-
Postów
1 205 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez nieprzenikniona
-
@polanka_ dziękuję za ten wpis, to budujące, że można przez to wszystko przejść i żyć, tak na prawdę żyć…trochę zazdroszczę, ale może też to wszystko przede mną…muszę w to wierzyć i wytrwać!
-
@123she jasne, że miesiąc to nie jest wieczność i wiem, że szybko minie ale moje emocje nie wiedzą, jestem przerażona i zrozpaczona, dzisiaj przewyłam całą sesję i wcale nie czuję się lepiej, nadal chce mi się wyć…jestem tak rozchwiana obecnie, że się kompletnie nie ogarniam na sesjach staramy się mnie składać a co dopiero jak zostanę na miesiąc bez opieki…tzn w sumie będę mieć opiekę, właśnie ogarniamy już poważnie temat terapeuty zastępczego (nie wiem czemu ale mam przeczucie, że to będzie mężczyzna), technicznie jednak może być to nieco trudne ale raczej termin będę mieć ustalony z góry a nie tylko w kryzysie…zobaczymy co z tego wyjdzie, póki co czuję nad sobą wielki tykająca zegar, który każe mi się na cito pozbierać, żeby nie zostać w czasie tej przerwy w takim stanie jak obecnie
-
My ostatnio omawiałyśmy to, że raz przez pomyłkę skróciła mi sesję o minutę, także dla mnie normalne, że to omawiam a bieżący urlop zaczęłyśmy omawiać z miesiąc temu i do końca pewnie tak będzie, zwłaszcza, że poniekąd to z tego powodu te zmiany w lekach i cały cyrk z moim obecnym stanem. Co do tamtej przerwy to ja wtedy odeszłam z terapii z dnia na dzień ale wtedy tej więzi nie było tak silnej, wkurzyła mnie brakiem terminów i jakiejś takiej woli ustalenia terminu, więc łatwo było mi odejść. Wróciłam po 8 latach, w czasie których w sumie nie potrzebowałam terapii, leki pomagały, dopiero w pewnym momencie zrozumiałam, że przez głupotę prawie zrujnowałabym sobie i mojej rodzinie życie i że same leki nie wystarczą. Co do odwołanej sesji to porusz ten temat koniecznie, zwłaszcza że ma na Ciebie wpływ…ja już mówię o każdym odczuciu - nawet tym najbardziej irracjonalnych na pierwszy rzut oka, może dzięki temu nie czuję się lepiej ale przynajmniej nie ma między nami tylu nieporozumień co wcześniej (zanim odważyłam się przyznawać do tego co tak na prawdę czuję)
-
My rozmawiamy o tym jak każda dosłownie minuta zmiany w sesjach jest dla mnie istotna, co dokładnie czuję i jak to na mnie wpływa, tylko pomimo tych wielu rozmów ja NADAL przeżywam to tak samo i czuję ten sam ból, jakby moja emocjonalna część mózgu w ogóle się nie uczyła i nie czerpała z obecnych dobrych doświadczeń. Co do samych odwołań sesji etc to u mnie jest to marginalna ilość (w ciągu tego roku moja t. Odwołała tylko 1 sesję), a najdłuższa przerwa 1 tygodnia wypadała w ferie, kiedy sama wyjeżdżałam) więc pod tym względem akurat i tak czuję się dość bezpiecznie. Teraz ten miesiąc wydaje się za to być jakimś nadchodzącym koszmarem ale pewnie to też wina mojego rozchwiania na lekach. Dzisiaj np. Cały dzień siedzę i wyję bez powodu…
-
Dzisiaj za to znowu masakra, nie mam siły do siebie już…
-
Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE) cz.II
nieprzenikniona odpowiedział(a) na Naemo temat w Zaburzenia osobowości
Mam tak zrytą głowę, że nawet bardzo dobre życie w niczym nie jest w stanie pomóc, ostatnio coraz częściej myślę, że marnuję tylko innym czas na swoje bezużyteczne istnienie i żałuję, że nie skończyłam ze sobą zanim założyłam rodzinę. BPD to koszmar, jeszcze jak jest stabilnie to da się w miarę żyć a jak przestaje być stabilnie to chyba tylko zostaje wpakować się w kaftan w szpitalu i czekać na cud prochów. -
Z tym akurat nie mam problemu.
-
No to jest wręcz upodlające uzależnienie bo na logikę się w żaden sposób nie klei. Mam wielką nadzieję, że kiedyś minie bo póki co każda przerwa/ odwołanie sesji to mój wewnętrzny dramat…żałosne a z drugiej strony przecież właśnie porządane (tzn w terapii).
-
Mi póki co przez tel lekarka kazała poczytać o licie haha, z drugiej strony jak mam się tak chwiać i mieć co chwilę ms to już niczego nie wykluczam…może jednak Bupropion zaskoczy mnie pozytywnie i nie będę miała potrzeby żadnych dodatków (chociaż po przeczytaniu całego wątku to nie liczę na fajerwerki, aczkolwiek nie miałabym nic przeciwko tzw honeymoon na nim)
-
Biorąc pod uwagę ostatnie dni to dzisiaj nie jest najgorzej, mam nadzieję, że przetrwa chociaż do jutra bo ta huśtawka mnie wykańcza.
