Skocz do zawartości
Nerwica.com

eleniq

Znachor
  • Postów

    2 585
  • Dołączył

Treść opublikowana przez eleniq

  1. Aż 200mg kwetiapiny? Rozumiem, że też pewnie przeciwlękowo i przeciwdepresyjnie ją dostałaś w takiej dawce... Bo przy samej bezsenności to już o wiele za dużo by było. Ja też ładnie śpię na samej kwetiapinie. Bo kiedy łączyłem ją z antydepresantami to noce były cholernie ciężkie, pełne dziwnych i strasznych snów, budziłem się w naprawdę ogromnym lęku.
  2. To rzeczywiście dość poważne zaburzenia. Zaburzenia dysocjacyjne niestety lubią się nasilać z czasem, jeśli nie są poddawane leczeniu. Znam przypadek osoby, u której zaburzenia dysocjacyjne były na tyle poważne, że podejrzewano nawet rozdwojenie jaźni (tu nawet lekarze nie chcieli w to wierzyć, ale objawy były dosyć wyraźne) i musiał załatwić sobie terapię za granicą, bo w Polsce podobno nikt nie jest wyspecjalizowany w pracy z tym zaburzeniem. Bardzo to rozumiem. Szczególnie trudno jest wtedy, kiedy jednocześnie utraciło się wiarę w leczenie i ogółem w lekarzy i terapeutów. Też miałem taki okres, ale oczywiście nikt mnie wtedy nie rozumiał. Myśleli, że ja się po prostu nie umiałem wziąć w garść, nawet jedna lekarz mi powiedziała na to, że dla niej to jest niewiarygodne by tak młoda osoba (23 lata) już straciła wiarę w leczenie. Jeszcze inna lekarz nastraszyła mnie domem opieki, kiedy jej powiedziałem, że nie mogę się uczyć i pracować. Teraz oczywiście jest inaczej, bo się podniosłem dzięki odpowiedniemu leczeniu u odpowiedniego lekarza. Wszyscy poprzedni lekarze byli do bani, jeden bardziej dołujący od drugiego, masakra. A ja byłem w poważnym kryzysie, bo miałem myśli i tendencje samobójcze nawet. Ale co ich to obchodziło, gadali mi nawet, że ludzie w wieku 80 lat mają myśli samobójcze i jakoś żyją. No ale ja mam 23 lata, jestem młody i mogę mieć więcej siły i zapału na zrobienie sobie czegoś. Całe szczęście nigdy sobie nic nie zrobiłem, o mało co z resztą. Myślę, że najważniejsze to znaleźć odpowiedniego lekarza albo terapeutę. Kiedy znajdzie się ktoś, kto do ciebie odpowiednio podejdzie to wszystko się układać! Tego ci życzę z całego serca!
  3. To prawda! Trzeba być gotowym na takie zmiany, chcieć tych zmian i być jednocześnie świadomym, że pewnych rzeczy i tak nie zmienimy, choćbyśmy nie wiem jak bardzo się starali. Każdy ma inną inteligencję emocjonalną i jej nie da rady się tak naprawdę jakoś nie wiadomo dokąd rozwijać. Z osoby pewnej siebie i dynamicznej nigdy nie zrobi się osoba spokojna i analityczna. Psychoterapia bardziej by była chyba tutaj nastawiona na przystosowanie się do takiego, a nie innego wzorca rozpracowywania własnych emocji niż do zmieniania tego wzorca. Ja mam zdecydowanie wzorzec osoby neurotycznej, tłumiącej emocje, mającej spore dolegliwości psychosomatyczne.
  4. Czyli Twoją jedyną kotwicą jest terapia? A co będzie gdy przerwiesz terapię albo nawet rozwiążesz kontrakt? Z własnego doświadczenia mogę ci powiedzieć, że takie przymusowe trzymanie się czegoś nic nie daje na dłuższą metę. Miałem kiedyś dwie takie prowizoryczne kotwice - mojego tatę i terapię. A kiedy leki mnie ustabilizowały to najbardziej pomogła mi chęć rozwijania się, pójścia na studia, do pracy itd. w uwolnieniu się od ciągot i myśli samobójczych. Bo to my sami dla siebie musimy być najważniejsi. Inni powinni być zsunięci na dalsze plany. Trzeba najbardziej dbać o siebie. Wtedy lepiej zadbamy o innych, będziemy bardziej zmotywowani by coś dla kogoś robić. Ja to widzę u siebie po tym, że chcę pracować i się rozwijać, robić coś dla kogoś po prostu.
