Skocz do zawartości
Nerwica.com

doi

Użytkownik
  • Postów

    584
  • Dołączył

Treść opublikowana przez doi

  1. @Poprostu OlaOpór to nie jest tylko w terapii, to opór przed uznaniem treści nieświadomych, bez oddziaływania terapeutycznego. Widać coś ta twoja "zła" terapia jednak poruszyła, skoro nadal chcesz walczyć. A jednocześnie udajesz "szczęśliwego człowieka", by tego bólu co się zbiera nie dopuścić do siebie. Nie ma "nieudanych" terapii, bo każda coś porusza, coś daje, jakąś inną perspektywę. Zależy czy się ją przyjmie jako wzbogacającą. Dlaczego terapia była "nieudana" wg ciebie? Mam wrażenie że oczekujesz cudu- ktoś obok stanie, powie ci co masz w głowie, kim jesteś i cię zbawi. Tak to nie działa, musisz sama, bo całe życie spędzasz ze sobą i ze sobą masz trwałą relację. Tak samo jak nie działa "diagnoza", bo nie jesteś etykietą a człowiekiem- wielowątkowym wewnętrznie skonfliktowanym. Z lęku szukasz diagnozy by kontrolować terapeutę czy dobrze leczy, ale zapewniam cię, że każdy myślący terapeuta tworzy sobie hipotezy robocze i podaje pierwsze interpretacje. Problem w tym czy się to przyjmie i jak. I jak pisałam- nigdy nie jest tak, że jest "cel" i podręcznikowa "realizacja celu" w punktach. Psyche tak nie działa. To jest współczesne samooszustwo. Rozumiem, że byłaś poddana długofalowej manipulacji przez osobę ci bliską, poszukaj więc informacji na temat jak to działa, jak haczy, jak miesza w głowie etc. Polecam tutaj Marie France Hirigoyen i jej "Molestowanie moralne", są też materiały w sieci na temat psychomanipulacji, komunikacji pozornej etc. Tak samo-poszukaj może t. który ma doświadczenie w pracy z kobietami poddanymi manipulacji domowej, przemocy psychicznej. Ja jestem zwolenniczką sensownej terapii psychodynamicznej, ale to już wybierz sobie sama, w każdym razie odradzam tutaj coaching, bo dla ciebie za płytki. Introwersją się nie zasłaniaj. Ja też jestem introwertykiem z krańca skali :), ale w Wwie wiele ośrodków umożliwia zapisy przez net. Wpisanie swojego nazwiska pod odpowiednią godziną w tabelce nie boli. Trzeba chodzić na konsultacje, szukać. Nie diagnozy ale t. dla siebie i do dalszej pracy. Powodzenia życzę.
  2. Nie, nie mam takiej mocy :). Oddaję po prostu to co kiedyś od innych wzięłam. Teraz moja kolej oddać.
  3. Ze swoich doświadczeń, z własnej głowy i drogi, z kilku książek. Może i brzmi, ale nie jestem profesjonalistką, nawet- powiem na offie, psycho nie lubię. @Aurora88dziękuję za miłe określenie, ale się do bycia mądrą ani -bogowie brońcie- "mistrza" jak to Zombiczek pisał nie poczuwam. Odmawiam tej roli.
  4. Oj, to temat rzeka. W tym układzie edypalnym, który wspomniałam (bo jest mnóstwo obrazów tutaj) matka jest kimś, kto dziecka nie puszcza, pochłania, uzależnia, stąd ważna rola ojca-separatora. Matka jest od tego by dziecko odzwierciedlić, nazwać co czuje, znieść złość i frustrację bez zrywania więzi. Od tego też by pomóc zintegrować Dobrą Matkę i Złą Matkę w niemowlęcej głowie a potem puścić w świat i nie trzymać w układzie "mój mały mężczyzna", "moja najlepsza córeczka". I tak syn staje się w sumie partnerem matki a córka jej przedłużeniem nigdy domu nie opuszczając... Matka ma dużo do zrobienia ze swoją tendencją żeby dziecka nie puścić od siebie.
  5. No właśnie, to co widzę to toksyczny perfekcjonizm, który ma zakryć niepewność i sprawić, że ojciec wreszcie zauważy, ba! że wreszcie się odczepi. Tak to nie działa. Coś co nie jest perfekcyjne nie istnieje... Poczytaj o van Goghu, ile błędów robił, jak nigdy nie nauczył się rysować, nie opanował cieniowania, proporcji, ile gniotów wyprodukował. A jednak - porusza i szedł własną drogą. Ładnie uciekłeś od tematu matki i relacji z nią, ale nie naciskam jeśli nie chcesz gadać, bo to są intymne sprawy. Nie wmawiaj sobie psychicznych chorób. Nie jesteś przecież "zaburzony", ale z pewnością masz na karku wiele stresu od dzieciaka, załamanie więc jest całkowicie naturalne ale nie oznacza choroby. "Fobia" to tylko klasyfikacja ale nie człowiek. Takie "zaburzenie", etykietka, da ci kolejny pretekst do ucieczki, do pozbycia się odpowiedzialności i do poczucia się wyjątkowo (szlachetna choroba przez którą nic nie mogę zrobić, ojej, ego w obłokach, życie ucieka, czyż nie o to ci chodzi?...). Uznaj jednak że nie jesteś całością spójną, że Ja i wola to tylko kawałek, a pod spodem jest nieświadome i psychodynamika, która nie jest twoim wrogiem a twoją bezcenną energią zajętą teraz -by nie ranić ciebie, twojej istoty- tworzeniem ci miękkich iluzji i imitowaniem twojej domowej bezradności. Jeśli szukasz grupy poradziłabym raczej wątki DDA. Poczytaj o DDA, o współuzależnieniu, o wstydzie ("śmieciu" tak naprawdę twój ojciec mówi do siebie samego), o złości, o żalu do rodziców. To właśnie haczy. Z pewnością odnajdziesz się tam. Są fora DDA, są mityngi są terapie.Jest terapia on-line, przez skype też,. Szczegóły z pewnością znajdziesz u bardziej zaawansowanych w temacie. Potrzebujesz regularnej terapii, ale nie jest tak, że sam nie możesz nic zrobić, bo terapia jest w zasadzie pracą własną a nie magicznym oddziaływaniem mistrza. Sorry- jesteś młody, sprawny, niegłupi, masz ręce i głowę i nie wmawiaj sobie przeszkód (analogia do ojca, który nie umie położyć tamy swojemu piciu, ale ty NIE JESTEŚ SWOIM OJCEM, choc on by chciał żebyś był). Pisz tu jak coś ci się nasunie, odpiszę w wolnym czasie, ale będę nieubłagana , i inni też sensownie wesprą, bo zły dom jest problemem wielu. Sorry jeszcze raz- wyjazd raz na tydzień 40 km na sesję to chyba nie jest rzecz nie do pokonania dla młodego psychicznie zdrowego chłopaka, którego problemem jest zła przeszłość? Co do biblioteki- książek wokół tematu rozwoju, DDA etc, jest wiele, może jakieś inspiracje znajdziesz na tym forum lub w necie. (szczególnie jednak NIE polecam portalu Włodawca, bo to polityczna ustawka a sam właściciel ma problemy ze sobą). Do tych gamecoś się nie odniosę, bo to już nie moje pokolenie jak widzę... W każdym razie- własne pieniądze mogą sprawić, że z domu fizycznie się odseparujesz a to pomoże psychicznie odejść.
