Skocz do zawartości
Nerwica.com

doi

Użytkownik
  • Postów

    584
  • Dołączył

Treść opublikowana przez doi

  1. Dobrze, podzielę się tutaj kilkoma refleksjami. Proponuję jednak żebyś przeczytał jak już cokolwiek zrozumiesz i wprowadzisz na scenę pojęcie nieświadomości. Teraz, obawiam się, nic z tego co napiszę ci się nie przyda. Mnóstwo jest u ciebie wątków, porusze tylko kilka. To co piszesz jest logiczne ale jedynie a kontekście tego, że rozgrywasz to co wypływa z nieświadomości. Nie masz żadnej racji w rzekomym sporze z terapeutami- ten spór jest jednak po coś ci potrzebny, choćby po to by ustawić sobie mit pt "wszyscy są dla mnie źli" (wiem, za chwilę też będę w twoim mniemaniu, nikt tu nie może być pomocny), "muszę się bronić" (atak lub powód do skargi jest jedynie w twojej głowie) lub "jedyny kontakt społeczny jaki znam to sąd i składanie skarg" (więc i je składasz, żeby przedłużyć kontakt z terapią). "To co robisz wypływa w twoich głeboko w nieświadomości zaszytych schematów. Problem w tym, że nie czujesz ani nie rozumiesz kompletnie pojęcia nieświadomego i sprowadzasz wszystko do behawioru (zrobiłem nie zrobiłem) a to nie prowadzi do niczego. Faktem jednak jest że świadomość to tylko mizerne odbicie nieświadomych impulsów. Twoja świadomość nic nie wie (nie będzie więc dyskusji, bo nie jesteś do niej przygotowany) a twoje schematy- wobec traum - działają tak jak kurtyny przy pożarze- odcinają cię od uczuć. Do tego dochodzi problem z brakiem kontenerowania uczuć w dzieciństwie i nazywania ich przez rodziców oraz zlania z matką (wycofanie się ze świata osiagnięć, sukcesu). Dlaczego odcinają? Dlatego, że w nieświadomej warstwie jesteś wściekły na swoich opiekunów i masz do nich wielki żal. Te uczucia budzą lęk (bo ktoś się może zemścić, ktoś cię może zaatakować lub ty możesz kogoś skrzywdzić) i stąd -manipulowany lękiem - tworzysz sobie świat nie tylko pusty (bo go nie rozumiesz odcięty od uczuć i słów) ale i zagrażający. Nikt nie jest - w twoim lęku- wystarczająco dobry żeby ci cokolwiek dać. Zakładasz wewnętrznie, że nikt nie jest wystarczająco silny, by twoje uczucia i stany unieść (tak jak niewystarczająco silni byli twoi rodzice). Rzekoma agresja ludzi wobec ciebie jest twoją projekcją (twoją własną agresją wypartą i umieszczoną w innych). Tak jak bezradność- umieszczasz w terapeutach swoją własną bezradność by (nieświadme jest sprytne) właśnie ich oskarżyć o bezradne nieróbstwo a nie siebie. Podobnie z żalem- ten żal, że terapeuci "cię oszukują" jest de facto przeznaczony nieświadomie dla twoich rodziców. Próbujesz zniwelować swoją niespójność ( i innych) ale to nie ma sensu. Ludzie, ty też- są niespójni. Zobacz co piszesz np piszesz że nie wiesz co to relacja a jednocześnie masz relację z matką i bratem; piszesz że nic nie zrobiłeś a potem wymieniasz wiele punktów; piszesz, że nic nie rozumiesz z terapii ale jednak składasz skargi na terapeutów, że nie wykonali swojej pracy. Twoja świadomość na razie nic nie widzi. Co więcej, nieświadomość nie na jednej "prawdy", jest wielowątkowa i wieloznaczeniowa. Funkcjonujesz przez kontakt prawny, matematykę, rozlany żal i utajoną agresję, bo tak ci jest łatwiej. To jest jakoś logiczne w kontekście twoich doświadczeń. Problem w tym, że niczego to nie zmienia. Żeby cokolwiek zmienić musisz zakwestionować to co wiesz, w twoim przypadku- przy wsparciu terapeutycznym (kimś kto jest zdolny do pracy z psychotykami z sensie lacanowskim), żebyś się nie rozwalił w psychozie. Tak ja przypuszczałam, nie razie nie kwalifikujesz się do grupowej. Co to terapii- jak na osobę niepracującą, nie płacącą składek i korzystającą z cudzych dostałeś bardzo dużo pomocy. Kilka osób otworzyło ci drzwi, ale ty nie wszedłeś marudząc, że framuga ma brzydki kolor, drzwi nie naoliwione, nikt nie wysłał ci zaproszenia w ozdobnej kopercie i z wewnętrznego lęku nie przeszedłeś nawet przez próg. Terapeuci na ciebie czekali, ale ty nie wszedłeś (to ci piszesz o swojej pracy w terapii nie jest żadna pracą a pozorem). Obarczanie odpowiedzialnością terapeutów czy szukanie "prawdy i sprawiedliwości" (to nie cytat to metafora) wpisuje się w twoje schematy (skarga jako forma kontaktu społecznego, paranoiczny brak zaufania), ale -nadal- niczego nowego ci nie daje.
