Skocz do zawartości
Nerwica.com

MalaMi1001

Użytkownik
  • Postów

    1 935
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez MalaMi1001

  1. ladywind z tego co wiem w tym szpitalu nie ma takiej terapii, wszyscy jadą w nurcie ericksonowskim. Na prywatną terapię w takiej częstości jakiej potrzebuję mnie nie stać, a w ośrodku do którego chodziłam wcześniej przez 3 lata terapia była raz w miesiącu, czasami nawet rzadziej, nawet do psychiatry ciężko było się dostać kiedy brakowało leków. To nie jest tak, że ja nie widzę potrzeby się zmieniać. Inaczej nie poszłabym na terapię. Ale ja nie rozumiem dlaczego ludzie ode mnie uciekają, jaka cecha jest aż tak odpychająca, co to znaczy że jestem aspołeczna? Bo nie jestem jak typowa kobieta i nie muszę być w centrum uwagi, nie rozmawiam o kosmetykach, ciuchach, nie opowiadam o sobie dopóki nie zaufam komuś? Przecież to śmieszne. Milczę dlatego, bo nikogo nie obchodzi co ja myślę i czuję, więc po co się wysilać? W takiej konfiguracji nie uważam żebym potrzebowała zmian, więc coś innego jest ze mną nie tak. Ale nie potrafię dojść co. Chodzę na terapię już 4 miesiące i niczego się nie dowiedziałam. Oprócz paru rzeczy, o ktorych faktycznie nie miałam pojęcia, ale nie mają one jakiegoś kluczowego znaczenia.
  2. ladywind ale ja nie wiem co mam. Zdiagnozowaną mam dystymię, nie sądzę żebym miała osobowość schizoidalną. Kiedy opowiadam o faktach ze swojego życia nie czuję nic, zupełna obojetność, tak było i koniec, suchy fakt. Przecież nie zmienię tego co było. Ja chciałabym wyjść do ludzi, ale ciągle mnie odtrącają przez to jaka jestem, a ja chyba nie chcę się zmienić, nie widzę w sobie nic aż tak złego, żeby wciąż być odrzucaną i poniżaną.
  3. Zamierzam, przecież nie można tkwić w takim bagnie. Ale ja chodzę na terapię w nurcie ericksonowskim i po wczorajszej sesji tak się źle czuję. To że o tym wszystkim opowiadam terapeucie nie przynosi mi żadnej ulgi, jest wręcz odwrotnie. Wczoraj doszliśmy do wniosku, że być może ja świadomie dążę ku depresji, ponieważ to jest stan, który znam najlepiej i czuje się w nim bezpiecznie. Nie wiem, być może tak jest.
  4. Ja normalna nie jestem, ale może przynajmniej będę się jakoś względnie czuć. Teraz mam wrażenie, że wszyscy dookoła tylko mnie obserwują i myślą, że jestem pustą, głupią cipą, że rozmawiają o mnie i się śmieją, że taki życiowy niedorób chodzi po ziemi. Nie mogę się doczekać kiedy wreszcie zamknę się na 4 spusty w moim pustym mieszkaniu i ucieknę od nich wszystkich.
  5. Divinity nie będzie tak łatwo. Ja już powoli zaczynam się godzić ze wszystkim, z tym jaka jestem i jak odbierają mnie ludzie. Nawet mój terapeuta nie chce powiedzieć jak mnie odbiera, może boi się, że przez to co ma do powiedzenia zrani mnie jeszcze bardziej. Trudno. Taka się urodziłam i muszę z tym żyć. Wiem też, że taka fascynacja jak ostatnia już mi się nigdy nie przytrafi, za trzeźwo teraz myślę żeby pozwolić sobie na coś takiego.
  6. renee.madison terapia mnie tak wykańcza. Coraz bardziej daje mi do zrozumienia, że jestem beznadziejna. Nie chcę się tak czuć. Miansę dzisiaj podniosłam o 10mg, a do psychiatry nie mam żadnego kontaktu. Chyba przejdę się na wizytę.
  7. Co myślicie gdybym sobie zwiększyła sertralinę do 150mg (biorę 100mg), rebokestynę do8mg (biorę 4mg) i mianserynę do 40mg (dzisiaj wzięłam 30mg, brałam 20mg). Nie jestem w stanie dłużej znieść tego stanu.
  8. MalaMi1001