  6. Ależ wiesz co masz robić i piszesz o tym: odseparować się od domu i symbolicznie "zabić" ojca. Tu jest mnóstwo materiału, odniosę się tylko do kilku moich skojarzeń. Marzenia o byciu bezdomnym to podświadoma realizacja planu twojego ojca, który nazywa cię "śmieciem". Nie tylko zdjęcie z siebie odpowiedzialności za siebie ale i czyjś plan na twoje życie. Realizujesz czyjś plan zamiast swój, chcesz być "śmieciem" bo taką rolę wyznaczył ci ojciec. Inne ucieczki oprócz fantazji o bezdomności- intelektualizowanie, etyka, przemyślenia, religia etc. To nie zadna wartość w twoim przypadku bo służy za ucieczkę a nie jest twoim wyborem. Brak umiejętności społecznych- jeśli zawieszasz się na nowo poznanych znajomych z marudzeniem i kwękaniem, nie dziw się, że cię odrzucają. Demonstrację słabości na początku znajomości zniesie tylko masochista lub wytresowany w domu "ratownik". Takich wbrew pozorom mało. Oni mają rację sygnalizując że twojej dziecięcej bezradności nie chcą, bo jesteś-choćby na zewnątrz- dorosły. Pod szukaniem mistrza jest szukanie ojca. I tak samo- zwolnienie siebie z odpowiedzialności za siebie. Niby chcesz się oddać (bogu w klasztorze) - ale to jest właśnie dziecięcie pragnienie, pewnie nie zaspokojone wcześniej, w dzieciństwie. Jesteś zewnątrzsterowny - ma być los, ma być mistrz-tata, ma być druga połówka, które coś zrobią. Nie ma ciebie, siebie nie lubisz (oprócz narcystycznych urojeń o talencie i szczególnej wrażliwości). Czerpiesz wiele ukrytej satysfakcji z tego co jest, więc i nic nie zmienisz. Jeśli nie podejmujesz wysiłku by cokolwiek zmienić (twoje działania są pozorne) to oznacza że ci tak dobrze- nie musisz konfrontować się ze zmianą, z porażką (nauczycielka życia), z ryzykiem, ze sobą. Takie ciepłe wygodne bagienko. Mamine. PS. Nic nie piszesz o matce i ich wzajemnym układzie. Rada: porządna terapia (masz spotkania z psychologiem czy regularne z psychoterapeutą? W jakim nurcie pracujesz?). Zwłaszcza by przepracować relację z ojcem i zezwolić sobie na wyjście do świata a nie realizacja jego planu na ciebie (rolą ojca jest oderwanie dziecka od matki, ochrona przed pochłonięciem przez matkę i zwrócenie dziecka ku światu, zezwolenie na branie ze świata). Wzięcie odpowiedzialności za siebie, bo nikt tego nie weźmie za ciebie. Ideały i przemyślenia twojego Ja są jak widać na razie niewiele warte i są tarczą za którą się fajnie ukrywasz. Taka narcystyczna wieża, ale -jak dobrze wiesz-krucha. Rozwój oznacza jednak zakwestionowanie siebie, swoich pewników. Kwestionuj więc. Twoje "przemyślenia" to tylko obrona przed dorosłością a nie dorosłość.
  7. Nie wiem jak stary jest wątek ale zapytam: do czego właściwie potrzebujesz? Do pogłaskania ego, samookreślenia, dobicia do jakiejś grupy, utożsamienia się z etykietką? Co mówi o tobie taka potrzeba? Bo jak "potrzebujesz" diagnozy na piśmie to jest to raczej objaw ucieczki od samorefleksji, nieufność do siebie a nie wyraz troski. Każdy terapeuta tworzy sobie pewien obraz, "diagnozę" od pierwszego wejrzenia, z tym, że jest i drugie, i trzecie i czwarte wejrzenie. Przecież jest oczywiste, że z czasem pacjent otwiera się bardziej na siebie i nabiera odwagi by mówić więcej i głębiej, tak tez pracuje psyche, że z czasem schodzi sie głębiej a perspektywa zmienia się, inne rzeczy wypływają na wierzch, zmieniają się priorytety. Cel terapii jest zmienny przecież. To że klient coś ukrywa, "zapomina" oznacza, że właśnie to jest ważne. Terapeuci przecież to wiedzą. Ja po kilku latach analizy dochodzę do pierwszych interpretacji analityka. To, że wyrzucasz z pamięci pewne rzeczy i nie chcesz o nich mówić jest w zasadzie formą oporu tak samo jak domaganie się diagnozy. Co to znaczy "sensowna terapia" dla ciebie? Warto się zastanowić tutaj. Bo to o czym marzysz wydaje mi się kompletnym nonsensem a la Witkowski.
