Skocz do zawartości
Nerwica.com

take

Użytkownik
  • Postów

    4 076
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez take

  1. Mam "okaleczenie" przez doświadczenia z religią związane z przeszłości. Wydaję się, że do końca życia nie będę zdolny do małżeństwa. Przeraża mnie możliwość pójścia do piekła. Dla mojej mentalności to po prostu absurdalne bestialstwo i żadnego człowieka bym tak nie ukarał, gdyby to tylko ode mnie zależało (nie chciałbym nawet karać torturami krótkotrwałymi). Boję się, że za swoje grzechy będę torturowany, chociażby na Ziemi czy w Czyśćcu. Dla mojej mentalności "żaden ludzki grzech nie powinien być śmiertelny". Boję się tego, że kiedyś popełniłem choć jeden grzech śmiertelny, utraciłem łaskę uświęcającą... Byłem świrem już jako dziecko, a do spowiedzi i Komunii wzięli mnie jak normalnego. Już przed pierwszą spowiedzią popełniałem uczynki, które u normalnej osoby wyglądałyby na grzechy ciężkie. Nawet przed siódmymi urodzinami miałem incydent, który mógł skończyć się spowodowaniem śmierci czy kalectwa bardzo małego chłopca z powodu dziwacznej chęci zrobienia sobie, mówiąc pospolicie, "jaj" (rzuciłem w głowę małego dziecka metalowym przedmiotem, a ono się przewróciło, jakoś zabawna była dla mnie ta cała sytuacja jako całość). Chyba też przed siódmymi urodzinami ściągnąłem młodszemu bratu majtki, odsłaniając jego pośladki, gdy leżał w łóżku (mama to zauważyła i mogła mnie jakoś ukarać). W gimnazjum popełniałem nawet gorsze czyny (np. coś, co w pewnym sensie przypominało stosunek płciowy na o ponad 9 lat młodszym rodzeństwie czy próba wywołania wypadku drogowego dla sławy mojej miejscowości, przy czym w tym okresie nie wyznawałem tych grzechów (nawet chyba nie uznawałem ich za grzech, przynajmniej ciężki i chodziłem do Komunii bez wyznawania tych grzechów). Byłem wtedy nieletni, przed diagnozą całościowego zaburzenia rozwoju. W szkole dokuczali mi, chyba za głupie zachowanie, byłem de facto nienormalny. Mam nadzieję, że nie popełniłem świętokradztwa, bo byłem nienormalny (i wciąż jestem) i nieletni wtedy, uważam, że takich osób jak ja nie wolno dopuszczać do spowiedzi i Komunii bez specjalnego przygotowania, bo to wygląda na coś nieodpowiedzialnego. Skoro można unieważnić małżeństwo zawarte w kościele, to dlaczego przyjęcie Komunii przez "nieszczęśliwego" (czyli "nienormalnego") nieletniego mogłoby być świętokradzkie? Wygląda mi na coś okrutnego możliwość popełnienia przez taką osobę świętokradzkiego przyjęcia sakramentów świętych (taka nienormalna osoba, bez terapii i odpowiedniego przygotowania do sakramentów (które powinno być obowiązkowe ze względu na jej "nienormalność", "upośledzenie"), jest według mnie rażąco nieprzygotowana do przyjęcia spowiedzi czy Eucharystii). Taka osoba potrzebuje terapii i wsparcia, nie groźby świętokradzkiego przyjęcia sakramentów świętych.
  2. take

    Osobliwe "ŚWIRY"