-
Nie wiem, z tego się wyrasta albo trzeba to przepracować jakoś na terapii ale sama nie wiem jak póki co Ja mam bardzo silną (choć trudną) więź z terapeutką i często jest to bardzo pomocne ale czasem tak jak teraz w obliczu przerwy bywa zgubne. Zapewne tak zrobię ale myślałam, że może ktoś już miał coś takiego,wie jak wyglądało i jest w stanie coś podpowiedzieć ewentualnie
-
Tu nie chodzi o to, że czuję się samotna (mam męża, dzieci, pracę) i nie mam z kim rozmawiać bo mam wiele osób z którymi rozmawiam i czuję się dobrze w ich towarzystwie ale o coś zupełnie innego, uruchamia się we mnie taki lęk separacyjny jak w małym dziecku od którego odchodzi matka i ono nie wie, że to tylko na chwilę i że wróci…to się dzieje na poziomie emocjonalnym i ni w kij ni w oko nie da się temu nic wytłumaczyć (to jakby próbować tłumaczyć niemowlakowi, że mama wróci za chwilę). Ja mam tą strefę zatrzymaną właśnie gdzieś na takim niemowlęcym poziomie i ona nie dojrzeje z dnia na dzień tylko dlatego, że wiem jak to nielogiczne i nieracjonalne dla mojego wieku. Moja terapeutka to rozumie, ja już to rozumiem (co nie znaczy, że wiem jak to zmienić) dlatego szukamy dla mnie alternatywnych źródeł „opieki” na ten czas a nikt z rodziny hmmm tej roli nie spełni bo to inne rodzaje relacji i inne warunki. (z rodzicami za to nie czuję nawet najmniejszej więzi, więc oni kompletnie odpadają). Co do terapeuty na zastępstwo to po prostu zastanawiam się jak to ma wyglądać w rzeczywistości, czy mogę umówić się jakoś odgórnie wcześniej i systematycznie czy jednak mam/ muszę czekać na kryzys i czy jeśli będę mieć ten kryzys to jak długo mam czekać na ewentualną pomoc…bo wtedy to każda godzina może być istotna…wiem, że to nie będzie kontynuacja terapii tylko zupełnie coś innego, raczej doraźna pomoc w stosunku do tego co „tu i teraz” ale właśnie czegoś takiego potrzebuję… minus, że to będzie ktoś obcy, ktoś z kim nie mam żadnej relacji, w zależności od tego na kogo trafię to albo może okazać się pomocne albo też wcale…jednak może jako alternatywę w razie „w” lepiej mieć coś takiego do dyspozycji niż nie…
-
@acherontia styx u mnie z wielu względów szpital odpada, ale głównie z tego, że doskonale wiem, że w moim przypadku był mocno niepomocny a leki mogę ustalać i modyfikować praktycznie z dnia na dzień (bo mam kontakt telefoniczny z lekarką), także możliwość trafienia do przechowalni traktuję jako ostateczną ostateczność. Nie chcę wyłączać się z życia, pracy, rodziny bo co jak co ale to mnie jakoś trzyma w kupie nawet na głupie zwolnienie nie chcę iść bo wiem, ze jak usiądę w domu to po kilku godzinach trafię do „lasu ze sznurem”, w pracy chociaż minimalnie cokolwiek jest w stanie rozproszyć moją uwagę i skierować myślenie na inne tory, zwłaszcza że teraz sezon urlopowy i jest w co ręce wkładać…mam silne poczucie obowiązku, które jeszcze jakoś motywuje mnie do wstania z łóżka, chodzenia i oddychania ale po pierwsze nie wiem na jak długo mi go starczy, po drugie tak nie da się za długo pociągnąć. No i jednak szpital to przerwa w terapii ani ja ani moja terapeutka tego nie chce, zwłaszcza teraz przed przerwą urlopową, chociaż obie zdajemy sobie sprawę, że byłoby to najbezpieczniejsze rozwiązanie.
-
Moje najdłuższe przerwy w terapii trwają 2 dni, także miesiąc to dużo tych dwudniowych oszustw coraz bardziej myślę o tym terapeucie wspierającym (bo dostęp do mojej lekarki w tym czasie będę mieć chociażby telefoniczny), w sumie nie wiem czy coś w tym rozwiązaniu może wyjść na minus, raczej jak coś to tylko na plus (nie licząc kasy ale to najmniejszy problem)
-
Z bliskich osób to tylko mąż ale on by mnie od razu zawiózł do szpitala, gdybym powiedziała co się ze mną dzieje (nie dziwię mu się bo wiem, że to duże ryzyko brać wtedy Ew. odpowiedzialność za moje życie) no a terapeutka bardzo mi pomaga i wie jak ja, że szpital niczego nie rozwiąże (w końcu tam pracowała) więc robi wszystko co może abym mogła przetrwać, no ale przerwa urlopowa zbliża się wielkimi krokami i chcąc nie chcąc łapiemy się wszystkich rozwiązań (ale to już w innym wątku).
