Skocz do zawartości
Nerwica.com

doi

Użytkownik
  • Postów

    584
  • Dołączył

Treść opublikowana przez doi

  1. Ja znów zrozumiałam, że były to terapie krótkoterminowe nastawione na rozwiązanie, celowe, więc nie były to relacje psychodynamiczne... Tak nie jest. Psychoanaliza wyjaśnia co się dzieje właśnie na tym "najwcześniejszym etapie", patrz Lacan i jego prace na temat psychotyków jako profilu, struktury osobowości (niezrozumienie mowy stąd sztywne trzymanie się jednego znaczenia , brak "prawa ojca", etc etc) Język to specyficzny, ale wyjaśnia, buduje pewien obraz tego co się dzieje właśnie wcześnie. Ale fakt, terapia psychodynamiczna jest wątpliwa dla kogoś kto nie ma teorii umysłu lub bardzo ubogie, nie jest więc zdolny do pogłębionej samorefleksji, nie ma metakomunikatora, nie rozumie słów i ich gry, metafor, humoru ani tego że relacja nie dzieje się "wprost", jest ambiwalentna, stąd umyka mu całe bogactwo i praca w diadzie. Z drugiej strony, Lacan pracował z psychotykami, choć twierdził że "wyleczyć" (tj zmienić strukturę osobowości na neurotyczną) się nie da. @johnnmam wrażenie że rozmawiamy tutaj o pewnej potencjalności. Czy masz już diagnozę? Zaburzenia jakim jest ZA, depresji? Miałeś już trzy inne diagnozy- jaki jest z nimi właściwie problem? Bo mam wrażenie że czytasz sobie podręcznik psychiatrii i odkrywasz we wszystkim. Że tam szukasz sobie własnej narracji, czegoś czego możesz się przytrzymać, jakoś nazwać. Ze straumatyzowania może wynikać wiele innych rzeczy, nie jest przecież to jednoznaczne. Nie jest tak że "życiowe przejścia" dają z automatu autyzm, mogą dać wiele innych zaburzeń lub też i nic. Pytanie co się dzieje wcześniej na poziomie nieświadomym i genetycznym na poziomie danej jednostki nie statystyki. "Wina" a może raczej los? Pewnie tak. Na marginesie- cała kultura idzie w stronę ZA, z jej potrzebą dosłowności, brakiem wyobraźni, obrazów branych za dosłowność (psychiatria z jej etykietkami jest obrazem, narracją kulturową), niezrozumienia metafor i odtwórczością. Pere... ou pire lacanowskie się kłania.
  2. Tak, zgoda, ja uważam, ze koronawirus pokazuje słabe punkty cywilizacji- przeludnienie, zagęszczenie, brak kontaktu z naturą, brak dobrej żywności, stres, smog etc. Pewnie nie tylko, ale to wydaje mi się tutaj znaczące.
  3. tak. Dlaczego więc jesteś z tym człowiekiem? Dlaczego wchodzisz w buty terapeuty/opiekunki dziecka/wyrozumiałej matki? To jest ok dla ciebie, że musisz brać pod uwagę jego emocje a on twoich nie bierze? Jesteś z nim z litości, bo on taki biedny? Może on nie chce z tobą być a tylko boi się być sam? Są jakieś dobre chwile w ogóle? Daje ci coś? Realizujesz w tym związku swoje potrzeby? Przecież on cię nie szanuje traktując po chamsku, myli cię z matką. To trudna sytuacja bo związałaś się z kimś innym niż okazuje się teraz. Chciałaś go dowartościowywać dowartościowując się trochę być może sama, ale on teraz by trochę tobą porządził, role się odwracają, takie mam wrażenie.
  4. Może to ma związek z ilością testów i tendencją do zamiatania problemu pod podłogę, ale z drugiej strony, jeśli faktycznie na Śląsku jest o wiele więcej zakażeń niż np. na Mazurach to łączyłabym to z jakością życia, powietrza czy żywności.
  5. Terapia nie oznacza tego że ktoś coś za ciebie robi. Wprost przeciwnie , to głęboka praca własna przy pomocy t., który pilnuje żebyś nie zboczyła z kursu i nie odpuszczała sobie, bo to jest trudny, bolesny proces. Terapia jest katalizatorem i powoduje głębsze zmiany niż samo dumanie nad sobą. Sa oczywiście jeszcze warsztaty, grupy etc. Ale tearapia jest głęboką praca własną, nie kupowaniem cudzego. Oczywiście życie też niesie zmiany samo w sobie, proces dojrzewania się toczy cały czas. Ale myślę że czasem życia nie starczy żeby dojść do jakichś trwałych rezultatów, dlatego może szybciej i lepiej pracować pod okiem terapeuty i obudzić w sobie trwałą ciekawość siebie. Boisz sie czegoś tutaj? jakie masz obawy co do terapii? Intro kiedyś przygotowała taką książeczkę dla laików, może wyjaśni coś: http://www.psychotekst.pl/pdf/psychoterapia_po_ludzku_PSYCHOTEKST.pdf
