-
Postów
4 076 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez take
-
Mi to wygląda raczej na jakiś rodzaj zespołu Aspergera, nie na zaburzenie osobowości. Czy twoje nasilone zainteresowania przeszkadzają ci w zajmowaniu się czynnościami, które ich nie dotyczą (np. pracą, uczeniem się tego, co nie jest dla ciebie interesujące)? Czy masz problemy z komunikacją niewerbalną (np. brak czy słaby kontakt wzrokowy, nieadekwatna mimika i postawa ciała, problemy z dystansami interpersonalnymi, robienie "głupich" min)? Czy masz jakieś nietypowe "odruchy" (np. kołysanie się, trzepotanie rękami, wykręcanie czy wyłamywanie palców, wymachiwanie rękami, klaskanie, klepanie się po udach) lub zachowania takie jak częste chodzenie bez celu (zwłaszcza z towarzyszącym pobudzeniem, raczej przyjemnym i skłonnością do fantazjowania przy tym), podskakiwanie bądź przeskakiwanie nad czymś lub chęć na nie, "manipulowanie" przedmiotami w dłoniach (może to być np. bilet czy "zatyczka" od długopisu, ale może też być to coś miękkiego i plastycznego, np. guma, kawałek plasteliny), czy nawet zdrapywanie czegoś z ciała (np. łupieżu, wyraźnie nieestetycznie wyglądający zwyczaj)? Czy jesteś nadwrażliwy lub niedowrażliwy na pewne bodźce zmysłowe (np. temperaturę wody, fakturę ubrań, smak pokarmów, zapach, zastrzyki, (jasne) światło, dotyk własnego ciała przez kogoś innego), czy za dużo bodźców zmysłowych wywołuje u ciebie przeciążenie czy przeładowanie?
-
Faceci którzy nigdy nie byli w związku i prawiczki. Szanse ?
take odpowiedział(a) na d65000 temat w Seksuologia
Nawet bardziej się nie nadaję na zakonnika czy mnicha (bądź duchownego), niż na małżonka. Czystość seksualna NIE jest tylko dla osób konsekrowanych i duchownych. -
Ja i teraz pewne psy mogę bardzo lubić (niektóre są słodziutkie). W moim przypadku psa w domu ("na stałe") nie było. Teraz nie lubię zdecydowanie tego, gdy kot wchodzi do domu (zwłaszcza do pokoi czy przedpokoju), bo może coś szkodliwego przynieść ze sobą. Na pewno nie chciałbym, aby przebywał u mnie na łóżku.
-
O myślach samobójczych należy mówić na spowiedzi, ale to nie oznacza, że zawsze są one grzechem. Przez powiedzenie o nich spowiednik ma lepszy ogląd sytuacji penitenta mającego tego rodzaju myśli, dzięki temu może się dowiedzieć, że spowiadający się ma poważne problemy i lepiej nim pokierować. Myśli samobójcze mogą być nie grzechem, a objawem choroby, pokusą, formą kuszenia przez złe duchy czy dręczenia przez nie.
-
Faceci którzy nigdy nie byli w związku i prawiczki. Szanse ?
take odpowiedział(a) na d65000 temat w Seksuologia
Ja się i tak nie nadaję do tego, aby mieć sympatię, zawrzeć związek małżeński, spłodzić potomstwo, założyć rodzinę. Mogę mieć przyjaciół, ale nie "dziewczyny" czy żonę lub dzieci. Taka osoba jak ja nie nadaje się do małżeństwa. Poza tym nastawienie mojej natury do małżeństwa też jest nie na miejscu. "Seksu" nie akceptuję. I tak mam nienormalne preferencje seksualne, więc normalne pożycie nie jest dla mojej natury najatrakcyjniejsze. Moje zdolności przystosowawcze nie wyglądają dobrze, nawet dbanie o swoje ubrania czy mycie się jest dla mnie czymś nie takim łatwym czy problematycznym (np. przez niewygodę zmysłową), więc celibat do końca życia raczej na pewno jest moim powołaniem. Sam z sobą mam problem, więc co dopiero mówić o dbaniu o żonę czy potomstwo? Potrzebna jest takie dostosowanie aktywności, które sprawi, że celibat, bezżenność nie będą dla mnie dokuczliwe i nie będą "podcinać mi skrzydeł". -
Zgadzam się. To pokusa, trudność czy nawet cierpienie. "Okrutnie" wygląda obwinianie, "dawanie" kolejnego grzechu osobie, która jest przez to dręczona!!!
