Skocz do zawartości
Nerwica.com

MalaMi1001

Użytkownik
  • Postów

    1 935
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez MalaMi1001

  1. Czegoś w Twojej wypowiedzi nie rozumiem, mianowicie zdanie zdecydowanie przeczy stwierdzeniu To zwiększa stężenie niebotycznie, ale jednocześnie tak samo jak placebo? Hmmm.Poza tym organoleptycznie zbadałam na sobie kilka substancji, niekoniecznie legalnych aczkolwiek na pewno stanowczo lepiej przebadanych niż SSRI, które są odpowiedzialne za wzrost serotoniny w mózgu i z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że banan na twarzy nie schodzi z gęby i nie jest to lekkie pobudzenie emocjonalne, ponadto daję głowę że substancje te podziałałyby tak samo na osobę zdrową jak i chorą na jakiekolwiek zaburzenia depresyjne. To po pierwsze. Po drugie żaden lek nie jest w stanie WYLECZYĆ - słowo klucz - ŻADNEJ - kolejne słowo klucz - choroby. Leki zaleczają chorobę (usypiają) bądź maskują jej objawy. Cukrzyk będzie do śmierci brał insulinę, nadciśnieniowiec będzie brał leki na nadciśnienie, choremu na białaczkę nikt nie da 100% gwarancji, że do śmierci choroba nie wróci, a chory na depresję będzie sobie łykał antydepresanty tak często, jak często objawy depresji będą powracały. Proste. Co do 5-htp to obawiam się, że to zwykłe urban legend i nic więcej. Jakieś tam działanie może i ma, ale prędzej zadziała na osobę zdrową, której rownowaga biochemiczna mózgu jest na w miarę stabilnym poziomie niż u człowieka, któremu brakuje tego lub tamtego. Poza tym pozostaje kwestia tego, że nie tylko serotonina ma wpływ na samopoczucie, ale cała masa innych neuroprzekaźników, więc sumując powyższe wypadkowa będzie w zasadzie żadna. Ale próbować można.
  2. To ja mam gorzej. Moje wycofanie z kontaktów społecznych, spowodowane tym jak postrzegają mnie inni zabrnęło tak daleko, że nie mam już ochoty inaczej żyć. I dziwi mnie, że innych dziwi, że mnie to nie dziwi Taki przykład. Skrobałam sobie farbę z futryny w mieszkaniu i wujek, który szedł z psem na spacer zobaczył zapalone światło i postanowił wdepnąć. Gada, gada, że ładnie się robi w mieszkaniu itp. i nagle wypalił, że on to wyjść z podziwu nie może, że tak sama się za to zabieram, że sama sobie siedzę i tak dłubię, że może raźniej by mi było z jakimś kolegą... WTF? Zawsze sobie musiałam radzić sama, nikt mnie nigdy za rączkę nie prowadził, co najwyżej zj*bał, że zrobiłam źle, więc dla mnie to naturalne, że coś robię sama. I zupełnie mi nie przeszkadza, że na szkoleniu siedziałam sobie sama, że na papierosa chodziłam sama i to ludzie wręcz podchodzili do mnie porozmawiać niż jak to było kiedyś, gdy to ja zabiegałam o kontakt, żeby nie stać jak ten sobek. To jest dopiero dziwne.
  3. Ja jestem zwolenniczką tabula rasa. Ale uważam jednocześnie, że wiele można w życiu zmienić, człowiek nie jest elementem statycznym. Poza oczywiście wieloma niestety wyjątkami są ludzie, którzy potrafią korzystać ze swoich własnych doświadczeń i dzięki nim poprzez wyciągnięte wnioski kształtują swoją osobowość.
  4. Wszyscy, którzy boją się dołączyć mianserynę do swoich dotychczasowych kuracji mogą sobie poczytać moje posty odnośnie moich wątpliwości. Były podobne do waszych. Też bałam się zamulenia, dodatkowo większego niż powodował u mnie mix sertralina + reboksetyna. Gdyby nie rebo pewnie na samej sertralinie spałabym non-stop tak jak to mam w zwyczaju przy samych SSRI, czyli totalna zamułka, zniechęcenie, ogólny brak jakichkolwiek sił. Fakt, że pierwsza tabletka miansy mnie ścięła z nóg, następny dzień był wesoły, bo moje ciało nie ogarniało impulsów z mózgu , ale to był tylko jednorazowy wybryk i teraz, dzięki właśnie dołączeniu mianseryny sypiam jak biały człowiek i cały dzień mam siłę i energię do życia. Po raz pierwszy chyba od nie wiem ilu lat jestem na nogach od 6:30 do 23-24 bez codziennej popołudniowej drzemki. Kiedyś 2-3 godziny w ciągu dnia to była norma, a teraz nawet jak czuję fizyczne zmęczenie i położe się na chwilę nie zasne, organizm już nie potrzebuje tyle snu. Dla mnie to błogosławieństwo, bo przez te wszystkie lata zapomniałam już ile rzeczy można zrobić w ciągu dnia, a tak przez przymusową drzemkę cierpiałam na chroniczny brak czasu. Dlatego każdy musi sobie przetestować na sobie, ja się bałam a jak się okazało nie takie diabeł straszny. Jak dla mnie mogę do śmierci lecieć na tym kombo i będzie git.