  6. Kalinka, piszesz tak jakbyś musiała zasłużyć strasznymi przeżyciami na pójście na terapię. Tego co masz: uzależnienia, zjazd, mysli samobójcze, cykliczne przemocowe związki i kompulsywna praca etc starczyłoby na kilka osób... NIkt cię z gabinetu nie wywali bo "nic ci nie jest". Poszukaj tylko kogoś kto się specjalizuje w takich tematach jak twoje. Nie musisz być w związku z kims żeby iść na terapię. Pisząc o relacji/sojuszu mam na mysli taki układ który pozwoli zaobserwować co w diadzie z kims robisz: czy uwodzisz i jak, czy odpychasz i dlaczego, czego się boisz w bliskości, jak reagujesz gdy ktoś ci chce pomóc, jak kogos odbierasz etc. Nacisk na to kładzie terapia psychodynamiczna, gdzie nazywa się i obserwuje co pacjent robi w stosunku do terapeuty, bo zakłada się że jest to znaczące i odnosi do wcześniejszych relacji (przeniesienie). Ta diada pozwala tez spróbować innych wzorców zachowania, można je wypróbowywać na t.. To się obserwuje, ja u siebie też mówię o snach, skojarzeniach, analogiach do wydarzeń/uczuć z dzieciństwa etc. Nawet jak "nic się nie dzieje" na zewnątrz, to dzieje się mnóstwo. Do tego potrzeba pewnej refleksyjności i gotowości do samoobserwacji, ale są też terapie kładące nacisk na inne sprawy. Problem teraz w tym że sesje są przez Skype na ogół, i nie każdemu to pasuje, ale może na początek taka forma też i dla ciebie byłaby bezpieczniejsza. Poczytaj sobie o terapiach, może coś cię zainspiruje. U ciebie niebezpieczeństwo jest takie (jak myślę) że stres może spowodować nawrót uzależnień (a terapia jest stresem), ale skoro masz i tak dosyć, to co za różnica? Jak miałam 32 lata tez nie miałam "osiągnięć". Bardzo ładny przykład kopania się. Nie musisz mieć "osiągnięć", żeby dobrze ze sobą żyć. Nie kop się, jesteś ok i nikomu nic nie musisz udowadniać. Powodzenia anyway.
  7. To mi się skojarzyło jeszcze z tym, że masz blokadę w tym, żeby korzystać, żeby brać , bo nie jesteś tego warta, więc oddajesz, bo nie masz w sobie przyzwolenia żeby brać a brać jakaś część ciebie chce. Co do związków przemocowych- tak przypuszczałam, niestety ;(. Wiesz, skoro ja, w sumie jakaś tam osoba z forum, czytam twój tekst i widzę ogrom cierpienia, to zapewniam że sensowny terapeuta również to zobaczy. To wszystko są znaczące i wszystko się ze sobą łączy. Zadaniem terapeutów uzależnień jest to żeby pacjent na poziomie behawioru czegoś dla siebie złego nie robił, może praca tutaj nie była zbyt głęboka, nie wiem. Ale skoro znów to wszystko wraca, to nie odmawiaj sobie szansy. Mam na myśli jakąś terapię rozwojową nie uzależnień. Mi pomogła terapia analityczna i psychodynamiczna, ale tyle tego teraz jest... Ważne żeby przepracować relacje, wywalić bagaż z domu (pewnie masz wielki) i spróbować choć zbudować terapeutyczny sojusz z kimś. To z pewnością nie opiera się na gotowych receptach od kogoś. I ciągle tutaj mi Hillman po głowie chodzi (Samobojstwo a przemiana"), bo on traktuje samobójstwo jako informację znaczącą od psyche pacjenta. Nie na zasadzie, "o bosze, o bosze, nie wolno robić takich brzydkich rzeczy", tylko "co pacjent tym mówi?". Więc polecam jako lekturę, tak samo jak np Kod Duszy. Co do mechanizmów przemocy zainspirowała mnie swojego czasu M.F Hirigoyen, może tam coś znajdziesz i dla siebie. Sa też "Zranione stany świadomości" Szymkiewicz. Poszukaj czegoś co zainspiruje, uderzy, zezłości. Nie o sens ci chodzi ale o cierpienie jakie w sobie masz, o ucieczkę od tego. Ktoś mi kiedyś napisał "przez to trzeba przejść wprost". Ucieczka w śmierć nie niesie wyzwolenia. Zmierzysz się z cierpieniem, przestaniesz pytać o sens.
