Skocz do zawartości
Nerwica.com

doi

Użytkownik
  • Postów

    584
  • Dołączył

Treść opublikowana przez doi

  1. Tak. Dobrze ujęte. Mnie też. Kontakt ze sobą i poczucie wolności to jest to. Teraz dobrze mi się żyje. Być może samobójstwo jest rodzajem ucieczki od wgranego społecznego g..na w głowie, aktem niezależności. Może ostatecznym ale niezależności.
  2. Nie, to nie życie. Jeśli masz wrażenie dyskomfortu, narastającą nerwicę i świadomość tego że coś jest nie halo to jest to doskonały moment żeby udać się na terapię i przy pomocy w to wszystko wejrzeć. Gadanie "przecież wszystko mam, nie powinnam się skarżyć" to tylko taki twój uspokajacz, bo boisz się konfrontacji ze sobą i ruszenia warstw, które teraz sobie spokojnie leżą. I brużdżą po cichu. Najważniejsze jest twoje wrażenie że coś nie jest dobrze a nie społecznie wgrany uspokajacz. Idź po pomoc.
  3. @minouok, rozumiem, wzięłam więc na serio prowokację. Mam wrażenie że robisz to co się z depresantami robi: mówi się "no weź się w garść, poszukaj pomocy, rusz się". Problem w tym, żeby się choć ruszyć, trzeba uznać tę drobną część swojego Ja, które chce żyć. Trzeba się z tym fragmencikiem skontaktować, uznać że w ogóle jest. Powiedzieć sobie "wczoraj było ch.owo, teraz jest ch.jowo, będzie ch.owo", ale teraz po prostu "jest"- bez określania przez umysł jak jest. Nie wiem czy Xyz ma kontakt z tą częścią, która trwa. Z pewnoością ją w sobie ma, ja ją widzę jak na dłoni, w ironii, w autodestrukcji ego, w nienawiści do ojca. Na razie Autorka mówi sobą, swoimi próbami samobójczymi nie widząc ich znaczenia, tego że one mają treść ważną dla niej. Ale ma pełne prawo ten fragmencik zagłuszyć, olać. Na razie Autorka prosi o zrozumienie, że można nie chcieć. Ja rozumiem, bo wiem doskonale że można nie chcieć i że nie ma takiej siły na świecie żeby zmusić do życia oprócz własnej siły wewnętrznej. Ja mogę jedynie zachęcić do ciekawości i uczciwej odpowiedzi na pytanie co trzyma, czemu tak? I do tego, że skoczyć można zawsze, ale warto zrobić to -dla siebie-uczciwie. Oczywiście, że samemu nie da się rady, zgadzam się. Ale "rusz się" tylko budzi poczucie winy i tę różnicę między "jest" a "powinnam". W depresji przecież każdy widzi tę różnicę, widzi swoją nieadekwatność, Xyz w sposób wydatny. Chodzi o to by nie nalepiać sobie naklejek a uznać że jest teraz tak jak jest- bez określania. Że faktycznie jak piszesz- nie wszystko jedno, bo mimo wszystko są preferencje (z nieświadomego). Że jest oddech i każdy oddech jest wygraną, bo jest. Nie umiem tego oddać słowami.
  4. Ktoś kto uderza w wolontariat w depresji opiekuje się - symbolicznie- jakimś aspektem Ja, zaniedbanym. To nie biedne psy ani dzieci wzruszają- to wzrusza ten kawałek Ja, biedny właśnie. Pompowanie ego ale nie jest to praca nad sobą i ze sobą.
  5. Ależ mi nie chodzi o jakiś społeczny egoizm godny potępienia ani prace charytatywne! Chodzi o to, że psyche podsuwa Ja (skrótem mówiąc), podsuwa siebie jako ten obiekt którym należy się zająć, zgłębić, zerwać wszelkie więzy, żeby skupić się tylko i wyłącznie na tym obiekcie. Stanąć nagim wobec siebie. Nie chodzi o pozwolenie na zalanie się smutkiem ale uznanie, że to co się dzieje jest znaczące, trzeba to poddać refleksji. Depresanci nienawidzą siebie tak bardzo że aż kochają- i o to chodzi by zaczęli kochać wprost. Nie maskę, nie ego, nie swoją histprię - ale siebie jako pole świadomości, odczuwania, czystego bycia. Prace charytatywne w depresji- to nonsens, zaprzeczenie tego co trzeba zrobić. To jest dopiero ucieczka. To samo-tresura, samo-zaprzeczenie. Depresanci są w normalnej ludzkiej sytuacji egzystencjalnej tyle że sobie z niej nie zdają sprawy, nie wyciągają z niej konsekwencji, nie chcą jej, nie naklejają na nie pocieszajek. Mamy wszyscy tylko i wyłącznie swoje własne pole świadomości. Ubieramy się w ego i maski, bo tu w teatrze tak jest, ale to pole świadomości, to Ja, które obserwuje siebie i tworzy (nazywa) świat jest najważniejsze. Nie istnieje nic poza tym. Lub inaczej-nie ma dowodów na istnienie.
