
cheiloskopia
Użytkownik-
Postów
1 099 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez cheiloskopia
-
Irracjonalne poczucie winy - jak? dlaczego? za co?
cheiloskopia odpowiedział(a) na cheiloskopia temat w Depresja i CHAD
U mnie z funduszami kiepsko, dlatego zdana jestem na cudowny NFZ, który w kwestii jakichkolwiek terapii wychodzi z założenia "brać co jest i nie wydziwiać" Nawet dziewczynę ze zdiagnozowaną silną hemofobią wcisnięli na oddział leczenia nerwic, bo nie mieli jej nic innego do zaoferowania :) -
Widzisz - zaczyna dzialać :) teraz bedzie już tylko lepiej - glowa do góry
-
z kieliszkiem
-
Irracjonalne poczucie winy - jak? dlaczego? za co?
cheiloskopia odpowiedział(a) na cheiloskopia temat w Depresja i CHAD
Tylko wiesz, jak to jest z terapiami w Polsce Szukając takiej typowo dla DDA, odsyłali mnie od Annasza do Kajfasza i proponowali wciąż ten sam rodzaj leczenia, któremu już się poddałam i jakoś pewnych rzeczy mimo wszystko nie ogarnęłam. Ale jestem uparta - załatwiłam sobie w końcu po kilkutygodniowych negocjacjach i mnóstwie telefonów przyjęcie do grupy terapeutycznej dokładnie tam, gdzie chciałam, choć oni uparcie twierdzili, że jestem na udział w niej zbyt zaburzona -
A ja lubię ból; pobieranie krwi, zastrzyki, lekki ból żołądka czy zęba itd. Sama nie okaleczam się od dawna, ale kilka lat temu zagaszenie na sobie w nerwach papierosa albo chlaśnięcie żyletą po kostce (bo tam nie widać) to był standard - ból mnie uspokajał.
-
Purpurowy "Szpital" tez jest całkiem niezły - trafiasz do niego z potłuczonym łokciem i okazuje się, że żona cię zdradza, syn jest gejem, a tak poza tym to masz guza mózgu. Btw. dzieciaki ze "Szkoły" zawożą zawsze do szpitala na Biskupińską właśnie
-
Irracjonalne poczucie winy - jak? dlaczego? za co?
cheiloskopia odpowiedział(a) na cheiloskopia temat w Depresja i CHAD
Trzymiesięczna terapia na oddziale dziennym miała charakter poznawczo-behawioralny właśnie i tak jak mówi NN4V- w tej kwestii nie przyniosła efektów. Wydaje mi się, że takie obwinianie się może być wynikiem towarzyszącego mi od dzieciństwa poczucia nadmiernej odpowiedzialności za wszystko i wszystkich dookoła - poczucie winy odczuwałam w związku z awanturami rodzinnymi i "imprezami", bo widziałam ścisły związek pomiędzy tym co robię (w jaki sposób sprzątam, odrabiam lekcje, wieszam pranie - cokolwiek) a upijaniem się rodziców - chore, wiem. Gdy miałam 13 lat urodził się mój brat i w chwili, gdy ojciec nawalony jak kopara przewrócił łóżeczko z trzytygodniowym maleństwem poczułam, że jestem za nie odpowiedzialna i muszę je za wszelką cenę chronić. Jako nastolatka nie miałam oparcia w dorosłych (wychowująca mnie babcia była już zbyt niedołężna, by mi pomagać), a byłam dość problematyczną małolatą i "lubiłam" napytać sobie biedy - zarówno w tej kwestii jak i w temacie leczenia (psycholog i psychiatra wyrokiem sądu rodzinnego, gdy zaalarmowałam chyba wszystkie możliwe instytucje o patologii, w jakiej żyjemy; zresztą cokolwiek by mi nie dolegało, od 13/14 roku życia chodziłam do lekarza sama), kołowania pieniędzy na leki "na głowę" (moja matka tak powiedziała - że jak jestem pierdolnieta i chora na głowę to mój problem i ona nie będzie tego sponsorować) itd. byłam zdana tylko na siebie, wiec odpowiedzialność z prawdziwego zdarzenia wpisała się w moje życie na długo wcześniej niźli powinna. -
Irracjonalne poczucie winy - jak? dlaczego? za co?