  8. A mogę napisać szczerze i wprost? Z takiej postawy jak twoja jest wiele wewnetrznych korzyści np. jest to plaster na lęk, na czyjeś wewnętrzne zarzuty i poczucie winy, na faktyczne wyzwania i ryzyko porażki czy sukcesu, na budzenie czyjegoś zainteresowania. Szalejesz z pracą bo boisz się że jak to puścisz to nie bedzie już nic, żadnego punktu podparcia. Być może realizujesz cudzy program na zycie i jakoś zostałaś zaprogramowana na to by się poniżać, rywalizować z innymi czy się samo-niszczyć. Terapia uzależnień ok, ale czy dotknęła tych programów, tej refleksji czemu właśnie tak sobie zycie układasz? Bo z jednej formy autodestrukcji wskoczyłaś teraz w kolejną. Ja bym rozważyła powrót na terapię (rozwojową), masz myśli samobójcze, jesteś dla siebie destrukcją, masz pełne prawo do pomocy. I skoro tu piszesz- chyba masz juz tego dość co się dzieje? To jest, jeśli dobrze rozumiem, taki punkt, w którym trzeba zdecydować się czy wejść w Czarną Dolinę, spotkać się ze swoimi potworami, jakoś je oswoić lub wygonić ze swojego wewnętrznego lasu. To ciężka droga i niebezpieczna, ale bez tego nic sie nie zmieni tylko jedna forma autodestrukcji przejdzie w kolejną. Pustka zaprasza. Trzeba zbadać co ma twoje ego z tego że się kopie, czyj program destrukcji realizujesz, trzeba jakiejś ciekawości siebie, by siebie odsłonić spod głupich programów. I pracowitości i wsparcia bo czasem jest tak ciemno że kompletnie nic nie widać. Ale potem- tak bywa- wychodzi się na slońce. Gwarancji nie ma, ale przecież masz tylko jedno życie, które i tak masz gdzieś, więc co ci szkodzi? Ja tułałam się po czarnej dolinie kilka -może i kilkanaście lat. Na twoje pytanie "jak znaleźć sens" odpowiem, że życie nie ma kompletnie sensu. To umysł usiłuje sens nadać jednocześnie realizując swoje egotyczne programy, ma wymagania co do zycia (i rajcuje się potem frustracją). Życie samo w sobie niesie sens, bo jest czymś co przykrywa NIc, i jak sie tego NIc dotknie to docenia się każdą formę. Mnie cieszy jakoś wszystko co jest, bo jest. Pomogły mi tez ćwiczenia fizyczne, praca, natura, dobre odżywianie i lektury, np. Hillmann (np Samobójstwo a przemiana psychiczna jest właśnie to takim punkcie) lubię też Horney za jasność jej myślenia. Po powrocie szacunku do siebie wraca dbalość o ciało (bo jest, nie dla innych ani nie dla selfie) i faktyczna dbałość o duszę, w tym odpoczynek. Nic nie musisz robić żeby tu być i cieszyć się tym co jest, bo już tu jesteś. Zostałaś juz tutaj zaproszona i nie musisz na nic zasługiwać. Możesz nic nie robić, bo sama w sobie w swojej istocie, jesteś ok. Zrób porządek ze swoją głową, bo na razie ona cię rozgrywa, zasłania życie i powoduje cierpienie.
  9. A czego oczekujesz tutaj po odpowiedziach? Chcesz pocieszenia, wskazania jakiejś drogi, narzekań innych narzekaczy, w podobnej sytuacji i wspólnoty narzekania? Pytań mi się parę nasunęło, ale nie musisz tutaj odpowiadać, bo zaraz będzie znów że jestem forumowym chamem i perwersyjnym narcyzem: czy to co robisz tak kompulsywnie to jest coś co bierze twoją osobe pod uwagę? Czy ci jakoś służy- oprócz zagłuszania rozpaczy? Czy służy jakoś ciału, duszy? Czy umiesz nic nie robić i nie mieć z tego powodu poczucia winy czy pustki? Jaka to była terapia i czemu nie jesteś w terapii teraz? Czemu się poniżasz i jaką satysfakcję ci to przynosi, jakie korzyści? Czemu sie porównujesz np do wierzących lub sparowanych- jaka to satysfakcja, to ci to robi? Czemu więc, skoro ten stan trwa długo, nie targnęłaś się na życie? Co trzyma, jaka myśl, nadzieja, obraz?
  10. doi

