Skocz do zawartości
Nerwica.com

nieprzenikniona

Użytkownik
  • Postów

    1 192
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez nieprzenikniona

  1. No tak, wtedy SE to byłaby praca jedynie z układem nerwowym a nie „terapia gadana”…tylko boję się, że bez tego „gadanego” akcentu nie uda mi się zbudować zaufania na tyle aby móc skupić się na tej pracy, pomijam już że jest to też praca z możliwym dotykiem (w tym terapeuty), oczywiście nie jest to ponoć obligatoryjne ale samo w sobie trochę mnie przeraża (pod tym względem całkowity dystans fizyczny w psychoanalitycznej/ psychodynamicznej bardzo mi pasuje). Nawet jak byłam u tej terapeutki od SE na konsultacji (ona normalnie pracuje w psychoterapii metodą integracyjną) i ona podeszła do wieszaka, żeby pomóc mi siegnąć kurtkę (w sumie nie wiem po co, może ze wzgledu na mój niski wzrost myślała, że będę mieć z tym problem ) to ja już poczułam się źle z tym, że znalazła się zbyt blisko mnie i nasze dłonie prawie się dotknęły . Z drugiej strony to właśnie może powinnam nieco wyjść z tej mojej strefy „komfortu” i spróbować jednak iść w kierunku o którym już wiem, że podczas mojej terapii nigdy do niego nie dotrę, zwłaszcza że to jednak rzutuje na jakość mojego obecnego życia jakkolwiek próbowałabym się do tego nie przyznawać nawet przed sobą. Co do twojej terapii to skoro tak wygląda jak piszesz (zwłaszcza że jest często odwołana) to faktycznie chyba powinnaś rozważyć jej zmianę…chyba, że jesteś w stanie zaakceptować to jak to obecnie wygląda
  2. Od pewnego czasu zastanawiam się czy nie połączyć jednak mojej obecnej terapii z SE, dowiedziałam się, że pod pewnymi warunkami można to robić chociaż boję się trochę zbyt dużego zamieszania…no i pomijam, że byłaby to dla mnie 4-ta godzina terapii tygodniowo…
  3. Mi też to nie robi różnicy ale komuś kogo mogę zarazić może robić..
  4. Moja infekcja ze świąt okazała się covidem, także zmiana planów sylwestrowych na typowo domowe (nie to żebym żałowała bo i tak nie chciało mi się nigdzie wychodzić)…swoją drogą tym razem przechodzę covid diametralnie inaczej niż 2 lata temu (wtedy nie miałam żadnych objawów infekcji tylko same neurologiczne- drętwienie nóg, rąk, języka etc) a teraz to byłam pewna że to zwykle przeziębienie (w sumie tylko mocny katar bez gorączki, bólu gardła, kaszlu itp.), dopóki teściowa nie zrobiła testu, w którym wyszedł jej covid
  5. Ostatnio mam spory kryzys na terapii a raczej w relacji z terapeutką, po 90% sesji czuję się gorzej niż przed nimi i nie jest to nawet kwestia poruszanych tematów co wieczne wyciąganie i podkreślanie deficytów, które po prostu mnie dołują. Z powodu tego kryzysu nawet skontaktowałam się z terapeutką innej modalności, stosującej metodę SE (która bardzo do mnie przemawia w kwestii leczenia traumy, zwłaszcza że sama wiem jak bardzo osadzona jest w ciele i jak bardzo kompletnie nie działa na to moja terapia psychoanalityczna). Myślałam że konsultacja rozjaśni mi nieco co dalej ale byłam potwornie spięta i zestresowana (tak mam od zawsze kiedy jestem na małej przestrzeni sam na sam z drugim człowiekiem - jeden z efektów traumy), że niewiele z tego wszystkiego wyniosłam i chociaż rozmowa zdecydowanie nie była tak głęboka jak na codzień prowadzę z moją terapeutką to jednak kilka aspektów było mocno na plus w stosunku do tego co teraz, po pierwsze deklaracja pracy na zasobach (co dało się odczuć w wielu wypowiedziach - tzn że faktycznie pracuje się na zasobach a szczególnie że się od nich zaczyna), po drugie zauważenie ciała w terapii, interpretacja jego zachowań ale też pomoc w