Denial
Użytkownik-
Postów
348 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Denial
-
Akurat to rozumiem. Jakbyś opisał nie tylko swój, ale i mój dom. Ale widzisz - masz jakiś powód dla którego tak reagujesz. Ja rozumiem, że mój ojciec chlał, bo nie był promieniejącym szczęściem człowiekiem. Zrozumienie tego zajęło mi z piętnaście lat. Ale zrobił mi i mojej matce tyle krzywdy, że nie jestem w stanie tego wybaczyć i zapomnieć. Dobrze, że zniknął z mojego życia. Gdyby przyszedł - najpewniej zrzuciłabym gnoja ze schodów. Osobiste urazy. Wielki żal. Może dlatego mam taki szacunek i podziw dla tych, którzy naprawdę próbują przestać - bo MOŻNA, trzeba tylko chcieć. Znałam kilka takich osób, których "przygody" zakończyły się szczęśliwie. Nie wszyscy jednak byli tak wyrozumiali. Nie dlatego, że mieli osobiste urazy. Po prostu - z zasady. Są tacy, którzy uważają, że ćpun to najgorszy syf i ścierwo. Margines marginesu. Właściwie nie człowiek.
-
Jak coś, to melduję się.
-
Myśli na temat skrzywdzenia kogoś lub siebie
Denial odpowiedział(a) na astalavista temat w Nerwica natręctw
Zaznaczam, że nie mam nerwicy natręctw. Niemniej tego typu myśli nie są mi obce - czasem się zdarza, gdy ktoś mnie w jakiś sposób zdenerwuje, że nachodzą mnie różne takie... wizje, czasem dość wysublimowane (szkoda gadać w ogóle, 997 się chowa). Ale cóż - kiedyś rozmawiałam na ten temat z paroma osobami i okazało się, że to nie jest ewenement. Po prostu się zdarza - zdaje się, że nawet tym zdrowym. Po prostu pozwalam temu "przejść". Ignoruję to. Niemniej ogólnie całe życie mam wrażenie, że kiedyś nie wytrzymam i dam komuś w mordę, a jak to się w końcu stanie po latach hamowania wściekłości to będę miała takie przyłożenie, że cel już nie powstanie. Pewnie to tylko wrażenie. -
No widzisz. I teraz - jeśli nic z tym nie zrobisz to jest ryzyko, że Twój problem (ten, czy tez kolejny) Cię sparaliżuje i w rezultacie po prostu niełatwa sytuacja urasta nad Tobą niczym Mount Everest i nagle wydaje się, że wyjścia nie ma. Potrzebujesz jakiegoś oparcia, oswojenia tego wstydu chociaż w jednym miejscu, żeby się zająć Twoim problemem. To normalne.
-
Jeszcze dobrze jeśli ten kto się wpieprzył w opiaty zrobi krok naprzód i zacznie się dźwigać z nałogu, niejako na złość innym. Ale jest przez psychologię opisana również sytuacja odwrotna. Jeśli skutecznie doczepią Ci etykietkę skończonego ćpuna to na zasadzie samospełniającej się przepowiedni... rzeczywiście pójdziesz na samo dno.
-
Ale im wcześniej tym lepiej. W końcu dopadnie Cię tak zwana dorosłość. Choćby szukanie pracy - stosy CV, rozmowy kwalifikacyjne... Im szybciej złapiesz balans tym lepiej dla Ciebie. Problem nie zniknie sam. To okropne płakać przy kimś, na przykład przy lekarzu (wiem, przeżyłam taka wizytę) ale w końcu czyje ma być na wierzchu: Twoje racje, czy Twojego wstydu? Pora zatwierdzić wyjątek. A rycz ile wlezie, tylko idź, zrób coś - naprawdę, tak się nie da...
