Skocz do zawartości
Nerwica.com

take

Użytkownik
  • Postów

    4 068
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez take

  1. Ale ciała też zmartwychwstaną. Jako mężczyźni lub kobiety. Różnica płci NIE jest czymś złym, to przez grzech pierworodny obraz płciowości został tak bardzo wypaczony.
  2. Nieprawda. W Niebie będzie płeć, ale nie będzie pożądliwości, przyjemności seksualnej, zawierania małżeństw, prokreacji. Chrystus zawsze będzie Mężczyzną, a Maryja zawsze będzie kobietą. W Niebie nie ma ani obojniactwa, ani ludzi bezpłciowych. Są kobiety i mężczyźni. Ciała ich będą piękne, niewzbudzające żadnych uczuć "seksualnych".
  3. Dla mnie zdolność odczuwania czy świadomość są tym, co musi wiązać się z posiadaniem duszy (a także z posiadaniem istnienia w nieskończoność), ale niekoniecznie z posiadaniem wolnej woli. Unicestwienie istoty świadomej i odczuwającej dla mnie jawi się po prostu jako nieskończone zło i tyle...
  4. Jeżeli zwierzęta miałyby być unicestwiane, to uważam, że w ogóle nie powinny mieć one świadomości i zdolności odczuwania.
  5. Z dogmatem mówiącym, że zwierzę nie żyje po śmierci, się nie spotkałem.
  6. Dla mnie logiczne jest to, że jeżeli futrzak ma świadomość i zdolność odczuwania, to powinien je mieć także i po śmierci.
  7. Pojedynczy człowiek jest tylko jedną osobą. Chrystus jest tylko jeden. Dlaczego miałby być "obowiązek" stworzenia większej ilości zamieszkałych planet niż jedna? Skoro Wcielony jest jeden, Matuchna jest jedna, to i cywilizacja istot duchowo-cielesnych też powinna być jedna. Inne cywilizacje byłyby "pokrzywdzone" brakiem obecności tak wspaniałych stworzeń jak Ci dwaj Ludzie, Nowy Adam i Nowa Ewa. Myślę, że pierwsze, co "należałoby stworzyć", aby Stworzenie było pięknym dziełem, to ludzka natura Chrystusa, drugie - Matka-Dziewica, trzecie - cała reszta stworzenia (przodkowie Wcielonego i Matuchny, inni ludzie, aniołowie, zwierzęta i niższe formy stworzenia).
  8. Czy Ewa miała pępek? Czy Adam miał? Niektórzy twierdzą, że nie. Ale czy Chrystus (Nowy Adam) i Maryja (Nowa Ewa) mieli pępki? Mam myśli, że jeśli Oni mieli pępki, to Adam i Ewa też powinni mieć, a jeśli Oni nie mieli pępków, to prarodzice też mieć nie powinni. Przypuszczam, że bez grzechu pierworodnego pępowina byłaby niepotrzebna. Wydaje mi się, że przy narodzeniu Maryja i Chrystus nie mieli pępowiny. Myślę, że gdyby nie było grzechu pierworodnego, to dziecię wzrastałoby w łonie matki w sposób nadprzyrodzony, m.in. nie potrzebując pępowiny. Macierzyństwo, prokreacja same w sobie są dla mnie symbolami miłości, czymś pięknym, i uważam, że mogłyby one istnieć i bez "biologii". Spotkałem się także z poglądem, według którego nienarodzone dzieci cierpią cieleśnie w ogniu piekielnym. Na jakiejś obcojęzycznej stronie ktoś nawet uznawał teorię limbus puerorum zawartą w Summie teologicznej za herezję. Moją mentalność tego typu poglądy niesamowicie "oburzają" i "przerażają".
  9. Moja natura pragnęłaby skonsumować małżeństwo z dziewiczą Aspijką. Ten pociąg do płci pięknej u mnie jest "straszny" i dokuczliwy. Dezorganizujący życie. "Bolesny" wewnętrznie. Moja natura ma jakby jakoś dziwnie "rozbudowany" instynkt przedłużenia gatunku. Pociąg do płci pięknej był u mnie ewidentny w dzieciństwie.