  5. Pierwsze tygodnie na takich lekach rzeczywiście bywają ciężkie. Z zaparciami też miałem problem na kwetiapinie, ale im dłużej ją biorę, tym problem jest coraz mniejszy, aż nawet może zupełnie zniknąć. Akurat kwetiapina jest i tak łagodnym lekiem pod tym względem, bo choćby przy olanzapinie czy klozapinie to słyszałem już o zaparciach z krwią albo zaklinowaniem kału. Mnie kwetiapina akurat nie wyniszcza organizmu, a nawet bym powiedział, że mi go poprawia. Zamiast tyć to chudnę, dobrze śpię, jestem spokojniejszy, stabilniejszy, mam poprawione zdolności poznawcze. Mam podobno zaburzenie schizotypowe i chyba dlatego tak dobrze na mnie działa ta kwetiapina. To w końcu lek przeciwpsychotyczny o komponencie dodatkowo stabilizującej.
  6. Cześć Wiesz, o dysmorfofobii wiem niestety bardzo mało, ale mogę ci powiedzieć, że sam miałem dość duży kompleks natury fizycznej. Od okresu dorastania miałem bardzo duże brodawki sutkowe, wystawały mocno jak u kobiety, bardzo mnie to denerwowało, choć nie tak mocno by mieć myśli samobójcze. Choć myśli samobójcze owszem miałem, ale u mnie brały się one z problemów natury wewnętrznej. Mimo że mi się te brodawki nie podobały, to znajdowali się ludzie, których to nawet kręciło. Ale to i tak nie likwidowało mojego kompleksu, bo sam musiałem się tego kompleksu pozbyć. Jedyną drogą była operacja plastyczna, która kosztowała mnie 8000zł. Po operacji brodawki są normalne, niewystające. Jednak lekarz powiedział, że to wymagało korekty, bo to nienaturalne żeby mężczyzna miał takie duże brodawki sutkowe. Zaś jak byłem młodszy miałem jeszcze jeden kompleks - mam bardzo jasną skórę, nie bladą, ale jednak dość jasną. Chciałem być opalony, bo wtedy widać lepiej mięśnie i tak dalej. Ale jednak zdążyłem pokochać swoją jasną skórę, na twarzy jednak jestem blady, wyglądam trochę jak wampir przy moich mocno czerwonych ustach, czarnych brwiach i ciemnych włosach. I zaczęło mi się to podobać. Choć i tak wspomagam się beta-karotenem by choć troszeczkę wyrównać koloryt skóry Ważne, że jesteś świadoma problemu i chcesz go racjonalnie rozwiązać, nie poddajesz się do końca tym myślom samobójczym. Myślę, że ze swojej strony mogę ci doradzić właśnie albo próbę pokochania swoich niedoskonałości, przyrównania ich może do jakiejś sławnej osoby, która ma podobny defekt, albo w ostateczności jakąś operację, na którą zawsze możesz uzbierać, choć niestety nie orientuję się jakie są ceny takich operacji. Najlepiej iść z tym do lekarza chirurga plastyka.
  7. Ja nigdy bym nie wpadł na ustawianie budzika na leki. U mnie w liceum raz była sytuacja, że dziewczynie zadzwonił budzik na branie leków podczas matury. Także z tymi budzikami to lipna sprawa według mnie, ale co kto woli
  8. Ostatnio doszedłem do wniosku, że terapia dąży tak naprawdę jedynie do tego, by poskładać się wewnętrznie. Terapia nie nauczy nikogo życia. Może jedynie wskazać jakąś tam inną drogę, inne rozwiązania, ale niestety nie potrafię wyjaśnić jak... Nie jestem ekspertem. Takie szukanie i zszywanie wciąż sączących się ran we własnym umyśle to raczej nie jest sposób na przyswojenie umiejętności społecznych. To wszystko i tak później wychodzi w praniu. Człowiek jest istotą społeczną i tylko wśród innych ludzi da radę się rozwijać. Nie ma innego sposobu wg mnie. Choć i tak wciąż wiem, że dobra była by dla mnie terapia behawioralna. Ale mam teraz blokadę przed psychoterapią. A żeby próbować zdjąć tą blokadę musiałbym iść na psychoterapię. Także mam problem. Macie przykład do czego prowadzi psychoterapia podjęta w niewłaściwym czasie. Oczywiście wszyscy lekarze byli mądrzejsi i zalecali tylko terapię na poskładanie się. Wcześniej chodząc na terapię nie byłem ustabilizowany, nic do mnie nie docierało i z wielkim trudem poskladałem się z powrotem po tych terapiach... Ekhem, to LEKI mnie poskładały, choć żadne leki nie zdejmą wewnętrznych barier. To wiem na pewno.
