Co się zaś tyczy milczącego pacjenta to punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, bo pacjenci są różni i tak samo różne są nurty, nie dla każdego jest psychodynamiczny, zależy też od problemu. Jedni potrzebują tej przestrzeni, a drudzy się w niej nie odnajdą. Ja akurat mówię mało, do tego potrafię zrobić taką karuzelę myśli, że gdyby moja t na początku terapii milczała to zaczęłabym się martwić, bać, obwiniać i milion innych rzeczy + żałować zmarnowanego czasu i pieniędzy. Zamiast tego poświęciła czas na to bym zrozumiała te moje myśli i starała się je jakoś interpretować. Dopiero zaczynam się przed nią otwierać, ona nadal kieruje, zadaje pytania i dopytuje, ale mi to potrzebne, bo w ten sposób mniej się stresuję, "uczę się" mówić aż chyba dojdziemy do momentu, w którym to ja będę głównie gadać. Mogłabym się zamknąć w sobie i dać jej pałeczkę albo chcieć to zmienić, próbować i przychodzić ze świadomością, że nie spotka mnie tam żadne milczenie.
  3. Shad

    Myśli samobójcze

    Wydaje mi się, że po tych wszystkich zeszłorocznych wrażeniach jestem strasznie zmęczona i byle co może wywołać jakąś serię ataków. Ostatnio pomyślałam, że te myśli/ataki związane są z tym, że coś narusza jakieś moje wartości lub myślę, że to robi i ja będąc w fazie lęku wtedy sądzę, że jestem wobec tego bezsilna i pojawiają się myśli. Przymierzam się do wizyty u psychiatry, nawet znalazłam jakiegoś na nfz. Tylko będę musiała się z nimi skontaktować i spytać, jak w ogóle mogę z tej pomocy tam korzystać. Nigdy czegoś takiego nie robiłam. Może dałby mi coś na wzmocnienie, tam też ponoć jest terapie, tyle że psychodynamiczna. Znowu też weszłam w spokojniejszą fazę po tym, jak po raz pierwszy powiedziałam terapeutce o jakimś moim lęku względem niej. Była taka miła, a ja o niej miałam takie straszne myśli. Chyba powiem jej o jeszcze jednej rzeczy, skoro tak to pomaga. A zauważyłaś może w jakich sytuacjach lub po jakich sytuacjach te myśli się nasilają? Może coś je wywołuje. Kiedyś miałam takie ćwiczenie, by codziennie pisać, co się robiło w danej godzinie. Jedyną rzeczą, jaką zauważyłam to fakt, że najgorzej czułam się w trakcie stażu i po nim, byłam nie do życia. Wiedziałam, że to, co dzieje się na stażu bardzo mi się nie podoba i wręcz tego nie cierpię, ale byłam bezsilna. Dopiero jak znalazłam pracę i opuściłam to miejsce, poprawiło mi się, chociaż parę miesięcy cierpiałam. To mi pokazało problem do rozwiązania.
  4. Ja brałam dwa razy dziennie, ale nie pamiętam czy łącznie brałam dwie tabletki czy trzy. Mnie przy większych dawkach zamulała i byłam dosyć senna, ale może to dlatego, że brałam ją rano. Jedna na wieczór nic takiego nie robiła.
  5. Shad

