Skocz do zawartości
Nerwica.com

doi

Użytkownik
  • Postów

    584
  • Dołączył

Treść opublikowana przez doi

  1. To nie jest "normalne" w poznawczo-beh, w kołczingu, w terapiach "głaskowych, kontaktowych. To co się dzieje jest jednak całkowicie normalne w analizie. Analiza zajmuje się właśnie tym "czego nie da się rozpoznać", traumą, tym "czego nie da się nazwać" a działa z nieświadomego. To jest różnica między analizą nastawioną na głęboką refleksję a terapiami nastawionymi na szybką likwidację symptomów i solidne ego. Analityk nie odnosi się do tego, ale pozwala mówić i przepracować. Widać analityczka uznała to za "domaganie się". Analityk nie reaguje na domaganie się, bo pełni funkcje analityka, lustra. Staje po stronie nieświadomego, nie wypiera tego jak pacjent (np cierpienia, pragnienia samobójstwa). Pacjent, jego Ja, chce się czuć dobrze i umyka mu wartość tego co mówi nieświadome przez cierpienie czy chęć śmierci. Ja cierpi, bo traci kontrolę, iluzje, spójność, regresuje się. Analitykowi nie może umykać, on nie jest po stronie Ja pacjenta a po stronie wypartego. Wspiera wyparte tak długo jak nie jest inkorporowane do Ja. W czasie kryzysu może dodać dodatkowe sesje, może zdecydować o kontakcie twarzą w twarz (jeśli był wcześniej na kozetce), może być bardziej aktywny. Ale nie pojawi się na żądanie ani nie trzyma za rękę. W dobrej relacji pojawia się ciekawość pacjenta (co się we mnie dzieje, co mówi?) a nie jego lęk. Tak ogólnie, bo tyle analiz ilu analityków i pacjentów, ile nurtów psychoanalitycznych. Analiza "amerykańska" nie jest tym samym co analiza lacanowska etc. Mnie jest trudno określić (bo to niemożliwe) czy analityczka popełnia tutaj błąd czy nie, ale jednak analiza jest kompletnie czymś innym niż terapia nastawiona na ego. Przeżywałam podobne rzeczy w analizie (myśli samobójcze, zjazdy etc) i było to "normalne" i nie stanowiło błędu analityka. O tym sie właśnie mówi i zbliża do tego na co inni by powiedzieli "o boże, boże, jakie to straszne, zapomnijmy o tym, kocham panią, niech pani weźmie leki!". Gdy analityka nie było, potrzebowałam kontaktu z czymś "jego" (tekstem) lub poszłam na konsultację do innego psycho, żeby po prostu pogadać- taki sposób na samouspokojenie się. Analiza to nie mus, nie polecę każdemu, bo to jest bardzo ciężkie (z czasem robi się łatwiejsze). Zależy czego się chce i jak idzie proces. A proces jest na lata. I może być tak, że analityk nie "złoży" pacjenta tak jak Ja by chciało się widzieć.
  2. Nie, tylko ty się możesz zabić a nie terapia. Ty jesteś środkiem swojego świata i ty nim zarządzasz. Nie terapeutka, mimo że sobie tak to wyobrażasz. Nikt ci niczego nie może zrobić. Tylko ty możesz sobie zrobić krzywdę. Pytanie co chcesz osiągnąć w analitycznej i po co tam jesteś. Jeśli dla ego, głasków i walki z symptomami, to mało jak na motywację. To jest bardzo dobry nurt dla osób refleksyjnych, z silnym meta-obserwatorem, świetny nurt by zdobyć się na wewnętrzsterowność, by uzyskać wewnętrzną wolność, oddalić ego (choć typy analiz są przecież różne). A wolność jest tym, czego ludzie nie chcą na ogół, stąd analiza nie dla wszystkich. Chcą silnego ego, głasków, komunikacji, kontaktu, chcą żeby było miło. Może ten nurt po prostu nie dla ciebie? Ja jestem bardzo zadowolona z analizy. Zjazdy są normalne w analitycznej. Regresja także może się zdarzyć, zwłaszcza pod nieobecność analityka. Analityczka nie jest matką, nie karmi. Próbujesz ją wzywać i szantażować. I ukoić się perspektywą obecności. I ok, to normalne co się dzieje, ale od nieobecności matki się nie umiera. Umiera się od tego co ma się w głowie.
  3. I oczywiście jako kropka nad i: bazą dla twojego cierpienia jest egocentryzm. Warto też się zastanowić do czego służyła (służy) taka tarcza poczucia że jest się pępkiem świata dla wszystkich.