  2. A masz gwarancję, że dożyjesz do 20 roku życia? I że będziesz "dojrzała"? Wcale nie, nie będziesz mieć środków na utrzymanie tak jak teraz, będziesz bez wykształcenia, bez pracy i kompletnie niedojrzała jako ewentualna matka. Bez perspektyw dopóki dziecka nie odchowasz. A czemu nie do 18, do 30, do 48? Seks ma wiele odmian, nie tylko penetracja przecież. Jeśli masz ochotę i tylko lek przed ciążą cie wstrzymuje to czemu nie idziesz za własną ochotą? Antykoncepcja przecież po coś jest i jest dla ludzi. Jeśli nie masz ochoty wcale a tylko naciski- to tego nie rób, bo pod przymusem nie będzie fajnie. Proste.
  3. @johnn Nie, mnie nie trzeba pomagać. Czy tobie to służy co robisz? Z tego co piszesz postanowiłeś iść na udry z wszystkimi psycho z jakimi masz kontakt. Mam skojarzenie takie: niemowlak bije piąstką w pierś, żeby mleko leciało. Cały problem w tym, że nie jesteś już niemowlakiem i -mam wrażenie- tobie te udry nie służą. Nijak to nie wpływa na twoje funkcjonowanie ani na zrozumienie siebie i świata. Takie bicie piany, niestety po nic. Nic ci to nie daje jeśli chodzi o rozwój i o dorastanie. Twoja nieświadomość buduje kolejny mur, żebyś mógł nie podejmować żadnego wysiłku i powiedzieć "wszyscy mi krzywdę robią" i nigdy nie odseparować się psychicznie od matki (być może na głębszym poziomie kontakt z psycho uważasz za zdradę, porzucenie matki swojego "stałego obiektu"). Czerpiesz taką (wewnetrzną, nieświadomą) satysfakcję z obecnego życia, że nie masz żadnej motywacji do zmiany. Ten kawałek , który szuka pomocy sabotujesz uczciwie, niszczysz go. Czy możesz z taką samą starannością z jaką opisujesz działania tych rzekomo złych psycho napisać co TY włożyłeś do terapii, w jaki sposób pracowałeś i jak wychodziłeś ze strefy komfortu? Jakie ryzyko podjąłeś, jak budowałeś zaufanie? Co włożyłeś do relacji? Jakie książki przeczytałeś żeby lepiej siebie zrozumieć? Jakie kroki podjąłeś by nauczyć się jakiegoś nowego postrzegania czy zmienić zdanie? Ile nocy przepłakałeś? Jak cierpiałeś z powodu utraty iluzji w terapii? Jak bardzo zapisałeś dziennik, czy codziennie dokonywałeś samoobserwacji? W jakim stopniu podważyłeś swoje dotychczasowe przekonania? Bo to nie "prawda i sprawiedliwość" jest bazą terapii a relacja, budowa zaufania (w tym wybaczanie potknięć) oraz materiał jaki TY wnosisz na sesję. W gabinecie są trzy osoby - terapeuta i ty pochylacie się nad twoim nieświadomym. Traktujesz psycho jak wymagający klient mechaników. Mają ci coś w samochodzie odkręcić a jak nie odkręcą to skargi będziesz słał. To tak nie działa. Owszem możesz tak to traktować, ale - znów zapytam- co ci osobiście daje jeśli chodzi o TWÓJ rozwój? To co mnie uderzyło to to, że każdy gest, każdy ruch z drugiej strony traktujesz jak atak i odrzucenie. Starałam ci się przekazać, że nie jest to jednym ani drugim. I że twój obraz terapii jest głęboko wypaczony. Psycho usiłują ci pomóc- to ty w sposób którego nie chcesz zakwestionować - tę pomoc anulujesz, negujesz z lęku przed zaangażowaniem w relację. Owszem, wynika to nieświadomie z poprzednich doświadczeń, ale gotowość do pracy w terapii jest wtedy gdy zakwestionujesz swoje obrony i postawy. A ty ciągle przykładasz do psycho swoją miarę nienawistną, podłą, miarę perfekcji matematycznej jaką do siebie przykładasz (i siebie niszczysz). Psyche to nie matematyka jednak. Złą miarę wybrałeś. Wystarczy założyć (choć ci się to wydaje herezją) , że z każdej sesji można coś wynieść, ze psycho mimo wszystko mają wiedzę której ty nie masz, choć może nie rozumieją wszystkiego i że ich celem nie jest zrobienie ci krzywdy. Ty tego jeszcze nie zrobiłeś, tego założenia, zawierzając starym obronom ("pt. wszyscy chcą mi zrobić krzywdę, więc muszę się zamknąć za murem, nie czuć i być w porządku, bo mnie zniszczą). To są tylko obrony, wykoślawione i nieadekwatne a nie real. Znajomość mechanizmu nie jest usprawiedliwieniem. Możesz całe życie pisać, że twoje trudności wynikają z braku ojca, ale -przykro mi- każdy dzień w ten sposób marnujesz jeśli się z tym TY nie zmierzysz jako faktyczny dorosły, odpowiedzialny za swoje życie. Terapia jest tylko drogą, szansą jaką dostajesz. PS. To że zapisałeś się na grupową nie znaczy że zostaniesz zakwalifikowany. Skoro terapeutka nie "wykazała dobrej woli" (??), jak znów agresywnie o niej piszesz, to może miała w tym jakąś myśl? Jeśli ma to służyć dokopaniu "złemu psychologowi" i twojej walce o "prawdę i sprawiedliwość", to zdecydowanie nie. Ja z psycho nie walczę i sytuację (zarówno przyczyny twojego postępowania jak i postępowanie psycho) rozumiem. Napisz jeśli chcesz żebym napisała więcej o tym co tutaj piszesz. Ale - ostrzegam- będzie boleć, bo nie będzie to zgodne z obrazem jaki sobie tworzysz.
  4. doi