  5. No dokładnie. Z wenlafaksyną brałam Velafax, Lafactin, Efevelon i chyba cuś tam jeszcze - żadnej różnicy, escitalopram: Depralin i Elicea i jeszcze jakiś tam tańszy - też żadnej różnicy. Teraz biorę Setaloft, ale zdaję się, że za którymś tam razem dostałam jakiś zamiennik. Generalnie chyba ani razu nie brałam żadnego leku w oryginale, oprócz Edronaxu, który nie ma zamiennika i Trittico. Zolpidem wymiata pod każdą postacią.
  6. O tym, że się leczę wie najbliższa rodzina. Poza nimi nie mam nikogo bliskiego, komu mogłabym cokolwiek powiedzieć odnośnie tej materii. Nie czuję z tego powodu jakiegoś żalu, nie czuję też wewnętrznej potrzeby mówienia o tym. To jest moje, to jest w środku, tego nie widać jak krzywych nóg, braku ręki czy sześciu placów u stopy. Nie mam też z tego powodu ochoty nikomu się z tego spowiadać. W mojej rodzinie leczenie psychiatryczne to był zawsze temat tabu, traktowane było jako coś wstydliwego nie licząc może jednej z moich sióstr, która kończyła studia medyczne. Wydaje mi się, że na początku moja mama czuła się zawiedziona tym, ze się leczę, teraz traktuje to jako coś normalnego, ona z tatą chodzą do lekarza po swoje leki, ja chodzę po swoje. Na początku uważała, że wymyśliłam sobie chorobę, ostatnio kiedy był moment, ze bardzo mi się pogorszyło chyba zrozumiała, że to nie jest coś zależnego ode mnie i wcale tego nie chcę, że wiele bym dała żeby było inaczej.
  7. MalaMi1001

    123

    Można! Haha! Oczywiście, że można! Można jeszcze potem udawać, że przecież nic się nie stało, to jest normalne, no zdarza się, to jak pójście do kibla na siku po dwóch kawach. Z tego też właśnie powodu ja mówię stanowcze NIE wszelkiego rodzaju bliższym związkom. Jestem właśnie taką zabaweczką, której w każdej chwili kiedy coś tam nie spasuje można bez skrupułów powiedzieć wypierdalaj, oczywiście ujmując to w metaforyczne, piękne słowa, z których jasno wynika, że to znowu moja wina, bo jestem taka, siaka i owaka. I wiecie co? Mam już serdecznie dosyć zastanawiania się co jest ze mną nie tak, mam dosyć upokorzenia na terapii, kiedy usiłuję sobie "pomóc" (to właściwie jest pomoc? ) zmuszając się do powiedzenia obcemu chłopu co mnie najbardziej boli, mam dosyć uśmiechania się jak debil do ludzi kiedy jedyne co mi w danej chwili potrzeba to zatopić się w strumieniu swoich myśli, mam też dość karcenia siebie za to że mam pierdoloną dystymię, cholerną depresyjną naturę i nie jestem z tego powodu wiecznie uśmiechniętą, przebojową i wygadaną panienką w okienka, mam też dosyć przepraszania wszystkich za powyższe. Co mi to tej pory dało? A no goowno, w którym właśnie siedzę. I tak, jestem beznadziejna. Ale dla innych. Dla siebie jestem superbabką, która potrafi namalować obraz i wyszlifować sobie parapet szlifierką kontową. No! Ulżyło mi.
