-
Postów
4 076 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez take
-
Nie podoba mi się to, że mama nie tak rzadko krzyczy i używa wulgaryzmów, zwłaszcza wobec dzieci.
-
http://ndie.pl/sojusz-polski-i-wegier-jest-grozniejszy-dla-europy-anizeli-panstwo-islamskie/:
-
Kazanie takiej osobie jak ja, aby odbyła spowiedź generalną (nie chodzi tu np. o to, żeby powiedzieć przed księdzem coś w rodzaju tego, że np. masturbowałem się dwa tysiące razy (pojedynczy grzech, który może okazać się wstydliwy dla wielu osób), tylko odbyć długą spowiedź ze sporej liczby grzechów), dla mojej psychiki jest po prostu "barbarzyńskie". Mogło być tak, że podczas spowiedzi generalnej po prostu nie chciało mi się czegoś powiedzieć, nawet bez lęku. "Zamęt", ciężar odpowiedzialności, liczba rzeczy do powiedzenia na takiej spowiedzi są dla mnie przytłaczające, przeciążające, "koszmarne". Takie problemy mogą też być bardzo zniechęcające. Gdy byłem w gimnazjum, to robiłem bardzo złe rzeczy, których nie uważałem za grzechy, przynajmniej ciężkie. Zdarzyło mi się być bardzo niegrzecznym, a mimo tego regularnie przystępowałem do Komunii. Powiedziałbym przynajmniej, że uważałem siebie za lepszego od koleżanek, które były dla mnie atrakcyjne seksualnie. Sporo było tych rzeczy. Gdy byłem w wieku przedgimnazjalnym, to też zdarzyło mi się robić złe rzeczy. W ogóle jakbym "wierzył", że osoba taka jak ja nie jest w stanie popełnić grzechu ciężkiego, czyli i nie ma konieczności spowiedzi w jej przypadku. Jak byłem młodszy, to miałem jeszcze mniejszą wiedzę w sprawach duchowych, niż obecnie. Nie miałem diagnoz i poważnych zaświadczeń. O wiele mniej wiedziałem o swoich problemach. W szkole podstawowej i gimnazjum byłem prześladowany przez rówieśników. Do pierwszej spowiedzi i Komunii dopuścili mnie normalnie, bez jakiegoś specjalnego przygotowania. Po co narzucili na mnie tak dużą odpowiedzialność, jak przystępowanie do Komunii czy spowiedzi? Rodzice też potrafili być wulgarni i surowi, srogo karać za drobne rzeczy. I jeszcze miałby spaść na mnie obowiązek odbycia spowiedzi generalnej z wyznaniem sporej ilości grzechów? Taka praca mnie przeraża. Wyznać jeden grzech przez kilka sekund to co innego niż odbyć spowiedź z całego życia. Po co wymagać czegoś tak skomplikowanego jak spowiedź z całego życia od takiego "biedaka" jak ja? Moja mentalność uważa, że takie praktyki jak długie spowiedzi nie powinny być w ogóle odbywane przez takie osoby jak ja, nawet wtedy, jeżeli taka osoba miałaby spory bagaż grzechów ciężkich, których wypowiedzenie mogłoby potrwać długo. Na spowiedziach generalnych chyba zdarzało mi się "zawyżać" swoje grzechy ze strachu przed karą. Nie wiem, czy pewnego razu nie doznałem halucynacji polegającej na widzeniu postaci księdza obok kościoła (miałem wtedy "ciemności duchowe" i byłem w okresie odbywania spowiedzi generalnych). Spowiedź generalna to coś za ciężkiego odpowiedzialnościowo i organizacyjnie dla takiej osoby jak ja. O tym, żeby ktoś ponad dziesięć razy w ciągu około dwóch lat przystępował do spowiedzi generalnej, nie słyszałem i nie czytałem.
