Ojciec ma mnie generalnie gdzieś i go niewiele obchodzę. Z matką to bywa różnie, ale ostatnio nasze relacje się znacznie pogorszyły, kłócimy się o byle pierdołę. Często zdarza mi się, że podczas takiej kłótni(matka nie uważa tego za kłótnie) kiedy ona np zaczyna narzekać na swoje ciężkie życie wyrzucam jej to, że to przez nią tu jesteśmy i nasze życie jest takie a nie inne. Właśnie jestem po kilku ostrym kłótniach z mamą. Poszło o to, że zwolniłam się z ostatniej lekcji w szkole, bo się źle czułam. Matka uważa, że to sobie zmyśliłam, bo to była informatyka i na pewno oszukałam nauczycielkę. Powiedziałam jej, że skoro mi nie wierzy to niech sobie zadzwoni i zapyta nauczycielkę czy to rzeczywiście się źle czułam. I jeszcze o bierzmowanie poszło, bo do niego nie chcę iść. I tak kilka razy jedno i to samo od nowa.
Nie ma takiej opcji, tym bardziej, że połowa rodziny przez ojca ma nas w głębokim poważaniu.
O ile mi się nie odmieni i nie stchórzę, to bardzo możliwe, że pójdę jutro do naszej pani pedagog, bo nie mam już do tego kompletnie siły.