Skocz do zawartości
Nerwica.com

doi

Użytkownik
  • Postów

    584
  • Dołączył

Treść opublikowana przez doi

  1. To może ktoś kto pracuje w temacie "wewnętrznego dziecka" byłby tutaj przydatny? Jaka to była terapia wcześniej? Może nie zahaczyła o ten temat odrzuconego rudego dziecka? Jak płaczesz, to płacz, to tez ulga i praca psyche. Jest ok.
  2. Bazując na pewnej ortodoksji: jestem w stanie sobie wyobrazić praktykującego ortodoksyjnego analityka/terapeutę, który otwarcie na konsultacji mówi "moją zasadą jest że nie pracuję z osobami nie mającymi kontaktu z uczuciami (leki, psychotropy, alkohol)" i nie przyjmę pana/pani do analizy". Ale wtedy analiza traktowana jest rozwojowo a nie jako leczenie np depresji czy alkoholizmu, bo to dla analityka mógłby być samobój. Jednak w praktyce nigdy nie spotkałam czegoś takiego. Może być tez i taka sytuacja, że analityk/terapeuta prosi o zastanowienie się (a raczej wypływa taki temat na sesji), co oprócz doraźnych korzyści dają leki, w nawiązaniu do tego co się dzieje w psyche (poczucie bezpieczeństwa, symboliczne karmienie, lęk przed cierpieniem, lęk przed płaczem, bezradnością, kontrola etc). Interpretacja nie jest sugestią, warunkiem ani radą. Raczej sugestią "zastanówmy się jakie to ma w pani/pana kontekście znaczenie tj jakie pan/pani nadeje temu znaczenie". I dla kogoś, kto uważa t. za boga, jego słowa za wyrocznię a jego pozycję za pozycję władzy, a przy tym neguje swoje odczucia, boi się, to może brzmieć jak polecenie. To jest właśnie olbrzymia trudność terapii, że pacjent przerabia sobie co słyszy wg schematów które właśnie mają być zmienione bo są nieadekwatne. Tak. Ale też do tego próba dyskredytacji tego w co się ogromnie idealizowało i wierzyło. Im większa idealizacja tym potem (oczywisty) cios, rozczarowanie, pewnie przy takim schemacie działania, kolejne. Pod tym lęk , przerażenie że nie ma się czego złapać, że wszystko takie niekontrolowalne (zwłaszcza praca własnej psyche), więc stąd sztywność i dalsze koło kontroli i wizji prześladowczych. Smutne.
  3. Do tego chciałabym się jeszcze odnieść, bo to nie jest prawdą a może komuś zaszkodzić czy wprowadzić w błąd. Moje doświadczenie jest takie, że analityk sam proponował mi kontakt z współpracującym psychiatrą i ewentualne leki w przypadku myśli i planów samobójczych. Był stały z analitykiem kontakt, i nie było tak, że ktoś mnie z problemem zostawiał. I z drugiej strony- podczas wizyty psychiatra oprócz leków na depresję proponował psychoterapię jako metodę leczenia. W zespołach specjalistów (prywatnych) często jest psychiatra, który współpracuje z psychoterapeutami. Psychoterapeuci indywidualni często mają współpracującego z nim psychiatrę (jak było w moim przypadku). To są dwa obszary, dwa podejścia, ale ta wiedza się uzupełnia a nie jest w konflikcie. Żeby odstawić leki należy to skonsultować z lekarzem psychiatrą, psychoanalityk ani psychoterapeuta tutaj kompetencji nie mają. Nie jest tak, że żeby być w terapii trzeba odstawić leki lub że branie leków nie może być uzupełnione psychoterapią. Oczywiście, że psychoterapia nie uleczy np. schizofrenii, ale może pomóc schizofrenikom na lekach lepiej funkcjonować społecznie i tym samym zmniejszyć stres.