  8. To co tutaj się dzieje między Autorką a nami to tzw. komunikacja pozorna, gaslighting. Jesteś zmuszana do tłumaczenia się, do zaangażowania, analizy treści, wersje się zmieniają a w nacisku na szczegóły (w stylu: "to było pięć miesięcy temu a nie cztery, głupia jesteś, nic nie rozumiesz") ginie sedno, właściwy schemat. Być może to część nieświadomego postępowania Autorki, które ma na celu nie dopuścić do świadomości niechcianych treści, realnego odrzucenia czy dyskomfortu. Przypuszczam że tak samo funkcjonował opisywany tutaj związek, stąd niechęć byłego partnera do komunikacji, rozmów i jednoznacznego pożegnania. Więc i brak jednoznacznej żałoby. Dla mnie pouczająca obserwacja mimo że internetowa, bo w realu też ucinam manipulację w zarodku.
  9. Więc i radzę wiele rzeczy. To nie są żadne gotowe rozwiązania, bo psyche ani nieświadome nie jest poddane deklaracjom ani egotycznym gotowcom ani poczuciu sprawiedliwości. To tak nie działa. Należy te wątki przemyśleć, przepracować, skonfrontować się z innym punktem widzenia, czego nie robisz i nie umiesz zrobić. Ja/ego nie zrobi tego, bo z zasady się broni i samooszukuje (opór). Zakładam że te wszystkie posty o tym, że ktoś nie zrozumiał twoich pogmatwanych wpisów są projekcją twojego własnego niezrozumienia. To nie my nie rozumiemy a po prostu ty. Tak działa nieświadome. Jak słusznie napisała @Miss Worldwide, poziom piętnastolatki, sorry. Dobra, można tak długo, ale ja jak twój eks- też odmawiam rozmowy na poziomie twojej manipulacji tą zmienną historią i głupiej bezproduktywnej szarpaniny. Może on też miał dość takich rozmów. Dobranoc.
  10. Naprawdę? Cytuję cię więc: " Poradźcie mi jak sobie poradzić z tym wszystkim, ja nie mogę spać, jeść, budzę się oblana potem. Płacze, sprawdzam go na fb jakie daje posty itd. Nie mogę o nim przestać myśleć. Jak sobie poradzić z zerwaniem, po mimo że nikt nie zerwał ale ja już to tak traktuje bo jakby mu zależało to by napisał, chciał się spotkać itd. Przepraszam za chaos ale nie potrafię sklecić zdania, już nie wiem co robić. Od razu zaznaczę że znajomi mają swoje związki, sprawy i nie mają dla mnie czasu cóż więc po prostu radzę (terapię, samorefleksję, szczerość, dostrzeżenie i przepracowanie wewnętrznych konfliktów, etc, etc etc) skoro prosisz a inni nie mają dla ciebie czasu :). Dobrze, wyłącz powiadomienia na doi bo nie tylko płacz za byłym a jeszcze złość piękności zaszkodzi. PS. czuję teraz co to jest opór i głęboko współczuję psychoterapeutom :).
  11. Tak, właśnie. Piszesz tutaj by ktoś ocenił, wydał wyrok, jakiś jednoznaczny. Nikt tego nie zrobi. Bzdury zresztą piszesz bo czujesz się winna i wiesz, że dużo napracowałaś żeby ten związek niszczyć. A jeśli facet jest niedojrzały (nie wiem tego) to po co z nim byłaś 6 lat i skąd takie "nieadekwatne" emocje? I tak i tak stawiasz się wobec dysonansu, wewnętrznego konfliktu, wewnętrznej utraty twarzy i to ci emocje napędza. Dziecko, nie popisuj się tu agresją, bo na razie -wg którejś tam wersji- to ty kompulsywnie faceta sprawdzasz i to ty się miotasz. Prosisz o pomoc więc i od kilku osób tu dostajesz, inna rzecz że nie potrafisz nic przyjąć. Nie ja jestem twoim problemem ale ty sama. Moje myślenie jest psychologiczne, tworzę jakąś teorię umysłu wg wiedzy jaką posiadam o funkcjonowaniu umysłu. Tu akurat wiedzę mam więc się nią dzielę. Tylko tyle. Nie zapraszam do lektury, jeśli cię to nie dotyczy, ale będę pisać jak coś mi się skojarzy, bo może zainspiruje kogoś innego.Jest opcja "ignorowani użytkownicy", użyj jej wobec nicka "doi" a nie będziesz dostawała powiadomień o moich wpisach. Związek intymny to nie jest układ handlowy jak tutaj porównujesz nieadekwatnie, ale o tym już pisałam. Też -może podobnie jak twój były- czuję że nie ma po co z tobą rozmawiać. Bronisz się, atakujesz innych, oskarżasz eks o niedojrzałość zamiast spróbować zrozumieć co TY robisz i co się dzieje.