    Strach przed lekami

    Mi mój pierwszy psychiatra od razu powiedział, żeby nie czytać pod żadnym pozorem tych ulotek. Nie czytam żadnych, chyba że na przeziębienie, chore gardło itp., z których mogę korzystać bez lekarza i potrzebuję instrukcji ich korzystania, aby czasem nie przedawkować. Na skład, skutki uboczne nawet nie patrzę. Raz kupowałam lek dla kogoś na jakieś przeziębienie to nawet pani w aptece się pytałam co to jest. Lekarz jest specjalistą i do tego lekarzem. Gdyby źle przepisał ci leki i spowodowałoby to jakiś trwały uszczerbek na zdrowiu, to podejrzewam, że miałby poważne problemy i zdecydowanie wolałby ich uniknąć. Mi też lekarz przepisał na anginę większą dawkę niż jest na ulotce, wzięłam jak mi kazał i dzięki temu wyzdrowiałam. Zresztą na ulotce jest zwykle napisane, aby lek stosować zgodnie z zaleceniami lekarza. To lekarz uczył się x lat medycyny i zdobywał doświadczenie w tej pracy a nie ulotka. Gdyby coś się złego działo, omijam złe samopoczucie, ale chociażby jakaś reakcja alergiczna na lek, to wtedy nie dzwonimy do psychiatry, a na pogotowie i oni już będą wiedzieli co robić. Raczej nie pozwolą ci brać czegoś, co ci szkodzi i twojego lekarza nie będą pytali o zdanie, bo twoje życie będzie ważniejsze od tych lekarstw. Zanim psychotropy zaczną działać to zwykle mija kilka tygodni. Chodziło mi bardziej o to, że boisz się brać leki i w strachu prawdopodobnie nie czujesz się bezpiecznie. Osoba, np. mama, która jest blisko ciebie zapewnia ci bezpieczeństwo, bo nie jesteś sama i w razie co zareaguje, gdy ty nie będziesz mogła. Poza tym dobrze jest w trakcie leczenia o siebie zadbać, jakieś przyjemności, spacery, bliscy ludzie, ulubione zajęcia bardzo pomagają. Jeśli hydroksyzyna tak na ciebie działała to nie znaczy, że każdy inny lek tak działa. Ja ją dostałam do doraźnego stosowania w razie ataku lub na sen, bo ona rzeczywiście niemiłosiernie usypia. Nie biorę jej, bo nie byłabym w stanie pracować. Zawsze możesz lekarzowi powiedzieć, że lek u ciebie wywołuje dużą senność i on już coś tam zmieni, czy to dawkę, czy przepisze inny lek, bo nie chodzi o to, żeby wyłączyć ciebie z codziennego funkcjonowania.
  6. Z tego co widzę to @acherontia styx napisała jedynie o jakichkolwiek interakcjach z ludźmi, nic o rzucaniu się na głęboką wodę. Taką interakcją może być nawet przyglądanie się ludziom, którzy nawet na ciebie nie patrzą, nawet przez okno, może być pójście do marketu i postanie wśród ludzi minutę. Kwestia pracy to osobny temat, ale takie treningi można robić w dowolnych momentach i w dowolnych momentach ten lęk minimalizować, zaczynając od najprostszych rzeczy. Tak ja robiłam plus jednocześnie czytałam książkę o lęku społecznym, aby zrozumieć, co się ze mną dzieje. Cały czas siebie poznawałam i cały czas szukałam sposobu, aby zapewnić sobie jakieś, chociażby najmniejsze, poczucie bezpieczeństwa. Kiedy podjęłam decyzję o szukaniu pracy, to nie zaczynałam od nauki cv tylko właśnie od tego, aby zmniejszyć lęk przed ludźmi i robiłam takie maleńkie rzeczy. Nawet założyłam okulary przeciwsłoneczne po to, aby nikt nie wiedział, że patrzę mu się w twarz, aby dowiedzieć się, czy naprawdę jest taki straszny. To było lato akurat, ale nikt nie wiedział, co robię i byłam taka sama jak inne osoby z okularami. Teraz czuję się dużo lepiej i sama się sobie dziwię, ale to też nie był rok pracy.
  7. Shad

