Skocz do zawartości
Nerwica.com

eurydyka1

Użytkownik
  • Postów

    656
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez eurydyka1

  1. eurydyka1

    [Kraków]

    c'nie? ruch się zrobił, jak na..targu (yy?)
  2. DD - Derealisation/Depersonalisation Disorder (derealizacja/depersonalizacja). [Niefajne]
  3. empathy112, moje doświadczenia z lenartowiczem utknęły na razie na etapie przyjęcia mnie na tę terapię na odział dzienny, więc jeszcze nie wiem jak to wygląda "od środka". Po 1.5 miesięcznych kwalifikacjach zostałam zapisana 'do kolejki', planowany czas przyjęcia: koniec września (echm..) co do rygoru i oschłości, dało się to wyczuć już podczas kwalifikacji, więc pewnie to prawda. Ale co do samej terapii, to opinie są baaardzo skrajne, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby sprawdzić samemu i wyrobić sobie opinię. leczą nerwicę+zaburzenia osobowości. Ja tam przyszłam po przebytej 4letniej depresji i rozwijającej się DD, więc nie byłam jakimś "typowym" nerwicowym przypadkiem, chyba nie ma reguły.
  4. Ferdynand k, aa sorry już mam, właśnie tak sie składa ze dzis wchodziłam już wczesniej na ten link z innego tematu i dokladnie przeczytalam artykul..ech. cóż, ważne że cos z tym robimy, naprawdę wierzę, że mamy siłę stać się lepsi od nich nie stając się przy tym takimi demonami jak oni sami...uff Marian_Paździoch, ok spoko, mnie już ponosi po prostu jak teraz wreszcie zaczynam zauważac co oni mi zrobili. i dalej robią, bo z nimi mieszkam. ale jest w tym jakis plus - mam teraz nad czym pracowac i formowac na nowo moją osobowość, odrzucając narzucoine przez nich przez te wszystkie lata chore schematy..
  5. Ferdynand k, haha, nawet mnie rozbawiles, chyba dlatego ze przejąłeś moja złość, której ja aż tak nie umiem odczuwać jak Ty tu piszesz, więc duże podziękowania ślę! jaki link??
  6. Marian_Paździoch, tak kurva lepiej mam głodowac. jestem za! (to wlasnie rodzice nie zaspokajają moich podstawowych potrzeb typu jedzenie, więc sprawa jest głębsza niż myslisz)
  7. Ferdynand k, jeju wiesz jakie to dla mnie trudne, skoro cale zycie byłam im uległa. dzięki za wsparcie!! koniec ery sieroty domowej. (jednak nie wyszło do konca, wlasnie mi wzięła...mówiąc że ojciec jak wróci to zapłaci. zobaczymy..)
  8. kurva. znowu te wyrzuty sumienia. i strach 'czy dobrze robię, czy to jest wlasnie to stawianie granic pato-rodzicom?? moze przesadzam?' boże. cały dzien znów bez obiadu (i bez produktow z ktorych moglabym cos zrobic). zamowilam pizze. chcialam małą, tylko dla siebie, ale było zbyt tanio zeby mi przywiezli. wzięłam dużą. przyjechał facet z pizzą. zapłaciłam. otwieram. matka się zabiera za jedzenie. ja jej odsuwam. ona: chcialam sobie wziąc kawalek! ja: mozesz sobie jesc, jak mi zaplacisz. ona: nie mam nic pieniędzy. ja: no to niestety.. jezu. boje sie. nie wiem czy umiem byc taka, jaką ostatnio jestem. aaaaaaaa help help
  9. eurydyka1

    Czuję się beznadziejna.

    pierwszy nie musi być od razu tym 'trafionym', ale już samo zrzucenie z siebie choć 1% ciężaru wpłynie motywująco na dalsze poszukiwania. Jak masz gdzieś w pobliżu poradnię psychologiczną, to warto się tam zwrócić - jak nie będą mieli u siebie odpowiednich terapeutów, to dadzą jakiś wykaz najbliższych ośrodków itp. Warto spróbować. Spróbuj już jutro zadzwonić, bo nie ma potrzeby odkładać, prawda? :) Powodzenia i odwagi!
  10. eurydyka1

    Czuję się beznadziejna.