  10. Myślę, że spożywanie owoców w Raju miało inny charakter niż teraz. Może owoce tylko wyglądały podobnie do dzisiejszych? Myślę, że materia, która budowała owoce w Raju (podobnie jak i ciała ludzi i zwierząt przed upadkiem) miała inne właściwości. Ludzie mieli inną "naturę" przed grzechem pierworodnym. Nie było tego, co brzydkie i bolesne. Po zjedzeniu owocu zakazanego poznali zło, czyli między innymi brzydotę i ból. Przed grzechem nie było też pociągu płciowego. Myślę, że i akt prokreacyjny małżonków mógł wyglądać zupełnie inaczej, niż obecnie - wierzę, że nie byłoby np. mnóstwa plemników przekazywanych przez mężczyznę do ciała kobiety (po co mężczyzna miałby produkować miliony komórek rozrodczych, skoro jeden wystarczy, aby począć nowe życie)? "Seksu" w ogóle by nie było (tak samo nie byłoby atrakcyjności seksualnej, pożądliwości, przyjemności seksualnej, miesiączki i polucji). Akt małżeński mógł w ogóle nie wiązać się z nasieniem, z przekazywaniem genów. Sam akt prokreacyjny małżonków jest czymś świętym, pięknym i "symbolicznym duchowo". Wymaga kontaktu cielesnego obojga współmałżonków. Bez grzechu prokreacja byłaby niepokalana. Akt małżeński mógł polegać na ściskaniu się małżonków w nadprzyrodzonej ekstazie, w wyniku którego to aktu zawsze dochodziłoby do poczęcia. Wierzę, że Chrystus i Maryja nie wydalali moczu, kału, gazów jelitowych. Nie mogli się też zestarzeć, ich ciała nie mogły wydawać nieprzyjemnego zapachu, który jest szpetnością, "zmysłowym symbolem grzechu".
  11. Zgadzam się. Przed grzechem pierworodnym świat funkcjonować musiał w sposób nadprzyrodzony, a nie zgodnie z dzisiejszymi prawami biologii. Uważam, że w ciałach Adama i Ewy przed upadkiem w ogóle nie było bakterii. Nie było w ich ciałach produkcji gazów jelitowych czy kału. Gdyby nie zgrzeszyli, to nie starzeliby się (starzenie się ciała to też coś brzydkiego, jakby rodzaj choroby, niedomagania) i nie umarliby. Starzenie się czy wydalanie to ogólnie brzydkie rzeczy, nieestetyczne.
  12. Ja nie mam myśli samobójczych, samobójstwo jest bez sensu. Ja nie chcę widzieć w pracy źródła utrzymania się przez tyranie, chcę widzieć w tym coś lepszego, nie coś, co "trzeba robić, by przeżyć". Takie podejście do pracy może czynić człowieka nieszczęśliwym... Ja mam "beztroską" naturę, w rywalizacji o zarobki nie mam jakichś szczególnych atutów, ale raczej "antyatuty" przez swoją nienormalność.
  13. Ale jeśli chodzi o zarabianie pieniędzy jestem "noga" jak dotąd. Nie widzę u siebie zalet cenionych przez pracodawców (np. prezencja, dokładność wykonywania zadań), a "wyzwanie" stanowią dla mnie nawet tak banalne czynności, jak mycie się i ubieranie (nadwrażliwość na nieprzyjemność zmysłową (związaną np. z niewygodnymi ubraniami czy za ciepłą lub za zimną wodą), natręctwa (np. strach przed brudem, że dostanę zakażenia), powolność czy "żółwiowatość" (nasilona chyba przez lek psychotropowy) i bycie "niepełnosprawnym społecznie", "żyjącym w swoim świecie") nie ułatwiają mi ich wykonywania. Tata mówił o mnie "dno i wodorosty", "cymbał", "palant". On jest zaradny, ma pracę, pali w piecu, robi rzeczy związane z dbaniem o gospodarstwo domowe. Dla przeciętnego człowieka mogę wyglądać na lenia, tchórza, egoistę, nieroba itp. Jestem jakby "ofiarą" pod względem umiejętności radzenia sobie z pewnymi dziedzinami życia. Celibat może mnie bardzo dołować Nie mam żony i potomstwa, więc nie mam tego dodatkowego elementu porządkującego życie, zachęcającego dodatkowo do pracowania. Na rynek pracy zdecydowanie nie nadaję się. Nie podoba mi się ta "rywalizacja o byt", to wyzyskiwanie ludzi. Nie miałem też zbyt licznych kontaktów z psychiatrami czy psychologami, w ostatnim czasie sam je sobie załatwiałem.
