Skocz do zawartości
Nerwica.com

Denial

Użytkownik
  • Postów

    348
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Denial

  1. Akurat to rozumiem. Jakbyś opisał nie tylko swój, ale i mój dom. Ale widzisz - masz jakiś powód dla którego tak reagujesz. Ja rozumiem, że mój ojciec chlał, bo nie był promieniejącym szczęściem człowiekiem. Zrozumienie tego zajęło mi z piętnaście lat. Ale zrobił mi i mojej matce tyle krzywdy, że nie jestem w stanie tego wybaczyć i zapomnieć. Dobrze, że zniknął z mojego życia. Gdyby przyszedł - najpewniej zrzuciłabym gnoja ze schodów. Osobiste urazy. Wielki żal. Może dlatego mam taki szacunek i podziw dla tych, którzy naprawdę próbują przestać - bo MOŻNA, trzeba tylko chcieć. Znałam kilka takich osób, których "przygody" zakończyły się szczęśliwie. Nie wszyscy jednak byli tak wyrozumiali. Nie dlatego, że mieli osobiste urazy. Po prostu - z zasady. Są tacy, którzy uważają, że ćpun to najgorszy syf i ścierwo. Margines marginesu. Właściwie nie człowiek.
  2. Jak coś, to melduję się.
  3. Zaznaczam, że nie mam nerwicy natręctw. Niemniej tego typu myśli nie są mi obce - czasem się zdarza, gdy ktoś mnie w jakiś sposób zdenerwuje, że nachodzą mnie różne takie... wizje, czasem dość wysublimowane (szkoda gadać w ogóle, 997 się chowa). Ale cóż - kiedyś rozmawiałam na ten temat z paroma osobami i okazało się, że to nie jest ewenement. Po prostu się zdarza - zdaje się, że nawet tym zdrowym. Po prostu pozwalam temu "przejść". Ignoruję to. Niemniej ogólnie całe życie mam wrażenie, że kiedyś nie wytrzymam i dam komuś w mordę, a jak to się w końcu stanie po latach hamowania wściekłości to będę miała takie przyłożenie, że cel już nie powstanie. Pewnie to tylko wrażenie.
  4. No widzisz. I teraz - jeśli nic z tym nie zrobisz to jest ryzyko, że Twój problem (ten, czy tez kolejny) Cię sparaliżuje i w rezultacie po prostu niełatwa sytuacja urasta nad Tobą niczym Mount Everest i nagle wydaje się, że wyjścia nie ma. Potrzebujesz jakiegoś oparcia, oswojenia tego wstydu chociaż w jednym miejscu, żeby się zająć Twoim problemem. To normalne.
  5. Jeszcze dobrze jeśli ten kto się wpieprzył w opiaty zrobi krok naprzód i zacznie się dźwigać z nałogu, niejako na złość innym. Ale jest przez psychologię opisana również sytuacja odwrotna. Jeśli skutecznie doczepią Ci etykietkę skończonego ćpuna to na zasadzie samospełniającej się przepowiedni... rzeczywiście pójdziesz na samo dno.
  6. Ale im wcześniej tym lepiej. W końcu dopadnie Cię tak zwana dorosłość. Choćby szukanie pracy - stosy CV, rozmowy kwalifikacyjne... Im szybciej złapiesz balans tym lepiej dla Ciebie. Problem nie zniknie sam. To okropne płakać przy kimś, na przykład przy lekarzu (wiem, przeżyłam taka wizytę) ale w końcu czyje ma być na wierzchu: Twoje racje, czy Twojego wstydu? Pora zatwierdzić wyjątek. A rycz ile wlezie, tylko idź, zrób coś - naprawdę, tak się nie da...
  7. Ja nie próbuję. Przeważnie mi tak po prostu dobrze. Bezpiecznie? Mam momenty gdzie ciągnie mnie w drugą stronę, ale albo tłumaczę sobie, że sama tego chciałam i nie mam co narzekać (gdy na obecną chwilę nie da się tego zmienić i nie ma z kim wyjść/do kogo się odezwać), albo przypominam sobie jak to było gdy miałam szerokie kontakty i intensywne relacje (zaraz mi przechodzi), albo po prostu wychodzę i zachowuję się tak, jak tego potrzebuję w danym momencie. U mnie - po pierwsze zbyt wielkie oczekiwania co do innych i uraz z przeszłości. Chciałabym żeby inni, którzy uważają się za moich "przyjaciół" chcieli (tylko: chcieli, nie "robili") robić dla mnie to, co ja robię dla nich. Niestety gdy się (po wielkich bojach ze sobą, bo jestem dość nieufna - od dziecka) angażuję to bezgranicznie. I zazwyczaj jest to jednostronne. Dla mnie kończy się to gromadzeniem wokół siebie wszelkiego rodzaju pasożytów. Wielkie rozczarowanie. Gdy sama potrzebowałam pomocy - wszystkich jakby wywiało. Co bardziej bezczelni dołożyli mi kilka kopów i sprowadzili mnie do poziomu gnoju, żebym znała swoje miejsce. Reasumując: potrafiłam kiedyś dawać z siebie innym - ale inni potrafili tylko brać (miałam po prostu pecha). Dałam palec, a zachciało im się całej ręki. Więc - oduczyłam się dawać. Mam to teraz dla siebie. Chyba boję się powtórki. To taka ochrona. Relacje potrafią dokopać, więc profilaktycznie lepiej ich nie mieć. A płytkich kontaktów na zasadzie ładna dziś pogoda - po prostu nie lubię. Zbędne. Mam przyjaciółkę w liczbie: jeden i to mi w zupełności wystarczy. Ludzie ze studiów - tylko cześć, cześć. Większy kontakt to ja mam z wykładowcami. Żeby nie internet chyba zapomniałabym jak się mówi po polsku.
  8. Na początek warto sobie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego właściwie płaczę? O co mi chodzi? Czasem na wielkie problemy składa się szereg małych upierdliwości. Zdaje się, że to Ci bardzo utrudnia funkcjonowanie - nie ma co umniejszać problemu. W ogóle to jakoś mnie poruszył ten Twój post. Tak się nie da. Masz 20 lat i sporo przed sobą. Trzeba się za to zabrać. Może nawet kosztem wstydu. Gdybyś w końcu zdobyła zaufanie do jakiegoś terapeuty... może byłby w stanie Ci pomóc?
  9. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej mi się wydaje, że możesz mieć trochę racji. Pamiętam, jak "chciałam" skończyć z pewnymi rzeczami. "Chcieć" (jeszcze ciągle miotać się między jednym a drugim), a chcieć to różnica. Niemniej to dobry początek, punkt zwrotny, pierwsze wątpliwości i każda zachęta ze strony otoczenia jest dobra (zamiast słów "no chyba sobie kpisz, ciągle tylko tak gadasz, nigdy z tego nie wyjdziesz" - jeszcze oczywiście zależy kim jest dla Ciebie osoba, która to mówi i jak to przekaże. Czasami kop na zapęd też jest dobry, ale musi być umiejętny). Czasami po takim gadaniu - trwającym dłużej lub krócej - naprawdę się zachciewa i się po prostu przestaje.
  10. Denial

