Skocz do zawartości
Nerwica.com

Purpurowy

Użytkownik
  • Postów

    7 489
  • Dołączył

Treść opublikowana przez Purpurowy

  1. Nawet nieźle. Drugi dzień bez palenia, udało się załatwić sprawę w USC i nic dzisiaj głupiego nie odwaliłem. Jest w miarę stabilnie.
  2. Od wczoraj zacząłem. Ze "wspomagaczem" Wczoraj dałem radę. A dzisiaj jadę do mamy i ojczyma, a że oboje palą, to różnie może być.
  3. Żeby nie było, że się czepiam, absolutnie nie, ale połączenie słów "balkon" i "wdycham tlen" (dotlenianie się) od razu mi się z papierosem kojarzy. Głodnemu chleb na myśli...
  4. Wziąłem robótkę dorywczo. Później ogoliłem łeb i ogarnąłem zarost.
  5. Pierwszy dzień z desmoksanem i bez papierosa.
  6. Purpurowy

    Co teraz robisz?

    Ja wiem że nie złośliwe. Rzeczywiście, z tą terapią przebimbałem temat.
  7. Purpurowy

    Co teraz robisz?

    Racja, sorki A ciul go wie. Chyba (na pewno) przestałem ogarniać temat.
  8. Purpurowy

    Co teraz robisz?

    Oglądam swoje "dzieło" znowu poprzypalałem się fajkiem...
  9. 168cm, 68kg. Chciałbym zrzucić trochę, może nie znowu do 45kg, ale chociaż do tych 60.
  10. Kupiłem sobie desmoksan w celu próby rzucenia palenia. Nie wiem czy to coś warte, ale chociaż spróbuję. Biorąc pod uwagę mój brak silnej woli w kwestii używek...
  11. Purpurowy

    Co teraz robisz?