  9. Tę dietę keto bardzo często stosuje się jako wspomaganie leczenia padaczek. Niestety ta dieta jest dla organizmu dość obciążająca i nie każdy da radę na nią przejść, może ona wywoływać nudności, biegunki, oddech o zapachu acetonu, senność z powodu hipoglikemii, demineralizację kości spowodowaną niską podażą nabiału, wzrost poziomu cholesterolu i trójglicerydów czy nawet ryzyko powstania kamieni nerkowych. Przy tej diecie, szczególnie przez pierwsze 3-6 miesięcy jej stosowania trzeba dobrze kontrolować parametry lipidowe, nerkowe, wątrobowe, tarczycowe, elektrolitowe, witaminowe, glukozowe no i badanie moczu.
  10. Moklobemid zwiększa także serotoninę, trochę więcej niż serotoninę. Dopaminę podniesie na pewno, ten lek nawet może zwiększać testosteron u mężczyzn. Moklobemid ma ten potencjał dopaminergiczny, nie martw się. Ta dawka 300mg to najniższa przy depresji, przy fobii społecznej nieraz można zwiększyć do 750mg. Moklobemid ma jednak mniej działań niepożądanych. Jeść możesz wszystko bez obaw. Moklobemid to odwracalny i selektywny IMAO. Diety wymagają jedynie nieselektywne i nieodwracalne IMAO takie jak fenelzyna. Jedyną najgorszą wadą moklobemidu jest to, że wchodzi w rozliczne interakcje z innymi lekami psychotropowymi, szczególnie z innymi antydepresantami. I jeszcze trzeba uważać przy łączeniu moklobemidu z sympatykomimetykami, takimi jak efedryna, która jest składnikiem choćby Gripexu.
  11. Moją metodą na pamiętanie o lekach jest kładzenie ich w kasetce na leki rozdzielonej na rano i wieczór, na szafce nocnej koło łóżka. Leki biorę tylko na rano i wieczorem. Kiedy wstaję to widzę od razu kasetkę przy łóżku na szafce i pamiętam o braniu. No i tak samo jak szykuję się spać, to pamiętam, że muszę wziąć leki, bo stoją sobie na szafeczce koło łóżka
  12. Zgadzam się. Fluoksetyna ponoć pomaga przy hiperglikemii i obniża apetyt, jest nawet zarejestrowana do leczenia bulimii. Ale lepiej spytać o to lekarza, bo taki przyrost masy ciała i takie nieciekawe parametry metaboliczne wymagałby już konsultacji u specjalisty bardziej niż podpowiedzi forumowiczów.
  13. Moklobemid wymaga brania rano i w południe najpóźniej do godz. 15:00. Nie da się go brać w jednej dawce niestety. Zamułka? No nie wiem, u mnie raczej zamulenia nie powodował tylko spore nieznośne pobudzenie. Moklobemid na pewno nie zmniejszy dopaminy, bo hamuje jej rozkład w mózgu i będzie ją zwiększać. Z tego względu nie wolno tego leku podawać osobom mającym skłonności do psychoz. Przyjmuje się, że dawka terapeutyczna to przedział 300-600mg. Te 150mg to raczej biorą chyba tylko pacjenci z niewydolnością wątroby.
  14. To przypomina takie złe odhamowanie. Ja bym się nie pisał na coś takiego. Nastrój powinien być ustabilizowany, według mnie właśnie chodzi o to, by tą drażliwość zmniejszać, a nie zwiększać. Też mogę powiedzieć z własnego doświadczenia, że jak taka pewność siebie minie, to można mieć niemały zjazd po takim zastrzyku energii.
  15. Makrogol i laktulozę można stosować długotrwale, bo sprawdzają się w przypadku przewlekłych zaparć. Można je stosować bezpiecznie u dzieci. Z tego co patrzę, to za laktulozę (Lactulosum Hasco) albo makrogol (Forlax) zapłacisz 10zł na kurację 10-dniową. Czyli 30zł na miesiąc. To nie dużo. Ogółem zaleca się stosowanie tych środków przez maksymalnie 3 miesiące. Też ten Forlax ma w sobie trochę więcej chemii niż laktuloza. A w przypadku takich ostrzejszych, sporadycznych zaparciach czynnościowych powinno się stosować Radirex Max, Xennę Extra albo Alax. Tych środków już nie wolno stosować długotrwale, maksymalnie do 3 razy w tygodniu.