  6. @xyz1234 Jakbym o sobie czytała, oprócz śmierci wychowawcy. W moim przypadku miałam wrażenie że "świat" mnie wypchnął ze swoich struktur. Że nie jestem tutaj, bo w pewien sposób nie zostałam przyjęta, byłam zbędna. Normalnie jest tak, że złość na brak miejsca kierowana jest na tę osobę co wypycha, a ja chciałam tej osobie ułatwić i pójść sobie sama. Teraz jest tak że stanowię wartość dla mnie samej a ta osoba mnie nie obchodzi. W zasadzie żądania świata, wartości i oczekiwania co do mnie mnie nie obchodzą. Pracuję nad tym żeby nie spełniać niczyich życzeń a mieć kontakt ze sobą. Ja jestem swoim światem. Nie chodzi o postać jaką się tu ma ani o narrację o życiu ani o to że mam się dopasowywać do jakiegoś "dobrze". Chodzi o moje pole świadomości, pole które odbiera świat i świat tworzy. Wróciłam na analizę i zjeżdżam w stronę wściekłości na krzywdzicieli, na wgrane g..no w głowie. Na razie tu jestem. Swoją drogą i na offie : sk..wysyn. Nikt dla ciebie niczego nie ma. Wgrano ci nienawiść do siebie i tyle. Pytanie czy ty masz coś dla siebie. Czy będziesz mieć odwagę -wbrew woli tych którzy cie stąd wypychali- coś dla siebie mieć i pokazać im fuc.ka. Ciągle podtrzymuję- zrobisz jak chcesz, bo to twoje życie, niczyje inne. Ale próbuję pokazać ci inną stronę, która przez ciebie mówi, inną postać, która mimo wszystko, przez przypadek - nie skacze i gada całkiem sensownie, uczciwie. I dobrze, tu-teraz mi się z tobą gada. Też bez względu na to jak się to skończy.
  7. Jak dla mnie nie ma przypadków. Nieświadome robi swoje i na poziomie świadomego wydaje się że to "przypadek". To ty nie dostrzegasz "głębokiej filozofii". Ona jest. I to oczywiste- samemu trudno jakoś zgłębić czy przyznać się. Teraz budujesz sobie wielopiętrowe plany jak wejść wyżej i skoczyć. Ale czemu nie weszłaś od razu. Z taką samą energią i sprytem możesz przecież poszukać pomocy. Sensownej. Nikt nie jest zdrowy. Znowu budujesz sobie "ja chora" "oni zdrowi". Czemu to służy? Depresja ma zawsze przyczynę. Złe samopoczucie czy utrata sensu to nie przyczyna. To skutek. Przyczyny są głębiej. Mam wrażenie że teraz zaczynasz się bawić w "a właśnie że skoczę, udowodnię że skoczę". OK. Dla mnie to wszystko co piszesz jest smutne i poruszające, ale nikt- poza tobą- nie ma wpływu na to czy skoczysz czy nie. Ja chciałam dokonać wyboru. I uczciwie do tego podeszłam, starając się wysłuchać wszystkie wewnętrzne strony. Nie chciałam być zakładniczką swojego wyboru czy decyzji- wolność dla mnie leży w możliwości zmiany decyzji (i nie tłumaczeniu ich). Próbujesz zniszczyć siebie. A może miałabyś ochotę-tak naprawdę- zniszczyć kogoś innego? Ja chciałam się zniszczyć bo w dalekiej przeszłości ktoś nakazał mi samozniszczenie. Teraz jestem na etapie, że wolałabym zniszczyć tego kogoś niż siebie, bo nie chcę grać pod czyjeś wgrane treści. Samobójstwo jest wołaniem o wewnętrzną prawdę i wolność, przynajmniej dla mnie było.
  8. @xyz1234 Może właśnie to- uznanie absurdu. Skoro jedzenie wydaje ci się śmieszne - czemu się nie śmiejesz? Śmiejesz się? Hillman pisze o tym lepiej, nie wiem czy "zaakceptowanie" to dobre słowo. Chodzi mi o to by nie tworzyć sobie alternatywnego życia i nie patrzeć w lukę pomiędzy "powinnam" a "jest". Tak czytam co piszesz i widzę że stworzyłaś sobie takie "powinnam" i się za to kopiesz. Może "wejść w depresję" jest lepsze? - w sensie: zobaczyć jaką niesie informację, jako symptom. Nie masz ochoty pogadać o tym ze specjalistą? Ale przecież w ten sposób chcesz właśnie ogarnąć? Przecież cały czas ogarniasz ale jest to dalekie od "powinnam" więc się kopiesz. Jedna rzecz mi się skojarzyła jeszcze: jak przed popełnieniem samobójstwa Rothko skaleczył się w palec i starannie się opatrzył. A potem podciął sobie żyły. Samobójstwo to kwestia przejęcia kontroli. Ja