Skocz do zawartości
Nerwica.com

bei

Użytkownik
  • Postów

    1 586
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez bei

  1. Ja trochę z innej beczki. Jak zachowałby się człowiek, który nie ma problemów psychicznych, gdy ktoś w jego obecności drapałby się po jadrach, których nie mył od tygodnia, po czym dotykał by różnych przedmiotów, klamek, jedzenia itd? Pytanie jest na serio.
  2. Ja mam jakieś dziwne wahania nastroju. Nie wiem czy lek ma na to wpływ. Może się za bardzo nastawiłam, że działa pozytywnie i wszystko co tego nie potwierdza mnie wkurza . I tak raz potrafię być miła, sympatyczna, a inny wybuchnąć. Z tym że te rzeczy zawsze mnie wkurzały, może za wiele oczekuję, choć w sumie sama nie wiem czego . Ciekawe jak ktokolwiek ma mnie zrozumieć, jak sama w ogóle tego nie ogarniam .
  3. Liberty, bardzo milo z Twojej strony ze pytasz, naprawdę . Chwile nie udzielałam się w wątku bo mam urwanie głowy z sesją. Pierwsza wizytę mam w połowie lipca, zobaczymy jak będzie. Jeśli to nie tajemnica chciałam zapytać jak Twój mąż reagował na Twoja chorobę? Poznałaś go gdy byłaś już chora? Czasami o tym myślę, jak duży pływ nerwica ma na życie z drugim człowiekiem, gdy ludzie decydują się być z sobą na dobre i złe. Ojakdobrze, jak już pisałam wcześniej modlitwa też kiedyś mi pomogła. Może to głupio zabrzmi (w sensie takie odkładanie na konkretny czas) ale na wakacjach planuję zacząć się modlić Nowenną Pompejańską. O tym aby to wszystko ignorować słyszałam wielokrotnie od księży, jak pewnie wiesz nie jest to jednak takie proste. Czasami nie wiem czy coś jest faktycznie moją wina, czy objawem choroby. Co do jedzenia to mniej więcej z chwilą podjęcia leczenia zmieniłam nawyki żywieniowe (chodziło mi o zrzucenie kilku kilogramów). Więc odżywiam się w miale ok , regularne posiłki, nie jem białego pieczywa, herbatę przestałam słodzić, zamieniłam ją na zieloną,itd. Faktycznie czasami zajadałam problemy i choć z jednej strony uważałam, że jestem za gruba to potrafiłam zajadać się plackiem (w nienormalnych ilościach). W sumie nawet o tym nie wspomniałam psychiatrze. Mam wrażenie że dużo osób u wielu osób nerwica działa na zasadzie: nie mogę (mogę) czegoś zrobić, bo coś się stanie. U mnie jest trochę inaczej. Jeśli chodzi o bakteriofobie to po prostu się brzydzę. Jest to bardzo trudne do zrozumienia, ale naprawdę nie chcę żeby inni to w taki sposób odbierali, żeby sprawiało m to przykrość. Miałam też objawy typu powtarzanie tej samej modlitwy, bo się pomyliłam, rozdrażniłam... i uznawałam że tak trzeba, że inaczej się nie liczy. Strasznie mnie to męczyło, bo ile razy można mówić od początku np. dziesiątek różańca. Lovely, nie wiem w jakim nurcie psychoterapeutka którą wybrałam prowadzi terapię . Wiem że na nfz może prowadzić terapię dla zaburzeń nerwicowych (bo tak mi powiedziała). Wybrałam ja głównie dlatego że jest certyfikowaną psychoterapeutką Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Bardzo chciałabym żeby nauczyła mnie właśnie tego o czym piszesz, ale jak będzie to się zobaczy. Uważam że sama nie dam sobie rady, problem byłby pewnie z tą odwagą. Przeczytałam już wcześniej na forum że najlepszą terapią w moim przypadku będzie poznawczo-behawioralna. Niestety chyba nie jest ona dostępna na nfz (przynajmniej w Rzeszowie nie udało mi się takowej znaleźć), a ja nie mam innej możliwości.
  4. U mnie zotral dobrze działa. Objawy pomału ustępują, skutków ubocznych brak. Na razie zostaję na 100, przez kolejny miesiąc.