cheiloskopia odpowiedział(a) na cheiloskopia temat w Depresja i CHAD
Różnie to bywa. Odnośnie ojca czuję się strasznie z powodu wyroku, jaki dostał za znęcanie się nad moją skromną osóbką - wiem, że przez te dwie dekady poniewierania mną zasłużył na większą karę niż zawiasy, z których i tak nic sobie nie robi, ale mimo wszystko ciężko mi z myślą, że chciałam posłać własnego ojca za kraty (bo taką miałam nadzieję, że odsiedzi swoje, a ja będę miała spokój) . Bez sensu, prawda? Odnośnie matki poczucie winy tyczy się zgłoszenia opiece społecznej i szeregowi innych instytucji jej problemu alkoholowego; i tak pić nie przestała (przystopowała nieco, ale to raczej "zasługa" masy chorób, które wykryto u niej w ramach badań przed operacją serca). Ciągano ją po GOPSach, terapiach, co wciąż mi wypomina, a ja - choć chciałam dobrze - żałuję, że w ogóle próbowałam cokolwiek w tym temacie zrobić, że mówiłam ludziom, jak jest u nas w domu, że przeze mnie miała problemy... Odnośnie brata nie mogę sobie sobie wybaczyć, że rozpuściłam go jak przysłowiowy dziadowski bicz; zawsze byłam dla niego bardziej mamusią niż siostrą i pozwalałam mu niemal na wszystko. Poza tym nie potrafię sobie wybaczyć, że zostawiłam go teraz samego z alkoholikami i awanturnikami - wiem, że musiałam się wyprowadzić dla własnego zdrowia, a może nawet i życia (bo być może w końcu udałoby mi się powiesić albo otruć), ale... Odnośnie mojego pierwszego chłopaka, z którym zmarnowałam ponad sześć najlepszych lat życia, odczuwam poczucie winy, za to... że odeszłam! Nadużywał alkoholu i pomimo próśb i gróźb z mojej strony, nie chciał tego zmienić. Zresztą tak naprawdę go nie kochałam - byłam zadowolona, kiedy go nie było, natomiast on nasze rozstanie bardzo przeżył (nawet jego rodzina interweniowała w tej sprawie, żebym do niego wróciła). Odnośnie M., o którym ostatnio dużo tutaj pisałam, czuję się jak potwór, bo nie chcę, naprawdę nie chcę z nim być, a on dla odmiany bardzo mnie kocha. Odnośnie mojej ukochanej babci, która mnie wychowała... Bardo żałuję, że doceniłam ją dopiero - jak to często bywa - po śmierci. Kłóciłyśmy się nieustannie przez mój agnostycyzm i nie tylko; potrafiłam się obrazić i kilka dni do niej nie zaglądać, a ona tak naprawdę na co dzień nie miała nikogo - siedziała sama w czterech ścianach. Gryzie mnie to bardzo odkąd dotarło do mnie, że ona nie żyje - zmarła w 2007 roku (rozsypałam się wtedy zupełnie), ale rok później to sobie tak naprawdę uświadomiłam (może dlatego, że stopniowo zmniejszałam dawki leków i pewne rzeczy zaczęły do mnie docierać). Największe poczucie winy jednak odczuwam w związku z K., który umiał je wpajać jak nikt inny. Tylko jego tak naprawdę w życiu kochałam i choć wiem, że był idiotą, kłamcą i zakompleksionym damskim bokserem, wyrzucam sobie wciąż, że bylibyśmy szczęśliwi, gdybym JA była inna; pozwalałam włazić sobie na głowę, znosiłam dzielnie, wszystkie przykrości, obelgi, wybaczałam rzeczy, których nie powinnam, przez co stracił do mnie szacunek (o ile w ogóle potrafi kogokolwiek szanować, bo z perspektywy czasu widzę, że chyba niekoniecznie). No i cholera znowu mi się płakać zachciało... -
A ja dziś mam żołądek przyklejony do kręgosłupa i ni hu hu nic w siebie nie jestem w stanie wcisnąć...