  12. Hmm, skonfrontuj to proszę z tym co piszesz tutaj od kilku postów i z pocieszajką jaką wystosowałaś do @bezniczego A pisałaś: na początku naszego związku było różnie. Chłopak do tej pory mam do mnie pretensje że jego trzymałam na dystans a z innymi się spotykałam. Później od jakiś 3lat, nastąpiły same problemy. Ja prosiłam żeby został ale wyjechał i tak się spotykaliśmy te 3lata. Przyjeżdżał, ja robiłam często awantury ze woli być z znajomymi niż ze mną, po prostu za nim tęskniłam i chciałam to mieć tylko dla siebie. Przestał się starać, ja zaczęłam za nim biegać i o wszystko się prosić. Potem się zmieniło że jest tylko swój i stał się otwarty na kobiety inne. Po wyprowadzce pisał do mnie i widzieliśmy się na chwile. Nie byliśmy już blisko fizycznie ze sobą w ogóle bo on tego nie chciał, spaliśmy razem itd ale bliskości nie było. Jak twierdzi walnął focha bo ja odpisywałam zdawkowo i myślał a co on będzie. Ja też nie pisałam, teraz mija miesiąc. W poprzedni weekend był w Warszawie nie wiem po co i z kim, mogę się tylko domyślać i ta myśl też mnie dobija. Ja już więcej nie będę do niego pisała ani dzwoniła bo co po tym jak on nie wie. On nie odczuje mojego braku bo w weekendy albo jest z znajomymi albo jeździ gdzieś jak ta Warszawa np teraz. ja nie mogę spać, jeść, budzę się oblana potem. Płacze, sprawdzam go na fb jakie daje posty itd. Nie mogę o nim przestać myśleć. Ciężko mi bardzo bo byłam gotowa oddać za niego wszystko. Przeraża mnie jeszcze Sylwester, który spędzimy też osobno Ja już nie tkwie w zawieszeniu, uważam że gdyby chciałby być ze mną wyciągnął by rękę w Święta np, albo Sylwestra. Skoro tego nie robi i nie szuka kontaktu to znaczy że tego nie chcę jeżeli komuś zależy to jakoś stara się mieć kontakt z tą drugą osobą, a on nie stara dlatego ja nie mam nadziei. Nie odbierze ode mnie telefonu na pewno. Nie wiem czy mam na tyle siły, żeby spotkać się z nim, znowu tłumaczyć i powiedzieć na razie. Nie wiem czy nie jest lepiej tak jak jest teraz, ja żyję z świadomością że jego cisza oznacza zerwanie ze mną i nie mam do kogo i do czego wracać. Napisałam do niego dzisiaj, bo wczoraj nie miałam siły na rozmowy itd. Ale cisza, nic mi nie odp zapytałam czy ma 30min. Odpisał że nie ma nawet 30min bo jeździ dzisiaj jak głupi i tyle. okłamał mnie, miał dzisiaj czas. Napisał tylko że jak mamy się spotkać tylko po to żebym ja zadawala mu pytania i żebysmy rozmawiali o nas a nie raz już rozmawialismy to spotkanie nie ma sensu i tak i tak. Odp mi tylko że skoro jestem taka mądra i tak juz wszystko wiem to po co pisałam i pytałam. jak przeczytałaś wczesniej nie pisałam do niego ani nie prosiłam o spotkanie On powiedział że wspólne mieszkanie wyszło dla nas na minus, i ze nie działa to jak powinno. Nie wie czy da się to jeszcze w ogóle naprawić. Ja się na nim nie wieszam, nie męczę ani nie nekam go itd bo nie pisze do niego, nie dzwonie ani nie proszę o spotkanie. Tak był w tym mieszkaniu ze mną i dla mnie. Nie jeździł nigdzie na całe dnie i noce a jak szedł na imprezę to nie jechał do rodziców spać tylko wracał do nas do mieszkania. Na pewno mna manipuluje, bo doskonale wie że ja nie zerwe i predzej czy później do niego napisze czy się zobaczymy itd. Nie będę szukala nikogo innego itd. Wydaje mi sie ze nawet chciał ze mną spędzić tego Sylwestra tylko ja już miałam plany, i nie pytał bo głupio. Na sylwestra też miałam plany bez niego, nie płakałam za nim. Nie pochodzę z dysfunkcyjnej rodziny. Mam normalną rodzinę - mama, tata, siostra i ja miałam zapewnione wszystko. Skończyłam studia itd. versus: Pod koniec studiów zmarła moja mama (więc jakim cudem ją masz?) było napisane że ja się do niego już nie odzywam, tak samo jak on do mnie. (naprawdę? na stronie 1 jest że prosiłaś o spotkanie) Byłam przy nim i dawalam mu wsparcie jak był na początku swojej drogi, gdzie każdy mi mówił że jestem głupia. (patrz powyżej gdzie jest mowa o odrzuceniach i kłótniach) nikt sie nie bawił w żadną grę w odtracenia, nikt nie udaje milczenia od dwóch miesięcy bo się po prostu do siebie nie odzywamy (to cudne :)) Jest uśmiechnięty, bawi sie i jak sam mówi nie czuje się w żaden sposób skrzywdzony. Jak poproszę o spotkanie, oczywiście sie ze mną spotka i zapytam czy chce być dalej razem powie nie wiem, boję się że będę żałował jak się rozstaniemy. Jemu też nie jest łatwo wyrzucić do kosza 6lat. Już pytałam i tak mi właśnie odpowiedzial. (a ponoć się nie odzywacie do siebie?) Itd, itp .... Sorry mogłabym tak w nieskończoność,. bo u ciebie co post to inna wersja i nowa wersja iluzji. To wszystko to są twoje gry umysłu. Że są zmienne świadczą o sporej ambiwalencji w stosunku do siebie, związku i utraconego obiektu. Możesz sobie bajki opowiadać, czy próbować innych ogłupiać, taką durną doi na przykład, ale jest czarno na białym. (już mi się nie chciało zestawiać tematami) Do tego co tu wymyślasz. Źle się czujesz nie z powodu rzekomej "miłości" a (choć temu zaprzeczasz i wypierasz) z powodu poczucia winy/poczucia krzywdy, lęku separacyjnego (analogia do żałoby po matce, temat pojawia się w 1 poście) i narcystycznego ciosu ("to on na mnie nie zasługuje"), bo w swoim mniemaniu zostałaś odrzucona przez kogoś, kto jest "niżej", jest gorszy. Są dwa typy żałoby. Jeden, gdy relacja i obiekt były ambiwalentne, występuje więc silne poczucie winy i krzywdy a Ja jest słabe, zjeżdża do infantylnych potrzeb przynależności ( u ciebie objawia się to przez kontakt symboliczny przez wirtual z utraconym obiektem, nagabywania o spotkania i same spotkania). Wtedy żałoba to ogromna energia i ciągnie się to latami, bo żąda się aby ktoś określił jednoznacznie co się tak naprawdę stało i żeby wyprowadził z tego dysonansu. Dysonans emocjonalny i poznawczy są trudne do zniesienia i właśnie to jest twój przypadek- żądasz żeby ktoś (utracony obiekt, forumowicze) jednoznacznie określił jaki to był związek, że on się już skończył. Pod teym jest pragnienie dziecka, żeby obiekt jednocześnie był (jak np utracona matka, bo rozstanie jest echem rozstania z rodzicami). Drugi typ żałoby jest wtedy gdy Ja jest okrzepłe, dojrzałe a utracony obiekt jest jednoznaczny: dobry- (idzie w stronę smutku) lub zły (idzie w