    Czy masz?

    Nie, samotna nie bywam. Ale często jestem sama. Czy masz w sobie wiarę w ludzi?
  11. Z uzależnieniem nie ma kłopotu dopóki się komuś podoba. Palę bo lubię itp. Jest kłopot gdy się chce przestać, a okazuje się, że to wcale nie takie łatwe. Wtedy stwierdzenie, że skoro jesteś uzależniony to znaczy, że taki stan rzeczy Ci pasuje kompletnie mija się z prawdą. Nawiązując do masturbacji na oczach domowników/współlokatorów - nie, nie powinni. Zachowując się w ten sposób (paląc przy niepalących itp.) naruszamy czyjąś przestrzeń. Założyłam ten temat bo zastanawia mnie nawet nie negatywne, ale wręcz "zwalczające" nastawienie do uzależnionych i zaliczanie ich do ludzi gorszej kategorii.
  12. Denial

    czego aktualnie słuchasz?

    Raczej ciężkie klimaty A Perfect Circle - Counting bodies like sheep to the rhythm of the war drums
  13. Denial

    zadajesz pytanie

    O osobie która pakuje jedną walizkę, zrywa kontakty ze wszystkimi i wyjeżdża gdzieś daleko by zmienić swoje życie i zacząć od nowa. Potem okazuje się, że w innym miejscu i tak popełnia te same błędy. Film kończy się jakimś anty-happy-endem po którym widzowie boją się powrócić do filmu przez minimum pół roku i więcej nie pomyślą by w ten sposób zmieniać swoje życie. O jakim smaku jest Twój ulubiony jogurt? (no co, uwielbiam je... )
  14. Wydaje mi się, że czasem... niektórym... trudno jest wyczuć granicę za która nie walczy się z uzależnieniem, a z uzależnionym.
  15. Nie musi. Wystarczy przyjrzeć się skali uzależnień wśród sławnych muzyków\poetów\pisarzy - abstrahując w ogóle od tego czy to dobrze czy źle. Wrzucił tylko wiersze. Wielkie halo.
  16. Denial