    Bardzo lubię pisać to, co lubię oraz o tym, co mnie interesuje. Miło jest, kiedy ktoś w przyjemny sposób zwraca na mnie uwagę. Nigdy nie miałem sympatii i wygląda na to, że ze względu na upośledzenie do końca życia nie będę zdolny do małżeństwa. Celibat bywał dla mnie przykry. Zwracać uwagę na swoje to lubiłem od małego i niestety mimowolnie mogę być z tego powodu bardzo irytujący. Mojej mentalności nie zależy jakoś bardzo na tym, czy to, co piszę czy mówię, im się podoba, czy nie. Mam potrzebę kontaktów z innymi osobami, ale na własnych zasadach. Kontakt interpersonalny jest dla mojej psychiki jak jakaś zabawa, jeżeli jest taki, jak ona lubi. Chcę wyrozumiałości, braku agresji. A moje "zanudzanie" niestety bywa niemiłe dla innych osób. Myślę, że mam nieprzystosowanie do życia w świecie osób. "Normalne" kontakty mnie nie interesują. Wolę raczej takie jednostronne kontakty na własnych zasadach niż samotną zabawę. Mam jakiś "ekstrawertyczny" autyzm, który może bardziej rzucać się w oczy. Zauważyłem, że się w zasadzie nie obrażam na innych, a moja mentalność ma tendencje do usprawiedliwiania innych. Myślę, że mogłem się obrażać, jak byłem nieletni na... dziewczęta, które nie chciały być moimi partnerkami. Pamiętam, że kiedyś nie mogłem sobie przypomnieć tego, żebym czuł tęsknotę. Moja potrzeba kontaktu z innymi "nie liczy się z wymogami rzeczywistości". "Wszyscy mają mnie lubić "takim, jakim jestem"" i nigdy nie być agresywni. Myślę, że dobrze, że wypłacają mi tę rentę, bo to jest też i jakiś element terapii (znak, że moja niepełnosprawność nie jest mała, dzięki temu, że mam rentę, mam wyraźny dowód, że jest naprawdę bardzo źle z moim poziomem funkcjonowania). Na dodatek to poprawia budżet mój i rodziny. Boję się, że w Ameryce stwierdziliby, że mam tylko problemy osobowościowe, trudności w uczeniu się (np. np. zasad społecznych) i problemy emocjonalne. A w Polsce dostałem diagnozy całościowego zaburzenia rozwoju i choroby psychicznej, które to określenia pasują do mojego problemu. Przez zlekceważenie moich problemów, gdy byłem mały, mogłem nabawić się porządnej "kociarni we łbie". W sferze religijnej miewałem wielki zamęt. Dłuższa spowiedź przeraża mnie - organizowanie tego wszystkiego, podejmowanie decyzji, no i ta odpowiedzialność... Myślę, że mój przypadek jest znakomity jako przykład osoby upośledzonej psychicznie. Moja historia ma sporo wątków, a pokaźna niepełnosprawność była jakby "niewyczuwalna niczym czad" (jak byłem dzieckiem, to raz napisano o mnie, że psycholog nie widzi nic niepokojącego - żenada!).
  3. take

    Osobliwe "ŚWIRY"

    Nie podobałoby mi się to, gdyby ktoś zaprzeczał temu, że jestem chory umysłowo, bo to ignorowanie poważnego problemu. W dzieciństwie po prostu dopuszczono mnie do spowiedzi i Komunii jak normalne dziecko, nie miałem adekwatnej pomocy. Potem miałem straszne przeżycia religijne, strach przed piekłem, problemy z ogarnięciem wybryków z dzieciństwa i wczesnego okresu nastoletniego. Nie każda choroba psychiczna musi wymagać leżenia w szpitalu, nie każde upośledzenie umysłowe musi być związane z niepełnosprawnością intelektualną, nie każdy autyzm musi być podobny do zespołu Kannera.
  4. take

    Osobliwe "ŚWIRY"

    Dla mnie studia mogą mieć też charakter pewnej ucieczki od rzeczywistości i problemów związanych z nią. Na dodatek wtedy, gdybym nie poszedł na studia, to rodzina mogłaby się "pogniewać", że taki mądry chłopak się marnuje. Mama kiedyś powiedziała, że chciałaby, abym zrobił magistra. Łatwość uczenia się też mi pomagała, myślę, że to dzięki niej trafiłem do takiej szkoły średniej, w której miałem raczej spokój (miałem dobre oceny w gimnazjum i poszedłem do klasy, w której teoretycznie powinni być najlepsi uczniowie). Chodzenie do szkoły, na zajęcia mogło być dla mnie czymś w rodzaju przyjemnej rutyny, takiego "wypełniacza czasu". Myślę, że religijność też mi pomogła w życiu (np. w wakacje w 2008 r. potrafiłem się naprawdę sporo modlić, a potem dostałem w tym roku diagnozę z grona F84, zaś w 2010 r. wręcz wspaniale napisałem maturę), mimo tego, że pewne moje poważne problemy są związane właśnie ze sferą religijną.
  5. take

    Osobliwe "ŚWIRY"

    Czy więc umiejętności szkolne nie są twoją mocną stroną? A może coś innego sprawiało, że nauka tak trudno tobie szła (np. problemy w rodzinie, problemy z innymi uczniami czy studentami, zła postawa nauczycieli, trudności ze skupieniem uwagi czy skoncentrowaniem się, natręctwa, objawy psychotyczne)? Twoje problemy w edukacji, brak tej łatwości uczenia się, są kolejnym argumentem wskazującym na to, że twoja sytuacja nie wygląda na wesołą. Moje problemy szkolne były wyraźnie mniejsze niż twoje (co prawda miałem w jednej z klas szkoły średniej godziny rewalidacyjne, myślę, że dzięki diagnozie całościowego zaburzenia rozwoju oraz miałem dwie jedynki na półrocze w jednej z klas), ale maturę napisałem bardzo dobrze i nawet z pewnych egzaminów pisemnych miałem 100% (co prawda na poziomie podstawowym). Mi nauka tego, czego wymagają w szkole, mogła nieraz przychodzić z "dziecinną łatwością".
  6. take

    Osobliwe "ŚWIRY"