    OT

    Fakt, nagrzeszyłam.
  11. doi

    OT

    Jesli ten podziw idzie w moją stronę, bo ja odpowiadam, robię to ze względu na potencjalnych czytelników przymierzających się do psychoterapii. Naczytanie się zalęknionych farmazonów na temat rzekomej nieskuteczności czy utożsamienia mózgu z pracą umysłu im służyć nie będzie, a być może sama psychoterapia mogłaby im posłużyć.
  12. doi

    OT

    Tak, niewiele wiesz. Nie byłeś w terapii nigdy, więc nie masz tutaj doświadczeń. To trochę tak, jakbym weszła na forum o lekach i zaczęła pisać histeryczne farmazony na podstawie "Lotu nad kukułczym gniazdem" czy opisów wczesnej lobotomii redukując do moich wystraszonych fantazji całą psychiatrię i ignorując badania i świadectwa tych, którym pomogła. W niewiedzy nie ma niczego złego, złe leży gdzie indziej: rozkoszujesz się własną ignorancją, podniecasz własną niewiedzą, biorąc swoje fantazje za pewnik z lęku przed złożonością świata. Twoja ignorancja (nie mylić z niewiedzą) dotyczy także pracy własnego umysłu, własnych samo-oszustw, własnego zakłamania, któremu zaprzeczasz. Próbowałeś podejść do psychoterapii, ale ci się nie udało i to jest dla ciebie problemem - zazdrościsz innym satysfakcji do której nie masz dostępu, satysfakcji z kontaktu z własnym umysłem, pracą w diadzie terapeutycznej czy dostrzegania stopniowej zmiany postaw, więc próbujesz zbudować sobie taki obraz pracy terapeutycznej, który tę satysfakcje anuluje. Niestety, żeby w psychoterapię wejść trzeba choć odrobiny ciekawości siebie (a nie ciekawości statystyki czy biologii) i zgody na zmianę , na zakwestionowanie siebie, czego w twoim pisaniu tutaj nie dostrzegam. Mimo wszystko, gdy po raz kolejny dostaniesz ofertę psychoterapii, spróbuj, bo to co wypisujesz tutaj wskazuje na potrzebę przepracowania pewnych rzeczy, (choćby lęk przed światem, przed ryzykiem, przed zaskoczeniem; sztywność, nieufność, lęk przed pracą nieświadomego, infantylne żądanie "natychmiastowych efektów"), ale najpierw postaraj się zmienić swoje podejście do samej terapii i terapeutów, bo bez tego się nie uda. Jeśli masz problemy czysto medyczne i złe wyniki badań skontaktuj się z np. endokrynologiem zamiast dezawuować psychoterapię, bo jedno nie ma nic wspólnego z drugim (choć nie odpowiedziałeś na pytanie skąd się bierze zła praca tarczycy- człowiek jest psychosomatyczną jednością). Co do twoich wyobrażeń gwałtu jako przyzwolenia i "nieliczenia się ze zdaniem". Jesli ktoś redukuje człowieka w swojej ignorancji do behawioru umykają mu pewne delikatne kwestie. W związku z tym, że ci zdecydowanie umykają prosiłabym- choćby ze względu na obecność osób na forum po takich przejściach- żebyś swoje bzdurne fantazje w tym temacie odpuścił, ze względu na możliwość moderacji takich treści i ich utraty z forum.
  13. doi