-
Moja mentalność myśli, że taka spowiedź musi być ważna. Konieczność wyznania wszystkich grzechów naraz dla takiej upośledzonej osoby jak ja jest przytłaczająca. Moja psychika uważa, że nawet od zwykłych ludzi nie powinno się być tak surowym. Dla mnie problemem przy spowiedziach generalnych było wyznawanie tak wielu rzeczy, i to na jednej spowiedzi. Ilość była przytłaczająca. Przerażające dla mnie jest ogarnianie tego wszystkiego, kiedy spowiedź się skończyła, to coś sobie przypominałem i chciałem to wypowiedzieć. Myślałem(?), że przez chwilę na spowiedzi generalnej chciałem zataić coś poważnego, ale kiedy sobie przypomniałem o tym, to chciałem to wyznać. Dla osoby takiej jak ja spowiedź generalna z całego życia to coś wyraźnie nieodpowiedniego. Dokonywałem też spowiedzi generalnych z karteczkami, ale i tak skrupuły były. Czytałem, że spowiedź generalna nie jest wskazana dla skrupulantów. Pewien spowiednik powiedział mi podczas jednej ze spowiedzi, że moje spowiedzi były dobre. Mojej mentalności nie podoba się też to, że jeżeli ktoś by zataił coś poważnego na spowiedzi generalnej i wyznał resztę grzechów, to i tak musi powtarzać wszystkie grzechy ciężkie, bo pod wpływem pokusy, jakiejś wielkiej bojaźni czy zakłamania zataił coś, co musiał wyznać. Dla mojej psychiki to krzywdzące - po co wymagać od poranionego człowieka czegoś tak trudnego organizacyjnie jak wyznanie wszystkich grzechów ciężkich, które przychodzą na myśl, na jednej spowiedzi? Powiedzenie jednego grzechu przed księdzem nie jest dla mnie takie trudne jak wypowiedzenie kilkunastu naraz. Wiele grzechów popełniałem w okresie przed tym, jak zacząłem być leczony psychiatrycznie, wtedy nie wiedziałem zbytnio o zagadnieniach psychiatrycznych. Obecnie mam nie tylko diagnozę OCD, ale i całościowego zaburzenia rozwoju i choroby psychicznej oraz dostałem rentę socjalną i stopień niepełnosprawności ze wskazaniem "niezdolny do pracy". Spowiedź generalna, wyznawanie wielu grzechów naraz dla mnie jawi się jako nieodpowiednia "praca" dla takiej osoby jak ja.
-
Dla mnie "udręką" jest sama konieczność przypominania sobie grzechów ciężkich i wyznawania ich... Moją mentalność oburza cały ten "zachód"... Moja psychika chciałaby całkowitego zniesienia obowiązku spowiedzi i rachunku sumienia dla wiernych. Koszmar skrupułów nasilało u mnie to także, że jeżeli się zataiło jakiś grzech ciężki, to trzeba było powtarzać na kolejnej spowiedzi WSZYSTKIE grzechy ciężkie, które powiedziało się na tej spowiedzi, na której się zataiło grzech ciężki, a nie tylko to, co zatajone.
-
Moje przypadłości to nie tylko osobliwości związane z seksualnością. Powiedziałbym, że normalne życie mnie przerasta. Od rodziny nie dostaję wsparcia, co może bardzo negatywnie się na mnie odbijać. Zaświadczenia, komisje sam załatwiałem sobie. Dzięki nim mam dowody, że jest naprawdę poważna sprawa. Takich osób jak ja nie można skazywać na to, aby same sobie jakoś radziły (np. znajdowały pracę).
-
Jak byłem młodszy, to czyniłem bardzo złe rzeczy, których teraz nie pamiętam. Miałem wtedy znacznie mniejszą wiedzę na tematy związane z duchowością. Niektóre moje wybryki czy wygłupy mogły doprowadzić do tragedii.