  5. bei

    Wkurza mnie:

    to w jaki sposób mój tata je siorbanie, mlaskanie, picie prosto z talerza, jedzenie nożem z pojemniczka serka topionego (po czym wstawienie go do lodówki) sorry: na twarzy czuję zapach jego beknięcia (dodam że zawsze wali czosnek do żurku)
  6. jasaw, idę w lipcu na pierwsze spotkanie z psychoterapeutką. Starałam się właśnie wytłumaczyć psychiatrze że tego też się boję, że mnie to przeraża, że będzie to dla mnie upokarzające (to co mam powiedzieć, nie chodzi mi o fakt leczenia). Usłyszałam że może ma złe podejście i że to nie jest wstyd ani upokorzenie (chociaż nie wiedziała o co mi chodzi .) Ze mną jest chyba bardziej coś nie tak niż mi się wydaje .
  7. Byłam dzisiaj u psychiatry. Nie podobało mi się. Siedziałam w gabinecie jakieś pół godz, niby wszystko ok, ale poczułam się trochę tak jakby psychiatra mnie nie lubiła. Powiedziałam jej, że boje się działania leków, że boje się wyleczenia, na co ona zapytała mnie czy chce się wyleczyć? Nie umiałam odpowiedzieć że tak . Zrobiło mi się przykro. Odebrałam to trochę na zasadzie, "to czego ty chcę". Gdybym nie chciała to po co bym tam poszła? Przecież nie sprawia mi przyjemności opowiadanie o sobie takich rzeczy. Jak powiedziałam, że się tego boję to powiedziała, że miała nadzieję, że się uciesze, że objawy ustępują. Poczułam się dziwnie, tak jakbym nie spełniła jej oczekiwań . Powiedziała że potrzebuję pomocy, ze mam do niej prawo. Tylko że ja właśnie takiej pomocy potrzebuje jak osoba z lękami... . Mam wrażenie że psychiatra ma mi za złe podejście do leczenia itd. Powiedziała, że mam potrzebę mówienia o sobie. Jak mam nie mieć jak wszystko duszę w sobie i nie mam o tym z kim pogadać (pomijając fakt że pewnie i tak bym nie umiała). Może ona wcale nie chciała tego słuchać, nie zasugerowała że za dużo mówię, ale może faktycznie tak było... . Na koniec powiedziała żebym się nie bała ustępowania objawów (jakby to było takie proste ), nie odpowiedziała na do widzenie... Jeszcze mam wyrzuty, że osoba za mną musiała czekać . Sorry za jakość tekstu, ale nie ma teraz siły twórczej .
  8. Liberty, to miło, że rozumiesz i nawet mogę w to uwierzyć bo przeszłaś przez coś podobnego. Mi też to wszystko zajmowało i niestety nadal zajmuje mnóstwo czasu. W liceum codziennie spóźniałam się na lekcje (gdy autobus już odjeżdżał ja nadal zajmowałam łazienkę), teraz jest trochę lepiej pod tym względem, choć tak naprawdę wcale nie jest, po prostu musiałam się jakoś dostosować do sytuacji- do życia. Psychoterapii myślę, że nie potrafię się nie bać ;(, tzn. nie przeraża mnie pierwsza wizyta, psychoterapeutka itd., ale to co będę musiała powiedzieć. W sumie od samego początku będę musiała się z tym zmierzyć, bo pewnych rzeczy po prostu nie da się obejść. Nawet u psychiatry nie trzeba tak bardzo zagłębiać się w szczegóły, a na terapii chyba o to chodzi, boje się nawet myśleć o tym . Natrętne myśli to nie tylko przymus mówienia. Często mam np. złe myśli na temat Boga, przez nie po spowiedzi myślę, że nie mogę przyjąć Komunii. Teraz już wiem, że to nie jest do końca tak jak myślałam na początku (uważałam np. że w dniu bierzmowania przyjęłam Komunie choć może nie powinnam, bałam że sakrament jest nieważny (spowiadałam się na dzień przed, tak naprawdę to dwa razy z myślą, że to przed bierzmowaniem). Po spowiedzi zdarza mi się walczyć o to żeby nie myśleć źle o tacie, żeby te myśli nie były grzechem.... . Niektóre objawy nasilają się gdy mam np. iść do spowiedzi, potrafię wtedy kilka razy przed wyjściem iść do toalety, myć ręce, ciągle znajduję coś co muszę jeszcze poprawić... teraz rzadko się spowiadam . Ta nerwica jest jednak okropną chorobą...
  9. farfalla439, to że spotyka się z innymi znajomymi to chyba dobrze , nigdy mi się nie podobało jak ktoś uwarza że ktoś jest "jego przyjacielem", "jego chłopakiem/dziewczyną" i od innych powinien się trzymać z daleka. Po co chcesz się z nią rozmówić, naprawdę zależy Ci żeby zrobić z tego aferę na całą szkołę? Choć po części Cię rozumiem (nie odbieraj moich słów jako atak na Twoją osobę. Jak masz jej powiedzieć?- spokojnie . Tak naprawdę trudno tu coś powiedzieć, bo nie wiadomo dokładnie jak to jest, ale skoro jesteś osobą "zupełnie niekłótliwą" to może taką pozostań, po co robić w tej sytuacji coś wbrew swojej naturze;) Pamiętaj, że raz wypowiedzianych słów się nie cofnie. Powodzenia .
