-
Postów
384 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Denial
-
Dziękuję :) Fakt, lista jest długa - niektóre odpadają na wstępie, innych nie wykluczam. I dlatego najpierw spróbuję ze swoją głową co jest chyba najbardziej prawdopodobne. Jeśli to totalnie nie wypali zacznę szukać gdzie indziej. Tylko muszę. Kurde. Wytrzymać. I nie rzucać terapii bo mnie wnerwia.
-
Taaa, to są skubańce. Rzucają się na człowieka znienacka i znajdują dziwne miejsca. Co prawda mnie kiedyś jeden wczepił się w łydkę a drugi w biodro... ale historie są różne.... Mój wujek jako dziecko przekonał się na własnej skórze, że nie należy załatwiać... grubszych potrzeb na łonie natury
-
Zgadzam się. Czyli tę moją nadreaktywność? Sama nie wiem jak to nazwać. Byle stres, minimalna presja - a mi już tak adrenalina uderza do głowy, że aż mi ciemno przed oczami. Jakaś denerwująca głupota - wpadam w przeogromny gniew. Jestem jak jakieś dzikie zwierzę. Każdy nacisk, lub opór ze strony otoczenia - a ja już mam reakcję typu fight or flight. Zresztą... cały dzień mam taki... stan ciągłej gotowości? Od dziecka. O relaksie nie ma mowy. Nie pamiętam, żebym się kiedyś zdrowo, normalnie zrelaksowała i wyciszyła. Żebym była naprawdę spokojna. Zazwyczaj to mija tak szybko jak przyszło. Ale gdy do tego dochodzi ból, rozpacz - przestaję myśleć. Chciałam to leczyć. Coś z tym zrobić. Zrozumieć dlaczego. Po tym jak miałam z tego powodu epizody z piciem. I co? Lekarz zapisał mi diazepam. Bez sensu. Próbowałam psychoterapii. Ale ona sama tak na mnie działa. Błędne koło. Zapisałam się znowu. Mam termin na czerwiec. Ciekawe ile sesji tym razem wytrzymam. Jestem już tym wszystkim po prostu wyczerpana. Mam dość.
-
Chciałabym myśleć, że chodzi o niewinnego kleszcza... Mam przed oczyma jakieś insekty
-
Poważnie w to wątpię. Zakażenie wirusem HIV następuje poprzez kontakt seksualny lub krew. To znaczy całkiem przyzwoitą jej ilość. Np. jeżeli nosiciel kaszle to tylko, jeżeli mamy kontakt z wydzieliną z widoczną gołym okiem domieszką krwi. Inaczej korzystanie z publicznych toalet czy basenu (hmmm... wiadomo gdzie niektórzy oddają swoje potrzeby fizjologiczne) byłoby w zasadzie niemożliwe.
-
Hahahaha, jak zobaczyłam ten temat w wyszukiwarce to aż się uśmiechnęłam Może zróbcie sondę wśród użytkowników i w ten sposób zagadka zostanie rozwiązana? Pisał skorpion. Uhm, właśnie.