-
Rozsądni ludzie powinni bez wątpienia dać mi rentę. To także wsparcie dla rodziny mającej, bądź co bądź, poważnie chore dziecko. Wcale nie jestem wysokofunkcjonujący. Sama treść moich myśli pokazuje, że jestem bardzo nienormalny. Faszerowanie psychotropami czy leżenie w psychiatryku należą do rzeczy, których chcę uniknąć. Myślę, że bardziej mogłyby mi zaszkodzić, niż pomóc (np. że przez nie dostałbym efektów ubocznych już na dobre wykluczających z jakiejkolwiek pracy, nawet w specjalnych warunkach). Z normalnym życiem (np. religijnym) nie daję sobie rady. Wydaje mi się, że osoby takie jak ja (nie chodzi tu o kogokolwiek mającego chorobę psychiczną czy całościowe zaburzenie rozwoju, bo mogą być osoby mające i jedno, i drugie, ale jednak takie, które mimo tego mogą być dopuszczone do założenia rodziny) nie powinny obcować płciowo i mieć dzieci (a co za tym idzie, być w związku małżeńskim), bo to za duża odpowiedzialność jak na nie. Na pracę patrzę wyraźnie bardziej optymistycznie, ale trzeba stworzyć tym osobom odpowiednie warunki (np. przyjazna atmosfera w domu, świadomość problemów takiej osoby w pracy i wyrozumiałość wobec niej, zdawanie sobie sprawy z jej ograniczeń). Wtedy możliwe jest radzenie sobie bez renty, ale trzeba dobrej woli także ze strony otoczenia, a nie tylko samego chorego. Pewne rzeczy są "nieuleczalne" u mnie. Pewnych można się pozbyć, zwłaszcza zboczeń czy natręctw. Jestem chory, a rodzina nie chce przyjąć tego do wiadomości, czym tylko pogarsza sytuację. Nie myślę o tym, aby pracować na normalnych zasadach. Co z tego, że umiem sobie radzić na studiach, jak ogólnie funkcjonuję jak osoba z większą niepełnosprawnością intelektualną. "Natura", sposób funkcjonowania są u mnie "nieusuwalne". Jeżeli miałbym pracować, to w jakiś bardzo banalny sposób, do czasu ukończenia studiów nie więcej niż 2 - 3 dni po 8 godzin na tydzień. W moim przypadku orzeczenie o (co najmniej) umiarkowanym stopniu niepełnosprawności wygląda mi na coś niezbędnego, by pracować w odpowiednich warunkach. Bez renty może da się przeżyć, ale bez większego stopnia niepełnosprawności widzę sprawę wyraźnie gorzej.
-
Nie czuję potrzeby większego angażowania się religijnego. Dla mnie praktyki religijne ogólnie są męczące. Dwa pacierze i udział we Mszy w dni nakazane "w zasadzie mi wystarczą". Teraz nie modlę się jakoś bardzo dużo. Mam dużo wątpliwości na temat wiary. Obowiązek spowiedzi jest dla mnie czymś wyraźnie obciążającym. Mam problem z organizacją funkcjonowania, np. pisaniem pracy dyplomowej czy nawet i postów na forach.
-
Nawet jeśli mam pełnoobjawowy epizod psychotyczny, to nie występują w nim halucynacje. Nie radzę sobie z normalnym funkcjonowaniem. Nie widzę w sobie pociągu do normalności. Nie widzę u siebie szans na bycie "normalnym", widzę inny sposób funkcjonowania, inną "naturę" u siebie. Normalny schizofrenik nie jest taki, jak ja, w dzieciństwie. Nie radzę sobie z wymaganiami stawianymi przez religię, mam wątpliwości i lęki z tym związane. Ale gdyby nie religia, to może skończyłbym jeszcze gorzej. Mam skłonności do wygłupiania się, "absurdalnych" i dziwacznych zachowań, "wesołkowatości". To mi dziwnie przypomina hebefrenię. Pewne dziwaczne wygłupy pamiętam już z początku uczęszczania do szkoły podstawowej. Mniej więcej na początku chodzenia do szkoły podstawowej pojawiły się u mnie kompulsje kontrolujące ("magiczne" natręctwa). Mniej więcej w okresie gimnazjalnym był ich szczyt. Około przełomu okresu gimnazjalnego i licealnego pojawiły się u mnie myśli, że inne osoby mogą nie istnieć, na diagnozie ZA bałem się, że mogę się zatruć podanym sokiem, a w liceum pewnego razu miałem myśli, że jestem Stwórcą (już szczyt absurdu). Kilka lat temu sporadycznie miałem też iluzje zmysłowe (błyski, głosy). W gimnazjum miałem dziwaczne myślenie i zachowania typu mówienie innym, że nie mam głowy czy pośladków. Widzę u mnie coś wyraźnie "większego" psychiatrycznie niż sam Asperger. Jestem "infantylny", co widzę też w mojej seksualności.