    Bardzo interesują mnie problemy podobne do moich, osoby mające takie problemy. Poza tym np. statystyki związane z pogodą, właściwości pewnych substancji chemicznych, mapy, geografia, rywalizacja sportowa, pewne gry telewizyjne i komputerowe. W moich zainteresowaniach nie chodzi o zarabianie pieniędzy, a o np. zabawę czy satysfakcję związaną z tym, że coś, co lubię, jest lepsze od czegoś innego.
  7. take

    Osobliwe "ŚWIRY"

    Nic czy niemal nic nie mówili o mnie złego na studiach. Unikałem bliskich znajomości z kimkolwiek na studiach (między innym przez natrętny lęk, że mnie "zabiją czy otrują"). Kierunek był bardzo wymagający, jeśli chodzi o wyniki uprawniające do studiowania. W związku z tym osoby były tu raczej spokojne. Nie ujawniałem się ze swoją naturą za bardzo. Pierwszy etap studiów ukończyłem dość łatwo, dopiero na piątym roku zaczęły się schody (wtedy na poważniej zajmowałem się swoimi problemami i miałem już koincydencje). Robienie notatek mogło być dla mnie "zabawą" i przyjemnością (zapisywanie zeszytów, wymazywanie długopisów...), studiowanie mogło być też dla mnie "ucieczką" od problemów religijnych. Pracę dyplomową pisałem na temat, który mnie wyraźnie interesował. Mieszkałem na tyle blisko uczelni, że mogłem względne szybko (chociaż nie jakoś bardzo szybko) dojeżdżać codziennie z domu na uczelnię i dzięki temu nie musiałem mieszkać w miejscowości, w której studiowałem. Na dodatek miałem stypendium socjalne, bo rodzina jest dość biedna.
  8. take

    Osobliwe "ŚWIRY"

    W przypadku mojego kolegi z dyskusji nauka była bardzo trudna (z tego, co czytałem w jego postach), a on nie miał diagnoz, zwłaszcza z grona F84. Gdyby nie diagnoza CZR, to możliwe, że nie zostałbym studentem. To, że ktoś kończy studia, nie oznacza, że jest zdolny do pracy, przystosowany do życia. Mi brak interwencji we wczesnym etapie życia mógł bardzo popsuć życie. Doznałem strasznej "traumy" religijnej. To, że nie leżeliśmy w psychiatryku, nie oznacza, że musimy być wyżej funkcjonujący niż wielokrotnie hospitalizowany w młodym wieku schizofrenik, który nawet nie zaczął studiów.
  9. take

    Osobliwe "ŚWIRY"

