Skocz do zawartości
Nerwica.com

Bezradność

Znaleziono 2 wyniki

  1. Mam 20 lat i moja mata jest alkoholiczką od kilkunastu lat... Gdy byłam mała widywałam matkę ciągle pijaną, niezainteresowaną mną ani moim życiem. Opiekował się mną tata i starsza siostra., mama była w domu ciągle pijana... Czułam się i nadal czuje odpowiedzialna za dom, za wszystkie obowiązki. W domu jest to temat tabu, nikt o tym nie rozmawia. Mama leczyła się, był czas gdy nie piła. Relacje rodziny się poprawiły. Wróciła do pracy i coraz częściej znowu zaczyna pić... Siostra wyprowadziła się już z domu.. Czuję, że nie radzę sobie ze swoim życiem... Nie mam znajomych ani nikogo komu bym się mogła wyżalić. Przez obojętność matki na moją osobę, brak zainteresowania mną nawet, gdy jest trzeźwa, brak docenienia od najmłodszych lat nie miałam motywacji do nauki, żadnej pomocy, teraz nie zdałam matury... Nie mam żadnych zainteresowań, jestem przez tą sytuacje bardzo zamkniętą osobą, nie umiem z nikim rozmawiać nawet z rodziną.. Z matką prawie nie rozmawiam, nawet gdy jest trzeźwa czuję do niej żal, nienawiść i będąc z nią sam na sam nie rozmawiamy. Tata stara się podnieść, uratować naszą rodzinę, wiem że nie jest mu łatwo dlatego nie dokładam mu zmartwień, bo bardzo go kocham za to co robił i robi. Miałam plany wyprowadzenia się z domu, lecz nie zdałam matury i z jednej strony nie chcę się wyprowadzić i zostawić tatę z tym wszystkim. Spędzam ciągle czas w domu, nigdzie nie wychodzę. Spotykam się jedynie z chłopakiem, w którym się zakochałam, ale nie opowiadam mu o niczym, ponieważ się wstydzę.. On uznaje mnie za osobę cichą i skrytą, bardzo chciałabym się otworzyć chociaż przy nim znowu być szczęśliwa, być sobą.. taką jaką byłam przed tym jak matka zaczęła pić... odważną, wesołą, chętną kontaktu z innymi. Nie mam motywacji do niczego... Nie chce już takiego życia z dnia na dzień... chciałabym mieć plany, marzenia, jakieś zainteresowania, a przede wszystkim znajomych i normalną kochającą rodzinę...
  2. Dzień Dobry,Piszę żeby się wygadać, bo już nie wiem co mam zrobić a mam wrażenie że zaraz eksploduje. Byłam z chłopakiem 6lat teraz w kwietniu, na początku naszego związku było różnie. Ja na początku go zlewałam, nie chciałam się przytulać itd. Podobał mi się na studiach i chciałam żeby do mnie zagadał itd. Dużo rozmawialiśmy na studiach, byliśmy na kilku randkach. Kiedy zapytał się czy będziemy razem, powiedziałam że możemy spróbować ale ja niczego nie obiecuje. Nie ukrywam że nie angażowałam się w ten związek na początku. Pod koniec studiów zmarła moja mama, jakoś próbowałam sobie z tym radzić, szukałam partnera na Internecie. Chłopak do tej pory mam do mnie pretensje że jego trzymałam na dystans a z innymi się spotykałam. Przy czym jak się wprost zapytałam czy będziemy razem odp że ok ale niczego nie obiecuje. Spotykaliśmy się, ja przyznaje byłam wycofana. Kiedy on chciał się że mną przespać na pierwszych naszych wspólnych wakacjach, ja nie chciałam. Mieliśmy różne etapy kłótni, nie ukrywam że były one też przez moja zazdrość, trochę go testowałam. Potem już byliśmy blisko, było przytulanie itd. Pracował z początku jako robotnik, wtedy jeszcze pokazywał ze mu na mnie zależy itd. Później od jakiś 3lat, nastąpiły same problemy. Dostał pracę w delegacji swoja wymarzoną. Pamiętam jak dzisiaj jak obydwoje płakaliśmy. Pytał czy będziemy razem dalej jak wyjedzie. Ja prosiłam żeby został ale wyjechał i tak się spotykaliśmy te 3lata. Przyjeżdżał, ja robiłam często awantury ze woli być z znajomymi niż ze mną, po prostu za nim tęskniłam i chciałam to mieć tylko dla siebie. Ale on tego nie rozumiał. Nabrał bardzo dużej pewności przez ta prace-wcześniej byłam mu potrzebna bo był nikim, jak tylko dostał ta pracę stałam się zbędna. Dobrze ze byłam ale nie płakał by po mnie. Przestał się starać, ja zaczęłam za nim biegać i o wszystko się prosić. A on łaskawie się zgadzał. Miał pretensje że co przyjeżdża na weekend to są tylko awantury. Nie ukrywam, robiłam awantury. W dniu wyjazdu w pierwszy dzień delegacji twierdził że już żadnej baby nie chce, że jest tylko mój. Potem się zmieniło że jest tylko swój i stał się otwarty na kobiety inne. Mieszkaliśmy razem przez 7miesięcy, musiałam wrócić do rodziców bo zmienił prace i miejsce tej pracy. Nie będzie ze mną dalej mieszkał bo nie będzie do pracy dojeżdżał 1,5h w jedną stronę. Po wyprowadzce pisał do mnie i widzieliśmy się na chwile. Nie byliśmy już blisko fizycznie ze sobą w ogóle bo on tego nie chciał, spaliśmy razem itd ale bliskości nie było. I pewnego dnia wszystko runęło - przestał do mnie pisać. Jak twierdzi walnął focha bo ja odpisywałam zdawkowo i myślał a co on będzie. Ja też nie pisałam, teraz mija miesiąc. Widziałam się z nim tydzień temu - powiedział mi że nie sądził że ten foch tak się skończy i jego stosunek od przeprowadzki się nie zmienił. Sprawdzał mi telefon(fb, instagram) z kim piszę, czy pisze z kimś nowym, pokazywał mi nasze wspólne zdjęcia. Powiedział ze on nie wie czy chce ze mną być, nie zrywa bo boi się że będzie żałował swojej decyzji ale jak go przycisnę to zerwie. Powiedział ze on prędzej czy później by do mnie napisał pierwszy. Pożegnaliśmy się i dalej nikt nie zerwał. Mija 2tydzien i cały czas cisza z każdej z stron. W poprzedni weekend był w Warszawie nie wiem po co i z kim, mogę się tylko domyślać i ta myśl też mnie dobija. Ja już więcej nie będę do niego pisała ani dzwoniła bo co po tym jak on nie wie. On nie odczuje mojego braku bo w weekendy albo jest z znajomymi albo jeździ gdzieś jak ta Warszawa np teraz.Poradźcie mi jak sobie poradzić z tym wszystkim, ja nie mogę spać, jeść, budzę się oblana potem. Płacze, sprawdzam go na fb jakie daje posty itd. Nie mogę o nim przestać myśleć. Jak sobie poradzić z zerwaniem, po mimo że nikt nie zerwał ale ja już to tak traktuje bo jakby mu zależało to by napisał, chciał się spotkać itd. Przepraszam za chaos ale nie potrafię sklecić zdania, już nie wiem co robić. Od razu zaznaczę że znajomi mają swoje związki, sprawy i nie mają dla mnie czasu
×