    zadajesz pytanie

    Nic. Czy kiedyś będę normalna?
  9. MalaMi1001

    Wyparcie

    cossette wiem doskonale o czym mówisz. Ja jestem tak beznadziejna, że mój terapeuta 2 sesje jawnie unika odpowiedzi na pytanie, które sam postawił "jak mnie odbiera". Widocznie jest to coś takiego, czego nie chce usłyszeć, jestem tak beznadziejna, moje problemy są pewnie wyolbrzymione, z lenistwa wymyślam sobie pewnie problemy żeby zwrócić na siebie uwagę. Jestem nikim. Nie mam żadnych wartości, niczego nie potrafię, nie umiem żyć z ludźmi, wszyscy mają rację, że kopią mnie w dupę. Nie zasługuję na życie, powinien je dostac ktoś kto byłby normalny. Dzisiaj na sesji poruszyłam przypadkiem temat tego, że mojej matce ze względu na zdrowie lekarz proponował aborcję, ale ojciec się nie zgodził. Kurwa! Nawet jak byłam jeszcze nic nie czującym bytem chciano mnie z tego świata wykopać! I mięli rację! Czuję się jak cholerny pomiot, nic nie znaczący śmieć który na ulicy każdy może kopnąć, pobawić się i zaraz zapominając zająć się czymś innym. Ja po prostu jestem bez znaczenia.
  10. Na mnie terapia działa dziwnie. Nie sądzę, że uda mi się przekonać sama siebie do tego, że kogokolwiek interesuje moje zdanie, moje myśli i co najważniejsze moje uczucia. Nie wystarczy jedno zdanie terapeuty, że jego to obchodzi. Obchodzi go bo to jego praca, cała reszta świata ma to głęboko w doopie. Więc skoro ja to widzę czarno na białym to mam się siłą zmuszać do uwierzenia w coś co nie istnieje? Moje życiowe doświadczenie jest tutaj podstawą. Taka już jestem i co mam z tym zrobić? Chyba tylko nauczyć się z tym żyć. Wiem już jak ludzie mnie odbierają, wiem dlaczego i co? Mam się zmuszać do wszystkiego żeby innym było ze mną dobrze? A gdzie w tym wszystkim jestem ja? Chyba jednak wcale nie chodziło mi o to, żeby ludzie przestali ode mnie uciekać. Lubie być chłodna, niedostępna, wtedy nikt niczego ode mnie nie chce. Wtedy przynajmniej nie reaguję na wytykanie mi błędów płaczem, nie ośmieszam się, nie jest mi wstyd. Pamiętam to z dzieciństwa. Strach przed obroną samej siebie i to przerażające uczucie odrzucenia. I płacz, którego nie można pohamować. Teraz przynajmniej nie czuję tego bólu tak często, bo znikomej liczbie osób udaje się do mnie zbliżyć. Więc jest w sumie nad czym pracować?
  11. Trafne pytanie, zważywszy na moją obecną sytuację. Nawet muszę dzisiaj o swoich przemyśleniach powiedzieć dzisiaj na terapii (tak, tak, otworzyłam się, przestaję się wstydzić, jestem z tego dumna 4 miesiące mi zajęły, żeby temu panu zaufać ) Ostatnia moja znajomość wyglądała z mojej strony tak, że wewnętrznie gdzieś czułam, że to nie wypali. To była wręcz pewność, że tak będzie. A ponieważ od dawna o tym marzyłam postanowiłam dać szansę "odwrotności" moich przeczuć z nadzieją, że