-
[MIŁOŚĆ] Nieszczęśliwa Miłość do Kobiety
Denial odpowiedział(a) na Pjosiaczek temat w Problemy w związkach i w rodzinie
No właśnie. To też bym chyba jeszcze poczekała, że łohohohohoooooooooooo Mam 24 lata. Seks to ja i tak znam od niedawna, bo od trzech lat. Jeszcze rok studiów przede mną. A zanim zyskam niezależność finansową - o ile dostanę normalną pracę i pensję - będę miała chyba trzydziestkę na karku Wiadomo jak jest ciężko z pracą dla absolwenta. Mamy XXI wiek, wystarczy się zabezpieczać. A jak coś nie wypali i zawiedzie? No trudno. Co ma nas nie ominąć to nie ominie... Jakoś by to było. Dziecko w tym wieku to nie koniec świata. A pomocy od rodziny w dzisiejszych czasach potrzebują nawet Ci, których bez problemu stać na dzieci. Bo np. muszą pracować, żeby zarobić na utrzymanie rodziny, dziecko jest zbyt małe by zostawić je same, a w żłobkach nie ma miejsc. -
Aktualnie: internet. Reszta - kiedyś - była efektem nieudolnych prób okiełznania emocji. Bardzo nerwowo reaguję na wszystko. To mnie wyczerpuje. Tak więc zorientowałam się pewnego dnia, że jestem na prostej drodze do alkoholizmu. Jednak w miarę złapałam w tym równowagę. Chyba ze strachu, że stanę się swoim ojcem. Przy diazepamie już równowagi nie złapałam. Trwało to ponad rok. W końcu opamiętałam się sama. Do tego autoagresja która zawsze miała dla mnie jakieś rysy uzależnienia. Przestałam niemal równolegle. Dziś jeszcze - papierosy w chwili słabości. Czyli w tym tygodniu jeden za drugim. Zaczynam dopiero zauważać - po 1,5 roku, że to nie ja tu rządzę. Reszta moich wyskoków to raczej ciekawość, albo wspomniane wyżej impulsy, tylko na mniejszą skalę jeśli chodzi o dawki i częstość. Różne rzeczy. Z pozytywnych lub obojętnych: kawa i muzyka. Chyba najgorsze w nałogach jest to, że lubią się wymieniać. Kończysz jedno - zaczynasz drugie. Więc nie wiem czy powinni leczyć tylko alkoholizm, czy lekomanię. Raczej do tego jeszcze "nałogowość".
-
O tu choćby coś jest: http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC2136411/ Prawy górny róg - można pobrać PDF i sobie przeczytać jeśli ktoś rozumie branżowy english. Zmartwił mnie ten artykuł, bo było w nim napisane, że po odstawieniu leków objawy zawsze wracają... Oj, potrafią być. Zależy od człowieka. Ja tej dumy z nałogu, którą niektórzy prezentują nie trawię.
-
Tak na marginesie przerabiałam kiedyś artykuł naukowy, że ostry stres, zwłaszcza ten chroniczny - w dzieciństwie gdy wszystko dopiero się kształtuje i łapie równowagę powoduje TRWAŁE (tak tam było napisane ) rozregulowanie osi hormonalnej podwzgórze-przysadka-nadnercza i może prowadzić w przyszłości do kłopotów w postaci takich zaburzeń jak ChAD, czy depresja. Oś ma niższy próg pobudzenia i z tego wszystkie kłopoty. Badania trwają. Nie mogę teraz znaleźć linka....
-
No to jak? My Ci tu nie pomożemy profesjonalnie i fachowo, a do psychologa nie pójdziesz? To chcesz pomocy czy nie? Jak nie do psychologa to na początek chociaż do dietetyka. Wytłumaczy Ci kiedy waga jest prawidłowa... (Żeby mieć nadwagę przy 55 kilogramach musiałabyś mieć z półtora metra wysokości, dziewczyno...) Poza tym zapotrzebowanie na kalorie też zależy od masy Twojego ciała. I nie liczy się tylko ile ale i czego. Proporcje węglowodanów/tłuszczy/białek. Dietetyk mógłby otworzyć Ci oczy. W ogóle... ile masz lat?
-
Akurat to rozumiem. Jakbyś opisał nie tylko swój, ale i mój dom. Ale widzisz - masz jakiś powód dla którego tak reagujesz. Ja rozumiem, że mój ojciec chlał, bo nie był promieniejącym szczęściem człowiekiem. Zrozumienie tego zajęło mi z piętnaście lat. Ale zrobił mi i mojej matce tyle krzywdy, że nie jestem w stanie tego wybaczyć i zapomnieć. Dobrze, że zniknął z mojego życia. Gdyby przyszedł - najpewniej zrzuciłabym gnoja ze schodów. Osobiste urazy. Wielki żal. Może dlatego mam taki szacunek i podziw dla tych, którzy naprawdę próbują przestać - bo MOŻNA, trzeba tylko chcieć. Znałam kilka takich osób, których "przygody" zakończyły się szczęśliwie. Nie wszyscy jednak byli tak wyrozumiali. Nie dlatego, że mieli osobiste urazy. Po prostu - z zasady. Są tacy, którzy uważają, że ćpun to najgorszy syf i ścierwo. Margines marginesu. Właściwie nie człowiek.