myślałam "przynajmniej jedna rzecz zaplanuję i zrobię porządnie. Wtedy kiedy chcę". Z jakichś powodów nie skoczyłaś z tego okna? (nie jest to bynajmniej zarzut ani zachęta do powtórzenia, tylko prośba o info). Ta informacja "dlaczego wtedy nie" jest ważna. Co trzymało, co powodowało wahanie? Jaka myśl? U mnie to była ciekawość, jakaś resztka ciekawości co jeszcze ze mnie wypłynie, jakie treści się pokażą na sesji. Myśl że przecież mogę w każdej chwili. W nasilonych myślach S. starałam się rozproszyć (potem do tego wrócę, pomyślę o tym później) lub skupić na zagadnieniach technicznych (ten nóż jest za słaby, tylko się skaleczę). Ważne było to że się starałam. Deklarowałam chęć odejścia a jednocześnie nie odchodziłam. Ważne zapytać siebie co trzyma mimo deklaracji. Nie jesteśmy monolitami, w nas gadają różne osoby. Teraz taka osoba przez ciebie przemawia, ale są inne. Co one mówią?
  9. Normalni ludzie tak nie reagują ale ci w ciemnej dolinie tak i nie ma w tym niczego złego. Ja oglądałam rury od gazu czy wytrzymają mój ciężar. Okna tez mnie pociągały. Czytałam o samobójcach szukając inspiracji. Kompletowałam sobie wyprawkę: zbierałam leki, odłożyłam ostry przecinak do żył, mocny długi pasek i płachtę plastikową żeby podłogi nie zachlapać. Bo ktos to będzie myć. Nawet o tym pomyślałam. Wyprawka czeka spokojnie na swoje czasy- o ile nadejdą. Ja rozumiem. W depresji nie ma związków, jest się całkowicie samotnym i niewrażliwym. Nawet jeśli dla postronnych jest związek to dla depresanta nie ma. Ty jesteś w tej dobrej sytuacji że jeszcze gadasz o tym i próbujesz zabić się publicznie (okna). Ciągle prosisz. Cała zabawa w tym, że człowiek w depresji widzi prawdę- życie to cyrk, wszystko jest bez sensu a postać jaką się jest jest bolesną iluzją. To jest prawda na jaką nałożony jest Truman Show, w który większość wierzy jak w rzeczywistość. Tak to widzę. I jak się przestanie szarpać, że trzeba być szczęśliwym (ty piszesz "powinnam czuć coś"), że trzeba żyć, że inni mają tak fajnie, że jest się głupim etc, etc i jak sie podda depresji (nie chodzi o fizyczne samobójstwo ale o uznanie że faktycznie wszystko jest iluzją) to następuje zmiana, przełom. Nagle niczego nie trzeba dźwigać bo trzyma się samo i nie ma znaczenia. Samobójstwo pozostaje opcją, ale też znaczenia nie ma. Nie nadaje się znaczeń. Puszcza się je. Nie wiem jak to opisać, bo to dziwny stan. Jest taka książka, dla mnie ważna "Samobójstwo a przemiana psychiczna" Jamesa Hillmana (zresztą Hillman jest na te sprawy dobry, jego Kod duszy np). Pragnienie samobójstwa jest symptomem za którym się idzie. Pragnienie samobójstwa jest pragnieniem psyche do zmiany. Pragnieniem wyzwolenia ze starej skorupy. Jest komunikatem. Mój analityk traktował moje opowieści jao prawdziwe a nie jak "o boże, boże muszę pani leki dać i niech pani o tym na gada bo to straszne" lub "głupoty pani mówi". Po prostu uznał mnie za dorosłą. Wyrażał żal i krytykował samobójstwo jako rozwiązanie ale uznał moje pragnienie za normalną informację z którą się pracuje a nie którą się tłumi. Paradoksalnie samobójstwo jest pragnieniem postawienia siebie na miejscu priorytetu. To akt najwyższej nieczułości na innych, ogromnego egoizmu, bo samobójca nie chce bawić się już w udawanki jak inni. Wychodzi- to jego akt wolności. To jest paradoks- zabijając się chce postawić Ja na najwyższym poziomie, spełnić swój największy kaprys i przejąć kontrolę. To akt egoizmu, ale znaczący mimo że mówisz że siebie nienawidzisz. Nie nienawidzisz siebie, chcesz siebie pokochać, uznać - w tak paradoksalny sposób- za najważniejszą dla siebie, poza narracjami i oczekiwaniami innych. Ale to tylko moje doświadczenia i spostrzeżenia, mam nadzieję że Mod ich nie wywali. Hillman jest w każdym razie dostępny. Więc tak długo jak masz na to ochotę gadaj o tym, co czujesz, bez autocenzury. Ja rozumiem zarówno i sens samobójstwa i siłę pragnienia.
  10. doi