    Jako dziecko zdecydowanie nie lubiłem wulgaryzmów i w zasadzie ich nie używałem. Przyznaję, że dałbym ci rentę socjalną. Twoje problemy ewidentnie zaczęły się przed rozpoczęciem dorosłości. Z tego, co czytam o tobie, to twój przypadek wygląda naprawdę źle. Powinieneś mieć stopień niepełnosprawności, poważniejszy niż lekki. Wydaje się mi, że masz inną naturę niż przeciętny człowiek, także przeciętny Aspi czy przeciętny schizofrenik. Wyglądasz mi na osobę nieprzystosowaną do świata. Zdajesz się mieć ten sam rodzaj autyzmu i choroby psychicznej jak ja, tylko że twoje objawy są "cichsze", nie rzucają się w oczy tak, jak moje (np. nie masz potrzeby partnerki, a ja miałem od dzieciństwa (możliwe, że to przez to byłem w poradni(?) w dzieciństwie), twoja dziwaczna seksualność nie pojawiła się tak wcześnie, jak w moim przypadku (i nie była też tak obrzydliwa, jak moja), nie miałeś "katastrofy" religijnej (możliwe, że przez swoje poważne problemy religijne brałem leki psychotropowe, a gdybym miał sam autyzm, to może tak źle by nie było), nie masz (przynajmniej tak dużych) tendencji do "wiercenia wszystkim dziury w brzuchu" - zanudzania swoimi (nierzadko uznawanymi za głupie) tematami). Z tego, co czytałem w twoich postach, to masz dość wyraźnie słabsze umiejętności do uczenia się niż ja (słabiej radziłeś sobie w szkole, a w moim przypadku umiejętności szkolne były wyraźną zaletą).
  10. Rzeczywiście, odczuwam potrzebę uznania moich problemów za coś wyjątkowego, za głębokie upośledzenie. Wpływa na to m.in strach przed piekłem, torturami, karą za grzechy czy bólem fizycznym, nieludzkimi warunkami życia. Sporo u mnie nędznej obawy przed niewygodą cielesną. Nie podoba mi się, gdy ktoś nie uznaje moich problemów za naprawdę poważne (np. uważając, że nie należy mi się renta - to oznacza także, że tak naprawdę nie jest aż tak źle). Ale i bez problemów religijnych mógłbym być podobnie nieporadny. Osoby, które są na spektrum tego "tradycyjnego" autyzmu, niejednokrotnie radzą sobie lepiej ode mnie, mogą nawet zakładać rodziny. Czytałem też o osobach ze schizofrenią mających potomstwo. W moim przypadku zdolność do małżeństwa byłaby raczej cudem przy takich objawach i takim funkcjonowaniu. Renta to wspomożenie nie tylko dla mnie, ale i dla rodziny. Nie trzeba leżeć w szpitalu czy chodzić do specjalnej szkoły, aby być ułomnym umysłowo. Obecny styl życia nie odpowiada mojej naturze. Problemy religijne dawały mi straszny wycisk. A do religijności osoby takie jak ja mają szczególny antytalent! Nie wiem, czy jedno z mojego rodzeństwa nie ma jakiejś łagodniejszej formy mojej "nienormalności" (ta osoba jest niereligijna i nie widzę w niej zbytnio dobrej woli w tym zakresie). Czytałem też o osobie, która ma podobny rodzaj problemów do moich, ale nie ma "makabrycznych" dziwactw (choć i tak ma sporą dziwaczność), i funkcjonuje na podobnym poziomie.
  11. Moje zaburzenia nie wyglądają mi ani na typową schizę, ani na typowy autyzm. Nerwica czy problemy osobowościowe to ewidentnie zbyt łagodne określenie na moje problemy. Na powagę czy wyjątkowość mojego przypadku składają się takie czynniki, jak np. istnienie osobliwych problemów od dzieciństwa, treść moich objawów i sfera, którą dotykają. Można nazwać mój problem chorobą psychiczną, choć szpital i leki w dużych dawkach nie wyglądają mi na coś, co by mi pomogło. Można też nazwać to upośledzeniem umysłowym (ale nie niepełnosprawnością intelektualną). Nazwanie tego rodzajem autyzmu (ale nie takiego tradycyjnego, "kannerowskiego"!) budzi najmniej wątpliwości. Ale "przeciętni" autyści nie są tacy "wykolejeni" jak ja. Wydaje mi się, że dla osób takich jak ja religijność (sfera, która sprawia mi szczególne problemy) jest czymś wyjątkowo trudnym. A ja zmierzyłem się z wyzwaniami religijnymi, przez co mogłem się okaleczyć jeszcze bardziej. Takie osoby jak ja powinny mieć "indywidualny tryb życia". Niestety, trzeba przyznać, że wielu rzeczy, które przeciętny człowiek potrafi, one nie potrafią (albo robią je nieefektywnie). Przyznanie się do upośledzenia (np. przed pracodawcą) wygląda mi na lepsze rozwiązanie dla takich jak ja niż życie "na hardzie", bez ułatwień związanych z niepełnosprawnością. Moją kondycję nazwałbym kalectwem spokojnie. Otoczenie musi zaakceptować ograniczenia i odmienność takich osób. Potrzeba wyrozumiałości i łagodności, nie srogości! Nie może robić z nich na siłę "psychotypowych" osób. Mam inny sposób funkcjonowania, "inne podejście do rzeczywistości", "inną naturę".