  8. A ja uważam, że jest typ ludzi, którzy zmienić mogą się tylko i wyłącznie pod wpływem niezwykle silnej traumy. Są to ludzie błędnie przekonani o własnej nieomylności, nie zauważający własnych błędów i win, obarczający za nie innych. Tacy ludzie się nie zmieniają. Oczywiście do czasu aż życie nie wyleje im na głowę solidnego wiadra wody, choć i to pewnie nie podziała na wszystkich. Tacy nie czują potrzeby zmian w sobie, ponieważ nie widzą ku temu przesłanek.
  9. Abrado polecam osobiście mix sertraliny z minaseryną. Sama sertralina szału nie robiła, za to dołączenie miansy spowodowało błogie uczucie "mam wszystko gdzieś".
  10. stracony ja patrząc z perspektywy dość dawnego czasu uważałam jeszcze niedawno, że "jestem" borderline. Był taki związek w moim życiu, najdłuższy niestety, który rozpadł się "tylko i wyłącznie z mojej winy", w którym moje zachowanie dalekie było od normy. Na przemian nienawidziłam i szaleńczo kochałam, klęłam a za chwilę przepraszałam, nie odzywałam się przez tydzień, dwa a później wsiadałam w pociąg i gnałam na złamanie karku. A to wszystko przez to, że nie potrafiłam powiedzieć wprost NIE. NIE począwszy od błahych spraw jak porozpieprzane skarpetki po mieszkaniu, a skończywszy na NIE dla ślubu przed ukończeniem studiów i najważniejsze - NIE dla wzbudzania we mnie poczucia winy za JEGO porażki życiowe wynikające tylko i wyłącznie z JEGO winy. Będąc między młotem, a kowadłem próbowałam pogodzić wszystko i wszystkich tak żeby to jemu było dobrze, ale gdzieś w głowie kołatały jeszcze resztki zdrowego rozsądku, stąd wybuchy złości i agresja. Po rozstaniu poczucie winy zabijało mnie jeszcze przez 2 lata, doprowadzając do stanu, w którym sama zgłosiłam się do psychiatry. Powoli wychodząc z depresji układałam sobie w głowie wszystko na temat tego związku i wyszłam z założenia, że bardziej egoistycznego człowieka i zręcznego manipulatora wcześniej nie poznałam. Pragnąc miłości, której nie zaznałam w dzieciństwie robiłam wszystko, żeby "zasłużyć" na miłość, łamiąc swoje zasady i robiąc mnóstwo rzeczy wbrew sobie. Dziś się śmieję ze swojej głupoty i naiwności i do dziś się leczę z dystymii. Po co to wszystko piszę? Ponieważ czasami wydaje się nam, że to ta druga osoba wykazuje zaburzenia, a my jesteśmy czyści jak łza, a to często "ta łza" jest motorem napędowym zdarzeń, które w innej konfiguracji nie miałyby miejsca. Zbyt wydumane oczekiwania i przede wszystkim nieświadoma (bądź świadoma) potrzeba wykreowania sobie kogoś na naszą modłę są powodem zachowań rodem z "borderline". Może więc usiłowałeś zrobić ze swojej kobiety kogoś, kim być podświadomie nie chciała, ale za bardzo jej zależało. Może nad tym się zastanów zamiast kogoś diagnozować, bo nie wszystko jest tylko czarne i tylko białe. P.S. Mój pomysł, że mam borderline moja psychiatra wyśmiała.
  11. MalaMi1001

    Gender

    Niktita, ale z ciebie mega frustrat, to aż nieprawdopodobne , Szkoda mi ciebie, naprawdę. Dzieci są złe? A co zazdrościsz im, że mogą zachowywać się jak mali psychopaci, a i tak będą kochani przez swoich rodziców? Zazdrościsz wszystkim, którzy mają zdroworozsądkowe podejście do świata i spraw z nim związanych oraz są zdania, że każdemu należy się druga szansa? Zazdrościsz rodzicom, że pragną aby ich dzieci były jak najlepiej przystosowane do życia i zamiast zamykać je w piwnicach szukają dla nich wszelkiej pomocy? Jednak zaczyna się potwierdzać moja teoria, że złe podejście do dzieci powoduje, że chodzą po ziemi takie sfrustrowane, ziejące nienawiścią egzemplarze jak Niktita. Straszne
  12. A może za bardzo o tym myślisz, że zadziała, nie zadziała i się niepotrzebnie nakręcasz? Prawdę mówiąc ja niekiedy brałam po 3 różne zamienniki tego samego leku i jakoś nigdy nie zauważyłam szczególnej zmiany ani na lepsze, ani na gorsze. Ale jak ciągle myślisz o tym, że bierzesz "nowy" lek to całkiem możliwe, że bardzo czekasz "aż coś się stanie", ale niekoniecznie super bomba dobrego humoru. Poza tym jest jeszcze kwestia tego, że gdyby lek faktycznie jakimś magicznym cudem nie działał bardzo szybko ujawniłyby się nieprzyjemne skutki nagłego zaprzestania przyjmowania tabletek, więc to z pewnością nie ta przyczyna.
