Skocz do zawartości
Nerwica.com

cheiloskopia

Użytkownik
  • Postów

    1 099
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez cheiloskopia

  1. U mnie z funduszami kiepsko, dlatego zdana jestem na cudowny NFZ, który w kwestii jakichkolwiek terapii wychodzi z założenia "brać co jest i nie wydziwiać" Nawet dziewczynę ze zdiagnozowaną silną hemofobią wcisnięli na oddział leczenia nerwic, bo nie mieli jej nic innego do zaoferowania :)
  2. cheiloskopia

    Witam

    Widzisz - zaczyna dzialać :) teraz bedzie już tylko lepiej - glowa do góry
  3. Tylko wiesz, jak to jest z terapiami w Polsce Szukając takiej typowo dla DDA, odsyłali mnie od Annasza do Kajfasza i proponowali wciąż ten sam rodzaj leczenia, któremu już się poddałam i jakoś pewnych rzeczy mimo wszystko nie ogarnęłam. Ale jestem uparta - załatwiłam sobie w końcu po kilkutygodniowych negocjacjach i mnóstwie telefonów przyjęcie do grupy terapeutycznej dokładnie tam, gdzie chciałam, choć oni uparcie twierdzili, że jestem na udział w niej zbyt zaburzona
  4. A ja lubię ból; pobieranie krwi, zastrzyki, lekki ból żołądka czy zęba itd. Sama nie okaleczam się od dawna, ale kilka lat temu zagaszenie na sobie w nerwach papierosa albo chlaśnięcie żyletą po kostce (bo tam nie widać) to był standard - ból mnie uspokajał.
  5. cheiloskopia