odzyskaniu przez nie poczucia sprawczości), po trzecie drobne miłe gesty, tak odległe od psychoanalitycznego „dystansu” - chociażby to, że terapeutka zapytała się mnie czy nie jest mi zimno i czy chcę wziąć koc. Zrobiłam też mały test - przez dwa lata co jakiś czas na mojej terapii analitycznej poruszałam temat tego, że podczas fizycznego kontaktu z drugim człowiekiem odcina mi oddech i „wyrzuca” na chwilę z rzeczywistości…generalnie chciałam naprowadzić moją terapeutkę na to aby zaczęła zadawać mi odpowiednie pytania tak abym mogła jej wreszcie powiedzieć co dokładnie się za tym kryje. Takie pytania nigdy nie padły, interpretacje były różne (najczęściej związane z matką ale też z porodem itp), po tych dwóch latach w końcu sama opowiedziałam (a właściwie napisałam) o tym co się za tym kryje a po czasie jak zapytałam moją terapeutkę dlaczego nigdy nie połączyła jednego z drugim, tzn dlaczego sama właściwie nie wyszła od tej strony chociaż jest to strona, która chyba jako jedna z pierwszych przychodzi każdemu na myśl…ona powiedziała, że jej się to w ten sposób nie kojarzyło …dlatego podczas tej godzinnej konsultacji opowiedziałam nawet dość pobieżnie o tych objawach aby zobaczyć czy komuś innemu to się właściwie połączy czy nie…no i okazało się, że odpowiednie pytanie padło po ok 30 sekundach…zatem 30 sekund zajęło zupełnie obcej dla mnie osobie rozpoznanie przyczyn moich stanów kiedy to moja terapeutka nie „dotarła” do tego przez ponad 2 lata (chociaż sama nie wiem czy nie dotarła bo tego nie widziała czy nie chciała raczej zobaczyć)… niestety największy minus jaki podczas tej konsultacji się pojawił to to, że nie mam do tej osoby zaufania, że musiałabym budować wszystko od podstaw, że ona mnie nie zna, że jednak pomimo burzliwej relacji jaka jest między mną a moją terapeutką to ta relacja jest bardzo silna, wiem, że jej na mnie zależy i że wykracza dla mnie poza standardowy setting (chociażby kontakt mailowy nawet podczas jej urlopu), no i co najważniejsze, jakkolwiek na to nie patrząc to widzę u siebie poprawę, chociaż dochodzenie do niej przypomina drogę po polu minowym… W sumie nie wiem po co tak długi post bo nikt mi nie powie co mam robić, ale strasznie pociąga mnie SE, bardzo do mnie przemawia proces, który tam się przechodzi i to jak bazuje na ciele ale w ogromnym połączeniu z psychiką. Gdybym teraz stała przed wyborem jaką terapię dla siebie wybrać to nawet bym się nie wahała…. no ale jestem w tym czym jestem, jestem w tym od lat i jednak wolno, męcząco ale działa…nie jestem tylko pewna czy jeśli nadal moja terapeutka będzie się tak bardzo trzymać moich deficytów to czy to wytrzymam, zwłaszcza, że wiem jak może wyglądać to inaczej…
  6. Seronil brałam ciągiem jakieś 7 lat i w pewnym momencie przestał działać, przez 1,5 roku zmieniałyśmy z lekarką leki co kilka miesięcy ale żaden nie był na tyle skuteczny abym mogła powiedzieć, że czuję się w miarę ok…w lipcu miałam silny kryzys z myślami samobójczymi i dostałam Seronil, za chwilę po nim Bupropion (z założenia miałam odstawić Seronil ale tego nie zrobiłam) i Lit…no i okazało się, że ten mix działa na mnie wyśmienicie, więc moja lekarka stwierdziła, że skoro cokolwiek wreszcie zadziałało to zostawiamy w każdym bądź razie tak jak pisałam, ciężko mi wskazać który z tych leków działa lepiej etc - możliwe, że po prostu w moim przypadku idealnie się uzupełniają
  7. nie wiem czy pocieszę ale biorę 500 litu od lipca i nawet schudłam przez ten czas 2 kg chociaż jem więcej niż w czasie kryzysu (co nie jest dobre bo znowu mam niedowagę) - ja biorę w mixie z bupropionem i Seronilem…