-
Jak coś, to melduję się.
-
Myśli na temat skrzywdzenia kogoś lub siebie
Denial odpowiedział(a) na astalavista temat w Nerwica natręctw
Zaznaczam, że nie mam nerwicy natręctw. Niemniej tego typu myśli nie są mi obce - czasem się zdarza, gdy ktoś mnie w jakiś sposób zdenerwuje, że nachodzą mnie różne takie... wizje, czasem dość wysublimowane (szkoda gadać w ogóle, 997 się chowa). Ale cóż - kiedyś rozmawiałam na ten temat z paroma osobami i okazało się, że to nie jest ewenement. Po prostu się zdarza - zdaje się, że nawet tym zdrowym. Po prostu pozwalam temu "przejść". Ignoruję to. Niemniej ogólnie całe życie mam wrażenie, że kiedyś nie wytrzymam i dam komuś w mordę, a jak to się w końcu stanie po latach hamowania wściekłości to będę miała takie przyłożenie, że cel już nie powstanie. Pewnie to tylko wrażenie. -
No widzisz. I teraz - jeśli nic z tym nie zrobisz to jest ryzyko, że Twój problem (ten, czy tez kolejny) Cię sparaliżuje i w rezultacie po prostu niełatwa sytuacja urasta nad Tobą niczym Mount Everest i nagle wydaje się, że wyjścia nie ma. Potrzebujesz jakiegoś oparcia, oswojenia tego wstydu chociaż w jednym miejscu, żeby się zająć Twoim problemem. To normalne.
-
Jeszcze dobrze jeśli ten kto się wpieprzył w opiaty zrobi krok naprzód i zacznie się dźwigać z nałogu, niejako na złość innym. Ale jest przez psychologię opisana również sytuacja odwrotna. Jeśli skutecznie doczepią Ci etykietkę skończonego ćpuna to na zasadzie samospełniającej się przepowiedni... rzeczywiście pójdziesz na samo dno.
-
Ale im wcześniej tym lepiej. W końcu dopadnie Cię tak zwana dorosłość. Choćby szukanie pracy - stosy CV, rozmowy kwalifikacyjne... Im szybciej złapiesz balans tym lepiej dla Ciebie. Problem nie zniknie sam. To okropne płakać przy kimś, na przykład przy lekarzu (wiem, przeżyłam taka wizytę) ale w końcu czyje ma być na wierzchu: Twoje racje, czy Twojego wstydu? Pora zatwierdzić wyjątek. A rycz ile wlezie, tylko idź, zrób coś - naprawdę, tak się nie da...
-
Wycofanie, ograniczanie i unikanie kontaktów
Denial odpowiedział(a) na TheGrengolada temat w Pozostałe zaburzenia
Ja nie próbuję. Przeważnie mi tak po prostu dobrze. Bezpiecznie? Mam momenty gdzie ciągnie mnie w drugą stronę, ale albo tłumaczę sobie, że sama tego chciałam i nie mam co narzekać (gdy na obecną chwilę nie da się tego zmienić i nie ma z kim wyjść/do kogo się odezwać), albo przypominam sobie jak to było gdy miałam szerokie kontakty i intensywne relacje (zaraz mi przechodzi), albo po prostu wychodzę i zachowuję się tak, jak tego potrzebuję w danym momencie. U mnie - po pierwsze zbyt wielkie oczekiwania co do innych i uraz z przeszłości. Chciałabym żeby inni, którzy uważają się za moich "przyjaciół" chcieli (tylko: chcieli, nie "robili") robić dla mnie to, co ja robię dla nich. Niestety gdy się (po wielkich bojach ze sobą, bo jestem dość nieufna - od dziecka) angażuję to bezgranicznie. I zazwyczaj jest to jednostronne. Dla mnie kończy się to gromadzeniem wokół siebie wszelkiego rodzaju pasożytów. Wielkie rozczarowanie. Gdy sama potrzebowałam pomocy - wszystkich jakby wywiało. Co bardziej bezczelni dołożyli mi kilka kopów i sprowadzili mnie do poziomu