-
Postów
7 465 -
Dołączył
Treść opublikowana przez Purpurowy
-
Załatwienie sprawy z typkiem który nękał żonę. To że tamta kuśka namiotowa dalej siedzi w psychiatryku. I kolejna przeprowadzka, z dala od wiadomo kogo...
-
Dzisiaj standardowo przypał - wyciąganie z domu za chabety typa, który ukrywał się przed odsiadką. Taki numer na prośbę jego żony. A później znowu przeprowadzka. Odcięcie się od mojej obsesji.
-
Nieprzytomny. Jak się naszprycowałem benzo, to dopiero się obudziłem.
-
Psychoterapię się ogarnie. Zacząłem niedawno (ciul wie który to już raz) terapeutka mnie pogoniła (okazało się że chodzi do niej siostra mojej byłej, z byłą też poszło o obsesję, a z jej siostrą jeszcze inny temat) później poszedłem do nowego terapeuty, dwie sesje i musiałem się przeprowadzić.
-
Tu znowu jakbym usłyszał siostrę swojej byłej kiedy się o tym dowiedziała.
-
Masz rację. W ten sam sposób straciłem swoją byłą. Na zdjęciu to, co jej siostra o mnie napisała. Nie mogę dopuścić, żeby to się powtórzyło. 1 stycznia wywalam dalej na wschód. Odwalę się od siostry, zanim doprowadzę do powtórki z "rozrywki".
-
Już jest dobrze. Namówiłem ją i wróciła wcześniej.
-
2 stycznia Dzisiaj mnie urwica bierze. Siostra miała wrócić dzisiaj, a wróci dopiero jutro. Niepoważna. Ma mnie totalnie w dupie i sra na to jak się czuję.
-
Informacja że moja ulubiona osoba jutro wraca. Sam jej wyjazd sprawił, że zacząłem grubo odwalać...
-
Ujowo. Jak zwykle niczego się nie nauczyłem i znowu uzależniłem swoje życie od jednej osoby. Ta osoba wczoraj wyjechała i mnie nosi.
-
Popłakuję sobie i myślę, po uj jeszcze żyję?
-
Dzisiaj czuję się paskudnie. Myślę o mojej byłej, z którą byłem kilka lat, tylko dlatego, że żadna inna mnie nie chciała. No bo tak jest. Z jednej strony, po co się trzymać osoby, z którą więcej mnie dzieli niż łączy, ale z drugiej strony... Tyle lat trzymałem ją przy sobie, tylko dlatego że źle czuję się sam ze sobą...
-
Dzisiaj siostra pojechała na dwa dni do koleżanki. Normalna sprawa. A u mnie już... "Jak mogła mnie zostawić?" "Po co ta durna koleżanka się do niej przyczepiła?", "beze mnie sobie na pewno nie poradzi" itp... 12 lat sobie radziła, nie widząc mnie na oczy, wiedząc o mnie tylko tyle, że istnieję... Ale ja oczywiście już odwalam...
-
W ten sposób rozwaliłem sobie we wrześniu dwa związki. Ostatni się posypał po dwóch tygodniach... Pomimo toczącej się w sądzie sprawy o zakaz kontaktu i zbliżania się, dopiero przeprowadzka pozwoliła mi zakończyć codzienne (i conocne) wystawanie pod oknem mojej "ulubionej osoby". Oczywiście wracając z pracy też "przypadkiem" zbaczałem z drogi, żeby tylko przejechać przed jej domem. Jeszcze wcześniej była też sytuacja, kiedy rozwaliłem związek swojej "ulubionej osoby". No bo wiadomo... Musi być tylko dla mnie... Na szczęście w styczniu znowu się przeprowadzam, więc może uda mi się odwalić od siostry. A po przeprowadzce znajdę kolejną "ulubioną osobę"...
-
Do tego jeszcze dochodzą szantaże emocjonalne, co w przypadku starszych osób, które wiedziały o całej sprawie, było do przeżycia, ale tutaj...