  4. @bigman To nie ja manipuluję, tylko miesza ci się wątek. Skoro terapia nie działa jak twierdzisz, nie może też zabijać. Ty twierdzisz jednocześnie że nie działa i że zabija i ciebie niemal zabiła. Zabija, ale i odmawiasz jej mocy uleczenia. To jest-sorry-nonsens. Ja uważam że działa, ale nie wszyscy z niej korzystają. A że jest ludzka więc i niedoskonała. Co do Witkowskiego i książki... Tak sie składa że skontaktowałam kiedyś kilka osób niezadowolonych z terapii z Witkowskim jako materiał do książki. Po lekturze odkryłam, ze znane mi historie czy incydenty obrosły coraz bardziej dramatycznymi szczegółami. Witkowski , niby sceptyk, nie podał refleksji żadnej historii jaką usłyszał. Nie chcę powiedzieć że ludzie kłamią ale żyją tymi swoimi historiami krzywdy, tak że i one zaczynają żyć swoim zyciem, z dala od rzeczywistości, coraz bardziej paranoicznie, incydent czy nieporozumienie urastają do ataku na życie i zdrowie. W ten sposób pacjenci utrzymują symboliczny kontakt z terapeutami i pozostają nadal w swoim procesie, w którym symboliczny terapeuta nadal ma swoja rolę. Terapeuci nie mogą się bronić a pacjenci w różny sposób rozwijają frustracje, od oczerniania, rękoczynów czy nękania do nas.ania terapeucie pod drzwiami. Druga rzecz- z Witkowskim terapeuci nie rozmawiają (sam przyznaje) bo nie mają o czym. To troche tak jakby lekarze medycyny mieli dyskutować z Ziebą o lewoskrętnych witaminach i zaklinaniu wody. Dyskusji nie ma bo Witkowski nie rozumie o czym się mówi, jeśli chodzi o proces terapeutyczny jest laikiem i psuedonaukowcem, nie jest terapeutą ani nie był w terapii, więc nie odnosi pojęć do zjawisk. To widać w jego "wywiadach". Reasumujac- z poważnego tematu zrobił karykaturę: terapeuci dla niego to świadomi mordercy, terapia to mafia, i jeśli ktoś wyszedł z gabinetu żywy to ma szczęście. Po lekturze stwierdziłam że facetowi rozwija się paranoja i skręca w stronę żerowania na ludzkiej rzekomej krzywdzie. Usiłuje być karykaturą terapeuty, co ociera się o śmieszność.. Więcej napisałam na blogu w recenzji. Mam wrażenie, że bardzo zagrzałeś się tutaj, nie jestem juz panoszacym się knurem a wręcz na mnie wrzeszczysz. Na razie, by temperatura ci troche opadła proponuję, żebyś mnie dodał do "ignorowanych użytkowników". Jeśli będziesz mnie nadal strofował na forum poproszę o interwencję Moda. Rozumiem, że masz żal i żyjesz poczuciem krzywdy, ale- jak pisałam- przekieruj ten żal we właściwa stronę, nie w moją. W niczym ani twoja postawa ani dykteryjki mnie nie przekonały. Jak Witkowski- nie trafiasz w sedno.
  5. Nie wiem czy inni, ale ja tak. Bo zawsze jest to jakaś szansa. Jeśli ktoś będzie umiał ją wykorzystać a na to już wpływu nikt nie ma oprócz samego zainteresowanego. Praca z t. może pewne procesy przyspieszyć czy pogłębić. Oczywiście są osoby które do terapii się nie nadają lub nie chcą pracować nad swoimi błędnymi przekonaniami na temat rzekomej mocy terapii i pochłonięcia przez nią. A od tego trzeba by w wielu przypadkach zacząć- od błędnych przekonań czym jest terapia. Myślę że teraz plujesz na t., bo zostałeś z terapii wyproszony za złamanie zasad kontraktu. Odrzucony, a to boli. Przykro mi to pisać, ale napiszę, choć tego nie przyjmiesz: w terapii trzeba być świadomym i rozumieć, że jest się częścią sojuszu a nie bezwolnym poddanym obróbce (jak to piszesz "manipulacji") workiem. Że dwie osoby pochylają się nad umysłem i do tej pracy/obserwacji coś od siebie dokładają. Że jest to również ryzyko pewnego rzędu, ryzyko błędnych interpretacji, błędnych interwencji. Pracują ludzie a nie roboty a umysł nie jest wyrostkiem robaczkowym. Zgodziłeś się na taki kontrakt więc konsekwencją było wykluczenie cię z procesu. To akurat proste. Z pewnością też terapeuta nie wyrzucił ci leków ani nie wiązał ci rąk gdy chciałeś je brać. To była twoja decyzja, bo chciałeś właśnie z tym t. pracować. Należało to skonsultować z innymi, terapeuci i zasady są różne, lub powiedzieć wprost, że twoje funkcjonowanie się pogarsza, iść na konsultacje gdzieś indziej. "Na skraju samobója" funkcjonuje się często w terapii i bez leków. Nic nowego, zwłaszcza w dynamicznej/analitycznej. Taki jest real, tak to się odbywa.Terapia jest bardzo ciężka, pogorszenie, rozproszenie i zjazdy są na porządku dziennym. A rezultaty przychodzą często dopiero po zakończeniu terapii. Jeśli dobrze funkcjonujesz na lekach i nie chcesz terapii to czemu o niej piszesz i ją próbujesz zdyskredytować? Jest mnóstwo takich osób, które wolą leki, ale nie plują na terapię. Jeśli uważasz że twój t. popełnił błąd to zamiast wypisywać tutaj bzdury na temat terapii której nie przeszedłeś i o której nic nie wiesz lepiej by było skierować na niego skargę z konkretnymi zarzutami? Choćby po to żeby mu dać informację zwrotną? W swoich wpisach projektujesz przekonanie, że inni mają jakąś wiedzę tajemną ("manipulacja"), że tą wiedzą mogą cię i innych zniszczyć, że mają złą wolę. Że jesteś bezwolny w czyichś rękach, że dzieje się coś poza twoją wolą czego się boisz (jasne, że się dzieje). Tu jest problem, w tym chorym podejściu. Problem potrzeby kontroli, poczucia małości, braku sprawczości, niewiedzy - stąd t. uznajesz za bogów śmierci a w czyichś wpisach dostrzegasz "wywyższanie się", "panoszenie" etc. Jeśli interesuje cię psychoanaliza (kontaktujesz się z nią przez walkę, czytasz i oburzasz się wpisami), to nie wypieraj tego a zainteresuj się tym, bo może właśnie tam znajdziesz coś wartościowego dla siebie mimo tego że nie spełniłeś kiedyś warunków kontraktu. I skoro przyznajesz terapii moce niszczenia to dlaczego nie uzdrawiania? Rzeczywistość jest taka, że nie ma mocy, nie jesteś w rękach szatana ale i nikt nie zamierza ci zrobić świadomie krzywdy. Nieufność i lęk przed byciem zmanipulowanym to twój własny lęk (z poprzednich relacji jak mniemam) ale nie rzeczywistość. Uczłowiecz siebie i innych, puść gorset, będzie ci łatwiej żyć.