-
Wycofanie, ograniczanie i unikanie kontaktów
Denial odpowiedział(a) na TheGrengolada temat w Pozostałe zaburzenia
Ja nie próbuję. Przeważnie mi tak po prostu dobrze. Bezpiecznie? Mam momenty gdzie ciągnie mnie w drugą stronę, ale albo tłumaczę sobie, że sama tego chciałam i nie mam co narzekać (gdy na obecną chwilę nie da się tego zmienić i nie ma z kim wyjść/do kogo się odezwać), albo przypominam sobie jak to było gdy miałam szerokie kontakty i intensywne relacje (zaraz mi przechodzi), albo po prostu wychodzę i zachowuję się tak, jak tego potrzebuję w danym momencie. U mnie - po pierwsze zbyt wielkie oczekiwania co do innych i uraz z przeszłości. Chciałabym żeby inni, którzy uważają się za moich "przyjaciół" chcieli (tylko: chcieli, nie "robili") robić dla mnie to, co ja robię dla nich. Niestety gdy się (po wielkich bojach ze sobą, bo jestem dość nieufna - od dziecka) angażuję to bezgranicznie. I zazwyczaj jest to jednostronne. Dla mnie kończy się to gromadzeniem wokół siebie wszelkiego rodzaju pasożytów. Wielkie rozczarowanie. Gdy sama potrzebowałam pomocy - wszystkich jakby wywiało. Co bardziej bezczelni dołożyli mi kilka kopów i sprowadzili mnie do poziomu gnoju, żebym znała swoje miejsce. Reasumując: potrafiłam kiedyś dawać z siebie innym - ale inni potrafili tylko brać (miałam po prostu pecha). Dałam palec, a zachciało im się całej ręki. Więc - oduczyłam się dawać. Mam to teraz dla siebie. Chyba boję się powtórki. To taka ochrona. Relacje potrafią dokopać, więc profilaktycznie lepiej ich nie mieć. A płytkich kontaktów na zasadzie ładna dziś pogoda - po prostu nie lubię. Zbędne. Mam przyjaciółkę w liczbie: jeden i to mi w zupełności wystarczy. Ludzie ze studiów - tylko cześć, cześć. Większy kontakt to ja mam z wykładowcami. Żeby nie internet chyba zapomniałabym jak się mówi po polsku. -
Na początek warto sobie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego właściwie płaczę? O co mi chodzi? Czasem na wielkie problemy składa się szereg małych upierdliwości. Zdaje się, że to Ci bardzo utrudnia funkcjonowanie - nie ma co umniejszać problemu. W ogóle to jakoś mnie poruszył ten Twój post. Tak się nie da. Masz 20 lat i sporo przed sobą. Trzeba się za to zabrać. Może nawet kosztem wstydu. Gdybyś w końcu zdobyła zaufanie do jakiegoś terapeuty... może byłby w stanie Ci pomóc?
-
Im dłużej o tym myślę, tym bardziej mi się wydaje, że możesz mieć trochę racji. Pamiętam, jak "chciałam" skończyć z pewnymi rzeczami. "Chcieć" (jeszcze ciągle miotać się między jednym a drugim), a chcieć to różnica. Niemniej to dobry początek, punkt zwrotny, pierwsze wątpliwości i każda zachęta ze strony otoczenia jest dobra (zamiast słów "no chyba sobie kpisz, ciągle tylko tak gadasz, nigdy z tego nie wyjdziesz" - jeszcze oczywiście zależy kim jest dla Ciebie osoba, która to mówi i jak to przekaże. Czasami kop na zapęd też jest dobry, ale musi być umiejętny). Czasami po takim gadaniu - trwającym dłużej lub krócej - naprawdę się zachciewa i się po prostu przestaje.
-
Nie, samotna nie bywam. Ale często jestem sama. Czy masz w sobie wiarę w ludzi?
-
Z uzależnieniem nie ma kłopotu dopóki się komuś podoba. Palę bo lubię itp. Jest kłopot gdy się chce przestać, a okazuje się, że to wcale nie takie łatwe. Wtedy stwierdzenie, że skoro jesteś uzależniony to znaczy, że taki stan rzeczy Ci pasuje kompletnie mija się z prawdą. Nawiązując do masturbacji na oczach domowników/współlokatorów - nie, nie powinni. Zachowując się w ten sposób (paląc przy niepalących itp.) naruszamy czyjąś przestrzeń. Założyłam ten temat bo zastanawia mnie nawet nie negatywne, ale wręcz "zwalczające" nastawienie do uzależnionych i zaliczanie ich do ludzi gorszej kategorii.
-
Raczej ciężkie klimaty A Perfect Circle - Counting bodies like sheep to the rhythm of the war drums
-
O osobie która pakuje jedną walizkę, zrywa kontakty ze wszystkimi i wyjeżdża gdzieś daleko by zmienić swoje życie i zacząć od nowa. Potem okazuje się, że w innym miejscu i tak popełnia te same błędy. Film kończy się jakimś anty-happy-endem po którym widzowie boją się powrócić do filmu przez minimum pół roku i więcej nie pomyślą by w ten sposób zmieniać swoje życie. O jakim smaku jest Twój ulubiony jogurt? (no co, uwielbiam je... )
-
Wydaje mi się, że czasem... niektórym... trudno jest wyczuć granicę za która nie walczy się z uzależnieniem, a z uzależnionym.