  8. Tzn to jest badanie dla osób ze zdiagnozowanym już bpd a ja mam to w papierach szpitalnych no i cały czas w IKP dlatego nie wiem po co ma się zebrać grupa, myślałam, że to raczej będzie jednorazowy wywiad (Ew skonkretyzowany w jakąś stronę bo nie wiem w sumie co chcą dokładnie zbadać) - tyle wiem z fb: „Dr hab. Monika Talarowska (Monika Talarowska) wraz z doktorantką Małgorzatą Juraś-Darowny poszukują chętnych osób z diagnozą zaburzenia osobowości borderline do udziału w badaniu naukowym: ➡ osoby w wieku 18-45 lat, u których rozpoznanie BPD zostało postawione przez lekarza psychiatrę lub psychologa. "Będziemy wdzięczne za każdą pomoc! Osoby, które mogą pomóc proszę o przesłanie do mnie wiadomości przez mój profil na Facebooku - Monika Talarowska Aby uwiarygodnić badanie, dołączam link do mojego profilu na stronie Uniwersytetu Łódzkiego - https://www.uni.lodz.pl/pracownicy/monika-talarowska " zobaczymy co z tego wyniknie a co do brania udziału w badaniach klinicznych leków to właśnie też czas mnie głównie odstrasza, ja już ledwo daję radę z pracą, domem i terapią…
  9. @acherontia styx No możemy mieć inny algorytm bo Ty jednak w medycynie siedzisz więc u Ciebie to branżowo się pokazują info ja piszę z doświadczenia osoby która gdzieś tam przegląda zarówno profile o tematyce zaburzeń psychicznych i chorób autoimmunologicznych, i o ile w pierwszym przypadku mam pełno „reklam” gabinetów psychoterapeutycznych etc to jednak nigdy nie było nic o badaniach klinicznych nad jakimkolwiek lekiem antydepresyjnym…No a jeśli chodzi o tocznia etc to co chwilę coś widzę A jeśli chodzi o badania (niekliniczne co prawda) to zapisałam się do badania osobowości borderline - terapeutka, która nadzoruje to badanie napisała mi, ze grupa badawcza będzie zbierana w grudniu…w sumie jestem ciekawa na czym to polega, myślałam ze starczy jakiś wywiad i tyle, także po co jakaś grupa?
  10. Mi się wydaje, że po prostu informacja o badaniach klinicznych leków na depresję jest mało dostępna dla przeciętnego człowieka…np widzę po sobie, że fb personalizuje mi np co chwilę jakieś info o badaniach klinicznych nad toczniem a o antydepresantach nie mignęło mi jeszcze nigdy nic
  11. Psychicznie spoko, fizycznie nieco gorzej bo mój drobny zabieg chirurgiczny przerodził się w małą rzeź
  12. Tzn. Też mam nadzieję, że da się wypracować inny model funkcjonowania bo jakbym tą nadzieję straciła to pewnie finalnie pożegnałabym się z życiem. Po prostu te reakcje, sposób odbioru świata i zagrożenia, które z niego płyną są ze mną od dziecka, moja trauma to nie jest jednorazowe wydarzenie tylko kilka lat? różnych form nadużyć, to bycie ofiarą manipulacji, która na początku robiła wszystko z „własnej woli” traktując to co się dzieje jako zwykłą zabawę, aż po jakimś czasie okazało się, że z przerażenia nie była w stanie nawet mrugnąć bez zgody oprawcy. Właściwie jako dziecko przeszłam pranie mózgu przez co nie umiem oceniać czy coś jest na prawdę czymś dobrym czy tylko sprytną manipulacją. Dlatego po czymś złym spodziewam się czegoś złego a po czymś dobrym tylko tego, że jest przykrywką czegoś złego i uderzy ze zdwojoną siłą….przez to nigdy się nie uspokajam…wiecznie na „czuwaniu”. Jedyne co póki co udało mi się dzięki terapii wypracować to umiejętność napisania tego przez co przeszłam (bo z normalnym mówieniem nadal mam problem) oraz czasami udaje mi się uznać, że mój udział w tym wszystkim kompletnie nie był moim wyborem (chociaż przecież tak właśnie miałam to odbierać). Fakt był to dla mnie milowy krok ale nadal niczego realnie nie rozwiązuje.