    Siedzę i myślę, o zakończonym we wrześniu związku (tym krótszym) Zachowałem się wtedy "podręcznikowo" tak bardzo starałem się uniknąć odrzucenia, że aż do niego doprowadziłem...
  12. Psychicznie poobijany, a fizycznie też poobijany. Wyszedłem na fajka i się spierniczyłem ze schodów. A mówili że palenie szkodzi zdrowiu. No w każdym razie, przy upadku zasłoniłem ciało głową. Chyba mam jakiś hełm wbudowany w ten pusty łeb, bo co nie wpadnę na rękę albo nogę, to albo zwichnięcie, albo skręcenie, albo złamanie. A ilekroć łbem nie przypierdaczę, to jeszcze nigdy mi się nic nie stało. No, może rozcięcia skóry na głowie, tak jak w weekend, ale nic ponadto.
  13. Taki dzisiaj zachędoż miałem, że zapomniałem leków wziąć.
  14. W zasadzie to w ogóle nie mam znajomych. Kontakt utrzymuję tylko z rodziną. Może to i lepiej. Wcześniej znajomych miałem tylko od kielicha. Przestałem pić to i znajomi się skończyli. Wolę żadnych znajomych, niż takich.
  15. Teraz też wymagają, ale ode mnie go nie dostaną. Nie widzę powodu dla którego miałbym im go dawać.
  16. Słuszna decyzja. No wiesz, w zasadzie to tylko przedstawiciel kolejnego zawodu. Do hydraulika nie mówię "proszę hydraulika" ani "niech będzie pochwalony syfon pod zlewem". Do elektryka nie mówię "proszę elektryka" ani "niech będzie pochwalony bezpiecznik C20" Więc nie widzę potrzeby zwracać się jakoś inaczej do przedstawiciela tego konkretnego zawodu.
  17. W końcu, w wieku 30 lat, "wyleczyłem się" z kompleksu niskiego wzrostu. Cała ósemka mojego rodzeństwa jest wyższa ode mnie, i o wiele cięższa, nawet najmłodsi, 12, 13 i 14 lat. Wzięli geny po swoich ojcach, a ja po mamie. Jakiś czas temu, jak byłem z bratem i siostrą na spacerze, śmiałem się, że jakby ktoś za nami szedł, i nie widział naszych twarzy, to by pomyślał że idzie matka, ojciec i syn. Oczywiście synem byłbym ja. Ten sam brat, ma ksywę "Obelix" bo jest mocno otyły i podciąga spodnie pod same pachy. I dzisiaj żartowałem że jak on jest Obelixem, to ja zapuszczę wąsa i będę Asterixem, bo taki ze mnie wąsaty kurdupel. Czyli przestałem się przejmować swoim wzrostem i zacząłem z niego żartować. Jeszcze się w rodzinie śmiejemy, że jestem najsilniejszym człowiekiem świata, 210cm wzrostu i 160kg wagi, albo że wyglądam jak Pudzian w wieku 5 lat. Albo że mam bicki jak komar pięty. Już nie mam kompleksów z powodu swojego wzrostu, tylko sobie z niego żartuję.
  18. Wiesz co, też jestem po 30tce. Na pierwszą w życiu randkę poszedłem w wieku 23 lat. Od razu wiedziałem że to nie to, ale mam strasznie niskie poczucie własnej wartości, ryj mam jak dupę (wiem że wygląd nie jest najważniejszy, ale pogłębia niską samoocenę) więc stwierdziłem że nie będę wybrzydzał, bo i tak żadna inna mnie nie zechce. Moja partnerka z resztą miała takie samo podejście, o czym wielokrotnie mnie informowała. I tak tkwiłem w tym związku, pomimo że zupełnie się nie dogadywaliśmy i nie pasowaliśmy do siebie, do września ubiegłego roku. Wtedy pojawiła się osoba, która bardzo mnie podniosła na duchu i utwierdziła mnie w przekonaniu że stać mnie na więcej. Zostaliśmy parą. Niestety stwierdzenie że stać mnie na więcej, okazało się iluzją. Nasz związek rozpadł się po dwóch tygodniach, przez moją toksyczność (żeby nie było, mam świadomość że toksyk ze mnie po całości). Nie widzę perspektywy na kolejny. Pozakładałem sobie te różne portale randkowe, ale od września mam zero dopasowań. Na żywo też nie mam możliwości nikogo poznać, bo w okolicy jest tylko kilka lumpiarskich barów i jedna mordownia, błędnie zwana dyskoteką. Zero kółek zainteresowań itp. Ale patrząc z innej perspektywy, w sumie ta cała sytuacja jest naprawdę w porządku. Przynajmniej nie skrzywdzę potencjalnej partnerki / partnera.
  19. Toć przecież nie będę uczestniczył w czymś co zupełnie nie pokrywa się z moimi poglądami.
  20. Co Ty. Podjechałem pod kościół, poczekałem aż ludzie zaczną wychodzić i wbiłem do środka.
  21. Ujowo. Wczoraj pojechałem zatankować. Mama dała mi swój telefon, żebym zeskanował na stacji aplikację (mój telefon jest za stary i już jej nie obsługuje) oraz swoją kartę płatniczą, żebym później zrobił jej zakupy w Biedronce. Zatankowałem i zorientowałem się że nie wziąłem swojej saszetki z pieniędzmi i kartą. Myślę sobie, to nic, zdarza się. Zapłacę kartą mamy i zrobię jej przelew później. Ale chociaż zadzwonię do niej, spytam czy może być taki układ. No i dzwonię do niej. Dwa razy dzwoniłem i się wkurzyłem, bo nie odbierała. No nic, to zapłacę jej kartą. No i wchodzę na stację, wyciągam telefon z aplikacją... Jej telefon... I nagle mnie olśniło, czemu nie odbierała... Bracia idą do bierzmowania i zbierają w tych indeksach podpisy że byli na mszy. Nie chciało im się dzisiaj jechać, ale podpisy potrzebne. To mnie poprosili czy im pojadę i załatwię. Mówię, jasne. Pojechałem pod koniec modłów i jak się skończy, to wejdę do księdza po te podpisy i powiem księdzu że bracia byli, ale ich pogoniłem do samochodu, bo są zakatarzeni, kichają i kaszlą. A zaznaczam, jestem baaaaaaaaaaaaaaaardzo antyklerykalny. Sama moja obecność w kościele to dla mnie o wiele za dużo. No ale wszedłem, nogi z waty, modły się skończyły, idę do biura księdza. Wchodzę, mówię, "Dobry, jestem bratem D i S, czy mógłby pan im podpisać obecność w indeksie? Oni byli, ale ich pogoniłem do samochodu, bo chorzy są." Bez problemu załatwiłem, mówię "dziękuję bardzo, dowidzenia". Tak mnie ta wizyta zestresowała, że aż musiałem benzo zapodać. Nogi z waty, ręce się trzęsą, serce wali, przed oczami ciemno...
  22. Brat bałwanka uklepał. Ale nos to już moja sprawa...
  23. Tak sobie. Pochuśtało mnie emocjonalnie, później się wkurzyłem i rozciąłem sobie łeb.
  24. Fizycznie nie ma tragedii. Trochę się nerka odzywa i kolano po kontuzji kilka lat temu. A psychicznie standardowo.
×