  4. To wszystko o piszesz to pisze twoja choroba nie ty. Twoja choroba nadaje wartość wypróżnianiu, co robi każdy i wszędzie i nie ma w tym niczego oprócz fizjologii. Twoja wewnętrzna satysfakcja z choroby jest tak wielka, że w sumie chyba nie ma o czym gadać. Wątpliwości raczej opowiedz w gabinecie. Jest przyczyna lęku, ale brakuje ci wiedzy żeby jej poszukać. I może odwagi. Nie chodzi mi o rezygnację z wiary. Problem w tym, że twoja wiara to lęk a nie wiara. Molestowanie to naturalne skojarzenie: ofiary często chcą być "czyste", "idealne" - w odróżnieniu od swoich katów. Pomóż sobie szukając profesjonalnej pomocy a nie pogłębiając majaki chorobowe.
  5. Piszesz też o kontaktach z kościołem, księżmi. Byłeś molestowany? Może tutaj też warto pogrzebać przy refleksji o tej potrzebie bycia "wzorem", czystym", "dobrym".
  6. Piszesz "Ale dlaczego wszędzie widzę te szóstki". Bo się rozkoszujesz kontaktem ze "złym", którego nie chcesz zaakceptować na poziomie świadomym. To twoje projekcje wewnetrznych impulsów, jakich w sobie nie dostrzegasz.
  7. Można pytać o wszystko. Warto na początku pytać o wykształcenie, przygotowanie zawodowe, porażki zawodowe, i sytuacje związane z przebiegiem terapii, wymagania formalne, nieobecności, płatności etc. Jednak niektóre pytania będą uznane za znaczące w kontekście terapii - terapeuta może zapytać "dlaczego panią właśnie to interesuje?". No właśnie, dlaczego chcesz wiedzieć na pierwszym miejscu czy t. ma dzieci? Żeby uruchomić fantazje o jego zyciu rodzinnym, łatwiej postawić go w roli swojego "rodzica", rywalizować z nimi, podstawić się za "dziecko" terapeuty etc etc? To ważne co z odpowiedziami robisz i jak wbudujesz je w fantazje i o czym one mówią.
  8. Tak. Żeby to zobaczyć warto medytować.
  9. Pamiętam z innego forum także inne elementy: dzieciństwo DDA, depresję, masochizm ("jestem słaby"), poczucie winy za konflikt w wątku- który cie nie dotyczył. To wszystko się ze sobą łaczy- od takich a nie innych rodziców do wyniku teraz. Pochlebiam sobie, że przewidziałam pisząc gdzieś indziej, że nie ma nic "nagle" i wszystko w psyche jest powiązane. Tak jak teraz przewiduję że jeśli nie skonfrontujesz sie z tym co psyche ci wnosi jako materiał ten stan będzie się pogłębiał. Nie jesteś "wierzący", bo to co robisz to tylko gesty magiczne mające zabezpieczyć cię przed "wybuchem" niechcianych impulsów (np agresji w stronę złych rodziców) z czym wiąże sie lęk. Jest pierwotny lęk (nieprzepracowane kawałki z dzieciństwa)- ten lęk jest nieświadomy (przedświadomy?) więc i wymaga urealnienia przez fantazje o opresji (karzące bóstwo, podgladacze) więc teraz masz lęk urealniony rzekomym podgladaniem i karą sacrum, bo szatan to też fantazja o sacrum. I tak sie kręci. Dobrze, że zachowujesz jeszcze zdrowy kawałek przy którym wiesz że to bzdurne co myślisz, ale to jeszcze pogłębia lęk przed brakiem kontroli, bo te "złe" impulsy wyłażą wbrew woli Ja. Węzeł do rozwiązania tylko i wyłącznie u psychiatry i terapeuty ( świeckich nie kościelnych, kościelnych nigdy!), nie na forach. Twoja wiara jest karykaturą. Twoja psyche, nieświadome (przeklinanie sacrum) jest mądra, bo chce cię wyzwolić od pustych gestów w stronę prawdziwego duchowego rozwoju. Przeklinasz sacrum być może dlatego bo masz ochotę przekląć swoich rodziców - a tego sie boisz, boisz sie kary. Podłożem lęku jest agresja (lęk hamuje agresywne impulsy nieświadomego). Ty sie boisz swoich agresywnych impulsów (narracja "chcę być dobry", "jetsem wzorem", "inni patrzą", depresja jako przekierowania agresji ku sobie etc). Jak pisałam w poście o hejterze u Włodawca (tam go przytoczyłam, jak chcesz to popatrz) demonstracyjna religijność wiąże się z jakimś wewnętrznym deficytem, zaburzeniem, jest wyrazem tego zaburzenia. Żyjesz