stronę złości). Twój brak dojrzałości jest nie tyle w ambiwalencji i takim toksycznym związku który teraz nachalnie idealizujesz tak jak idealizujesz swoją rodzinę raz pełną raz niepełną, ale w tym, że decyzję za to "co dalej" oddajesz komuś innemu. Nic nie stoi na przeszkodzie byś sama podjęła decyzję i zakomunikowała światu i sobie rozstanie. Nie jesteś jednak do tego zdolna- nie masz kontaktu ze sobą (a z iluzją swojej wyższości i iluzją jego niższości), nie masz kontaktu z byłym (widzisz go ambiwalentnie, przez zmienne fantazje o nim, oczekiwania, stratę czasu a nie przez real, raz jest dobrym obiektem raz złym, masz nadzieję że to tylko gra-jak było do tej pory) i nie jesteś w stanie ogarnąć swojego własnego dysonansu (np energię rozładowujesz przez podglądactwo i fantazje o tym co podglądasz czy złość na doi). Stąd właśnie te -rzekomo miłosne- emocje: z ambiwalencji obiektu, z dysonansu, poczucia winy, poczucia krzywdy, lęku przed separacją, infantylnego i słabego Ja. Będą długo i będą odzywały się czkawką.Nad tym się trzeba pochylić a nie wymyślać tu codziennie głupoty. I jeszcze: wcale nie uważam, żeby taki sposób kończenia relacji był miły czy elegancki. Ale po tym jak przeszorowaliście się nawzajem może być tak, że nie ma już nic do powiedzenia bo nie ma do kogo mówić; jest lęk przed zbędną rozmową i obustronna ambiwalencja stąd niechęć byłego do konfrontacji. Facet woli uciec- w zabawę, w życie, bo to się działo z twojej strony ( lub obu stron) było przykre, obrzydliwe. To akurat ludzkie, rozumiem.
  13. Acha. Więc nie ma żadnego problemu, nie eksplodujesz z narcystycznego cierpienia młodego Wertera, i wszystko git. Przepraszam że się wtrącam :). Miłej zabawy więc pani życzę dalej. Chyba ktoś inny pisał o tych kłótniach, niedopasowaniu, związku na odległość, braku seksu, grze w odtrącenia i w udawanie milczenia od dwóch miesięcy. Musiałam się pomylić, że w pierwszym poście tutaj jakaś zagubiona dziewczyna usiłuje dokonać ekspiacji i samopocieszeń, bo wie, że poraniła kogoś od kogo się uzależniła i teraz jej źle, sumienie gryzie więc chłopak niedobry, choć z 6 lat w związku się z nim bawiła. Pewnie ten chłopak też nie wie co robi jak ja, nie myśli jak jakieś głupie doi i taką wspaniałą, pomocną i szczerą osobę jak Loginn zbywa niezasłużonym milczeniem. Pewnie inny login to wszystko pisał. Stara już jestem, niedowidzę. Jeszcze raz bardzo przepraszam.
  14. Nie, nie zdziwiona, bo wiem, że pisuję z manipulatorką i co moment-jak zauważyłam-będzie inna wersja dramatyczna. Raz jest że on robol a ty go ratowałaś by twoja rodzina mu fajną pracę załatwiła, choć jak teraz wiemy- on bogaty z domu. Raz, że on był zaangażowany a ty go nie chciałaś, nawet w żałobie i biegałaś demonstracyjnie za innymi, a potem ci się odwidziało. Raz że jak był to wszczynałaś kłótnie, potem znów, że tak wspaniale wam się mieszkało- co mało prawdopodobne, skoro on jednak zdecydowanie uważa inaczej. Raz że rozpuszczony, a wcześniej, że obiady ci robił i dom wam ogarniał. Raz że związek cudny a zaraz mimochodem, że seksu nie było od dawna a jak był w domu to awantury robiłaś , żeby on pojął jak bardzo jest kochany (faktycznie, doskonały sposób okazywania miłości, warto zapytać po kim to masz?). Raz że tak się cieszyłaś, że pracę marzeń dostał, za moment znów że jak ją dostał to był problem, bo ją chciał wykonywać. Najpierw, że w rodzinie miałaś wszystko, po prostu ideał wychowawczy, a jednak w związku funkcjonujesz na sporym poziomie zakłamania, odpychania, kłótni, zlania, co jednak świadczy - wybacz - o twoich poważnych rozwojowych deficytach i sporej niedojrzałości. Raz że on ci dawał (i daje) sygnały, że cię nie chce (co ignorowałaś i ignorujesz), teraz znów że ty go nie chcesz i że ten ideał wcale nie ideał bo "wychuchany przez mamusię". Raz że przeraża cię Sylwester bez niego, a zaraz, że niech sobie pannę znajdzie. Raz że należy ci się informacja od niego, on ma przyjść i się jasno wytłumaczyć, a potem, że to ty go odpychasz, dumnie się nie kontaktujesz choć ukradkiem go sprawdzasz czy ma czas, kłamie i czy nie ma nowej panny. W każdym poście zaznaczasz, że się nie kontaktujesz a jednak na Fb go śledzisz i wiesz gdzie w delegację wyjeżdża. Raz się podniecasz, że pewnie by na Sylwestra został gdybyś tylko łaskawie poprosiła i twierdzisz że tak bardzo kochasz a teraz znów że to kawał bezczela co na imprezy chodzi. To co piszesz jest kompletnie inne niż w pierwszym poście. Zlituj się, jak ty te narcystyczne fantazje ogarniasz :). Ja rozumiem, że człowiek ma niespójne emocje i kłamstwami sobie radzi z odrzuceniem (a ty nawet z samym związkiem), ale nie dziw się, że trudno zrozumieć te fantazje, bo są hmm... wielowątkowe. Może nie myślę, ale czuję, że tutaj nadal grasz w to, co grałaś w związku do tej pory- w wyimaginowany dramat. To część waszej gierki. Skoro tyle razy już się bawiliście (i może będziecie bawić) w przyciąganie-odpychanie, to po co ci jeszcze forumowa widownia? Żeby emocje było większe? PS. Zauważ, że nie eksplodowałaś jeszcze z tych emocji jak zapowiadałaś z emfazą na początku... Nie da się ukryć. To co zafundowałaś: odrzucenie-przyciąganie, kłótnie, zazdrość, protekcjonalne traktowanie i uległość, manipulacje, ignorowanie gestów odrzucenia (patrz pierwszy post, bo zaraz będzie że wymyślam), narzucanie się komuś jest ciężkie. Nie wiem co faktycznie robiła druga strona i nie jest to ważne. Nie jest też ważne też jak twój tekst czytam. Znaczące jest jak ty funkcjonowałaś w związku, dlaczego w taki układ weszłaś, dlaczego ignorowałaś odrzucenie choć sama je prowokowałaś, jaki te gierki mają związek z twoim dzieciństwem, relacjami między twoimi rodzicami. Znaczące jest to że manipulujesz i układasz sobie teraz narcystyczne dramaty i wersje wydarzeń. To jest ważne. A do wyjaśnienia jest tylko jedno- jaką naukę wyciągniesz. Bo na razie się stawiasz, ego napinasz, ale głupio, z niekorzyścią dla siebie. Przestań sobie w kółko kłamać i fantazjować, to już będzie krok we właściwą stronę. PS w pierwszym poście używasz bardzo często słów "nie ukrywam", co oznacza właśnie, że ... ukrywasz. Kłamca często przesadnie zaznacza, że jest szczery. To jedna z oznak kłamstwa.