    OT

    @Piotrek87 Sorry, ale zaczynasz pisać chyba coraz większe uproszczone głupoty a gwałt przebił wszystko już. A wszystko to na tle swojego, jak mniemam, lęku przed pracą w terapii, bliskością, zbliżeniem się do pracy swojego umysłu, uznaniem nieświadomego i psychosomatycznego. Czyli twojego lęku przed ryzykiem i utratą kontroli świadomości etc. Ja już nie będę sie powtarzać, nie mam wrażenia, żeby temat interesował cie naprawdę a raczej służy to co piszesz utwierdzeniu się w przekonaniu, że terapia działać nie może, więc i nie ma po co na nią pójść. To takie obrzydzanie sobie tego, co nie wyszło, bo bez tego wybiegu bardziej by bolała porażka. Ludzkie, ale dość bezproduktywne. Z jakichś powodów psychoterapia cię męczy, ale przecież musu nie ma. Nie ma takich kryteriów i nigdy nie będzie. A życie wiąże się z ryzykiem i niepewnością, przykro mi.
  14. doi

    OT

    dzieje się tak, bo mózg nie jest umysłem ani umysł nie jest mózgiem. Do tego dochodzi indywidualna reakcja każdego umysłu. Indywidualny umysł, w dodatku pracujący w diadzie, nie jest tym samym co wystandaryzowany, statystycznie określony odbiorca leków. Tak, oczywiście są interpretacje i wglądy, cały dialog sokratejski często do tego zmierza. Trzeba kilku lat czasem by zgłębić powody zaburzenia u jednego pacjenta. Nikt nie zajrzy ci na głow na pierwszej konsultachi i nie powie. Ogólne mechanizmy znajdziesz w książkach na ten temat. Nie. Co powoduje że praca tarczycy się zmienia? Psychoterapia nie jest leczeniem symptomów, choć też, jest raczej ogólnym rozwojem, poszerzeniem, co daje zniesienie symptomów. To trochę inne myślenie o problemie niż czysto medyczne, bo jak pisałam umysł nie jest mózgiem. Utożsamiania mózgu z umysłem, odejście od spojrzenia jednostkowego, indywidualistycznego na rzecz statystycznego i dychotomia ciało/umysł powoduje to, że masz trudności ze zrozumieniem terapii.
  15. doi

    Co ja jej zrobiłam ?