    Eckhart Tolle

    Myślę, że problem jest źle postawiony. Przecież to umysł osiąga stan oświecenia, nic innego. Medytując obserwujesz jak umysł nadaje znaczenia wartości i etykietki. Umysł obserwuje sam siebie. No jasne, że w świecie egotycznym, podziałów jest bardziej kolorowo bo jest konflikt. Pozorny. No i jest język przez który umysł usiłuje przekazać coś co się w języku nie mieści. Tolle może irytować bo próbuje swoje doświadczenia jakoś nazwać, opisać, ale przecież nie gada jak psychotyk ani nim nie jest. Wcale nie trzeba osiągać oświecenia, musu żadnego nie ma przecież żeby coś składać w ofierze.
  11. doi

    Eckhart Tolle

    Cierpienie jednostka ludzka tworzy we własnym umyśle, przez własny umysł, tak jak umysłem śni sobie "cywilizację", taką czy inną. Tolle akurat w tym fragmencie ma rację: ego jest fikcją tak jak narracją umysłu "natura cywilizacji" czy "sens".
  12. Pytanie o jakość. Para powstaje nawet jak facet chce zamoczyć na jedną noc. Tutaj też masz przecież "parę", całe trzy miesiące. I nic, jakość do niczego bo i materiał do niczego.
  13. doi

    Eckhart Tolle

    @naftan_limes Czyli są to wyobrażenia nieoświeconego. To co piszesz nie daje się osiągnąć lub jest zbędne. Co ma być w sumie celem? Nie wiem po co to robić? Marzenie o oświeceniu jest marzeniem ego czyli mayą, iluzją. Im więcej duchowości, napięcia, tym więcej ego i żądań do świata i siebie. Tak myślę. Tolle się to przydarzyło, jak twierdzi. Po jakiejś ciężkiej pracy psyche. McKenna też po ciężkiej pracy, jak twierdzi- w pewien sposób niepotrzebnie. Inaczej: świat -czy ktoś jest oświecony czy nie- doskonale z każdym współpracuje, nawet jeśli ten tego nie wie.
  14. doi