  13. No właśnie nie jestem pewna czy kiedykolwiek nauczę się wyłapywać przed albo w czasie kiedy wpadam w przeszłość to, że to wcale tej przeszłości nie dotyczy…dla przykładu: źle znoszę kontakt fizyczny z drugim człowiekiem (jakikolwiek kontakt z jakimkolwiek człowiekiem, bez żadnych podtekstów), zawsze w pewnym momencie orientuję się, że podczas takiego kontaktu przestaję oddychać i mnie „ zamraża”…bez względu na to, czy to ktoś inicjuje ten kontakt czy robię to ja…np. w pracy składam komuś życzenia na urodziny i jak wszyscy inni „muszę” go uściskać i pocałować (tzn wiem że nie muszę ale wiadomo, że jak inni tak robią to nie chcę odbiegać od tej „normy”), poza tym ja na prawdę mogę tą osobę bardzo lubić i składać jej totalnie szczere życzenia…w każdym bądź razie to ja wtedy poniekąd inicjuje ten kontakt, wiem co zamierzam zrobić i chyba mój mózg też powinien to ogarnąć i wiedzieć, że to w żaden sposób mi nie zagraża…no a okazuje się, że po tym uścisku znowu uświadamiam sobie, że całkowicie wstrzymałam oddech i się wręcz wzdrygam kiedy ten fizyczny kontakt się kończy, tak jakbym wracała do swojego ciała po jakimś odrętwieniu…. to akurat najbardziej prozaiczna sytuacja z mojego życia i nie stanowi jakiegoś dużego problemu (można w końcu z powodzeniem tak żyć), ale jest najmniej złożona przez co najłatwiej ją opisać. W każdym bądź razie odkąd odkryłam, że tak reaguję na kontakt fizyczny i powiązałam to bezpośrednio z przeszłością (a będzie to prawie 20 lat temu) nigdy nie udało mi się na czas przekonać mojego mózgu, że ten drugi człowiek nie stanowi zagrożenia… A nie myślisz, że to może być spowodowane tą ostatnią sytuacją między wami? Tzn. nawet jeśli na jakimś poziomie udało się to wyjaśnić to może zostało jeszcze coś w tle? Oczywiście nie wiem, tak tylko strzelam… No wiadomo, że to co napisane będzie podlegać dalszym rozważaniom, tzn tutaj bym się nie nastawiała, że coś napiszesz a terapeutka będzie na ten temat milczeć (co byłoby chyba jeszcze gorsze)…bardziej chodzi mi o to, że pod wpływem nagłych emocji łatwiej czasem coś napisać, kliknąć wyślij (bez możliwości odwrotu) niż zrobić to twarzą w twarz tzn. nazwać wprost pewne rzeczy, opisać dokładnie coś co miało miejsce i nie pogrążać się we wstydzie (pomijam, że nie ma się powodu aby ten wstyd czuć ale nie oszukujmy się i tak się go czuje)…mi to pomogło pójść dalej- nadal nie jest „różowo” ale przynajmniej nie ma już tematów tabu chociaż pewne konkrety padły tylko w formie pisemnej a dotąd nie powtórzyłam ich ustnie (nadal nie przechodzą mi na głos przez gardło) Tylko ja tak żyję praktycznie od zawsze tzn od ok 4-6 roku życia…ja chyba nawet nie pamiętam abym miała inne życie, dlatego na prawdę czasem myślę, że walnięcie sobie w łeb to nie taki najgłupszy pomysł na rozwiązanie wszelakich problemów.
  14. @antylopa ja pewne rzeczy o których nie umiem powiedzieć wprost podczas sesji po prostu piszę w mailu, okazuje się, że później jest mi o wiele łatwiej o czymś mówić jeśli najpierw to opisałam (tzn nie, że bez problemu o tym mówię, ale po prostu nie muszę już dosłownie opisywać wszystkiego, wystarczy odnosić się do kontekstu)….oczywiście nie wiem czy masz taką możliwość na swojej terapii, bo na taką formę musi być jednak przyzwolenie terapeuty. Mi ostatnie sesje uzmysłowiły, że właściwie praktycznie całe moje obecne życie polega na odtwarzaniu traumy w kółko, że dzieje się to na różnych poziomach (czasem emocjonalnym, czasem behawioralnym, czasem myślowym albo na wszystkich na raz) i że chociaż jest to dla mnie ogromnie obciążające to właściwie nie mam pojęcia co mogłabym zrobić aby to zatrzymać i że już sama nie wiem czy lepiej, że to dostrzegam (z opóźnieniem) czy jednak bezrefleksyjność w tej sytuacji nie byłaby lepszym wyjściem.
  15. Z marzeń nie do spełnienia: cofnąć przeszłość albo chociaż wymazać wspomnienia. Z marzeń, które mam nadzieję, że się spełnią chociaż nie wiem jak długo będę musiała na to czekać: nauczyć się żyć tak aby przeszłość nie determinowała mojej teraźniejszości, nie chcę żyć życiem, w którym w kółko odtwarzam rzeczy, których wcale nie chcę przeżywać na nowo. Z marzeń małych i najłatwiejszych do spełnienia: polecieć gdzieś gdzie jest ciepło zarówno jeśli chodzi o powietrze jak i wodę (może uda się w ferie zimowe, a jak nie to na pewno w wakacje).
  16. No ja to potrafię nadal odpłynąć na głębokie wody w kwestii interpretacji, jeśli chodzi o rzeczy, które mi nie pasują to też raczej mówię to na bieżąco, chyba, że sama na bieżąco tego nie wyłapię.
