Skocz do zawartości
Nerwica.com

Destoroyah

Użytkownik
  • Postów

    28
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Destoroyah

  1. Bardzo przepraszam Pana Depersa. Nie umiem czytać. Przepraszam. Bardzo przepraszam.
  2. Drygan, bardzo Ci dziękuję. Ja też nie jestem jakimś wielkim imprezowiczem, sam o sobie mówię, że jestem taki, że się rozkręcam przy właściwych osobach, a przy niektórych siedzę cicho jak trusia. Może faktycznie to jest kwestia środowiskowa i pewnie przekonań oraz niechęci pracy do wykonania. W każdym razie dziękuję. I tak, ja rozumiem, że nie powinno się patrzeć pod kątem porównywania tylko właśnie ciężko mi z tym idzie. Bo jak widzę, że np. kumpel, który 10 lat temu był w tym samym miejscu co ja, a teraz się tak rozwinął, że głowa mała (i naprawdę pozytywnie - autentycznie pamiętam go 10 lat temu i widzę, co teraz sobą reprezentuje, jakim jest człowiekiem), to się dobijam, że "w czym ja jestem gorszy". Wiem, że tak się mówi, że każdy jest całością jabłka itd. Ale ja mam doświadczenie z powrotami do pustego domu (czasy studenckie i jedna praca) i serio nie lubiłem tego uczucia. Wiem, że mi nie rozwiąże jakikolwiek związek problemów, a jeszcze może pomnożyć, ale chciałbym do niego dorosnąć, czuć się dobrze sam z sobą, mieć coś do zaproponowania drugiej stronie. @betelgeuse chodziło mi o coś co można zrobić własnym sumptem, bez uciekania się do pomocy terapeuty. Boję się źle trafić, do tego pieniądze i czas. Mam jedną książkę "Umysł ponad nastrojem", wiem, że ona jest określana jako autoterapeutyczna. Może są jakieś inne narzędzia / sposoby? Dużo już próbowałem.
  3. Dziękuję za polecanie CBT. A czy jest jakaś alternatywa dla niej? Czy uważacie, że to jedyne co mogę zrobić z takich pozytywnych zmian?
  4. Widzisz Depers, Ty tak chcesz. A ja chcę inaczej. Czy mi nie wolno? Jest gdzieś zapisane? Dlaczego? Kto tak powiedział? Znam te osoby i wiem, że naprawdę dają sobie radę jako mężowie i ojcowie, bardzo ich podziwiam, mówiąc o biciu i gwałtach to przepraszam, ale się zagalopowałeś i to poważnie. Obrażasz ciężko osoby, o których nic nie wiesz. Bardzo to nie w porządku. Bardzo przykro czytać takie słowa, kiedy przychodzi się po poradę... I tak, chcę czegoś innego, ale właśnie coś mnie stopuję. I dlatego przyszedłem poprosić o wsparcie, poradę. Choćby w takim przypadku jak strach przed rozwijaniem umiejętności społecznych. Przepraszam za złośliwość, ale czy to też jest źle, że tak chcę? Może w ogóle nie wolno mi mieć jakichś pragnień, chęci czegoś...? Jak to jest, że ktoś inny może mieć fajne życie, a ja mam "za karę" robić to, co mi nie sprawia przyjemności...?
  5. No właśnie psychodynamiczną wybrałem trochę z przypadku (bardziej kierowałem się ceną i terminem). I się na tym przejechałem. Dopiero potem się dowiedziałem, czym ona jest, a raczej jaki to jest bałagan. Ogólnie czasem demonizuję byłego terapeutę, w wielu rzeczach mi pomógł, ale dalej czuję, że jestem w tym samym punkcie, w którym byłem w 2016 czy 2017 roku. A ja naprawdę chcę to zmienić. Chcę iść uśmiechnięty, mieć (no właśnie - powinno "być z") kogoś, kto będzie mnie doceniał i z kim będę szczęśliwy, działać pomimo strachu (ta ucieczka z wody była dla mnie zawstydzająca jak dla malucha), mieć wszystko uporządkowane w głowie jak w szufladkach i być zadowolonym z siebie i ze swojego życia.
