Skocz do zawartości
Nerwica.com

eleniq

Znachor
  • Postów

    2 658
  • Dołączył

Treść opublikowana przez eleniq

  1. U mnie ostatnio leciutki nawrót spowodowany pewnie tym, że nie potrafię się wciąż przełamać, by bardziej wyjść do moich kolegów z pracy, zaproponować spotkanie, wyjść gdzieś... Bo to ja muszę wyjść z inicjatywą, jeśli to ja chcę mieć znajomych. Pracuję w tej firmie już 5 miesięcy, a zaadaptowałem się tak w pełni gdzieś po 2-3 miesiącach. Denerwuje mnie to, że nie umiem okazywać nawet tych najprostszych myśli i emocji. Chyba to mnie tak niszczy od środka. Zawsze taki byłem. Coś muszę z tym zrobić, a najlepsza była by psychoterapia behawioralna. Ale tu jest kolejna bariera do pokonania, bo poprzednie terapie niestety pozostawiły po sobie pewien niesmak...
  2. Wersja XR nie ścina, nie promuje snu zaraz po przyjęciu. Choć ja przy tej XR czułem się bardziej zmęczony w ciągu dnia niż przy tej zwykłej.
  3. eleniq

    Co teraz robisz?

    Czekam aż się pogoda uspokoi, bo mam straszną ochotę, by kupić sobie warzywka na patelnię z pyszną przyprawką i sobie usmażyć i zjeść na ciepło, mniam!
  4. Też jestem wysoko wrażliwy, niemalże wszyscy mi to za dziecka mówili, momentami to wręcz jakby mi to w pewien sposób wytykali - rówieśnicy, nauczyciele, dorośli. Wnerwiało mnie to niesamowicie, ale nie potrafiłem okazywać tych negatywnych emocji. Po prostu nie potrafiłem, bo je w sobie dusiłem, nie wiem nawet dlaczego, bo tak było odkąd tylko pamiętam. Dosłownie! Choć jak już dochodziło do ujawnienia jakichkolwiek emocji, to potrafiłem wpadać w długie, wręcz kilkugodzinne histerie z naprawdę silnym płaczem, łkaniem, wyciem i ściskaniem w gardle tak silnym, że niewiele brakowało do uduszenia się, po prostu cały nawał tysiąca tuszowanych emocji dawał o sobie wówczas znać. Nikt nie był w stanie mnie wówczas uspokoić, to musiało samo przeminąć. Mało tego byłem bardzo zamkniętym w sobie dzieckiem, miałem taki wyłącznie swój świat w swojej głowie, do którego lubiłem uciekać najbardziej zaraz przed snem, momentami tak bardzo w niego uciekałem, że nie mogłem zasnąć. Obecnie bardzo urywkowo pamiętam ten świat, niektóre obrazy jednak zapamiętałem i powiem szczerze troszkę mnie to momentami przeraża, bo ten świat był jednak strasznie fantazyjny. Z resztą to jest akurat najmniej istotna sprawa w tym wszystkim... Dziś cały czas mam problem z uwidacznianiem emocji. Przez to sprawiam wrażenie silnie wycofanego, zobojętniałego i chyba nawet nudnego, no bo cóż, ciągły pozorny chłód i spokój zaczynają być nudne. Obecnie nie mam już takich histerii, bo nie jestem już dzieckiem i znacznie bardziej panuję nad swoimi emocjami. Ale te emocje uciekają mi teraz przez ciało, przejawiają się w postaci silnego nadciśnienia, problemów z cholesterolem, ściskaniem w gardle, lekkimi dusznościami, męczliwością, czasem zaburzeniami snu. Nieokazywane emocje muszą mieć jakieś ujście. A najsmutniejsze jest to, że takie osoby skrywające emocje niestety nie żyją specjalnie długo i szczęśliwie. Moja mama i dziadek (tata mamy) mieli ten sam wzorzec osobowości co ja. Obaj zmarli w wieku około 50 lat. To nie jest długo. Z tym, że mama i dziadek pili alkohol i palili papierosy, umarli nagle, prawdopodobnie to śmierć z niewydolności, sercowa. Tyle dobrego w tym wszystkim, że ja ogromnie rzadko piję alkohol, a papierosów w ogóle nie tykam. Jednak mało się ruszam, mam przeważnie siedzącą pracę, choć mogę i na stojąco ją wykonywać i nieco się poruszać przy niej. Masę ciała mam optymalną, też mimo brania kwetiapiny. Od września planuję pływać 3x w tygodniu po 50 minut. Bo przez cały jeden rok w ogóle nic nie ćwiczyłem i odżywiałem się fatalnie, wszystko przez nieustabilizowany stan psychiczny. Obecnie jest coraz lepiej na odpowiednich lekach, zacząłem się lepiej odżywiać, apetyt wyregulowany i większa chęć do aktywności fizycznej. Depresja to ciężka choroba psychiczna i prowadzi do śmierci i to niekoniecznie na zasadzie samobójstwa jak teraz widzicie po mojej historii... Wobec tego dbajcie o siebie na tyle, na ile jesteście w stanie!