  14. Ja jestem jak ten wspomniany brat :( Mam taką autystyczną, nieprzystosowaną do świata, skrajnie egocentryczną i "patologicznie nonkonformistyczną" naturę. Jestem jak "upośledzone dziecko". Z rzeczy, które umiem dobrze robić czy lubię robić (np. regularne uczęszczanie na zajęcia, notowanie samo w sobie, "myślicielstwo"), nie ma (zbytniego) zarobku. Mnie nie stać na mieszkanie samodzielne (i zbytnio nie chciałbym mieszkać samemu, nawet w dużym mieście), a zarabianie pieniędzy nie jest moją najmocniejszą stroną. Na wczasy za granicą czy markowe ubrania może nigdy mnie nie stać, bo nie mam zbytnich zdolności zarobkowych. Pewne rzeczy umiem zrobić, pewne są problematycze (jak rozpalanie w dymiącym piecu - boję się, że dym zaszkodzi na zdrowiu, kiedyś próbowałem rozpalić i mi się nie udało) - mogę podziwiać innych członków rodziny, że rozpalają w piecu i umieją to robić. W ogóle nie mam doświadczenia zawodowego i boję się, że w pracy stałoby mi się coś złego (np. to, że padłbym ofiarą mobbingu). W kwestiach zawodowych jestem niczym osoba głębiej "upośledzona umysłowo". Kiedy miałem zajęcia semestralne na studiach, to miałem jakąś organizację życia. Teraz trudno mi zorganizować napisanie pracy magisterskiej. Status społeczny i możliwość zarobienia dużej ilości pieniędzy są dla mnie mniej ważne niż ciekawość wykonywanych zajęć i ich bezpieczeństwo. Niechęć do dostosowania się, adaptacji do społeczeństwa też zdecydowanie u siebie widzę "Nie czuję potrzeby zawracania sobie tym głowy". "Niskie wymagania są dla mnie ważne". Dla mnie zarabianie pieniędzy i status społeczny nie są nadrzędnym celem pracowania, praca czy nauka nie jawią mi się jako źródło utrzymania, lecz jako "zabawa", terapia, zajęcie czasu, coś porządkującego życie, okazja do robienia czegoś dobrego - ale nie jako "walka o byt". Symbole statusu to dla mnie coś, na co szkoda pieniędzy i wysiłku. Lepiej pomóc cierpiącym, niż kupić sobie jacht czy klejnoty. Już przy urodzeniu byłem "mizerny", w szkole podstawowej i gimnazjum mi dokuczali, na WF-ie nie byłem mocny, mam diagnozę zespołu Aspergera (jednego z całościowych zaburzeń rozwoju), schizotypii (jednej z chorób psychicznych), zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych, nieco leczę się farmakologicznie, mieszkam w niedużej miejscowości. W szkole potrafiłem radzić sobie bardzo dobrze, pisanie sprawdzianów czy egzaminów bywało moją naprawdę mocną stroną.