  6. Mam 35 lat, chodziłem na terapię psychodynamiczną, przez pandemię ją zawiesiłem i nie chcę wracać, leki odstawiłem w lutym. Od ponad 6 lat nie widzę pozytywnych zmian w swoim życiu. Choć obiektywnie jest dobrze, bo mam pracę (dwa razy udało mi się gładziutko zmienić), nie jestem na niczyim utrzymaniu, skończyłem studia wyższe, od lutego pomyślnie pracuję nad spadkiem wagi, prowadzę dziennik, mam kilka planów pisarskich, naprawiam zęby, to jednak czuję się jak przegryw. Mieszkam na własne życzenie w małym miasteczku, które wygląda tak jakby wszyscy w moim wieku zostali porwani przez UFO. Po pracy jestem samotny, a ile można łazić nad rzekę, czytać książkę, oglądać nawet najfajniejsze filmy i słuchać nawet najlepszych słuchowisk...? Próbowałem pływania, jazdy na rowerze, samochodem... Nic z tego, boję się (z wody uciekłem jak trzylatek). Tak samo boję się do kogokolwiek zagadać - nie pójdę do pubu, bo po co? Samemu? Nie umiem zacząć żadnej rozmowy z dziewczyną, próbowałem w tramwaju i wyczułem, że sobie nie życzy, więc urwałem. Z szybkich randek też nic nie wyszło. Wiem, że tego można się nauczyć, ale zawsze boję się, że nie dam rady, za późno itd. Kocham moją rodzinę, ale chciałbym mieć tak, jak moi koledzy z innych miast - że po pracy spotykają się, idą, bawią się, robią coś ciekawego, a przede wszystkim mają kogoś. Są na tyle ogarnięci, że pozakładali rodziny, są superojcami i supermężami, robią wspaniałe, cudowne rzeczy. A ja incel i przegryw. Choć są okresy, gdy myślę pozytywnie, to zawsze górę biorą złe emocje, podły charakter, użalanie, rozżalenie i kolosalna zawiść oraz lenistwo. Do tego ostatnia siadła mi totalnie empatia i na jakiekolwiek wzmianki o wolontariacie (o którym kiedyś naprawdę myślałem, nawet się dawniej udzielałem krótko tu i tam) reaguję złością, nie byłby on szczery. Najpierw chciałbym, żeby u mnie się dobrze zadziało... Wiem, że wolontariat szlachetne i dobre, pożyteczne zajęcie, ale chciałbym czegoś innego - przynajmniej teraz. Pomimo zaproszeń do innego miasta mam mentalną blokadę, do tego dochodzą inne strachy i fobie, a na kolejną terapię boję się iść (pieniądze, nic mi nie da). Proszę, doradźcie mi cokolwiek, bo jestem w kropce, a chciałbym się móc cieszyć życiem jak inni (a od urodzin weszło mi zamartwianie się wiekiem swoim i nie tylko)... Chciałbym sobie ogarnąć swoje życie, kogoś poznać, przestać się bać, rozwijać jakieś umiejętności. Czytam książki, artykuły, rozmawiam z ludźmi (aż za bardzo im zatruwam życie sobą), oglądam materiały rozwojowe, ale nic z tego nie ma. Czasem mam wrażenie, że jestem tak wewnętrznie popieprzony, że tego się już nie da rozplątać.
  7. Dzięki Alojzy za odpowiedź. Dodan, że sam brałem w ciągu ostatnich trzech lat Asentrę. Był czas, że uważałem ją za placebo. Potem zacząłem myśleć, że może faktycznie ona mnie wyciszała, pomagała... Ja się spodziewałem cudownych leków, które działałyby jak magiczny napój na Asteriksa i magicznie rozwiązywałby wszystkie problemy. Pamiętam, że na początku stosowania miałem trochę straszne, trochę dziwne sny.