    Strach przed lekami

    Ja brałam pregabalinę na lęki Zaczynałam chyba od jednej tabletki i powiem, że byłam bardzo zadowolona z działania leku, chociaż przy większych dawkach usypiał. Zadziałała bardzo szybko, chociaż początkowo chodziłam otumaniona, ale w niczym to nie przeszkadzało. Powiem, że nawet za nią tęsknię, bo w sumie to jedyny lek, który na mnie zadziałał. Też się bałam, bo różne są opinie o tych lekach. Jednak to są tylko opinie i to, że na kogoś tak one działały nie znaczą, że i ciebie to czeka. Zabić nie zabiją, do tego prawdopodobnie zaczynasz od małych dawek, żeby organizm się przyzwyczaił. Jeśli coś niepokojącego zacznie się dziać, to możesz od razu odstawić. Też się bałam, ale wzięłam, bo moje objawy przerażały mnie bardziej i pragnęłam ulgi. Nie żałuję tej decyzji, bo te leki pomogły mi w najgorszym stanie. Dobrym pomysłem jest też przed rozpoczęciem kuracji zapewnienie sobie jakiegoś bezpieczeństwa, np. parę dni wolnego, czyjaś obecność, czy jest ktoś, kogo mogę poinformować, dzień spędzony w łóżku, jakiś dobry film. Cokolwiek, co pozwoli odprężyć i będzie stanowić jakieś poczucie bezpieczeństwa, chociażby najmniejsze. Psychiatra zmniejsza ci dawkę, aby organizm się przyzwyczaił. Spokojnie, lekarz wie co robi, tak dba o twoje poczucie bezpieczeństwa, żebyś się do leków przyzwyczaiła.
  8. Ja też boję się bezrobocia, nigdy więcej nie chcę przez to przechodzić. Jestem na próbnym, ale zielonego pojęcia nie mam, czy mi umowę przedłużą. Mimo wszystko muszę się przygotować na ewentualne szukanie pracy, na szczęście to nie jest koniec roku i ofert powinno być więcej. Najgorsze jest to, że dzięki tej pracy mogę jakoś układać sobie życie, dbać o siebie i strach mnie zżera jak pomyślę, że to idylla tylko na trzy miesiące. Jeszcze gdybym miała większe doświadczenie, a tak to jak mi podziękują to moje szanse na zatrudnienie zmaleją, będę musiała kombinować.
  9. Potwierdzam. Mi bardzo pomogły jednodniowe wolontariaty na jakiejś recepcji. Czasami to jakieś dwie godzinki pracy, nic zobowiązującego, a jeszcze mi się spodobało. Co prawda do obsługi klienta się nie nadaję, bo po takim jednym dniu przez parę następnych byłam zmęczona, ale teraz mi łatwiej, bo ludzie okazali się mniej straszni. Mi też się to wydaje takim kluczem, bo lubię swoją pracę, nawet mnie uspokaja, póki oczywiście mam co robić. Chciałam pracować z liczbami, pracuję z liczbami i do tego czuję taką dziwną chęć wiedzy, co mnie dodatkowo nakręca. Dobrze to wpływa na ogólne samopoczucie. Do bezrobocia najchętniej bym nigdy już nie wracała. Dzień w dzień to samo, ciągłe zamartwianie, rosnące lęki, poczucie, że nikt mnie nie zechce i to wszystko rośnie z kolejnymi miesiącami, potem są te dziury w cv. Zresztą bezrobocie często wywołuje choroby jak depresja. Do tego jak ktoś się pracy boi, jest na bezrobociu i to mu też przeszkadza, to powstaje samonakręcająca się maszyna.
  10. Znowu mnie coś zaczęło brać, karuzela myśli na całego, teraz dodatkowo płaczę. W domu mam tylko trittico i wątpię, żeby coś to dało. T na pewno się ucieszy, w końcu mam jakiś problem, szkoda tylko, że wywołany przez nią. Ech...
  11. W dziale księgowości. Póki co zmienność polskiego prawa oznacza dla mnie tylko więcej pracy pod względem wspierania pozostałych bardziej doświadczonych pracowników także stres niezbyt duży i mogę się "leczyć". Ludzie też bardzo mili, fajne biuro i nie wiem, zaczynam czuć się dziwnie spokojnie. Zarobki po najniższej linii oporu, ale po próbnym ma być podwyżka, chociaż i tak jest lepiej niż poprzednio, bo za pracę wymagającą więcej odpowiedzialności dostawałam tylko stażowe, a potem jeszcze mniej (tak się wkopałam). Pracę dostałam sama, tymi pięknymi łapkami (których nikt nie widzi) w zupełnie obcym mieście z ogłoszenia, a o otrzymanym stażu wolę się nie wypowiadać. Mogę powiedzieć tylko, że dla mnie to ogromne osiągnięcie, bo wcześniej panicznie bałam się szukać pracy, chodzić na rozmowy, moje cv ukrywało wszystkie informacje, nie szukałam pracy w zawodzie tylko grubo poniżej kwalifikacji (bez sukcesów), dzięki czemu spędziłam kilka miesięcy na bezrobociu z pięknie rozwijającymi się lękami i chyba depresją.
  12. Shad