  13. A ja odczuwam teraz coś zupełnie innego. Nie jest to lęk przed bliskością tylko jawna niechęć. Nie zależy mi już po prostu. Ileż można dostawać nóż w plecy? Ile razy można się podnosić? CórkaNocy ja jakiś czas temu również przeżyłam coś takiego jak Ty, spotkałam romantyka, delikatnego człowieka, były jakieś nieśmiałe plany, powtarzanie, że jestem piękna, że wciąż nie może uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, wydawało mi się też, że jest między nami pewien rodzaj więzi, która potocznie nazywana jest szczerością, były nawet wspólne plany wyjazdu w niedalekim czasie. I nagle okazało się, że nie ma o czym ze mną rozmawiać, że parzę, że można ze mną znaleźć nici porozumienia, nie da się przede mną otworzyć. Podejrzewam po prostu, że znalazła się lepsza, w porównaniu do której wypadłam blado i się skończyło. Jego słowa dały mi mocno po dupie, do dziś gdzieś tam kołaczą mi w głowie. Między innymi dlatego poszłam na terapię, z cichą nadzieją, że może ktoś mnie naprawi i on będzie żałował każdego złego słowa wypowiedzianego na mój temat. Ale nikt mnie nie naprawi, ja sama siebie też nie naprawię, bo niby jak? Kiedy się nie potrafi sprecyzować problemu, nazwać go ciężko jest cokolwiek zmieniać. Dlatego mnie już nie zależy, nie czuję żalu z tego powodu, mam dość zastanawiania się co ze mną jest nie tak i nie być w stanie znaleźć odpowiedzi. Jestem już tym zmęczona. Teraz na terapię będę chodzić tylko po to, żeby chociaż w minimalnym stopniu wybaczyć sobie ile rzeczy w życiu spieprzyłam i chociaż trochę się polubić. Szacunek do siebie zyskałam ostatnio, ale wciąż jeszcze żywię do siebie niechęć. Nie wiem więc co Ci poradzić, romantyzm i piękne słowa to są wciąż tylko słowa, najważniejsze są czyny i nic poza tym.
  14. A dla mnie najlepszym kombo pod słońcem jest sertralina 100mg + reboksetyna 4mg + mianseryna 20mg. Sypiam doskonale, bez wybudzeń, następnego dnia nie czuję senności, energii do życia to ja z natury nie mam, więc na tym polu nie ma czego oczekiwać, mimo wszystko przynajmniej mam siłę do wykonywania codziennych obowiązków. Fantazje odeszły w niepamięć, czasem na bardzo krótko załączy mi się jakaś tam faza, ale szybko jest zastępowana przez inny proces. Nie zmienił się natomiast mój sposób myślenia z pesymistycznego na optymistyczny i nie wierzę w to, że się kiedykolwiek zmieni, humor też mam średni, ale bywało znacznie gorzej. Tak oceniam mój mix z perspektywy 3 miesięcy stosowania w/w. Da się jakoś tam żyć.
  15. A ja zupełnie nie rozumiem tego całego halo wokół sylwestra. I co to ma niby zmienić, że zaczyna się nowy rok? To tylko cyferka, za rok będzie następna i nastepna, a nas może już nie być. Kiedyś panicznie bałam się samotności w sylwestra, święta czy swoje urodziny, a teraz mam to głęboko w dupie. Dla mnie dzień jak co dzień, jedyne co ma znaczenie to to, że jest wolne i nie muszę oglądać tych zapleśniałych mord w robocie. Ustawowy odpoczynek. A tu szał, fryzjerzy, kiecki za kupe kasy na jeden wieczór, skrzykiwanie na siłę "samotnych", żeby tylko mieć z kim przywitać nowy rok. Zdaję sobie sprawę, że może to brzmieć jak wyznanie frustrata, ale na serio nie rozumiem tego całego przejęcia. Do takich wniosków doszłam w chwili, kiedy zdałam sobie sprawę z dwóch spraw. Po pierwsze - tak się przyjęło, że ten dzień wszyscy muszą świętować, no bo jak to? Sylwester i siedzieć w domu? A prawda jest taka, że NIC NIE MUSZĘ! Kwestia nr 2 - liczba osób, z którymi świętujesz sylwestra/ocbhodzisz święta/urodziny/imieniny/niedzielę palmową itp. jest wyznacznikiem twojej wartości - ludzie cię lubią, więc musisz być równy gość. Gówno prawda. Można byc chujem i mieć dużo "przyjaciół", a można być samotnikiem i być kimś wartościowym i na odwrót. To wszystko sa kwestie umowne, zalezne od tego, komu i jak wiatr zawieje.