    Może menopauza? Mam wrażenie jakiegoś układu miedzy wami. Tj ty ścierasz te podłogi żeby usłyszeć z zewnątrz że jesteś ok (tutaj pytasz "co ja jej zrobiłam?" choc przecież to ona tobie robi! ). Potrzebujesz tego, bo sama nie umiesz sobie tego powiedzieć że jesteś ok, że jesteś wartościową osobą i nikt tego nie może zmienić. Z drugiej strony- przy braku twojego oporu matka przerzuca na siebie bezrefleksyjnie swoje frustracje z jakiegoś poczucia niższości i zazdrości, może poczucia upływającego czasu i tego że czuje się niepotrzebna. Ciebie trzyma nadzieja, że będzie lepiej, ale w związku z tym, że się nie bronisz ona wchodzi w ciebie coraz mocniej. Jeśli nie zmieni sie jakiś element ty nie zbudujesz poczucia swojej wartości i nie usamodzielnisz się a ona nie nada ci żadnej wartości ani nie doceni. Oczywiście wyprowadzka nie jest na już, ale skoro jesteś sparowana z jakimś myślącym człowiekiem, to może razem coś wymyślicie. To jest układ sado-maso, problem w tym że ciebie boli więc to ty to musisz przerwać, choc matka będzie trzymać cię poczuciem winy. I dochodzi do tego przykrość, że robi to matka, która nie powinna tego robić Z pewnością, twoja matka, jesli jej nie zaboli, nie zmieni nic. Może nagrywaj ją i ją puszczaj potem żeby zobaczyła jak ohydnie wygląda w gniewie? Może poczytaj o asertywności i zacznij robić ćwiczenia z tym związane? Może zastanów się na spokojnie nad jakąś separacją, pracą czasową, wyjazdami na weekendy? Może poszukaj rady psychologicznej on line? Sorry ale to co opisujesz to jest normalna psychiczna domowa przemoc.
  16. doi

    Co ja jej zrobiłam ?

    Zawsze możesz wyjść. To jest raniące, bo widzisz jak matka przekłada swoją furię i projekcje nad twoje cierpienie, na które nie zwraca uwagi. Tak czy inaczej - wyprowadzka do przemyślenia. Powodzenia.
  17. doi

    Co ja jej zrobiłam ?

    Podpisuję się pod tym całym sercem.
  18. doi

    Co ja jej zrobiłam ?

    To może być powodem tego, że próbuje ciebie (siebie) poniżyć, bo studiujesz, a ona nic w zakresie wykształcenia nie osiągnęła i nie pracuje. Rozładowuje swoje frustracje na tobie bo jesteś pod ręką i masz- w jej mniemaniu - to czego ona nie ma. Ona stara ci się pokazać, że jest to jej dom, na jej zasadach i jest jakiś zakres w których jest choć trochę kompetentna i przydatna. Robi to w sposób raniący, podły, chamski i niszczący relację i ty nie masz z tym nic wspólnego. Co więcej, nie musisz nic nikomu udowadniać. Jeśli to trwało całe życie to musi ci być teraz trudno z poczuciem własnej wartości i z tym, że masz przymus udowadniania, że jesteś coś warta i że coś umiesz. Nie musisz udowadniać nikomu niczego. Masz prawo do błędów. Masz prawo do swojej drogi. Konsekwentnie nie dyskutuj z nią, jak zrobiłaś błąd przyznaj i zakończ rozmowę. Ona- dopóki jesteś pod ręką będzie po tobie "jeździć". I cóż, chyba życie ci pokazuje że czas pomyśleć o separacji z domem. Nie odpowiedziałaś jak u ciebie z asertywnością?
  19. doi

    Co ja jej zrobiłam ?

    Dlatego że w głowie twojej matki, ty jesteś jej przedłużeniem, jej projekcją jej własnej "nieudacznej" części. Ona poprzez ciebie zwraca się do tej swojej wypartej części. Czy ona ma wykształcenie wyższe?
  20. doi

    Co ja jej zrobiłam ?

    Właśnie, tak myślałam. Sama sobie próbujesz udowodnić że coś jesteś warta, bo matka zniczyła (niszczy?) twoje poczucie wartości. Tu piszesz "studiuję", jakby to miała cię obronić przed zarzutami, że z toba coś nie tak. Z tobą jest tak, tylko twoja matka zachowuje się po chamsku. Masz szansę na ograniczenie kontaktów?
  21. doi

    Co ja jej zrobiłam ?