    Myśli samobójcze

    Też bym chciała znaleźć jakiś sposób. Obecnie moje myśli dosyć się zmniejszyły, też rzadziej mam to pragnienie zrobienia czegoś sobie. Dostałam pracę, wyprowadziłam się, bardziej dbam o siebie, te całe ćwiczenia na błędy poznawcze też pomagają, właściwie ograniczyły je, ale myśli nadal są i to mnie martwi. Trochę ciężko mi rozmawiać o tym z t, szczególnie że najpierw powinnam się chyba zająć zaufaniem do niej. U mnie to zamiennik powiedzenia sobie "mam dosyć" lub raczej "mam dosyć sytuacji, w której się znajduję, coś narusza moje zasady, a ja jestem bezsilna". No to tutaj zmiana jest zrozumiała, ale to pragnienie to zupełnie co innego. Nie wiem, jak u ciebie. Może spróbuj zrobić coś dla siebie, chociaż przez minutkę? Tak żeby skupić uwagę na czymś innym i chociaż chwilkę odpocząć, wtedy lepiej powinno się myśleć.
  13. Ćwiczę połykanie kuleczek z jogurtu. W sumie całkiem spoko pomysł, mam dużo materiału do ćwiczenia i przyzwyczajam się do tego dziwnego uczucia twardej kulki w gardle.
  14. Shad

    Myśli samobójcze

    Rozmawiałaś o tym z terapeutą? Może dotarlibyście do sedna tego problemu a wtedy łatwiej byłoby określić jak chociaż trochę ulżyć, a później co dalej robić. Przy takich myślach to i psychiatra przydałby się, bo to już podchodzi pod zamiary.
  15. Shad