  16. Laktuloza jest bardzo łagodna i działa powoli ale skutecznie. Jakby ona nie pomagała, to dobrze jest spróbować makrogolu.
  17. Ja sobie nie wyobrażam zapisywania swojego beznadziejnego wewnętrznego "popierdywania". A żeby je jeszcze później czytać, nie no... kto by mi kazał?! Marnotrawstwo papieru i tuszu. Z resztą nigdy nie miałem potrzeby uwieczniania swoich myśli. Może dlatego, że jestem chłopakiem, bo jak byłem w podstawówce to koleżanka mi pokazywała taki swój pamiętnik, bardzo estetyczny z resztą, zatytułowany "Złote Myśli" i wokół naklejki z aniołkami. A w środku były pytania z numerkami i każda osoba z klasy miała odpowiadać na te pytania przy odpowiednim numerku. To były też takie bardzo proste pytania typu: ulubiony aktor, ulubiony film, imiona rodziców itd. No ale to taka zabawa tylko... Jeszcze inna koleżanka pokazywała mi taki już prawdziwy pamiętnik, w którym zapisywała już tak dosłownie swoje myśli. Raz nawet próbowałem coś tam zapisywać i nic to nie pomogło. Można tak w kółko pisać i pisać, a i tak nic z tego. Już lepiej spróbować wypowiedzieć to przy terapeucie, bo wtedy wiem, że ktoś mnie wysłucha. A jak to zostanie odebrane, to już inna sprawa.
  18. eleniq

    Wkurza mnie:

    Od razu przepraszam za niespójność wypowiedzi, ponieważ pisząc ją towarzyszyły mi wyjątkowo silne emocje i bardzo ciężko było się zebrać, by wypisać najgorsze swoje złości. Nawet były momenty, że totalnie mi się myśli ucinały, blokowały w głowie... Ale powinno być dobrze... Ogromną złość i rozżalenie wzbudza we mnie podejście lekarzy do mojej diagnozy - zespół Aspergera. Teraz zmieniono mi diagnozę na zaburzenie schizotypowe. Jednak wracając do tej pierwszej diagnozy to: 1. Kiedy dostaję epikryzę ze szpitala, to w rozpoznaniu widnieje tylko "zespół Aspergera" i ani słowa o ciężkiej depresji, ciężkich stanach lękowych, myślach samobójczych, nieufności do ludzi i tak dalej... Na dodatek jeszcze w pierwszym zdaniu zawsze musi widnieć "Pacjent z zespołem Aspergera i tararararararararararara", jakby to było jakieś takie ostrzeżenie... Wiem, przesadzam, ale niektórzy myślę, że zrozumieją takie etykietowanie. 2. Kiedy jedna lekarka po paru minutach rozmowy potwierdziła diagnozę Aspergera, nawet mnie uprzednio w ogóle nie znając, a jedynie po przeczytaniu epikryzy z poprzedniej hospitalizacji. Wypominała mi choćby, że nie mam kreatywnego myślenia, że nie potrafię sobie radzić w trudnych sytuacjach i takie tam, bo rzucałem 3 razy studia. Ale przecież cały ten czas chodziłem na terapie, do szpitali, wytrzymywałem naprawdę ciężkie stany. Gdybym nie miał tego "kreatywnego myślenia", to na pewno nie chodziłbym na terapie, nie walczył bym o swoje zdrowie psychiczne, nie poszedł bym do szpitala. Nawet opowiadałem Pani Doktor, że miałem taki kryzys, że nie wiedziałem co ze sobą mam zrobić, że znajdę się na ulicy, katastrofizowałem po prostu, to Pani Doktor na to: TO SIĘ IDZIE DO LEKARZA WTEDY!!! Tak się wydarła i jeszcze waliła pięścią w stół, jakby to było coś bardzo oczywistego. Ciekawi mnie bardzo, czy każda osoba była by w stanie sama pójść do lekarza z myślami samobójczymi. Czy świat rzeczywiście jest taki kolorowy i logiczny? Nie jest... Niestety nie jest. I na lekach odzyskałem to "kreatywne myślenie". Wielka Pani Doktor. 