    Potrzebuję rady...

    Przypadkowy, racz się ode mnie odczepić. Dodaję twój nick do ignorowanych. Naczytałeś się zwierciadła i innego sensu i głupoty pleciesz nie wiedząc że stawianie granic nie jest konfliktem. Zastanów się co cię tak podnieca w tym temacie. Zakładam że twój brak umiejętności. Gdyby autorka przez dwa lata nie zaprzeczała swojemu dyskomfortowi w pracy i nie wpierała sobie że dobro przyjaciółki, szefa i firmy jest ważniejsze od jej własnego nie byłaby tam gdzie jest. Na tym to polega nie na budowaniu długofalowych konfliktów. Bez odbioru.
  5. doi

    Potrzebuję rady...

    @SherryAnnNo właśnie, to jest poważny problem, jak pisałam. Jednak nie praca tutaj winna, jakoś do tego doszło, że tak długo nie dbałaś o siebie i nie stawiałaś granic. Ja bym się zainteresowała tym, żeby to się nie powtórzyło i przyjrzała przyczynom.
  6. Tak, są nurty w terapii które odrzucają grzebanie w przeszłości. Czasem to dobrze czasem niedobrze, zależy. Są też nurty, które to robią (np analityczna, psychodynamiczna), gdzie zakłada się że nieświadomość klienta przepracowuje różne treści i one się pojawiają w terapii. Nawet jeśli są jakoś bezcelowe czy nieadekwatne to są relewantne. Jeśli liczysz na to że jakiś terapeuta zastąpi ci mamę, która dba o wszystko, to też się mylisz. Terapeuci nie dają rad, nie proponują pracy, de facto nie są rodzicami, po sesji nie zajmują się tobą etc. Masz szansę na terapię długoterminową psychodynamiczną? Jest przecież na NFZ taka. Gdybyś zarabiał mógłbyś sobie na coś takiego pozwolić.
  7. Jeszcze jedno co mnie uderzyło- że w związku z tym, że świat ci się jakoś rozpada bardzo jesteś surowy dla siebie (takiego okropnego wewnętrznego ojca z kartonu sobie wypracowałeś) a z drugiej strony im mniej robisz tym większa surowość, podłość dla siebie samego. Jeśli ktoś ci mówi, że trzeba pracować, to przecież ma rację. Jak chcesz zdobyć utrzymanie? Kraść, żyć z makulatury, napaść na bank, zostać prostytutką ? Pójście do pracy to dość łatwa droga na uniezależnienie się. Oni- zauważ- grają tutaj rolę ojca właśnie. Mówią ci, że świat ma swoje wymagania, że -obrazowo mówiąc- matka nie karmi w nieskończoność. Chcą żebyś się uniezależnił od matki, miał swoje pieniądze. Na tym właśnie rola ojca polega (odseparowuje od matki i otwiera na świat). Oni to próbują robić. Bierzesz ich słowa za oskarżenia, ale to nie są oskarżenia. Jasne. Ale jak idziesz pomóc w magazynie czy gdziekolwiek indziej to nie masz wypisanego na czole tego że nie masz ojca (pełno ludzi nie ma). Nie musisz też pracować codziennie. Idziesz dorywczo na dzień, dwa. Potem odpoczywasz, wyciszasz się. Opcji jest pełno. Ludzi nie interesuje twoja przeszłość. Mam też wrażenie, że "stawia wymagania" też nie jest właściwym obrazem. Po prostu mówi, że wydaje mu się że dobrze byłoby dla ciebie gdybyś coś zrobił. Tylko tyle. Nikt nie jest w twojej głowie. Ja też co piszę o tobie to wyobrażanie, moje przybliżenia. Nie wiem jak jest. Dla ciebie nieistotne. Istotne jest dla ciebie twoje własne życie. Jak chcesz komuś pomóc skoro sam nie umiesz teraz zadbać o siebie? Specjaliści nie potępiają. Jak potępili? Co się właściwie stało?
  8. Mam na np. myśli to, że nadal jesteś zlany z matką, razem z nią mieszkasz, nie masz dochodów, nie usamodzielniłeś się, nie masz relacji, kontaktów seksualnych etc (jeśli dobrze rozumiem). Oczywiście, że się od ciebie wymaga, bo to twoje życie przecież. Nikt nie siedzi ci w głowie, nie wie. Stąd wymaga. Piszesz często "odpowiedzialność zrzucona na mnie". Nie wiem czy są to właściwe słowa- myślę, że raczej oczekuje się od ciebie współpracy w zakresie w którym nie jesteś w stanie jej podjąć. I stąd dzieje się to co cię irytuje- psychoterapia czegoś od ciebie wymaga, ty nie wiesz czego, a jak już wiesz to wiesz że właśnie to jest problemem który masz do rozwiązania w terapii. Takie błędne koło. Nie, Johnn, użyłam słowa "samo-oszustwo". To nie znaczy że jest to oszustwo i że twój psycho jest świadomym oszustem. Raczej to, że wszyscy chcą wierzyć w pewną narrację i wierzą że jest dobra. Nie jest tak, że psycho podejmuje się terapii, której nie umie poprowadzić. Przecież jeśli tak jest, to psycho mówi, że nie ma wystarczających kompetencji (bo specjalizuje się np w innych tematach) - to się wydarzyło u ciebie. To nie jest tożsame z tym, że "terapia nie ma szans powodzenia". Każda ma. Ale nikt nie da gwarancji. To w pewien sposób droga w nieznane, ale inni ją przeszli, szlak jest wytyczony, więc można spróbować. Co więcej, nadzieja jest dużą częścią terapii. Pacjent musi wierzyć, że to sie uda, lub wierzyć, że inni wierzą i że innym się udało. Niektórzy nazywają terapię "samospełniająca się przepowiednią" stąd ten akcent na to, że warto próbować, że jest nadzieja. Co do tego rzekomego "oszustwa" odpowiem inaczej. Psychoterapia ma wiele nurtów (opowieści co się dzieje w umyśle) i wiele założeń. Np zakłada się analogię między leczeniem umysłu a leczeniem żołądka. Czasem to działa, ale umysł jest jednak czymś innym niż żołądek, prawda?. Zakłada się podejście medyczne: są leki, jest "terapia" czyli leczenie, jest lekarz, są cele, są oceny. To też działa (metaanalizy pokazują z jakim prawdopodobieństwem), ale przecież nie do końca. Inni znów zakładają, że jest klient, że on coś o sobie wie, że jest partnerstwo- co też nie jest sensowne w każdym przypadku, jak się przekonałeś. Nie jest tak, że ktoś oszukuje świadomie, raczej - cały nurt, czy cały system - mylą się w jednostkowym przypadku, czy robi złe założenia, czy błądzą. Ktoś wchodzi w ścieżkę myślenia w której się