  5. Jest w tym pewna racja. Ja przetraciłem 5 lat na chodzenie na różne kierunki studiów, które rzucałem, bo lęki i depresja niestety tak brały górę, że po prostu nie dawałem sobie rady. No i też jakby dochodziło do mnie w trakcie studiów, że to jednak nie ta droga. Jednak wierzcie mi, że znacznie lepiej jest coś rzucić niż się z tym męczyć. Niektórzy nawet jak już wybiorą jakiś tam kierunek, to mówią "pouczę się te 3-4 lata i mam wyrąbane...". Też dużo zależy od tego jak to wszystko widzą rodzice, no bo w końcu oni też w tym uczestniczą, pomagając nam się utrzymać choćby finansowo w trakcie studiów. Znam jednak sporo "wiecznych" studentów, którzy pokończyli 2-3 kierunki i mimo to mając 30 parę lat dalej chcą się uczyć. Znam gościa co ukończył 3 kierunki humanistyczne - dziennikarstwo, muzykologię i historię, a teraz jest w policealnej szkole farmaceutycznej, gdzie się morduje z chemią i mu się to podoba widocznie. Niezłe combo przyznam, nigdy takiego nie widziałem jeszcze. No więc cóż, każdy ma inne chęci, inne możliwości itd. Myślę, że do podejmowania takich poważnych decyzji trzeba być przede wszystkim ustabilizowanym psychicznie. Bez tego ciężko jest podejmować racjonalne decyzje. Ja teraz mając 24 lata podjąłem najrozsądniejszą decyzję co do wyboru kierunku studiów, przemyślałem wszystkie "za i przeciw" i przewertowałem programy studiów kierunków mnie interesujących. Pierwotnie wahałem się między 3-4 kierunkami, ale musiałem wybrać jeden i wybrałem. Wszystkie z tych kierunków dotyczyły medycyny.
  6. @acherontia styx A tak z ciekawości zapytam. Masz może uprawnienia do badania fizykalnego jako pielęgniarka? Bo na to też podobno trzeba mieć zrobiony kurs, ale nie wiem czy jeszcze specjalizacja jakaś nie jest tu wymagana np. internistyczna...
  7. No czasem tak bywa, że trzeba przyjmować leki do końca życia. Ciekawe jaki będziesz mieć zestawik. Ja też w zasadzie tak będę miał. Całe szczęście mam już dobrane, jeszcze tylko korekcja dawek. Kwetiapina zostanie na 300mg. Lamotryginę chcemy spróbować z lekarzem zwiększyć do 150mg, bo 100mg nie daje mi jeszcze takiej w miarę pewnej stabilizacji.
  8. Ją się stosuje doraźnie w razie niepokoju. Zacznij od jednej łyżeczki (5ml), która ma w sobie 10mg hydroksyzyny i w zależności czy wystarczająco spokojnie się poczujesz po jednej łyżeczce, możesz wziąć drugą. Minimalna dawka hydroksyzyny wynosi 10mg, a maksymalna na dzień to 100mg.
  9. @Lilith Kurde, to musisz mieć bardzo poważne problemy ze snem, skoro tak długo się męczysz. Ja nasennie to tylko kwetiapinę mam i cóż, zdarzają się dni, że nie zasnę po niej, ale wtedy biorę hydroksyzynę do 100mg i zasypiam. Jednak najbardziej cieszy mnie teraz to, że nie mam zaburzeń architektury snu tzn. koszmarów itd. bo z nimi męczyłem się przez cały okres testowania różnych antydepresantów, które absolutnie nie są lekami dla mnie. A jak u ciebie wygląda architektura snu?
  10. No neuroleptyki niestety nie są tak naprawdę lekami stricte na sen. Psychiatrzy najczęściej na sen dają mianserynę albo ewentualnie amitryptylinę, z resztą ją nawet interniści mogą wypisać. Spoko Maroko hehe... Dbaj tam o siebie, odpoczywaj!