  17. U mnie takie upieranie się przy danej myśli zdarzało się kiedyś dość często ale odkąd ma obraz całej sytuacji to raczej wszystko jest już bardziej trafione niż nie, zresztą po moich różnych wybuchach to mam wrażenie, że zaczęła obchodzić się ze mną jak z jajkiem i weryfikuje ze mną praktycznie wszystko co powiedziała - tzn. Nawet nie tyle czy coś jest trafione czy nie ale w jaki sposób to co powiedziała ja zinterpretowałam. Zresztą zawsze mówi, że terapia ze mną jest jak stąpanie po polu minowym. Zgadzam się z nią, bo łatwo wpadam w stany, w których nawet inny ton głosu może stać się triggerem .
  18. Psychoanalitycznej jeszcze bardziej, chociaż w sumie faktycznie jak się przyjrzeć bliżej to można znaleźć to drugie dno, ważne jest tylko aby terapeuta nie upierał się na siłę przy tym co on w tej kwestii wymyślił, u mnie w terapii już akurat dość jasno i szybko udaje się ustalać czy dana rzecz może mieć jakiś wpływ na to co się dzieje czy jest po prostu ślepym strzałem.
  19. nieprzenikniona

    Toksyczni rodzice

    Właśnie usunęłam moją matkę z obserwujących mnie kont na Instagramie (na którym nieco pisałam o zaburzeniach, chociaż obecnie głównie służy mi do obserwowania innych kont) bo jakimś cudem znalazła mój profil i zaczęła obserwować…niby takie g…o a jednak cieszy, że można podjąć jakąś decyzję i mieć gdzieś jej konsekwencje (że np strzeli focha)
  20. No to jest właśnie problem jak odróżnić prawdziwe wspomnienia od fałszywych, ja chyba najbardziej odróżniam je po tym, że wyglądają podobnie jak te dobre, tzn głównie emocje, obrazy raczej brak dźwięku (tzn pamiętania co ktoś wtedy mówił, bardziej pamiętam jaki to miało dla mnie emocjonalny wydźwięk a nie słowa jakie padły), jeśli we „wspomnieniu” pojawiają się jakieś dialogi/ monologi to raczej je wykluczam, chociaż może okazać się, że część z tych wspomnień jednak jest prawdziwa tylko mój mózg dorobił sobie do tego jakieś wypowiedzi… wczoraj po terapii miałam totalny zjazd emocjonalny, teraz już jest lepiej (nie ma to jak 8h zapierdzielu psychicznego w pracy) ale dzisiaj znowu mam sesję a po tym co napisałam to raczej ciężko będzie nie wracać do tematu…jak tak dalej pójdzie to nawet ten lit mnie nie utrzyma…
  21. Wiem o co chodzi ale z tym tematem jest tak, że nie można go od tak sobie odpuścić, wraca tak czy inaczej… no i to nie jest tak, że ja nie chcę mówić, tzn. Niespecjalnie chcę ale mówię, bo wiem, że jeśli wszystkiego nie opiszę w miarę dokładnie słowami to nie będzie to możliwe do odczytania z emocji, które pokazuję…to chyba ten brak kompatybilności pomiędzy tym co mówię a tym jak to mówię (w sensie emocji, nie słów) powoduje główne problemy z komunikacją między nami…może faktycznie to musi wyglądać tak, że część rzeczy jej powiem a część po prostu napiszę…tzn przynajmniej póki co…
  22. Jasne, że wolę żeby wiedziała, zresztą to chyba pierwszy etap w kierunku integracji - połączyć to co kompletnie rozdzielone… Rozmawiamy, ale właśnie nie wiem czy ona to rozumie, albo raczej na ile to rozumie…
  23. Tzn. Ja wiem co czuję, ale nie mogę tego w żaden sposób pokazać…mam wewnętrzny zakaz zrobienia tego (tzn teraz już tylko wewnętrzny) na tyle silny, że nie mam pojęcia jak go przełamać i wygląda to finalnie tak, że chociaż wewnętrznie wyję z rozpaczy i drżę z przerażenia to na zewnątrz wychodzi z tego tylko uśmiech/ śmiech - musi to wyglądać totalnie absurdalnie w stosunku do tego co mówię…napisałam jej o tym maila, tzn skąd to się wzięło, bo akurat to wiem…szkoda tylko, że nic z tej wiedzy nie wynika…
  24. Bo słowami się nie da, a emocje w tym względzie mam tak zablokowane, że nic z nich nie da się wyczytać…może wreszcie powinnam przestać próbować…
  25. Mam wrażenie, że moja terapeutka nigdy nie będzie w stanie zrozumieć co czuję….że żaden sposób opowiedzenia tego nie jest możliwy…
×