  12. Uważam, że leki w moim przypadku raczej zaszkodzą i jeszcze bardziej otumanią. Wtedy to boję się, że straciłbym i te umiejętności, co mam teraz, a poziom funkcjonowania wcale by się nie poprawił, tylko by spadł. Jeżeli jednostka chorobowa nazywana schizofrenią wiąże się z "katowaniem" siebie psychotropami, to nie chcę jej mieć. Mam nieprzystosowanie do życia społecznego, rodzinnego i zawodowego. Normalne kontakty nie interesują mojej natury, nawet nie umiem za bardzo sobie ich wyobrażać. Ktoś, kto dopuściłby mnie do małżeństwa, raczej zbyt odpowiedzialny by nie był. Do pracy na normalnych warunkach się nie nadaję, dokładność czy efektywność pracy w moim przypadku mogłaby ewidentnie nie zadowalać pracodawców, a taki "upoślad" mógłby być też dla innych "atrakcją turystyczną" niczym małpka w zoo. Nie chcę tak żyć, jako nędzna ofiara, nieważne, czy "normalnych" ludzi, czy mających jakieś zaburzenia czy choroby. W sferze religijnej to już w ogóle doświadczam "masakry". Tu szczególnie razi moja niepełnosprawność.
  13. A jakie było twoje dzieciństwo? Jeśli "nienormalne", to dlaczego nie masz diagnozy z grupy F84 (całościowe zaburzenia rozwoju)? Czy jesteś tylko schizofreniczką, czy może i jakąś Aspijką? Typową schizofrenię lekami można leczyć i nierzadko to bywa skuteczne, a u mnie to nie typowe objawy rzekomo królewskiej choroby są największym problemem, lecz to, że jestem "upośladem". Schizofrenicy wcale nie są tak osobliwi, jak to się wydaje. Ty upośladem nie jesteś, masz po prostu schizofrenię. I bycie aspim czy autystą nie oznacza bycia upośladem. Tak samo niepełnosprawność intelektualna czy zespół Downa nie oznaczają bycia nędzną ofiarą losu.
  14. To nie tylko zaburzenia osobowości, choć osobowość mam też poważnie nienormalną. Przede wszystkim autyzm, choroba psychiczna i niepełnosprawność. Same zaburzenia osobowości nie czynią osoby takim "popychlem" nawet dla schizofreników czy aspich. Jestem upośledzony, nazywanie moich problemów zaburzeniami osobowości to coś krzywdzącego i bagatelizującego moje problemy. W dzieciństwie zbagatelizowano moje problemy, dopuszczono mnie normalnie do sakramentów, a teraz jest bardzo źle. Dla mojej mentalności takie kondycje jak moje to najgorsze świrostwa, jakie mogą być. Udają "normalność", a czynią z ofiary popychle dla każdego wręcz. Lepsze "świrostwo" jawne niż ukryte.
  15. Spokojnie nazwałbym swoją chorobę rodzajem schizofrenii. I autyzmu też. Byle co nie daje takiego ogłupienia. Jak nawet osoby ze schizofrenią (podobnie jak te z ASD) niemile się o mnie wypowiadają, to musi być to bardzo gruba ryba to moje dziwactwo (a raczej bardziej upośledzenie). W moim przypadku to moimi problemami poważnie trzeba było się zająć, gdy byłem małym dzieckiem. Teraz następstwa niewłaściwego traktowania moich problemów strasznie dają mi w kość. Boję się leczenia psychotropami, leżenia w szpitalu, zastrzyków, elektrowstrząsów, agresji z czyjejkolwiek strony. Nie chcę wylądować w szpitalu. Jak to jeden z psychologów powiedział, po moim zachowaniu od razu widać, że jestem "inny". Nie wydaje mi się, aby psychotropy były skuteczne w moim przypadku. Mogłyby może uczynić mnie co najwyżej bardziej otumanionym, wyświadczyć "niedźwiedzią przysługę". Schizofrenicy raczej NIE są "nienormalni" jako dzieci. U takich jak ja jest odwrotnie. Nie mówię to o osobach z całościowymi zaburzeniami rozwoju jako takimi. Moja nienormalność w dzieciństwie nie była tak rażąca, jak teraz. Ale wtedy nie było też takich obowiązków, jak w dorosłości. "Nie wyobrażam" sobie normalności. W dzieciństwie nie miałem koincydencji, podejrzliwości, idei wielkościowych. Wtedy też nie wymagano tak wiele. Zrobili ze mnie jeszcze większego kalekę. Taryfa ulgowa jest dla mnie konieczna. Na szczęście orzecznicy dali mi rentę i wskazali niezdolność do pracy mimo braku leżenia w szpitalu psychiatrycznym. Potrzebuję ułatwień, nie faszerowania chemią.
  16. take