    Eckhart Tolle

    Co to jest oświecenie?
  15. Ależ świat jest piękny i pełen fajnych par. Ja nic takiego nie twierdzę, i nie wiem gdzie to wyczytałeś. Zacytuj proszę. Sam przecież pytasz "co jest ze mną nie tak? i dostajesz odpowiedź. Po prostu twój umysł tworzy sobie bajki, iluzje i na tych iluzjach jedziesz. Teraz będziesz się bawił w nękacza i wymuszał zainteresowanie (litość) postawą zbitego psa. Nic ci się nie należy od tej dziewczyny, nie była twoją partnerką, żoną, matką twoich dzieci, nie mieliście niczego wspólnego, trzymiesięczne twoje zainteresowanie to nie związek - to wszystko twoje oczekiwania, twoje iluzje. Budujesz na głodzie, Belfegor słusznie pisze. I dopóki nie zapełnisz tego głodu będziesz zadręczał innych swoimi fantazjami o rzekomym związku a potem - zderzony w realem- miał pretensje do wszystkich wokół, do tego rzekomo złego świata. Za moment okaże się, że "to zła kobieta była" i uwiesisz się na kolejnym wyobrażeniu. Get real, to jedyna rada. Terapię polecam. Kobiet niskich i przy tuszy całe gromady.
  16. Tym bardziej że o świecie piszesz: " tym zjebanym , brudnym i zepsutym świecie." Jak świat jest zepsuty, to ty musisz siebie widzieć jako ideał, żeby tym światem się nie ubrudzić. I jak sobie projektujesz jakiś wymyślony ideał na kogoś, kto jest człowiekiem a nie twoim ideałem to jest to przepis na katastrofę. Błędnie myślisz o sobie i świecie i tu jest problem. W twoim umyśle.
  17. Właśnie. A sam? Umiesz żyć sam i cieszyć się tym? Czemu wzrusza cię schronisko dla psów? Siebie w tej klatce widzisz, takiego pieska odtrąconego? Kto cię odtrącił - tak naprawdę, bo przecież nie ta dziewczyna? Nie umie stworzyć relacji ten, który nie umie być sam. Być może zadusiłeś ten twój "ideał". Ja też bym uciekła. Ja sobie nic nie tworzę, po prostu zapytałeś o to jak cię widzą, no więc tak ja widzę. Uderzyło mnie że zawieszasz się na pozorach, kasie i swoim obrazie etc. Tak czy inaczej, doradzam psycho jeśli od lat schemat ci sie powtarza. Myślisz o sobie jak o ideale, ale nim nie jesteś, jak życie pokazuje. Po prostu nie jesteś dla dziewczyn atrakcyjny i nie jest to kwestia twojego wzrostu. Uczciwej odpowiedzi dlaczego poszukaj w rozmowie z psycho.
  18. To jest jasne. Problem w tym, że ty temu nadajesz ogromne i jedyne znaczenie. Tak samo jak faktowi bycia z dziewczyną, jakby to budowało ciebie. Nie ma dziewczyny- to nie ma ciebie, nic cię nie cieszy, życie jest do d.y, pizza nie smakuje. Nie masz kogo dołożyć do pozorów. Przecież taka postawa to bzdura. I co więcej piszesz, że posuwałbyś wszystko. Pewnie miło było to tej dziewczynie słyszeć. Co masz do zaoferowania w związku oprócz seksu ze wszystkim, kasiastego wyglądu i żądań? Czy rozumiesz co to jest bliskość, budowa relacji? Co do związku wkładasz? Czy kiedyś kogoś kochałeś? Czy umiesz być sam-i cieszyć się przy tym życiem? Ja myślę, że to nie był żaden związek, tylko twoje iluzje i żądania, sorry. Trzy miesiące to zaledwie poznawanie się bez zobowiązań. I jeszcze tę dziewczynę wpędzasz w poczucie winy. Nie chciała być z tobą i jej prawo odejść. A co będzie jak już nigdy nie będziesz mieć dziewczyny? Przecież może tak być. Budujesz na żądaniach, na lotnych piaskach a nie na sobie.
  19. Zawsze robisz tak, że nie masz frajdy a liczy się kasa? Po co jedziesz? Robisz rzeczy dla pozoru, dla kasy, bez przyjemności? A co z tobą, z kontaktem ze sobą? Ten twój przymus posiadania panny o określonych parametrach zewnętrznych to też obawiam się fasada, pozór, kasa. Po co? Psycho oczywiście nie odpowie ci dlaczego dziewczę puściło cię w trąbę, bo to w sumie nie jest ważne (szczerze- ja też nie chciałabym być z takim pozorem, jego kasą i jego wewnętrzną pustką) ale pomoże ci zrozumieć czemu nie potrafisz nawiązać relacji ani jej utrzymać, czemu wieszasz się na pozorach i robisz rzeczy których nie chcesz robić tylko dlatego że zapłaciłeś. Ja mam wrażenie jakiegoś ogromnego narcyzmu- pozoru i wewnętrznej pustki, to cierpienie jest też narcystyczne.
  20. doi

