-
Postów
4 087 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez take
-
Poglądy dawniej popularne wśród katolików jakoś przypominają mojej mentalności poglądy obecne w kalwinizmie. Kalwinizm jawi mi się jako coś, co "zawdzięcza" swoje istnienie rzekomym "kardynalnym błędom" z dzieł św. Augustyna z Hippony. Pewne teksty Augustyna (a może tylko ich interpretację - sam Augustyn nie jest nieomylny) wywołują bardzo złe wrażenie na mojej mentalności - "głoszą" one bardzo pesymistyczną wizję losu ludzkości, coś, co mentalność nazywa "brakiem bezinteresownej miłości" i "skąpością łaski". Chodzi tu o "rygorystyczny", "ekskluzywistyczny" pogląd na zbawienie wieczne. Pewne bardzo niepodobające się mojej naturze poglądy obecne wśród katolików (zwłaszcza w dawniejszych czasach) zdają się mieć związek z poglądami Augustyna czy przynajmniej czemuś, co się z nim wiąże lub z czymś, co może bazować na jego tekstach. Przerażające może być np. twierdzenie o dzieciach nienarodzonych umierających bez łaski chrztu (mentalność uważa, że każde dziecko nienarodzone powinno otrzymać wszystkie łaski niezbędne do zbawienia wiecznego). Fragment z https://pl.wikipedia.org/wiki/Teologia_Augustyna_z_Hippony (z własnymi wyróżnieniami): Fragment z https://pl.wikipedia.org/wiki/Augustyn_z_Hippony (z własnym wyróżnieniem):
-
Moja mentalność ma zupełnie inne podejście na religię, niż wynika to z dogmatów, tradycji czy świętych ksiąg. Ona "żyje w swoim świecie", inaczej odczuwa niż "standardowy" człowiek. Dla niej karanie torturami jawi się jako coś wyjątkowo złego. Nawet, jeśli grzesznik jest najgorszy. Ona chce zbawienia, nawrócenia, nauczenia, uleczenia biednych grzeszników, a nie ich mąk czy potępienia.
-
Moją mentalność w religiach "drażni" surowość, wymagania, "srogość". Obłuda jakoś mojej mentalności nie oburza, za to "oburza" ją karanie w srogi sposób biednych grzeszników. Torturowanie jawi się jej jako coś SZCZEGÓLNIE obrzydliwego, a tortury z wyroku Stwórcy dla mentalności jawią się "wybitnie obrzydliwie", więc nie chce ona wierzyć w żadne męki piekielne czy nawet czyśćcowe.
-
Dla mentalności poglądy takie jak jansenizm, kalwinizm, supralapsarianizm, infralapsarianizm to coś wyjątkowo szatańskiego, "wyjątkowo faryzejskiego", gorsze od pogaństwa i ateizmu wręcz, bo obraz Stwórcy, jaki się z nich wyłania, "zachęca moją naturę do bluźnienia i nienawidzenia Stwórcy". A Stwórca w tych doktrynach jawi się mojej mentalności jako Ktoś nieskończenie gorszy od Szatana.
-
Ja nie wierzę w MAGICZNE siły. Nie wierzę w to, że życiem rządzą matematyka i fizyka. Wierzę w Opatrzność Stwórcy. Doświadczam wielkiego konfliktu wewnętrznego między "tradycyjną teologią i tradycyjnym rozumieniem wiary" a "teologią mojej mentalności". Ta pierwsza jawi się bardzo pesymistycznie mojej mentalności (według niej większość ludzkości będzie doświadczać wiecznego cierpienia), ta druga to chciałaby i wiecznej szczęśliwości wszystkich odczuwających istot. Natura nie chce wierzyć w to, że nieliczni będą zbawieni.