-
Tak. Ale pamiętaj, że każdy grzech ma swoje pochodzenie. Jesli masz/miałeś myśli samobójcze (o patrz, przypomniałeś mi), to ktoś za Twój stan odpowiada, że one się pojawiają. Nie jesteś jedynym za to odpowiedzialnym, ale tylko Ty możesz się od tego uwolnić. Myśli samobójcze same w sobie to pokusy, a nie grzech. To, że kogoś dręczą takie trudności (spowodowane np. zaburzeniami psychicznymi czy ingerencją szatana) nie oznacza, że ktoś ma grzech z powodu doświadczania takich myśli!
-
Błąd w wyliczeniu wyrazu nr 10. Powinien to być ciąg: 54, 108, 216. Jest on geometryczny. Wyraz nr 12: -87, -174, -348 też jest ciągiem geometrycznym. Wyraz nr 13: 141, 282, 564 jest ciągiem geometryczynym, tak jak wyraz nr 14: -228, -456, -912. Suma cyfr w każdej liczbie stanowiącej element któregoś wyrazu z tej serii musi wynosić 3, co świadczy o jej podzielności przez 3. Liczba 55 nie jest podzielna przez 3, liczba 110 nie jest podzielna przez 3. A ów ciąg zdaje się być nieskończony...
-
Dzisiaj zauważyłem, że istnieje taki "ciąg" ciągów geometrycznych, jak ten z poprzedniego postu. Co ciekawe, kiedy zapisywałem ciąg na początku, był on dłuższy, może nawet byłby nieskończony. Pojawił się błąd, który... sprawił wrażenie, że ciąg może być nieskończony. Jako dziewiąty wyraz obliczyłem ciąg z liczb -3, -6, -12 (zamiast działań: 9-(-12), 18-(-24), 36-(-48), wykonałem działania: 3-12, 6-24, 12-48). Dziesiątym wyrazem był ciąg: -9, -18, -36. Jedenastym - ciąg: 6, 12, 24. Dwunastym ciąg: -15, -30, -60. Trzynastym ciąg: 21, 42, 84. Czternastym ciąg: -36, -72, -144. Piętnastym ciąg: 57, 114, 228. Szesnastym ciąg: -93, -186, -372. Siedemnastym byłby ciąg: 150, 300, 600, a osiemnastym - ciąg: -243, -486, -972. Seria wyglądałaby tak: 1. 21, 42, 84 2. 12, 42, 48 3. 9, 18, 36 4. 3, 6, 12 5. 6, 12, 24 6. -3, -6, -12 7. 9, 18, 36 8. -12, -24, -48 9. -3, -6, -12 10. -9, -18, -36 11. 6, 12, 24 12. -15, -30, -60 13. 21, 42, 84 14. -36, -72, -144 15. 57, 114, 228 16. -93, -186, -372 17. 150, 300, 600 18. -243, -486, -972
-
Seria ciągów geometrycznych bazująca na 21, 42 i 84 (na ciąg 21, 42, 84 użyłem dziś określenia "cudowny ciąg"): 1. 21, 42, 84 - ciąg geometryczny 2. 12, 42, 48 (odwrócenie cyfr w pierwszym ciągu) - - ciąg geometryczny 3. 9, 18, 36 ("<1. - 2.>" kolejne wyrazy drugiego ciągu odejmowane od kolejnych wyrazów pierwszego ciągu) - ciąg geometryczny 4. 3, 6, 12 ("<2. - 3.>", kolejne wyrazy trzeciego ciągu odejmowane od kolejnych wyrazów drugiego ciągu) - ciąg geometryczny 5. 6, 12, 24 ("<3. - 4.>", kolejne wyrazy czwartego ciągu odejmowane od kolejnych wyrazów trzeciego ciągu) - ciąg geometryczny 6. -3, -6, -12 ("<4. - 5.>", kolejne wyrazy piątego ciągu odejmowane od kolejnych wyrazów czwartego ciągu - ciąg geometryczny 7. 9, 18, 36 ("<5. - 6.>", kolejne wyrazy szóstego ciągu odejmowane od kolejnych wyrazów piątego ciągu) - ciąg geometryczny 8. -12, -24, -48 ("<6. - 7.