    Filmy i seriale

    Purpurowy "Szpital" tez jest całkiem niezły - trafiasz do niego z potłuczonym łokciem i okazuje się, że żona cię zdradza, syn jest gejem, a tak poza tym to masz guza mózgu. Btw. dzieciaki ze "Szkoły" zawożą zawsze do szpitala na Biskupińską właśnie
  6. Trzymiesięczna terapia na oddziale dziennym miała charakter poznawczo-behawioralny właśnie i tak jak mówi NN4V- w tej kwestii nie przyniosła efektów. Wydaje mi się, że takie obwinianie się może być wynikiem towarzyszącego mi od dzieciństwa poczucia nadmiernej odpowiedzialności za wszystko i wszystkich dookoła - poczucie winy odczuwałam w związku z awanturami rodzinnymi i "imprezami", bo widziałam ścisły związek pomiędzy tym co robię (w jaki sposób sprzątam, odrabiam lekcje, wieszam pranie - cokolwiek) a upijaniem się rodziców - chore, wiem. Gdy miałam 13 lat urodził się mój brat i w chwili, gdy ojciec nawalony jak kopara przewrócił łóżeczko z trzytygodniowym maleństwem poczułam, że jestem za nie odpowiedzialna i muszę je za wszelką cenę chronić. Jako nastolatka nie miałam oparcia w dorosłych (wychowująca mnie babcia była już zbyt niedołężna, by mi pomagać), a byłam dość problematyczną małolatą i "lubiłam" napytać sobie biedy - zarówno w tej kwestii jak i w temacie leczenia (psycholog i psychiatra wyrokiem sądu rodzinnego, gdy zaalarmowałam chyba wszystkie możliwe instytucje o patologii, w jakiej żyjemy; zresztą cokolwiek by mi nie dolegało, od 13/14 roku życia chodziłam do lekarza sama), kołowania pieniędzy na leki "na głowę" (moja matka tak powiedziała - że jak jestem pierdolnieta i chora na głowę to mój problem i ona nie będzie tego sponsorować) itd. byłam zdana tylko na siebie, wiec odpowiedzialność z prawdziwego zdarzenia wpisała się w moje życie na długo wcześniej niźli powinna.
  7. Różnie to bywa. Odnośnie ojca czuję się strasznie z powodu wyroku, jaki dostał za znęcanie się nad moją skromną osóbką - wiem, że przez te dwie dekady poniewierania mną zasłużył na większą karę niż zawiasy, z których i tak nic sobie nie robi, ale mimo wszystko ciężko mi z myślą, że chciałam posłać własnego ojca za kraty (bo taką miałam nadzieję, że odsiedzi swoje, a ja będę miała spokój) . Bez sensu, prawda? Odnośnie matki poczucie winy tyczy się zgłoszenia opiece społecznej i szeregowi innych instytucji jej problemu alkoholowego; i tak pić nie przestała (przystopowała nieco, ale to raczej "zasługa" masy chorób, które wykryto u niej w ramach badań przed operacją serca). Ciągano ją po GOPSach, terapiach, co wciąż mi wypomina, a ja - choć chciałam dobrze - żałuję, że w ogóle próbowałam cokolwiek w tym temacie zrobić, że mówiłam ludziom, jak jest u nas w domu, że przeze mnie miała problemy... Odnośnie brata nie mogę sobie sobie wybaczyć, że rozpuściłam go jak przysłowiowy dziadowski bicz; zawsze byłam dla niego bardziej mamusią niż siostrą i pozwalałam mu niemal na wszystko. Poza tym nie potrafię sobie wybaczyć, że zostawiłam go teraz samego z alkoholikami i awanturnikami - wiem, że musiałam się wyprowadzić dla własnego zdrowia, a może nawet i życia (bo być może w końcu udałoby mi się powiesić albo otruć), ale... Odnośnie mojego pierwszego chłopaka, z którym zmarnowałam ponad sześć najlepszych lat życia, odczuwam poczucie winy, za to... że odeszłam! Nadużywał alkoholu i pomimo próśb i gróźb z mojej strony, nie chciał tego zmienić. Zresztą tak naprawdę go nie kochałam - byłam zadowolona, kiedy go nie było, natomiast on nasze rozstanie bardzo przeżył (nawet jego rodzina interweniowała w tej sprawie, żebym do niego wróciła). Odnośnie M., o którym ostatnio dużo tutaj pisałam, czuję się jak potwór, bo nie chcę, naprawdę nie chcę z nim być, a on dla odmiany bardzo mnie kocha. Odnośnie mojej ukochanej babci, która mnie wychowała... Bardo żałuję, że doceniłam ją dopiero - jak to często bywa - po śmierci. Kłóciłyśmy się nieustannie przez mój agnostycyzm i nie tylko; potrafiłam się obrazić i kilka dni do niej nie zaglądać, a ona tak naprawdę na co dzień nie miała nikogo - siedziała sama w czterech ścianach. Gryzie mnie to bardzo odkąd dotarło do mnie, że ona nie żyje - zmarła w 2007 roku (rozsypałam się wtedy zupełnie), ale rok później to sobie tak naprawdę uświadomiłam (może dlatego, że stopniowo zmniejszałam dawki leków i pewne rzeczy zaczęły do mnie docierać). Największe poczucie winy jednak odczuwam w związku z K., który umiał je wpajać jak nikt inny. Tylko jego tak naprawdę w życiu kochałam i choć wiem, że był idiotą, kłamcą i zakompleksionym damskim bokserem, wyrzucam sobie wciąż, że bylibyśmy szczęśliwi, gdybym JA była inna; pozwalałam włazić sobie na głowę, znosiłam dzielnie, wszystkie przykrości, obelgi, wybaczałam rzeczy, których nie powinnam, przez co stracił do mnie szacunek (o ile w ogóle potrafi kogokolwiek szanować, bo z perspektywy czasu widzę, że chyba niekoniecznie). No i cholera znowu mi się płakać zachciało...
  8. A ja dziś mam żołądek przyklejony do kręgosłupa i ni hu hu nic w siebie nie jestem w stanie wcisnąć...
  9. A mi się dzidziuś marzy :) Tylko na horyzoncie żadnego potencjalnego tatusia...
  10. Skończyć koleżance ten cholerny licencjat (podjęłam się napisania i z przykrością stwierdzam, że jeszcze nigdy, przenigdy aż tak bardzo nie miałam pojęcia, o czym tworzę)...
  11. cheiloskopia