    Kanashi, mam dla Ciebie dobrą wiadomość: jesteś na tyle silna, żeby pomóc sobie sama - dzwoniąc do ośrodka zdrowia psychicznego w celu umówienia się na pierwsze spotkanie z psychoterapeutą/psychologiem/kimkolwiek kompetentnym, któremu powiesz to, co tutaj napisałaś. Pierwszy krok jest cholernie trudny, wiem z własnego doświadczenia. Ale po tylu latach walki z depresją nauczyłam się właśnie tej rzeczy - pomagania samej sobie. Jeśli się nie zgłosimy po pomoc, to nikt nie dowie się o naszych problemach i co za tym idzie, nikt nie będzie w stanie nam pomóc. Sam fakt, że tu się zarejestrowałaś i napisałaś to już duży plus! Teraz idź 'za ciosem' :) (Wiem, że to może brzmieć jak 'puste gadanie', ale..jeszcze rok temu każde, dosłownie każde zdanie napisane przez Ciebie pasowało również do mnie - może oprócz jedzenia.) Z jakiego miasta jesteś?
  11. Arrya, wygląda mi to trochę na depresyjne zamykanie się w sobie i uciekanie od przyjemności/uczuć/ludzi w ogóle. Szczególnie, że piszesz: Nie pisałaś o tym, więc spytam, czy ma/miał jakieś zaburzenia, typu depresja? (Jeśli nadinterpretuję to przepraszam, mam już po prostu taki 'depresyjny radar' w głowie)
  12. eurydyka1

    [Kraków]