w strasznym zniewoleniu, klatce umysłu i od ciebie tylko zależy, że zechcesz z niej wyjść. Ja jestem na zewnatrz i widzę (niestety) jasno. To co mnie uderza to to, że chcesz diagnozy a nie pomocy w konfrontacji z lękiem. Nie wierzę, że nigdy nie słyszałeś o psychoterapii czy terapiach DDA. Może próbowałeś z tego skorzystać i nie wyszło? Diagnoza jest ci potrzebna za usprawiedliwienie - jestem przecież chory, boże nie karz. To jest właśnie anty-rozwojowe, jest znakiem chorego myślenia. To że chcesz się samo-określić a nie sięgnąć po pomoc (pisanie po forach zamiast wizyty u lekarzy jest pozorem szukania pomocy, samo-oszustwem) , myślę, jest elementem twojej nieświadomej nadziej, że choroba cie usprawiedliwi i wycofa z życia, z odpowiedzialności za siebie. Przewiduję że przy braku porządnej terapeutycznej pracy rozwalisz wkrótce nie tylko siebie ale i małżeństwo, pracę, dziecko. Takie samobójstwo na raty, które uwolni cie od ciężaru "dobra" jakie sam na siebie złożyłeś. Uciekniesz w brak kontaktu, chorobę, by uciec przed swoim "wzorem dobra"- jakim wcale nie jesteś a usiłujesz ze strachu być. Choroba da ci wolność. Być może to "dobro" wymyśliłeś sobie w przeciwieństwie do "złych" rodziców. To się często zdarza. Myślę też że niewiele z tego co piszę zrozumiesz, ale może komus innemu sie przyda... Kilkanaście lat temu byłam w podobnym do twojego momencie- też nie rozumiałam nic z tego co sie pojawiało z psyche ani z tego co inni podpowiadali. Ale da sie zrozumieć jeśli samemu sie w to wejdzie. Życze odwagi w urealnieniu obrazu siebie i świata.
  10. Raczej powinieneś wnieść na sesję twój pomysł "naukowego" przekonywania matki. To jest znaczące. Takie zaburzenie jak twoje może pochodzić ze złej więzi z matką w dzieciństwie. Więc twój stosunek do matki na terapii jest kluczowy. I bronienie się za pomocą kogoś innego (autorytet) także. Jasne, że matka będzie rywalizować z terapeutą, bo boi się że wymkniesz jej się z rąk. Z jej strony nie będzie wsparcia. Twoja matka jest dorosła, to przecież nie twoje życie. Terapia borderline trwa z kilka lat, więc pół roku to jest nic. Zjazdy w terapii są normalne, tak to się dzieje, również do poruszenia na sesji co się dzieje. To co dzieje się w diadzie terapeutycznej "naukowe" nie jest, więc nie ma sensu uderzać w "naukowość" swojego procesu. Powodzenia.
  11. No jasne, że nie przestaniesz przeżywać, bo terapeuta wyszedł z roli i ewoluował w stronę kochanka. Obdarzyłaś zaufaniem terapeutę a nie kochanka i jako kochankowi twoje zaufanie i bezbronność się nie należały. On ciebie użył dla swoich celów, czego w terapii robić nie można, bo można okaleczyć kogoś bardzo, zabierając mu/jej coś co nie jest przeznaczone do terapeuty. Ja to rozumiem. Proponuję tylko przyjrzenie się (niespójnym) emocjom, które się pojawiają- bo nadal - z terapeutą-kochankiem- jesteś w swoim procesie i to co się dzieje (np to że nie dostrzegasz że ktoś narusza rolę i granice) może być znaczące dla twojego rozwoju. Komplementy terapeuty nie oznaczają budowy wewnątrzsterowności a zależność, zewnątrzsterowność- a to nie jest celem terapii, jak ją rozumiem. Inaczej: może niesiesz taką energię, zachowania, przekonania, które uniemożliwiają ci stworzenie związku i to właśnie wyszło w tej (zaburzonej) relacji- właśnie jako zaburzenie, symptom. Te moje myśli to tylko takie skojarzenia, może być zupełnie inaczej niż ja to sobie wyobrażam. Ale będę się upierać że jest to znaczące- w twoim kontekście. Nie wiem jak, ale znaczące z pewnością. To nie jest norma, co opisujesz. Paskudny wyjątek. I raczej nie tak, że to jakiś psychopata, ale ktoś kto nie wykonał swojej pracy należycie, zapewne z narcyzmu. Superwizor by mu na takie coś nie pozwolił. Może nie był w superwizji. Terapeuci też ludzie.