  6. Skąd fantazja, że jestem nadczłowiekiem, nie wiem (tj domyślam się, ale ci juz odpuszczę). W każdym razie twoje wyobrażenie o terapii jest takie samo jak i wyobrażenie o mojej osobie czy o moich rzekomych przekonaniach czyli puste, urojeniowe, kompletnie nie trafiajace w sedno. To co piszesz byłoby wartościowe gdybyś napisał wprost czym ci twoi terapeuci zawinili i o co masz do terapeutów konktretny żal zamiast wymyślać opowiastki z piątej ręki. Po to jest ten wątek jeśli dobrze rozumiem. Bronisz sie przed ideą terapii jakby cię siłą ciągnęli. Jednak jak sądzę nikt cię nie zaprasza, a jeśli zaprasza to nikt z forum. Skąd ten opór skoro nikt nie zaprasza, zmiany nie potrzebujesz i jest tak u ciebie świetnie. No i nie płaczą ci w ramionach tabuny zmanipulowanych przez terapię. Oczywiście, że można żyć bez terapii, żadnego musu nie ma. Myślę jednak, że "walczysz" z terapią bo jednak dała ci dużo, poruszyła i być może naruszyła jakieś twoje przekonania o sobie i świecie. Byc może, zasiała taki niepokój, że go tutaj musisz z siebie wyrzucić, zaprzeczyć. Obudziła niepokój taki jaki i moje wpisy w tobie budzą. Lek przed utratą kontroli, upadkiem maski.
  7. Mam wrażenie że mylisz mnie z kimś. Zastanów się do kogo te żale piszesz, że świat jest inny niż myślisz. Masz żal ogromny o coś, ale mnie w to nie mieszaj. Nie mam z twoją złością i żalami nic wspólnego. Ja ci nie wyrządziłam krzywdy, którą tutaj tak mocno przeżywasz. Wolisz oszczekiwać t., twój wybór, ale ja bym doradziła samorefleksję, skąd tak naprawdę ta frustracja i w stosunku do kogo. Ja nie wierzę, ja wiem, że terapia mi bardzo pomogła.
  8. Dalej snujesz fantazje. Cele są, ale są zmienne, bo klient nie wie sam co chce zmienić, cele zmieniają się w trakcie zgłębiania problemów. Świadomość niewiele wie, nieświadome wie i mówi. Zmianę dostrzegają różne osoby, i delikwent i inni. Oczywiście że nazywają pacjentami, zależy od nurtu. Oczywiście że ktoś musi zapłacić za czyjś czas, wiedzę i skupienie. Nie płaci się za rezultat, który jest w pewnym sensie od woli terapeuty i pacjenta niezależny. Klient/pacjent może spokojnie z terapii wyjść, zakończyć, iść do innego, z kim stworzy inny sojusz, przecież nikt nikogo nie więzi ani nie łapie pacjentów po ulicach. Oczywiście każdy kontakt jest "manipulacją". Oczywiście, na konsultacjach pacjent dowiaduje się, że terapia jest ryzykiem i nie ma gwarancji sukcesu. Oczywiście, psyche nie jest komputerem do naprawienia. Oczywiście, skoro nie pasi ci terapia , nie musisz na nią pójść. Dziwne, bo większość z nich ocenia to inaczej. I metaanalizy i doświadczenia pokazują że psychoterapia jest sensownym, leczącym oddziaływaniem, może niedoskonałym, z pewnością nie skutecznym na 100%, ale jednak tak. To są kłamstwa co rozpowszechniasz. Po co to robisz? Dlatego że -jak przypuszczam- nie jesteś zadowolony z wyników swojej terapii lub tęsknisz za terapeutą to rozpowszechniasz bzdury? Trzeba mieć sporo złej woli żeby takie bzdety pisać. Złościsz się że inni są zadowoleni a ty nie. Krzyczysz jak dzieciak ciem mlika, ciem mlika, a tu nie leci. Może po prostu ust nie otworzyłeś ? Może uważasz że t. ma być twoim bogiem-zbawcą? No nie jest. Cytujesz Witkowskiego a przecież to głupiec.