    chlejemy. kurde ale tak poważnie, to przydałoby się w końcu "zebrać" i umówić na jeden konkretny termin, hm?
  13. elo, dziękuję! I widzę, że Twój tydzień również wypełniony prospołecznymi sukcesami, a więc odbijam propsy w Twoją stronę ja dziś od rana miałam jeszcze utrzymującą się od wczoraj energię i na szczęście wykorzystałam ją do ćwiczeń (gdybym tak miała codziennie siłę się ruszyć z łóżka ech..). Obecnie energia już opadła, głowa z powrotem zaczęła boleć (a co za tym idzie - myśli o rozwijającym się guzie lub czymkolwiek równie niebezpiecznym), a dd za mną zatęskniło i musiało oczywiście już wrócić no nic.. Monar, ja w ciągu ostatnich miesięcy wręcz 'napuchłam' (takie mam wrażenie + niezbite dowody w postaci dodatkowych kilogramów, a co gorsza - za ciasnych spodni...) głównie przez miansę i brak jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Kurde, może niepotrzebnie się tym aż tak przejmuję, ale nigdy nie miałam problemów z kupowaniem ciuchów, z moją sylwetką ogólnie - w sumie to jedyna rzecz w moim wyglądzie którą akceptowałam i nawet mi się podobała, a teraz?! Dożyłam chwili, gdy przestałam mieścić się w 90% moich spodni, a o szortach już nie wspomnę (dziś wyszło słońce, więc zrobiłam próbę..ledwo wcisnęłam.. ale wcisnęłam! Także nie poddajemy się, włączamy Chodakowską i ćwiczymy!
  14. Po 3 miesiacach calkowitego odciecia od swiata wyszlam dzis z przyjaciolka na noc "na miasto" i...wlasnie wrocilam, zywa! Jeeej nie mialam ani grama dd (nieprawdopodobne!?), zero stresu przed tlumem ludzi, zero sennosci. Oczywiscie moge miec sibie wieele do zarzucenia (nie mialam ochoty/sily tanczyc, nie chcialo mi sie z nikim rozmawiac i na koniec olalam interesujacego czlowieka, ktory mimo mej wylewajacej sie oczami rezygnacji i obojetnosci 'zagadal'), ale zaraz - w koncu wyszlam z domu i nie ucieklam zaraz z powrotem z przestrachem, wiec to jest nnajwazniejsze! Zatem skladam sobie serdeczne gratulacje, przesylam moc propsow pod swoim adresem etc etc. Did it!
  15. Haha ojej toż to swietny temat! Nigdy nie wyobrazalam sobie dd, jako namacalnego, zywego zjawiska. Nie jestem dzis w buntowniczym nastroju, ale..moja wierna dd wie jak bardzo jej nienawidze. (Szkoda tylko, ze ja nie umiem jej zdradzic. Typowy toksyczny zwiazek.)
  16. tahela, jesli dobrze rozumiem, to znajome wcale nie "informuja" autorkio zaleglosciach, tylko raczej z wyzszoscia wytykaja jej kolejne nieobecnosci na zajeciach. Do autorki tematu: unikanie rzeczywistosci na dluzsza mete moze tylko pogorszyc sprawe - nie mowie tu o czysto 'spolecznych' i 'fizycznych' aspektach, ale jesli w myslac rowniez zaczniesz wypierac wszystko co Cie meczy i budowac odgradzajacy mur, to..ech dobra, nie bede straszyc dd, nic takiego nie musi sie stac :) chodzi mi o to, ze poki masz kontrole nad tym 'uciekaniem' od rzeczywistosci, to masz wrazenie, ze to fajny sposob na przetrwanie -gorzej, jak sytuacja robi sie permanentna i juz nie da sie teho kontrolowac - wtedy bedziesz tesknic za tymi uczuciami i lękami, przed ktorymi teraz starasz sie uciec. (Pisze to, jako osoba zyjaca w permanentnej DD, ktora nawet nie musi juz uciekac od rzeczywistosci, bo mnie w tej rzrczwisctosci nawet nie ma...) Wiec na sile sprobuj wrocic na uczelnie, jak nie zwolnienie to zawsze jest urlop dziekanski czy inny, sa rozne mozliwosci i naprawde trzeba je wykorzystac! (Gwoli scislosci - ja ani nie pracuje, ani nie studiuje, przynajmniej wzielam sie ostro za terpie. Raz mialam dziekanke - na pierwszym roku juz- i na razie na tym pierwszym roku sie zatrzymalam, po drugiej nieudanej probie nie mialam juz sily, ale daze do tego zeby wrocic:)
  17. Hej! Pomyślałam, że podzielę się z Wami moimi 'wrażeniami' odnośnie tematu. Po pierwsze - jak już ktoś wyżej napisał - odcięcie się od toksycznej rodziny nie jest jednoznaczne z wyprowadzeniem się z rodzinnego domu. Ba, czytałam nawet o osobie, która była DDD i nawet po śmierci swojej matki wciąż była pod jej wpływem! Wyrzuty sumienia, osaczanie się myślami "matce na pewno by się to nie spodobało" etc. Dlatego nie ma co wybiegać w nieokreśloną przyszłość i myśleć życzeniowo, że kiedyś tam się wyprowadzę i "wtedy to im pokażę, jaki jestem niezależny!". Trzeba działać tu i teraz, tu gdzie jesteśmy, w toksycznym domu, z apodyktyczną matką i podporządkowującym się ojcem, czy z jakąkolwiek inną sytuacją jaka ma miejsce. Może kogoś to zainspiruje, może nie, ale wymienię te konkretne kroki, które udało mi się poczynić do tej pory: -wyznaczanie granic własnej prywatności- zaczęłam zamykać się w łazience, co za pierwszym razem wywołało atak wściekłości mojej matki (dobijała się do drzwi, następnie wzięła śrubokręty i otworzyła mnie z zewnątrz, po czym zaczęła poniżać jej sposobem), ale z każdym kolejnym jest coraz lepiej (noo powiedzmy, bo czasem jeszcze wraca obawa i znów boję się zamykać, żeby się "nie narazić". Ale ćwiczę!) -budowanie własnej wartości- w końcu wcieliłam w życie mój odważny plan odnośnie jedzenia (a raczej jego braku) - gdy nie ma niczego w lodówce, a rodzice nie dają mi kasy na zakup produktów, kupuję sobie (o ile mam akurat resztkę pieniędzy) tylko taką ilość, jaką sama zjem i chowam w lodówce do przygotowanej siatki, ostrzegając rodziców jasno i wyraźnie, że to jest moje żarcie. Reakcje są różne, raz matka (jak jest już bardzo głodna haha) oddaje mi kasę za jedzenie, żebym się tylko z nią podzieliła, a w inny dzień przechodzi obojętnie obok tego, ale - co ważne - szanuje to! Aż się dziwię. -gdy nie mam ochoty o czymś rozmawiać, albo wysłuchiwać setny raz poniżających mnie słów - po prostu to komunikuję i jeśli się nie uspokaja to wychodzę. Wcześniej rzucam słowa, których ostatnio nie mogę powstrzymać (typu- 'wez sie kurva zamknij' itp..), ale które planuję w przyszłości kontrolować, bo nie o to mi chodzi, żeby teraz brać "odwet" na matce/ojcu - to do niczego nie prowadzi, a tylko dalej rozwija nasze uzależnienie od rodziców. Właśnie! To jest bardzo ważne - zarówno podporządkowanie się im, jak i ciągły sprzeciw i nienawiść do rodziców są tym samym - czyli rozwijaniem uzależnienia. Ciągła walka (słowna/inna) jest tak samo niszcząca dla nas, jak brak reakcji i wieczne rozwijanie poczucia winy. Niby dwa skrajne zachowania, ale będące jednym. Pewnie to wszystko jest wiadome, ale..też tak dla samej siebie warto było to opisać, żeby zmotywować się do dalszych działań. Na koniec życzę wytrwałości wszystkim współcierpiącym! :)
  18. eurydyka1