-
Chyba, że epizod się przeciągnie w nie epizod albo kiedyś ktoś odkryje, że przy innych zaburzeniach też działa…ciekawy lek no ale to jednak odpłatnie z 50k trzeba na cały cykl wydać a i tak bierze się przy tym SSRI/SNRI więc lipa.
- 324 odpowiedzi
-
- nowy lek
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Ciekawe czy przy innych zaburzeniach jak bpd z epizodami depresyjnymi w ogóle będzie można spróbować tego leku (tzn w programie bo aż tyle kasy na coś co niewiadomo jak podziała to nie wydam), zresztą póki co wierzę jeszcze, że zadziała coś innego chociaż u mnie ciężko z lekami.
- 324 odpowiedzi
-
- nowy lek
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Mi zlikwidował głosy w głowie więc pod tym względem zadziałał idealnie, ale w sumie tylko pod tym względem. Po połączeniu z fluoksetyną za to miałam taką sedację (tak wiem jak na to połączenie to nielogiczne) i anhedonię, że ledwo otwierałam oczy i jedyne co w ciągu dnia mogłam robić to odliczać godziny do wieczora, po dwóch tygodniach byłam już takim wrakiem z dysocjacją i ms, że jedyne o czym marzyłam to żeby ze sobą skończyć, więc jedno i drugie poszło w odstawkę (tzn fluo i arypiprazol), od wczoraj biorę Bupropion, który ma mnie zaktywizować i przez to chyba odpędzić ms ale póki co tylko łeb mnie mocniej boli i tyle działania nowego leku
-
Masz te kryteria może?
- 324 odpowiedzi
-
- nowy lek
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pomógł na stany psychotyczne w bpd i nieco wyrównał. O ile z wenlafaksyną był jeszcze znośny to z fluoksetyną okazał się kompletnym niewypałem i prawie ten miks wpędził mnie do grobu (może jeszcze dodatkowo zejście z wenli)…w każdym bądź razie poszedł w odstawkę ale nie wykluczam, że do niego kiedyś nie wrócę, jak na neuroleptyk to i tak najznośniejszy względem uboków.
-
Hmmm no ja wiem czy często 6 lat brałam fluo aż w końcu przestała działać (nagły kompletny stan depresyjny), najpierw były próby dołożenia do fluo sulpirydu i może byłoby ok gdyby nie uboki (mlekotok), później duloksetyna ale działała słabo, następnie wenla, która miała też dużo uboków ale jakoś dało się wytrwać, do niej dołożony arypiprazol bo zaczęłam mieć stany psychotyczne, to połączenie dawało nawet radę ale nadal za dużo uboków w stosunku do samopoczucia i nawrotu ms. Wtedy zmiana wenli na fluoksetynę znowu (z arypiprazolem nadal) i kompletnie mnie wywaliło w kosmos (w negatywnym znaczeniu), obezwładniający nawrót bezsensu życia, wegetacja, ms takie, że już tylko minuty dzieliły mnie od realizacji planu, gdyby nie ta jedna sesja terapeutyczna, która zrzuciła mi klapki z oczu to pewnie już bym tu nie pisała (albo pisała ze szpitala po próbie). No i zmiana na Wellbutrin właśnie. Z moją lekarką jestem w ciągłym kontakcie telefonicznym, właściwie przez ostatni miesiąc co tydzień mam „teleporadę” (czasem i 2 razy w tygodniu) a w najbliższym tygodniu idę osobiście na wizytę. Wszystkie te teleporady na NFZ chociaż normalnie chodzę prywatnie- generalnie kosmos jakiś z tego się zrobił, ale robię wszystko żeby przeżyć i nie musieć wylądować w szpitalu na „przechowaniu” do wdrożenia jakiegoś skutecznego leku. Moja lekarka też nie chce mnie do szpitala pakować (wie jakie mam doświadczenia) więc walczymy…najgorsze, że to ani czysta depresja ani nerwica, tylko bpd w okresie zaostrzenia więc rozchwianie kompletne (jak CHAD tylko ze zmianą faz kilkadziesiąt razy dziennie). Jak do najbliższego czwartku tak będzie (wizyta) to niech mi zapisze dodatkowo ten lit, bo nie wyrobię.
-
No jakby to było takie proste to pewnie bym mogła. Tak, wiem, że z racjonalnego punktu widzenia to tylko przerwa i że dość szybko minie ale z emocjonalnego to dla mnie kompletny koniec wszystkiego, coś czego realnie nie można przeżyć…już wystarczająco jestem na siebie wk….a, że tak to odbieram i że nie umiem sobie wbić do łba czegoś co by na te emocje podziałało ale jest jak jest. Do tego emocjonalnie jestem w kompletnej rozsypce (tutaj raczej wina zmian w lekach etc.) jeszcze chwila i będę naprzemian śmiać się i wyć bez powodu (rozchwianie kompletne) albo pierd….ę sobie w głowę bo nie wytrzymam (o ile nowe leki nie zbiorą mnie szybko do kupy). Także dodatkowe „wyzwania” nie wchodzą teraz w grę, muszę się ratować w każdy możliwy sposób i najlepiej aby udało się ominąć szpital.