  15. Patrząc po wyglądzie ładnego człowieka płci żeńskiej, można pomyśleć, że zapach z tak pięknego ciała także powinien być piękny. Niestety, jest raczej na odwrót... I to wygląda absurdalnie. Co, jeśli młoda żona w łóżku "puszczałaby bąki" głośne i cuchnące zgniłymi jajami? Taka sytuacja wygląda absurdalnie... Jak off-color humor. Przyjemność seksualna, orgazm, popęd płciowy to dla mnie coś, co jawi się jako "cuchnący kał". Miesiączka może być bolesna i stanowi problem dla kobiety. Męskie polucje są też problematyczne. Sam stosunek płciowy jest czymś bardzo odpowiedzialnym. Chciałbym skonsumować małżeństwo - dokonać aktu prokreacyjnego z intencją poczęcia dziecka, by było zbawione na wieki, by na wieki było w Królestwie Niebieskim i w ten sposób przynosiło Stwórcy chwałę. Akt prokreacyjny małżonków, pozbawiony libido i związanych z nim przyjemności oraz złych i niedoskonałych intencji, jest czymś bardzo pięknym.
  16. Nie byłem z żadną kobietą. I bałbym się być, bo jestem w niektórych sferach bardzo niezrównoważony, dysfunkcyjny. Nie wyobrażam siebie np. jako wychowawcy dzieci. Ten pociąg do słodyczy ciała osób płci przeciwnej też jest niepokojący. Ciało kobiece jawi mi się ogólnie jako coś "słodziutkiego i milutkiego", jeżeli kobieta jest ładna. Małe dziewczynki też mogą wyglądać słodziutko, i do tego nie mają atrakcyjności seksualnej, bo są niedojrzałe. Natura woli "miziać" ładnego człowieka płci żeńskiej niż kotka. Do dziewczęcia czy kobiety defekacja gorzej pasuje niż do kota czy tym bardziej krowy. Jak krowa defekuje, to nie jest tak rażące. Duże, muczące bydlę się wypróżnia - to tak nie razi. Jak ładny kotek defekuje, to to gorzej do niego pasuje, bo sierściuszek ma takie milutkie z wyglądu ciało, wydaje miłe odgłosy... Ale jak dziewczę czy kobieta defekuje, to już obrzydliwy paradoks.
  17. Nie chciałbym traktować kobiety jak psa. Wąchanie odbytu wygląda mi jako czynienie JAK PIES po prostu, a z kobiety jest to jakby robienie samicy tego zwierzęcia, gdy wącha się jej "pupę". Niestety, BARDZO NIE PODOBA mi się życie w celibacie. Mam okropny pociąg do niewieściego ciała. Ogólnie to najpiękniejszą częścią ciała kobiety jest dla mnie... głowa. Nie piersi, nie pośladki, nie genitalia, nie nogi, nie brzuch, nie plecy, nie ręce, a ta część ciała, która znajduje się w nim najwyżej. Mogę "marzyć" o głaskaniu ładnej osoby płci przeciwnej po głowie i całowaniu jej policzków. Ciało kobiety bez głowy nie jest takie piękne, profil kobiecej głowy może być najpiękniejszy. To właśnie głowa może dawać najwięcej słodyczy spośród części ciała kobiety.
  18. Nie uważam, żeby wyprali mi mózg. Kobieta powinna być anielska. Nie rozpustna, nie "śmierdząca", nie brzydka. Nie chciałbym, aby ciało mojej żony "produkowało kupę". I to śmierdzącą "kupę". Nie chciałbym też, aby produkowało ono "bąki", i to śmierdzące bąki. Nie chciałbym, aby cuchnęło jej z odbytu, pośladków czy okolic. Nie chciałbym, aby starzała się, aby traciła piękno. Nie chciałbym, aby z jej ciała wydobywał się jakikolwiek nieprzyjemny zapach.