    Myśli samobójcze

    Czy bierzesz jakieś leki/chodzisz na terapie? Masz taką możliwość? Co to są za myśli?
  16. Ja mam podobny "mechanizm", tylko w moim przypadku dochodzi notoryczne zrywanie znajomości, problemy z utrzymaniem i stworzeniem relacji. To bardziej takie moje działanie obronne. Nikt nie każe ci być duszą towarzystwa i brylować w grupie, nie każdy taki musi być. Prawdopodobnie jesteś introwertykiem i wolisz stworzyć głębszą relację z ludźmi niż szukać nowych znajomości. To jest w porządku, ale to mówienie o zawadzaniu i przeszkadzaniu innym już nie jest zdrowe. Ktoś ci powiedział, że mu zawadzasz czy to tylko twoja myśl? Jak dla mnie bardziej myśl. Spójrzmy na to z tej strony. Gdybyś komuś przeszkadzała dostałabyś jasny komunikat, jak np.: - przeszkadzasz, odejdź - co jest akurat dosyć chamskie, ale kultury drugiego człowieka nie zmienisz, jedyne co możesz zrobić to odejść i nie zawracać sobie głowy takim typkiem, bo dał ci jasny komunikat, że nie jest wart twojego czasu. - przepraszam, omawiamy taką i taką sprawę/jesteśmy zajęci tym i tym, czy możesz nas zostawić samych? - coś w tym stylu, tutaj ktoś daje ci komunikat, że zajmuje się sprawą, która ciebie nie dotyczy i tyle. Co oczywiście nie znaczy, że nie chce się z tobą zadawać, broń Boże, tylko jest w tej chwili zajęty, a ty mu w tym nie pomożesz, bo nie znasz tematu. Wtedy spoko odchodzisz, ale zawsze możesz wrócić, nawet spytać się, czy wszystko jest ok, sprawa została załatwiona, bo widziałaś, że to coś bardzo poważnego. Nie ma podobnych komunikatów, to nie ma podstaw, aby uznać, że rzeczywiście komuś przeszkadzasz. Czyjeś miny to też oddzielna kwestia, jak ktoś jest dla ciebie niemiły (jeśli rzeczywiście jest), to nie warto sobie nim głowy zawracać. Czy to wpłynie na karierę? Może, ale to też zależy od rodzaju pracy, od twojej samooceny, od ciebie i innych rzeczy, więc tak daleko to bym nie szła. Najlepiej zastanowić się, w czym ci to teraz przeszkadza? Czy jesteś w stanie podjąć inicjatywę bez przymusu "mam zadanie do wykonania"? Czy nie boisz się załatwiać samodzielnie jakiś spraw, np. kupowanie czegoś w sklepie? Kiedy to "przeszkadzam" się pojawia? Czy przez to "przeszkadzam" nie rezygnujesz z jakiejś przyjemności? To są w sumie proste sprawy, jak masz z nimi problem, to możesz zacząć od nich. Jesteś w jakimś kole, grupie zainteresowań? Nie wiem, czy takie coś w liceum funkcjonuje. Na studiach na pewno i szczerze polecam, bo nic nie pomaga bardziej w tworzeniu relacji niż praca zespołowa. Może wolontariat? Mi bardzo pomógł, bo musiałam się odzywać do ludzi, nawet ćwiczyłam rozmowy. Chodziłam od czasu do czasu, bo to akcyjny. Mogę polecić książkę "Jak przestać się bać", fajna pozycja dla introwertyków. Ewentualnie szkolny psycholog, ale szczerze nie wiem, czy oni w czymś pomagają. W głębszych relacjach nie pomogę, bo na razie umiem tyle. Może ktoś inny coś dopowie. Na początku możesz być zestresowana, ale to minie z czasem, bo im częściej coś robisz tym czujesz się raźniej.
  17. Mam parę dodatkowych rzeczy do listy. Poza tym jej nie ruszyłam, bo się pochorowałam i skupiłam się na tym, aby brać tabletki na choróbsko. Jeszcze mnie gardło boli, więc realizacja planu musi poczekać. Planuję na dniach wybrać się do dużego sklepu i postaram się coś tam znaleźć w miarę "prostego". Myślałam, żeby wziąć jakiś owoc i go pokroić, może też jakieś minidraże.
  18. Co? Nie rozumiem? Jakim oddziale?
  19. Na mnie na lęk działała tylko pregabalina, reszta nic nie robiła. Ogólnie to w te leki nie wierzę, więc może wszystkie pozostałe to było placebo XD Mi pomaga terapia, zmiana środowiska i "korzystanie z życia" dzięki temu. Biorę też witaminę D 2000 j, bo mam ostry niedobór. Ogólnie to pregabalina pomagała mi też na odczuwanie zimna, ale ostatni psychiatra stwierdził, że to jakieś moje niedobory i mi ją wymienił na co innego. Prawdopodobnie za jakiś czas pójdę do rodzinnego, może mnie skieruje do jakiegoś specjalisty, który spojrzy na to moje krążenie i zobaczymy, bo zgodnie ze słowami terapeuty (który de facto lekarzem nie jest, ale jest bardziej wyedukowany w tej kwestii niż ostatni psychiatra) przez chroniczny stres mogłam się nabawić jakiś objawów somatycznych, anemii czy czegoś.