  8. [Pytanie o skutki uboczne, możliwy trigger] U mojego krewnego (14 lat) zdiagnozowano ostatnio nerwicę. Dostał Sertagen, który przyjmuje od środy (2.03) - najpierw 25 mg, ma zwiększać do 50 mg (od 9.03). Dziś wyczytaliśmy w ulotce, że jako rzadki skutek uboczny wymieniany jest nowotwór. I od razu nerwy (sam chłopak o tym nie usłyszał na szczęście). Myślicie, że jest się czego bać, ktoś może coś słyszał o takich przypadkach? Do tego budzi się w nocy, z lękiem, bólem nóg, problemami z widzeniem, suchością w ustach. Zastanawiamy się, czy to po Sertagenie, czy może jednak dalej objawy nerwicy? Miał ktoś jakieś doświadczenie?
  9. Chodzi mi o coś takiego: trawią nas silne emocje, głównie negatywne, chcemy je jakoś z siebie wyrzucić, zwrócić uwagę na swój problem, czasem uzyskać pomoc, czasem po prostu się wyżalić (może częściej niż czasem). Z drugiej strony - jest świadomość, że zawracamy głowę drugim osobom, dostaliśmy mniej lub bardziej wyraźne sygnały, że mają dosyć wysłuchiwania nas, że z czymś tam przegięliśmy. I - nawet nie z jakiejś potrzeby biernej agresji - "nie chcesz mnie słuchać teraz, to cię teraz ukarzę brakiem poruszania moich osobistych spraw" - chcemy zastopować (bo rozumiemy, że ta osoba może mieć dosyć, ma swoje nerwy, problemy itd.), ale też siedzą w nas te emocje i nie mamy co z nimi zrobić (np. przez lata przyzwyczailiśmy się do "wylewania" napięć albo zwyczajnie chcemy wsparcia). I tu pytanie - jak sobie sobie radzić z silną, w zasadzie wyuczoną potrzebą przelewania na ludzi swoich problemów, żali, smutku itd.? Czy po prostu obserwować te emocje, które w nas siedzą, bez dzielenia się nimi z innymi? Czy np. przelewać je na papier, zrzucając z siebie natłok myśli, odczuć? Co jeśli to nie wystarczy, bardzo chcemy z konkretną osobą się podzielić tym czy tamtym w danym, stresującym dla nas momencie, a wiemy, że jednak nie powinniśmy / że "wyczerpaliśmy pulę" na dany okres itd.? Że np. powiedziała nam, że "inni ludzie sobie jakoś sami radzą ze swoimi problemami" i to był wyraźny sygnał "nie zawracaj mi gitary / chciał(a)bym, żebyś ty też tak potrafił(a) sobie pomóc bez angażowania mnie"?
  10. Od grudnia chodzę na psychoterapię w nurcie psychodynamicznym. Ostatnio zapaliły mi się takie dwie lampki i zastanawiam się czy mam powody do niepokoju: 1. Trochę zmartwiony tym, że pewnych obszarach (stosunki rodzinne, zaburzenia odżywiania) terapia idzie wolno, przyniosłem na terapię kontrakt, żeby przyjrzeć się celom i ich realizacji. Dowiedziałem się, że jest to zachowanie agresywne. Było tu trochę "wywołania do tablicy" czy ponaglenia, trochę na zasadzie "płacę, więc wymagam" (choć o wiele mniej roszczeniowo niż w pierwszej połowie roku), ale nie uznałbym tego za agresję. 2. Przyszedłem 20 minut wcześniej. Terapeuta był zdziwiony. Poprosił o zachowywanie się cicho w korytarzu, co bardzo mnie ubodło, bo zawsze jestem cicho, wyłączam komórkę, z nikim nie rozmawiam, niemalże nie oddycham. Teraz na wszelki wypadek unikałem nawet kontaktu wzrokowego z pacjentkami. W gabinecie wałkował, że przyjście 20 minut wcześniej to próba zasygnalizowania czegoś. Jedynym motywem było to, że nie chciałem stać na polu. Kiedyś usiłował rozważać czy to, że nie wszedłem z plecakiem nie jest oznaką, że czegoś nie chcę wnosić na sesję. Często odnosi różne wydarzenia czy zachowania do siebie, czy tego, że nie mieliśmy sesji. Przez te dwie rzeczy mocno zachwiało się moje zachowanie do terapeuty. Boję się "gaslightingu" i wmawiania mi różnych rzeczy (do tego terapia kosztuje, bo chodzę prywatnie). Dlaczego ja mam brać odpowiedzialność za to, jak ktoś się poczuł, a inni względem mnie nie muszą (włącznie z terapeutą, nawet sobie to w pewien sposób zastrzegł w kontrakcie, że mogę mieć pogorszenia nastroju itd). Co o tym sądzicie?