    Z takimi osobami tak bywa, że po prostu mówią to do siebie. To siebie tak twoja matka nazywa, to siebie widzi jako nieudacznika i projektuje to na ciebie, bo jesteś najbliżej a kulturowy układ matka-córka zakłada, że córka ma słuchać a matka pouczać, więc nie spodziewa się kontrataku. Po prostu przerwij spokojnie rozmowę i wyjdź. W stylu "nie będę w taki sposób rozmawiać". "Proszę tak się do mnie nie zwracać" i przerwać kontakt. Ale matka w tobie coś porusza. Jak sama czujesz się z tym, że popełniasz błędy, że studiujesz, że jesteś bierna w takich okolicznościach. Wyobraź sobie, że ktoś obcy na ulicy ci coś takiego robi. Co z tym robisz? jak się zachowasz? co myślisz?
  22. Dziękuję Ana. Właśnie tak jest.
  23. Tej jednej rzeczy nie skomentowałam, ale nadrabiam. To jest błędne wyobrażenie. Sojusz terapeutyczny nie jest tym samym co sojusz między państwami czy kumplami. To rodzaj założenia, że dwie osoby w gabinecie -terapeuta i pacjent- będą badać psyche pacjenta (jego zachowania, postawy, błędy poznawcze, deklaracje, schematy etc etc). Że przedmiotem wspólnej pracy jest umysł pacjenta. To współ-praca nad jasno określonym przedmiotem. To współpraca czyli wspólna praca jest tutaj zasadą: nad umysłem pacjenta pracuje i pacjent i terapeuta. Owszem wypływa z tego setting , pewna logistyka, np. to, że spotkania trwają 50 min. i że są płatne w takiej czy innej wysokości. Sojusz nie zawiera informacji o korzyści ani o postępach ale o wspólnym działaniu. Twoją korzyścią jest to, że ktoś, kto ma wiedzę na temat funkcjonowania psyche przez 50 min słucha i rozmawia właśnie o tobie, o twoim umyśle - taka sytuacja w normalnym życiu społecznym nie ma miejsca. Współpraca Johnn a nie twoja korzyść. Mam wrażenie, że usiłujesz uczyć psychoterapeutów jak mają prowadzić terapię, stawiając się tym w roli "ojca" (w której też funkcjonujesz w domu). Oni nie potrzebują od pacjenta wiedzy jak mają prowadzić terapię, ale zaangażowania pacjenta (skierowania jego uwagi) na pracę jego własnego umysłu. To co piszesz tutaj, na forum w większości nie jest opisem pracy twojego umysłu ale opisem pracy terapeutów, co nie jest twoją rolą w sojuszu terapeutycznym. Łamiesz w ten sposób zasady współpracy, sojuszu, zajmując się terapeutą a nie pracą własnej psyche i odmawiając współpracy z terapeutą- bo chcesz go pouczać jak ma wypełniać swoją rolę. Po prostu w tym co opisujesz nie ma wspólnej pracy, raczej szarpanina. Ja rozumiem doskonale z czego to wynika, już o tym wielokrotnie pisałam, pytanie tylko czy ty widzisz co robisz.
  24. Naprawdę ktoś kto ma coś do powiedzenia, mówi bo chce się poczuć zajebisty w czyichś oczach? A może są inne motywacje? Pomyśl proszę. I zastanów się z czym konkretnie w mojej wypowiedzi się nie zgadzasz, oprócz własnej interpretacji wydźwięku. Dobra, w związku z tym, że nic do wątku nie wnosisz teraz a szkoda, oprócz utyskiwań na moje posty, to ja będę musiała dodać cię czasowo do ignorowanych, żebyś ochłonął z tej forumowej niechęci. Takie głupie przepychanki oparte na czyichś projekcjach i wyobrażeniach nie prowadzą do niczego. Mogłabym napisać czemu tak jest, ale rozumiem, że raczej cię to nie zainteresuje. Miłego i bez odbioru.
×