  15. Właśnie. Taka wszechmoc i protekcja. Ja dam ci pracę, ja dam ci wsparcie, biedaku, łaskawie cię dopuszczę do łoża, jak wychodzisz to sobie przez 2 lata. A tu się facet wymsknął i bezczelnie się nie odzywa, a ty taka dobra byłaś. Też bym zwiewała na jego miejscu, żeby zawdzięczać coś sobie a nie pannie z fochami. Też byłaś przekupywana kasą i ciuchami przez rodziców? Załatwiali ci coś? Żeby rzeczy dostać i dostać ich uwagę musiałaś być grzeczna i uległa, musiałaś kłamać? Materializm jako jako najwyższe prawo? Kto biedny ten bezwartościowy, tak? Warto się zastanowić skąd to manipulatorstwo, brak granic i gierki. Jak dla mnie wątek zawsze idzie do dzieciństwa. Tam sobie szukaj. Oczywiście że ja nic nie wiem. Mam tylko skojarzenia na temat tego co piszesz. Nikt nie wie, nawet psycho, nawet ty jako ego-świadomość, bo poziom świadomości to samo-oszustwo, wyparcia i racjonalizacje. Piszę bo lubię, tobie się nie przyda raczej, wiem, ale może komuś innemu? Jest normalne w normalnym związku przy założeniu, że druga strona jest pewna, że chce odejść i podjęła taką decyzję. Tutaj jest inaczej- nie komunikowaliście potrzeb wprost a manipulowaliście sobą kilka lat fochami, odpychaniem-przyciąganiem, udawanym milczeniem, kłótniami, gierkami etc. Po drugie możliwe jest że druga strona nie jest pewna bo jest zmanipulowana, skołowana, chce po prostu uciec a rozmowa ją przerasta, zwłaszcza gdy ty się od dawna narzucasz, żądasz, "bo ci się należy". Więc akt odepchnięcia traci na znaczeniu, nic nie znaczy oprócz tego "masz przyjść do mnie bo ja odpycham". Problem w tym, że ta formuła wam się wyczerpała. Już się zmęczyła. I naprawdę związek intymny kojarzy ci się z kontraktem, umową o pracę? To jest bardzo, ale to bardzo ciekawe skojarzenie... Tak jakbyś "zatrudniła" tego "nikogo" na stanowisku przydupasa wielkiej pani z kasą a teraz miała pretensje, że nie napisał podania o zwolnienie z pracy, które ty łaskawie rozpatrzysz. Przecież tak to nie działa.
  16. @Loginn I jeszcze jedno skojarzenie o narcyzmie. To jest narcyzm- postawa "mi się należy", "mam być najważniejsza", "on ma mi się wytłumaczyć". Teraz cierpienie sobie zmieniasz na narcystyczne podniecanie się uczuciami. Takie wielkie to twoje cierpienie, że "eksplodujesz", takie wspaniałe, taki fajny związek, tak bardzo czekasz i tak bardzo kochasz i tak nigdy z nikim nie będziesz chciała być To są fantazje, to właśnie napędza, takie podniecanie się sobą. Rzeczywistość jest jednak taka, że takich cierpień wszyscy mają na pęki, jest to kolejny etap gry jaka prowadzicie od dawna, i, i jeśli dobrze zrozumiałam, że na te 6 lat waszych obopólnych manipulacji okresy jakiejkolwiek harmonii i kontaktu z realnym partnerem (poza fantazjami) są ułamkiem.