  11. Podziwiam dziewczynę i jest mi głupio, wstyd. Z drugiej strony nie lubię takie emocjonalnego ataku i wystąpienia, biorę mocno do siebie. Reklama ING z nią mnie irytuje, bo czuje przymus, jak widzę te uśmieszki, zaciśnięte wargi dzieci to włącza mi się instynktownie opór. Jakoś bliżej mi do Sir Davida Attenborough, który mówi w zasadzie to samo, ale spokojniej, plus ciężko go podpiąć pod bycie zmanipulowanym przez ekolobby. Myślę, że każde z nich (Greta i Sir David) docierają do innej grupy ludzi, i dobrze, choć Greta bardziej wywołuje poczucie winy i przez to jakoś bardziej zmusza do zmiany (choć wiem, że zmiana przez poczucie winy to nie jest coś idealnego).
  12. Że potrafiłem się dobrze bawić na weselu (poszedłem bez drugiej osoby), nie dałem się negatywnym myślom, które popsuły mi zabawę w maju - albo je kontrowałem, albo olewałem, albo wychodziłem z inicjatywą, żeby je zagłuszyć.
  13. Prowadzę od końca lipca notesik wdzięczności i każdego dnia zapisuję pięć rzeczy, za które jestem wdzięczny i staram się wyciągać z tego wnioski; W zeszłym tygodniu wróciłem do diety (zarzuconej na początku maja) i się jej póki co trzymam; Wyklarowało mi się kilka rzeczy (np. że nie chcę szukać partnerki w klubach i że chcę połączyć pracę dla innych z realizacją swoich pasji, niby banał, ale zawsze mi się wydawało, że albo - albo); Zacząłem wychodzić z kolegami z pracy na piłkę.
  14. Wróciłem do domu na urlop i skoczyłem wieczorem kupić Mamie gofra z marmoladą.
  15. Od grudnia chodzę na terapię w nurcie psychodynamicznym, w marcu dostałem diagnozę (borderline), podpisaliśmy konktrakt. Ostatnio mam ostry zjazd, który jednak staram się przepracować, choć emocje często biorą górę. Jestem silnie związany z Mamą, może nawet zbyt silnie. Pół roku temu zmarł po chorobie mój Ojciec - byli ze sobą prawie 50 lat (ja mam 31, urodziłem się dość późno, gdy oboje byli po czterdziestce). Czuję u siebie poczucie winy, że powinienem poświęcać jej więcej czasu, że muszę się nią zajmować, wmawiam sobie, że ma wobec mnie żądania i pretensje. Rodzi to frustrację, że albo życie rodzinne, albo układanie własnego (szukanie partnerki itd.). Wiem, że terapia powinna to zintegrować, że powinienem być w stanie obie rzeczy ogarniać. Dziś znowu dały o sobie znać emocje. Moja Mama zaczęła podważać skuteczność terapii, terapeutę nazwała cwaniakiem, który mi nie pomaga; już wcześniej - przy innym emocjonalnym ataku - mówiła, że psu na budę leki, które przyjmuję. Zrobiło mi się bardzo przykro. Zastanawiam się nad poproszeniem terapeuty, ew. psychiatry, u której jestem raz na miesiąc, żeby wypisali mi opinię, która potwierdziłaby diagnozę i wytłumaczyła Mamie od strony naukowej, że to jest bardziej skomplikowane. Czy myślicie, że to ma sens? Jak inaczej przekonać rodzicielkę o słuszności terapii i tym, że przebiega tak, jak powinna? Wiem, że muszę pracować nad sobą. Ale mam też poczucie, że nie mogę mieć gorszego okresu. Może to jest też kwestia, że za długo on trwa, że zbytnio rozstrząsam takie kwestie jak wyalienowanie w pracy czy zazdrość wobec sukcesów innych i przyjeżdżam do domu skwaszony i zgorzkniały jak zramolały starzec.
×