-
Wydaje mi się, że osoba, która nie wierzy w nieśmiertelność duszy czy "jedyność" istnienia człowieka (to, że ma tylko jedno życie, w to, że nikt nie jest "kolejną inkarnacją") łatwiej może nie uznawać rozpusty, cudzołóstwa, nierządu za coś złego. Z "niepowtarzalnością" człowieka wiąże się szczególna godność dla małżeństwa, prokreacji, rodziny, płciowości. Jeśli ktoś uważa, że po śmierci nie ma nic lub że po śmierci będzie po prostu jakimś innym człowiekiem czy zwierzęciem, to teoretycznie łatwiej może uznać, że można bawić się pożądliwością, a nie ją odrzucać, zwalczać.
-
Ale ta "garstka" zwraca szczególną uwagę na nieomylne nauczania z przeszłości. Moja biedna natura chciałaby, żeby wizja zbawienia wyłaniająca się z ich tekstów nie była prawdziwa. Mentalność "odrzuca" tradycyjną koncepcję Piekła w ogóle. Jestem słaby i grzeszny, ale nie chciałbym trafić do Piekła.
-
włoski Stambuł czy Budapeszt?
-
Właśnie tak powinno być, że każdy byłby "żadnym kompanem do kielicha". Nawet dla mnie świat bez zła może czy chociaż mógłby wydać się nudny. Zło w ogóle nie powinno istnieć, zwłaszcza zło w wyraźniejszej postaci, jak np. torturowanie, zabijanie, okaleczanie, cudzołóstwo, gwałt, nierząd.
-
Ale to właśnie tradycyjni katolicy najprędzej będą zwracać szczególniejszą uwagę na dogmaty dawno temu ustanowione, np. mówiące o niezbędności chrztu do zbawienia.
-
Dla mnie reinkarnacja jest smutna, bo zabiera człowiekowi jego niepowtarzalność. Nie wierzę w reinkarnację. Nie wierzę w różne wcielenia umysłu.
-
Stosunek rodziny do waszych problemów
take odpowiedział(a) na take temat w Problemy w związkach i w rodzinie
U mnie postawa rodziny prowadzi do "stania w miejscu" czy nawet cofania się z poziomem funkcjonowania. Zachowanie mamy jest bardzo złe. Nie panuje zbyt dobrze nad słownictwem... "Boję się jej". -
Doktryny kościoła posoborowego bywają odbierane bardzo źle przez tradycyjnych katolików.Nawet moi rodzice poczęli się po Soborze Watykańskim II. Doktryny przedsoborowe jawią się mojej mentalności jako "wkładanie wielkich ciężarów na biednych ludzi", jako coś złego. Wizja zbawienia w Kościele przedsoborowym strasznie przeraża moją mentalność. Moja schizoautystyczna mentalność ma bardzo złe zdanie o mentalności przedsoborowej.
-
Ja nie wierzę w karmę i wcielenia. Dla mnie to też wygląda smutno. Smutne byłoby to, gdybyśmy byli tylko którym tam wcieleniem, a nie niepowtarzalnymi osobami, nie niepowtarzalnymi ludźmi! Natura myśli, że taki zmarły przed porodem powinien po prostu wejść szybko do Nieba, otrzymać łaskę chrztu i wiecznego zbawienia. Siebie, przez swoje wygodne i beztroskie życie, moja mentalność może uważać nawet za niższego od zmarłego dziecka nienarodzonego - ono nie miało szansy nacieszyć się światem, a ja mam. I żyje mi się wygodnie, nie znam prawdziwej nędzy.
-
Matka próbuje mnie zamknąć w szpitalu !