  12. Ja się zastanawiam dlaczego ta terapeutka w ogóle pojawiła się na takim forum (to nie miejsce dla terapeutów) i zmarnowała dobre kilkanaście minut na przejrzenie historii pacjentki i napisanie takiego posta. Musiała pisać to pod wpływem niezłych emocji. Pewnie relacja była słaba a jej puściły nerwy. Brak profesjonalizmu. Wystarczyło skomentować krótko i do rzeczy. Najlepiej na priv. Lub olać. Pacjenci w różny sposób przeżywają rozstanie z t.
  13. Testował granice i twoją niewiedzę o terapii i relacji terapeutycznej. Terapeuta nie dotyka pacjenta. Jedynie Gestalt zezwala- za pozwoleniem pacjenta.
  14. A gdybyś tak odłożyła jego motywy na bok i cieszyła się samym faktem, że się komuś spodobałaś i ktoś cię skomplementował? Czy to coś zmienia w twoim podejściu do związków? Do terapii, owszem, może zniechęcić, ale do związków, relacji damsko-męskiej (lub innej jak wolisz)? Odsuwając to ze on jest starszy i ma inną rolę- czujesz się ok ze swoja kobiecością? To co piszę to nie stręczycielstwo, ale próba wyciągnięcia z tego doświadczenia czegoś dobrego dla siebie, potraktowanie tego jako materiału do dalszej pracy. Bo to jednak nie przypadek, że idziesz z problemami w związkach i dostajesz uwodzącego cię terapeutę... To co się stało w terapii to wyjątek, moim zdaniem. Mi sie nie zdarzyło, żeby terapeuta czy terapeutka próbowali rozciagnąć relację na uwodzenie. Owszem, próba mała, kilku osób, ale nigdy. Jakieś śmieszki, uwodzonka, komplemenciki- tak, to jest nawet miłe, ale nie rozpieprzenie relacji, wyjście z roli. Ale jeśli schemat bedzie ci się powtarzał w kolejnych relacjach, to naprawdę będzie znaczące.
  15. I jeszcze jedna myśl: nie wkurzyłaś się? Ja bym dziką awanturę urządziła i nie żałowałabym złych słów temu panu na koniec. Dopeiro potem jak by mi ulżyło, odcięłabym kontakt. A ty tak spokojnie "zrywasz kontakt"? Jest taki układ że osoby, które chcą uchodzić w swoich oczach za "dobre" i "grzeczne" przyciągają owe "ciemne moce" na zasadzie projekcji, by się uchronić przez "złym w sobie" a jednocześnie mieć nad "złym" kontrolę i zachować przed sobą "dobrą osobowość". Nie da się jednak postawić skutecznie granicy gdy nie ma się kontaktu ze "złym" w sobie. Piszesz o przyciąganiu "złych" jak o swoim schemacie, stąd taka myśl.
  16. Oczywiście , bardzo ludzkie i pewno tak samo bym postępowała. Chodzi mi o to żeby niczego nie wypierać, zwłaszcza satysfakcji, wstydliwej. Bo przyjmuje się, że ofiara ma być ofiarą i odczuwać satysfakcji nie może. I poddać to refleksji - bo to jednak jest znaczące: ktoś kto nie był w stałym związku uwodzi (nieświadomie) terapeutę (a on to wykorzystuje).
  17. Może właśnie takie osoby do siebie przyciągasz? I to jest temat na sesję, do przerobienia. Może masz maskę osoby delikatnej, która nie umie się obronić inaczej jak przez ucieczkę- to też do przemyślenia. Fantazje- nie chodzi mi o to że świadomie kłamiesz, ale o to, że wszyscy układamy sobie jakąś narrację, to co mówimy i jak sobie przedstawiamy świat to fantazje (w sensie neutralnym). Ty sobie przedstawiasz to co się stało jako "jestem zawiedziona, facet jest okropny" a ktoś inny być może powiedziałby "fajnie, udało mi się uwieść terapeutę, czuję moc, facet na mnie leci". To jak przedstawiasz nagie fakty ma znaczenie. Nie wziął pieniędzy- czyli już wtedy zaczęłaś mu płacić inaczej. I co, nie zaniepokoiło cię to? Nie postawiłaś granicy? Szczerze- mam taką myśl, że to wszystko co zbudowałaś w tej terapii jest jakoś nietrwałe, uzależnione od spojrzenia tego faceta. Jak on zniknie to te twoje osiągnięcia tez mogą okazać się słabe. I być może stąd temat jest dla ciebie ważny, żeby tego faceta - w narracji, w przeżywaniu tematu- nie puścić od siebie. Może być tak, że on uruchomił swoim postępowaniem coś, co do tej pory pozostawało uśpione i nie pozwalało ci zbudować sensownego związku. To przemyślałabym w nowej relacji terapeutycznej, ale jednak nie z kobietą, bo to jest ciąg dalszy ucieczki. Ucieczki do mamy od złego mężczyzny.