wyszkolił i tam już pozostaje, ale nie jest to żadne świadome oszustwo. W twoim przypadku- zauważ, że jednak ciągle terapię dostajesz. I tak jest także z twoim rozwojem, mam wrażenie. Musisz założyć sobie, że terapia w twoim przypadku jest rewolucją, potężnym wyjściem poza twoja strefę komfortu. Bo tak jest. Twoje metody stały się niewystarczające, nieadekwatne, nie służą już. Jeśli wymagasz od psycho, żeby jakoś dostosowali się do ciebie, to oni tego nie zrobią. Pewnych rzeczy nie można zmienić, np języka który jest niejednoznaczny. I jeszcze coś. Zmiany w psyche są zmianami nieświadomymi, nie podlegają woli. Nie ma podręcznika, nie ma jednej drogi. Tu jest ciekawy kawałek. Psychiatra po prostu chciał ci zasugerować, że powinieneś skontaktować się ze sobą, poszukać w sobie i że etykietki medyczne to tylko etykietki. To nie jest odrzucenie przecież. Masz jakiś plan, jakiś pomysł, jakieś opcje?
  9. Chodzi mi o to, że tak naprawdę interpretujemy sobie świat na poziomie nieświadomym. Ty odbierasz coś jako odrzucenie ale może to być - w innych oczach- wahanie, bezradność, niepokój, niepewność etc. Stąd moje pytanie o słowa jakie padły w sytuacjach w których ty odbierasz je jako odrzucenie. Np brak odpowiedzi może oznaczać po prostu niewiedzę, "zawieszkę", jakiś wewnętrzny problem, roztargnienie etc. OK, chodzi mi o to, że jeden bodziec daje różne, czasem przeciwstawne reakcje i emocje. Coś w stylu kocham/nie kocham, chce/ nie chcę. Próbujesz jesli dobrze rozumiem ten stan ambiwalencji ()czytasz jako niezdecydowanie) rozstrzygnąć matematycznie. Ambiwalencje ma każdy w sobie, rozwiązuje ją za pomocą wyparcia, zaprzeczenia etc etc lub wiesza się na autorytecie.
  10. @johnn Napiszę ci jak to rozumiem. Może błędnie rozumiem, nie jestem specjalistką, ale może coś z tego weźmiesz. Jakoś zafrapowała mnie twoja opowieść. Dzięki za linki do innych wątków. Będzie chaotycznie trochę, bo dużo tego. Jak coś niejasne postaram się wyjaśnić. Ojciec w rodzinie -na głębszym, systemowym, nieświadomym poziomie-potrzebny jest do dwóch rzeczy: do powiązania słów z rzeczami i nadanie temu powiązaniu stałości oraz do odseparowania dziecka od matki. Matka odzwierciedla dziecko -przyjmuje i konteneruje jego stany emocjonalne, przyjmuje jego Ja bez wielkich wykoślawień. Ojciec nadaje Prawo które brzmi: nie możesz mieć mojej kobiety (separuje dziecko od matki) ale możesz mieć inne (ustawia do świata, daje zezwolenie na branie ze świata). U ciebie nic takiego nie nastąpiło, nie łączysz więc słów z rzeczami, zostałeś pochłonięty przez matkę i nie wyszedłeś do "swojego", do świata (brak relacji). W rodzinie wszystko u ciebie stało na głowie- matka była dzieckiem, ojca nie było na tyle silnego żeby ustanowił prawo "wyjścia do świata", brat był twoim dzieckiem a ty dorosłym ojcem i głową rodziny załatwiającym za matkę jej własne sprawy. Do tego dochodzi bieda, poniżenie w systemie społecznym, które byś zaakceptował pewnie gdybyś nie miał przekonania, ze taki los- jako osobie bardzo logicznej i inteligentniej- ci się nie należy (trochę w tobie narcyzmu, zarozumiałości, tak?). Z tego wynika reszta np: to, że nie rozumiesz tego co się dzieje w tobie i na zewnątrz (tj może łapiesz ale nie masz jak tego nazwać, przytwierdzić, wszystko jest zmienne), stąd lęk i podejrzliwość, rozkminianie na logiczne kawałki, trzymanie się procedur z lęku, że świat się rozwali. Jesteś współuzależniony, zależny od systemu rodzinnego i ten system podtrzymujesz, nadodpowiedzialnie (twoja matka jest dorosła, nie może brać twoich pieniędzy, twoje pieniądze są twoje). Nie odczuwasz "stałego środka", stałego Ja- nie możesz więc podejmować decyzji, bo te- przy równoważnych opcjach podejmuje się emocjami a ty masz je poblokowane, jeśli dobrze rozumiem. Metafory zabierasz od innych (np. "dupa wołowa" od twojej mamy). Sorry, twoje oczekiwanie że "podejmowanie decyzji" się załatwi w ciągu 12 spotkań to mrzonki. Zrobiono ci ogromną krzywdę w rodzinie, bardzo ci współczuję. Nikt nie dał ci jak byłeś dzieckiem przyzwolenia na bycie nielogicznym, ambiwalentnym, niespójnym, ba! nikt ci nawet nie pozwolił na bycie dzieckiem i stąd jesteś nim do teraz (wybacz, ale tak jest). Tak jak jesteś zależny od domu, zlany z matką, tak samo jesteś zależny od terapeutów ( w sensie- jestem posłuszny, zróbcie mi coś). Ale w każdym jest pełne koło barw- w procesie wychowania niektóre barwy się chowają ale to nie znaczy że ich w środku, na poziomie nieświadomym, za murem nie ma. Czyli zakładam- u ciebie są za murem. Co do ludzkich relacji. Jasne , ze nacisk ci idzie na stałość i jawności/logikę, bo twoi bliscy zawiedli cię wielokrotnie. Pewnie nie odnajdujesz się w tym, że ludzie nie wiedzą co mówią (racjonalizują, gadają głupoty, bo są ludźmi, omijają rzeczy, nie rozumieją) i mają większą odporność na ambiwalencję (bo w środku każdego są różne tendencje), czego znowu ty nie możesz znieść z lęku że świat jest płynny i że ciebie (stałe Ja, które nazywa) w zasadzie nie ma. Stąd twoje stałe wrażenie niezrozumienia, złość innych ("trudno się z tobą rozmawia" jak ci mówią, bo ich wypowiedź postrzegasz przez pryzmat logiki matematycznej, a nie o to im chodzi i w ten sposób obnażasz ich nielogikę, a oni chcą uchodzić za logicznych i rozsądnych) i twoja złość na innych (bo są dziwni, bo przerzucasz na innych swoje poczucie krzywdy). Niestety, zła wiadomość - ludzie są ludźmi, działa przez niech nieświadome, popełniają błędy i mają to gdzieś- inaczej nie będzie i to ty musisz się dostosować. Język nie jest precyzyjny, jest w zasadzie systemem znaków i