-
Z zaburzeń osobowości. Zawsze kończy się tak, że nie widzę świata poza daną osobą, staram się odizolować ją od wszystkich oprócz siebie itp. A jak coś jest nie po mojej myśli, w kwestii tej osoby, to już tragedia... Wczoraj się wściekłem, że rozmawia z kuzynką, w jej wieku, zamiast ze mną. Siedzę z nią całe dnie, praktycznie do nikogo innego się nie odzywam. Czyli wszystko idzie tą samą drogą co zawsze...
-
No to tak - świąt dotychczas nie obchodziłem, bo nie chciałem i nie miałem z kim. W tym roku dalej nie chcę, ale mam z kim. Nie chcę zawieść rodzeństwa. No i jest tu moja siostrzyczka. Wszyscy nazywają nas "patuski nierozłączki". Jedynie co, to trochę mnie niepokoi moje podejście do niej. Stała się moją "ulubioną osobą". Dotychczas moje relacje z "ulubionymi osobami" kończyły się bardzo źle. Z mojej winy. Co więcej, za każdym razem wiedziałem że tak się to skończy, ale nie potrafiłem tego powstrzymać. Większość moich "ulubionych osób" miało mniejszą lub większą świadomość z czego to wynika. Ale tutaj mamy do czynienia z dzieckiem... Boję się że ją skrzywdzę...
-
-
Właściwie to dzisiaj tylko skoczyłem do sklepu dwa razy, najpierw po colę, później po seler. I zauważyłem dzisiaj dziwną rzecz. Niedawno zmieniłem imię i nazwisko (oficjalnie w USC, ale i przed tym sporo osób używało mojego nowego imienia) a w grudniu przeprowadziłem się do innego województwa. Wiecie, nowy początek. Nowe imię stało mi się bliskie, przyzwyczaiłem się do niego. A dzisiaj przedstawiając się komuś, użyłem starego imienia. Nowe jakoś dzisiaj stało mi się obce. Jakby nie było moje.
-
-
Dzisiaj nieco lepiej. Zwłaszcza że tamta kuśka namiotowa dalej kibluje. Kilka dni temu, po latach zgoliłem brodę. Nie dość że pizdzi po ryju, to jeszcze sobie przypomniałem po co mi była broda - żeby ukryć szpetny ryj. Tegoroczne święta będą pierwszymi od kilkunastu lat, które będę obchodził. Dotychczas nie chciałem i nie miałem z kim. Teraz dalej nie chcę, ale muszę, żeby zrobić rodzeństwu przyjemność.
-
Mam mieszane uczucia... Tamte ćpunisko namiotowe, będące niestety moim bratem, dzisiaj znowu naodwalało... A na koniec podciął se kable. Przyjechała karetka z policją. Zabrali go na SOR, a później do psychiatryka. No i niby dobrze. W końcu trafił tam, gdzie już od dawna powinien być. No i będzie przynajmniej kilka dni spokoju. Ubolewam tylko nad tym, że ze względu na brak wolnych miejsc, zabrali go na oddział do Łukowa, a nie do Siedlec. W Siedlcach by go przetrzymali dłuuuuuuuuuuuugo, a w Łukowie zaraz wypis na własne żądanie...
-
Z rana zawiozłem babcię do lekarza i na zakupy. Później siedziałem z siostrą. Mimo że ma 12 lat, to widzi że coś nie tak się ze mną dzieje. Wieczorem jeszcze skoczyłem po gaz do piecyka i tak zamulam w przyczepie do teraz.
-
Dalej ujowo. Dzisiaj przyszedł mi mandat za jazdę bez biletu we Francji (120€) Tylko że nigdy nie byłem za granicą, a tym bardziej we Francji. No ciekawe czyja to robota... Oczywiście pytanie retoryczne, bo doskonale to wiem...