    Osobliwe "ŚWIRY"

    Potrzebę kontaktu na własnych zasadach mam od małego. Ale "wzajemny" kontakt jakoś mnie nie interesuje. Ale to nie oznacza, że nie mam autyzmu. Mój był nawet bardziej dokuczliwy od twojego, bo się tak nie narzucałeś jak ja. Od małego mam tendencję do bycia "strasznym" czy irytującym nudziarzem. I do tego chciałem mieć dziewczynę już jako kilkulatek. Twoje problemy mniej rzucały się w oczy. "Zwykli" Aspi nieraz mogą zapadać na depresję przy niepowodzeniach w socjalizacji, a w naszym przypadku socjalizacja nie obchodzi mentalności.
  17. take

    Zbiegi okoliczności

    Dziś miałem potężną koincydencję. Jedną z największych, jakiej doświadczyłem. Oglądałem pewien program i zapisywałem dane dotyczące moich wcześniejszych koincydencji. Pisałem o dwóch osobach, z którymi miałem koincydencje dnia 22.09.2014. Nagle... usłyszałem o grupie ludności, której kulturą interesowała się jedna z osób, o której miałem wtedy koincydencje. Potem usłyszałem o pewnej świętej osobie, której imię pochodziło od zwierzęcia, które kojarzy mi się z pewną "wypowiedzią" osoby, o której przed chwilą (wówczas) napisałem. Była mowa o osobie grzebiącej zwłoki i uczynieniu znaku Krzyża. Była mowa o pewnym jeziorze i o dwóch krainach, które ewidentnie mi się kojarzą z tamtą osobą. A krzyż i grzebanie zwłok kojarzą mi się też z inną osobą, z którą też miałem koincydencje 22.09.2014 i też miałem je dzięki telewizorowi. To nie był koniec. Około 30 minut później znowu była koincydencja. Na tej samej stacji (przez ten czas w ogóle nie zmieniałem kanału) była mowa o kościele w kraju, który był wspomniany podczas pierwszej dzisiejszej koincydencji. W tym kościele były zwłoki. Znowu motyw zwłok i religii, kościół był chyba katolicki. I znowu ten kraj! Na dodatek podczas audycji powodującej drugą koincydencję była mowa o metanie, o którym miałem koincydencję 14.12.2015 przez oglądanie telewizji. Wówczas najpierw przeczytałem o jeziorze Kivu w angielskim artykule o metanie w Wikipedii, a przed 23 w telewizji natknąłem się na program o jeziorze Kivu na pewnej zagranicznej stacji telewizyjnej i usłyszałem tam słowo "explosion", co pewnie miało związek z metanem. Ok. 20:30 miałem też drobniejszą koincydencję. Chyba tylko w myślach przypomniałem sobie pewną melodię, którą uznałem za pogrzebową. Po krótkiej chwili usłyszałem słowo "trupa" (to chyba chodziło dopełniacz liczby pojedynczej od "trup"). I znowu wątek związany ze zwłokami. Te koincydencje wyglądają mi na nadprzyrodzone, nie psychotyczne.
  18. Moją naturę przeraża świat rzeczywisty. Nie chce jej się wierzyć w pewne rzeczy, np. dotyczące anatomii i fizjologii ludzi, w pewne dogmaty religijne, może mieć idee, że jest Bogiem czy też że inne osoby nie istnieją. Nie czuje "chęci" dostosowania się do innych, "pogardza" "zwykłym" życiem (np. wulgaryzmami, piciem alkoholu, rozwiązłością czy ryzykowaniem zdrowia i życia). Świat jawi się jej jako bardzo zły. W urojenia nie chcę wierzyć. Dziś miałem potężną koincydencję. Jedną z największych, jakiej doświadczyłem. Oglądałem pewien program i zapisywałem dane dotyczące moich wcześniejszych koincydencji. Pisałem o dwóch osobach, z którymi miałem koincydencje dnia 22.09.2014. Nagle... usłyszałem o grupie ludności, której kulturą interesowała się jedna z osób, o której miałem wtedy koincydencje. Potem usłyszałem o pewnej świętej osobie, której imię pochodziło od zwierzęcia, które kojarzy mi się z pewną "wypowiedzią" osoby, o której przed chwilą (wówczas) napisałem. Była mowa o osobie grzebiącej zwłoki i uczynieniu znaku Krzyża. Była mowa o pewnym jeziorze i o dwóch krainach, które ewidentnie mi się kojarzą z tamtą osobą. A krzyż i grzebanie zwłok kojarzą mi się też z inną osobą, z którą też miałem koincydencje 22.09.2014 i też miałem je dzięki telewizorowi. To nie był koniec. Około 30 minut później znowu była koincydencja. Na tej samej stacji (przez ten czas w ogóle nie zmieniałem kanału) była mowa o kościele w kraju, który był wspomniany podczas pierwszej dzisiejszej koincydencji. W tym kościele były zwłoki. Znowu motyw zwłok i religii, kościół był chyba katolicki. I znowu ten kraj! Na dodatek podczas audycji powodującej drugą koincydencję była mowa o metanie, o którym miałem koincydencję 14.12.2015 przez oglądanie telewizji. Wówczas najpierw przeczytałem o jeziorze Kivu w angielskim artykule o metanie w Wikipedii, a przed 23 w telewizji natknąłem się na program o jeziorze Kivu na pewnej zagranicznej stacji telewizyjnej i usłyszałem tam słowo "explosion", co pewnie miało związek z metanem. Ok. 20:30 miałem też drobniejszą koincydencję. Chyba tylko w myślach przypomniałem sobie pewną melodię, którą uznałem za pogrzebową. Po krótkiej chwili usłyszałem słowo "trupa" (to chyba chodziło dopełniacz liczby pojedynczej od "trup"). I znowu wątek związany ze zwłokami. Te koincydencje wyglądają mi na nadprzyrodzone, nie psychotyczne.
  19. Jak czytam o schizofrenikach, to oni są zwyklejsi niż ja. Przede wszystkim z reguły są normalni w dzieciństwie. I nie są tacy "jednostronni" w kontaktach, nie są takimi "maniakami", co swoje fiksacje prezentowaliby z przyjemnością całemu światu. Ostro. Chciałbym to zobaczyć. Wygląda to raczej "bardzo głupio". Patrząc na to, "widzi się" "duże, upośledzone dziecko". Takie fale pobudzenia są przyjemne. Młodsza siostra z powodu tego rodzaju zachowań mówiła mi, żebym wyszedł na dwór (nawet, jeśli były one na innym poziomie domu). Jest to głośne. Raz za głośny śmiech nastoletnia siostra dosłownie wypędziła mnie poza drzwi domu (chyba bez butów byłem przez jakiś czas na dworze), bo śmiałem się z powodu przeczytania o koincydencjach na telefonie komórkowym, kiedy byłem na dole domu, a ona na górze. Można zataczać kółka na dywanie podczas czegoś takiego jakby nieświadomie. Może temu towarzyszyć powtarzanie jakiś zabawnych słów, chyba na dodatek z jakimś dziwnym "akcentem", co też wygląda "głupio". Mogę śmiać się "jak małpa", głośno (np. z powodu tego, co pojawiło się w moich myślach).
  20. http://www.fronda.pl/a/patriarcha-problemem-nie-jest-isis-ale-sama-mentalnosc-muzulmanow,62448.html:
  21. take