  19. Moja sytuacja przypomina mi jakiś podstępny rodzaj dereizmu (z http://www.blogpsychologiczny.pl/2014/03/dereizm.html: dereizm - objaw psychotyczny, polegający na nieliczeniu się z rzeczywistością i ignorowaniu panujących w niej warunków, stawianych przez nią wymagań, itd. Wyraźny w poważnych chorobach psychicznych (częsty w schizofrenii), kiedy chory żyje swoim własnym życiem, w swoim własnym świecie, nie zwracając uwagi na otoczenie i zachodzące w nim zjawiska). Natura jakby "buntuje" się przeciwko rzeczywistości, ma "w głębokim poważaniu" wymagania rzeczywistości i nie chce sobie nimi zawracać głowy. Już od dzieciństwa mam "podobnie", taka "beztroska", niedostosowana do świata natura. To może też wpływać na to, że żyje mi się tak wygodnie. Moja natura nie widzi w pracy źródła utrzymania i nawet nie chce w niej tego widzieć, zamiast tego widzi w niej formę terapii, zajęcia, rutyny, możliwość robienia czegoś dobrego, wzbogacania siebie i rodziny - ale NIE coś, od czego zależy moje utrzymanie! Z jednej strony to dobrze, że moja natura ma jakby jedną troskę mniej.
  20. take

    Koty domowe

    Ja ze swoją naturą jestem też w pewnym sensie jak mruczek :) Osoby z zespołem Aspergera bywają porównywane do kotów, jest taka książka "wszystkie koty mają zespół Aspergera". Moja natura jest taka "niezależna", nie obchodzi ją dostosowanie się do innych, "socjalizacja"... Powiedziałbym też o sobie, że "mam kota w głowie" - ale ta metafora nie dotyczy zespołu Aspergera, tylko innego problemu z psychiką.
  21. Może być u mnie wewnętrzny konflikt między (niestety niemałym) pragnieniem bycia cielesnego z kobietą (nie musi chodzić tu tylko o czynności seksualne) i osobliwie zboczonymi skłonnościami (które są ewidentnie wbrew tabu, wstydliwości i skromności dotyczącej anatomii) a tradycyjnym podejściem religijnym, mającym bardzo surowe zasady dotyczące skromności (np. zakazujące nawet patrzenia na pewne części ciała, bardzo bojące się grzechu pod groźbą niewyobrażalnie straszliwych kar). Natura źle myśli o tym tradycyjnym podejściu, jawi jej się jako nieefektywne czy wręcz szkodliwe, także przez to, że przez "narzucanie tajemniczości" wobec anatomii i fizjologii może ono "podsycać pożądliwości", nasilać je, podnosić atrakcyjność seksualną - dla mojej natury tabu i tajemnice dotyczące anatomii i fizjologii zdają się ZWIĘKSZAĆ atrakcyjność seksualną, atrakcyjność osób płci przeciwnej związaną z libido, z "seksualnością". Mentalność ogólnie ma BARDZO złe zdanie o tradycyjnym podejściu religijnym. Dla niej nie wydaje ono dobrych owoców za bardzo, tylko straszy ludzi. Dla mentalności może się ono jawić jako zacofane. Wszelkie narażanie się na uczucia i reakcje seksualne (np. wzwód) może być uważane w nim za grzech, nawet ciężki(?) - zbyt dokładnie nie jestem zaznajomiony. Mojej mentalności bardzo nie podoba się taki lęk przed sytuacjami mogącymi wzbudzać pożądanie - mentalność chce mieć kontakt z tym, co dla jej zboczenia wzbudza pożądanie, ale nie chce przy tym akceptować tych pokus. W mojej sytuacji oglądanie ładnych, nagich, defekujących kobiet (także na żywo) jawi się jej nie jako grzeszne narażanie na grzech, uleganie rozpuście czy poniżanie tych kobiet, siebie bądź kogokolwiek, ale jako leczenie, terapia, nauka. Przyjemność seksualna, pożądliwość zmysłowa z tym związana jest ODRZUCONA przeze mnie jako coś nieczystego, grzesznego. Brak kontaktu z kobiecą anatomią i fizjologią bywa dla mojej natury "niewygodny", "dyskomfortowy". Doszedłem też do wniosku, że wierności małżeńskiej nie można budować na libido, na chuci, na przyjemności seksualnej. A owa "tajemniczość" jawi mi się jako "w pewnym sensie obłudne" "jakby budowanie na chuci", które na dodatek może być źródłem dyskomfortu i nasilać popęd seksualny, nasilać atrakcyjność seksualną! Natura chce "konfrontacji" z tym, co jest dla niej atrakcyjne seksualnie także dlatego, aby "odtajemniczyć" kobiety, obniżyć ich atrakcyjność seksualną przez brak "tabu wzbudzającego pożądanie" (które według mentalności dotyczy samego widoku czy nawet dotykania genitaliów, pośladków i odbytu, piersi i sutków, wydalin).