metafor, każdy nadaje słowom swój odcień. W związku z tym wymaganie od systemu pomocy terapeutycznej ( która opiera się na nieprecyzyjnym gadaniu w sumie) żeby był jakoś celowy czy etapowy, logiczny to bzdura. Takiego czegoś nie ma. Nie jesteś statystyką, każda psyche pracuje inaczej, każdy ma swoje trudności w konstelacji innej niż inni. Praca nieświadomego jest logiczna (jak już się rozumie), ale płynna, w terapii również. Nie da się tutaj niczego zaplanować w punktach ani dawać obietnic. Co nie znaczy, że ktoś cię jakoś złośliwie oszukuje, raczej -zauważ- stara się podtrzymać nadzieję i ci pomóc. Nikt ci nie powie, że terapia ci nie pomoże bo to niemożliwe i nieprawdziwe. Nie wiadomo, więc próbują na różne sposoby. Co do etykiet psychologicznych. Są w pewien sposób umowne. Są różne zjawiska, które -w zależności od wielu czynników (kultury, potrzeb ubezpieczyciela etc) grupowane są w różne zbiory i podtrzymywane przez autorytet ( np. APA). To że dostajesz różne diagnozy od różnych speców nie oznacza że wszyscy są idiotami, ale że kładą nacisk na różne aspekty, różne elementy zbioru, czasem to lęk czasem to anhedonia etc. Uderzyło mnie też, że piszesz w sumie wiele o empatii (terapeutka cie słuchała, sprzedawca życzy miłego dnia), ale zastanawiam się czy ty się w ogóle złościsz? W sensie- złościsz wprost? Tj czy wyraziłeś np swoje niezadowolenie z terapii wprost? Pozwalasz sobie na podniesienie tonu głosu? Na krzyk, na dobitne słowa? Bo na razie mam wrażenie, że musisz dać sobie przyzwolenie (jakiś regulamin, logikę) żeby napisać skargę (kolejną?). Jako że nie masz "środka decyzyjnego" opierasz się na logice, co wydaje się - po ludzku- nieadekwatne, bo na ogół ludzie złoszczą się bo tak czują a nie dlatego że mają rację ( jak gadają że mają rację to racjonalizują swoje nieświadome odruchy złości). Czy masz sny? Umiesz bawić się w skojarzenia? Czy odczuwasz jakieś inne dominujące uczucie? Czy wiesz co czujesz? Czasem jest tak, że uczucia są poblokowane (nie można było ich wyrażać w domu) więc ich energia zamienia się na jakieś zaakceptowane uczucie (np złość, która maskuje bezradność). Lub somatyzuje, zamienia w ból fizyczny. Lub też wszystkie uczucia zostają zamrożone, żeby nie bolało a wściekłość się nie ulała. Potrzebujesz długiej relacji z kimś kto zagra rolę ojca. Pomoże powiązać ci słowa ze stanami i emocjami, z rzeczami, co zwiększy tolerancję na "fruwanie słów" co sprawi że lepiej zrozumiesz ludzi. Stworzy na nowo twoją historię, twój mit-po co tutaj jesteś (wracasz do przeszłości właśnie po to by ten mit- stały punkt odniesienia- sobie stworzyć, terapeutka która zabroniła ci mówić o przeszłości nie zrozumiała po co to robisz). Kogoś, kto odwiąże cię od matki i brata jak powinien był to zrobić ojciec. Kto przyjmie na siebie twoja wściekłość i żal, jak je już dopuścisz do głosu, łącznie z acting out ale nie dopuści do ataku psychotycznego, rozpłynięcia. Nie opuści. Pozwoli ci dorosnąć i przejść całą separację. Życzę ci tego, choć taka terapia byłaby dla ciebie męką i kolejnym logicznym pasmem niezadowolenia. Czyli potrzebny jest ci mądry specjalista (od terapii z takim osobami jak ty, bo nie każdy terapeuta jest od wszystkiego) i terapia długoterminowa. Pomyślałam, że teraz te krótkie kawałki mogą przypominać ci na poziomie nieświadomym porzucenie przez ojca- raz przychodził ojciec, potem go nie było, nie było kontaktu, ktoś tam przychodził i odchodził (tak mniej więcej opisujesz swoje życie rodzinne). Nie wiążesz się, bo zaraz kogoś może nie być. Co nie znaczy że masz jakoś zrezygnować z terapii grupowej i innych jakie ci zaproponowano. Są też długoterminowe terapie DDA, gdybyś coś miał z alkoholem wspólnego w rodzinie. No, i gabinety prywatne. Łeb masz nie od parady (za co stypendia? za matmę?), byłbyś świetnym programistą. Programiści pracują sami, nie w grupie, i zarabiają wystarczająco, by mieć własny kąt, utrzymać się i opłacić terapię. Jeśli jednak introwertykiem będąc oczekujesz że po 12 spotkaniach terapeutycznych zostaniesz popularnym roześmianym ekstrawertykiem rozrywanym przez panienki to się bardzo mylisz. Terapia ma rozszerzać (wewnątrz), poobalać trochę wewnętrzne mury, ale oś osobowości pozostaje u każdego ta sama. I nie ma w tym nic strasznego jeśli będziesz wycofanym nieco introwertykiem z dziwactwami- pod warunkiem że ty tak będziesz chciał i będziesz w stanie nawiązać- ku swojej satysfakcji- relację ze sobą. Tutaj piszesz ( i konsekwentnie na różne terapie chodzisz) więc myślę, że jest jakiś kawałek w tobie, który już spoza muru jaki zafundowała ci matka z ojcem chciałby wyjść. Sorry za ten elaborat.
  11. @johnn Kilka pytań mi się nasunęło: często dziękujesz użytkownikom za uczestnictwo. Tak robisz bo jesteś wdzięczny czy dlatego że wiesz że tak trzeba między ludźmi? jak piszesz, że ktoś cię odrzucił, nie zgodził się na coś (np terapeuta) to co naprawdę się dzieje, co ta osoba mówi? użyłeś tutaj porównania "jak dupa wołowa". To twój język czy to ktoś w twoim otoczeniu mówi? Czy to "czucie się jak dupa wołowa" oznacza że widzisz wiele równoważnych opcji logicznych ale nie wiesz którą wybrać? Czy inne uczucie? Jeśli tak- jakie? Z czym ci się kojarzy ambiwalencja? Dobrze rozumiem, że wychowywałeś się bez ojca i nadal funkcjonujesz w domu z mamą? Jakie terapie przechodziłeś? W jakim nurcie? Jak sobie wyobrażasz relację z przyjacielem, z kobietą? Miałeś kiedyś satysfakcjonujące cię relacje? Jak na coś nie będziesz chciał odpowiedzieć, to nie rób tego a już szczególnie bo "trzeba". Dla mnie to ok. Jeśli chcesz możesz na priv.
  12. doi