  9. Fakt. Najlepsza jest lobotomia. I elektrowstrząsy do zabicia delikwenta. Są niezawodne :). Ludzie walą na to drzwiami i oknami, pragną też chodzić otumanieni na lekach do końca życia. W aptekach kolejki a u terapeutów pusto... A dlaczego jedna osoba przeżywa żałobę w rok a inna nie może się uporać z tym przez lata całe? Dlaczego ludzie przeżywają urojone żałoby - po ideach, nadziejach, iluzjach? Jakiś pomysł? Fizykalny oczywiście, bo nie pytam oczywiście o rzeczy tak wymyślone dla masochistów jak wpływ nieświadomych schematów z dzieciństwa czy (oczywiście nieistniejących) infantylnych fantazji ani lęków. Dzięki za pozwolenie i za to że zniżyłeś się do poziomu rozmowy z knurem w chlewie, jak raczyłeś zobrazować moje skromne funkcjonowanie tutaj. Uśmiecham się, bo wiem skąd to twoje zacietrzewienie. Też kiedyś tak miałam, rozpoznaję taką frustrację, i cieszę się że mi się horyzonty rozszerzyły. I szczerze- te twoje walki tutaj jałowe dość, życzę rozwoju mądrości a nie inteligencji. Tyle ode mnie.
  10. Uśmiałam się. Kiedyś takie dyskusje o mózgu prowadziłam też jako materialistka, żądając "obiektywizmu" i "prawdy", wypisz wymaluj jak bigmen. Tyle się zmieniło... Komu pomogła terapia i to analityczna ? Choćby mnie. Tak, sny mogą być źródłem informacji o procesie psychicznym, trzeba umieć je czytać. Inne rzeczy które wypisujesz np. o głupich pacjentach to twoje fantazje. Tu jest tez watek "terapia działa" , warto zajrzeć.
  11. Oczywista bzdura, ale to twoja gra umysłu, ty wybierasz narrację w jakiej chcesz zostać. Dykteryjki jakie cytujesz nie pomogą ci jednak na konfrontację z faktem, że ludzie z terapii korzystają a że nie masz dostępu do ich satysfakcji. Jesteś zazdrosny o tę satysfakcję, bo nie była lub nie jest twoim udziałem. Stąd twoje zaangażowanie w temacie i kłamstwo o "wywaleniu jajek". Gdyby tak było, nie angażowałbyś się w wątek. Do reszty się nie odniosę, bo to są twoje fantazje na tematy terapii a nie opis procesów terapeutycznych/pracy umysłu. Procesów paradoksalnych, więc trudnych do opisania, ale jednak to co ty przedstawiasz jest karykaturą a nie opisem, co rozumie każdy który w takim procesie był. Więc nie ma płaszczyzny porozumienia. Można na terapię utyskiwać, można być rozczarowanym, jasne, terapeuci są różni, ale nie można porównywać umysłu do materii i jej praw, bo to nie to samo. To znak ignorancji. Nie odniosę się, tym bardziej że miejsce w którym bywasz i ty i wielu innych raczyłeś porównać do "chlewu" w innym wątku.
  12. Jasne że możesz pytać :), ale mam spore wątpliwości czy znam literaturę która może pomóc... Bo myślę że to jest temat na terapię. Nie tyle do przegadania (bo świadomość masz skąd to jest), co do odegrania. Tj ilekroć będziesz "prowokowała" odrzucenie t ( a będziesz to bezwiednie robić, założę się), to on/ona zagra inaczej niż twoja matka: nie odrzuci, przekieruje na ciebie wolność/odpowiedzialność, żebyś potrafiła działać bez względu na opinię innych etc, etc. To jest do przepracowania w relacji. A z lektur- ja w sumie mało czytam psychologicznych ksiąg, ale tutaj pierwsze co mi przyszło na myśl to Pia Skogeman "Kobiecość w rozwoju". Mnie też inspiruje Hillman, jeśli jesteś z kręgu depresantów/samobójców to mogę polecić "Samobójstwo jako przemiana psychiczna". Jeśli chcesz pracować ze snami (i zobaczyć co z matką się dzieje w snach, bo pewnie symbolicznie tam bywa) to inspirujący jest Dudek i "Jungowska interpretacja marzeń sennych". Jeśli masz ochotę na więcej to jest B. Fink "Kliniczne wprowadzenie do psychoanalizy lacanowskiej", gdzie podaje przykłady terapii osób, które nieświadomie "sprzymierzają" się z rodzicami realizując ich program (auto-)zniszczenia. Ale własna praca podstawą. Takie książki czyta się z trudnością jesli nie można tego odnieść do swoich doświadczeń. I nie kop się . To że psyche to ciągle rozgrywa nie oznacza że to jest jakoś złe- tylko że temat jest ciągle żywy, że trzeba się nim zająć. Zresztą oddziaływanie rodziców jest tak potężne, że każdy- w stresie- wraca do starych schematów i "myli" innych z rodzicami. W pracy też się zdarza. To normalne, z kompleksem matki walczy się długo, w sumie całe życie :).