  11. No niestety podobno nie działa. Mam znajomą, która ma ChAD typu II i do tego fobię społeczną. Bierze między innymi olanzapinę i ona jej nie pomogła na lęk społeczny, to dostała na to Asentrę, ale przy tej Asentrze lekarz ją ostrzegł, że może dostać górki. No ale tak bierze i bierze tą Asentrę i dostała leciutkiej depresji. Z neuroleptyków przeciwlękowa jest na pewno kwetiapina, najlepiej w dawce gdzieś 150-300mg według mnie. O innych neuroleptykach raczej nie słyszałem, by działały antylękowo, chyba rysperydon w małych dawkach 0,5-1,5mg jeszcze tak działa, przynajmniej Wikipedia tak mówi. Rozumiem. Wierz mi, że ja też musiałem się naprawdę mocno trzymać, żeby przetrwać pierwsze miesiące na kwetiapinie. W tym czasie też pracowałem ciężko fizycznie, ale byłem dzielny. Dlatego mogę ci tylko powiedzieć - BĄDŹ DZIELNA!!! W razie czego ratuj się jakąś hydroksyzyną może. Nie było lekko, ale jak pięknie mnie zaskoczyła z dnia na dzień i potem już było nieco lepiej, ale musiałem dostać lamotryginę dodatkowo, bo efekt niestety nie był dostateczny. Na tej kombinacji kweta + lamo czuję się najlepiej, a przerobiłem dużo antydepresantów z każdej grupy chemicznej. Nie wolno mi ich podawać jednak. Tylko neuroleptyki i stabilizatory jak już u mnie wchodzą w grę.
  12. No tej olanzapinie musisz dać czas tak 1-3 miesiące na rozkręcenie. Jakby po tym czasie nic się nie poprawiało, to można wypróbować kwetiapinę. No jeśli chodzi o depresję, to tej kwetiapiny raczej nie powinno się brać dawek wyższych niż 300mg. Kwetiapinie też byś musiała dać szansę w tej dawce. To, że jak na razie ta olanzapina pomaga ci na sen to i tak dużo. Skoro już na niej jesteś, to daj jej czas Na taką depresję o jakiej piszesz, to ona będzie na pewno dobra.
  13. No ciężko mi powiedzieć, zależy jaką masz depresję. Tak myślę, że przy takiej depresji z niepokojem i bezsennością to na pewno kwetiapina albo olanzapina. Ten arypiprazol to taki na pewno bardziej aktywizujący, ale co do arypiprazolu to już się nie wypowiem... Ale to koniecznie potrzebujesz neuroleptyku? One już mają sporo uboków i też trochę ciężko się na nie wchodzi. Bo jest jeszcze lamotrygina z takich leków, które można dodawać do antydepresantów i ta lamotrygina też lekko aktywizuje, wiem bo sam biorę i lekarz mi mówił.
  14. Niestety nie. Bo czas wchłaniania zyprazydonu wynosi 6-8h, zaś jego okres półtrwania wynosi raptem 7h. Więc zgodnie z farmakokinetyczną logiką, żeby działał przez cały dzień trzeba go brać rano i wieczorem. I pamiętaj, że trzeba go brać w trakcie posiłku, by działał z odpowiednią siłą, bo nawet w ulotce jest o tym wzmianka: Badania farmakokinetyczne wykazały, że biodostępność zyprazydonu może zwiększać się nawet o 100% w obecności pokarmu. Dlatego też zaleca się zażywanie zyprazydonu w trakcie posiłku. Co do tego nadmiernego uspokojenia, o którym piszesz, to niestety wg mnie raczej będziesz musiała to jakoś przetrwać. Może nawet dobrze by było jakieś zwolnienie sobie wziąć? Z czasem organizm może się przyzwyczaić do leku i to nadmierne polekowe uspokojenie będzie stopniowo malało.
  15. Wiesz, przez Internet nie powinno się w ogóle czegokolwiek diagnozować, ale to o czym napisałeś może wg mnie wskazywać na coś w rodzaju zaburzeń depresyjno-osobowościowych. Coś co często występuje u DDA i DDD. Od diagnozy i leczenia jest jednak tylko lekarz psychiatra. My ci tylko możemy powiedzieć tak z grubsza, jak my to widzimy. Ale wiesz, zwykli ludzie różnie wszystko będą interpretować... A skoro mowa o chorobie psychicznej, to jest to stan już poważny, wymagający leczenia farmakologicznego. Choroba psychiczna powoduje już znaczną dezorganizację, uniemożliwia normalne funkcjonowanie na tyle mocno, że takie jakby "zwyczajne" formy pomocy po prostu nic nie dają. W chorobie psychicznej mózg nie pracuje prawidłowo. Pojawiać się mogą problemy ze snem, apetytem, prawidłowym postrzeganiem rzeczywistości (w tym urojenia i halucynacje różnej maści), nadmiernym lękiem, chaotycznością czy nieadekwatnością emocji i zachowania. Choroby psychiczne to schizofrenia czy choroba dwubiegunowa w wielu różnych postaciach. Tylko leki są w stanie wyciszyć chorobę psychiczną.