3. Druga sprawa kiedy zgłosiłem się do szpitala z myślami samobójczymi, byłem w bardzo poważnym kryzysie, po zupełnie nagłej śmierci mamy, to lekarka przyjęła mnie wówczas z łaską na izbie przyjęć, niezadowolona jakaś, to jej powiedziałem w pewnym momencie, że jestem w takim stanie, że nie mogę się uczyć, ani pracować, to mi odrzekła, że pójdę do domu opieki. Nie znając w ogóle mojej sytuacji odrzec takie coś, to trzeba być jakimś no nie wiem nawet... Jeszcze do młodej osoby, przed którą całe życie! Czy ja zasługuję na takie poniżenie po tym co mnie spotkało i nie mam na myśli tylko śmierci mamy. Nawet jej nie opowiedziałem o tej sytuacji, bo po prostu ta baba wiedziała wszystko lepiej i nie potrafiłem powiedzieć z czym przychodzę i koniec końców nie przyznałem się do myśli samobójczych i zostałem odesłany do domu. Dramat! 4. I ostatnia sprawa, to nieporozumienie związane z rozmową z panią psycholog na oddziale psychiatrycznym. Miałem myśli samobójcze i napady paniki w trakcie hospitalizacji, to psycholog totalnie nie była tym zainteresowana, tylko pielęgniarki straszyły izolatką. Jeszcze pani psycholog napisała mi w karcie wypisu, że "domagałem się specjalnego traktowania i byłem roszczeniowy". No i jeszcze na to odpowiedziała, że "to nie jest oddział terapeutyczny". No brawo! Jak można zostawić samopas osobę z takimi poważnymi zaburzeniami psychicznymi. Nie mówię o terapii, tylko po prostu o chwili rozmowy, chwili wysłuchania, to nie jest żadna terapia. Jeszcze sobie ta psycholog bezczelnie łaziła po oddziale i luźne pogawędki ucinała z personelem. Na takie rzeczy to widać, że czas miała, a dla pacjentów w potrzebie, w stanach nagłych, po próbach samobójczych?! Umieralnia nie szpital. Życzę tym starym kurwom lekarkom, żeby albo one, albo ich dzieci, albo ich małżonkowie, albo ich wnuki doświadczyły czegoś podobnego, żeby zobaczyły, jak to jest, kiedy ktoś bliski cierpi takie katusze!!! Bo śmierć to stanowczo za mało dla takich kurew! Najlepiej by straciły nie tylko tą logikę w głowie, ale może jakąś część ciała. Ciekawe jak wtedy będą żyły... Bo utrata logiki przy czymś takim to istny dramat. Niewiarygodne, że ludzie, którzy najbardziej powinni pomagać, mający do tego kwalifikacje, potrafią o wiele bardziej zaszkodzić osobom w potrzebie... Chyba, że to dlatego, że to Polska i takie uroki jej służby zdrowia.
  19. Staram się jeść lekkostrawne posiłki i wspomagam się też laktulozą.
  20. Nie. Nie czuję się ani trochę przytłumiony czy zmęczony. Jestem bardziej kreatywny, bo mam mniej tych dziwnych i złych myśli. Kwetiapina pomaga mi logicznie myśleć, niweluje chaos myślowy i uczuciowy, dodatkowo pomaga zasnąć i działa antylękowo. Lamotrygina zaś dodatkowo stabilizuje i poprawia koncentrację. Na innych lekach było gorzej.
  21. 1,5 tygodnia to stanowczo za krótko dla moklobemidu. Ja wytrzymałem na nim 4 miesiące aż. Moklobemid może wymagać lęki niestety, bo jest pobudzający i nie wolno go brać wieczorem. Druga dawka najpóźniej o godz. 15:00. Nie ma. Czuję się normalnie, tak jak powinienem, mam jasność umysłu, znacznie mniej schiz i histerii. No może poza tym, że na dawce 400mg kwetiapiny miałem ostre zatrzymanie moczu i to dwa razy. Mam zmniejszoną dawkę do 300mg i musi mi ona wystarczyć, bo żaden inny neuroleptyk nie działa tak jak ta kweta. Na tej kwetiapinie muszę też dbać o jelita, bo zdarzają się zaparcia, choć ja zaparcia mam od przedszkola nawykowe ze stresu. Dietę stosuję, kwetiapina nawet mi wuregulowała apetyt, jakoś mi go nie zwiększa, ani nie tyję od kwetiapiny, a wręcz chudnę. Chyba jako jedyny na świecie hehe... Co do lamotryginy, to nie mam przy niej żadnych uboków już. Ona mi bardzo pomaga i fajnie się łączy z kwetiapiną.