  17. Ale doczytałam post w którym piszesz że interesujesz się co robi, sprawdzasz go etc. Pisałaś " Wstaje zlana potem,myślę o nim". No i codziennie tutaj piszesz w sumie o nim i o rzekomym związku. To jest podtrzymywanie symboliczne fantazji, kontaktu. Jest były, dziecko, jest, zrozum to wreszcie. :). Choćby z tego powodu że jak piszesz w drugim zdaniu "nie odzywa się do mnie" . Naprawdę to jest związek, jak ktoś się nie odzywa? Chyba tylko w twoich fantazjach. I jeszcze coś mi przyszło do głowy- że ty- jeśli dobrze zrozumiałam- rozpieszczona, wychowana w poczuciu wyższości masz pogardę i złość dla kogoś, kto był na niskim stanowisku i kto obdarzył cię uczuciem. Teraz być może zakładasz, że jemu (temu gorszemu) szansa na dobrą pracę się nie należy i że z samych twych zalet powinien cię kochać po grób robiąc ci obiady, będąc na żądanie i pracując jako robotnik. Tak nie jest, bo facet poczuł swoją wartość i pragnie kogoś, kto (w odróżnieniu od ciebie) tę wartość mu potwierdzi, bez względu na to czy ma dobrą pracę czy jest robotnikiem. Po prostu nim pogardzasz i stąd żądasz (kontaktu, jasnych reguł rozstania) i stąd taka wielka frustracja. Bo tu piszesz o frustracji w sumie (że nie zasłużyłaś nawet na jasne rozstanie od kogoś kogoś stawiasz "niżej"), nie o smutku. Boli cios narcystyczny a nie miłość. Ktoś ci uciekł, kto miał ci służyć nie bacząc na twoją podłość. I to boli, nad tym jest refleksja a nie nad tym, że ten związek był głęboko wadliwy. Patrz: " Pracował z początku jako robotnik, wtedy jeszcze pokazywał ze mu na mnie zależy itd. Później od jakiś 3lat, nastąpiły same problemy. Dostał pracę w delegacji swoja wymarzoną." lub " Nabrał bardzo dużej pewności przez ta prace-wcześniej byłam mu potrzebna bo był nikim, jak tylko dostał ta pracę stałam się zbędna" Czyli dopóki był robotnikiem to go odpychałaś i on wracał (to nie był "problem", bo ty się nim bawiłaś) a jak się umocnił zawodowo to nagle dla ciebie zrobił się atrakcyjny, ale już wtedy zmądrzał, że nie chce kobiety, która nim pogardza (piszesz "nikt", "robotnik"). Uraziłaś go i się odgrywa. Z twojego poczucia wyższości twoje upierdliwe przekonanie, że on ci jest coś winien, że on ci coś musi powiedzieć. On ci nie jest nic winien. Ma cię w d..pie. Wspólne mieszkanie zaproponował ci jak z tobą nie był- na bazie swoich fantazji o kimś nieobecnym, swojej tęsknoty. Rozczarował się realem i tyle. Jeszcze jedno: nie musi kogoś mieć żeby potwierdzić, że cię nie chce. Każdy musi przejść żałobę po swoich iluzjach i oczekiwaniach. On też. On może być sam i nie chcieć być z tobą. Nie dziwi mnie- upokorzeniem kogoś ani fantazjami nie tworzy się relacji. A ty uparcie odmawiasz uznania rzeczywistości, m.in. swojego manipulatorstwa i konsekwencji tego.
  18. Możliwe. Jednak to ty nie rozumiesz dynamiki związku, nie rozumiesz odmowy i codziennie podglądasz co robi twój były jakby to było ważne. Ja tego nie robię. Przyjrzenie się swoim bagażom to twoje zadanie a nie moje. Wypieranie że niby jesteś ideałem, twoja rodzina jest super etc, etc niczego nie zmieni. Jak widać z tego co piszesz- zdecydowanie tak nie jest. Prosisz o rady- taka jest moja.
  19. Ojej, z kim ja rozmawiam :). A ty dysfunkcje wyobrażasz sobie jako chodzenie głodnym i obdartym. Przecież nie o to chodzi a o to jakie masz wgrane schematy zachowania (np. ukrywanie uczuć, odpychanie by kogoś przyciągnąć). Z poziomem materialnym ani formalnym wykształceniem nie ma to nic wspólnego.
  20. Tak, pozwoliłabym. Bo seks nie ma wiele wspólnego z prokreacją we współczesnych czasach, jeśli ma się jakąś wiedzę. Edukacja seksualna się kłania. Seks nie równa się prokreacji, wbrew temu co nam ciemnogród od jakiegoś czasu usiłuje wmówić. Różnymi formami seksu można się cieszyć nie prokreując. Znowu- kwestia wiedzy. Seks -z punktu widzenia męskiego zwłaszcza- jest odrębny od relacji. Napalony 17-latek ma w nosie "zaufanie", napalona 17-latka także ma gdzieś "trwałość", bo nic o życiu nie wie. Skąd można wiedzieć na ile związek jest trwały dopóki ten się nie skończy? Pozostają tylko oczekiwania i nadzieje. Zbliżenie polega więc na iluzji i podjęciu pewnego ryzyka. Jeśli obie strony chcą, oczywiście. Gwałt wykluczam. Oczywiście że sobie wyobrażam 17-latkę która uprawia seks z chłopakiem, który ją kiedyś zostawi.. I co z tego? Czy cierpienie 50-latki jest mniejsze jak ją zostawi mąż po 30 latach pożycia i tylu fajnych kontaktach seksualnych? Miłość, seks, rozstanie- przecież to życie samo, jak można przed życiem się bronić. To jest dopiero tragedia.
  21. Nie, mnie twoi rodzice nic nie obchodzą. Jednak wiem, że pewne postawy nabiera się/uczy się w relacji z pierwszymi opiekunami, nieświadomie, przyjmuje się pewne założenia i fantazje dziecięce co do funkcjonowania świata. Na głębszym niż świadomość poziomie. I właśnie tam, w przeszłość, warto zajrzeć, żeby zrozumieć co się tak naprawdę dzieje tu i teraz. No, pojęcie jakieś tam mam, od 30 lat w szczęśliwym związku, bez fochów i melodramatów na siłę :). Patrząc po twojej reakcji na temat rodziców, twoim funkcjonowaniu w związku jak to opisujesz i dość miernym doborze partnera, który się teraz tobą bawi (w odwecie na twoje zabawy) raczej pochodzisz z jakiejś dysfunkcyjnej rodziny. Nie żeby to kogoś interesowało czy było twoją wadą, ale zamiast foszyć, bronić się czy dramatyzować warto się przyjrzeć, jaki bagaż na drogę dostałaś. To wszystko.