>", kolejne wyrazy siódmego ciągu odejmowane od kolejnych wyrazów szóstego ciągu) - ciąg geometryczny 9. 21, 42, 84 ("<7. - 8.>", kolejne wyrazy ósmego ciągu odejmowane od kolejnych wyrazów siódmego ciągu) - ciąg geometryczny 10. -33, -66, -132 ("<8. - 9.>", kolejne wyrazy dziewiątego ciągu odejmowane od kolejnych wyrazów ósmego ciągu) - ciąg geometryczny 11. 55, 110, 216 - "<9. - 10.>", kolejne wyrazy dziesiątego ciągu odejmowane od kolejnych wyrazów dziewiątego ciągu - koniec serii - 216 jest o 4 mniejsze niż 220, które dawałoby i w jedenastym punkcie ciąg geometryczny, 216 =... 6*6*6 - iloczyn trzech szóstek; - trzecia liczba w ciągach od pierwszego do dziesiątego była wynikiem mnożenia pierwszych wyrazów kolejnych ciągów przez 4; - wśród dziesiąciu ciągów w serii dwa są identyczne - pierwszy i dziewiąty (21, 42, 84) i trzeci i siódmy (9, 18, 36), średnia artymetyczna trzech wyrazów ciągu geometrycznego z liczb 21, 42, 84 wynosi 49 (7*7), a średnia arytmetyczna trzech wyrazów ciągu geometrycznego utworzonego z liczb 9, 18, 36 wynosi 21 (7*3))
-
Ciągle mam ""urojenia" posłannicze, odniesienia czy nawet wielkościowe", ustawiczną podejrzliwość, załamanie linii życiowej, zaabsorbowanie kwestiami "posłanniczo-odniesieniowymi" z "domieszkami" "prześladowczymi" czy "wielkościowymi", problemy z podejmowaniem decyzji, "apatyczność", dziwaczność myśli i zachowań. Problemy religijne i autyzm mogły "wywołać u mnie psychozę" (a może raczej sam ten mój autyzm był rodzajem schizofrenii). Posiadanie sympatii, zawarcie związku małżeńskiego, prokreacja i rodzicielstwo w moim przypadku, z logicznego punktu widzenia, odpada. Ale tych koincydencji samych w sobie za objaw psychozy nie uznaję. Te koincydencję mogą mi "przypominać matrioszki" - okazuje się, że przez jedną koincydencję jest następna, po czym okazuje się, że przez tą jest następna, a przez tę następną - następna (koincydencje z Aspijkami z jesieni 2014 r. - potem koincydencja przez wizyty u psychiatry w okresie studiowania po początku koincydencji we wrześniu 2014 - potem skojarzenie tych koincydencji z koincydencją z 18.12.2015). Mam myśli, że nic dziwnego, że coś takiego się ze mną stało, bo "przerażenie religijne" bardzo mocno zadziałało na moją psychikę. A z tym 21.7 i F84.5, F42.2, F21 to ciekawa sprawa, bo liczby 21, 42, 84 tworzą "piękny" ciąg geometryczny. Diagnozy z kategorii: F21, F42 i F84 na jednej kartce dostałem 28.4.2015, następna wizyta była 21.7.2015, a poprzednia - 27.1.2015. Zamieniając miejscami cyfry w każdej z tych trzech liczb otrzymujemy: 12, 24, 48, czyli... kolejny ciąg geometryczny (o sumie 84 i średniej arytmetycznej 28...). Różnice między liczbami z ciągu 12, 24, 48... też tworzą ciąg geometryczny (21-12 = 9, 42-24=18, 84-48=36; ciąg ten to: 9, 18, 36).