  13. Skoro nie masz problemów żadnych i żadnego impulsu do zmiany to twoje zdanie tutaj jest bezwartościowe. Nie masz żadnych doświadczeń - tak jak ja w lotach kosmicznych (o czym się nie wypowiadam). Jednak istnieje cała armia ludzi którym terapia czy analiza pozwoliła żyć lepiej. A raczej- wysiłek jaki podjęli pod okiem t. i ich praca psyche. Istnieją też świadectwa osób, którzy w terapii nie skorzystali tak jak to sobie wyobrażali (choćby dlatego że t usadzili w pozycji boga lub nie interesowała ich własne psyche)- i ich przykład powinien być analizowany, choćby dlatego żeby techniki terapeutyczne udoskonalić. Istnieją też osoby, które bez korekty terapeuty potrafiły zmienić swoje życie w różnych aspektach - bo psyche pracuje zawsze pod świadomym jej aspektem. Są też diady w których praca będzie płynąć i diady niedopasowane, terapeuci myślący i sztywni, bezmyślni. Ale indywidualne doświadczenia i naukowe metaanalizy pokazują, że oddziaływania terapeutyczne są wartościową formą poprawy jakości życia i łagodzenia/leczenia zaburzeń. Ja akurat nie zdecydowałabym się na podejście behawioralne jako na płaskie i tresujące, ale i takie coś -nawet okresowo- może pomóc. Patrząc na twoje wypowiedzi, pełne infantylnej bezradnej złości, w tym wątku oraz innych, mam jednak wątpliwości czy tak dobrze znasz siebie i sobie tak świetnie radzisz. Oczywiście, twoja sprawa i twój wybór, możesz się złościć na terapeutów w nieskończoność (ja też nie lubię dość płaskiej "ideologii terapeutycznej", wolę podejście psychoanalityczne, ale jeśli to komuś pomaga o porządkuje świat to ok), ale jednak jest to znaczące i coś o tobie mówi. Może mówi o twojej porażce i auto-zakłamaniu, zastanów się. Łatwiej jest znieść porażkę, jeśli tych co odnieśli sukces oczerni się, wyśmieje lub poniży ("masochiści"), ale to nie prowadzi do niczego, do przekroczenia żadnego wewnętrznego progu. Jest jałowe.
  14. Właśnie. Więc wyłącz myślenie i nawet kopiąc się w tyłek, klnąc na siebie, wymyślając sobie, gadając do swojej głowy zacznij coś robić i ignorować w głowie swoje analizy, przemyślenia, blokady, wioski, przyczyny, logiki, żale i założenia. Nie musi to być sensowne, nie musi być mądre, nie musi nawet być "etapem do celu". Coś zrób. Ogródek przekop. Obiad ugotuj. Poćwicz z hantlami. Zrób 5.000 kroków. 20 przysiadów. Zacznij od 8.11 i skończ o 10.14 -taki plan sobie zrób. Bo- sorry- od pół roku jak pamiętam (pewnie dłużej) czekasz na cud/zbawcę, skarżysz się, biadolisz nad sobą. To może być źródłem ogromnej wewnętrznej satysfakcji i tego że wzbudzasz w ten sposób zainteresowanie, ale jak sam widzisz- nie działa poza tym. A co jeśli zbawca cie nie zbawi? Co jeśli nie ma zbawcy? Słucham??? Ja mam gdzieś starego konia "odsyłać"? No chyba żartujesz. Jaki profil terapeuty/terapii by ci pasował -dostałeś takich postów mnóstwo. Ja tez o tym pisałam. Padały tutaj propozycje od poznawczo-behawioralnej do speca od psychotyków. Twój wybór co z tym robisz. To co tutaj się dzieje kojarzy mi się z taka grą: dajcie mi coś, a jak inni coś dają, to jest to niedobre, więc mówisz: dajcie więcej, i tak gra się toczy. Do pewnego momentu gdy inni będą mieli dość a ty będziesz mógł odegrać sobie porzucenie- bo to idzie zawsze w tę stronę. Z tego powodu nie zostałeś zakwalifikowany do grupowej- ludzie by cię zjedli bo dawaliby a ty byś brał i krytykował dary w nieskończoność nie robiąc nic. Ja już więcej nic nie mam, chyba że dla postronnych coś napiszę. I odradzam tobie czytać. .
