Skocz do zawartości
Nerwica.com

kalinka1110

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

Osiągnięcia kalinka1110

  1. Doi, jestem świadoma siebie, dużo i tak się zmieniło. Wcześniej siebie nienawidziłam, teraz jestem dla siebie lepsza. Czy nie mainnego sposobu żeby się jeszcze bardziej ,,naprostować,, poza terapią? Aurora88 bardzo mi się podoba tekst w Twojej stopce. Ja sama nie wiem czy w końcu byłam kochana czy nie ale ostatnie zdanie jest o mnie. I ciekawa jestem co Ci się nasuwa ;) No ie będę się nad sobą użalać, trzeba zapieprzać a śmierć przyjdzie i bez mojej pomocy
  2. Ja się nie spotkałam z sensownym terapeuta. Miałam ich kilku, żaden nie wiedział o co chodzi. Skutkiem było picie czy bulimia ale nigdy nikt nie dążył do poznania przyczyny. Możliwe, że wrócę na terapię na czysto tzn nie będąc w związku. Ogólnie moje związki też mnie trochę kosztowały i faktycznie dużo czasu na terapii poświęcalam temu co się dzieje, że źle się dzieje. Tylko mam już tyle lat a wciąż żadnych sensownych osiągnięć. Zapoznam się z tymi książkami. Odpowiadając jeszcze na Twoje pytanie czego szukam tutaj, może właśnie tego. Takich postów, konkretnych odpowiedzi. Dzięki
  3. Zgadzam się z Tobą w kwestii poniżania. Naprawdę nie wiem czym to jest spowodowane, ale poniżam sama siebie od kiedy pamiętam. Poza tym im bardziej mnie jakiś mężczyzna poniżał i upokarzal w związku tym bardziej go kochałam. Przeżyłam przemoc w związku, nigdy nie cierpiałam bardziej jak odszedł ode mnie facet który mnie ograniczał, poniżał, ubliżał a nawet stosował przemoc. Kochałam go bardzo. Każdy mój związek był przemocowy. Przeszłam kilka terapii, albo inaczej spotkan z terapeutami. Łącznie trwało to wszystko z 5 lat. Nie zostało nic przerobione. Nigdy nie zajmowaliśmy się moimi kompulsywnymi zachowaniami. Bo była bulimia i używki Nie wiem czy jakiś terapeuta jest w stanie się tym zająć. Oni tego nie widzą. Nie wierzą w to że cierpię. Żaden z nich nie odkrył tego co napisałaś. Zdrowo się odżywiam, ćwiczę, dbam o siebie ogólnie jestem dla siebie dobra. Nie pije częściej niż raz w tygodniu i żadne mocne alkohole. Coraz rzadziej zdarza mi się kompulsywne jedzenie i zwracanie. W sensie oprócz alkoholu, ale nigdy moich kompulsywnych działań. Nie podłączono tego że sobą
  4. Czuje sie lepiej, jeśli jestem tak zajęta. Rozwija mnie to napewno, dla ciała napewno jest dobre dla duszy też. Odpoczywam np. Jeden dzień, na więcej ie umiem sobie pozwolić. Teraz z wiadomych powodów, mam tylko pracę i uczę się nowych rzeczy. Nie wiem czemu się poniżam, nie robię tego notorycznie ale jak już czuję jakaś pustke wtedy ja zabijam czymś co później mnie smuci jeszcze bardziej. Terapia uzależnień, nie chodzę bo uznałam że już nie potrzebuje Nie wiem, wydaje mi się że ludziom wierzącym jest łatwiej w życiu, nie czują się tak samotni, wierzą w coś i dzięki tej wierze, trzymają się życia jakie by ono nie było bo wiara nadaje im sens. Tak samo jak bycie z kimś, posiadanie dzieci, ma się dla kogo żyć. Nie skupia się człowiek tylko na sobie, nie ma wyjścia i musi myśleć o innych. Boje sie zabic. Boje sie ciemności i niczego po śmierci. Boje sie skoku, bo tylko w ten sposób mogę to zrobić. Nie wiem czy związek mnie uszczęśliwi. Może jakiś sukces, bogactwo by mi udowodniło że jestem coś warta. Ale związek już chyba nie. Kiedyś myślałam, że miłość jest ważna a nawet najważniejsza. Teraz wiem, że nie. Że tylko to co osiągniesz, to oznacza kim jesteś. A ja nie osiągnęłam nic więc jestem. Zerem.
  5. Pewnie tego typu tematy pojawiają się co rusz. Ale każdy przypadek jest inny. Otóż, moje życie nie ma sensu. Mam 32 lata. Nie mam dzieci, męża, chłopaka. Podobno mam przyjaciół, rodzine. Bywam bardzo aktywna, wręcz nadaktywna w zajęciach ale nie przynosi mi to milionów złotych, są to zapchajzajecia żeby nie myśleć. Praca na etat, a po niej czas na hobby. Bywało, że od 6 rano do północy byłam zajęta i wciskałam z siebie siódme poty żeby żyć. Przebylam terapię, uzależnienia i zaburzenia odzywania. Nie chodzę na terapię od dwóch lat. Nie widzę nic co miałoby mnie zatrzymać na tym świecie. W Boga nie wierze, chociaż wierzcie mi lub nie chciałam. Chodziłam do kościoła mam przy sobie różaniec. Nie potrafię, modlę się o wiarę ale nie umiem wierzyć, chcieć. Nie neguje bo chciałabym być w tej społeczności ale nie potrafię. W czym jest sens? W chwilowym alkoholowym uniesieniu? W jakimś żałosnym przypadkowym seksie? W relacjach które i tak się skończą. Trudno mi wejść w związek jestem po przejściach, byłam skrzywdzona. Moja pasja, walka na ego i kto umie więcej, a ja zawsze umie mniej. Niskie poczucie wartości. Całe życie czuje sie najgorsza, najgorsza. Możliwe że jestem. Jestem zmęczona.
×