-
Dzisiaj byłem u lekarza i przepisano mi Abilify 15 mg na ryczałt (lek kosztował 3,20 zł), na początku (przez kilka dni) zalecono brać pół tabletki a potem całą, a ja się boję skutków ubocznych (np. wymioty, nudności, akatyzja czy coś jeszcze gorszego, jak zwiększenie krzepliwości, udar, niebezpieczne pogorszenie parametrów krwi czy niespodziewana śmierć(!), o której było w ulotce). Nie mówiłem rodzinie o diagnozie schizofrenii i nowym leku. Jeśli lek by nie pomagał (czy przede wszystkim szkodził), to chciałbym oddać go za darmo lekarzowi, aby komuś, komu akurat jest potrzebny, przekazać. -- 04 mar 2016, 16:30 -- Jak dotąd wziąłem dwa razy pół tabletki mającej 15 g (czyli połówka miała ok. 7,5 mg) arypiprazolu. Pół tabletki na dobę. Niestety, chyba doświadczam pewnej akatyzji po tym leku Nie jest jakaś ogromna, ale to, czego obecnie doświadczam, wygląda mi na to. Czuję taki nieprzyjemny "niepokój", utrudniający siedzenie w miejscu i robienie czegokolwiek konstruktywnego Ponoć po jakimś czasie brania leku ten objaw ustępuje, jak gdzieś chyba przeczytałem. Jakby na studiach czy w pracy wystąpił taki objaw, to byłby chyba poważny problem. Teraz "nie mam obowiązków", więc ten dokuczliwy objaw nie przeszkadza aż tak bardzo.
-
Na poprzedniej wizycie u psychiatry (ok. 3 tyg. temu) napisano, że rozpoznanie zasadnicze to schizofrenia paranoidalna (widziałem już kartkę z wizyty). Dziś znowu byłem u lekarza (innej osoby), spytałem o schizofrenię, reakcja tej osoby mówiła, że mam F20, nawet przepisano na ryczałt Abilify 15 mg.
-
Dusza jest stworzona z NICZEGO. To, że Najwyższy stwarza, nie oznacza, że się zmienia. Tak samo oddziaływanie na stworzenie, które ma początek, nie jest Bogiem, jest uczynione przez Niego z niczego, nie oznacza, że Najwyższy się zmienia.
-
Moja natura ma taki problem, że chciałaby, aby wiecznej kary nie było w ogóle, zwłaszcza dla takich jak ja. A to jest wbrew dogmatyce. Bardziej niż sama możliwość wiecznej kary może mnie przerażać to, na czym ona ma polegać i jak łatwo można na nią zasłużyć. Mam kryzys religijny. Nie chcę być heretykiem zaprzeczającym istnieniu Piekła, mimo tego, że ta prawda jest bardzo niewygodna dla mojej natury. Ogólnie "nie radzę sobie w życiu", a sfera religijna jest dla mnie szczególnie problematyczna.
-
- jest niezmienny (gdyby nie był, to byłoby to smutne, do takiego wniosku wystarczy mi logika), nie ma też początku (w przeciwieństwie do wszystkich stworzeń) - Najwyższy jest "Rodzicem" całego stworzenia (bez Niego nie zaistniałoby ono), wpływa na świat stworzony m.in. przez stwarzanie dusz, Opatrzność, łaski - natura Boska nie może cierpieć w ogóle - jest osobowy - ma wolną wolę, zdolność do miłości, "doświadcza" szczęśliwości
-
U mnie w myślach pojawiają się podobne przemyślenia dotyczące religii związane z "buntem" przeciw piekłu, cierpieniu, srogim karom. Od małego byłem nienormalny, mam coś nie w porządku z psychiką. "Nie radzę sobie z rzeczywistością". Chciałbym, aby każdy był zbawiony, bez wyjątku. Moją naturę "oburzają" pewne doktryny obecne w religiach (np. można iść na wieczne potępienie, można cierpieć po śmierci, można być unicestwionym na wieki). Mam skrajnie "wygodnicką" naturę, dla której własna wygoda i własna radość jawią się jako coś bardzo ważnego, a dla której srogie, dotkliwe karanie złoczyńców jawi się jako zło, nienawiść, coś obrzydliwego, zaprzeczenie miłości bezwarunkowej.