  22. Wiesz, SSRI akurat są najczęściej przepisywaną grupą antydepresantów z racji ich bardzo dobrej tolerancji. Wiem po sobie, że leków SSRI absolutnie NIE WOLNO przepisywać osobom z wyjątkowo silnymi stanami lękowymi. Mi dobierano leki przez 1,5 roku. Początkowa moja diagnoza to zaburzenia lękowo-depresyjne mieszane, obecna diagnoza to zaburzenie schizotypowe. Brałem antydepresanty ze wszystkich grup: sertralinę, fluwoksaminę, wenlafaksynę, klomipraminę, duloksetynę, maprotylinę, moklobemid. W międzyczasie włączano mi kwetiapinę. Zabawa skończyła się w momencie, kiedy moklobemid mało nie wpędził mnie w psychozę, trafiłem wówczas do szpitala. Po tych przejściach postanowiłem zmienić lekarza, a chodziłem jeszcze do dziecięcego, bo leczyć się zacząłem w wieku 17 lat. Obecnie chodzę do lekarza dorosłych, który jest doświadczonym klinicystą i teraz jestem w dobrych rękach. Okazało się, że na mnie najlepiej działa połączenie kwetiapiny i lamotryginy. To nie są antydepresanty. Co do psychoterapii, to obecnie już na tyle zdążyłem ochłonąć, że chyba wkrótce się zdecyduję na jakąś terapię behawioralną, żeby nauczyć się odreagowywać napięcie, zarządzać lepiej emocjami, bez grzebania w starych śmieciach. Na terapię trzeba być gotowym i ustabilizowanym, trzeba jej chcieć i wiedzieć, czego się chce od niej oczekiwać. To od razu mówię. Chodziłem 2,5 roku na płatną terapię, po której ledwo się poskładałem sam do kupy. Z terapią to niestety jest tak trochę na dwoje babka wróżyła - albo cię ona zniszczy, albo podbuduje.
  23. Najważniejsze, że masz znajomych Wielu forumowiczów nie ma znajomych z racji swoich zaburzeń, ale kiedy już zdrowiejemy, to dużo łatwiej jest zacząć to nowe życie. Nie wiem jaka może być przyczyna złego samopoczucia wieczorem. Z tego, co piszesz, to Twoje wieczory są takie kontemplujące. Zastanawia mnie jednak czy są to tylko przelotne myśli czy myśli, którym towarzyszą bardzo silne emocje uniemożliwiające funkcjonowanie. Każdy z nas czasem rozmyśla, szuka dziury w całym i może się to zdarzać, oby tylko nie powodowało jakiejś poważnej dezorganizacji. Choć piszesz coś o spadkach nastroju. No nie wiem w sumie, co o tym więcej myśleć, twoja wypowiedź jest strasznie lakoniczna. Najlepiej powiedzieć o tym lekarzowi, by mógł zebrać dokładniejszy wywiad, by wyjaśnić przyczynę i dobrać metodę leczenia.
  24. Cześć! Chcę Ci powiedzieć, że miałem kiedyś podobny problem. Również miałem obawy przed tym, że przez resztę swojego życia będę sam jak palec, bo nigdy nie założę rodziny (z powodu odmiennej orientacji seksualnej i nienadawania się do wychowywania dzieci), nie mam też prawa jazdy i raczej mieć nie będę, dlatego jak widzisz, mam trochę tych ograniczeń. I jestem ich świadomy i wiem, że mi nie przeszkodzą w szczęśliwym życiu. Bo znam też swoje możliwości, swój potencjał. Posłuchaj, rozumiem jak bardzo niekomfortowo możesz się czuć, kiedy o tym tak mocno rozmyślasz, bo żaden człowiek nie jest stworzony by żyć zupełnie samemu. Skoro chcesz mieć rodzinę, to mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, ile rzeczy się z tym wiąże - wychowywanie dzieci, poświęcanie wolnego czasu rodzinie, angażowanie się w sprawy rodzinne, wspólne wyjazdy, obiady itd. Nie każdy człowiek dałby radę to wszystko dźwignąć. Oczywiście nie mówię, że ty też nie była byś w stanie, ale chcę ci powiedzieć, że musisz być świadoma swoich możliwości i ograniczeń. To już musisz sama w sobie odkryć, czy jesteś w stanie założyć rodzinę. Tu na forum nie otrzymasz już gotowej recepty na to. Jeśli samej jest ci trudno do tego dotrzeć, to pogadaj o tym z kimś do kogo masz zaufanie. Życzę ci powodzenia w odkrywaniu siebie
×