  16. Ja też jestem podobno aspołeczna i socjopatyczna. Ileż ja bym dała żeby być socjopatką! To, że nie mam ochoty robić za maskotkę dla bandy fałszywych i plotkujących debili jeszcze nie oznacza, że jestem aspołeczna. Dlatego w pracy - totalna alienacja i ograniczenie jakichkolwiek kontaktów do WYŁĄCZNIE służbowych. Zarówno w jednej jak i drugiej pracy. Żadnych piwek, wódeczek, kajaczków - NIC. Więc pewnie z ich punktu widzenia jestem aspołeczna, ale mam to głęboko w dupie (socjopatia). Szkoda tylko, że do tego kółeczka wzajemnej adoracji nigdy nie dotrze co jest powodem jawnej niechęci do nich, w końcu tylko jedna osoba się wyłamuje więc to z nią jest coś nie tak, bo oni są przecież cool . Tak więc, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Po stokroć wolę spędzić wieczór gdziekolwiek indziej, nawet w samotności niż w ich towarzystwie. Poza tym bardziej ludzie, którzy panicznie boją się samotności są zaburzeni niż ci, którzy wolą swoje towarzystwo od byle kogo.
  17. A może coś więcej napisz o tym bracie? Kiedy dokładnie złapała go ta depresja?
  18. silence_sadness od jakiegoś czasu dosłownie codziennie zdarzają mi się jakieś nieszczęścia więc biorę to za pewnik, a nie przejaw negatywnego myślenia. Taki element życia.
  19. Witam wszystkich w ten piękny, poniedziałkowy poranek. Czym życie mnie dzisiaj zaskoczy? No dalej, dalej, niech kopie leżącego!
  20. kamilek 333 nie ćpaj chłopcze, to po pierwsze, a po drugie - co pewnie bardzo Cię zaboli - nie da się nikogo zmusić do miłości. Skoro dziewczyna Cię nie chce, musisz to przełknąć, doskonale wiem jak się czujesz, bo ja też kiedyś chciałam się zabić przez to, że zostawił mnie facet. Nie ma nic gorszego niż branie kogoś na litość. Ja też słyszałam teksty typu "gdyby nie to czy tamto to byśmy dalej byli razem", a to nic innego jak poniżające zrzucanie winy na kogoś innego. Dzisiaj wiem, że kiedy ktoś bardzo chce zrzucić na nas winę, sam czuje się winny, a cierpienie za to chce zrzucić na nas.
  21. zmęczona_wszystkim co rozumiesz poprzez chemię?
  22. Schwarzi nie jestem pewna czy to spoglądanie w głąb siebie. Nie trzeba być hiperinteligentnym żeby widzieć jakie akcje budzą reakcje wśród ludzi. Co z tego, że ja wiem, że pewność siebie to +90 do załatwienia wielu spraw skoro nie potrafię jej z siebie wykrzesać? Co z tego, że wiem, że szczerość na terapii to +99 do udanego leczenia skoro czuję wiele blokad? Co z tego, ze wiem, że stanowczość i zręczne manipulowanie wieloma osobami przyniesie mi korzyści skoro tego nie potrafię? Świadomość wielu cech jeszcze nie oznacza, że potrafimy ich użyć oraz, co chyba najważniejsze w tym problemie pozwala nam na to sumienie, czyli coś, czego socjopaci nie mają.
  23. jetodik tak właśnie, boję się że jego osąd mojej oceny będzie identyczny z osądem innych ludzi, czyli jestem beznadziejna i do niczego się nie nadaję. Kestrel ja wiem, że różne kwiatki chodzą, ale ten właśnie lęk przed usłyszeniem prawdy mnie blokuje. Poza tym moje problemy zawsze były wyśmiewane, więc kiedy jestem w gabinecie wydają mi się one jeszcze bardziej dziecinne. khaleesi ja wiem, ze on od tego jest, ale wstyd jest silniejszy. Nie potrafię Ci wyjaśnić mojego sposobu postrzegania, ciężko to ująć w kilku słowach.
×