  20. Mnie można byłoby skategoryzować jako osobowość lękliwą i zależna. Od dziecka bałam się ludzi, ciągle stres, zawsze sama, pełna wstydu za nieporadność, niewidzialna i pozwalająca, aby rodzice wszystko za mnie robili, takie niewidzialne dziecko, bo opis tego najlepiej do mnie pasuje. W tym roku wykorzystałam szansę, znalazłam książkę o fobii, zadania na depresję i już nie jestem tą samą osobą. Częściej uśmiecham się do ludzi, załatwiam sprawy samodzielnie bez specjalnego lęku, zdarza mi się zagadać, mówię głośniej, jestem ciekawsza świata, piszę cv uwzględniając wszystkie moje atuty, znalazłam fajną pracę, wyprowadziłam się, znalazłam pokój, dbam o swoje finanse, staram się być bardziej asertywna i korzystać z życia, nie rezygnować z okazji na zabawę. Nadal jestem samotna, mam problemy z komunikacją i budowaniem relacji, nadal mam lęki i błędy w myśleniu, ale zmieniłam się niemal o 180 stopni. Zajęło to sporo czasu, nadal jest sporo do pracy, ale to już zostawiam terapii. Każdy czas jest dobry na zmianę, wiek nie ma znaczenia, trzeba tylko chcieć zmiany i robić wszystko z nastawieniem na nią, jak człowiek nie chce to będzie szukał wymówki i mówił, że się nie uda. Z wiekiem problemem jest jeden, bo im człowiek starszy i rok po roku powtarza, że zmiana jest niemożliwa, to wytworzy sobie taki utwardzony schemat, że nie będzie chciał próbować. Do zmiany nikt nie zmusza, trzeba mieć motywację i upór, aby utrzymać chęć i łapać się na tym, kiedy idzie się w złą stronę. Wiecie co mi się najbardziej spodobało? Jak zobaczyłam emeryta biorącego udział na maratonie, robiącego sobie zdjęcia jakby zaraz miał trafić na pierwsze zdjęcia okładki. Dla mnie to był bohater, bo miał gdzieś swój wiek i to, co ludzie o nim pomyślą, po prostu przyszedł i świetnie się bawił. W tym wieku to on naprawdę zrobił coś wielkiego, a nie był jedynym, bo emerycie lub ludzie po 50 przychodzący do biura się zgłosić byli akurat najlepsi niż te poważne 30 czy 40.
  21. Na mnie leki nie działają zbytnio. W sumie już ich nie biorę i różnicy nie widzę, w najgorszym okresie pomogły i tyle. Kiedy przez lęk nie jadłam, farmakoterapia była bezcelowa i rzeczywiście nie pomagała, musiałam sama się przemóc. Udało się, potem uczyłam się jeść i problem zniknął, normalnie funkcjonowałam. Teraz miałam ciężki okres i mam mały nawrót, chce pozbyć się tego największego problemu i będzie ok.
  22. Po to jest właśnie konsultacja, aby uzyskać taką odpowiedź. Mówisz, że masz taki i taki problem, że on ciebie martwi, wywołuje jakieś niepożądane reakcje lub masz wrażenie, że go właśnie wyolbrzymiasz, w każdym razie nie daje ci spokoju i utrudnia życie. Potrzebujesz konsultacji, bo chcesz, aby ktoś spojrzał na to z drugiej strony, a niestety nie możesz znaleźć oparcia w najbliższych. Tyle wystarczy. Na terapii nikt nie będzie ciebie zmuszał do mówienia rzeczy, na które nie jesteś jeszcze gotowa.
  23. Ja właśnie nie chcę tego rozgryzać, bo te leki są takie gorzkie, wyplułabym je wtedy pewnie. Ja nie wiem, skąd mi się to wzięło, ogólnie ten problem. Z mojego punktu widzenia to dlatego, że zaczęłam skupiać się na czymś, czego nie trzeba kontrolować jak oddychanie czy bicie serca. Nauczyłam się spożywać większość pokarmów, ale zostały te tabletki, dlatego chcę się do nich jakoś przekonać. W ogóle, żeby połknąć tabletkę to za każdym razem robię jakąś dziwną czynność, można powiedzieć, że zrobiło się z tego OCD.
  24. To chodzi o to, że nabierasz dużo powietrza? Momentami też tak mam i po prostu, kiedy czuję, że problem się rozwija robię ćwiczenie na oddychanie. Ja osobiście polecam pobrać jakąś aplikację, bo nie każdy lubi odliczać sekundy. Ja mam PanicShield i tam jest ćwiczenie Breathe, co prawda w opcjach trzeba ustawić sobie czas, ale oddycha się zgodnie z ruchem obrazka. Jest taka zasada 3-3-6, czyli trzy sekundy wdechu, 3 sekundy przytrzymać oddech i 6 sekund wypuszczać z ust. Gdzieś wyczytałam, że tak się dba o dobry oddech, więc stosowanie tej metody uświadamia mi, że dobrze oddycham. Ogólnie to jest metoda na uspokojenie, więc po minucie ćwiczenia powinno być lepiej. Robiąc to sobie nie zaszkodzisz. Jeśli natomiast pobierasz szybko ileś oddechów, tak łapczywie, to wtedy terapeutka mi mówiła, że lepiej sięgnąć po torebkę, aby się uspokoić, bo inaczej można zemdleć bodajże albo hiperwentylować się.
  25. Gdzieś czytałam właśnie, że taka terapia to właściwie kombinowanie ze strony terapeuty, bo nigdy nie wiadomo, jaki pacjent się trafi. Ja nawet nie mam kontraktu, nie pytałam się o nurty i wiem tyle, ile terapeutka sama mi powiedziała. Nie mam zielonego pojęcia, z jakich nurtów ona korzysta, bo dla mnie to miszmasz. Najpierw dostaję zadanie, potem sama je rozwijam, czasem sobie pogadamy a teraz zachęca mnie do czegoś podobnego do przeniesienia i wyskakuje z jakimś co by było gdyby (to chyba nawet podchodzi pod TSR). Chcę od niej tylko jednego, aby po prostu była aktywna i póki o to dba, ja jestem zadowolona i chcę dalej współpracować. Już przez milczenie przechodziłam u pseudopsychologa i powiem nigdy więcej. Jak dla mnie ważne, żeby metoda terapii odpowiadała pacjentowi, jak nie odpowiada, to nie ma sensu się męczyć przez dłuższy czas. Szansę dać można, sprawdzić działanie przez kilka spotkań. Ja szansę dałam mimo wątpliwości i jestem zadowolona, ale nie zawsze tak musi być.
×