  16. Ja paradoksalnie chudnę. No różnie to bywa. Niektórzy mają tak, że muszą brać leki, bo bez nich by nie mogli totalnie funkcjonować np. przy schizie albo chadzie, ale nawet im skutki uboczne wdają się we znaki. U mnie najgorszymi skutkami ubocznymi były myśli samobójcze i problemy ze snem. Teraz na odpowiednich lekach tego nie ma. Zawsze można próbować zmniejszyć dawkę albo zamienić lek na inny albo dorzucić kolejny lek, by nie osłabło ich działanie. W psychiatrii to tak na zasadzie prób i błędów wszystko leci. Trzeba niestety przetrwać ten okres testów (u mnie trwał 1,5 roku), by później móc oddychać spokojnie przez następne kilkadziesiąt lat.
  17. To jest taki niepełny agonizm. Ale fakt, słyszałem, że arypiprazol może pogarszać objawy wytwórcze. Choć na objawy negatywne też bywa podobno średni. Dla mnie też był dziwnym lekiem, bo miał mi pomóc na pesymistyczne i agresywne myśli. Niestety już na początku powodował dość poważne skutki uboczne, w tym okropną arytmię, prowadzącą do omdleń. Był to lek absolutnie nie dla mnie.
  18. Znam osobę z dość ciężką nerwicą (z orzeczeniem o niepełnosprawności), która przyjmuje właśnie fluoksetynę i jest nawet ustabilizowana. Choć dalej ma różne swoje histerie, to są one takie dużo słabsze. Z antydepresantami sprawa jest jakby dwojaka. Jednym te antydepresanty bardzo pomogą, zniwelują skutecznie lęk i depresję, a drugim będą wzmagały lęki i pogłębiały depresję. Na lęki stosuje się też kwetiapinę, pregabalinę oraz doraźnie hydroksyzynę. Tu już lekarz powinien to ocenić, bo on zna całą twoją historię. Co do tycia, to słyszałem, że od fluoksetyny przeważnie się tyje, ale nie zawsze. Choć ja np. mam tak, że chudnę przy braniu leku powodującego skłonność do tycia.
  19. Też miałem okres, kiedy nie mogłem chodzić do pracy ani się uczyć. Wywołały to źle dobrane leki i nagła śmierć mojej mamy. Trwało to 6 miesięcy. Później troszkę się podniosłem, ale niestety jeszcze nie całkiem, byłem też na oddziale dziennym później. Ostatecznie podniosły mnie same leki z tego bagna, w które ugrzęzłem. Pełną stabilizację zaczynałem odczuwać od kwietnia tego roku, czyli jak na razie funkcjonuję dobrze od 4 miesięcy. Niestety w tym potwornie trudnym dla mnie okresie również nikt mnie nie rozumiał, podobnie jak ciebie. Nie miałem komu się wyżalić, napięcie we mnie rosło, miałem problemy nawet z higieną i prawidłowym odżywianiem. Teraz jest zupełnie inaczej - znalazłem pracę, w której otaczają mnie życzliwi ludzie, zacząłem się lepiej odżywiać, schudłem aż 4kg, unormował mi się apetyt, metabolizm. Teraz planuję jeszcze od września zacząć regularnie chodzić na basen, co zaleciła mi koleżanka lekarka z mojej pracy na problemy z lekko obolałym kręgosłupem przez moją siedzącą pracę. Pływanie też pomaga się zrelaksować, taki delikatny masaż. Nie zamierzam się przemęczać na siłowni jak na razie, muszę wrócić powoli do regularnej aktywności fizycznej, bo przez ten cały cyrk cały rok kompletnie nic nie robiłem ze sobą.
  20. Mi podskoczyły gdzieś po około 1-2 tygodniach brania. Miałem biegunki z jasnymi stolcami, ciemny mocz i kłucia mniej więcej od początku brania. Widać byłem szczególnie wrażliwy na tą duloksetynę.
  21. Ale zaraz, wspominałaś wcześniej, że dulo szkodziła twojej wątrobie. Czy te zaburzenia żołądkowo-jelitowe nie były z tym związane? Ja zaczynałem od 60mg i miałem straszne biegunki i ból pod żebrami, to było nie do zniesienia. Jeszcze próby wątrobowe podwyższone dwukrotnie. Za to musiałem podziękować tej duloksetynie.