-
Raczej niejeden spowiednik wie o moich skrupułach. Bardzo nie podoba mi się sama możliwość wiecznego potępienia. Nie ciągnie mnie jakoś do głębszych praktyk religijnych, które dla mojej natury są raczej męczące, a "mi" nie w głowie skupienie modlitewne.
-
Mi nie podoba się to, że mama kładzie rzeczy takie jak książki w tej części mojego łóżka, na której kładę nogi, gdy leżę na łóżku. Boję się, że przez to te książki zostaną zakażone. Boję się także zakażenia miejsc, na których te książki będą leżeć. Na dodatek bywa wulgarna, agresywna i narzeka na nieporządek w pokoju, a sama kładzie przedmioty użytku tam, gdzie kładzie się nogi, które mają kontakt z podłogą w domu, po której czasem np. kot ze dworu połazi.
-
Mnie denerwuje to, że przebywanie w stanie wolnym może dla mnie czasem być męczące. Chciałbym, aby bezżenność i abstynencja mnie nie "bolały".
-
Mnie denerwuje zachowanie mojej mamy, która niedawno dała mi wulgarną burę za brak porządku w pokoju. I nawet nieco przemocy fizycznej zastosowała. Niech się takimi głupotami nie przejmuje i dzieci nie maltretuje. Wobec siostry też dziś się bardzo źle zachowała.
-
Wielu Polaków po prostu sobie nie życzy wyznawców islamu na swojej ziemi, zwłaszcza radykalnych, mających wrogie zamiary wobec "niewiernych" czy takich, którzy będą "brzuchami swoich kobiet zdobywać kraje niewiernych". Wysokiej dzietności u muzułmanów to się obawiam. A u katolików z dzietnością jest o wiele gorzej niż u muzułmanów.
-
Biedni lewicowcy, co popierają imigrację muzułmańską... Muzułmani, którym tak chcą pomóc, mogą pragnąć zamordować czy zgwałcić niewiernych, co udzielają im pomocy... Dla mojej psychiki ideologia, która prowadzi do takich zachowań, jest "moralnym dnem". Moja natura brzydzi się światopoglądem muzułmanów i "nienawidzi" go, ale "lewakom" to współczuję i czuję nawet do nich sympatię (mimo tego, że się nie zgadzam z poglądami "lewackimi"). Nie chodzi mi o to, aby krzywdzić muzułmanów, ale nie chcę ich światopoglądu w Polsce, a co za tym idzie, zdecydowanie nie życzę sobie sprowadzania jego wyznawców do Polski, nawet wtedy, jeżeli w ich kraju "nie ma dla nich życia" - niech przyjmą ich sąsiednie kraje, gdzie islam teraz i tak dominuje, jeżeli w jakimś państwie muzułmańskim jest katastrofa humanitarna! Mi wiara muzułmańska kojarzy się z niewolnictwem (np. modlitwy pięć razy na dzień, rygorystyczne przepisy pokarmowe, podejście do kobiet (które dla mojej psychiki jest obłudne i szkodliwe)).