  15. To tu jest właśnie sedno niezadowolenia krytyków terapii. Teraz próbujesz ich upokorzyć porównując ich do "hydraulika" (skądinąd trudna, śmierdząca robota). Ani nie jest tak, że terapeuty nic nie obchodzisz, ani nie jest tak, że terapeuta jest nauczycielem, buddą czy bogiem. Nie jest tak, że ma ci dać narzędzia ani nie jest tak że ty masz się uczyć ze scenek (kurczę, ale pomysł?- to jest tresura). Właściwe podejście do terapii to dobry początek, droga do sukcesu. Od tego w sumie należy zacząć. Dlaczego więc ludzie chodzą i co więcej- sobie chwalą? Może po prostu im zazdrościsz, że cieszą się (może głupio, ale jednak) ze zmian w swoim życiu?
  16. Tak. Miliony much ma także kontakt z g..em i żyje im się równie cudnie. Miałam wrażenie że J. nie żyje się cudnie, ale faktycznie, może się myliłam.
  17. @johnn, tyle napisałeś o innych , ale jak twoje własne postępy? Jak postępuje wewnętrzna praca? Niestety, to wszystko co mogłam ci dać jako informację zwrotną (mogę tylko doradzić naśladownictwo sensownych -podkreślam sensownych- wzorców jako zewnętrzną formę kontaktu ze światem), ale jeśli nie chcesz to oczywiście nie bierz. Dla mnie nie ma problemu, ale nie podpowiem już nic więcej, bo nie łączysz słów ze znaczeniem a tego znów nie składasz w obrazy i metafory, co utrudnia ci odczytanie swoich postaw. Mnie znów trudno się z tobą komunikować bo w komunikacji nie ma niczego obiektywnego ani logicznego i ty też masz ogromny problem z odczytaniem tego co mówię. Jak pisałam- więc nie ma sensu dyskutować i dziwię się że tyle czasu poświęciłeś na pisanie tutaj jakiejś dyskusji z moimi słowami. Może komuś innemu się przyda co pisałam, nic się nie dzieje bez potrzeby :). Miłego dnia w każdym razie i powodzenia.
  18. Jakie piękne fantazje, przerzucasz na świat swoje życie :), więc jednak wszyscy piszemy o tym samym- że ludzkość się kończy. Ludzie się rozmnażają, ale w nieco mniejszym tempie, i dobrze. Lepsze to niż wojna, pandemia czy powszechne wymieranie. Wybór jest prosty- albo starzenie się społeczeństw i rezygnacja z kapitalistycznej nadprodukcji albo śmierć dla wszystkich i dla Ziemi. Ja zdecydowanie odczuwam brak przestrzeni, wolnego miejsca, ciszy i dobrego żarcia. Nie zdecydowałabym się na dzieci w takich warunkach, ale fakt, nieświadomych nie brakuje, więc im smog, stres i byle co do jedzenia wystarcza. Większość dzieci jest teraz bardzo słaba, zaburzona psychicznie, chorowita, alergie, astmy... etc. Oczywiście, że nie jest to masowy trend, ale ja jedzenie- w dużej części -uprawiam sobie sama. Serio. Ludzie nie umierają przejedzenia, ale z tego że jedzą pseudożywność, chemię. Otyłość jest kwestią złego jedzenia (tzw. przemysł "spożywczy"), stresu, nadprodukcji i braku ruchu a nie nadmiaru jedzenia.
  19. Świadomi ludzie wiedzą :), że ZUS to iluzja a to co inni wydają na dzieci odkładaja sobie na starość. Świadomi ludzie wiedzą, że w tym stanie świata dzieci mieszkają ze 30-40 lat z rodzicami i są na ich utrzymaniu po ukończeniu 18 roku życia, co więcej dzieci dorosłe nie muszą utrzymywać swoich starych rodziców. Więc jest to słaba inwestycja. Świadomi ludzie wiedzą, że los potoczyć się może różnie i że życie jest darem ale czas jego trwania- nieokreślony. No i świadomi ludzie wiedzą, że bez czystego powietrza, przestrzeni i zdrowej żywności żaden homo sapiens się nie wychowa. O eutanazji zapomnij- w Polsce za naszego zycia nie będzie.