się nie sprawdzą. Jednak gdzieś w głowie kołatała ciągle myśl, że to się za chwilę skończy, że będzie bolało. I chyba miałam gdzieś po cichu nadzieję, że skończy się za chwilę, a ja będę mogła się szybciutko pozbierać i iść dalej. I miałam rację, skonczyło się szybciej niż przewidywałam, bolało i boli nadal, ale poczułam ulgę. Że oto już teraz mogę zacząć proces "zdrowienia", nieprzyjemna rozmowa jest już za mną, za mną nagłe poczucie nienawiści do siebie, że jestem beznadziejna, po prostu za mną to, co i tak miało się stać. Teraz już nie zamierzam tak nigdy załatwiać sprawy, nie zamierzam wchodzić w żadną relację, bo zawsze znajdzie sie inna, LEPSZA, z którą "przegram" wyścig o tytuł królowej czyjegoś serca.
  12. miko84 brałam wenlafaksyne, fluoksetynę, escitalopram, trazodon. Próbowałam też miksu moklobemid+fluoksetyna, ale wytrzymałam 2 dni. Teraz jade na 100mg sertraliny + 4mg reboksetyny + 20mg mianseryny.
  13. Gratuluję i zazdroszczę. Ja już nigdy nie dopuszczę do siebie nikogo, to za bardzo boli. Nie mam siły szamotać się z samą sobą, to jest męczące, potem trzeba znów sie podnosić, trwa to długo. W samotności czuje się przynajmniej bezpiecznie, chociaż i ona czasami boli. Ale poczucie bezpieczeństwa jest najważniejsze.
  14. Największą ściemą jaką w życiu słyszałam to to, że dobro i zło do ludzi wracają, nie dziś, nie jutro, to za 10, 20 lat, ale wszystko wróci. Goowno prawda. Ludzie, którzy z uśmiechem na ryju zniszczyli mnie żyją dziś jak pączki w maśle, a ja gniję w mózgowej papce, którą mi zgotowali i nie jestem w stanie normalnie żyć. Musze chodzić na terapię i łykać prochy, zaczynać swoje życie od nowa w wieku 27 lat. Koorva, przecież jest już za późno. Taka więc to życiowa prawda.
  15. A ja się zastanawiam nad pieprznięciem tych wszystkich leków w piz*u. I tak goowno dają, przez moment było dobrze, mianseryna wyregulowała sen, a poza tym wielkie nic. NIC SIĘ CHOLERA NIE ZMIENIŁO. Teraz chyba mogę tylko liczyć na pranie mózgu przez mojego terapeutę, chociaż uświadomienie problemu dało mi tylko pozorne poczucie szczęścia. Dziś jest jak zwykle. Skoro więc nie czuję działania leków, a sertraliny w szczególności to po co truć wątrobę, nerki, serce?
  16. Wszystko da się wszędzie ukryć tylko trzeba wiedzieć jak i gdzie. Blade masz pojęcie odnośnie tematu, bo podobne historyjki można przeczytać w "Życiu na gorąco" albo innym ckliwym piśmidle. Jak nie wiesz jak korzystać z dobrodziejstw technologii i jak chronić swoją prywatność,a nie godzisz się na życie w globalnej wiosce, gdzie wszyscy o wszystkich chcą wszystko wiedzieć to z niej nie korzystaj. To jest korva tak proste jak konstrukcja cepa.