-
http://www.fronda.pl/a/marek-jurek-chronmy-polske-przed-islamskim-zagrozeniem,60880.html
-
Dziwaczne i nasilone potrzeby płciowe, osobliwe zboczenia
take odpowiedział(a) na take temat w Seksuologia
Seksualność jest dla mnie bardzo trudnym zagadnieniem. W sensie mentalny bardzo niewygodne są dla mnie bezżenność oraz abstynencja seksualna. I to jeszcze przy takim podejściu środowiska do moich problemów jak spotykam w rodzinie czy w niektórych wypowiedziach na forach. -
Dziwaczne i nasilone potrzeby płciowe, osobliwe zboczenia
take odpowiedział(a) na take temat w Seksuologia
Nie chodzi mi o to, aby czuć preferencję czy popęd seksualny do kobiety z samym odbytem. W tej idei psychotycznej związanej z tym, że wszystkie kobiety na świecie po prostu nie mają zewnętrznych i wewnętrznych narządów płciowych chodziło o to, aby "uniemożliwić" wiarę w to, że możliwy jest akt małżeński - brak pochwy, brak wulwy i narządów rozrodczych oznaczałby, że nie ma miejsca w ciele kobiety, które mężczyzna musiałby spenetrować członkiem, aby dokonać godziwego współżycia i zapłodnić niewiastę. W tej idei urojeniowej odrzucone zostało też istnienie komórek jajowych i nawet to, że kobiety (zwłaszcza Aspijki) narodziły się w wyniku połączenia się plemnika z komórką jajową i przed narodzeniem były w ciele niewiasty. Odbyt nie jest organem seksualnym. Współżycie analne może skończyć się uszkodzeniem odbytu partnera biernego (co byłoby bardzo niewygodne) i zakażeniem partnera czynnego (np. bakteriami kałowymi), co też nie byłoby przyjemne. Odbyt nie jest przystosowany do tego, aby znajdował się w nim penis, a penis nie jest przystosowany do tego, by znaleźć się w odbycie. Dwuletnia dziewczynka ma ujście cewki moczowej i wydala nim mocz. Ma ona też odbyt i wydala nim kał i gazy jelitowe. To samo dotyczy sześciomiesięcznej dziewczynki. Kał, gazy jelitowe i mocz występują już u malutkich dziewczynek, co nawet nie mówią. U chłopców jest to samo - też wydalają kał, mocz i gazy jelitowe od bardzo małego. Obydwie płcie mają ujście cewki moczowej i odbyt. Ujście cewki moczowej nie jest miejscem, w którym umieszcza się penisa, aby zapłodnić kobietę. Jest ono bardzo wąskie i oczywiste jest, że penis się tam nie zmieści. A ta idea mówi, że w miejscu wulwy jest tylko ujście cewki moczowej oraz że nie ma wejścia do pochwy i warg sromowych. Nie ma narządów płciowych u kobiety - nie można dokonać jej zapłodnienia, nie ma jak umieścić nasienia w taki sposób, aby doprowadzić do prokreacji. Powstał uderzający absurd w mojej psychice. Twierdzi "ona", że Aspijki z forum o ZA (i w ogóle kobiety): - nie poczęły się w wyniku połączenia plemnika z komórką jajową - przed porodem nie przebywały we wnętrzu organizmu kobiety (w jej układzie rozrodczym) - nie posiadają sromu - nie posiadają wejścia do pochwy i samej pochwy - nie mają intymnego zapachu z prywatnych części ciała (których według tej idei W OGÓLE nie mają, gdyż według niej kobiety są pozbawione układu rozrodczego) - nie posiadają warg sromowych - nie posiadają macicy - nie posiadają jajników i jajowodów - nie posiadają komórek jajowych Uznaje natomiast, że Aspijki i kobiety mają odbyt i ujście cewki moczowej i od bycia maleńkim dzieckiem wydalają mocz, kał, gazy jelitowe. Uznaje, że mają układ trawienny, krwionośny, limfatyczny, nerwowy, oddechowy, kości, mięśnie. Uznaje, że mężczyźni mają genitalia (jak prostata, członek męski, jądra) i wytwarzają plemniki i nasienie. Uznaje, że mają oni wcześniej wymienione układy. -