    Osobliwe "ŚWIRY"

    Wygląda to na jakąś chorobę psychiczną o niezwykle wczesnym początku U mnie jest podobnie - nie pamiętam sobie potrzeby bycia kochanym także w dzieciństwie ani czucia miłości do rodziców. Też mogę sobie nie wyobrażać za bardzo uczucia bycia kochanym czy niekochanym.
  22. Możliwe, że mam wyraźną abulię (problemy z podejmowaniem decyzji) i apatię (ogólne spowolnienie). Moje funkcjonowanie czy myślenie wygląda na zdezorganizowane. Z moją uwagą i koncentracją może nie być jakoś dobrze, zwłaszcza wtedy, gdy zajmuję się czymś, co mnie nie interesuje. W ogóle mogę wyglądać na "kogoś oderwanego od rzeczywistości", "osobę nie mającą kontaktu z rzeczywistością", "osobę żyjącą we własnym świecie", "kogoś nieliczącego się z wymaganiami rzeczywistości w myśleniu i działaniu". Już w dzieciństwie zdarzały mi się dziwaczne, absurdalne wygłupy, mogę mieć tendencje do "wesołkowatości". Zdarzyło mi się też śmiać (mimo tego, że nie czułem z tego radości i nie chciałem się śmiać) z tego, że dziewczynka zakaziła się wirusem HIV chyba przez transfuzję w dzieciństwie. Za to zachowanie tata mnie ukarał fizycznie (zbił mnie pasem czy ręką). Dziwne, związane z myśleniem magicznym objawy obsesyjno-kompulsywne były u mnie powszechne w okresie gimnazjalnym. W liceum pojawił się lęk, że inni ludzie chcą mnie zabić czy otruć (z tego powodu np. bałem się wypić sok, który był podany, gdy miałem diagnozę zespołu Aspergera, co zauważyła jedna z osób pracujących w ośrodku). Taka "podejrzliwość". W wieku ok. 16 lat "nie wiadomo skąd" pojawiła się pokusa mówiąca, że inne osoby tak naprawdę nie istnieją. Wiosną 2009 r. miałem "ciemności duchowe", a w czerwcu (a może już w kwietniu) 2009 r. miałem absurdalną myśl, że jestem Bogiem (chodzi o Najwyższy Byt), mogłem się na nią na moment zgodzić. W 2014 r. (we wrześniu) zacząłem doznawać mnóstwa tajemniczych koincydencji, często związanych z Aspimi (osobami z ZA i podobnymi kondycjami). Te zjawiska mogły być bardzo absorbujące dla mnie. Możliwe, że to właśnie przez nie dostałem diagnozę zaburzenia schizotypowego. Koincydencje te same w sobie wyglądają mi na zjawisko nadprzyrodzone, a nie na objaw psychotyczny. Już w dzieciństwie miałem "dziwny wstyd" związany z niechęcią do jazdy pewnymi pojazdami, bo one, ich nazwy czy rysunki na nich były dla mnie jakoś "brzydkie" (to było jeszcze przed pójściem do zerówki), nie kojarzy mi się to z lękiem. W szkole podstawowej pojawiło się wstydzenie się tego, że mam twarz (po obejrzeniu bajki Kot Ik!, w której była "Radosna Twarz" (to chyba był taki statek kosmiczny) i tego, że jestem człowiekiem (po obejrzeniu jakiejś bajki chyba 8 grudnia 2000 r., w której były jakieś brązowy kuleczki o jakby podłużnym kształcie, które miały wskazywać na obecność człowieka). Ta cała sytuacja wygląda mi dziwnie, trudno może być mi ją opisać. W wieku ok. 12 lat modliłem się o to, aby stać się bardzo potężną, bezgłową, czarną istotą z ostrych trójkątów (okrągłe kształty były "brzydkie" dla mnie). W gimnazjum mogłem nawet mówić, że nie mam głowy czy innych części ciała, sporo się wtedy wygłupiałem. W drugiej połowie 2015 r. dostałem umiarkowany stopień niepełnosprawności ze wskazaniem "niezdolny do pracy" ze względu na niepełnosprawność istniejącą od 17 r. ż. i rentę socjalną (w przypadku obydwu komisji, i w PZDSOON, i w ZUS-ie) nie było potrzeby odwoływania się. W sierpniu tego roku karetka zabrała mnie do psychiatry, było to w miejscu, gdzie było bardzo wielu ludzi, wizyta trwała krótko i szybko zostałem wypuszczony.