    Potrzebuję rady...

    Bo akurat tak, to jest niedorzeczne, ale to nie jest asertywność. Nie wiem? może zgoda ze sobą byłaby lepsza jako definicja.
  13. Johnn ja próbuję to sobie jakoś po swojemu wytłumaczyć. Odniosę się do tego co piszesz, bo pewne rzeczy mnie tutaj uderzają i może ci się przydadzą, (jak nie, napisz) ale daj mi trochę czasu, muszę przemyśleć, dobrze?
  14. doi

    Potrzebuję rady...

    Jest psychoterapia na NFZ, ale jakość jest tutaj różna. Są też gabinety na wolnym rynku, kosztowne. Warto coś o psychoterapii wiedzieć zanim zacznie się szukać. Są też warsztaty asertywności. Porozmawiaj spokojnie o tym z psychiatrą czy i jakie są opcje dla ciebie. Nie musisz "siama". Na ogół nie jest tak, że dobry psychoterapeuta jest dostępny od już.
  15. doi

    Potrzebuję rady...

    Powodów, zwłaszcza nieuświadomionych, jest mnóstwo. Bo mylisz ich z rodziną, bo jesteś wytresowana na dobrą dziewczynkę, bo stamtąd ciągniesz tyle emocji, które ci ego głaszczą, bo nie lubisz siebie, bo boisz się konfliktu, bo byłaś karana za bunt i własne zdanie, bo nikt cie nie słuchał, bo dali ci coś czego ci brak, choćby poczucie ważności i status, może jako oprawcy przyciągają cię do siebie bo nie masz kontaktu z własną agresją więc ją umieszczasz w instytucji (taki syndrom sztokholmski), bo pociąga cię kontrola i reguły z powodu zastałego lęku, etc etc. . Psychoterapia, tyle mogę doradzić. Bo nie jest to refleksja w stylu "zracjonalizuję sobie", ale jakieś głębsze pokłady emocji i tresury, skoro doprowadziłaś się do takiego stanu.;(
  16. doi

    Potrzebuję rady...

    To jest praca na lata. Psychoterapia. Traktujesz tych ludzi lepiej od siebie, bo ich słuchasz a swojego ciała nie... Ci ludzie są chorzy. Ich plotki cię interesują? A w sumie dlaczego? Umiesz powiedzieć czemu? Napisz sobie czemu i zastanów się nad tym. Odpoczywaj, dużo pij, żeby się nie odwodnić
  17. doi

    Potrzebuję rady...

    Tak a propos nadgodzin i chorób w pracy https://innpoland.pl/156595,pochwala-lenistwa-czyli-dlaczego-polacy-powinni-pracowac-krocej może coś poruszy ten tekst...
  18. doi

    Potrzebuję rady...