Jeśli chodzi o leczenie, to rodzina zdecydowanie nie zdaje sobie sprawy z powagi moich problemów. Atmosfera w środowisku jeszcze bardziej może mnie dezorganizować. Do psychiatry chodziłem mniej więcej raz na trzy miesiące, na około 30 minut. Chciałbym mieć naprawdę sporo kontaktów ze specjalistami (psycholodzy, psychiatrzy, seksuolodzy). A jak rodzina (zwł. mama) będzie nadal liczyć na gruchy na wierzbie takie jak doktorat czy studiowanie drugiego kierunku przeze mnie, to raczej będę się jeszcze bardziej cofać z poziomem funkcjonowania, a nie iść do przodu. Uważam, że mam szansę na to, by w przyszłości (może nie takiej dalekiej) godnie pracować i nie brać renty. A wymagania stawiane mi przez religię (np. konieczność rachunku sumienia i wyznania wszystkich grzechów ciężkich) jest dla mojej psychiki "ciężarem nie do uniesienia". I od dźwigania takiego "ciężaru" stan psychiczny się pogarsza. Kościół powinien zdecydowanie inaczej, łagodniej postępować z osobami takimi jak ja. Mi dwa pacierze na dzień i udział we mszy w obecne dni nakazane jakby wystarczą. Ale robienie czegoś takiego jak rachunek sumienia i wyznanie dużej liczby grzechów na raz "zdecydowanie nie służą mojemu zdrowiu psychicznemu". Dla mojej mentalności takie praktyki są zbędne i bardzo problematyczne. Uważa, że osoby takie jak ja nie powinny mieć tego typu obowiązków religijnych, tak jak np. niemówiący nie mogą wypowiedzieć swoich grzechów. Dla mojej mentalności konieczność rachunku sumienia czy wyznawania wielu grzechów na raz jest "znęcaniem się" nad kimś takim jak ja.
-
Dziwaczne i nasilone potrzeby płciowe, osobliwe zboczenia
take odpowiedział(a) na take temat w Seksuologia
Chciałbym mieć naprawdę sporo kontaktów ze specjalistami (psycholodzy, psychiatrzy, seksuolodzy). A jak mama czy rodzina będą nadal liczyć na gruchy na wierzbie takie jak doktorat czy studiowanie drugiego kierunku przeze mnie, to raczej będę się jeszcze bardziej cofać z poziomem funkcjonowania, a nie iść do przodu. Uważam, że mam szansę na to, by w przyszłości (może nie takiej dalekiej) godnie pracować i nie brać renty. A wymagania stawiane mi przez religię (np. konieczność rachunku sumienia i wyznania wszystkich grzechów ciężkich) jest dla mojej psychiki "ciężarem nie do uniesienia". I od dźwigania takiego "ciężaru" stan psychiczny się pogarsza. Kościół powinien zdecydowanie inaczej, łagodniej postępować z osobami takimi jak ja. Mi dwa pacierze na dzień i udział we mszy w obecne dni nakazane jakby wystarczą. Ale robienie czegoś takiego jak rachunek sumienia i wyznanie dużej liczby grzechów na raz "zdecydowanie nie służą mojemu zdrowiu psychicznemu". Dla mojej mentalności takie praktyki są zbędne i bardzo problematyczne. Uważa, że osoby takie jak ja nie powinny mieć tego typu obowiązków religijnych, tak jak np. niemówiący nie mogą wypowiedzieć swoich grzechów. Dla mojej mentalności konieczność rachunku sumienia czy wyznawania wielu grzechów na raz jest "znęcaniem się" nad kimś takim jak ja. -