  22. Czyli jednak miałam racje o postawie zawieszania się na kimś czy nękania. Ach, czyli państwo od kilku lat się bawią i budują sobie melodramat. Te posty to kolejny etap w stylu "nie odzywam się to jemu będzie zależało i przyjdzie". To nie jest żadna relacja miłosna a gra społeczna na wyniszczenie. Tu nie ma miłości a podłośc, zależność, infantylność, głupota. Jesteście głęboko zakłamani i nieszczerzy wobec siebie jak więc możesz nagle wymagać szczerości jeśli sama jesteś nieszczera? Patrz: A co takiego przeszkadzało zachować się naturalnie i zgodnie z tym co czułaś? Życzę mądrego psycho, żeby nie nabrał się na twoje żądanie "zrób, żeby nie było emocji i mogłabym bez kosztów udawać dalej jak robię to od dawna" i dał ci czego naprawdę potrzebujesz: konfrontacji z przyczynami dla których twój fatalny, toksyczny związek to była gra i udawanie, nieszczerość zachowań, wzajemne narzucanie się, odpychanie jak komus zależało i płynność granic. W imie czego trzymasz się kurczowo spodni i budujesz- jak głupio i może z kims nieodpowiednim- bliskość. Poszukaj u mamy i taty, tam może coś się znajdzie. Tu życzę powodzenia.
  23. Sorry, ale każdy by chciał sprzątaczkę za darmo. A był w tym mieszkaniu dla ciebie? "Znak zapytania"=koniec. Łatwo zrozumieć. Facet cię nie chce, nie chce seksu, nie chce kontaktu. Życzeńµ na Sylwestra to mnóstwo dostałam od dalszych znajomych- to nic nie znaczy. Problem w tym, że ty nie chcesz zrozumieć przekazu, metafory, eufemizmu; nie chcesz uwierzyć. Jednak dopóki nie uwierzysz nie zaczniesz zdrowieć. Być może jemu sprawia frajdę jak się tak na nim zawieszasz i czekasz. A wg ciebie to był dobry związek? Jakie jest twoje zdanie? Naprawdę jest o co walczyć? Ja wątpię. To co opisujesz to jakiś koszmar. Jednak wypisałam to co sama pisałaś, ja tego nie wymyśliłam, to ty tak naświetliłaś swoją historię. Problem w tym że inni widzą czego ty nie chcesz zrozumieć sama. Pomysł terapii dla ciebie (nie dla pary) czy konsultacji dobry.
  24. Przeczytałam jeszcze raz co napisałaś w pierwszym poście bo może się mylę ale nie. Przecież ten facet od dawna daje ci sygnały, że nie chce tego związku. Nie wiem co w tej relacji było konktretnie, ale tam cos jest nie tak i to głęboko. Co ma być "zerwaniem"? Jak to ma się odbyć? Ma ci to jakoś zaśpiewać po okniem, napisać na pięknej kartce, do knajpy zaprosić? Przecież już dawno zerwaliście ze sobą (on zakończył znajomość) ale ty nie odczytujesz tych sygnałów. Nie odbierasz sygnałów oddalenia, zerwania- to właśnie jest postawą nękacza, który nie przyjmuje do wiadomości, że ktoś go nie chce (bo jest to dla niego dewastujące, on jest zlany z obiektem, bez obiektu nie istnieje). Co więcej - przecież od początku dawałaś mu do zrozumienia że go nie chcesz (flirty z innymi, awantury). On przez kilka lat ci sygnalizował że nie chce z toba być a ty to wyrzucałaś ze świadomości. On się od ciebie odgania teraz. Jeśli wprost ci mówi że nie chce sie spotykać czemu naciskasz? Żeby cie przekonać do tego co już wiesz (że to już dawno koniec)? Jak sobie poradzić? To normalne że boli, tym bardziej że ty jesteś (z jakichś powodów) bardzo wrażliwa na bycie porzuconą (do tego stopnia że nie chcesz tego przyjąć do wiadomości). Teraz twoją pracą jest odbudowanie poczucia Ja zamiast (iluzorycznego w tym przypadku) poczucia My. Jakby to nie brzmiało okrutnie, to nie był żaden związek a z tego co piszesz- jakaś gra, pasmo awantur i facet, który próbował się oswobodzić od ciebie, ale nie wiedział jak. Żałoba po związku trwa ok rok, nie wymagaj od siebie żeby o tym nie myśleć i się śmiać, ale możesz odbudować swój krąg znajomych, swoje przyjemności, swoje zainteresowania i hobby, etc. Życie singla, poczucie równowagi i własnego dobrostanu. I jeszcze- na twoim miejscu poddałabym refleksji to dlaczego tak wieszasz sie na kimś, że cię nie ma gdy jego nie ma i dlaczego na czyjeś zainteresowanie reagujesz głupią grą "nie chce cię"- a gdy obiekt sie oddala ty reagujesz przywiązaniem i zazdrością. To bardzo niszczące dla każdego związku, a przede wszystkim dla ciebie. Może to się bierze z jakichś zaszłości z dzieciństwa, warto sie temu przyjrzeć by nie popełnić tych samych błędów. Związek nie oznacza wymazania Ja a relację dwóch osobowości. Rozstanie może być przykre ale nie jest dewastujące jeśli ciągle jest Ja. Do przemyślenia twoje wyobrażanie na temat związku, oczekiwania, fantazje i iluzje. Wmawianie sobie, że to miało jakąś wartość, facet jest ok ale sie pogubił czy że chce wrócić ale nie wie jak podświadomie łagodzi ból, ale nie jest prawda a iluzją. Daj mu już spokój, nie oczekuj cudu i pozwól sobie na żałobę.
  25. Nie ma. Przecież sytuacja jest jasna. Bawisz się teraz w nękacza- dostajesz kilka razy odmowę kontaktu, ignorujesz ją i próbujesz się skontaktować na siłę, żeby podtrzymać sobie iluzję kontaktu i nadzieję. Analogicznie do swojego wcześniejszego zachowania -uporczywie robiłaś facetowi awantury i narzucałaś się, gdy dawał do zrozumienia, że nie chce związku. Byłaś w toksycznym związku. Normalne relacje tak nie funkcjonują. Typowe że walisz głową w mur, żeby znów mieć te same tę samą satysfakcję ofiary i ciągle idealizować kogoś by sobie dać emocje. Całe szczęście że tak się to skończyło, bo mogło gorzej. Żeby sobie pomóc na przyszłość może warto poczytać o toksycznych związkach i zastanowić się dlaczego podtrzymywałaś taki pseudo związek i iluzje na temat jego trwania. Co trzymało, jakie oczekiwania, emocje i iluzje. Poczytaj o nękaczach, może coś to podpowie.
×