gnoju, żebym znała swoje miejsce. Reasumując: potrafiłam kiedyś dawać z siebie innym - ale inni potrafili tylko brać (miałam po prostu pecha). Dałam palec, a zachciało im się całej ręki. Więc - oduczyłam się dawać. Mam to teraz dla siebie. Chyba boję się powtórki. To taka ochrona. Relacje potrafią dokopać, więc profilaktycznie lepiej ich nie mieć. A płytkich kontaktów na zasadzie ładna dziś pogoda - po prostu nie lubię. Zbędne. Mam przyjaciółkę w liczbie: jeden i to mi w zupełności wystarczy. Ludzie ze studiów - tylko cześć, cześć. Większy kontakt to ja mam z wykładowcami. Żeby nie internet chyba zapomniałabym jak się mówi po polsku. -
Na początek warto sobie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego właściwie płaczę? O co mi chodzi? Czasem na wielkie problemy składa się szereg małych upierdliwości. Zdaje się, że to Ci bardzo utrudnia funkcjonowanie - nie ma co umniejszać problemu. W ogóle to jakoś mnie poruszył ten Twój post. Tak się nie da. Masz 20 lat i sporo przed sobą. Trzeba się za to zabrać. Może nawet kosztem wstydu. Gdybyś w końcu zdobyła zaufanie do jakiegoś terapeuty... może byłby w stanie Ci pomóc?
-
Im dłużej o tym myślę, tym bardziej mi się wydaje, że możesz mieć trochę racji. Pamiętam, jak "chciałam" skończyć z pewnymi rzeczami. "Chcieć" (jeszcze ciągle miotać się między jednym a drugim), a chcieć to różnica. Niemniej to dobry początek, punkt zwrotny, pierwsze wątpliwości i każda zachęta ze strony otoczenia jest dobra (zamiast słów "no chyba sobie kpisz, ciągle tylko tak gadasz, nigdy z tego nie wyjdziesz" - jeszcze oczywiście zależy kim jest dla Ciebie osoba, która to mówi i jak to przekaże. Czasami kop na zapęd też jest dobry, ale musi być umiejętny). Czasami po takim gadaniu - trwającym dłużej lub krócej - naprawdę się zachciewa i się po prostu przestaje.
-
Nie, samotna nie bywam. Ale często jestem sama. Czy masz w sobie wiarę w ludzi?
-
Z uzależnieniem nie ma kłopotu dopóki się komuś podoba. Palę bo lubię itp. Jest kłopot gdy się chce przestać, a okazuje się, że to wcale nie takie łatwe. Wtedy stwierdzenie, że skoro jesteś uzależniony to znaczy, że taki stan rzeczy Ci pasuje kompletnie mija się z prawdą. Nawiązując do masturbacji na oczach domowników/współlokatorów - nie, nie powinni. Zachowując się w ten sposób (paląc przy niepalących itp.) naruszamy czyjąś przestrzeń. Założyłam ten temat bo zastanawia mnie nawet nie negatywne, ale wręcz "zwalczające" nastawienie do uzależnionych i zaliczanie ich do ludzi gorszej kategorii.
-
Raczej ciężkie klimaty A Perfect Circle - Counting bodies like sheep to the rhythm of the war drums
-
O osobie która pakuje jedną walizkę, zrywa kontakty ze wszystkimi i wyjeżdża gdzieś daleko by zmienić swoje życie i zacząć od nowa. Potem okazuje się, że w innym miejscu i tak popełnia te same błędy. Film kończy się jakimś anty-happy-endem po którym widzowie boją się powrócić do filmu przez minimum pół roku i więcej nie pomyślą by w ten sposób zmieniać swoje życie. O jakim smaku jest Twój ulubiony jogurt? (no co, uwielbiam je... )
-
Wydaje mi się, że czasem... niektórym... trudno jest wyczuć granicę za która nie walczy się z uzależnieniem, a z uzależnionym.