  22. Aż 200mg kwetiapiny? Rozumiem, że też pewnie przeciwlękowo i przeciwdepresyjnie ją dostałaś w takiej dawce... Bo przy samej bezsenności to już o wiele za dużo by było. Ja też ładnie śpię na samej kwetiapinie. Bo kiedy łączyłem ją z antydepresantami to noce były cholernie ciężkie, pełne dziwnych i strasznych snów, budziłem się w naprawdę ogromnym lęku.
  23. To rzeczywiście dość poważne zaburzenia. Zaburzenia dysocjacyjne niestety lubią się nasilać z czasem, jeśli nie są poddawane leczeniu. Znam przypadek osoby, u której zaburzenia dysocjacyjne były na tyle poważne, że podejrzewano nawet rozdwojenie jaźni (tu nawet lekarze nie chcieli w to wierzyć, ale objawy były dosyć wyraźne) i musiał załatwić sobie terapię za granicą, bo w Polsce podobno nikt nie jest wyspecjalizowany w pracy z tym zaburzeniem. Bardzo to rozumiem. Szczególnie trudno jest wtedy, kiedy jednocześnie utraciło się wiarę w leczenie i ogółem w lekarzy i terapeutów. Też miałem taki okres, ale oczywiście nikt mnie wtedy nie rozumiał. Myśleli, że ja się po prostu nie umiałem wziąć w garść, nawet jedna lekarz mi powiedziała na to, że dla niej to jest niewiarygodne by tak młoda osoba (23 lata) już straciła wiarę w leczenie. Jeszcze inna lekarz nastraszyła mnie domem opieki, kiedy jej powiedziałem, że nie mogę się uczyć i pracować. Teraz oczywiście jest inaczej, bo się podniosłem dzięki odpowiedniemu leczeniu u odpowiedniego lekarza. Wszyscy poprzedni lekarze byli do bani, jeden bardziej dołujący od drugiego, masakra. A ja byłem w poważnym kryzysie, bo miałem myśli i tendencje samobójcze nawet. Ale co ich to obchodziło, gadali mi nawet, że ludzie w wieku 80 lat mają myśli samobójcze i jakoś żyją. No ale ja mam 23 lata, jestem młody i mogę mieć więcej siły i zapału na zrobienie sobie czegoś. Całe szczęście nigdy sobie nic nie zrobiłem, o mało co z resztą. Myślę, że najważniejsze to znaleźć odpowiedniego lekarza albo terapeutę. Kiedy znajdzie się ktoś, kto do ciebie odpowiednio podejdzie to wszystko się układać! Tego ci życzę z całego serca!
  24. To prawda! Trzeba być gotowym na takie zmiany, chcieć tych zmian i być jednocześnie świadomym, że pewnych rzeczy i tak nie zmienimy, choćbyśmy nie wiem jak bardzo się starali. Każdy ma inną inteligencję emocjonalną i jej nie da rady się tak naprawdę jakoś nie wiadomo dokąd rozwijać. Z osoby pewnej siebie i dynamicznej nigdy nie zrobi się osoba spokojna i analityczna. Psychoterapia bardziej by była chyba tutaj nastawiona na przystosowanie się do takiego, a nie innego wzorca rozpracowywania własnych emocji niż do zmieniania tego wzorca. Ja mam zdecydowanie wzorzec osoby neurotycznej, tłumiącej emocje, mającej spore dolegliwości psychosomatyczne.
  25. Czyli Twoją jedyną kotwicą jest terapia? A co będzie gdy przerwiesz terapię albo nawet rozwiążesz kontrakt? Z własnego doświadczenia mogę ci powiedzieć, że takie przymusowe trzymanie się czegoś nic nie daje na dłuższą metę. Miałem kiedyś dwie takie prowizoryczne kotwice - mojego tatę i terapię. A kiedy leki mnie ustabilizowały to najbardziej pomogła mi chęć rozwijania się, pójścia na studia, do pracy itd. w uwolnieniu się od ciągot i myśli samobójczych. Bo to my sami dla siebie musimy być najważniejsi. Inni powinni być zsunięci na dalsze plany. Trzeba najbardziej dbać o siebie. Wtedy lepiej zadbamy o innych, będziemy bardziej zmotywowani by coś dla kogoś robić. Ja to widzę u siebie po tym, że chcę pracować i się rozwijać, robić coś dla kogoś po prostu.
×