-
Nie musi. Wystarczy przyjrzeć się skali uzależnień wśród sławnych muzyków\poetów\pisarzy - abstrahując w ogóle od tego czy to dobrze czy źle. Wrzucił tylko wiersze. Wielkie halo.
-
A nie jednego ale musi być co najmniej 10 wizyt?
-
Przeszukałam cały dział, ale nie znalazłam podobnego tematu. Jeśli jednak po prostu przeoczyłam i teraz dubluję watek to z góry przepraszam. Zastanawiam się nad jednym - stosunkiem osób wolnych od nałogów do nałogowców. Nie ważne czy to uzależnienie od papierosów, alkoholu, hazardu, seksu czy grubszego "towaru". Często słyszy się opinie typu: sam/a się w to wpakowałaś, to głupota. Owszem, zgadzam się. Ale czasem to sięga dalej i przestaje być obiektywne, zahacza o pogardę... człowiek człowiekowi daje odczuć, że jest śmieciem, nikim, marginesem, skończonym kretynem na którym można już postawić kreskę. Tyle się mówi o tym, że to choroba itd. O pomocy i zrozumieniu. O wsparciu. (Nie mówię o wyręczaniu kogoś, rozwiązywaniu za kogoś problemów). Rozumiem, że ktoś w obliczu takiego problemu, przebywając z osobą uzależnioną nie wytrzyma i ucieknie. Też jest tylko człowiekiem i każdy ma ograniczoną wytrzymałość. Ale pogarda?...
-
Przynosiło. Na ten moment, gdy wyłącza się rozsądek. A później było jeszcze więcej stresu - bo trzeba było ukryć ślady. Błędne koło doraźnych "rozwiązań".
-
Czasem tęsknię za tym. Za samookaleczeniami w pełnym znaczeniu tego słowa - bo to, że się przywali w ścianę czy coś w tym stylu - nigdy nie traktowałam tego u siebie na poważnie. Ciężko to opisać, żeby nie brzmiało głupio. Owszem, to było istne piekło. Ale wszystko było jakieś... prostsze. Mogłam jakoś "przetrzymać", dotrwać do momentu, gdy w końcu odpuszczę. Cała fala emocji jakby zamierała, odkładana na potem. Nie tak jak teraz gdy muszę walczyć z płaczem i gniewem, który nie czeka aż będę sama - tylko atakuje mnie wśród ludzi i sprawia, że czuję się żałosna i słaba.
-
Nie rozumiem. Nawet jakby to pisał na nieziemskim haju niczym stąd do Marsa i z powrotem - to dział nazywa się 'Twórczość". A to jest - jakby nie patrzeć - twórczość. Lubię takie podchodzące pod klasyki, "naszpikowane" kwieciście środkami stylistycznymi twory.
-
"Bardzo ciekawym faktem dotyczącym tego gazu jest zmniejszanie się tolerancji organizmu na tę samą dawkę - w przeciwieństwie do większości narkotyków, po dłuższym używaniu N2O, zmniejszona dawka może dać taki sam efekt jak na początku." http://pl.wikipedia.org/wiki/Podtlenek_azotu
-
Za mało jest podtlenku azotu w bitej śmietanie. Chyba, że... nie wiem... ktoś by to wchłaniał "wprost do dzioba" i na raz Też BTW podtlenek azotu jest zwany "gazem rozweselającym" i tyle w temacie. A powietrze? Jedyne dla mnie logiczne wytłumaczenie to hiperwentylacja. Inne to... wkręcanie sobie samemu. Skąd w ogóle pomysł z inhalowaniem się czymś takim?
-
Hmmmm... może się hiperwentylowałaś tylko. To daje różne dziwne efekty.
-
To nie powietrze tak działa tylko podtlenek azotu (euforyzująco i halucynogennie) Osobiście nie spotkałam się, żeby był stosowany jako gaz nośny akurat w puszkach ze sprężonym powietrzem. Z prostego powodu - tam jest już gaz. Czyli powietrze
-
Jak o lekach (wszystko jedno jakich) to oczywiście http://www.czelej.com.pl/Farmakologia_Goodmana_amp_Gilmana_Tom_I-3-21.html O neuroprzekaźnikach (i nie tylko - ogrom wiedzy w jednym tomie - właściwie jedyna w swoim rodzaju pozycja) http://ksiegarnia.pwn.pl/produkt/4645/mozg-a-zachowanie.html