    Eckhart Tolle

    Umysł tworzy jednostce świat i generuje problemy. Stąd przyjrzenie się pracy umysłu i odebranie tej pracy znaczenia może być sposobem na zmianę swojego świata. Tolle przepracował swoje kawałki- depresją, auto-zniszczeniem. To jest paradoks, że umysł usiłuje ograniczyć prace umysłu. Tak, bo sugeruje słusznie że poza myslami nic nie ma. Że ego jest iluzją, postacią na pustce. Jest lęk, jak ego cichnie, bo nie ma się czego trzymać. Myślę że absurdalne jest takie stawianie sprawy. Tolle nie jest bogiem przecież i nie jest bezmyślny. Tu nie ma nic do wyjaśniania. Nie da się ślepemu wytłumaczyć, że są kolory. Ale Tolle pisząc ma nadzieję, że inni też mogą iść podobną drogą. Są zdolni do zobaczenia pracy swojego umysłu i doświadczenia świata bezpośrednio.
  21. Nie tylko przecież. Twoje pytania (dużo ich) kręcą się wokół związku i jego dalszego trwania a nie wokół tego jak pomóc osobie z zaburzeniami psych. Informacji o tym jak pomóc osobie z depresją (bo rozumiem że o to chodzi) jest pełno w necie i na forum. Nie umieściłaś zresztą posta w części "depresja" ale w części "problemy w związkach" i o tym faktycznie piszesz: o swojej zdradzie, o ucieczce męża w chorobę i o twoich wyrzutach sumienia. I tu jest problem- skąd zdrada. Nie mam na myśli tego, że nie możesz go trzymać za rękę. Oczywiście, że tak. mam na myśli to, że nie możesz nikogo zbawić w ram,ach ekspiacji. Jedynie możesz zadbać o siebie, o to zeby się nie samooszukiwać i popracować nad sobą. Zwłaszcza nie wciskać faceta w poczucie winy, że nie chce terapii ani ratowania związku, bo ty tak chcesz. Sorry, to brzmi okrutnie, ale moja myśl jest taka że ten cały związek to ogromny kryzys i fejk. Gra. I to od dawna. Zły stan psychiczny twojego męża to część tej gry, nieświadomej oczywiście. Trzeba kogoś mądrego, żeby to rozkminić, najlepiej terapeuty i to dla ciebie. Dla męża oprócz doraźnej opieki nie możesz zrobić nic, tym bardziej, że motywem twoim jest poczucie winy a nie miłość.
  22. Piszesz o tym we wszystkich postach. Że jest bierny. Nie. Pozew, sąd- to by była dopiero walka. On na razie nie walczy o nic ( ani przeciw tobie) i to cię irytuje. Nie samooszukuj się. Pomóc może tylko ktoś kto jest stabilny i wie co się dzieje. Ty nie jesteś taką osobą. Jeśli mąż jest pod opieką psychiatry, po co ty tam jeszcze? Przecież to nie małe dziecko. Jak będzie chciał iść na terapię i pracować nad sobą i związkiem - pójdzie sam. Niekoniecznie musi być tak, że jego gorszy stan psychiczny wypływa ze zdrady. Być może twoja zdrada otworzyła w nim coś głębszego, była tylko spustem innych psychicznych spuścizn. To że mu się pogorszyło nie musi wynikać z twojej zdrady. Pomyślałam też, że on cię w ten sposób trzyma (nieświadomie oczywiście)- każe ci odgrywać troskę, winę a ty mu to dajesz. Taki układ: grzechu i ekspiacji, ale to nie jest dobry cement dla związku. Hmmm, raczej kiepski. I z tego co piszesz, kiepsko było też wcześniej. Teraz to "kiepsko" wypływa- to doskonały moment żeby się temu przyjrzeć, bo skoro ty uciekasz w zdradę a on w depresję to znaczy że nigdy nie rozmawialiście tak naprawdę o tym "kiepsko". Reasumując: nic nie możesz sensownego zrobić oprócz zadbania o siebie i zrozumienia pełni sytuacji i waszej obustronnej gry. Padł tu pomysł terapii dla ciebie, myślę, że jest dobry. Nikim innym sterować nie możesz, stąd twoja złość, bezradność, ale taka jest prawda.