    Suchar na dzisiaj :)

    A nie jednego ale musi być co najmniej 10 wizyt?
  17. Przeszukałam cały dział, ale nie znalazłam podobnego tematu. Jeśli jednak po prostu przeoczyłam i teraz dubluję watek to z góry przepraszam. Zastanawiam się nad jednym - stosunkiem osób wolnych od nałogów do nałogowców. Nie ważne czy to uzależnienie od papierosów, alkoholu, hazardu, seksu czy grubszego "towaru". Często słyszy się opinie typu: sam/a się w to wpakowałaś, to głupota. Owszem, zgadzam się. Ale czasem to sięga dalej i przestaje być obiektywne, zahacza o pogardę... człowiek człowiekowi daje odczuć, że jest śmieciem, nikim, marginesem, skończonym kretynem na którym można już postawić kreskę. Tyle się mówi o tym, że to choroba itd. O pomocy i zrozumieniu. O wsparciu. (Nie mówię o wyręczaniu kogoś, rozwiązywaniu za kogoś problemów). Rozumiem, że ktoś w obliczu takiego problemu, przebywając z osobą uzależnioną nie wytrzyma i ucieknie. Też jest tylko człowiekiem i każdy ma ograniczoną wytrzymałość. Ale pogarda?...
  18. Przynosiło. Na ten moment, gdy wyłącza się rozsądek. A później było jeszcze więcej stresu - bo trzeba było ukryć ślady. Błędne koło doraźnych "rozwiązań".
  19. Czasem tęsknię za tym. Za samookaleczeniami w pełnym znaczeniu tego słowa - bo to, że się przywali w ścianę czy coś w tym stylu - nigdy nie traktowałam tego u siebie na poważnie. Ciężko to opisać, żeby nie brzmiało głupio. Owszem, to było istne piekło. Ale wszystko było jakieś... prostsze. Mogłam jakoś "przetrzymać", dotrwać do momentu, gdy w końcu odpuszczę. Cała fala emocji jakby zamierała, odkładana na potem. Nie tak jak teraz gdy muszę walczyć z płaczem i gniewem, który nie czeka aż będę sama - tylko atakuje mnie wśród ludzi i sprawia, że czuję się żałosna i słaba.
  20. Nie rozumiem. Nawet jakby to pisał na nieziemskim haju niczym stąd do Marsa i z powrotem - to dział nazywa się 'Twórczość". A to jest - jakby nie patrzeć - twórczość. Lubię takie podchodzące pod klasyki, "naszpikowane" kwieciście środkami stylistycznymi twory.
  21. "Bardzo ciekawym faktem dotyczącym tego gazu jest zmniejszanie się tolerancji organizmu na tę samą dawkę - w przeciwieństwie do większości narkotyków, po dłuższym używaniu N2O, zmniejszona dawka może dać taki sam efekt jak na początku." http://pl.wikipedia.org/wiki/Podtlenek_azotu
  22. Za mało jest podtlenku azotu w bitej śmietanie. Chyba, że... nie wiem... ktoś by to wchłaniał "wprost do dzioba" i na raz Też BTW podtlenek azotu jest zwany "gazem rozweselającym" i tyle w temacie. A powietrze? Jedyne dla mnie logiczne wytłumaczenie to hiperwentylacja. Inne to... wkręcanie sobie samemu. Skąd w ogóle pomysł z inhalowaniem się czymś takim?
  23. Hmmmm... może się hiperwentylowałaś tylko. To daje różne dziwne efekty.
  24. To nie powietrze tak działa tylko podtlenek azotu (euforyzująco i halucynogennie) Osobiście nie spotkałam się, żeby był stosowany jako gaz nośny akurat w puszkach ze sprężonym powietrzem. Z prostego powodu - tam jest już gaz. Czyli powietrze
  25. Jak o lekach (wszystko jedno jakich) to oczywiście http://www.czelej.com.pl/Farmakologia_Goodmana_amp_Gilmana_Tom_I-3-21.html O neuroprzekaźnikach (i nie tylko - ogrom wiedzy w jednym tomie - właściwie jedyna w swoim rodzaju pozycja) http://ksiegarnia.pwn.pl/produkt/4645/mozg-a-zachowanie.html
×