take odpowiedział(a) na Błądząc Wśród Znaków temat w Schizofrenia
Dostałem skierowanie do szpitala psychiatrycznego z podejrzeniem schizofrenii paranoidalnej, psychiatra na jakiejś karcie napisał coś o F20.0 (nie wiem, czy to była diagnoza, czy tylko np. podejrzenie). Nie mówiłem o tym rodzinie. Ponad rok temu dostałem teoretycznie "łagodniejszą" diagnozę zaburzenia schizotypowego (F21), o której nie mówiłem rodzicom. A pracy dyplomowej w ogóle nie piszę. Rodzina ma niemądry stosunek do moich problemów. Powinna zaakceptować mnie takim, jakim jestem, a nie ukrywać to przed samym sobą. Może nawet powinni się cieszyć, że mam tylko takie problemy, a nie inne, które mogłyby np. uniemożliwić mi chodzenie czy stwarzać konieczność ciągłej opieki w wykonywaniu nawet najprostszych czynności życiowych. -
Dla mnie rzeczy takie jak brak wiary w życie pozagrobowe są nienaturalne. Wydaje mi się, że brak wiary w życie po śmierci może wyraźnie zwiększać ryzyko depresji. Jeżeli śmierć miałaby być końcem istnienia nas, to po co mielibyśmy w ogóle żyć? Takie życie, które byłoby unicestwialne, jawi mi się wręcz jako coś gorszego niż brak jakiegokolwiek życia. Po co ktoś miałby powstać, skoro kiedyś miałby zostać unicestwiony? Ale, z drugiej strony, niebyt jawi mi się jako coś lepszego niż ból i cierpienie, których to rzeczy moja natura "szczególnie nienawidzi". Jestem jakby ubogi, ułomny prostaczek, który "wariuje z lęku przed bolesnym potępieniem, przed doświadczeniem większego cierpienia". Bardziej niż sama możliwość wiecznego potępienia przeraża moją nędzną naturę to, na czym wieczne potępienie ma polegać i to, jak można się do niego doprowadzić (te, co mówią o bólu, cierpieniu, torturach - nawet na wizje nienieskończonych mąk w czyśćcu się przeraża, dla niej torturowanie jako takie jest straszliwym złem i ból sam w sobie jest wielkim złem, które tak naprawdę nie powinno mieć nigdy miejsca (a nawet najmniejszy grzech też nie powinien się nigdy wydarzyć w całym stworzeniu, ból to dla mnie "dziecko grzechu")). Moja mentalność "oburza się" na poglądy dotyczące losu potępionych ludzi. "Oburzają" ją także doktryny głoszące "trudność" czy "małą dostępność" łaski wiecznego zbawienia.
-
Stosunek rodziny do waszych problemów
take odpowiedział(a) na take temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Rodzina (jej postawa) może być jednym z powodów mojego tak niskiego funkcjonowania. Uważam, że de facto potrzebuję się udać na obserwację do szpitala psychiatrycznego, ale nie mówiłem rodzinie o skierowaniu, bo się boję. Przez tę osobliwą sytuację, którą doświadczam, mam duże przeszkody w funkcjonowaniu. Nie zanosi się na to, że kiedykolwiek na tym świecie będę normalny, więc rodzina powinna zapomnieć o moim małżeństwie czy rodzicielstwie, bo takich jak ja nie wolno dopuszczać do tego. "Wrodzona" niezdolność do małżeństwa to przeszkoda w całym życiu. Tym bardziej nie nadaję się na księdza czy zakonnika, widzę w sobie ewidentny antytalent do takiego życia. -
Mam nadzieję, że dziś uda mi się pójść do psychiatry. To, co się u mnie dzieje, to "katastrofa". Mogę mieć myśli, że jestem kimś wybitnie wyjątkowym, że mam dziejową misję. Tego rodzaju myśli mogą pochłaniać człowieka. Mentalność od małego nie była zainteresowana dostosowaniem się do rzeczywistości, do społeczeństwa. Jak grozi ból, to nie myśli się zbytnio o potrzebach interpersonalnych? A schizofrenicy dla mojej mentalności wcale na takich wyjątkowych nie wyglądają. Mentalność ma też i "nastawienie wielkościowe". Leków się boję. Mentalność "obwinia" religie i środowisko za tak niski poziom funkcjonowania. Mentalność "chce się awanturować z dogmatami", nie chce cierpienia dla kogokolwiek. Zamiast napisać pracę magisterską czy mieć jakąś banalną pracę, "rozsypałem się". Przeraża mnie to, co może stać się z człowiekiem. Mimo tego moja jakość życia jest "względnie znakomita". Kazać takiej osobie jak ja być "normalnym" to błąd, niech ma "specjalny program życia", a niech się jej otoczenie nie martwi tym, że jest ona inna (czemu oczywiście nie można zaprzeczyć). Mój przypadek "dobrze do żadnej konkretnej jednostki nie pasuje". Nie jestem jakimś szablonowym autystą czy szablonowym schizofrenikiem, co może stanowić dodatkową trudność. Dziedziny, w których jestem lepszy, nie mają przełożenia na ziemskich przyjaciół, zakładanie rodziny, pracę i zarobki. Moja mentalność ma "straszny "talent" do myślicielstwa". "Nie potrafi zrobić czegoś konkretnego, tylko filozofuje".