  23. Proszę o pomoc, wypowiedzenie się na mój temat. Ostatnio mam trudności z pisaniem postów, taki "natłok myśli". Dostrzegam u siebie straszne dziwactwo. Normalny to już w dzieciństwie nie byłem, a nienormalność wykazuje u mnie tendencje wzrostową z wiekiem. We wczesnym dzieciństwie mogłem wyglądać całkiem normalnie, ale może już przed pójściem do szkoły babcia zabrała mnie do bioenergoterapeuty (chociaż jest całkiem gorliwą katoliczką), powiedziała mi, że to dlatego, że bałem się betoniarki. Na ostatniej wizycie u psychiatry spytałem się, czy mam schizofrenię, ale lekarz powiedział, że nie. Napisano, że mam tylko zaburzenia schizotypowe (F21), a nie schizofrenię (F20). Mam też diagnozę zespołu Aspergera (ZA) od kilku lat. Usłyszałem coś, z czego wynika, że diagnoza F20 kłóci się z rozpoznaniem ZA, ale już nie (nie tak bardzo przynajmniej) z F21. Na forum o zespole Aspergera ważne osoby pisały o tym, że z moich postów wynika to, że mam pełnoobjawowy epizod psychotyczny czy to, że jestem standardowym schizolem. Zaburzenia schizotypowe miałem zdiagnozowane dopiero na początku 2015 roku. Nie mam przyjaciół, nie miałem sympatii. Mam 24 lata. Nie czuję potrzeby socjalizowania się, bycia kochanym przez kogoś (chociaż "pragnienie" posiadania partnerki miałem już w dzieciństwie), nawet akceptacja i posiadanie przyjaciół jakoś bardzo mnie nie pociągają. Mam za to wyraźne skłonności do jednostronnych kontaktów społecznych na własnych zasadach, które są dla mnie "zabawą" czy "nabywaniem wiedzy". Mam słabą komunikację niewerbalną, w dzieciństwie i wczesnym okresie dojrzewania byłem prześladowany w szkołach. Mam "fiksacyjne", "zawężone", raczej niezbyt praktyczne i "nietypowe" zainteresowania od dzieciństwa. Lubię mapy, statystyki, kolekcjonowanie, proste i powtarzalne czynności (jak wypisywanie długopisów, zapisywanie zeszytów, koszenie trawy). Często chodzę bez celu, lubię manipulować miękkimi przedmiotami w ręku (jak plastelina czy starta gumka, chociaż bywały to i obrzydliwe rzeczy, jak wysuszona wydzielina z nosa czy łupież (który nawet teraz dla zabawy zdarza mi się zdrapywać z głowy). Zdarzają mi się też "mocniejsze" zachowania autostymulacyjne, jak kręcenie się w kółko, wydawanie odgłosów, mówienie słów, głośne śmianie się, wydawanie pisków, bieganie, podskakiwanie, różne czynności wykonywane rękami (jak zacieranie ich, klepanie w udo, klaskanie, wymachiwanie, trzepotanie nimi), dotykanie mebli - "mocniejszym" zachowaniom autostymulacyjnym raczej towarzyszy "przyjemne pobudzenie". Mam problemy z niemiłymi bodźcami zmysłowymi, np. dotykaniem po policzkach, czesaniem, kontaktem z za zimną lub za ciepłą wodą podczas mycia się czy kąpieli, przyjmowaniem zastrzyków, patrzeniem wprost w światło (miałem z tym spory problem na badaniu związanym ze studiami), mam dość wąskie menu, nie lubię niewygodnych ubrań. Z WF-u byłem niezbyt mocny, bardzo słaby byłem z siatkówki, a moja siła fizyczna i wytrzymałość nie są zbyt wielkie.
  24. take

    Wkurza mnie:

    Nie ukrywam, że nie podoba mi się, że tak mało osób odpowiada na moje posty Ta "potrzeba kontaktów NA WŁASNYCH ZASADACH"...
  25. take

    Zbiegi okoliczności

    Mi to nie wygląda ani na urojenia, ani na przypadek. Takie koincydencje, które mnie spotykają, są dla mojej psychiki absorbujące i niewiarygodne. Mogą mieć myśli "TO WSZYSTKO O MNIE!" - ale czy to musi oznaczać, że koincydencje nie są nadprzyrodzonym zjawiskiem? NIE! Dlaczego tylko ja dostrzegam tyle koincydencji? Dlaczego inni ludzie w zdecydowanej większości nie mają takich doświadczeń? "Urojeniowe" mogą być niektóre idee związane z koincydencjami, pokusy. Nie znajduję "naukowego" wytłumaczenia dla tych koincydencji.
×