    DDD - czyli?

    kurva pierwszy raz podniosłam rękę na ojca, tzn bez przesady, po prostu nie wytrzymałam, rzuciłam się na niego i go popchnęłam, jezu dla mnie to jest tak ogromny "postęp" w moim zachowaniu, że aż się wystraszyłam tego uczucia, w ogóle od niedawna zaczynam odkrywać, jakie ja mam głębokie pokłady złości w sobie, ogromne!!! Boże. Boję się tego, chcę to kontrolować, a z drugiej strony..podoba mi się to, czuję się wreszcie silniejsza od nich, fak....nie tędy droga, nie chcę tego, chcę być mądrzejsza od nich, ale nie "siłowo", przecież nie w ten sposób mam się uniezależnić do cholery!!! uff...... W celu zobrazowania pato-sytuacji mogę przytoczyć mini scenkę sprzed chwili: Godzina 20.30, rodzice wracaja z zakupów, znów nie było produktów na obiad, więc cały dzień siedze o pustym żołądku, idę do kuchni pełna nadziei,że kupili coś co da się od razu zjeść. W siatce jakieś gówno, typu herbatniki/ogórki kiszone i mrożone ryby. Wkurzona znajduję jedyną rzecz nadającą się na szybki "pożywny" (haha!) obiad (obiadokolację?) - ryby w puszce. Chcę otwierać, a ojciec na mnie z pyskiem: STOOOP co ty bierzesz, to kosztowało PIĘĆ ZŁOTYCH, to jest dla wszystkich i nie na teraz, teraz masz tu ryby mrożone przecież, to sobie poczekaj. No i nie poczekałam. Nigdy w życiu nie czułam nawet grama złości w stosunku do taty, jeśli już to do matki. W końcu zaczęłam dostrzegać, że jego uległe zachowanie idealnie współgra z agresją matki, czyli on po prostu na to sobie pozwala! Rewolucyjna myśl jak dla mnie, bo do tej pory przez te wszystkie lata miałam go za biedną ofiarę i chciałam go chronić przed matką. Boże. Nie wiem co mam dalej z tym zrobić. Czuję jak trzęsę się w środku. Terapia, terapia, dlaczego terapia jest tak rzadko aaaaaaa
  19. eurydyka1

    [Kraków]

    khaleesi, moja dd też bardzo lubi takie tłoczne miejsca, w przeciwieństwie do mnie...
  20. eurydyka1

    [Kraków]