  17. Ja nie zrobiłam ani jednego kroku naprzód. Jak na razie robię milowe kroki do tyłu. Wiem z czym mam problemy i mam tą cudowną świadomość, że osobowości zmienić się nie da. Grzebanie w przeszłości, wywlekanie najgorszych wspomnień nic nie daje, bo człowiek zaburzony potrzebuje sposobów jak radzić sobie z samym sobą TERAZ, a nie cofać się 10 lat wstecz i przeżywać syf od nowa. Co zmieni fakt, że poryczę się u terapeuty, bo jest mi źle i on mi powie dlaczego jest mi źle, skoro nie zacznę się czuć lepiej? No nic.
  18. Piszesz tak, że za nic nie idzie się domyśleć o co ci chodzi. Więc wg ciebie MDMA uwalnia serotoninę czy nie? Bo jakoś wszelkie badania na ten temat wykazują, że właśnie ją uwalnia i euforia jest nie z tej ziemi. Nie wierzysz ? Sprawdź. Gdyby to było tak kurva mać proste po jednej tabletce ibupromu powinien mi przejść zajebisty ból zęba, bo przecież "zawsze działał", a zeżarłam 6 tabletek i noc miałam z głowy. Więc generalnie żadne leki nie są potrzebne skoro można leczyć cukrowymi dropsami i mają taką super skuteczność, jeśli tylko wmówi się delikwentowi, że to magiczna pigułka. Idź to powiedz umierającym na raka na najbliższym oddziale onkologicznym. Różnica jest taka, że antybiotyki niszczą ŹRÓDŁO choroby, a nifuroksazyd, ibuprofen, morfina, kwas salicylowy i wszelkie inne NIE NISZCZĄ ŹRÓDŁA CHOROBY, które w wielu wypadkach jest zupełnie nieznane. Przykład głupiej aspiryny, która działa przeciwbólowo i przeciwzapalnie - łykasz i ból przechodzi, stan zapalny znika, ale jaka jest przyczyna dolegliwości? Nie wiesz Więc niszczysz objaw, a nie jego przyczyne. To takie trudne? Poza tym nie jest to zaprzeczanie osiągnięciom medycyny. Gdyby nie leki na rozrzedzenie krwi mój ojciec dawno by nie żył, co nie zmienia faktu, że będzie te leki żarł już do śmierci, bo nie są w stanie usunąć źródła choroby. Przyczyny wielu odmian białaczek są dotąd nie poznane, co nie oznacza, że ludzie nie są z powodzeniem leczeni, nie zmienia to faktu, że często niestety nawet przeszczep szpiku kostnego za jakiś okres czasu kupę daję, bo białaczka wraca i pacjent umiera. Usunięciem źródła choroby jest dla mnie np. operacja zastawki serca, coś się zrąbało, wymieniamy i śmiga. Leki nie są w stanie tego zrobić. To się jeszcze okaże, bo jak na razie idea szczytna, a dowodów brak, konsekwencje mieszania w ludzkim genomie nieznane. Obawiam się, że to stanowczo dalsza przyszłość. Długo, co nie znaczy, że na stałe. Proste. Poza tym jednorazowy epizod depresyjny dotyczy znikomej liczby osób i jest raczej skutkiem przeciążenia organizmu, niż długotrwałych zaburzeń o nieznanej etiologii. Tak jak mówię, przejdź się na najbliższy oddział onkologii, podaj ludziom cukrową tabletkę mówiąc, że to tybetański eliksir i jutro będą zdrowi i żyj w blasku fleszy.
  19. Mam podobnie. Jestem po prostu popieprzona. Do takiego wniosku doszłam. Już sama nie wiem jaka jestem.
  20. MalaMi1001