  20. @carlosbuenoNo jasne, że tak samo jest z kobietami, które są związane ze swoja rodziną pochodzenia, są zaburzone, niezaradne, etc. Z facetami też. Wy traktujecie rozmnażanie jako jakieś trofeum. Tymczasem jest to nuda, lęk, zmęczenie, brak czasu, samorealizacji, użeranie się z systemem, innymi ludźmi, teściami, głupie kompromisy etc. Żaden luksus ani przyjemność. Jasne, że oksytocyna działa, ma się pozory ładu, ale chyba bilans wychodzi finalnie na minus. Wiele par żałuje przecież takiej decyzji, są patchworki, rozwody etc. Więc to życie rodzinne to nie taki cud miód i orzeszki, po prostu lajfstajl jeden z wielu i tylko tyle. Tęsknisz do tego czego nie masz, bo ci się wydaje atrakcyjne, ale tak nie jest. To że ktoś ma kasę nie oznacza że nie jest ubogi w duchu czy poddany matrixowi i dziecioróbstwo wydaje mu się jedyną życiową opcją zabicia czasu na ziemi lub jest do tego powołany. Po to żeby bogaty robił dzieci w nadmiarze musi mieć spraną Systemem głowę. Nie przeczę że nie ma takich. Jednak trend jest taki, że im bogatsze społeczeństwo tym mniejsza dzietność. Inwestuje się w jakość potomstwa a nie ilość lub z potomstwa rezygnuje. Ja pisałam o wyborze nie o wpadkach. Są świadomi ludzie którzy nie wybiorą prokreacji bo mają inne opcje i wiedzę w jakim stanie jest teraz świat.
  21. Co do antynatalizmu to nie jest to nowy wynalazek, ten motyw pojawia się wszędzie tam, gdzie promowane było dziewictwo i asceza lub oddzielenie seksu od prokreacji (np. uznany homoseksualizm czy biseksualizm) i to od tysiącleci, w różnych religiach i formach społecznych. Kiedyś po prostu ludzie nie mieli wyboru, nie było środków zapobiegawczych. Za instynktem seksualnym szedł rezultat i tyle, nikt tego refleksji nie poddawał. Wszystko się mnożyło i zdychało, taki cykl. Teraz prokreacja jest kwestią indywidualnego wyboru, co skomplikowało sprawę na tyle, że wolna jednostka podejmuje (teoretycznie przynajmniej) świadomie decyzję i w związku z tym jest poddana różnym manipulacjom, propagandzie, matrixowi "wartości etycznych", religijnych etc ze strony tych, którzy mają w tym biznes etc. Przy czym prokreacja jest jednym z możliwych lajfstajli, niekoniecznie najfajniejszym, więc tam gdzie rodzi się klasa średnia i pojawiają się inne sposoby życia, dzietność spada, bo jest nieatrakcyjna na tle innych wyborów życiowych. Dzietność a raczej przeżywalność spada też tam, gdzie nie ma fizycznych warunków do życia, jak w Polsce, jak wkrótce na Ziemi. Zgadzam się z @Evia że dzisiejszy nurt "natalistyczny" to funkcja systemu: kapitalistycznego, zusowskiego, religijnego, wgranych memów rodzinnych, że tak trzeba że takie to fajne. Ktoś coś wybrał więc- by utrzymać sensowność tego wyboru -namawia do tego innych bo czerpie z tego jakąś (psychiczną, finansową) korzyść. Próbuje się na siłę z tego robić modę, ze słabym rezultatem zresztą. Prokreacja pozostaje - z drugiej strony-ogólnodostępną i jedyną formą kreatywności ludzi prostych, niektórzy nie są w stanie wysublimować swoich popędów na coś bardziej dziś sensownego. Ale z drugiej strony są dwie kwestie: indywiduaalna ( chcę przeżyć w tym życiu rolę rodzica) i masowa (ludzie nie powinni mieć dzieci ze względu na sytuację ekologiczną/ ludzie powinni mieć dzieci bo zginą nasze memy). Zależy z której strony się patrzy, bo wolność i lajfstajl to broń obosieczna. Tak samo jak "starzenie się społeczeństwa" czy "załamanie systemu" co budzi grozę wśród demografów a cieszy znów ekologów, bo "starzenie się społeczeństwa" jest w sumie - paradoksalnie- jedyną szansą na życie dla potomków. Ze swojej strony uważam, że żeby świadomie dziś dzieci poczynać trzeba być pozbawionym refleksyjności, wrażliwości, wiedzy na temat zagrożeń ekologicznych czy wyobraźni. Nie wiem na ile jest to kwestia "etyki", bo etyka jest znów funkcją psyche, a znów działanie psyche jest tym co nas odróżnia od zwierząt, które co do rozpłodu czy przyszłości nie zadają sobie pytań.
  22. @lily994Ja mam taką myśl, że tak bardzo chcesz się podobać terapeucie, być grzeczną córką-pacjentką, że starasz się ograniczać kontekst seksualny i nie pokazywać swojej seksualności bo - być może z tego co piszesz - celem terapii była zamiana kontekstu seksualnego na inny sposób wyrażania/przyjmowania bliskości. Czyli w pewien sposób uznaliście, że seksualność jest beee i teraz trudno ci przed sobą przyznać że jesteś (bo tak jest) istotą seksualną. Sama zablokowałaś sobie tutaj seksualność wobec terapeuty bo zgadujesz (być może - znów napiszę, bo przecież nie wiem), że w jego oczach (czyli twoich) to jest jakoś złe, źle przez ciebie używane, nieadekwatne, że ty się tym posłużyć nie umiesz ( z powodu swoich wcześniejszych doświadczeń i schematów). Im bardziej chcesz (starym sposobem) uwieść terapeutę-ojca tym bardziej to uwiedzenie blokujesz w sobie i ta energia "spada" do poziomu snu, pragnienia w śnie, gdzie nie ma cenzury. Im bardziej wypierasz tym bardziej wraca (i tym bardziej zawstydza). Fantazje z terapeutami czy sny są ok jeśli są poddane refleksji i wiadomo co się dzieje. Twoje odczucia erotyczne są też ok, w samej erotyce nie ma niczego złego, to energia tylko, energia życia. Warto jedynie się pochylić nad tym, żeby nie stanowiła sposobu manipulacji innymi a służyła ci.