  23. @Agnieszka1988Myslę że czujesz się winna i próbujesz odkupić winę sterując mężem. Że on ma coś zrobić, bo ty się czujesz winna. On ma coś zrobić żeby zniwelować twoje własne poczucie winy. Dbasz pozornie o niego zamiast zadbać o siebie, o uspokojenie swojego własnego chaosu. Zamiast siebie chcesz zbawiać kogoś innego. Nie masz ani ty, ani świat cały na męża wpływu. Więc go po prostu zostaw w spokoju. Do terapii czy walki o związek trzeba dwojga- on z jakichś powodów nie chce o ten związek walczyć. I to jest problem dla ciebie. Właściwy problem: że on nie chce walczyć o ciebie, o was. Żeby ten przekaz, ciężki dla ciebie, zniwelować, chcesz go zmusić do terapii. Jest tak, że z jakichś powodów jest to relacja nieudana w której nie czułaś się dobrze (teraz się czujesz dobrze, bo masz swoje poczucie winy i swoje nowe dziecko, któremu musisz przemówić do rozumu etc), bo to ty zdradziłaś i to kilka razy. Z jakichś poważnych powodów. Warto, żebyś przyjrzała się temu czemu byłaś /jesteś niezadowolona, czym uwiódł cię kochanek i czy masz szansę dostania tego co chcesz (tak naprawdę, bo teraz potrzebujesz rozgrzeszenia, które nie nadchodzi) w obecnym związku. I skąd bierze się tak wielkie poczucie winy, że nie jesteś w stanie ani sobie wybaczyć a rozlewasz to na swojego męża. Bo może się okazać, że -oprócz lęku przed brakiem środków do utrzymania i poczucia winy, które cię trzyma- wcale z tym swoim mężem być nie chcesz. On teraz w twoich oczach "cierpi" ( i pewnie faktycznie cierpi) więc cię trzyma, ale wcale tak może nie być. Terapia dla ciebie to właściwy kierunek żeby zastanowić się czego tak naprawdę chcesz i co się tak naprawdę dzieje. Inaczej: nie myl miłości ze swoim poczuciem winy, bo tym ranisz jeszcze bardziej. PS Żeby było jasne zdrada jest dla mnie symptomem a nie powodem do rzucania w ciebie kamieniem. Sama zdrada nie jest problemem- jest to co do tej zdrady doprowadziło. Kobieta ma prawo prowadzić swoje życie seksualne jak chce, dojrzale przyjmując oczywiście konsekwencje.
  24. Ja się cieszę życiem samym, formami, światłem. Nie obchodzi mnie sens, to tylko gra umysłu. Nie wiem czy jestem zdrowa. Widzę w tym projekcję- swoje "złe" projektujesz na innych ludzi a ty chcesz się widzieć jako "miłą". Rzeczywistość jest taka, że inni nie są źli a ty nie jesteś dobra. Każdy ma w sobie zdolność do agresji- i dobrze, bo przez styczność z agresją własną ( i własnym narcyzmem) jest zdolny do asertywności, stawienia granic, samo-decydowania. Nie chodzi o bycie niegrzecznym ale o asertywność i pozwolenie sobie na "swój obszar", na swoje. Nie jesteś teraz w stanie mieć dzieci i wychować zdrowego psychicznie człowieka. Jak sama piszesz sama nie wiesz o co w życiu chodzi. Zrób najpierw porządek ze sobą. Dziecko nie rozwiązuje żadnych problemów, dodaje nowych. Depresyjna, uległa matka to nieszczęście jakie dziecko może spotkać. Nie musi być tak trwale- sama po porządkach poczujesz że TY chcesz mieć dzieci (lub TY nie chcesz). Nie umiesz się określić, bo ci nie pozwolono i wgrano to, że nie możesz się samo-określać bo to nie-miłe, niegrzeczne, złe. Nie wiem czy jesteś w terapii czy nie, ale ja na twoim miejscu bym poszła, nawet jeśli nie masz "diagnozy", choć masz przecież zachowania depresyjne. Rozwojowo. Nie wiem, ale moim zdaniem ciągniesz jakiś niezły wór syfu z przeszłości. Nie będzie lepiej, będzie gorzej z czasem. Jesteś młoda, masz wszystko, tylko jesteś ślepa przez ten wór na głowie. Ja się obudziłam naprawdę późno, przed czterdziestką, i żałuję że późno. Jeśli "nie dajesz rady" to znak, że jest już czas popracować uczciwie nad wzrokiem, porządnie się wku... wić i zrzucić ten wór bzdur jakie ci wgrano. Na razie możesz sobie poczytać, lektur dla "uległych miłych kobiet" jest mnóstwo.
×