    też mogłabym się pojawić (w ramach treningu "stop permanentnej izolacji") angelcotka, hmm a mnie dziś na ostatniej, podsumowującej rozmowie powiedzieli, że nie są pewni, czy grupowa jest w stanie dać mi to, co indywidualna (na której jestem obecnie, tzn to jeszcze początki) i daja mi tydzień na podjęcie decyzji "co wybieram" i uzgodnienie z moją terapeutką. Facet rzucił pomysł, że mogłabym chodzic na moją terapię do września, wtedy na 3 miesiące przerwac jak bd na grupie i z powrotem wrócić, tylko zależy czy moja t. się na to zgodzi..w ogóle to czuję sie jak zwykle w chwilach osiągnięcia jakiegoś celu - przecież chciałam, starałam się o przyjęcie na oddział, a jak dzisiaj stało się to faktem - to oczywiście mnie to już pieprzy szczerze mówiąc i wszystko mi jedno, nie wiem, może nie będę się zagłębiać w moich chorych myślach, tylko po prostu będę trzymac się tego, co planowałam.. nie wiem, w dodatku JA mam SAMA podjąć decyzję?! hahahah zabawne. dowiedziałam się też, że te 3 miesiące na pewno nie wystarcza w moim przypadku, więc żebym na to nie liczyła że wszystko minie. ok, nie jestem tak naiwna i głupia, ale głównie chciałabym "wrócić do społeczeństwa" poprzez grupową terapię, bo praktykując dalej całodzienne bunkrowanie się w pokoju i wychodzenie z domu dosłownie raz na tydzień (na t. indywidualną), to tym sposobem tylko dokarmiam moją DD...
  21. johny24, z dawki 150 mg, bralam 7 miesięcy. Odstawianie- 2 tygodnie brałam 75mg, potem 4 dni 37,5 mg i koniec. zaczarowana, teraz to wiem, szkoda że za późno.... Gratulacje dla mnie, świetnie to rozegrałam! ech..trudno, wytrzymam, dziś jakoś bardziej w to wierzę, bo przynajmniej nie ryczę, ale prądy oczywiście szaleją w najlepsze, z domu nie wychodzę od kilku dni, bo się boję że "coś" się stanie, nie wiem..nie polecam w każdym razie, a co do lekarzy to fakt, nie wiem w jakim oni świecie żyją, oczywiście że rozumiem, że brain zapy nie są niebezpieczne i kiedyś (kiedy???? ) przejdą, ale po pierwsze to nie jedyny objaw odstawienny, tylko jeden z wielu, a po drugie cholernie utrudniający "normalne" funkcjonowanie..
  22. Od 2 tyg odstawiam wenle, od wczorajnie biore jej w ogole i jak sie mozna domyslac mam mega brain zapy w mozgu, ktore rozsadzaja nie tylko moja glowe, ale cale cialo, do tego"niezbyt" przyjemne obkawy odstawienne, hustawki nastrojow, raz dd, raz ataki placzu, raz lęki- nie chodzi mi o opisywanie tego, tylko o uzyskanie odpowiedzi na pytanie- moge cos z tym zrobic, jakos to zminimalizowac? Mam pod reka mianse 10mg, ktora wzielam jak co noc na sen i nie wiem, moze powinnam ją zwiekszyc? Czy lepiej nie? Nie chodzi mi o jednorazowe przespanie nocy (moglabym wrzucic w siebie setke ketrelu, ale czuje obrzydzenie na sama mysl o nim), ale wlasnie o zmniejszenie w.w objawow. Z gory dzieki za pomoc :)
  23. Jam Van Dahl, yyy dawno juz zappmnialam jak to jest czuc sie "swietnie" Ale nie no spox, obojetnie derealkowo, mogloby byc gorzej. Witajcie.
  24. Zmusza sie, bo Ty tak chcesz, Ty tego od niego oczekujesz. Dobrze czujesz, ze Cie nie chce, bo siedzac w depresji nie chce sie nikogo, ani niczego. W dodatku (widze to po sobie) po kilku latach tkwienia w bagnie umyslowym, podswiadomie zaczyna unikac sie rzeczy, ktore potencjalnie moga dac przyjemnosc i tworzy sie takie bledne kolo. Nie czuje sie kompetentna zeby doradzac, moge opierac sie tylko na jednym nieaudanym zwiazko-podobnym tworze, ktory nie przeszedl wlasnie proby "celibatu" z powodu mojej ozieblosci, wiec..chyba dlatego jestem przeczulona na tym punkcie i pelna goryczy etc etc. Chociaz, moze wlasnie takie proby sa sprawdxianem na prawdziwosc i sile uczuc? Nie mam pojecia, na razie utwierdxam sie w przekoaniu, ze widocznie nie ma zwiazku bez seksu, wiec w takim razie nie nadaje sie do budowania zadnego zwiazku i w sumie wedxialam to juz od poczatku, bez sensu w ogole wchodzic w jakiekolwiek relacje siedzac po uszy w depresji. Ale to juz temat na inna dyskusje.
  25. eurydyka1

    [Kraków]

    angelcotka, chyba najważniejsze dla nich to wyraźna motywacja do zmiany, tak z moich obserwacji..jesteś już po testach i po dwóch rozmowach z psychologiem, tak? to ja na takim samym etapie, przed nami ostatnia rozstrzygająca wizyta ja po ostatnim spotkaniu spytałam wprost jakie są moje szanse, bo chciałam wiedzieć, czy mam na co liczyć, więc może warto spytać właśnie jak się tam jest na kwalifikacjach, nie wiem jak inni psychologowie, ale mnie się trafiła w miarę przyjazna psycholog, więc nie bałam się pytać itd. Ogólnie nie jest tak 'strasznie', jak się spodziewałam. [Gorzej, że z zewnątrz nikt się nie domyśla jak bardzo jestem nieobecna i nierealna i w zasadzie nawet jak się dostanę (a raczej się uda, z tego co mówiła psycholog), to słabo widzę mój czynny udział w terapii, ale to już zupełnie nie ten temat....]
×