  18. A ja tak, widzę. Poruszenie (tj to ze temat jest żywy, odreagowywany na poziomie somy) oznacza wewnętrzną satysfakcję, może nieuświadomioną, tym bardziej że Natalia ma problem ze związkami. Wewnętrzna nieuświadomiona satysfakcja nie ma nic wspólnego z emocją ("społeczną") która pojawia się na końcu i jest okazywana ego i światu. Ludzie czerpią taką satysfakcję np. z trudnych warunków, z samobiczowania, z doznawania przemocy etc.
  19. Tym bardziej że piszesz: "uczęszczam na terapię z powodu problemów w stworzeniu związku." to co się dzieje w tej relacji i twoje fantazje wokół tego powinny byc znaczące.
  20. Ale tym żyjesz. Ten facet robi ci krzywdę bo zamiast zająć się sobą zajmujesz się ( z przyjemnością przecież) jego postami. Możesz pociągnąć wątek- co robi mi starszy facet komplementami i głodem (bo przecież kolejną stronę już coś robi)- ale najlepiej w innej relacji terapeutycznej. Bo przecież to zachowanie terapeuty coś w tobie uruchomiło i w zasadzie przerwało proces, w jakim byłaś ze SWOIMI problemami.
  21. Natalia, jak dla mnie najważniejsze to :zadbaj o siebie. To nieważne na razie co on, bo to Ty sie źle czujesz- jak piszesz. Więc co on ma to nieważne, najlepiej zmień t., obgadaj to, stań na nogi. Wiadomości zachowaj, żeby mieć poczucie realności. Czy ratować innych (i jak i czy ma to sens) - to poboczna kwestia.
  22. @szanownapaniNie, nie mam opracowań, nie sądzę, żeby było jakiekolwiek "naukowe" opracowanie dot nadużyć w terapii. Ale kiedyś interesowałam się tematem nadużyć i zdarzało mi się czytać o przypadkach, gdzie pomówienia o molestowanie były formą "karania "terapeuty, manipulowaniem relacją, próbą przejęcia kontroli, wyjścia z zależności, czy pomyłką między "dziecięcą miłością" a pożądaniem, projektowanym na t. Wątek miłosny jest przecież w gabinecie, tak czy inaczej obecny, czasem przez zaprzeczenie. Czasem przez takie fantazje można dotrzeć do wewnętrznego konfliktu pacjenta. Pomówienia są znaczące. I właśnie ten sms mnie zastanowił ( o ile jest prawdą)- albo facet wychodzi z roli, albo czuje się bezkarny, albo to fantazje. Albo jest głupi. Z drugiej strony nikt z powodu smsa mu nie zabroni wykonywać zawodu, bo nie ma prawnie takiej opcji.
  23. Jak na razie piszesz o różnych forach i nic nie robisz? Najprościej nie iść na sesję i przerwać kontakt bez dyskusji, bez tłumaczenia - jak ze stalkerem. Zablokować go, smsów nie czytać. Jeśli jest zrzeszony w jakimś towarzystwie, zgłosić tam- jak lubisz walczyć z wiatrakami. I poszukać pilnie innego terapeuty. Takie rozwiązanie więzi terapeutycznej zdrowe nie jest. Jeśli jest prawdą to co piszesz (wybacz, ale kobiet pomawiających terapeutów o molestowanie jest pełno) to facet zdecydowanie przekroczył granice relacji terapeutycznej.
  24. Właśnie ja cały czas o tym. Że są tej samej płci. Że to nie jasna, prosta, święta biologia. Czym więc się różnią? Czym wzbudzają niechęć? Skąd ich inna pozycja wobec kategorii płci? To pytania. Moje supozycje powyżej.
  25. Skoro tak, to spróbuj jednak oprzeć się na czymś, np na tym co mówi terapeutka.
×