Boję się, że kiedyś w życiu popełniłem grzech ciężki. Bardziej bałbym się sytuacji sprzed dorosłości, kiedy to zdarzały mi się bardzo złe wygłupy. Wiedziałem, że nie powinienem tak robić. Odbyłem chyba około kilkanaście spowiedzi generalnych w czasie licealnym. W ostatnim czasie (studiowania) czytałem dużo niekatolickich stron, co wywoływały rozterki duchowe. W okresie gimnazjalnym często się masturbowałem (ale nie w typowy sposób, co więcej, nie uznawałem tego za grzech). Przed nawróceniem miałem mniejsze poznanie. Nie wiedziałem tyle o m.in. czystości seksualnej, co obecnie. Myśli o koleżankach (nieczystych) nie uznawałem za grzech. Już przed pierwszą spowiedzią zdarzały mi się bardzo złe czyny (np. poważna agresja dla hecy, absurdalna). Bardziej bałbym się grzechów ciężkich popełnionych przed okresem moich spowiedzi generalnych. Później to miałem już poważne zaburzenia, diagnozy, wizyty u psychiatry. Nawróciłem się w okresie licealnym, kiedy to zaczęło się leczenie psychiatryczne. W okresie przedlicealnym byłem ofiarą przemocy rówieśniczej. Rodzice mogli być wyraźnie agresywni wobec dzieci (za drobne sprawy) i wobec siebie. Spowiadanie się z bagażu grzechów z okresu sprzed rozpoczęcia leczenia farmakologicznego i diagnozy ZA było problematyczne. Teraz mogę czuć się nawet bardziej "niepoczytalny" niż przed jesienią 2008 r. Nie mam znajomych (co za bardzo mojej mentalności nie przeszkadza), tym bardziej nigdy nie miałem sympatii. Boję się popełnienia grzechu śmiertelnego. Jako dziecko bardzo często, wręcz regularnie, nie chodziłem do kościoła w dni nakazane. Po bierzmowaniu to się zmieniło diametralnie. Nie chcę mieć grzechu, nie wiem, jak żyć. Rodzina nie wspiera mnie psychicznie, mama może liczyć na "gruszki na wierzbie" typu doktorat, normalna praca, prawo jazdy, drugi kierunek. Ja chcę umrzeć i żyć w łasce uświęcającej. Wygłupami w młodości wyraźnie się poraniłem - często się z nich spowiadałem i nie wiem, czy nawet nie przesadzałem dość wyraźnie na spowiedziach z lęku przed grzechem. Na pewno Kościół z osobami takimi jak ja MUSI postępować inaczej. "Koszmar" skrupułów sprzed kilku lat, jakiego doświadczyłem, jest tego dowodem. Powiedzenie pojedynczego poważnego grzechu nie było jakoś specjalnie trudne, ale zorganizowanie spowiedzi, i to generalnych było "koszmarem"!
-
Nie znasz się na moim problemie. Chyba widzisz je mniejszym, niż są w rzeczywistości. Boję się grzechu ciężkiego i konieczności spowiedzi (już organizowanie spowiedzi to dla mnie "koszmar" ). Myślę, że w ogóle nie jestem w stanie popełnić grzechu ciężkiego, jeśli już, to co najwyżej lekki, a przy takiej kondycji, jak moja, nie ma wystarczającej materii do popełnienia grzechu ciężkiego (zwłaszcza takiego jak np. świętokradzkie przyjęcie sakramentów świętych). Złe zachowania w moim przypadku wynikają także ze środowiska ignorującego problemy (ostatnio wizyty z niejednym psychologiem, komisje w sprawie niepełnosprawności i renty załatwiałem sam, bez wiedzy rodziny i w pewnym sanktuarium byłem nawet przewieziony karetką do psychiatry) czy nieprzyjaźnie się wobec mnie zachowującego.
-
Nie byłoby mi przykro, aby w trosce o bezpieczeństwo zwykłych mieszkańców Europy nawet zwykłych (nieradykalnych) muzułmanów w niej nie było (boję się, że mogą się zradykalizować albo udają spokojnych). Bardzo boję się tego światopoglądu. Moja mentalność na dodatek nienawidzi wielu zasad ich religii i dla niej to po prostu zniewolenie człowieka.
-
To, jak ja radzę sobie z religią, jest żałosne. Dla mojej mentalności obrzędy religijne są jak bezsensowne, zniewalające natręctwa. Nie odczuwam raczej potrzeby tego, aby osobiście kontaktować się z Najwyższym. Dla mojej natury religia jest ciężarem. Z moim stanem psychicznym nie za wesoło jest.