  10. wieslawpas, poczytaj na necie jak Cię to interesuje. Ja też nie mam pojęcia co to jest, także milo mi dołączyć do grona dziwnie usposobionych według devnull . Co więcej odnoszę dziwne wrażenie, że zdecydowana większość społeczeństwa nigdy o czymś takim nie słyszała .
  11. amelia83, doskonale rozumiem. Też schudłam ponad 10 kg:). Na początku byłam załamana tym spadkiem w biuście, ale dzisiaj już nie jest tak źle.
  12. Witaj w klubie . Dwa tygodnie temu moja reakcja była dokładnie taka sama, teraz pomału staram się z tym pogodzić.
  13. Liberty, dziękuję za miłe słowa ;*. Jeśli chodzi o moje problemy to na pewno na chwilę obecną jest to skrupulatyzm i bakteriofobia. Dużo w życiu zawaliłam, leczenie zaczęłam niedawno, choć objawy nerwicy mam od kilku lat. Przez lata trochę się one zmieniały, przede wszystkim dochodziły nowe, a stare wcale do końca nie ustępowały. Dużo natręctw mam na tle religijnym. Na początku nie wiedziałam, że to jest choroba , byłam przekonana że to moja wina (np. że natrętne myśli to grzech...). Bardzo mnie to wtedy męczyło, choć nie mogę powiedzieć, że teraz nie męczy. Kilkakrotnie słyszałam od księży, że jesteś skrupulatką. To właśnie kilka lat temu po raz pierwszy wizytę u lekarza polecił mi spowiednik, byłam od niej o krok (już nawet dzwoniłam się zapisać), ale nic z tego nie wyszło. Potem doszła bakteriofobia, która także się zmieniała. Miałam taki czas, że myłam ręce 1h a kąpałam się 3h, że nie chciałam wstawać z łóżka, że chciałam umrzeć... jeśli się to nie skończy. Wtedy dużo się modliłam i chyba Bóg mi pomógł- zdałam maturę, studiuję... Teraz widzę, że lek który biorę trochę mi pomaga (pewnie inni tego nie zauważają, ale ja to czuje), strasznie się tego boję (wiem że to dziwne- boję się wyleczenia), na razie nie umiem sobie tego wyobrazić, że mogłabym w domu dotknąć pewnych rzeczy, (poza domem jest lepiej). Boję się psychoterapii, ponieważ mój umysł "podsuwa mi" że muszę coś powiedzieć, coś co jest najbardziej wstydliwe, upokarzające itd. Od dawna tak jest, np. wiele razy na spowiedź słyszałam, że to nie grzech, że nie muszę o tym mówić, ale ja nie potrafiłam, a teraz już nie potrafię mówić o tych rzeczach (bo doszły do takiego stopnia że boję się że np. znieważę nimi spowiedź). Z psychoterapią pewnie będzie podobnie, będę ciągle myślała, że powinnam się upokorzyć, że jak tego nie zrobię to się nie liczy... a ja nie chce. Boję się tej psychoterapii, tego rozdrapywania bolesnych wspomnień, tego grzebania w sobie i w przeszłości . Z drugiej strony myślę, że jest to dla mnie szansa, że bez niej z tego nie wyjdę...
  14. Liberty, nie bardzo wiem jak mogę to uciąć , musi mi ktoś w tym pomóc bo to za bardzo we mnie siedzi, za bardzo się boję (w sumie nie wiem czego) .
  15. Liberty, no jak akurat dopiero zaczynam leczenie, choć objawy nn mam od dawna . Na razie chodzę do psychiatry (biorę leki), w lipcu mam pierwsze spotkanie z psychoterapeutką. Podobnie jak Ty, myślę że Pan Bóg dużo może (może wszystko), kiedyś bardzo mi pomógł, wierzę że to dzięki Niemu teraz w ogóle funkcjonuje. Tyle że ja kilka razy słyszałam od księży (na spowiedzi) bym poszukała pomocy u lekarza. Mam nadzieję że kiedyś poczuję się tak dobrze jak Ty i że Ty już nigdy nie będziesz się czuła tak źle jak kiedyś .