    Myślę że masz tak zaburzony obraz asertywności, że nie ma sensu z nim dyskutować. Tak to jest gdy ktoś wiesza się na "psychologach" i próbuje z nimi jakoś dyskutować nie wiedząc/nie czując o czym dyskutuje. Asertywność i kontakt ze sobą nie ma nic wspólnego z jakimiś zarządzeniami psycho, z konfliktem, z jakąś eskalacją, z kłótnią, raczej ze zdławieniem tego w zarodku. Nie jest nijak asertywny komunikat "a bo ty..." Ja piszę ze swoich doświadczeń. Lepiej, łatwiej, płynniej mi się żyje mając kontakt ze sobą, ze swoim ciałem, komunikując i nie bawiąc się w gierki. Nie trwając w sytuacjach dla mnie szkodliwych. Po prostu szkoda czasu na samo-niszczenie. Ja stara jestem, szkoda mi czasu na realizowanie planów innych ludzi. Dostaję od ciebie po głowie za nieudolnych psychologów i za twoją bierną agresję i za twojego byłego szefa. No trudno. PS. gra rynkowa, maska, "traktowanie klienta" nie jest stawianiem granic i nie ma z tym nic wspólnego. Miłego :).
  19. doi

    Potrzebuję rady...

    Bycie asertywnym to obojętność lub odporność na to jak jest to postrzegane. Dwa lata opowiadałaś sobie bajki usiłując zaprzeczyć swojej rzeczywistości, rzeczywistości przemocy. Jakie ma to znaczenie jak inni postrzegają skoro to teraz TY za to płacisz?
  20. doi

    Potrzebuję rady...

    @przypadkowyOk, czyli ty reagujesz bierną agresją na to że ktoś ci wchodzi na głowę. I ok. Ale skreślasz - bo sam nie umiesz- asertywny sposób działania, uważając, że świat się zawali, ludzie sie obrażą, klienci masowo odejdą. etc. Tak przecież nie jest. Ludzie uważają mnie za asertywną ale nie mam z nikim konfliktu. Po prostu mówię co chcę i czego nie chcę- jasno. Inna rzecz czy dostanę (w 90% przypadków dostaję i tyle mi wystarczy). Konflikt był jak byłam poddana mobbingowi, nie umiałam odejść, nazwać sytuacji. Stres jest wtedy gdy nie mówisz wprost a podgryzasz innych , gryziesz się sam, prowadzisz konflikt w swojej wyobraźni, z kimś kto nawet nie wie, że jest ci trudno czy przykro. Jak się godzisz na coś co ci zwisa- też nie ma tutaj stresu. Łatwo zrzucić odpowiedzialność za siebie nas "zły świat" . "Bo mi robią". Nieprawda- sam sobie robisz. [PS to "ty" to zamiennik dla "ktoś", nie chodzi mi 1-1 o twoja osobę]. Myślę że podstawowa różnica jest w nazywaniu. Jesli ktos nazywa mobbing czy chamstwo wprost i mówi sobie "on jest cham, ale ja mam kredyt, spokojnie się rozejrzę za czymś innym" to jest coś innego niż autorka pisze. Ona pisze o tym, że czuła się zmanipulowana, że nie nazywała - wieszając się na narracji firmy- rzeczy które się dzieją (nadgodziny, audyty, choroby w pracy). Inaczej byłoby, gdyby nazwała- choćby przed sobą- że jest wykorzystywana, że dzieje się to kosztem jej życia. Ale takie postawienie sprawy wprost jest trudne- bo trzeba się przyznać, że jest się w opresji, że postąpiło się źle, że jest się słabym, że się marnuje czas etc etc. To jest bolesny narcystyczny cios, dlatego ludzie odgrywają się bokiem lub udają że jest ok tak długo aż ciało padnie. jednak jest. We wszystkim co robimy jest.
  21. doi

    Potrzebuję rady...