  22. Niedoścignionym wzorem kobiecości jest Niepokalana Dziewica. Jest najbardziej kobiecą istotą, jaka istnieje. Na niektórych przedstawieniach jest ona niezwykle śliczna, słodka i piękna, ale jest mimo tego pozbawiona atrakcyjności seksualnej (która to atrakcyjność wiąże się z nieczystością). Nie ma w niej brzydoty wizualnej, węchowej i innej. Chciałbym, aby wszystkie kobiety były niepokalane, bezgrzeszne, czyste, bez brzydoty. W swojej żonie chciałbym na pewien sposób widzieć Dziewiczą Matkę. W związku z tym nie chciałbym czuć do żony popędu płciowego. Chciałbym, aby żona była piękna, bo i Matka jest piękna. Jest we mnie duża chęć przytulania się do kobiety. Zdarzało mi się dość sporo przytulać do babci w ostatnich tygodniach. Nie było to dla mnie seksualne. Ale czułem chęć wzięcia babci na kolana, może ze słodyczy, a nie z rozpusty... Oczywiście nie chciałbym mieć uczuć seksualnych do babci. Mojej naturze "strasznie" nie podoba się życie w celibacie. Chciałaby mieć "żywą figurę Matusi" w postaci własnej żony. Kobieta jawić mi się może jako "niezwykle" słodka istota. Bardzo słodko wyglądać może dla mnie zewnętrzna cielesność osób płci żeńskiej.
  23. Fragment z http://www.gwaltownik.pl/?p=841 (z własnymi wyróżnieniami):
  24. A co, jeśli żonie cuchnęłoby z odbytu czy genitaliów? Co, jeśli wydalałaby z odbytu coś, co ma nieprzyjemny zapach (niezależnie od stanu skupienia tego, co się wydala z odbytu)? I jeszcze do tego temu wydalaniu towarzyszyłyby wstydliwe odgłosy? Jak do tego podejść? Moja natura widzi w tym coś "haniebnego", ewidentnie zaprzeczającego kanonowi piękna. Jak potraktować taką kobietę? Krowie czy kotu coś takiego natura może jeszcze "odpuszczać" w pewnym sensie, bo krowa i kot nie są osobami? Ale człowiek, i to płci pięknej, istota osobowa? Ma ciało, z którego wydobywa się odór? To smutne... Dla mnie to wydobywanie się odoru z ciała, zawstydzające odgłosy to skutek grzechu pierworodnego Adama i Ewy. To coś ewidentnie nieładnego, co nazwałbym rodzajem choroby, która dotknęła ludzkość po grzechu pierworodnym. Dlaczego tak bardzo jej się nie podoba życie w celibacie? A czy takiej osobie można powierzyć spłodzenie i wychowanie potomstwa oraz wypełnianie innych obowiązków małżeńskich? Gdyby nie było grzechu, to prokreacja byłaby uporządkowana. Nie byłoby pożądliwości. Na podstawie objawień jednej z błogosławionych Kościoła Katolickiego uważam, że akt małżeński byłby bardzo różny od istniejącego obecnie, po grzechu - nie wiązałby się z penetracją genitalną, byłby odbywany w stanie nadprzyrodzonym i ekstazie, związany byłby z cielesnym ściskaniem się męża i żony. Jakbym mógł, to wolałbym odbyć taki akt małżeński, aby począć potomstwo. Obecnie akt małżeński wiąże się z penetracją kobiecej pochwy przez męskie prącie, aby doszło do zapłodnienia, plemnik pochodzący z organizmu męża musi połączyć się z komórką jajową z organizmu żony. Podczas wytrysku do pochwy trafiają miliony plemników, a raczej tylko jeden ma szansę na zapłodnienie. Dla mnie to wygląda bardzo niedoskonale. Po co takie mnóstwo plemników, skoro wystarczy jeden, aby począć