-
Mam skrajny konflikt wewnętrzny. Dla biednej natury "tradycyjna teologia" jest "ciężarem nie do uniesienia", od której dostaje "makabrycznego obłędu". Natura niejako "wstawia się za wszystkimi grzesznikami, nawet za Szatanem". Natura jakby "nienawidziła" sprawiedliwej kary Bożej bardziej niż wszelkiego grzechu jako obrazy Stwórcy. Uznaje natura, że żaden grzech nigdy nie powinien zaistnieć. Ale dla niej logiczne jest nawrócenie, nauczenie grzesznika i doprowadzenie go do życia wiecznego w prawdzie, wygodzie i radości, a nie skazywanie go na wieczne potępienie, cierpienie czy unicestwienie. Cierpienie jawi się mentalności jako szczególne zło, które nigdy nie powinno istnieć. Chce amnestii dla WSZYSTKICH grzeszników. Może dla potomstwa Adama i Ewy najbardziej, bardziej niż dla upadłych aniołów. Myślę, że moja wygodnicka natura miała wyraźny wpływ na powstanie czegoś takiego w mojej mentalności. Dla niej powinna być "jakaś granica cierpienia, której nie wolno przekraczać". Stosowanie cierpienia powyżej tej granicy, nawet, gdy ma być to kara sprawiedliwa, jawi się jej jako "czyste zło", a niemalże każde cierpienie fizyczne jawi się dla niej jako "cierpienie powyżej tej granicy". Cierpienie fizyczne jest dla niej jakby analogiem przyjemności seksualnej. Cierpienie fizyczne kojarzy się z zabijaniem, z pozbawianiem życia, a przyjemność seksualna kojarzy się z początkiem życia. I jedno, i drugie, nie powinno istnieć. Przyjemność seksualna działa jak narkotyk, niewłaściwe podejście do seksualności bywa przyczyną wielu nieszczęść, np. mnóstwa aborcji.
-
Na podstawie swoich heretyckich przemyśleń natura może budować "urojenia wielkościowe" mówiące, że jestem posłańcem Stwórcy mającym misję i przeznaczenie, aby zmienić świat na lepsze. Myśli psychiki mówią, że ta zmiana powinna mieć związek z porzuceniem wszelkich "srogich teologii". Dla natury jako logiczne jawi się jedynie to, że wiecznego cierpienia czy wiecznego unicestwienia nie ma w ogóle, a przeznaczeniem każdej istoty są wieczna radość i wieczna wygoda. Chociażby nie wiadomo jakim grzesznikiem była ta istota. Doświadczałem słabości, grzeszności i cierpienia nieraz. Wiem, jak nieprzyjemnie jest cierpieć, choć na tle ogółu ludzkości wydaje mi się, że cierpiałem naprawdę mało. Moja natura dostaje "szału" przeciw "tradycyjnej teologii". Jawi się ona jej jako coś nieopisanie absurdalnego i zaprzeczającego bezinteresownej i warunkowej miłości. Może nawet myśleć, że święci asceci, kapłani, nauczyciele jako ostatni spośród całej ludzkości powinni wejść do Nieba ze względu na ich teologię. Dla nich nierządnice i złodzieje są lepsi (choć nierząd jest czymś bardzo obrzydliwym, kradzież też nie jest dobra). Dla niej większość monoteistycznych poglądów jawi się jako "faryzeizm" ze względu na "srogość teologii". "Srogie teologie" kojarzą się jej z Kartaginą, wielkim miastem starożytnym założonym przez Fenicjan (Kananejczyków), którzy palili dzieci żywcem dla Baala (co kojarzy się z kultem Molocha). Dla niej "srogie teologie" to "Kartagina duchowa". Nawet rzymscy poganie mieli złe zdanie o Kartaginie... Rzymianie, politeiści, spalili ją. Dla niej Kartagina może jawić się jako "typ srogiej teologii".