-
http://o2.pl/artykul/uchodzca-zgwalcil-latka-w-wiedniu-bo-mial-nagla-potrzebe-5958668546282625a
-
Dla mojej natury annihilation theory jawi się niemal tak samo źle, jak teologia mówiąca o wiecznych, bolesnych mękach. Problem w tym, że dla mentalności najlogiczniejszą teologią jest teologia powszechnego zbawienia, a ta teologia w swoich bezpośrednich odmianach stoi w ewidentnej sprzeczności z dogmatyką i tradycją katolicką. W umyśle może pojawiać się u mnie też inna teologia - że wieczne potępienie człowieka jest realną możliwością, z której jednak ŻADEN człowiek w historii nie skorzysta.
-
Mentalność chciałaby, aby KAŻDY POJEDYNCZY CZŁOWIEK otrzymał łaskę zbawienia wiecznego. Dla mojej natury wypełnianie obowiązków religijnych jest koszmarem. Mentalność "przeciwstawia się" uzależnieniu czynienia dobra od bycia w Kościele. Dla niej wielu np. protestantów czy żydów zasługuje na większą nagrodę niż niejeden katolik, bo dla niej w ocenie czyjejś wielkości liczą się takie rzeczy, jak odpowiedzialność, cierpienie, czystość intencji, a nie znajomość słusznych doktryn. Dla mentalności "dawny katolicyzm" "jawi się strasznie przez ekskluzywizm i rygoryzm".
-
Ale czyją mocą takie cuda miałyby być czynione? Nie chce mi się wierzyć w cuda w innych religiach. Mentalność "strasznie krytykuje" doktrynę katolicką. Krytykuje strasznie niektóre dogmaty. Np. krytykuje niezbędność sakramentów. Dla mentalności taka religia jawi się jako coś niezdrowego, bo obrzędy stają się w niej ważniejsze niż np. praca i rodzina.
-
Cuda katolickie zdarzają się względnie często. Jest tyle świadectw uzdrowień... Tylko że wizja zbawienia wśród członków Kościoła obecnie dla mojej mentalności zdaje się być wyraźnie inna, niż głoszona dawniej, np. w średniowieczu. Nie chodzi o to, aby czynić cuda mocą imienia Pana, nie chodzi nawet o samo wyganianie złych duchów, ale o to, aby nasze imiona były zapisane w Niebie, abyśmy byli zbawieni na wieki.
-
Przyjmowanie muzułmańskich imigrantów (np. przez Niemcy) wygląda mi na wielką GŁUPOTĘ, NIEROZTROPNOŚĆ I NAIWNOŚĆ. Obawiam się, że Zachód wpuszcza do siebie wielkiego konia trojańskiego.
-
Ale w katolicyzmie wydarzyło się np. tyle cudów. Dla mentalności tradycyjna doktryna katolicka to wielka niesprawiedliwość. Razi ją ogromnie. Mentalność chce wytoczyć religiom "proces sądowy". Chce zmiecenia pewnych doktryn z powierzchni ziemi raz na zawsze, bo są one dla niej bardzo obrzydliwe.