  23. @lily994Wiąże się o tyle że o bliskości masz zwyczaj mówić językiem erotyki. I być może tak samo "opowiada" o tym psyche- przez erotykę. Ze snami jest tak, że to jest produkcja twojej (nieświadomej) głowy-w ten sposób umysł opowiada sobie o wewnętrznej grze energii. Postacie jakie w snach są, niekoniecznie są postaciami realnymi (ich realność to twoja fantazja)- uosabiają jakąś wewnętrzną energię, motyw, rys charakteru, Osobę i nieświadomy stosunek do tego. Seks, penetracja, połączenie, przemoc -tak samo, to tylko język psyche. Tutaj kluczem jest nie to co się przyśniło ale to jaki jest twój świadomy stosunek do tego. Ty jesteś skrępowana i zawstydzona. Skrępowanie jednak świadczy o tym, że ten sen wyraża twoje (zakazane przez świadomość) pragnienie. Jasne, że na poziomie świadomego nie chcesz z nim seksu (wierzę i jest to jasne) , jednak nadal wyrażasz bliskość przez erotykę. Twój umysł (nie mylić ze świadomością) nadal nazywa bliskość erotycznie a ty mu tego zabraniasz (bo próbujesz się wytresować w tym żeby tego kontekstu erotycznego nie było). A zapytam z drugiej strony- co złego w erotycznym pożądaniu terapeuty? W zamkniętym pomieszczeniu siedzi babka i facet i z pewnością ich ciała nadają erotyczne sygnały. Pożądanie terapeuty jest oczywiście dziecinne (bo przemawia symboliczny status), ale w sumie- dlaczego się wstydzisz? Bo podstawiasz go sobie za ojca a z ojcem nie teges bo matka będzie zła? Bo z terapeutą nie można bo jest a-erotyczny, "czysty"? Bo ty masz być czysta w tym układzie? Bo "kontekst erotyczny" jest "zakazany", niebezpieczny, nie wiesz jak go prawidłowo użyć? To co opisujesz jest całokowicie normalne zresztą, t. staje się bazą fantazji erotycznych czy masturbacji. Warto zastanowić się skąd -tak naprawdę- ten wstyd i co on wnosi. Nie sam sen ale wstyd. Może być kluczem. Boję się jednak że taka refleksja się w poz-beh nie uda, ale spróbuj.
  24. A jaki sens mają takie zwierzenia? Zmuszanie się do nich? Ma to jakąś łączność z twoimi problemami i procesem? Bo jeśli sen pokazuje na jakiś proces który jest na tapecie teraz (psyche mówi o tym językiem erotyki np. o conniunctio, o Animusie, o przejściu progu, połączeniu wewnętrznych energii), to nie wiem czym się krępujesz- sen jest znaczącą częścią pracy twojej psyche (choć -sorry-to terapeuta beh-poznawczy czyli dość płytki i jego praca psyche widoczna w snach pacjenta nie interesuje na poziomie analitycznym, nie szkolił się w tym, stąd zresztą twoja błędna interpretacja że seks z terapeutą w śnie to nie metafora a dosłowność i trzeba się tego wstydzić). Jeśli nie jest to znaczące z punktu widzenia procesu - to krępacja znaczy coś więcej. Bo to jest trochę tak jakbyś chciała t. wyznać miłość/pożądanie i pod pretekstem snów ("to niezależne ode mnie< czytaj silniejsze ode mnie). Głupie, bo terapeuta to nie kochanek i twoje nadzieje są naiwne i płonne. I bardzo źle to dla procesu. Ale: czemu nie wyznasz mu miłości wprost tylko na około?
  25. @Kwiatuszek240400Jakby to nie było przykre: związałaś się ze złodziejem. Przykro mi, ale czy naprawdę chcesz spędzić całe życie pod aresztem i udawać, że to normalne? Nie jest. Twój partner to nie "zrozpaczony dłużnik" (skąd długi?) tylko złodziej i bandyta. Takie coś jest jak kubeł zimnej wody- bo jesteś z nieodpowiednim facetem i to cię boli. Tylko w zaślepieniu nie rób z niego Janosika. Bądź mądra, trzeźwa, czas chyba zakończyć ten związek z nikim? Tylko dwa lata zmarnowałaś, uciekaj, to co się stało to dla ciebie błogosławieństwo.
×