-
Natura myśli sobie: "będąc wyznawcą tradycyjnej teologii nie można normalnie żyć, można tylko zwariować poważnie". Psychika jako taka odrzuca tradycyjną teologię i jej wizję rzeczywistości, odrzuca ekskluzywizm i zastępuje go ona czymś odwrotnym - teologią powszechnego zbawienia. Odrzuca też rygoryzm, który uznaje za ciężary nie do uniesienia i rodzaj "faryzeizmu systemu". Natura jako taka ewidentnie sprzeciwia się pewnym dogmatom Kościoła Katolickiego - np. o wiecznym potępieniu (na wieczność), o konieczności ochrzczenia w celu uzyskania łaski uświęcającej i możliwości zdobywania zasług. Dla niej może być tak, że niejeden poganin wierzący w bałwany zasługuje na wyższą pozycję w Niebie wiecznym niż niejeden doskonale prawowierny katolik. Dla niej "tradycyjna teologia" może się jawić jako największe zło świata, jako wielki podstęp demonów, który niszczy ludzkość, sieje zło... Natura jako taka na nadzieję, że niewygodne dogmaty są KŁAMSTWEM.
-
Moja natura "fatalnie" znosi nauczanie tradycyjnej teologii, która występuje nie tylko w katolicyzmie, ale na którą można się też natknąć np. wśród muzułmanów czy protestantów. Moja nędzna natura jakby szaleńczo "buntuje się" przeciw niezbadanym wyrokom Najwyższego, które jawią się jej po prostu jako niepojęte zło, coś niewyobrażalnie zaprzeczającego miłości, przede wszystkim tej bezinteresownej i bezwarunkowej, chcącej przede wszystkim dobra, wygody, życia drugiej istoty, a nie czegokolwiek innego. Natura może myśleć, że takie oto idee to owoc doktryn, w których dużo mówi się o bólu i ostatecznym potępieniu i to właśnie te doktryny oskarżać może o powstanie tego typu chorych zjawisk.
-
Ostateczne schizolstwo Ja nie jestem ateistą, ale mam bardzo, bardzo wariackie pokusy mówiące, że tylko ja, tylko moja osoba jest Bogiem, jedyną i wyjątkową Najwyższą Istotą, a wszyscy inni są moimi stworzeniami lub nawet w ogóle nie istnieją, nie mają świadomości. Taka "arcyidiotyczna" idea jest absurdalna i całkowicie bez sensu - ja przecież czyniłem niszczycielskie rzeczy, mam początek, cierpię - a Najwyższy jest bezgrzeszny, bezpoczątkowy i niecierpiętliwy. To takie absurdalne i głupie, ale dobitnie okazuje to, jaki moja natura ma stosunek do rzeczywistości - nie zgadza się z jej trudnymi wymaganiami, dla niej wygoda jest ważniejsza od piękna przekazu. Moje myśli bywają SKRAJNIE wykolejone. Albo już tak "masakrycznie" nie radzi sobie ze sferą religijną, że dostaje OSTATECZNEGO wariactwa. Już gorszego urojenia nie da się znaleźć niż to, że ja, grzeszny i nędzny człowiek, stworzenie mające początek i potrzebujące łaski i miłosierdzia od Jedynego, jest prawdziwym, jedynym Bogiem (w sensie dosłownym). Moja natura zupełnie nie zgadza się z niektórymi treściami obecnymi w religiach. Nawet w dzieciństwie nie byłem ateistą, mimo tego, że byłem niezbyt religijny. Większe praktyki religijne jawią się dla mojej natury jako coś szkodliwego. Problem w tym, że dla mojej natury jako najgorsza istota według religii jawi się nie