    Filmy i seriale

    detektywmonk a zasadził Panu kto kiedy kopa w dupe?
  12. cheiloskopia

    Filmy i seriale

    Ja tylko "Szkołę" oglądam - takie głupie, że aż śmieszne.
  13. Madelajn Miałam podobnie - kiedy ojciec wytrzeźwiał, patrzyłam, jak tępo gapi się w pustą ścianę, bo przez nieopłacone rachunki zablokowali mu kanały w TV... i było mi go żal. To nic, że poprzedniego dnia wyzywał mnie od szmat, szczurów, darmozjadów (co dla mnie było zupełnie niezrozumiałe, bo to on był bezrobotny, a nie ja), wyganiał mnie z domu; gdy nie pił, nawet sama częstowałam go papierosem, robiłam mu kawę... W końcu zrozumiałam, że tak działa nasz mechanizm (nasz, czyli DDA) - jeśli są trzeźwi, czujemy wdzięczność oraz wstyd za poczucie obrzydzenia i wręcz nienawiść żywione doń wcześniej, gdy pili. Ja też swojego ojca, mimo wszystko, kocham. Mimo bicia, poniżania, wyrzucania z domu. Kiedy chlał (a w sumie to ciągle chla), po prosto go nienawidziłam.
  14. Chyba ciężko się którejkolwiek wstrzelić :)
  15. Malkontenci narzekający na malkontenctwo bliźnich.
  16. A komuś może być bardzo przykro, że oceniasz go jako idiotę. Przepraszam, mam dzisiaj ciężki dzień i lekko kąsam...
  17. A nazywanie wszystkich dookoła idiotami jest mocne? Wydaje Ci się, że jesteś tu najmądrzejszy - to zakrawa na megalomanię. Po prostu przeraża mnie agresja słowna w tym wątku.
  18. http://sjp.pl/idiotyzm https://pl.wikipedia.org/wiki/Niepe%C5%82nosprawno%C5%9B%C4%87_intelektualna_w_stopniu_znacznym Zastanów się, zanim kogoś nazwiesz idiotą, bo Ciebie też można tak postrzegać. Jakoś bonsai ma podobne do Twoich poglądy i nie bluzga na nikogo przestawiając swoje racje. Można? Można.
  19. Taaa, "idiota" to komplement wręcz. Ciężko Ci pewnie wśród nas, idiotów, za których trzeba nawet wujka google używać.
  20. Bo, pozwolę sobie na kolokwializm, strasznie mnie wkurwia, kiedy ludzie w ramach "dyskusji" obrażają siebie nawzajem, wyzywają od idiotów i z wymiany poglądów robi się ogólna walka - każdy na chama przekonuje do swoich racji. Czemu nie można po prostu przedstawić swojego stanowiska w sposób nieuwłaczający drugiej stronie? Fakt, może pytanie było niepotrzebne, ale jestem strasznie rozkojarzona i słabo trybię dzisiaj.
  21. Poczekaj, zrobię tabelkę w exelu
  22. Skoro Kalebx3 widzi sens i pociechę w modlitwie, po co dewaluować wyznawane przez niego wartości. Chodziło mi tylko o to, że wyzywanie wierzących ludzi od idiotów i przekonywanie ich na siłę, że są słabi i głupi mija się celem. Sama nie jestem wierząca, ale szanuję poglądu innych. Pytam tylko, czy nie mają wątpliwości wierząc w coś, co być może jednak nie istanieje (bo bez dowodów nie mozna ani teorii potwierdzić, ani jej zaprzeczyć).
×