  16. essprit, a bo ja zdolna jestem . A tak na serio to nic nie pominęłam, wszystko przeczytałam, tyle że dla mnie to naprawdę duża kasa i tyle. Po prostu dla jednego 5000 to średnio, dla kogoś kto wychowywała się w domu w którym rodzina utrzymywała się powiedzmy za 1000 zł, to jest to dla niego mega dużo pieniędzy... Myślę że problem może być w tym, że: - nigdy o tym nie myślałam, - pewnie wcale nie tak dawno w ogóle nie wiedziałam, że jest taki zawód - sama zaczęłam leczenie kilka lat po wystąpieniu pierwszych objawów, więc przykładem nie świecę - nie chciało by mi się zaczynać nowych studiów - nie mam asy na te całe szkolenia - raczej się do tego nie nadaję - wbrew pozorom kasa nie jest dla mnie najważniejsza (jeśli chodzie o te 200zł) Dlaczego ludzie płacą taką kasę? Ok, może dla kogoś to nie są duże pieniądze, ale to jest po prostu dziwne jak piszesz 90zł/5min. Jak to się ma do ludzi którzy też ciężko pracują za nieporównywalnie mniejszą kwotę? Tak wiem, temat jest o psychoterapii a nie o psychiatrach, ale w sumie ja ich także miałam na myśli.
  17. refren, nie wiem na ile samo myślenie tutaj pomoże. Ja też myślałam (lata) , czekałam aż to wszystko samo przejdzie... efekt był taki, że owszem może niektóre rzeczy stawały się jakby mniej męczące, za to zastępowały je inne, które czasami wydawały mi się jeszcze gorsze... U mnie na przestrzeni kilku lat wystąpiły tak różne objawy, że mogłabym posłużyć za jakiś książkowy przykład . Teraz oczywiście sobie myślę, że mogłoby być całkiem inaczej, gdybym wcześniej zaczęła leczenie... ladywind, popieram.
  18. zorzynek, jeszcze mają kasę z nfz, nie tylko z prywatnych wizyt...
  19. Znachor znachor no ok musi wydać, ale żeby wydać też musi ja mieć . Nie wiem czy ktoś pochodzący np. z biednej rodziny ma w ogóle taką szanse. Ok, jasne może pracować i sobie zarobić, z tym że mógłby się tym prawdopodobnie zająć dopiero jak uskłada kasę, bo studiowanie medycyny i pracowanie na nockach w markecie to średnio widzę. Połowa z tego= 50 zł/50 min . No chyba biorąc pod uwagę to co wcześniej napisałam i tak nieźle, chyba nawet bardzo nieźle. Mi się zdarzyło pracować za 4,96 zł/h, tak że wiesz...
  20. Udało mi się otworzyć kokos (otwierałam pierwszy raz w życiu).
  21. tarantula, no ja niby ćwiczę trzy razy w tygodniu. Ale przecież sport to tylko 30%, a resztę to dieta (regularność posiłków, zdrowe odżywianie). Co jak taki lek np. pobudzi apetyt na słodycze, będzie się ciągle czuło głód, zatrzyma wodę w organizmie itd... . Nawet ćwicząc, biegając, chodząc na siłownie itd. nic się nie zdziała bo ile można spalić- 300 kcal? Zjesz coś więcej i już bilans wyrównany, albo i przekroczony
  22. generalnie jak ja bym miała tyle płacić, to myślę, że od razu bym na nic nie narzekała i zdrowa była i pewnie nawet mój lęk by mi przeszedł Taka cenowa terapia szokowa po porostu Gdzieś czytałam, że ceny terapii są właśnie czynnikiem motywującym . Ehh, zarobić 100 zł w 50 min, dla mnie niewyobrażalne. I pomyśleć że ludzie pracują za 50 zł dniówka, albo żyją za 600 zł renty (czasami mając do utrzymania rodzinę). Trochę to dziwne, jak np. taki psycholog pomaga jednej osobie która żali się z problemów z forsą i pewnie "bardzo ją rozumie", a potem kasuje od innej 100 zł .
  23. Ja nie używam żelu bakteryjnego "już" kilka dni, nie mam pojęcia ile, nie zwróciłam na to uwagi, bo na początku po prostu myślałam "a to jutro kupię", ale myślę, że z tydzień. Kiedyś jak nie miałam żelu w torebce to myślałam, że coś mnie trafi, no nie mogłam po prostu. Nie mówię, że już go nie kupię, bo pewnie tak. Chciałabym umieć go używać z umiarem, ale boje się, że znowu wystarczy mi na jakiś tydzień . We wtorek mam wizytę u psychiatry i trochę mnie korci żeby do tej pory nie kupować, to będę się mogła postępem pochwalić . .
×