Szatan, ale... Stwórca. Mnóstwo ambiwalencji i ambisentencji. Nie chcę cierpieć, zwłaszcza po śmierci. Nie chcę nawet, aby innych to spotkało. Dla mojej natury kary piekielne wyglądają na czyste zło, coś obrzydliwego i absurdalnego. Wolałaby, żeby nawet najwięksi grzesznicy żyli w wygodzie i radości przez wieczność nieskończoną!!! Nie chce ŻADNYCH bolesnych kar dla KOGOKOLWIEK! Jakiegoś nieopisanego obłędu dostaję. Tak bardzo nie chcę cierpieć, nie chcę być unicestwiony. Jestem takim nędznym, grzesznym stworzeniem. Natura moja ma duchowość ODWROTNĄ do tej występującej m.in. w katolicyzmie. Ona nie chce kaźni czy śmierci wiecznej dla nawet największego grzesznika, jaki tylko może istnieć! Dla niej wygoda grzesznika WAŻNIEJSZA niż sprawiedliwe ukaranie sprawcy przewinienia. Kary zadawane przez Stwórcę mentalności jawią się GORZEJ wręcz niż wszystkie grzechy całego stworzenia...
-
Faceci którzy nigdy nie byli w związku i prawiczki. Szanse ?
take odpowiedział(a) na d65000 temat w Seksuologia
Czasem zdarza mi się przytulać do babci przez dość długi czas, nie chcę, aby w tym była nieczystość. Na to przytulanie może mieć wpływ coś w rodzaju "jakby dostrzegania Maryi" w niej (jest kobietą). Pojawiają się przy tym też chęci wzięcia babci na kolana. Mam nadzieję, że w tym moim zachowaniu nie ma rozpusty, nieczystości. Kobieta może jawić się mi jako słodkie stworzenie samo w sobie. Na związek małżeński z realną kobietą zdaję się zbytnio nie mieć szans. Moja natura chce widzieć w żonie "jakby żywą przytulankę", w pewnym sensie "żywy wizerunek Maryi". Interesuje ją małżeństwo z kobietą mającą podobne problemy do mnie, nie z inną. Bałbym się mieć potomstwa, w przypadku fizycznego potomstwa ryzyko, że dzieci byłyby inne pod względem psychicznym od większości społeczeństwa, wygląda na bardzo duże. A posiadanie przybranego potomstwa mnie nie interesuje, natura chce mieć albo potomstwo z mojej żony i ze mnie, albo wcale. -
Dziwaczne i nasilone potrzeby płciowe, osobliwe zboczenia
take odpowiedział(a) na take temat w Seksuologia
Dla mnie moje zboczenia są szczególnym wrogiem spośród grzechów nieczystych, bo mam do nich szczególne skłonności. Gdybym im uległ, zwłaszcza przez uczynek, to byłaby to porażka. To, co stanowi dla mojej seksualności tak dużą pokusę (szczególnie ważną rolę zdają się w tym zboczeniu odgrywać bodźce węchowe) pochodzi raczej od bakterii żyjących w dolnej części przewodu pokarmowego (produkujących takie związki, jak np. skatol czy siarkowodór), nie od ciała jako takiego. -
Ja nie przypominam sobie nawet tego, żeby mi zależało na akceptacji przez matkę. Potrzeby adoracji nie przypominam sobie, potrzeby bycia kochanym nie przypominam sobie. Mojej natury to jakby nie obchodzi, od małego. Ten brak potrzeby adoracji to jawi mi się jako pozytywna cecha, bo przynajmniej może ułatwiać bycie pokornym. Brak potrzeby bycia kochanym czy akceptowanym może być jakimś talentem, chociaż wydaje się, że może być szczególnie często spotykany wśród osób z różnymi autyzmami.