    Słodycze.

    A ja kocham słodycze od czasu kiedy zaczęłam brać mianserynę Och, jakże one smakują, jak ambrozja! Wcześniej mogły nie istnieć, a teraz? Szkoda gadać... Opycham się jak prosiak
  21. A mnie to przypomina schizofrenię. Brak spójności myśli, derealizacja, depersonalizacja, problemy z mową i pisaniem i ogólnie to co opisujesz bardzo przypomina zjawisko oddzielenia Ciebie (jako osoby świadomej, że coś np. myślisz i to robisz) od bodźców ciała (robisz coś, co pozostaje poza Twoją świadomością). Mojej koleżanki z pracy brat miał tak, że wracał z Izraela do Polski samolotem i miał przesiadkę w Pradze. Na lotnisku w Pradze wysiadł z samolotu, wziął taksówkę i kazał taksówkarzowi wozić się dookoła lotniska. Po jakiejś godzinie taksiarz kapnął się, że z facetem jest coś nie tak i zadzwonił po pogotowie. Trzy dni później koleżanka dostała telefon z ambasady, że jej brat jest psychiatryku w Pradze. Najlepsze jest to, że on pamieta wszystko co się działo, ale nie ma bladego pojęcia po co to robił, czy miał jakiś cel, o co mogło mu chodzić, to się po prostu działo i tyle. Sam nie potrafi tego dokładnie opisać. W każdym razie to mi się nasunęło jak przeczytałam Twój post. Jest jeszcze opcja, nie wiem która gorsza, że masz coś biologicznie z mózgiem (guz, krwiak, tętniak). Ja na Twoim miejscu udałabym się do szpitala symulując coś, żeby jak najszybciej zrobili tomograf lub rezonans. U mojej znajomej tak się zaczynało zanim po ponad roku wykryto u niej guza w przysadce mózgowej. Nikt się w naszej zajebistej Polsce nie domyślił, że problemy z pamięcią przypominające Alzheimera, chroniczne bóle głowy i "połowy twarzy" u 29 latki to nie hipochondria, ale właśnie guz. Smutne, ale prawdziwe. Ja bym nie zwlekała.
  22. Wybacz Candy, ale jak czytam takie zdanie, aż mnie krew zalewa Czy dziecko albo 17letnia dziewczyna czy nawet 30telnia babka może NIE POZWOLIĆ na przemoc seksualną? Przemyślałaś może to zdanie czy jako wielbicielka leku na całe zło czyli psychoterapii z góry zakładasz, że to musi mieć jakieś źródło? To ja ci powiem jakie jest źródło - STRACH. Strach przed dostaniem w łeb od "ukochanego", strach przed targaniem za włosy i bezdusznym rżnięciem do nieprzytomności aż w końcu strach przed bólem. A wiesz gdzie ten owy strach ma źródło? Jeszcze w czasach prehistorycznych! To jest naturalny instynkt, który dała nam natura. Poza tym wszystkie te wasze rady terapii, jako cudownego leku, który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przegania wszystkie złe wspomnienia i naprawia psychikę jak mechanik samochód możecie sobie między bajki wsadzić. Gówno za przeproszeniem dało mi poznanie źródła mojego zaburzenia, bo niczego to w moim życiu nie zmieniło. Czasu cofnąć się NIE DA, a wybaczenie oprawcy, wybaczenie sobie i wszystkiemu dookoła i pogodzenie się z tym co było to tylko 1/100 sukcesu, bo pozostają jeszcze mechanizmy utrwalane przez lata, których wielu zmienić się nie da mimo najszczerszych chęci, a próba "pracowania" nad tym sprawia tylko ból i nic więcej. To, że tobie pomogło wygadanie się przed terapeutą nie oznacza, że każdemu pomoże. I nie ma tu nic do rzeczy fakt, że ktoś jest gotowy na terapię czy nie. Nie każdemu wyduszenie z siebie wszystkiego przynosi ulgę, dla wielu niczego to nie zmienia. Ja byłam gotowa na terapię, poszłam tam po raz kolejny z wielką nadzieją, a gadać sobie mogę nawet przez lata, jeśli słuchającemu się to nie znudzi, a dla mnie niczego to nowego nie wnosi. I takich ludzi jest chyba znacznie więcej niż tych, którym terapia pomogła, patrząc na liczbę osób, które raz na zawsze wychodzą z zaburzeń i chorób.
  23. Rany, jakbym czytała o sobie Nieprawdopodobne, jesteś moim klonem? Poradziłabym Ci coś jak doszło do mojej przemiany, ale nie jestem w stanie, ponieważ nie wiem jak do tego doszło. W każdym razie to długotrwały proces, bolesny, pełen porażek. Ale uważam, że udało mi się mnóstwo osiągnąć. Czas pokaże czy to jest dla mnie dobre, ale myślę, że tak.
×