-
A mi się dzidziuś marzy :) Tylko na horyzoncie żadnego potencjalnego tatusia...
-
Skończyć koleżance ten cholerny licencjat (podjęłam się napisania i z przykrością stwierdzam, że jeszcze nigdy, przenigdy aż tak bardzo nie miałam pojęcia, o czym tworzę)...
-
detektywmonk a zasadził Panu kto kiedy kopa w dupe?
-
Ja tylko "Szkołę" oglądam - takie głupie, że aż śmieszne.
-
Moja mama ma kochanka.
cheiloskopia odpowiedział(a) na madelajn temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Madelajn Miałam podobnie - kiedy ojciec wytrzeźwiał, patrzyłam, jak tępo gapi się w pustą ścianę, bo przez nieopłacone rachunki zablokowali mu kanały w TV... i było mi go żal. To nic, że poprzedniego dnia wyzywał mnie od szmat, szczurów, darmozjadów (co dla mnie było zupełnie niezrozumiałe, bo to on był bezrobotny, a nie ja), wyganiał mnie z domu; gdy nie pił, nawet sama częstowałam go papierosem, robiłam mu kawę... W końcu zrozumiałam, że tak działa nasz mechanizm (nasz, czyli DDA) - jeśli są trzeźwi, czujemy wdzięczność oraz wstyd za poczucie obrzydzenia i wręcz nienawiść żywione doń wcześniej, gdy pili. Ja też swojego ojca, mimo wszystko, kocham. Mimo bicia, poniżania, wyrzucania z domu. Kiedy chlał (a w sumie to ciągle chla), po prosto go nienawidziłam. -
Chyba ciężko się którejkolwiek wstrzelić :)
-
gdzie? i skąd taki wniosek?
-
Malkontenci narzekający na malkontenctwo bliźnich.
-
A komuś może być bardzo przykro, że oceniasz go jako idiotę. Przepraszam, mam dzisiaj ciężki dzień i lekko kąsam...
-
A nazywanie wszystkich dookoła idiotami jest mocne? Wydaje Ci się, że jesteś tu najmądrzejszy - to zakrawa na megalomanię. Po prostu przeraża mnie agresja słowna w tym wątku.
-
http://sjp.pl/idiotyzm https://pl.wikipedia.org/wiki/Niepe%C5%82nosprawno%C5%9B%C4%87_intelektualna_w_stopniu_znacznym Zastanów się, zanim kogoś nazwiesz idiotą, bo Ciebie też można tak postrzegać. Jakoś bonsai ma podobne do Twoich poglądy i nie bluzga na nikogo przestawiając swoje racje. Można? Można.
-
Taaa, "idiota" to komplement wręcz. Ciężko Ci pewnie wśród nas, idiotów, za których trzeba nawet wujka google używać.
-
Bo, pozwolę sobie na kolokwializm, strasznie mnie wkurwia, kiedy ludzie w ramach "dyskusji" obrażają siebie nawzajem, wyzywają od idiotów i z wymiany poglądów robi się ogólna walka - każdy na chama przekonuje do swoich racji. Czemu nie można po prostu przedstawić swojego stanowiska w sposób nieuwłaczający drugiej stronie? Fakt, może pytanie było niepotrzebne, ale jestem strasznie rozkojarzona i słabo trybię dzisiaj.
-
Poczekaj, zrobię tabelkę w exelu
-
Skoro Kalebx3 widzi sens i pociechę w modlitwie, po co dewaluować wyznawane przez niego wartości. Chodziło mi tylko o to, że wyzywanie wierzących ludzi od idiotów i przekonywanie ich na siłę, że są słabi i głupi mija się celem. Sama nie jestem wierząca, ale szanuję poglądu innych. Pytam tylko, czy nie mają wątpliwości wierząc w coś, co być może jednak nie istanieje (bo bez dowodów nie mozna ani teorii potwierdzić, ani jej zaprzeczyć).