nowe życie? Gdyby nie było grzechu, to musiałoby być bardzo inaczej - taka sytuacja jest wysoce nieuporządkowana. Posiadanie potomstwa, bycie w małżeństwie, odbycie zjednoczenia cielesnego powinno być czymś chwalebnym. Nie interesuje mnie współżycie nie dla prokreacji, także waginalne. "Seks" analny i oralny to obrzydliwość profanująca i hańbiąca człowieka, zwłaszcza ten pierwszy rodzaj współżycia jest upokarzający, bo nasienie trafia tam do końcowego odcinka jelita grubego, którym wychodzi stolec, który jawi mi się jako "zmysłowy symbol grzechu". Stosunek doustny też jest obrzydliwością, choć analny jest jeszcze gorszy (trudno opisać jego brzydotę). Nie chcę "seksu" w ogóle. Współżycie waginalne między małżonkami po to, aby dać Stwórcy nowego człowieka, który na wieki będzie w Królestwie Niebieskim, to nie "seks"! Myślę, że samo współżycie waginalne może być karą na ludzkość za grzech, a jedynymi ludźmi, który po grzechu pierworodnym miał się począć nie w wyniku aktu waginalnego, są Dziewica Niepokalana i Jej Syn, większy od niej także jako Człowiek. In vitro, sztuczne zapłodnienie też nie jest zgodne z naturą.
  25. Pociąg płciowy mi dokucza. Mojej naturze nie podoba się celibat, co niestety może ogólnie jej podcinać skrzydła... Chce ona widzieć niestety intymne części ciała. Chodzi o sam widok. Nie podoba jej się to tabu. Mojej słabej naturze nie wymagają się surowe wymogi dotyczące skromności stroju. Mogę mieć radykalniejsze idee mówiące, że najlepiej byłoby, żeby wszyscy ludzie chodzili nago i "załatwiali" swoje potrzeby publiczne tak, aby każdy mógł to zobaczyć (np. jak wygląda defekacja, nawet biegunkowa, bezpośrednio). Nie podoba jej się tabu dotyczące anatomii i fizjologii. "Posądza" to tabu o nasilanie(!) libido. Dla mnie kobieta, której genitalia, odbyt, defekację, sutki, wydalanie moczu widziałem, jest mniej pociągająca seksualnie, bo nie ma owej tajemniczości związanej z intymnymi częściami ciała i fizjologią! Może się stawać niczym rodzona córka, którą rodzic musi przewijać w młodości, co wymaga kontaktu wzrokowego i dotykowego z intymnymi częściami ciała, widoku wydalin. Ładni ludzie płci żeńskiej jawią się mojej naturze jako "szczególnie słodkie istotki". Nie podoba jej się to, że co noc w łóżku "nie mam" takiej "słodziutkiej istotki" U kota, który też nierzadko jest słodką istotą, łatwiej mi zaakceptować wstydliwą fizjologię (kał, gazy jelitowe, mocz) niż u człowieka. Ale kał, gazy jelitowe, nieprzyjemny zapach z ciała u kobiety? To wygląda absurdalnie, paradoksalnie - taka śliczna istota, a tak nieładnie pachnie... Odór z odbytu może wydawać mi się czymś szczególnie upokarzającym dla kobiety. Gorzej może myśleć o posiadaniu nieprzyjemnego zapachu z odbytu przez kobietę niż nieprzyjemnego zapachu z ust. Nie chciałbym, aby mojej żonie cuchnęło z odbytu. Nie chciałbym, aby wydalała cuchnące stolce i cuchnące gazy jelitowe, chciałbym, aby takich zawstydzających czynności nie doświadczała (nie chciałbym też oczywiście, aby nagromadzenie gazów trawiennych czy mas kałowych wewnątrz ciała jej zaszkodziło czy sprawiało przykrość).
×