    Mi też nie chodzi przecież o kłótnie ale o kontakt ze sobą. Co mi nie przeszkadza a co tak. I to komunikuję. A z tego co pisze @SherryAnnto była urabiana, jej granice testowane, ona nie reagowała więc dowalano jej więcej, bo nie robiła nic. Skoro ktos nie komunikuje ani nie negocjuje to jak sprawdzić gdzie granice? Dowala się więcej. Ktos kto się godzi to stawia czyjąś narrację powyżej swojego Ja a to znów uważam za zbrodnię. Nie chodzi mi o napięcie i szarpanie się ze wszystkimi bo "ja chcię", ale spokojną komunikację: to jest ok, to akceptuję, tego nie zrobię, a za tym idzie szacunek dla czyichś granic. Normalnie ludzie mówią na czym im zależy i wymieniają się info, żeby trafić w swoją strefę komfortu. Jeśli kultura firmy jest tak zaburzona i nieludzka, że się tam totalnie męczysz- to sam piszesz- jaki jest sens w tym tkwić? W imię czego? Twoja jest krew a ich jest nafta. No mogę , skoro napisałam. Takie marzenie że praca fizyczna to jest to, święty spokój i brak odpowiedzialności ... ale to nieprawda. Toksyczni ludzie są wszędzie a ta część pracy - związana z tworzeniem, z frajdą, z uczestnictwem, z myśleniem- jest bardzo fajna, przynajmniej moim zdaniem. Może nie każdy to chce i lubi, ale iść do pracy, tylko dlatego że z daleka wydaje się spokojna- jaki to sens marnować czas swojego życia? Jeśli ktoś nie komunikuje i nie stawia granic to zginie nawet w niebie...
  22. Bardzo dobrze ująłeś. Stąd masz trudności z nawiązaniem relacji terapeutycznej i innych relacji. Potrzeba czasu. Oni nie zmienią podejścia, bo podejście relacyjne jest sednem ich pracy. Kto ci każe to robić? Jeśli terapeuta podejdź zadaniowo, podziel sobie cel np "chcę podejmować decyzje" na kawałki np: chcę umieć zrobić zakupy podstawowych produktów w czasie nie dłuższym niż 30 min. Chcę dobrać sobie ciuchy rano w czasie nie dłuższym niż 5 min etc. I tu trening. To oczywiście przykłady. Potrzebujesz długiej relacyjnej terapii moim zdaniem. Właśnie relacyjnej, bo nie miałeś takich doświadczeń. Od początku: czy masz jakieś uczucia, jakie uczucia umiesz nazwać, jak widzisz relacje z innymi i samym sobą etc. Co się dzieje w diadzie, jak interpretujesz to co robi terapeuta. Jakie uczucia ma dana osoba (tu jakaś historia). Co czujesz w ciele i jak to umiesz nazwać. Co lubisz czego nie. Co ci smakuje a co nie. Obudzić ciekawość dla tego co się dzieje. Jak to widzę teraz to siedzisz zamknięty za murem. Przeżyłeś tyle złego, że musiałeś się zamknąć, odseparować, bo inaczej się nie dało. Słowa nie są u ciebie związane z rzeczami, nie masz jak ich powiązać bo nie powiązał ich ojciec ani matka dla ciebie, stąd wszystko fruwa, stąd próbujesz jedno z drugim związać matematyką, bo daje ci jakąś bazę. Nikt cię nie odzwierciedlił, nie nazwał za ciebie, za malucha jakim byłeś tego co się dzieje w tobie i na zewnątrz. Musi być teraz ktoś kto cie odzwierciedli i pomoże ci związać słowa z rzeczami, związać bezpiecznie, dać jakąś bazę dla słów. Związać etykietkę z tym co ty odczuwasz i kim jesteś. Założę się że nie używasz ani nie rozumiesz metafor. Za murem jest ci jednak ciasno, bo piszesz tutaj o pomoc. Zrobiono ci ogromną krzywdę, która obudziła taki lęk i taką złość, że teraz ta energia idzie na trzymanie jej pod kluczem, za murem. Tyle że ten mur separuje cię doskonale od wszystkiego i od siebie samego. Wygłusza. To trzeba powoli rozmontować, cierpliwie, długo. Właśnie w relacji, w złości która może się pojawić (zbawienna), w zagubieniu. 12 spotkań- sorry, nie da się, to samo-oszustwo. Nie znam twojej historii ale z tego co kawałkami piszesz to taki obraz mi się pojawia.
  23. doi

    Potrzebuję rady...

    ja też nie Tylko to że najlepiej jest zadbać o siebie co nie musi oznaczać walki.
  24. doi

    Potrzebuję rady...

    Czy to znów z ramach samo-poniżenia? To nie jest łatwa praca, gdzie ma się "czysty umysł". Skoro zajmujesz się skomplikowanymi rzeczami czy jest sens szukać pracy poniżej swojego potencjału? Bo musisz się jakoś samo-ukarać? To nie instytucja cię doprowadziła ale ty sama. Mówiąc tak zrzucasz odpowiedzialność na kogoś z zewnątrz zamiast stać się wewnątrzsterowna i wolna. A co będzie jak znów pojawi się "instytucja"? Ciągle na łasce instytucji? Instytucja organizująca pracę sprzątaczek to ta dobra a ta korporacyjna to zła- w twoich fantazjach? Problem w tym, że instytucje rządzą się swoimi prawami, swoją bezwładnością i amoralnością, ale od zarządzania swoim życiem jesteś ty a nie instytucja. Ty jesteś od stawiania granic by siebie chronić. Tego nie robi łaska instytucji. Żadnej. I jeszcze jedno- wchodzenie w konflikt żeby się odegrać świadczy o tym, że ciągle z tą instytucją chcesz mieć kontakt i to gorący. Po co? Żeby jakoś przejąć ich siłę, zmierzyć się w zapasach? Nic z tego nie będzie, zniszczysz się w kolejnym konflikcie i boleć brzuch cię będzie na myśl o pójściu do sądu. Zamknij spokojnie drzwi, nie pal mostów, podziękuj komu trzeba, zachowaj kontakty, jeśli zdecydowałaś się odejść. Nie usprawiedliwiaj się, nie podawaj powodów, wystarczy powiedzieć "tak zdecydowałam, dziękuję za współpracę" i robić swoje, ale odgrywanie się to jak smaganie batem morza, bo niegrzeczne. Tak naprawdę ten gniew jest na ciebie samą. Pomoże ci zadbać o siebie, może na warsztatach asertywności, może w terapii. Ale na razie to ogon macha psem a gniew ci rozum odbiera.
  25. doi

    Potrzebuję rady...

    Nie wiem. Nigdy nie brałam. Ale nie jest tak, że z automatu dostaniesz. Tu jest duży dział "lekowy", może tam zerknij. Nie ma tez sensu wybiegać w przyszłość i martwić się że coś dostaniesz co to będzie? Zawsze się martwisz na zapas i piszesz scenariusze, żeby sie poczuć lepiej? Może to też jest element, który przeciąża twój system? Poczytaj sobie o asertywności, lękach, stawianiu granic, perfekcyjnym Nad-Ja. Może coś znajdziesz w dziale DDA o nadobowiązkowości, nadodpowiedzialności? Nie wiem gdzie "macać", ale zwracaj uwagę na treści, które cię poruszają czy denerwują. OK, uciekam na dziś sprzed kompa. Powodzenia, dbaj o siebie.
×